NIEKTÓRE CUDA O.PIO.docx

(48 KB) Pobierz

 

Pierwszy zanotowany cud Ojca Pio wydarzył się w roku 1908.  Mieszkał w tym czasie w klasztorze Montefusco.  Jednego dnia Ojciec Pio zebrał w pobliskim lesie kasztany do torby i wysłał w prezencie do Pietrelcina do jego cioci Darii.  Kobieta otrzymała kasztany, zjadła je, a torbę zatrzymała na pamiątkę.  Kilka dni później szukała czegoś w szufladzie gdzie jej mąż zwykle trzymał proch do pistoletu.  Był wieczór więc oświetlała sobie pokój świeczką. Nagle szuflada zapaliła się od świeczki, a od niej ciocia Daria. Szybko złapała torbę którą przesłał jej Ojciec Pio i przyłożyła do twarzy.  Momentalnie, ból zniknął, a żadnych ran, blizn i poparzeń nie pozostało na jej twarzy.

 

 

Zapach kwiatu pomarańczy
Krew pochodząca ze stygmatów Ojca Pio wydzielała nieopisanie przyjemną woń. Właśnie dlatego pewien lekarz badający stygmaty Ojca Pio lubił trzymać w szufladzie swojego biurka opatrunek, który pochodził z rany stygmatyka. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż lekarz ten od urodzenia pozbawiony był zmysłu węchu. Nie wszyscy przebywający w jego gabinecie cokolwiek czuli, wielu jednak pytało: "Skąd pochodzi ten osobliwy zapach?".

Również dr Sala, lekarz obecny przy śmierci Ojca Pio, dał świadectwo obecności tej miłej woni. "Kiedy ubierałem Ojca Pio w habit, który nosił przed śmiercią, nagle ogarnął mnie ten sam bardzo mocny zapach, jaki czułem tak wiele razy podczas moich prawie codziennych spotkań z bratem z Pietrelciny ". Przyjemny zapach świętości nie jest zjawiskiem całkiem nowym i dotyczącym tylko Ojca Pio. Również inni święci - choćby św. Teresa od Dzieciątka Jezus - posiadali łaskę roztaczania wokół siebie miłych woni.

Wypadku nie było
Pewna kobieta z San Giovanni Rotondo szła w lesie do tyłu zbierając jadalne kasztany.
Nagle poczuła niezwykły i bardzo miły zapach. Zatrzymała się i wtedy spostrzegła, że wystarczyłby jeszcze jeden jej krok do tyłu, a znalazłaby się na dnie głębokiego urwiska! Kiedy wróciła do miasteczka, spotkała Ojca Pio, który grzecznie ją napomniał: "Następnym razem patrz, gdzie stawiasz nogi!".

Bez słów
W 1910 roku Ojciec Pio przebywał w swojej rodzinnej Pietrelcinie. Dla proboszcza don Salvatore wiązał się z tym pewien kłopot. Niektórzy parafianie skarżyli się mianowicie, że Msze św. odprawiane przez Ojca Pio trwają zbyt długo. Don Salvatore był zmuszony siadać w głębi kościoła i czuwać. Kiedy Ojciec Pio wpadał w uniesienie i przeciągał którąś z modlitw, proboszcz przekazywał mu w myślach nakaz, aby kontynuował Mszę... i Ojciec Pio okazywał posłuszeństwo.

Niewidoma dziewczynka odzyskuje wzrok!
Gemma Di Giorgi urodziła się niewidoma. Nie posiadała źrenic. Lekarze nie dawali żadnej nadziei, by kiedykolwiek mogła odzyskać wzrok. A jednak.18 czerwca 1947 roku, w dniu swojej Pierwszej Komunii, którą przyjmowała z rąk o. Pio... zaczęła widzieć!
Dziewczynkę zaprowadzono do słynnego okulisty, który musiał przyznać - choć z medycznego punktu widzenia było to nieprawdopodobne, bo oczom dziewczynki nadal brakowało źrenic - że dziecko rzeczywiście widzi!

Cudowny powrót do zdrowia
Pewna 24 letnia kobieta, Józefina M., w następstwie wypadku utraciła władzę w prawej ręce. Pomimo wysiłków i wielu' operacji lekarze musieli skapitulować. Nie zrobił tego jednak ojciec młodej kobiety, który postanowił zabrać córkę do San Giovanni Rotondo. Ojciec Pio przyjął ich i obiecał uzdrowienie. Trzy miesiące później, w rocznicę otrzymania stygmatów przez św. Franciszka - w mieszkaniu rodziców Józefiny rozszedł się miły zapach. Ku zdziwieniu wszystkich utrzymywał się przez kwadrans. Przyczyna tego niezwykłego zjawiska stała się jasna dopiero, gdy okazało się, że ręka córki jest zdrowa. Ojciec Pio dotrzymał obietnicy!

Nie, generale! Czasem Ojciec Pio stawał się dziwnie "nieobecny". Kto go dobrze znał, nie niepokoił, się tym faktem. Wiedziano, że zakonnik obok innych zdumiewających darów posiadał i ten - bilokacji - mógł mianowicie przemieszczać się na odległość i przebywać w dwóch miejscach jednocześnie.

Tę zdolność wykorzystał, by uratować od grzechu i śmierci włoskiego generała Cardone. Po przegranej bitwie ten nieszczęśliwy człowiek postanowił popełnić samobójstwo. Wszedł do namiotu i zabronił komukolwiek tam wchodzić. Zdumiał się bardzo, gdy nagle ujrzał przed sobą kapucyna, który zwrócii się do niego słowami: "Nie zrobi pan tego, generale!". Oszołomiony wyskoczył z namiotu i wezwał wartownika: "Dlaczego pozwoliłeś wejść temu kapucynowi?" Żołnierz zdecydowanie stwierdził, że nikt do namiotu nie wchodził.

Po wojnie, kiedy Ojciec Pio stał się sławny, generał dowiedział się, kto go uratował. Postanowił udać się po cywilnemu do San Giovanni Rotondo. Kiedy znalazł się w pobliżu o. Pio, ten rozpoznał go odrazu i przesłał mu porozumiewawczy uśmiech!

 

Podczas drugiej wojny światowej, we Włoszech, racjonowano chleb.  W Ojca Pio klasztorze bywało dużo gości oraz biednych którzy żebrali o jedzenie.  Jednego dnia zakonnicy poszli do refektarza i zauważyli że w koszyku był tylko 1 kilogram chleba.  Bracia pomodlili się i siedli żeby się posilić.  Ojciec Pio wszedł do kościoła, a wychodząc po chwili, niósł kilka bochenków chleba w rękach.  Przełożony zapytał Ojca Pio: Skąd wziąłeś te bochenki?  Ojciec Pio odpowiedział: Pielgrzym przy drzwiach mi je dał. Wszyscy milczeli, ale każdy wiedział że tylko Ojciec Pio mógł spotkać takiego pielgrzyma.

 

Duchowna córka Ojca Pio czytała jego list przy drodze.  Wiatr powiał i wyrwał jej list z rąk. List leciał i leciał w dół drogi, przez łąkę aż wreszcie opadł na kamieniu.  W ten sposób kobieta odzyskała list.  Dzień później, spotkała Ojca Pio który jej rzekł, Musisz uważać na wiatr następnym razem.  Gdybym nie przytrzymał listu moją nogą, odleciałby daleko w dolinę

 

 

Pani Cleonice, córka kościoła Ojca Pio, opowiadała:  Podczas drugiej wojny światowej mój siostrzeniec trafił do niewoli.  Nie mieliśmy żadnych wieści o nim przez rok i zaczęliśmy obawiać się, że nie żyje.  Jednego dnia matka tego chłopca wybrała się do Ojca
FOTO15.jpg (4797 byte)
Pio,  uklękła przed jego konfesjonałem i zrozpaczona rzekła doń: Ojcze, powiedz mi, czy mój syn żyje.  Nie odejdę stąd, dopóki nie otrzymam od Ciebie odpowiedzi. Ojciec Pio współczuł jej serdecznie i ze łzami w oczach powiedział: Wstań i idź w pokoju, niewiasto. W kilka dni później, nie mogąc znieść już cierpienia jego rodziców, zdecydowałam sama poprosić Ojca Pio o cud.  Ojcze, napiszę list do mojego siostrzeńca Giovannino.  Na kopercie napiszę tylko jego imię i nazwisko, bowiem nie wiemy gdzie obecnie się znajduje.  A Ty i Twój Anioł Stróż znajdą go i sprawią, że ten list zostanie mu doręczony. Ojciec Pio nic nie odpowiedział więc ja szybko wzięłam się za pisanie listu.  Wieczorem, przed pójsciem spać położyłam go na stoliku, koło łóżka.  Następnego ranka, ku mojemu wielkiemu zdumieniu i przerażeniu list zniknął.  Udałam się więc do Ojca Pio aby złożyć mu dzięki lecz on powiedział: Złóż dzięki Naszej Pani.  Po niecałych dwóch tygodniach otrzymaliśmy odpowiedź od mojego siostrzeńca.  Szczęście spłynęło na całą naszą rodzinę i z głębi serca dziękowaliśmy Bogu i Ojcu Pio.

Podczas drugiej wojny światowej syn pani Luizy służył w brytyjskiej marynarce wojennej w randze oficera.  Modliła się ona wtedy za niego, za przyjęcie przez niego Wiary i za jego Zbawienie.  Pewnego dnia angielski pielgrzym zawitał do Rotundy San Giovanni niosąc ze sobą angielskie gazety.  Luiza chciała je przeczytać. Znalazła fragment artykułu o zatopieniu statku, na którym służył jej syn.  Natychmiast pobiegła z płaczem do Ojca Pio, który pocieszając ją, mówił:  Któż Ci powiedział, że Twój syn nie żyje? Istotnie, Ojciec Pio podał jej dokładną nazwę i adres hotelu, w którym zatrzymał się ów oficer po ocaleniu się z wraku na Atlantyku.  Czekał on tam na zlecenie nowego zadania.  Luiza nie zwlekając wysłała do syna list i po około dwóch tygodniach dostała od niego odpowiedź.  Żył i był zdrowy.

Pewna kobieta w Rotundzie San Giovanni była takim dobrym człowiekiem, że Ojciec Pio twierdził, iż niemożliwością byłoby znaleźć najmniejszą skazę w jej duszy, wymagającą wybaczenia.  Innymi słowy, całe jej życie prostą drogą prowadziło do nieba.  Pod koniec Wielkiego Postu Paolina poważnie zachorowała.  Wszyscy wzywani doktorzy zgodnie twierdzili, że jej stan jest beznadziejny.  Jej mąż i ich pięcioro dzieci udali się do klasztoru aby modlić się z Ojcem Pio i prosić go o pomoc.  Dwoje z dzieci chwyciło jego sutannę i wtulając w nią twarze, płakało.  Ojciec Pio rozgniewał się trochę ale zaraz starał się je pocieszyć.  Obiecał, że będzie modlić się za nich, ale to wszystko, co może dla nich zrobić! Po czasie, na początku Siódmej Godziny, zachowanie
http://www.padrepio.catholicwebservices.com/images/FOTO21.jpg
czcigodnego Ojca uległo zmianie: poprosił o uzdrowienie Paoliny i oznajmił, iż jej wskrzeszenie nastąpi w Wielki Poniedziałek.  Lecz w Wielki Piątek Paolina straciła przytomność, zapadając w śpiączkę.  Następnego dnia, w Sobotę, zmarła.  Część jej rodziny przyniosła jej suknię ślubną aby ubrać w nią zmarłą, zgodnie z tradycją.  Inni z kolei pobiegli do klasztoru prosić Ojca Pio o cud.  Odpowiedział im tylko: Będzie wskrzeszona i odszedł w stronę ołtarza odprawiać Mszę Świętą.  Kiedy zaczął śpiewać Gloria i rozległ się dźwięk dzwonków obwieszczający zmartwychwstanie Chrystusa, głos Ojca Pio załamał się; zaczął szlochać i oczy jego wypełniły się łzami.  W tym samym momencie Paolina została wskrzeszona.  Bez żadnej pomocy wstała z łóżka, uklękła i odmówiła Pacierz trzy razy.  Potem wstała i uśmiechnęła się.  A więc została uzdrowiona... a raczej wskrzeszona.  Albowiem Ojciec Pio nie powiedział, że wróci ona do zdrowia, lecz że zostanie wskrzeszona.  A zapytana o to, co się stało kiedy umarła, odpowiedziała: Wznosiłam się w górę, wyżej i wyżej, i kiedy otoczyła mnie wspaniała jasność, wróciłam z powrotem.

 

Pewna kobieta powiedziała: Moja pierworodna córka, która urodziła się w 1953. roku, została uratowana przez Ojca Pio kiedy miała osiemnaście miesięcy.  Rankiem 6. stycznia 1955. roku mój mąż i ja byliśmy w kościele na mszy świętej, a nasza córka była w domu z dziadkiem. Nastąpił wypadek: wpadła do wanny pełnej wrzątku.  Została poparzona na brzuchu i plecach.  Po godzinie przyszedł lekarz, obejrzał ją i kazał zabrać do szpitala, gdyż mogła umrzeć od ran oparzeniowych.  Z tego powodu nie dał nam żadnych lekarstw.  Po wyjściu doktora zaczęłam modlić się o pomoc Ojca Pio.  Było już prawie południe. Kiedy przygotowywałam się do pójścia do szpitala, moja córeczka, która była sama w swojej sypialni zawołała: Mamusiu, nie mam już oparzeń!  Kto uleczył Twoje rany? spytałam ją z wielkim zdumieniem, a ona odpowiedziała: Ojciec Pio przyszedł. Zasklepił moje rany kładąc swą rękę na poparzeniach. Istotnie, nie było nawet śladu na ciele mojej córeczki, mimo że lekarz dopiero co powiedział mi, że umrze.

 

Wieśniacy Rotundy San Giovanni z czułością wspominają to następujące zdarzenie.  Wiosną drzewa migdałowe zakwitły i obiecywały obfite plony.  Lecz niestety pojawiły się miliony żarłocznych gąsienic i pożarły liście i kwiaty.  Nie oszczędziły nawet skorup.  Po dwóch dniach nieudanych prób opanowania inwazji, wieśniacy dla których hodowla migdałów była jedynym źródłem utrzymania zdecydowali się porozmawiać o tym problemie z Ojcem Pio.  Ojciec Pio popatrzył na drzewa z okien swojego klasztoru i zdecydował się je pobłogosławić.  Nałożył święte szaty i począł się modlić.  Kiedy skończył, wziął wodę święconą i uczynił w powietrzu znak Krzyża Świętego w stronę drzew.  Następnego dnia gąsienice znikły ale drzewa wyglądały jak zeschnięte badyle.  To była istna katastrofa całe plony zostały zmarnowane.  To co wydarzyło się później było niewiarygodne.  Mieliśmy obfite plony, plony, jakich nigdy przedtem nie widzieliśmy, lecz jak to jest możliwe, żeby drzewa zaowocowały bez kwiatów?  Jak można otrzymać owoce z drzew wyglądających jak zeschnięte badyle?  Naukowcy nigdy nie znaleźli odpowiedzi na ten fenomen.

 

W ogrodzie klasztornym rosły cyprysowe, owocowe i iglaste drzewa.  W letnie popołudnia Ojciec Pio zasiadywał w ich cieniu ze swymi gośćmi i przyjaciółmi aby schronić się przed skwarem słońca.  Pewnego razu, kiedy Ojciec Pio rozmawiał z dużą grupą ludzi, całe mnóstwo ptaków zaczęło ćwierkać i hałasować w cieniu drzew.  Ptaki te skomponowały symfonię.  Ojciec Pio zniecierpliwiony symfonią zadarł głowę i powiedział: Cisza!  W tym momencie zamarł hałas ptaków, świerszczy i cykad. Ludzie obecni przy nim byli wielce oszołomieni.  Ojciec Pio przemówił do ptaków jak Święty Franciszek.

 

Pewien mężczyzna powiedział: Moja matka pochodzi z Foggi i była jedną z pierwszych córek kościoła Ojca Pio.  Poprosiła aby Ojciec Pio nawrócił i chronił mojego ojca.  W kwietniu 1945. roku mój ojciec został skazany na karę śmierci, która miała być wykonana przez pluton egzekucyjny.  Był przed plutonem kiedy nagle ujrzał Ojca Pio, który zjawił się, żeby go ocalić.  Dowądzący plutonem wydał rozkaz oddania ognia ale żaden z karabinów wymierzonych w mojego ojca nie wystrzelił.  Siedmiu żołnierzy i ich dowódca z niedowierzaniem sprawdzili swą broń lecz nie znaleźli w niej żadnych usterek.  Pluton znów wymierzył w mojego ojca i próbował oddać strzały po raz drugi lecz i tym razem karabiny nie wystrzeliły.  To tajemnicze i niewytłumaczalne zajście przerwało egzekucję.  Później mój ojciec otrzymał ułaskawienie od kary śmierci za zasługi w wojnie, za które otrzymał medal i gdzie również został kaleką.  Po powrocie do domu przeszedł na wiarę katolicką, otrzymał sakrament w Rotundzie San Giovanni i poszedł złożyć dzięki Ojcu Pio.  Dzięki temu spełnił się upragniony przez moją matkę cud, o który zawsze prosiła Ojca Pio: nawrócenie jej męża.

 

Ojciec Onorato opowiadał:  Przyjechaliśmy razem z moim kolegą motocyklem do Rotundy San Giovanni.  Dotarliśmy do klasztoru tuż przed południem.  Po oddaniu hołdu przełożonemu udałem się do sali jadalnej aby spotkać się z Ojcem Pio i pocałować jego rękę.  Muszę zauważyć, że mój motor był marki Osa, Ojciec Pio spytał się mnie więc: Synu, czy osa�...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin