Antologia - Najlepsze opowiadania SF 1958.rtf

(788 KB) Pobierz

ISAAC ASIMOV

przedstawia najlepsze opowiadania

science-fiction

(1958)

Tytuł oryginału: Isaac Asimov presents the great sf stories: 20, (1958)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Poul Anderson Ostatni wybawcy ludzkości .......................................6

 

Isaac Asimov Poczucie siły................................................................20

 

Brian W. Aldiss Biedny mały wojownik...........................................31

 

Robert Silverberg Żelazny kanclerz..................................................39

 

Robert Sheckley Nagroda za ryzyko..................................................60

 

Avram Davidson A wszystkie morza będą pełne ostryg.................. 79

 

Cyril M. Kornbluth Dwa przeznaczenia...........................................91

 

Clifford D. Simak Wielkie frontowe podwórze..............................141

 

Cordwainer Smith Dezintegracja mózgu........................................184

I     Dolores Oh..............................................................................186

II    Zagubione zamknięte pole......................................................189

III   Sekret starego mózgu.............................................................190

 

Rog Phillips Żółta pigułka..................................................................195

 

Katherine MacLean Nieludzkie poświęcenie.................................209

 

James E. Gunn Nieśmiertelni............................................................239

 

 

 

Wstęp

Rok 1958 był pełen wydarzeń. Ukazały się w nim takie dzieła, jak Zawrót głowy (Yertigo) Alfreda Hitchcocka i Dotknięcie zla (Touch of Evil) Orsona Wellesa. Innymi ważnymi filmami roku były Południowy Pacyfik (South Pacific), Gigi, Mlode lwy (The Young Lions), Auntie Mamę, Kotka na gorącym blaszanym dachu (Cat On A Hot Tin Roof) z Elizabeth Taylor i Paulem Newmanem, oraz Separata Tables Delberta Manna. Oskara za najlepszy film zdobyć mógł tylko jeden obraz. Był nim Gigi.

W sporcie "Yankees" wygrali World Series przed "Milwaukee", "Tim Tam" wygrał Kentucky Derby, a Althea Gibson wygrał US Open. Największym wydarzeniem roku był jednak mecz "Baltimore" z "Giants" w mistrzostwach NFL. Ten mecz niektórzy uważają za najlepszy w historii świata. Wygrywające przyłożenie uzyskał w nim Alan "The Horse" Ameche, bratanek aktora Dona Ameche'a.

W tym przełomowym roku ukazały się: Lodowy Pałac (Ice Palace) Edny Ferber, Doktor Żywago Borysa Pasternaka, Tylko w Ameryce (Only In America) Harry'ego Goldena, Lolita Władimira Nabokova i Anatomia morderstwa (Anatomy OfA Murder) Roberta Traver a. Za najlepsze książki roku zostały jednak uznane Dear Abby Abigail Van Buren i The Sundial Shirley Jackson. Tego roku otwarto pierwszą restaurację sieci Pizza Hut.

Za najlepsze przedstawienie roku uznano Sunrise At Campobello z Ralphem Bellamym jako FDR. Międzynarodowy Konkurs Czaj­kowskiego wygrał rewelacyjny Van Cliburn. NASA zostało powołane do życia w roku 1958, aby doprowadzić do podróży człowieka w kosmos. James Van Allen odkrył pasy radiacyjne wokół ziemi, które nazwano na cześć odkrywcy jego imieniem. Firma "Decca" wytłoczyła pierwszą płytę stereofoniczną.

Śmierć zabrała tego roku poapieża Piusa XII, Mike'a Tokke'a, Ronalda Colmana, Tyrone'a Powera, Christiana Diora, W.C. Handy'ego i Roberta Donata. Mel Brooks stał się Melem Brooksem.

Rok ten okazał się wreszcie owocny dla amerykańskiej astronauty­ki. Z przylądka Canaveral udało się wystrzelić pierwszego amerykań­skiego sztucznego satelitę ziemi.

Bliski Wschód dalej pozostał Bliskim Wschodem. Seria krwawych zamieszek w Bejrucie doprowadziła do wylądowania tam amerykań­skich marines. Egipt, Syria i Jemen połączyły się w Zjednoczoną Re­publikę Arabską, która rozpadła się trzy lata później. Charles de Gaulle zaczął przewodzić Francji i aby powstrzymać przewrót woj­skowy, ustanowił Piątą Republikę. Fidel Castro dalej walczył z Batistą na Kubie. Alaska stała się stanem. Wybuchł wielki skandal, który do­prowadził do rezygnacji sekretarza stanu, Shermana Adamsa.

W kulturze pop powstały takie utwory, jak "Tom Dooley", "Bird Dog", "Twilight Time" Plattersów, "Pink Shoe Laces", "Fever". Jonny Cash zaśpiewał swoją "Ballad of Teenage Queen". Najlepszym mu­sicalem na Broadwayu był Flower Drum Song. W telewizji wydarzeniami były Poszukiwany: żywy lub martwy (Wanted: Dead or Alwe) ze Steve'em McQueenem i The Donna Reed Show.

W świecie science-fiction ukazało się dużo dobrych opowiadań, ale nie był to najlepszy rok. W wieku 35 lat zmarł Cyril M. Kornbluth i w wieku 45 lat - Henry Kuttner.

Nadal trwała eksplozja wydawnictw proponujących tanie książki w papierowych okładkach. Poznaliśmy takie utwory, jak Immortality Delivered Roberta Sheckleya, The Space Willies Erica Franka Russella, The Cosmic Rape Theodore'a Sturgeona, OfMen and Mon-sters Williama Tenna, The Edge of Time Donalda A. Wollheima, The Path ofUnreason George'a O. Smitha, Undersea City Frederika Pohla i Jacka Williamsona, The Lincoln Hunters Wilsona Tuckera, A Touch of Strange Theodore'a Sturgeona, The Languages ofPao Jacka Vance'a i Invaders from Earth Roberta Silverberga.

Jeżeli chodzi o rynek magazynów, to sprawa przedstawia się niedobrze. Padło ich aż pięć: "Science Fiction Quarterly", "Science Fiction Adventures", "Imagination Science Fiction", "Space Travel" i "Infinity Science Fiction". Ten ostatni uważałem za szczególnie war­tościowy. Dodatkowo dwa nowo powstałe i bardzo obiecujące magazy­ny zdołały ukazać się tylko raz i zaraz padły. "Yenture Science Fiction" połączył się z 'The Magazine of Fantasy and Science Fiction". Nie wiodło im się w dalszym ciągu najlepiej, dopiero stworzenie firmy wydawniczej Contributing Science Editor przez Isaaca Asimova stano­wiło punkt zwrotny. Robert Milles zastąpił Anthony'ego Buchera jako edytora "S & SF", a Domon Knight zaczął wydawać "IF".

W tym pamiętnym roku 1958 powstało dużo dobrych filmów z dzie­dziny SF: The Brain From Planet Arous, Escapement, Strange World of Planet X, lubieżny She Demons, niezapomniany Attack ofthe Fifty Foot Woman, War ofthe Satellites, niedoceniany Fiend Without AFace, The Space Children, dosadny The Colossus ofNew York, TT!, Terror From Beyond Space, The Queen ofOuter Space, w którym tytułową rolę grała Zsa Zsa Gabor, War ofthe Colossal Beast, Attack ofthe Puppet People, The Blob (w głównej roli: Steve McQueen), mydlany I Marńed a Monster From Outer Space, The Trollenberg Terror, The Spider Ter­ror, From the Year 5000, The Brain Eaters, From the Earth to the Moon, The Lost Missile i Night ofthe Blood Beast.

Cała rodzina zebrała się w Los Angeles na XVI Światowej Konferencji Literatury Science-Fiction. Nagrody Hugo zdobyły: The Big Time Fritza Leibera, "A wszystkie morza będą pełne ostryg..." ("Or All the Seas with Oysters") opowiadanie drukowane w niniejszym tomie) Avrama Davidsona, The Magazine of Fantasy and Science Fiction, Frand Kelly dla najlepszego artysty, The Incredible Shrinking Man dla najlepszego filmu i Walt Willis za rolę "Actifana".

Zapraszamy państwa do podróży wstecz, do tego zasłużonego, lecz tragicznego roku 1958. Polecamy państwu najlepsze opowiadania, jakie zostały nam w spadku po nim.

Tłumaczył Andrzej Wieczorek


Ostatni wybawcy ludzkości

(The Last of  the Deliverers) Poul Anderson

(ur. 1926)

 

O karierze Poula Andersona pisałem już kilka razy w tej serii. Teraz trzeba powiedzieć, że stale rośnie jego sława, ciągle tworzy cudowną fan­tastykę naukową i coraz więcej równie cudownych utworów fantasy.

Opowiadanie "Ostatni wybawcy ludzkości" ukazuje przyszły, zdecen­tralizowany system polityczny, gdzie żadna urzędowa ideologia nie jest konieczna, ale niektóre ludzkie istoty trzymają się kurczowo starych prze­konań. Poul zdołał fanatyzm i krańcowa samotność tych ludzi uchwycić z umiejętnością i wyczuciem, które przenikają cale jego opowiadanie.

(Martin H. Greenberg)

 

Katherine MacLeans w opowiadaniu pt. "Nieludzkie poświęcenie", pomieszczonym w niniejszym tomie, porusza zagadnienie misji w re­ligijnym znaczeniu tego słowa.

Nie wszyscy jednak misjonarze zajmują się rozpowszechnianiem reli­gijnych prawd lub tego, co za nie uważają.

Każdy człowiek wierzy w coś, co nie poddaje się racjonalnym badaniom. Przykładowo, moją idee fix stanowi to, że świat byłby przyjemniejszym i bardziej czystym miejscem, gdyby w jakimś danym roku drużyna baseballowa "New York Mets" zdobyła tytuł, a potem Puchar Świata.

Żadna liczba oznak, że w danym roku "Mets" nie mogą osiągnąć tych zwycięstw, nie zachwiałaby moim przekonaniem. Żadne racjonalne przesłanki, że nie ma to znaczenia, która drużyna baseballowa zwycięży w ja­kimś roku, oraz że sytuacja, w której każda drużyna wygrywałaby czasami, jest faktycznie lepsza dla baseballu jako całości, nie wyperswaduje mi moich poglądów.

Takie irracjonalizmy, dopóki dotyczą baseballu lub innych podobnie banalnych rzeczy (och, wybacz mi, potężny duchu, Babe Ruth), nie wyrządzają tak naprawdę szkody. Mogą nawet pomóc w rozładowaniu mo­jej, z natury, wojowniczej i skorej do bójki osobowości w nieszkodliwych potyczkach.

Ale istnieją polityczne i ekonomiczne wierzenia, które posiadają siłę prawie religijnego fanatyzmu i które mogą wywoływać niebezpieczne konflikty pomimo, wydawałoby się, braku powodu. Satyra Poula Andersona to właśnie przedstawia. (Oczywiście, Poul jest liberałem, i któregoś dnia mogę go za to walnąć pięścią w nos, mimo że bardzo go lubię.)

(Isaac Asimov)


Gdy byłem mały (nie skończyłem jeszcze dziewięciu lat), w naszym miasteczku mieszkał stary człowiek, którego ludzie nazywali szaleńcem. Miał prawie sto lat i nie posiadał rodziny. W tamtych czasach w każdym mieście byli ludzie, którzy nie mieli żadnych krewnych.

Wujaszek Jim był nieszkodliwy, a nawet użyteczny. Chciał praco­wać i załatać chociaż kilka butów. Jego warsztat był zawsze czysty i schludny. Kiedy stanąłeś tam wśród zapachu skóry i oliwy, mogłeś z tyłu, za warsztatem, zobaczyć jego mieszkanie. Nie miał wielu ksią­żek, ale półka za półką załadowane były wysokimi, błyszczącymi stosa­mi papierów zawiniętych w plastik, pożółkły już ze starości i zgrzybiały jak ich właściciel. Nazywał je swoimi magazynami. Jeżeli my, dzieci, zachowywałyśmy się grzecznie, czasem pozwalał nam po­patrzeć na obrazki w środku. Po jego śmierci miałem okazję przeczy­tać teksty. Były zupełnie pozbawione sensu. Nikt nie obawiałby się rzeczy, które ludzi z tych opowiadań i artykułów ogromnie niepokoiły. Miał także wielki, antyczny telewizor. Zastanawiające było to, dlacze­go przechowywał go, skoro nic nie mógł na nim odbierać z wyjątkiem ogłoszeń, a miasto miało przecież doskonały odbiornik. Naprawdę, nie wiem. No, dobrze, był szalony.

Każdego ranka spacerował w dół Main Street. Większość drzew, rosnących wzdłuż tej ulicy, stanowiły wiązy, wysokie i zacieniające latem drogę. Tylko czasem złoty promyk słońca przedarł się przez listowie. Wujaszek Jim odziewał zawsze swe długie, sztywne ciało w staro­żytne, bez mała, ubranie. Nieważne było, czy dzień był upalny, a w Ohio może być bardzo gorąco. Bez wątpienia cień, który dawały drzewa, był powodem takiej trasy spaceru. Wujaszek nosił wystrzępio­ne białe koszule z wytartymi kołnierzykami, pasek materiału zawiąza­ny wokół szyi, długie spodnie, coś w rodzaju niezgrabnej marynarki i ciasne buty, które uwierały go w stopy. Widok był żałosny. My jako dzieci byliśmy młodzi i okrutni. Ponieważ nigdy nie widzieliśmy go bez ubrania, myśleliśmy, że musi ukrywać jakąś okropną deformację ciała i nagabywaliśmy go o to bez przerwy. Jim nigdy nie wykorzystał naszych wybryków przeciw nam. Właściwie to zwykle dawał nam cukierki, które sam robił, dopóki nie wmieszał się dentysta. Potem wy­słuchaliśmy przemowy naszych rodziców i dowiedzieliśmy się, że cukier niszczy zęby.

W końcu zdecydowaliśmy, że Wujaszek Jim (tak go nazywaliśmy bez uściślania, czy jest czyimkolwiek wujkiem, gdyż w rzeczywistości nie był niczyim) nosi te wszystkie rzeczy jako swego rodzaju tło dla guzika z napisem "Zwycięstwo dla Willarka". Pewnego razu zapytałem go o to i dowiedziałem się, że Willard był ostatnim republikańskim prezydentem Stanów Zjednoczonych i wielkim człowiekiem, który próbował powstrzymać nieszczęście. Było już jednak za późno, gdyż ludzie pogrążyli się zbyt głęboko w gnuśności i dekadencji. Zbyt trudne było to do pojęcia dziewięcioletniego chłopca i do dziś jeszcze tego tak naprawdę nie rozumiem, z jednym wyjątkiem. Wiem, że wtedy miasta nie rządziły się same, a mieszkańcy kraju podzieleni byli na dwie wielkie grupy, które nawet nie były klanami, ale które bardziej lub mniej wpływały na wybór prezydenta. Nie był on rozjemcą pomiędzy miastami czy stanami, ale trzymał w garści wszystko.

Wujaszek Jim zwykle szedł w dół Maln Street obok Ratusza i elek­trowni słonecznej, potem skręcał obok fontanny, przechodził obok domu Conrada, stryjecznego dziadka mojego ojca, i dalej aż do krańców miasta, gdzie rozciągały się pola i łąki. Przy porcie lotniczym skręcał i wracał obok Josepha Anakeliana, gdzie zawsze rzucał okiem na ręczne krosna i szydząc z nich, opowiadał o automatycznej maszynerii. Ciekawe, co miał przeciwko ręcznemu tkaniu?. Nie wiem, bo przecież tkalnia Josepha była sławna. Wujaszek robił także zgryźliwe uwagi na temat naszego małego lotniska i pół tuzina miejskich fruwaczy. To nie było w porządku. Mieliśmy autostrady i wystarczająco wiele fruwaczy na potrzeby naszych dłuższych podróży. Nigdy nie zdarzyło się, by więcej niż sześć grup podróżnych wyjeżdżało gdzieś jednocześnie z miasteczka tej wielkości co nasze.

Ale chciałem powiedzieć o Komuniście.

To było wiosną. Śnieg roztopił się i ziemia zaczęła przesychać, a na­si farmerzy wyszli siać. Reszta ludzi z naszego miasteczka krzątała się wokół przygotowań do fety, gotując i piekąc. Och, co za zapachy uno­siły się w powietrzu. Kobiety wymieniały przepisy kulinarne, rzemieś­lnicy stukali młotkami, szyli i spawali. Sznury do prania obwieszone były świątecznymi ubraniami wyciągniętymi z zimowych skrzyń, zakochani trzymali się za ręce i szeptali o nadchodzących uroczystoś­ciach. Red, Bob, Śmierdziel i ja graliśmy w kulki obok lotniska. Dawniej rzucaliśmy nożami do celu, ale jakieś dzieci kaleczyły nimi drzewa i starsi ustanowili przepis, że żadne dziecko nie może nosić no­ża, dopóki nie dorośnie.

Był ciepły i przyjemny poranek. Niebo było niebieskie, prawie lazu­rowe, a słońce przeświecało przez puszyste białe obłoki i padało pros­to na ziemię. Wzgórza pokryte były pierwszą bladą jeszcze zielenią. Pył unosił się z miejsc, gdzie padały nasze kulki. Lekki wietrzyk wiał z południa, delikatnie dotykając mojej skóry i rozwiewając mi włosy. Świat, pora roku i my byliśmy młodzi.

Zamierzaliśmy właśnie skończyć zabawę, wziąć nasze strzelby i iść do lasu, by zapolować na króliki. Wtedy właśnie zobaczyliśmy Wujaszka Jima'i kuzyna mojej matki, Andy'ego. Wujaszek założył długi płaszcz na swoje zwykłe ubranie, a mimo to drżał ciągle, pochylony nad laską. Pomarszczone dłonie miał sine z zimna. Andy nosił kilt i sandały. Był naszym miejskim inżynierem, krępym mężczyzną około czterdziestki.

W prehistorycznych czasach, przed moim przyjściem na świat, brał udział w ekspedycji na Marsa i to uczyniło go bohaterem w oczach nas - dzieci. Nigdy nie zrozumieliśmy, dlaczego nie został zuchwałym korsarzem. Miał co najmniej trzy tysiące książek, dwa razy więcej niż średnio każdy w naszym miasteczku. Spędzał dużo czasu z Wujaszkiem Jimem i właściwie nie wiedziałem dlaczego. Teraz sądzę, że pró­bował dowiedzieć się od niego czegoś o przeszłości. Nie o martwej, zmumifikowanej w historycznych książkach, ale o ludziach, którzy kiedyś byli żywi.

Stary człowiek spojrzał na nas i powiedział:

- Wy, chłopcy, nie ubieracie się zbyt ciepło. Możecie nabawić się śmiertelnego przeziębienia.

Głos miał wysoki i piskliwy, ale mocny. Po wielu latach samotnego życia musiał nauczyć się, jak dbać o siebie.

- Ech, bzdury - powiedział Andy. - Założę się, że w słońcu jest ze szesnaście stopni.

- Mieliśmy iść na króliki - powiedziałem poważnie. - Przyniosę swo­jego do ciebie i twoja żona może zrobić nam z niego potrawkę.

Jak wszystkie dzieci, spędzałem tak wiele czasu z krewnymi, jak tylko pozwalali moi przybrani rodzice, ale najbardziej lubiłem rodzinę Andy'ego. Jego żona była wspaniałą kucharką, jego starszy syn był najlepszy ze wszystkich w grze na gitarze, a córka grała w szachy pra­wie tak szybko jak ja, jednak ani zbyt dobrze, ani zbyt źle, jak na mój gust.

Wygrałem większość kulek, a teraz zwróciłem je z powrotem.

- Kiedy byłem chłopcem - powiedział Wujaszek Jim - wygraną za­trzymywaliśmy na własność.

- A co się stało, gdy najlepszy wziął wszystkie kulki w mieście? -spytał Śmierdziel. - To bardzo trudno zrobić dobrą kulkę, Wujaszku. Nie mógłbym się wymienić, gdybym stracił wszystkie.

- Mógłbyś kupić więcej - odparł Wujaszek - bo były sklepy, gdzie można było dostać wszystko.

- Ale kto wyrabia te kulki?

- Były wytwórnie.

Wyobraźcie sobie wielkich, dorosłych mężczyzn, którzy spędzali czas na wyrabianiu kolorowych szklanych kulek!

Już prawie odchodziliśmy, gdy pojawił się Komunista. Ujrzeliśmy go, kiedy okrążał kępę drzew w północnej ćwiartce, gdzie w zeszłym roku znajdowało się pastwisko. Szedł ulicą Middleton, a kurz unosił się spod jego gołych stóp.

Obcy w mieście jest zawsze wielką sensacją. My, dzieciaki, zaczę­liśmy biec mu na spotkanie, ale Andy zatrzymał nas ostrymi słowami i przypomniał, że powinniśmy zachowywać się z właściwą uprzejmoś­cią. No to poczekaliśmy wytrzeszczając oczy, dopóki nie podszedł do nas. Był jakiś dziwnie zabiedzony. Był wysoki jak Wujaszek Jim, ale jego peleryna zwisała w strzępach wokół zapadniętej klatki piersiowej, w której mogłeś policzyć żebra. Był zupełnie łysy, tylko brudnobiała broda sięgała mu do pasa. Szedł ciężko, podpierając się kijem.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin