RIVELV - DEMON AUTOR - "DRAVEN HTML : ARGAIL Opowiadanie zamieszczone za wiedz� i zgod� Autora 1. Rivelv uni�s� wzrok znad czyszczonej szabli. Ostrze zal�ni�o w padaj�cym przez okno blasku promieni s�onecznych. Siedzia� na ��ku w ma�ym, zakurzonym pokoiku wy�cielonym nied�wiedzi� sk�r�. Za nim w zmi�tej po�cieli le�a�a filigranowa posta� o zgrabnych, okr�g�ych kszta�tach uwydatniaj�cych si� spod bia�ej cienkiej ko�derki. Po tym jak dosta� si� do Viliany, sam nie m�g� uwierzy� temu co si� sta�o. Temu jak to wszystko si� szybko potoczy�o. Przyby� tu na pro�b� ch�opca, pokona� czarownika i o ma�o nie straci� �ycia. A to wszystko dzia�o si� tak szybko. Za szybko. Wiedzia� kim jest, wiedzia� co musia� zrobi�, wiedzia� �e nie mo�e zgin��. Cho� gdy czarnoksi�nik Dewiusz d�gn�� go no�em, gdy upad� i wykrwawia� si� na ziemi, by�o mu wszystko jedno. Ale uda�o si�.. I to si� teraz liczy. Zerkn�� za siebie k�ad�c szabl� na stoliku, obok sporego glinianego kubka i tacy z nadkrojonym chlebem. Spojrza� na niedok�adnie przykryt�, spokojnie �pi�c� dziewczyn�- uosobienie ciszy. Jego ciszy. U�miechn�� si� pod nosem widz�c ten niewinny wr�cz obraz. Odgarn�� z jej czo�a kr�cone kosmyki ciemnoz�otych w�os�w, przykry� kocem a� po szyj�. Podziwia�. U�miechn�a si� nagle, poruszy�a. - No pi�knie- powiedzia� cicho, prawie szepc�c.- Obudzi�em ci�, Mina? Dziewczyna milcza�a. U�miecha�a si� z zamkni�tymi oczyma. - Nie chcia�em. - Wiem �e nie chcia�e�, Naytrel- u�miechn�a si� szeroko ukazuj�c szereg bia�ych z�bk�w. - To dobrze, chcia�em ci� tylko przykry�. Mina wyci�gn�a si� pod kocem, obr�ci�a si� w jego stron� le��c wspar�a si� na �okciu. - P�no ju�?- zapyta�a. - Prawie po�udnie. - Ojciec mnie nie szuka�? - Zdziwiona? - Ahm. Rzadko zdarza si�, aby jedna z jego c�rek wychodzi�a ze swojego pokoju w �rodku nocy, zakrada�a si� do pokoju rannego rivelva i .... - I zosta�a tam do po�udnia- przerwa�.- Ciekawe kiedy zauwa�y �e ci� nie ma? Mina u�miechn�a si�. - Jest w�jtem. Jest naprawd� bardzo zaj�ty.- powiedzia�a. - Domy�lam si�. Naytrel wsta�. By� na wp� nagi. - Kiedy za�o�y�e� spodnie?- zapyta�a zdziwiona. Nie odpowiedzia�. Za�mia� si�. Dziewczyna spojrza�a na czarny znak wypalony na torsie rivelva, na nic nie przypominaj�c� wypalon� sk�r�, sprawiaj�c� wra�enie bardziej bolesnej rany, ni� magicznego Znaku Dharmonu. Nic nie powiedzia�a. Dopiero po d�u�szej chwili, widz�c zadowolenie rivelva zapyta�a: - Co ci� tak bawi? - Nic- si�gn�� po dzbanek wody stoj�cy w rogu pokoiku.- Dziwi� si� sobie. Usiad� na ��ku, �ci�gn� serwetk� okrywaj�c� g�rn� cz�� dzbanka i nala� wody do stoj�cego na stole glinianego kubka. - Dziwi� si� sobie, Mina. - Hm? - Dziwi� si� temu, co zrobi�em. A bardziej tego, z kim. - Co ty gadasz?! - Nie wa�ne.- wypi� wod� z kubka, nala� znowu.- Chcesz? - Nie.- zmarszczy�a brwi dziewczyna.- Co� dziwnie si� zachowujesz, rivelvie. Wszystko jest dobrze? - Sam nie wiem. Chyba za d�ugo siedz� tu i nic nie robi�. - Dwa tygodnie to nie tak du�o! Musisz wyzdrowie�. Naytrel chwyci� si� za brzuch. Po g��bokiej ranie zadanej sztyletem pozosta�a tylko blizna. - Ju� wyzdrowia�em.- mrukn��. Mina westchn�a. - Jak to m�wi m�j ojciec, nigdy tego nie zrozumiem. Rana znikn�a po nieca�ym tygodniu. - Tak. One bardzo szybko znikaj�, w ka�dym razie u mnie. Ale jeszcze szybciej przybywaj�. Wiesz? - Wiem.- usiad�a otulaj�c si� kocem.- Teraz pewnie powiesz, �e odjedziesz? - W ko�cu musz�. Nie mog� tak siedzie� bezczynnie. - To te� wiem. A wr�cisz? Naytrel nie odpowiedzia�. Drzwiczki do pokoiku uchyli�y si� z donios�ym skrzypem. Mina rozwar�a szeroko swoje zielone oczy i w mgnieniu oka znikn�a pod kocem. Naytrel chwyci� niepewnie szabl� i �cierk�, udaj�c �e przed chwil� przerwa� czyszczenie. Drzwi zaskrzypia�y przeci�gle. Zza nich, bardzo powoli wychyli�y si� kolejno: sto�ek czarnego kaptura, wystaj�ce spod niego kosmyki czarnych w�os�w, sprytne, wyra�ne niebieskie oczka i krety�ski u�mieszek. Naytrel patrzy� na drzwi z niedowierzaniem. W ko�cu wykrztusi�: - K... Kostek? Do pokoiku wszed� ( a raczej wskoczy�) drobnej budowy m�czyzna w szerokich, ciemnoczerwonych spodniach, obcis�ej, czarnej szacie z bardzo lu�nymi r�kawami, z czarnym, obszywanym ciemnobr�zow� sk�r� kapturem, do kt�rego r�cznie doszyta by�a obdarta peleryna, si�gaj�ca wysoko powy�ej pasa, u kt�rego mia� d�ugi pugina�. Wygl�da� na sztyleciarza. - Witaj Naytrel!- roz�o�y� r�ce Kostek. By� nieogolony; jak zwykle zreszt�. - Co ty tu robisz?- u�miechn�� si� rivelv wstaj�c. - Sam nie wiem szczerze m�wi�c. Za Aplegate uciek� mi ko�. A raczej nie ko�. To by� raczej osio� albo wyro�ni�ty pies bo nie chcia� i�� a jak go klepn��em �eby jecha� to narobi� wrzasku i uciek�. Ot g�upie stworzenie! - Jak si� tu dosta�e�? - To d�uga historia- kiwn�� g�ow� Kostek.- A co? - Nic. Obiecano mi, �e nie wpuszcz� tu nikogo. - Hie, hie! Maj� problem! Bo ja TU jestem! Nie m�w mi �e si� nie cieszysz?! - Jasne, �e si� ciesz�, chod�, usi�d�, porozmawiamy. Z drugiego k�ta sali przyci�gn�li spore drewniane krzes�o z obijanym oparciem. - Masz jakie� piwo? Jakie� wino, czy co?- zapyta� sztyleciarz zacieraj�c r�ce i lustruj�c pokoik rozbieganym wzrokiem. - Wod� �r�dlan�, dla drobnej odmiany. - Heh... Cho� przy wodzie nie da si� zbyt dobrze pogaworzy�.- zerkn�� na prawo i lewo.- A od tych krasnoludzkich g�wien ju� mi �epetyna p�ka. - Zawsze mia�e� t�g� g�ow�, co si� sta�o, Kostek? - Nadal mam t�g� g�ow�!- oburzy� si� sztyleciarz- Tylko nie mam dukata na dzban piwa, ani anta�ek wina. - Znowu przegra�e� wszystko w tawernie? - Ej! Nie m�w tak nigdy! Ja nie przegrywam. Ja po prostu oddaj� moje pieni�dze na przechowanie. W pewnym sensie, oczywi�cie. - Hm? - Nie rozumiesz? Wczoraj przegra�em z takim jednym w dziupl� kopanym krasnoludem. Da�em mu na przechowanie moje trzydzie�ci dukat�w. Bo widzisz, gdy nast�pnym razem z nim zagram, wygram, a on nie do��, �e odda mi moje trzydzie�ci, to jeszcze dorzuci jakie� trzysta ze swoich! Naytrel wypi� wody. - Prawda- powiedzia�.- Przy tym nie mo�na sobie porozmawia�. - No. A nie m�wi�em ci? - M�wi�e�. Za plecami rivelva, spod zmi�tolonego koca, wyjrza�y zielone, dziewcz�ce oczy. Kostek wyszczerzy� si� weso�o, zerkn�� na Naytrela. - Go��beczka, co?- zapyta�. - Co? A, tak. To jest Mina. Dziewczyna wyjrza�a zza koca, u�miechn�a si� niepewnie. Kostek zrzuci� kaptur. Mia� kruczoczarne w�osy, spi�te w kr�ciutk� kitk�. - Witam go��beczk�!- chwyci� j� elegancko za d�o�, poca�owa�. Wr�ci� na krzes�o, wych�epta� wod� z naczynia. Mina spojrza�a ze zdziwieniem na Naytrela. Rivelv wzruszy� ramionami. - To m�j przyjaciel- wyja�ni�.- nazywa si� Kostek. Sztyleciarz odstawi� dzban, przetar� usta r�kawem i uk�oni� si� energicznie, o ma�y w�os nie uderzaj�c g�ow� w st�. - Dziwnych masz przyjaci�, rivelvie- powiedzia�a Mina.-Bardzo dziwnych. Naytrel pokiwa� g�ow�, po czym zwr�ci� si� do sztyleciarza: - O co chodzi, Kostek? Przyby�e� mnie tylko odwiedzi�? Czy co� si� sta�o? - No. - Co "no"? - Szczerze m�wi�c, i to i to. Ju� nied�ugo zima, Naytrel.- chwyci� kawa� chleba i ugryz� kawa�ek.- Czas rusza� w drog�. Czas zarobi� troch� pieni�dzy na �ar�o i prze�y� zim�. Czas pojecha� gdzie� do jakiego� wi�kszego miasta. Rivelv zerkn�� na smutn� min� dziewczyny. Potem spojrza� zn�w na Kostka. - Co masz na my�li? Jakie� konkretne miasto?- zapyta�. Kostek prze�kn��, zapi� wod�. - Talikard. - Chcesz jecha� do Talikard? - Ahm. Szykuje si� tam drobna rob�tka. - Jaka? - Powiem ci po drodze, mo�esz rusza�? Naytrel zn�w zerkn�� na Min�. Unika�a jego wzroku. - Mo�esz?!- zapyta� ponownie Kostek pluj�c okruchami chleba. Rivelv nie odpowiedzia�. Do pomieszczenia wpad� w�jt, przytrzymuj�c na g�owie wymi�ty beret z pi�rkiem. - Mo�ci Naytrelu!- krzycza�.- Kto� obcy jest we wsi! Pono� ten z�odziej, o kt�rym tyle m�wi�! Kostek uni�s� g�ow� znad chleba, spojrza� przed siebie okr�g�ymi, przestraszonymi oczyma. Naytrel zerkn�� na sztyleciarza, potem na w�jta, na le��c� w ��ku Min�. - Mo�ci Naytrelu.. Co si� tu.. Co ona, co oni? To znaczy.. Kostek wsta� od sto�u, szparko podszed� do w�jta. W jednej r�ce trzyma� kromk� chleba, w drugiej kubek wody. Nieudolnie udaj�c z�o�� zacz�� odwraca� uwag� w�jta: - Co to ma by�?! Co to ma by�? Wy jeszcze si� pytacie w�jcie!? - A kim ty u licha jeste�? - Ja? Kim ja jestem? Jam jest.. Nie wa�ne kim jam jest! Naytrel u�miechn�� si� paskudnie, otworzy� okno, da� znak Minie. Dziewczyna zabra�a ubranie, wspar�a si� o parapet i wyskoczy�a do ogr�dka, za oknem. - I co to jest, w�jcie!?- wrzeszcza� Kostek.- Mojego przyjaciela o chlebie i wodzie trzymacie?! Co? To ju� lepiej w lochu by mu by�o! On wam dupy poratowa�, a wy mu wod� i chleb dajecie?! - Ale..- zaj�ka� si� w�jt.- Przecie� mo�ci Nay.. - Nie ma �adnego "ale"! - Ale� mo�ci Naytrel sam chcia� wod� i chleb do pokoju! Kostek zamilk�. Zmru�y� jedno oko, co zazwyczaj oznacza�o, �e w tym momencie my�li i nie wolno mu przeszkadza�. Spojrza� na w�jta podejrzliwie, odgryz� kawa�ek chleba i popi� �ykiem wody, po czym odwr�ci� si� do ubieraj�cego si� ju� Naytrela. - Naprawd� nie chcia�e� wina? - Tak- przyzna� rivelv. Kostek zd�bia�, za�mia� si� z niedowierzaniem. - Mo�ci Naytrelu- zaj�ka� si� znowu w�jt.- A gdzie moja.. To znaczy tu w ��ku le�a�a.. To znaczy.. - S�ucham, w�jcie?- rivelv zapina� klamry w butach.- Co m�wicie? - Tu by�a... - Hm? - Nie wiem.. My�la�em, �e widzia�em tu moj� c�rk�. Kostek g�o�no zarechota�, a� zach�ysn�� si� pit� wod�, zakaszla�. - Tu nikogo nie by�o- powiedzia� Naytrel z lekkim u�mieszkiem. Zapi�� klamry pas�w przecinaj�cych jego kamizel�. Do pochew w�o�y� szable. ...
cegwaldek1978.78