Rozdział 30.doc

(43 KB) Pobierz
30

30.

 

              Twarz paliła mnie ze wstydu, kiedy wyrywałam się z objęć Heatha, zdyszana wycierając usta. Zaledwie kilka metrów od nas w podziemnym korytarzu stała Stevie Rae. Łzy nadal spływały jej po policzkach, a rozpacz malowała się na twarzy.

- Zabij mnie – powtórzyła, szlochając.

- Nie. – Pokręciłam głową i postąpiłam naprzód, by stanąć bliżej, ale ona cofnęła się, wyciągając przez siebie rękę, jakby chciała mnie powstrzymać. Zatrzymałam się, parę razy głęboko odetchnęłam, starając się znów zapanować nad sobą. – Wróćmy razem do Domu Nocy. Wyjaśnimy wszystko, co zaszło. Będzie dobrze, Stevie Rae, nie bój się. ważne, że żyjesz, i tylko to się liczy.

              Stevie Rae zaczęła potrząsać głową, gdy tylko się odezwałam.

- Nie jestem tak naprawdę żywa i nie mogę tam wrócić.

- Oczywiście, że jesteś żywa. Chodzisz, mówisz.

- Nie jestem dawną sobą. Umarłam u jakaś moja część, ta najlepsza, też umarła, tak samo jest z tamtymi. – Gestem wskazała na resztę uwięzioną w zamkniętym tunelu.

- Ale ty nie jesteś taka jak oni – powiedziałam zdecydowanym tonem.

- Bardziej ich przypominam niż ciebie. – Swój wzrok przeniosła za mnie na Heatha, który stał spokojnie obok. – Nie uwierzyłabyś, jakie okropne rzeczy powstają w mojej głowie. Mogłabym zabić go bez chwili wahania. I zrobiłabym to, gdyby jego krew nie została zmieniona przez Skojarzenie z tobą.

- Może to nie jest tak, jak mówisz. Może nie zabiłabyś go, ponieważ po prostu nie chcesz tego zrobić – powiedziałam.

              Spojrzała mi prosto w oczy.

- Nie. Chciałam go zabić. Nadal chcę.

- Tamci zabili Brada i Chrisa – wtrącił się Heath. – I to moja wina.

- Heath, nie pora teraz, by… - zaczęłam, ale mi przerwał.

- Nie, powinnaś to usłyszeć, Zoey. Te potwory złapały Brada i Chrisa, ponieważ kręcili się wokół Domu Nocy, i to moja wina, bo im powiedziałem, jaka jesteś seksowna. – Popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem. – Wybacz mi, Zo. – I zaraz jego rysy stężały, gdy mówił dalej: - Powinnaś ją zabić. Powinnaś zabić ich wszystkich. Dopóki oni będą żyli, ludziom będzie grozić niebezpieczeństwo.

- On ma rację – przyznała Stevie Rae.

- W jaki sposób zabicie ciebie i pozostałych rozwiąże ten problem? Czy nie powstanie was więcej? – Postanowiłam mimo wszystko zbliżyć się do niej. Wyglądało na to, że zamierza się odsunąć, ale moje słowa ją powstrzymały. – Jak to się stało? Co sprawiło, że taka teraz jesteś?

              Miała udręczoną minę.

- Nie wiem jak. Ale wiem, kto to zrobił.

- Kto?

              Już otwierała usta, by mi odpowiedzieć, ale nagle odskoczyła błyskawicznie, skuliła się w kącie korytarza i szepnęła:

- Uważaj, idzie!

- Co? Kto? – Kucnęłam obok niej.

- Uciekaj stąd! Szybko! Może jeszcze zdążysz. – Stevie Rae chwyciła mnie za rękę, jej dłoń była zimna, ale uścisk mocny. – Jeśli cię tu zobaczy, zabije ciebie. Zbyt dużo wiesz. I tak cię może zabić, ale trudniej jej będzie to zrobić, kiedy wrócisz do Domu Nocy.

- Stevie Rae, o kim ty mówisz?

- O Neferet.

              To imię raziło mnie jak grom, ale nawet kręcąc głową z powątpiewaniem, w głębi duszy wiedziałam, że to prawda.

- Neferet ci to zrobiła? I innym też?

- Tak. A teraz uciekaj, Zoey!

              Wyczułam jej przerażenie, wiedziałam, że ma rację. Jeśli ja i Heath nie uciekniemy stąd natychmiast, czeka nas śmierć.

- Co do ciebie, Stevie Rae, to nie odpuszczę. Odwołaj się do swojego żywiołu. Nadal masz związek z ziemią, czuję to. Wykorzystaj więc swój żywioł, żeby cię wzmocnił. Wrócę po ciebie, coś wymyślimy, będzie dobrze, obiecuję.

              Uścisnęłam ją, a ona po krótkiej chwili wahania też mnie uścisnęła.

- Idziemy, Heath. – Złapałam go za rękę, bym mogła łatwiej go prowadzić po ciemnych korytarzach. Światło, które jeszcze na ostatku zachowałam w dłoni, zgasło, gdy przywołałam żywioł ziemi. Nie ma mowy, bym je rozpaliła na nowo, bo to by mogło naprowadzić ją na nasz ślad. Jeszcze gdy biegliśmy tunelem, gonił nas szept Stevie Rae: „Nie zapomnij o mnie”.

              Zastrzyk energii, jakiej dostarczyła mi jego krew, nie starczył na długo. Kiedy w końcu dopadliśmy metalowej drabinki, miałam ochotę paść przy niej i stanąć na wiele dni. Heathowi spieszyło się, chciał jak najprędzej wspiąć się po drabinie, by dostać się do piwnic, ale go powstrzymałam. Ciężko dysząc, oparłam się o ścianę korytarza i wyłuskałam z kieszeni swoją komórkę wraz z wizytówką detektywa Marxa. Uspokoiłam się dopiero, gdy zobaczyłam migoczącą zieloną diodkę sygnalizującą dostępność zasięgu.

- Słyszysz mnie? – zapytał Heath, szczerząc się w uśmiechu.

- Ćś – uciszyłam go, ale odpowiedziałam również uśmiechem. Następnie wystukałam numer detektywa.

- Tu Marx – odezwał się głęboki głos już po drugim dzwonku.

- Panie detektywie, tu Zoey Redbird. Mogę rozmawiać tylko chwilkę, potem muszę już iść. Znalazłam Heatha Lucka. Jesteśmy w podziemiach magazynów Tulsy i potrzebujemy pomocy.

- Czekaj na nas. Zaraz tam będę!

              Hałas, jaki dochodził z góry, sprawił, że przerwałam połączenie i wyłączyłam telefon. Kiedy Heath się odezwał, przyłożyłam palec do ust, nakazując mu milczenie. Otoczył mnie ramieniem, wstrzymaliśmy oddech. Wtedy usłyszałam gruchanie gołębia i zaraz potem trzepot ptasich skrzydeł.

- To tylko ptak – uspokoił mnie Heath. – Pójdę jeszcze sprawdzić.

              Byłam zbyt zmęczona, by protestować, w dodatku Marx już do nas jechał, a ponadto miałam serdecznie dość dusznej, wilgotnej atmosfery podziemnych korytarzy.

- Uważaj  - napomniałam go.

              Heath kiwnął głową, ścisnął mnie za ramię, a potem wspiął się po drabinie. Powoli i ostrożnie uniósł metalową kratę, wysunął głowę i rozejrzał się wokół. Wkrótce dał mi znak ręką, bym weszła tez na drabinę.

- To tylko gołąb. Chodź.

              Ostrożnie weszłam za nim i dałam się wciągnąć do piwnicy. Przez kilka minut siedzieliśmy cichutka w kącie i nasłuchiwaliśmy. Wreszcie szepnęłam:

- Wyjdźmy na zewnątrz i tam zaczekajmy na detektywa Marksa.

              Kiedy Heath zaczął się trząść z zimna, przypomniałam sobie o kocu, który Afrodyta dała mi na drogę. Zresztą wolałam cierpieć niepogodę na dworze, niż tkwić w tej upiornej piwnicy.

- Okropne miejsce. Czuję się tu jak w grobie – wyznał Heath, dzwoniąc zębami

              Trzymając się za ręce, szliśmy przez piwnicę, zmierzając do wątłego światełka, które dochodziło z góry. Byliśmy już przy żelaznych wrotach, kiedy posłyszałam odległy dźwięk policyjnej syreny. Już mijało mi napięcie, gdy z ciemności doszedł mnie głos Neferet.

- Powinnam się domyślić, że cię tu znajdę.

              Poczułam, jak Heath szarpnął się zaskoczony, wtedy ścisnęłam go uspokajającym gestem. Kiedy zwróciłam się do niej, czułam już, jak żywioły lekkim szumem wokół mnie zaświadczają swoją obecność. Wzięłam głęboki oddech i przeciwstawiłam się na inną nutę.

- Och, Neferet, jak się cieszę, że cię widzę! – Raz jeszcze ścisnęłam rękę Heatha, próbując wystukać mu na dłoni informację: Udawaj razem ze mną, po czym podbiegłam do Neferet i rzuciłam się jej w ramiona ze słowami:

- Jak mnie tu znalazłaś? Czy detektyw Marks dzwonił do ciebie?

              Dostrzegłam niepewność w jej oczach, kiedy ostrożnie wyswobadzała się z moich objęć.

- Detektyw Marx?

- Aha. – Wytarłam nos w rękaw, pamiętając, by udawać ulgę i całkowite zaufanie. – Właśnie nadjeżdża. – Wycie syren rozległo się już bardzo blisko, pochodziło pewnie z dwóch jeszcze samochodów. – Dziękuję, żeś mnie odnalazła – sapnęłam. – To było takie okropne. Już myślałam, że ten nienormalny włóczęga zabije nas oboje.

              Wróciłam do Heatha i ponownie ujęłam go za rękę. Patrzył na Neferet wybałuszonymi oczami, wyglądając, jakby był w szoku. Domyśliłam się, że przypuszczalnie odtwarzał w pamięci ułamki zdarzeń, kiedy raz jeden widział Neferet – wtedy, gdy duchy wampirów omal go nie zabiły. Zbyt wystraszony wspomnieniami, które złowrogo kojarzyły mu się z Neferet, nie bardzo mógł poskładać w logiczną całość to, co się teraz działo. Ale może to i lepiej.

              Posłyszałam trzask zamykanych drzwi samochodowych i ciężkie kroki skrzypiące po śniegu.

- Zoey, Heath… - Neferet zręcznie zwróciła się do nas. Uniosła w górę ręce, które jaśniały dziwnym czerwonym światłem, co natychmiast skojarzyło mi się z oczami nie całkiem umarłych stworów. Zanim zdążyłam uciec, krzyknąć czy jakkolwiek zareagować, chwyciła nas za ramiona. Zobaczyłam jeszcze, jak Heath zesztywniał, zanim poczułam przeszywający ból w całym ciele. Kolana się pode mną ugięły i byłabym upadła, gdyby nie żelazny uścisk Neferet. Niczego nie będziesz pamiętała! Te słowa odbijały się echem w mojej udręczonej głowie, a potem zapadła ciemność.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin