Wesoła Gromadka (wierszyki).txt

(11 KB) Pobierz
Wesoła gromadka

Spojrzyjcie na dzieci
wesołe to stadko
co mamcia nazywa 
wesołš gromadkš

Sš wszyscy przykładni,
weseli, kochani,
a na tym obrazku
dokładnie zebrani.

Jest Błażu niemiały,
lecz zawsze wesoły,
Jest Hania co pilnie 
już chodzi do szkoły.

Nasz Błażu to pieska,
to kopnie w co kotka - 
bo zwykł kopać wszystko
co tylko gdzie spotka,

A Hania w flaszeczkę
nałapie znów muszek
lub nóżkę podstawi,
by upadł staruszek.

Jest w końcu i Kocio
najmłodszy z tych dzieci,
lecz który im także
przykładem swym wieci:

To szybkę wybije
strzelajšc gdzie z procy,
to domek podpali 
cichutko wród nocy...

Mieć takie wesołe
i miłe dzieciny
to sš jakby kwiaty
dla całej rodziny.

Szczęliwa jest mamcia,
szczęliwy jest tatko,
że z takš wspołżyjš 
wesołš gromadkš.




O Juleczku, co miał zwyczaj ssać palec

Ja wychodzę po ciasteczka-
Rzekła Mama do Juleczka,
Sprawiajże się tu przykładnie,
Nie ssij palców, bo nieładnie,
Bo kto palec w buzie tłoczy,
Zaraz krawiec doń wyskoczy
Z nożycami zły okrutnie
I paluszki niemi utnie.

Julek przyrzekł słuchać Mamy,
Lecz nie wyszła jeszcze z bramy,
A już nieposłuszny malec
Myk do buzi duży palec!
Wtem kto z trzaskiem drzwi otwiera,
Wpada krawiec jak pantera
I do Julka skoczy żywo.
Nożycami w lewo, w prawo
Ucišł palec jeden drugi,
Aż krew trysła we dwie strugi.
Julek w krzyk, a krawiec rzecze:
Tak z nieposłuszeństwa leczę!

Wraca Mama, aj! Wstyd! Bieda!
Juleczkowi ciastek nie da,
Bo kto Mamy nie usłucha,
Temu dosyć bułka sucha.

Płacze Julek, żal niebodze,
A paluszki na podłodze.




Historia bardzo smutna o chłopcu, który nie chciał jeć zupy

Micha był tłusty, zdrów najzupełniej,
Z buziš okršgłš jak księżyc w pełni,
Jędrnš jak orzech, licznš, rumianš,
Jadł i pił wszystko, co na stół dano.
Raz,gdy mu zupę stawia służšca,
On stšd ni zowšd talerz odtršca.
Mama go łaje, a Micha w sprzeczki:
"Nie chcę jeć zupy ani łyżeczki!"
Nazajutrz Micha tak schudł nieboże, 
Że nikt go w domu poznać nie może.
Dajš do stołu, a Micha w sprzeczki,
Nie chce jeć zupy ani łyżeczki.
Na trzeci dzionek bieda nie żarty,
I schudł i osłabł Micha uparty.
Lecz znów przy stole w krzyki i sprzeczki,
Nie chce jeć zupy ani łyżeczki.
Nie słuchać starszych, rzecz bardzo brzydka,
W czwartym dniu Micha wychudł jak nitka,
W pištym co w piersiach o w gardle dusi,
Kto nie je zupy, ten umrzeć musi.
Tak też z Michasiem - był zdrów i tłusty,
Pięć dni grymasił, umarł na szósty.




Utonięty Zyzio

Kiedy lekki był wiaterek,
poszedł Zyzio na spacerek,
koło drwala na polanie,
co pracuje niesłychanie.

Drwal ostrzega go z daleka:
-oj uważaj, bo tam rzeka!
niepotrzebne tu wywody,
bo jak wpadniesz tam do wody
to utoniesz w niej bez ladu
i zostaniesz bez obiadu.           
Zyzio jednak dalej bieży
i nie spyta, co należy.                

Brzeg jest stromy, póna pora,
obok w ziemi lisia nora.
W wodzie ryby przepływajš,
co wesołe minki majš.

Patrzy Zyzio i myl snuje:
-złapać ktorš popróbuję!
Się nachyla tuż nad wodę,
chce obejrzeć rybki młode...

Lisek z strachu pisnšł w gruncie     
- to już pewnie po Zygmuncie!
Nagle plusk! - oj będš szkody,
Bowiem Zyzio wpadł do wody!

Zaraz fala go porywa,
główkę, nosek też zakrywa,
Zyzio krzyczeć nie jest w stanie:
kto usłyszy na polanie?
może lisek sie zlituje
i po drwala pocwałuje?

Ale lisek w miejscu stoi
ić po drwala on się boi...
Zanim zdołałby co wrzasnšć,
drwal siekierš mógł go trzasnšć...

Zniknšł w wodzie Zyzio mały,
ryby po nim zapłakały,
drwal zapłakał też na brzegu
i rodzina z nim w szeregu.

Zanim cała przeszła nocka,
Zyzio spłynšł był do Płocka,
Albo jeszcze dalej w morze,
gdzie tłuciutkie sš węgorze - 

Może kiedy co powiedzš,
ale oni cicho siedzš... 




O nieposłusznej Lili co cioci nie słuchała

Chociaż ciocia przestrzegała,
poszła w góry Lili mała.
myli; - pójdę, jedna chwilka,
w siatkę złowię dzi motylka!
wbije szpilkę i zasuszę,
bowiem mieć motylka muszę!

Szczeka Burek, wierne psisko:
- hau! nie odchod! hau! bšd blisko!
bo kto kiedy po kryjomu
na motylki pójdzie z domu,
ten nie wróci na tym wiecie
jak to pewnie wszyscy wiecie!

Ale Lili na nic głucha,                    
słów rozsšdku nie posłucha...
jeszcze chwilka, jeszcze chwilka, 
i już złapie się motylka!

Jakże trzeba się zasapać, 
by motylka cichcem złapać,
bo po górach za nim bieży,
żeby złapać jak należy.

Nagle patrzy - bez przestanku
kršży motyl w kršg rumianku,
więc się siatkš zamachuje
i... w powietrze ulatuje!          

Bowiem wiedz to, dziatwo miła,
za rumiankiem przepać była
ze skałami ogromnemi,
co prowadzš w rodek ziemi!

Wpadła Lili aż do rodka - 
nikt jej więcej tu nie spotka,
tylko motyl gdzie tak kršży,
bo on zawsze kršżyć zdšży...

Tak to bywa moi złoci,
gdy się rad nie słucha cioci.





Przygoda złego Józia

Józio był to zły ladaco.
Wszystkim płatał psot tysišce:
bił lokaja, bił służšce,
koty, psy, choć nie miał za co.

Łowił muchy do pudełka
i obrywał im skrzydełka,
i zabijał liczne ptaszki,
łamał meble dla igraszki,

Darł ksišżeczki 
w kawałeczki
nawet bił, choć go pieciła,
niańkę, co go wykarmiła!

Raz gdy na podwórku był,
piesek z miski wodę pił,
Hajże! psotnik do biczyka,
i po cichu się przemyka
i zbił pieska, co miał sił.

Bez przyczyny dręczyć grzech;
piesek zawył - Józio w miech,
lecz po miechu często łzy -
piesek mšdry myli sobie:
kiedy Józio taki zły,
to i ja mu na zloć zrobię.

I nim ruszył w swojš drogę,
piesek Józia łap za nogę,
masz za moje, teraz skacz!
krew prysnęła, Józio w płacz.

Gwałtu! boli! - spuchła nóżka,
położono go do lóżka,
nie mogł ruszyć się jak kloc, 
ani zasnšć całš noc.

Przyszedł doktor i z apteki
przyniesiono gorzkie leki.
Biedny psotnik, aby żyć,
choć niedobre, musiał pić;

Dano obiad - piesek siadł
i za Józia wszystko zjadł.
Oj! od złoci strzeżcie się,
bo złym zawsze bywa le!



Okropna historia z zapałkami


Była to wieczorna pora,
wyjechali wszyscy z dwora
w domu tylko pozostała
z licznš lalkš Kazia mała.

Więc jak koza plšsa, bryka
od kšcika do kšcika,
to zapiewa, to podskoczy
wtem... pudełko małe zoczy.

Pochwyciła, otworzyła
w niem zapałek pełno było!!!
Myli sobie - wiem co zrobię!
będę mieć zabawę miłš
nikt nie patrzy, jestem sama
pozapalam je jak mama.

Miauczek z Mruczkiem, mšdre koty,
wycišgnowszy łapki w górę
proszš: Kaziu, nie czyń psoty,
miau!, miau! - bo usłyszysz burę!
Mama ruszać zabroniła,
bo się spalisz Kaziu miła!

Ale rada nic nie nada,
Kazia kotków ani słucha,
wtem na suknię iskra pada,
z iskry płomień wnet wybucha
i podskoczy do warkoczy,
pali buzię, nosek, oczy!

Kotki wrzeszczš wniebogłosy:
- miau!, miau! gwałtu, Kazia gore!
miau! ratunku, aby w porę!
z sikawkami spiesznie, żywo
gasić Kazię nieszczęliwš!
miau!, miau! miejcież zmiłowanie,
bo i ladu nie zostanie!

I zgorzała Kazia cała,
garć popiołu pozostała
i trzewiczki jeszcze stojš,
smucš się nad paniš swojš...

Miauczek z Mruczkiem już nie skaczš,
oni także Kazi płaczš:
- gdzie panienka nasza, miau!
gdzie jej biedna mama, miau?

I tak płaczš nad dziecinš,
że strumieniem łzy im plynš...



Gdy mateczka wyszła z domu...

Gdy mateczka wyszła z domu 
Dzieci czwórka po kryjomu
Chociaż chłodny wiał wiaterek
Poszła sobie na spacerek.

Idš rzeczka, na niej kładka 
Z kładki spadła w dół Beatka
Krzyczšc wodę rozbryzguje
I już - czwórka maszeruje.

Idš dalej, a tu górka
Na tej górce wiatrak furka
Wiatrak skrzydłem Zosię - trach!
I upadła Zosia w piach.
 
Dwoje dzieci już zostało-
To już chyba bardzo mało
Mała grupka się wyludnia...
Patrzš na podwórku studnia.

Winia zajrzeć chce do rodka
Zaraz tam jš przykroć spotka...
Gdy się wspina na paluszki,
Nagle się polizgnš nóżki,
No i Winia w studnie - Buch!!
Został tylko Jasio - Zuch!

Z pola bieży grony byk,
Co wydaje grony ryk
Jasio więc do domu w cwał
Same Jasiu tego chciał:
Z jednej strony stado krów
Z drugiej byk, a z trzeciej rów!
Jasio szybko przez rów skacze,
Mamcia po nim dzi zapłacze,
Bo Ja w kamień głowš - łup!!
I już leży zimny trup!!

Wraca Mama - włosy rwie:
Gdzie Beatka? Zosia gdzie?
Gdzie jest reszta z dzieci dwóch:
Gdzie jest Winia? Jasio Zuch??

A w ogrodzie szepczš kwiatki:
-nie ma nie ma już Beatki,
i to samo z dziećmi trzema:
nie ma Zosi, Wini nie ma,
szkoda Jasia - nie ma go,
nie ma dzieci wcale bo:
Gdy mateczka wyszła z domu 
Dzieci czwórka po kryjomu
Chociaż chłodny wiał wiaterek
Poszła sobie na spacerek.......

....i tak dalej i tak dalej można deklamować w kółko......



Do nieposłusznych dzieci

Te wierszyki droga dziatwo
pisać wcale nie jest łatwo,
lecz się pisarz starać musi
by nie smucić wam mamusi.

Taka dziecina maleńka 
to niczego się nie lęka
wszędzie biega, rad nie słucha
a tu czai się Kostucha!

Bo rodzice, drogie dzieci
po to sš włanie na wiecie
żeby wam zakazy dali 
i wam życie ocalali.

Więc słuchajcie się dziewczęta
mamy -  co już nie pamięta
że gdy kiedy była mała,
jeszcze więcej rozrabiała.

A tatu, któremu bez przerwy
wasze psoty psujš nerwy,
choć okropnie psocił kiedy
nie napytał sobie biedy.

Morał z tego jest jedyny:
każdy cierpi za swe czyny,
a rodzice się lękajš,
że krzywdy dzieci spotkajš.




Myszkom ku przestrodze

Była sobie myszka mała
co po polu wcišż skakała
a raz wzięła jš ochotka
żeby kiedy wejć do rodka

W rodku kuchnia i frykasy
oj ma myszka smaczne wczasy
i tak bardzo się objadła
że przy kuchni w sen zapadła

A tu wpadło kocurzysko - 
kto tu mi tutaj wyjadł wszystko!
no i schrupał mysz naprędce
bo mu łatwo wpadła w ręce

Tak to le się kończy, dzieci
g...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin