Amberlake Cyrian - Domino 01 - Tatuaż nocy.pdf

(817 KB) Pobierz
Domino Tatoo
PROLOG
Zegarek Josephine zabrzęczał delikatnie. Była szósta. Nad miastem przygasała już światłość
dnia. Josephine nacisnęła dwa guziczki na pulpicie biurka. Jeden zasłaniał automatycznie
kotary w oknach gabinetu, drugi łączył ją z szoferem.
- Tak, madame?
- Wyjedziemy za dziesięć minut, Francis. Czy masz torbę, tę z poprzedniego wieczoru?
- Oczywiście, madame.
- Zaraz schodzę.
Josephine wstała zza biurka i wyjęła z szafki skórzaną walizeczkę. Położyła ją na stole,
otworzyła zamki i uniosła wieczko aby zajrzeć do wnętrza. Zamknęła walizkę, spojrzała na
zegarek i wyszła z gabinetu, ruszając długim korytarzem w stronę windy.
Zjeżdżając w dół, przejrzała się w lustrze.
Ubrana była we francuski kostium z białego płótna, może trochę za cienki jak na tę porę roku,
ale Josephine rzadko wystawiała stopę za próg. Na nogach miała włoskie pantofelki, a na szyi
apaszkę tejże produkcji. Jej włosy, obecnie blond, zostały rozjaśnione i przystrzyżone w
doskonały sposób w zurychskim salonie. Oczy miała jasne, dyskretnie podkreślone
niebieskim cieniem, wargi śmiało pociągnięte malinową szminką.
- Dokąd, madame? - zapytał Francis.
- Estwych - odpowiedziała Josephine.
Minęła już spora chwila od momentu, gdy kazała zawieźć się do Estwych. Nawet jeśli
Francisa dręczyła ciekawość, nie dał tego po sobie poznać.
W zapadającym zmierzchu opuścili miasto i wjechali w krajobraz rozkołysanych wzgórz i
krętych ścieżek, nad którymi górował ciemny las. Światła mercedesa omiatały od czasu do
czasu ściany kamiennych domów, podwórza, stajnie i sady. Josephine leżała na plecach,
odpoczywając. Nie odzywała się. Przyglądała się swojemu odbiciu w zaciemnionej szybie.
Zapomniała na chwilę, że znajduje się w samochodzie.
Tablica z napisem "Estwych" stała ukryta do połowy w przydrożnych krzakach. Francis
przejechał przez mała wioskę. Skręcił milę lub dwie dalej i znalazł się na stromej dróżce,
która prowadziła do starego, na wpół drewnianego domku, stojącego samotnie nad bystrą
rzeką; budynek ten mógł być kiedyś domkiem rybackim. Na ganku paliło się światło.
Francis otworzył drzwi i Josephine wysiadła. Schylił się aby zabrać walizkę z tylnego
siedzenia. Wręczył ją Josephine.
1
255476713.001.png
- O której jutro, madame?
- Może być dziewiąta?
- Będę o dziewiątej. Dobranoc, madame.
- Dobranoc, Francis.
Gdy samochód odjechał, Josephine odwróciła się i weszła do domu, pochylając się w niskich
drzwiach. Wewnątrz było ciepło. Podłogę pokrywał gruby dywan koloru głębokiej czerwie-
ni, delikatne światło lampy rozjaśniało sień umeblowaną starymi drewnianymi meblami,
pokrytymi patyną wieku. Nic się tu' nie zmieniło.
Jedna ze służących przechodziła właśnie przez hol - młoda dziewczyna w długiej, czarnej
sukni i białym fartuszku. Ujrzała Josephine i podeszła do niej.
- Dobry wieczór, madame.
- Dobry wieczór - odpowiedziała Josephine. Nie znała tej dziewczyny. Położyła walizeczkę
na podłodze obok stołu, na którym leżała księga, i rozpięła żakiet. Zdjęła apaszkę i zaczęła
rozpinać bluzkę. Służąca obserwowała ją bez słowa. Josephine odpięła trzy guziki i w
ciepłym powietrzu uniósł się zapach Chanel Surtout. Pod bluzką jedwabny, gołębioszary
stanik podtrzymywał jej obfity biust. Pomiędzy piersiami znajdował się mały, dyskretny
tatuaż wyobrażający karnawałową maskę -czarne domino. Elegancki wzór sugerował
wesołość, arlekina, Wenecję - jednym słowem bal maskowy. Było w tym jeszcze cos, jakby
odrobina złowieszczości, aluzyjny ślad tajemnicy sugerującej nieokreślone zbrodnie
dokonywane w mrokach nocy.
Nawet jeśli któraś z tych myśli zaświtała w głowie służącej, jej młoda, niewinna twarz nie
ukazała tego.
- Dziękuję, madame - powiedziała. - Czy zechciałaby pani poczekać tu chwilę, a ja w tym
czasie sprowadzę gospodynię.
Josephine czekała, zapinając bluzkę. Patrzyła na obraz zawieszony nad stolikiem - stary
myśliwski sztych w orzechowej ramie. Nic nie zmieniło się tu, w Estwych.
Służąca wróciła do holu prowadząc za sobą zaaferowaną gospodynię. Była to niska, lekko
otyła ale elegancka kobieta, wystrojona w swą ulubioną szykowną sukienkę z diamentową
broszką. Gdy ujrzała Josephine, posłała jej promienny uśmiech i uścisnęła obie dłonie z
radością i satysfakcją.
- Miło panią widzieć, pani Morrow - powiedziała. - Zaniedbywała nas pani ostatnio. Minęły
już miesiące od czasu, gdy była tu pani poprzednim razem - dodała z wymówką,
- Tak, Annabello, obawiam się, że masz rację - przyznała Josephine. - Jestem ostatnio bardzo
zajęty. Ale wynagrodzę to sobie dzisiejszego wieczoru.
- Jestem pewna, że tak będzie - powiedziała Annabella. Odwróciła się w stronę stołu i zajrzała
do księgi.
- Zobaczymy. Przeznaczyłam dla ciebie pokój numer 3. To był zawsze twój ulubiony pokój,
prawda?
- To był mój pierwszy pokój - powiedziała Josephine - gdy przybyłam do Estwych, nie znając
nikogo ani niczego.
- Ach - powiedziała Annabella - późnym wieczorem zjawi się tu kilku przyjezdnych. Jeden z
nich nie był tu nigdy przedtem.
Josephine uśmiechnęła się.
- Czy chcesz, żebym się nim zaopiekowała?
- To świetny pomysł. O ile nie będziesz zbyt zmęczona.
- To się okaże - powiedziała Josephine.
- Zobaczymy, jak będziesz się czuła później - zauważyła Annabella. - Jadłaś już, czy mam ci
coś przysłać?
Josephine przeciągnęła się i pogładziła dłonią tył szyi.
- Nie, Annabello - powiedziała. - Dziękuję. Chcę zacząć natychmiast.
2
- W porządku - odrzekła Annabella.
Wzięła niewielki, czarny ołówek i postawiła znaczek w księdze. Nie poprosiła Josephine o
podpis. Następnie otworzyła szufladę i wyjęła klucz przymocowany do czarnego kółka. Dała
znak służącej. Josephine wzięła klucz, etykietka zadźwięczała łagodnie ojej sygnet Na
etykietce wygrawerowano emblemat maski domina, taki sam jak ten, wytatuowany pomiędzy
jej piersiami.
Służąca podniosła walizeczkę.
- Czy zechce pani pójść za mną, madame? - zapytała.
Razem weszły na górę. Minęły zawieszone na półpiętrze bryzowe obrazki. Na piętrze
znajdowało się kilkoro drzwi, wszystkie zamknięte. Pokoje oznakowano niedużymi,
miedzianymi numerkami. W domu panowała cisza. Josephine otworzyła drzwi do pokoju z
numerem trzecim i weszła. Służąca postępowała za nią, niosąc walizkę.
Pomimo przyćmionego światła wpadającego z korytarza, pokój pogrążony był w ciemności.
Służąca sięgnęła do kontaktu.
- Nie zapalaj - powiedziała Josephine. Służąca cofnęła rękę. Josephine stała w cieniu.
-Połóż walizkę na łóżku - powiedziała.
Służąca wykonała polecenie.
-Otwórz ją-rozkazała Josephine.
Odpięła zatrzaski i uniosła wieczko. Światło z korytarza pozwoliło jej zobaczyć, co znajduje
się w środku. Służąca nie okazała żywszej reakcji niż wtedy, gdy Josephine pokazała jej
tatuaż między piersiami.
-Chodź tutaj - powiedziała Josephine. Dziewczyna podeszła w jej kierunku.
-Bliżej.
Wykonała polecenie. Stała oddalona o stopę od Josephine i spoglądała na nią w ciemności.
- Jak się nazywasz? - spytała Josephine. -Lucy, madame.
- Lucy - powtórzyła Josephine.
- Wyciągnęła rękę i położyła ją na karku dziewczyny, ściskając skórę szyi.
- Czy jesteś dobrze wyszkolona, Lucy? - spytała niedbale. Dziewczyna ani drgnęła.
- Mam nadzieję, że potrafię panią zadowolić, madame - powiedziała cicho.
Josephine przyjrzała się jej.
- Ja również mam taką nadzieję - powiedziała. Zwolniła uścisk i cofnęła się, splatając
ramiona.
- Podnieś spódnicę - zażądała.
Służąca bez wahania sięgnęła pod fartuszek i obiema rękami uniosła długą, czarną spódnicę,
odsłaniając warstwę halek.
- Halki również - powiedziała Josephine.
Unosząc halki, służąca odsłoniła nogi. Były krótkie i tłuste. W mroku pokoju, pomiędzy
białymi majtkami i krawędzią czarnych pończoch, przytrzymywanych elastycznymi
podwiązkami, zamigotały jasne odcinki nagich ud. Podwiązki były tak obcisłe, że wpijały się
w ciało. Dziewczyna stała bez ruchu, dając się oglądać Josephine.
- Obróć się - rozkazała Josephine.
Dziewczyna odwróciła się. Bez żadnych dalszych instrukcji podniosła tył sukienki, zbierając
ją w talii.
Majtki miała staromodne, o luźnym kroju, z guzikami z boku.
- Pokaż tyłek - zażądała Josephine.
Służąca sięgnęła ręką w dół i rozpięła guziki. Poła materiału odchyliła się. Blade pośladki
zaświeciły niewyraźnie w ciemności. Josephine podeszła z tyłu. Lewą dłoń położyła na
ramieniu Lucy, a prawą dotknęła miękko pośladka dziewczyny. Jej ciało było ciepłe i
delikatne.
- Jesteś dobrze przeszkolona, Lucy - stwierdziła Josephine cicho.
3
Dziewczyna nieznacznie pochyliła głowę i odwróciła się aby spojrzeć na stojącą za nią
kobietę z lekkim, pełnym zadowolenia uśmiechem.
Josephine uniosła lewą rękę i przeciągnęła zgiętym palcem po policzku dziewczyny, by
następnie powtórzyć pieszczotę znacznie niżej.
- Ubierz się - powiedziała.
- Czy to wszystko, madame? - spytała służąca. Mimowolnie zerknęła w stronę łóżka i leżącej
na nim otwartej walizki.
- Tak, dziękuję, Lucy - powiedziała Josephine.
Stała i przyglądała się, jak dziewczyna zapina majtki, poprawia na sobie halki i spódnicę,
wygładza fartuszek. Dziewczyna przeciągnęła dłonią po włosach aby upewnić się, czy czepek
znajduje się na właściwym miejscu, dygnęła opuszczając pokój. Sprawiała wrażenie, że się
spieszy, jakby spodziewała się, że Josephine zmieni zamiar i przywoła ją ponownie.
Josephine uśmiechnęła się. Zamknęła drzwi i włączyła światło. Rozejrzała się dookoła. Nie
po raz pierwszy dano jej pokój numer 3. Wyglądał tak, jak go zapamiętała: obszerny, z niskim
sufitem, z podwójnym łóżkiem, nocnym stolikiem, szafą i niskim fotelem. Wszystkie inne
rzeczy, jakich gość mógłby potrzebować, dostarczano na życzenie w każdej chwili. Dzwonek
wisiał przy kominku. Nie zapalone świece stały na stole, na szerokim parapecie okiennym i
gzymsie kominka. Zasłony były zaciągnięte. W głębi pokoju znajdowały się drugie drzwi,
które prowadziły do łazienki. Josephine zamknęła walizkę i postawiła ją na łóżku, tam gdzie
leżała przedtem. Rozebrała się i poszła prosto do łazienki. Krytycznie przyjrzała się swojemu
odbiciu w lustrze. Zobaczyła blondynkę średniego wzrostu, młodą i zgrabną. Jej skóra nosiła
jeszcze ślady złotej opalenizny, trofeum tygodniowego urlopu spędzonego na prywatnej plaży
nudystów w Ewoia. Ramiona miała wąskie, jej klatka piersiowa wydawała się zbyt mała, aby
utrzymać ciężar wysokich, spiczastych piersi, które dumnie nosiła przed sobą. Josephine ujęła
je w dłonie dotykając delikatnie końcami kciuków brodawek, co przyprawiło ją o dreszczyk
przyjemności. Ręce zsunęły się w dół ciała, szczypiąc krytycznie kciukiem i palcem
wskazującym skórę bioder, głaszcząc boki. Stanęła profilem do lustra, aby przyjrzeć się
swojemu wysokiemu, okrągłemu tyłkowi i naprężonym mięśniom ud. Skórę miała gładką,
bez skaz. Ostatnio cieszyła się dobrym zdrowiem, miała dość pieniędzy, by kupować różne
preparaty pielęgnujące urodę; ponadto spędzała trzy godziny tygodniowo na sali
gimnastycznej. Stawiała sobie za cel sprowadzanie tam niektórych klientów. Umowa,
zręcznie zawiera-na w sali konferencyjnej, mogła być czasem skutecznie przy pieczętowana
w stroju gimnastycznym, wśród potu i znoju fizycznych ćwiczeń...
Josephine wzięła gorący prysznic. Gdy skończyła, wytarła się i owinęła obszernym
kąpielowym ręcznikiem. Wróciła do sypialni.
Pokój był ciemny. Ktoś wyłączył światło. Josephine ledwo mogła rozróżnić zarysy mebli.
Pamiętała, że był drugi kontakt, sznur znajdował się u wezgłowia łóżka. Zrobiła krok w tym
kierunku...
Podszedł do niej z tyłu i położył ręce na ramionach. Zatrzymała się, walcząc przez chwilę z
własną przekorą.
- Nie odwracaj się - powiedział. Jego głos był ciepły i przyjemny.
Josephine stała chwilę w milczeniu, szybko oddychając, zwrócona w kierunku ściany
pogrążonej w ciemności.
Wsunął coś do jej dłoni: małe, twarde, prostokątne. Josephine wiedziała, co to jest. Ścisnęła
przedmiot mocno palcami. Ręce gościa przesunęły się w kierunku jej gardła i twarzy;
obmacywał ją delikatnie, jakby był ślepcem próbującym ją rozpoznać.
Czuła przez ręcznik dotyk jego dłoni. Rozluźniła zwój materiału. Ściągnął go z jej ciała i
odrzucił na bok. Usłyszała miękki szelest, gdy zetknął się z podłogą. Ręce gościa dotykały i
ściskały jej biust, po czym wędrowały pieszczotliwie w kierunku brzucha. Przysunął się do
niej bliżej. Lewą rękę zagłębił pomiędzy jej uda, dotknął pachwiny delikatnie pocierając,
4
podczas gdy prawa dłoń pieściła pośladek. Josephine zaczerpnęła powietrza. Pochyliła się w
przód, poddając się jego penetracji. Nagle odsunął się od niej. Stała niezdecydowana pragnąc
się odwrócić ale pamiętała, że zabronił jej tego.
Wydawało się jej, że stoi tak bardzo długo.
Złapała się na tym, że wytęża słuch aby usłyszeć jego oddech. Ale nie słyszała nic. Była
ciekawa, kim jest Wiedziała, że to nie ma i nie będzie miało znaczenia. Jednak nie mogła
pohamować swojej ciekawości.
Właśnie wtedy powiedział:
- Zapal świece.
Josephine podeszła do kominka. Spojrzała na to, co trzymała w dłoni - na przedmiot, który on
tam umieścił. To był element gry, kamyczek domina. Położyła go na kominku, wzięła leżące
tam zapałki i przeszła wokół pokoju zapalając świece. On cały czas kroczył za nią, trzymając
się tuż za jej plecami. Minęła wilgotny ręcznik leżący na podłodze, ale nie zatrzymała się, aby
go podnieść. Nawet na niego nie spojrzała, całą uwagę poświęcając zapalanym przez siebie
świecom. Czuła, że pozostawia za sobą ślad światła, że każda świeczka którą zapala, obnaża
ją coraz bardziej; czuła utkwiony w niej wzrok. Czy ją podziwiał? Czy pobudzał go jej
widok? Czy jest zaborczy czy uległy, jak służący w jej pracy? A może nią gardzi? Czy znał ją
wcześniej i odczuł odrazę do jej osoby za to, że wróciła tu znowu? Czy pogardzał nią za to, że
trafiła na niego ponownie, kimkolwiek był?
Żadna z tych rzeczy również nie miała znaczenia. Josephine uświadomiła sobie, że jest
zdenerwowana. Była tu dawno temu. Odzwyczaiła się od dotyku, zbyt przyzwyczajona do
metod stosowanych w świecie biznesu, konsultacji, negocjacji, demonstrowania przewagi nad
kolegami i konkurentami, poszukiwania wpływów i korzyści. Tutaj, w Estwych, niepotrzebne
były opinie ani decyzje. Gdy przypomniała sobie o tym, odprężyła się. Spłynął na nią długo
oczekiwany spokój. Zapaliła ostatnią świecę.
- Obróć się - powiedział. - Pozwól mi cię zobaczyć.
Odwróciła się.
Ujrzała go na wpół leżącego na łóżku. Był smagłym młodym mężczyzną, w przyzwoitym,
ciemnym lub ciemnoszarym garniturze. Nie był żadnym z tych facetów, z którymi miała
poprzednio do czynienia tu, w Estwych. Jego uroda była trudna do określenia.
"Wschodnioeuropejska"- pomyślała.
Marynarkę miał rozpiętą. Ręce złożył pieszczotliwym gestem na żołądku. Złoty sygnet na
palcu odbijał światło świec. Dłonie miał wąskie. Josephine ciągle czuła miejsca, których
dotykał. Jego taksujący wzrok także spoczywał na tych miejscach. Czuła jego oczy na swym
biuście, szczególnie na tatuażu między piersiami. Zobaczyła, że walizka leży u jego stóp,
otwarta, a rzeczy znajdujące się w niej, w nieładzie. Musiał w nich szperać. Nie był to ten
rodzaj przedmiotów, których można by się spodziewać w walizce zamożnej kobiety interesu.
- Ubierz się teraz - powiedział. Josephine była zaskoczona.
- Ubrać się? Uniósł brwi.
- Poddajesz to w wątpliwość?
- Nie - powiedziała szybko Josephine. - Oczywiście, że nie. Wskazał na walizkę.
- Pończochy - powiedział - będą odpowiednie. I buty.
- Oczywiście - odrzekła Josephine.
- Nie ma potrzeby o tym mówić - powiedział do niej.
- Przepraszam - odpowiedziała automatycznie.
- Ani przepraszać - powiedział. - Twoja skrucha jest pewna. Możesz zbliżyć się do łóżka.
Josephine spuściła wzrok i podeszła do łóżka. Po omacku zlustrowała walizkę, znalazła pas
od podwiązek - ten czarny, ozdobiony mnóstwem drobnych koronek - i założyła go na biodra.
Znalazła pończochy, również czarne, świeżą paczkę. Zdjęła celofan. Wyjęła każdą pończochę
oddzielnie, zrolowała w dłoniach przed nałożeniem i naciągnęła przypinając je do podwiązek.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin