Teoria narodu - Adam Doboszyński.doc

(347 KB) Pobierz




TEORIA NARODU
ADAM DOBOSZYŃSKI

45

 


1)    NACJONALIZM I INTERNACJONALIZM

 

Wśród uczonych przeważa zdanie, że wysoko rozwinięta grupa socjologiczna, zwana "narodem", wykształciła się dopiero w XVI wieku. Dopiero w tym wieku szereg społeczności europejskich zaczyna wykazywać zarówno zewnętrzne cechy, charakteryzujące wspólnotę narodową, jak i nieodzowną do istnienia takiej wspólnoty zbiorową świadomość i zdolność do zbiorowego działania.

 

Naród jest jeszcze w tym czasie w stanie surowym. Dopiero w następnych wiekach dojrzewają formy bytowania narodowego, świadomość rozwija się i staje się bardziej wielostronna. Rewolucja francuska roznosi ideę narodową po najbardziej zapadłych kątach Europy. Europa w wieku XIX, a w jeszcze większej mierze w dwudziestoleciu 1918-39, to prawdziwe laboratorium, w którym procesy kształtowania się narodów oraz powstawania państw narodowych dają się obserwować z naukową ścisłością. Toteż badania nad narodem jako zjawiskiem socjologicznym posunęły się w ostatnich latach ogromnie naprzód. Wyszliśmy już szczęśliwie ze stadium frazesów o patriotyzmie i błądzenia po omacku wśród zagadnień narodowych. Wiedza o narodzie dochodzi do takiego stopnia ścisłości, do jakiego nie doszła jeszcze np. ekonomia.

 

Od wieków myśl ludzka tradycyjnie dążyła dwoma szlakami, narodowym i międzynarodowym. Wiek XVIII, który w wielu dziedzinach zamącił rozwój ludzkości, nie omieszkał dorzucić swego przyczynka i do tego rozdwojenia myśli ludzkiej. Podczas gdy Weisshaupt, twórca "zakonu" Iluminatów, dążył do wykorzenienia patriotyzmu jako ciasnej zasady w porównaniu z kosmopolityzmem1, a Lessing określał patriotyzm jako słabość, bez której chętnie chciałby się obyć2, o tyle J.J.. Rousseau uważał państwo, obejmujące całą ludzkość, za "prawdziwą chimerę" i potępiał tych rzekomych kosmopolitów, którzy, wymawiając się od kochania własnego kraju ze względu na swe ukochanie ludzkości, chełpią się, że kochają cały .świat, by korzystać z przywileju niekochania nikogo3.

 

Był okres, szczególnie pod koniec XVIII wieku oraz na przełomie wieków XIX i XX, kiedy wśród ludzi wiedzy kosmopolityzm wydawał się przeważać. Objaw ten należy jednak do przeszłości. W ostatnich dziesięcioleciach nauka wypowiedziała się zdecydowanie po stronie nacjonalizmu, i to nie tylko nauka niemiecka czy włoska z czasów Hitlera i Mussoliniego, nic mające swobody myślenia, ale również nauka francuska i anglosaska, i włoska sprzed faszyzmu, i niemiecka sprzed Hitlera. Podwaliny pod naukowe ujęcie narodu jako najwyżej rozwiniętej naturalnej grupy społecznej dał Pareto, genialny pionier nowoczesnej socjologii, w czasach gdy Włochy były jeszcze liberalne.

 

Wiedza anglosaska, jej najpoważniejsi przedstawiciele, reprezentuje pełne zrozumienie nacjonalizmu. Można śmiało mówić o "szkole brytyjskiej" teoretyków nacjonalizmu, do której należą: McDougall, R. Muir, E. Barker, G. Wallas, A. E. Zimmern, N. F. Hall, R. Tawney, A. Fisher, T. Haldane, R. Hoernle, N. Tierney, F. Underhill, J. Viner i inni. Prac;e takie, jak: McDougalla Grnup Mind, E. Barkera National Character and the Factors in its Formation, G. Wallas'a Our Social Heritage, R. Muira Nationalism and Internationalism czy A. Zimmerna Nationality and Governement, stanowią zasadniczy wkład do wiedzy o narodzie.

 

Ukoronowaniem wysiłków uczonych brytyjskich stało się zbiorowe dzieło pt. Nationafism, wydane w roku 1939 w Oxfordzie przez Royal Institute of lnternational Affairs. Na pracę tę złożyło się kilkunastu uczonych; dała ona encyklopedyczny zarys obecnego stanu wiedzy o naradzie. W dalszych naszych rozważaniach będziemy powoływali się na nią często. Formułuje ona tezę, że naród jest polityczną jednostką, a nacjonalizm symbolem grupowym obecnego .etanu cywilizacji4. Słowem "nacjonalizm" określa się w tej pracy świadomość odrębnego charakteru różnych narodów, włącznie z tym narodem, którego członkiem jest dana jednostka, oraz określa się pragnienie wzmożenia siły, wolności i pomyślności narodów. Pragnienie to człowiek niekoniecznie ogranicza do własnego narodu, choć niezaprzeczalnie wypadek ten zachodzi bardzo często; nic uważa się w tej pracy również, by nacjonalista przywiązywał najwyższą wagę koniecznie do interesu własnego narodu. Krótko mówiąc słowa "nacjonalizm" używa się tu w takim znaczeniu, że można określić jako przedstawicieli nacjonalizmu zarówno Mazziniego, Gladstone'a i Woodrow Wilsona, jak i Hitlera5.

 

Dla uzupełnienia powyższej galerii nacjonalistów dorzućmy nazwisko prezydenta Roosevelta, który, jak słusznie zauważono, kultywuje nacjonalizm amerykański6.

 

Christopher Dawson, angielski pisarz katolicki, pisze: Nasz nacjonalizm, choć znacznie silniejszy niż sobie to uprzytamniamy, jest bardziej tradycyjny niż nacjonalizm niemiecki, mniej związany z dogmatami rasy i bardziej tolerancyjny dla cudzych praw7. Znany uczony oxfordski - prof. Zimmern dodaje: Anglicy są wielkimi przedstawicielami praktycznego nacjonalizmu; ale właśnie dla tego, że mieli go zawsze jako własność tradycyjną, zastanawiali ,się mało nad jego naturą i znaczeniem. Najlepszymi eksponentami nacjonalistycznej teorii w naszych czasach stali się Żydzi, którzy zdaniem moim dali w tej dziedzinie wkład, jeśli nie równy, to przynajmniej godny zestawienia z ich wkładem do postępu świata na polu religii8.

 

Nauki uważa dziś nacjonalizm za uchwytną rzeczywistość socjologiczną. Internacjonaliści nie mają na swe poparcie argumentów naukowych; ich brak pokrywają pustą wielosłownością publicystów w rodzaju H. G. Wellsa. Tymczasem w nauce ustala się pogląd, wyrażony zgodnie przez wielu uczonych, o trudności wywołania uczucia zbiorowego obejmującego cały świat, wobec nieuniknionego braku jakiejkolwiek zewnętrznej opozycji9. W myśl zasad psychologii uczucie zbiorowe powstać może dopiero z chwilą uprzytomnienia sobie odrębności od innej zbiorowości. Często powtarzające się najazdy z Marsa doprowadziłyby niewątpliwie z biegiem czasu do rozpalenia się uczucia ogólnoludzkiego do temperatury uczucia narodowego. Póki jednak planecie naszej brak zetknięcia się z zewnętrzną jakąś zbiorowością, należy się obawiać, że uczucie "patriotyzmu ogólnoludzkiego" nie wyjdzie nadal poza obecny stan niskiego napięcia, w którym nic może być transformowane na energię motoryczną, zdolną wpływać na losy świata.

 

Uczucie narodowe - pisze prof. Zimmern10 - doprawdy nie ,jest w stanie przemijania; jest w stanie budzenia się. Jest silniejsze obecnie niż było kiedykolwiek. Jest jedną z najmocniejszych sil w życiu nowoczesnym. Mało innych form zbiorowego czucia ma mocniejszy lub głębszy wpływ na ludzkiego ducha. Socjalizm nie ma; nie ma również internacjonalizm; wątpię, czy ma nawet religia.

 

Nauka współczesna prowadzi do nieodpartego wniosku, że dobra ludzkości należy szukać na drodze zdrowego współdziałania zdrowych narodów. Uczeni angielscy są zdania, że by istnieć bez katastrof, nowoczesne społeczeństwo wydaje się potrzebować zarówno uczucia narodowego, które prowadzi do zazdrosnego partykularyzmu, jak i współdziałania na skalę światową. Szczytowym problemem obecnego pokolenia jest, jak pogodzić oba te zjawiska11.

 

Zdaniem autorów pracy Nationalism (s. 340) - nie ma gwarancji, że ludzie, którzy wydostaliby się na czoło państwa światowego, należeliby do typu zdecydowanego na wykorzystanie swych możliwości dla dobra ogółu. Dopuszczenie do wolności indywidualnej w szerszym zakresie, pociągnęłoby za sobą niebezpieczeństwo anarchii; efektywnie zorganizowany jednopaństwowy świat mógłby wykazać przygnębiające podobieństwo do jednopartyjnego państwa.

 

Ci, co wierzą, że w miejsce narodu wynaleźli grupę lepszego typu, będą pracowali w dalszym ciągu dla tego typu i w porównaniu z nim będą potępiali naród. Natomiast ludzie, zajęci prowadzeniem spraw międzynarodowych, muszą w obecnej epoce liczyć się z faktem istnienia narodu (bez zakładania, że będzie on wieczysty) i pracować dla godzenia rozbieżnych punktów widzenia różnych narodów i dla zmniejszenia rozmiarów i częstości uciekania się do gwałtu w stosunkach między nimi12.

 

Oto jedyna droga dla mężów stanu: przez naród do ludzkości. Mogą się oni powoływać i na prof. Zimmerna, który uważa, że droga do internacjonalizmu prowadzi przez nacjonalizm, nie przez równanie ludzi w dół do poziomu jakiegoś szarego kosmopolityzmu, lecz przez odwoływanie się do najlepszych czynników w zbiorowej spuściźnie każdego narodu. Dobry świat to znaczy świat dobrych mężczyzn i kobiet. Dobry świat międzynarodowy, to znaczy świat narodów żyjących, jak mogą najlepiej... Myślę, że dobrzy nacjonaliści będą lepszymi Ludźmi i lepszymi obywatelami13.

 

Nacjonalizm zahamowany, zwyrodniały i niezaspokojony, stanowi jeden z ropiejących wrzodów naszych czasów. Ale nacjonalizm, prawidłowo pojęty i oroszony opieką, jest wielką silą wznoszącą i życiodajną, jest ocloną zarówno przeciw szowinizmowi, jak i przeciw materializmowi - przeciw wszystkim silom niszczącym cywilizację i osobowość, które nękają i obniżają umysły i dusze współczesnych ludzi14.

 

Pięknie wyraził tę samą myśl Papież Pius XII w Encyklice "Summi Pontificatus": W miarę jak narody się cywilizują, różniczkują się coraz to bardziej w swych sposobach życia i zarządzania swymi sprawami. Nie stanowi to jednak powodu, dla którego musiałyby się wyrzec jedności ogólnoludzkiej rodziny. Raczej powinny bogacić tę rodzinę, dodając swój wkład do jej różnorodnych zasobów, stosownie do swych .szczególnych uzdolnień.

 

Również Papież Pius XI w Encyklice Caritate Christi Compulsi wyraził przekonania, że słuszny porządek chrześcijańskiego miłosierdzia nie stoi w sprzeczności z prawą miłością do swego kraju i z uczuciem usprawiedliwionego nacjonalizmu; wręcz przeciwnie kontroluje je, uświęca i ożywia.

 

W literaturze angielskiej spotyka się wyrażenie "enlighted nationalism" - oświecony nacjonalizm, na określenie ideału naszych czasów. Tego typu nacjonalizm nie tylko nie szczuje jednego narodu przeciw drugiemu, lecz staje się źródłem uczuć ogólnoludzkich.


2)    UNIWERSALIZM

 

Dziewiętnastowieczna doktryna włoska o "sacro egoismo nazionale" znalazła i u nas swój oddźwięk w Egoiźmie narodowym Balickiego. Ale hasło to dziś przebrzmiałe. Pokolenie nasze dojrzało już do zrozumienia, że uczucie narodowe, o ile ma być siłą budującą, a nie rozsadzającą świat, należy uzupełnić uczuciem uniwersalistycznym. Nie można być pełnym człowiekiem nie kochając swego narodu - ale miłość ta nie może być ślepa na prawo innych ludzi do miłości do innych narodów. Jest pod słońcem miejsce dla każdego uczucia narodowego bez rwania więzi ogólnoludzkiej. Nacjonalista współczesny ma do wyboru dwie takie więzi: katolicką i masońską, i musi na jedną z nich się decydować. Szczęśliwe narody, których nie rozdziera walka między tymi dwoma uniwersalizmami.

 

Spotyka się jeszcze w Polsce narodowców, nie mogących zrozumieć niebezpieczeństwa wyłącznego nacjonalizmu. W praktyce rzeczy nacjonalizm taki obraca się z reguły przeciw Rzymowi i wpada pod kuratelę masonerii. Wszelkie próby egoizmu narodowego kończą się u nas w ten sposób od wieków. Toteż pokolenie wychowane w niepodległej Polsce zdecydowanie splotło swój światopogląd narodowy z uniwersalizmem katolickim.


3)    OD LUDU DO NARODU

 

Nic od razu Kraków zbudowano i nie od razu powstają narody. Proces to długi, burzliwy i zawiły. Dopiero w ostatnich kilkudziesięciu latach wzięła się nauka do analizy tego zagadnienie i uczeni nie zdążyli jeszcze uzgodnić między sobą ani klasyfikacji, ani nomenklatury. Uczeni amerykańscy i niemieccy, a z polskich prof. Znaniecki, rozróżniają trzy etapy dojrzewania narodu. Brytyjczycy -jak dotąd - wydają się rozróżniać tylko dwa. Prof. Znaniecki w swym Wstępie do socjologii rozróżnia pojęcia: lud, narodowość i naród. Lud zwany inaczej przez prof. Znanieckiego rasą socjologiczną (w przeciwstawieniu do rasy antropologicznej) - składa się z jednostek związanych wspólną mową, obyczajem, pieśnią, baśniami, architekturą i sztuką. Lud nie ma samowiedzy zbiorowej. Ta samowiedza, poczucie pewnej spoistości, a tym samym odrębności w stosunku do obcych, budzi się dopiero w narodowości. Pełnię natomiast samowiedzy, połączoną ze zdolnością do zbiorowego działania, wykazuje naród. Dopiero naród może być partnerem do umowy i towarzyszem w akcji.

 

E. Barker przypomina, że Arystoteles rozróżniał trzy stadia moralnego dorastania jednostki. Pierwsze bytu stadium przymiotów naturalnych, czyli (physis); drugie stadium społecznego nawyku i ćwiczenia, czyli (ethos); trzecie stadium odpowiedzialnego działania, oświeconego świadomością moralną, które Arystoteles określił słowem (phronesis). W dziedzinie narastania charakteru narodowego możemy odróżnić podobna stadia15. Te trzy stadia odpowiadają klasyfikacji prof. Znanieckiego.

 

Na ogól uczeni brytyjscy ograniczają się do wyodrębnienia dwóch stadiów, odpowiadających w klasyfikacji prof. Znanieckiego narodowości i narodowi. Grono uczonych, które w roku 1939 wydało pod auspicjami Royal Institute for International Affairs wspomnianą już pracę zbiorową Nationalism16, rozróżnia między narodem (Nation) a narodowością (National Group lub National Minority), którego to drugiego określenia użyło dla oddania znaczenia niemieckiego słowa Nationalitat, przy czym wyjaśniono, że słowa Nationalitat używają Niemcy prawie że wyłącznie... na oznaczenie grupy, która jest zbyt mała lub zbyt niedoskonale rozwinięta, by być narodem. W innym miejscu niemieckie Nationalitat określono jako lud, będący potencjalnie, lecz jeszcze nic: aktualnie, narodem.

 

W innym jeszcze miejscu (Nationalism, s. 244) mówi się o społeczeństwie dostatecznie scalonym, by zasługiwać na miano narodu.

 

Uczeni brytyjscy nie uzgodnili nomenklatury, a oba użyłe przez nich wyrażenia (National Group i National Minority) nie wydają się zbyt szczęśliwie dobrane. Jakie na tym punkcie panuje zamieszacie świadczy fakt, że w wartościowej pracy A. C. F. Bealesa pt. The Catholic Church and International Order, autor na określenie pojęcia narodowość używa na zmianę wyrażenia national minority, ethnic minority i racial minońty, mówiąc nawet w pewnym miejscu o "fully adult national minority" (w pełni dojrzała mniejszość narodowa). Z wyrażeniem "adult" (dojrzały) lub "non-adult" w stosunku do grup narodowościowych spotykamy się w brytyjskiej literaturze naukowej nieraz. A non-adult national group najtrafniej chyba oddaje sens słowa narodowość. Powinni sobie przyswoić ten termin Polacy, rozmawiający z Anglosasami o niektórych trudnych i drażliwych problemach narodowościowych Europy Wschodniej. Odpowiednikiem naszego słowa lud jest w angielskiej mowie wyrażenie ethnic group, którego należy używać mówiąc np. o Poleszukach.

 

Droga od ludu do narodu jest długa i ciernista. Lud staje się narodem dopiero po wielu nieudanych próbach zbiorowego działania, biorąc wielokrotnie cięgi i cięgi rozdając. Nie wszystkie ludy, ba, mniejszość ludów znanych nam z historii, dochodzi do utworzenia narodu. Zdarza się, że genialnej jednostce, albo zwartej kaście czy klice udaje się utworzyć z ludu na pewien czas państwo, nie doprowadzając do powstania narodu. Przykładem takiego zdarzenia był między innymi Chmielnicki. Takich ludów nie-narodów mamy w obecnej chwili jeszcze wiele nawet w samej Europie, że wymienię: Basków, Katalończyków, Flamandów, Serbów Łużyckich, Słoweńców, Macedończyków itd.

 

Kiedy lud staje się narodem? Gdzie leży granica? Jakie są sprawdziany? Jakim warunkom powinno odpowiadać zbiorowisko ludu, by zasłużyć na mianu narodu? McDougall w swej znanej pracy pt. Psychologia grupy zastanawia się nad definicją narodu. Przede wszystkim zapytuje on, czy naród jest narodem, ponieważ jego członkowie namiętnie i jednomyślnie wierzą, że tak jest. McDougall stwierdza, że taka wiara nie dowodzi istnienia narodu i dochodzi do następującej definicji: Narodem jest lud albo ludność, ciesząca się pewnym stopniem politycznej niezależności i posiadająca narodowy charakter i narodowego ducha, i z tego powodu zdolna do narad i aktów woli w skali narodowej.

 

Definicja ta budzi wiele zastrzeżeń.

 

Z innych zupełnie przesłanek wychodzi ojciec Bocheński O.P., profesor Papieskiego Uniwersytetu "Angelicum" w Rzymie. Zdaniem jego naród jest to zespół ludzi, przyznających się do określonego odcienia kultury, przy czym przez słowo kultura rozumiemy to, co duch wnosi do psychiki ludzkiej (sprawności intelektualne, techniczne, artystyczne, etyczne, religijne). A więc narodem jest taki tylko zespół ludzi, którego ideał kultury zawiera swoiste, właściwe tylko danemu narodowi, odcienie wszystkich tych sprawności.

 

Nie wystarcza, by dany lud miał własnych uczonych, techników, pisarzy, malarzy, przywódców politycznych i wojskowych. Ci uczeni, malarze, generałowie itp. mogli podpatrzyć te rzeczy u narodów innych i praktykować swe specjalności w sposób pozbawiony piętna geniuszu narodowego. Chcąc być narodem musi się mieć wiedzę, technikę, sztukę itp. o odcieniu i posmaku szczególnym, właściwym tylko danemu narodowi. Wyrażenie "nauka angielska" znaczy dużo więcej niż "nauka uprawiana przez Anglików". Przywództwo polityczne Anglii ma swój własny styl narodowy, dzięki któremu leader Labour Party znacznie więcej przypomina leadera brytyjskich konserwatystów, niż przywódcę polskich socjalistów. Angielski styl wojowania czy modlenia się jest równie charakterystyczny, jak angielski sposób malowania portretów, uwieczniony w National Portrait Gallery.

 

Definicja o. Bocheńskiego jest piękna i bardzo precyzyjna, ale i tu nasuwają się wątpliwości. A co będzie, jeśli pewna zbiorowość ma swoisty odcień etyki i sztuki, a brak jej swoistego odcienia techniki i wiedzy lub też ma własny sposób wojowania, a brak jej własnych form i obyczajów w życiu politycznym?

 

A poza tym, jak ocenić, czy odcień danej sprawności jest swoisty na stopniu narodu, czy na stopniu prymitywu - ludu?

 

lak poznać w praktyce, czy dane zbiorowisko jest narodem? Życie wymaga sprawdzianów prostych.

 

Taki prosty sprawdzian daje nam proc. Ramsay Muir17. Pisze on: Wydaje się niemożliwe uniknąć wniosku, że naród w głównej mierze określa się sam walką. Okazuje się, że taki morał wypływa z dziejów idei narodowej w Europie.

 

A więc walka, skuteczna walka rozstrzyga o istnieniu lub nieistnieniu narodu. Rzecz prosta, musi zostać spełnionych wiele innych warunków, by naród był narodem. Ale nieodzownym sprawdzianem jest zdolność skutecznej walki o niepodległość. Nie jest narodem zbiorowisko ludzi, które - przy wszelkich pozorach dojrzałości i odrębności zbiorowej - nie umie zdobyć w walce i utrzymać z bronią w ręku swej niezawisłości.

 

W każdej z książek, cytowanych w niniejszej prany, można znaleźć na honorowym miejscu coraz to inną definicję narodu; czytałem takich definicji ostatnio kilkanaście. Każdy socjolog i co drugi historyk uważa za punkt honoru wysilić się na taką definicji. Publicyści i powieściopisarze nie pozostają w tyle. Wiele ujęć jest bardzo ciekawych, lecz, jak to bywa z pojęciami humanistycznymi, nie ma definicji bez "ale", po prostu dlatego, że nie ma dwu ludzi, którzy pod to samo słowo podkładają ściśle to samo pojęcie. Demokracja, naród, chrześcijaństwo - któż je określi ostatecznie i definitywnie? Ja sam postanowiłem nie kuć określenia własnego, gdyż stosuję inną metodę pisarską, a mianowicie staram się z tylu różnych stron podejść do pojęcia narodu, i objaśnić to pojęcie na tylu przykładach, by czytelnik, skuteczniej niż przez definicję, uporządkował swoje pojęcia.

 

Każda definicja narodu grzeszy przede wszystkim tym, że nie obejmuje wypadków nietypowych. Weźmy np. naród bez terytorium lub języka. Większość definicji stanowi, że nie ma narodu bez terytorium. Wychodząc z tego założenia uczeni, zgrupowani dokoła Royal Institute for International Affairs18, nie uważają Żydów za naród. Szereg natomiast innych uczonych z prof Zimmernem na czele uważa Żydów za naród w pełnym tego słowa znaczeniu. Podobnie ma się sprawa z językiem. Mieszkańcy Szwajcarii mówią trzema językami, Stany Zjednoczone przypominają Wieżę Babel. Czy Szwajcarzy i Jankesi są narodami? Royal Institute uważa że tak, prof. Zimmern uważa że nie, ale jest w swej opinii odosobniony19.

 

Nawiasem mówiąc, ani Szwajcarzy, ani Jankesi nie obrazili się na prof. Zimmerna za odmówienie im nazwy narodu.


4)    WIELKIE NARODY

 

Wśród narodów możemy rozróżnić narody etnicznie jednorodne, wywodzące się z jednego ludu, i narody złożone, wielorodne, dla których wybrałem termin wielkiego opadu. Wielkie narody narastają przez stopy etniczne. Wielki naród ma zawsze odłamy, które obok mowy oficjalnej używają jeszcze własnych narzeczy; nieraz będzie to narzecze wrogiego sąsiada. Wielki naród jest zawsze w trakcie przyswajania i rozszerzania się. Skoro te procesy zanikną, gdy ustabilizuje się jego ludność, wielki naród traci swą aktywność i obumiera.

 

Znamienne jest dla Brytyjczyków, że choć ich naród stanowi klasyczny przykład wielkiego narodu, nie wprowadzili do tej pory odpowiedniego terminu do swej nauki. Różni uczeni uciekają się do różnych określeń. Przykładowo, Barker raz pisze, że Wielka Brytania jest państwem, które jest co najmniej niby-narodem (quasination)20, a w innym miejscu twierdzi, że ludy szkocki i walijski są narodami pierwszego stopnial21... a naród brytyjski jest narodem " drugiego stopnia. Natomiast prof. Muir mówi o nadnarodowości brytyjskiej (super-nationality), która obejmuje narodowości: angielską, walijską, szkocką i irlandzką22. Przypuszczam, że w rozmowie z Brytyjczykami najtrafniej będzie dla określenia wielkiego narodu używać terminu "composite nation".

 

Państwa narodowe (tzn. państwa obejmujące naród jednorodny) są bardziej zwarte niż dawne imperia dynastyczne, ale są na ogół znacznie mniejsze. Idea narodowa triumfuje często kosztem rozbijania większych państw (choć w Niemczech i Włoszech wywarła wpływ całkujący). Triumf idei narodowej w roku 1918 doprowadził do powstania szeregu nowych państw, z których niektóre, jak np. Łotwa i Estonia, nigdy przedtem nie istniały. Szereg narodowości w Europie domaga się jeszcze samodzielnego bytu. Ameryka Południowa rozpadła się w ostatnim stuleciu na wiele państw; na Dalekim Wschodzie, od Indii po Oceanię, słychać pomruki rodzącego się nacjonalizmu. Czy będą to Burowie, czy Gruzini, Francuzi w Kanadzie, Ukraińcy czy Flamandowie, na całej kuli ziemskiej idea narodowa grozi dalszym rozkawałkowaniem ludzkości.

 

Użyłem słowa "grozi", bo stan ten pociąga ze sobą, obok pewnych skutków dodatnich, niewątpliwie i wiele skutków ujemnych. Narasta coraz to więcej granic, antagonizmów, rozpiętości i nierówności. Nic dziwnego, że ludzkość reaguje na to instynktownie i że sama idea narodowa, sprawczyni zła, niesie w sobie lekarstwo pod postacią wielkiego narodu. To, co nacjonalizm rozłączył, to sam znowu łączy, tworząc stopy narodowe wyższego rzędu. Doktrynerom ii la Wells marzy się jedno państwo dla całej ludzkości, inni chcą dzielić ludzkość na federacje, klecone w gabinetach ministrów i pyry stolikach kawiarnianych. A tymczasem życie idzie swoim torem i żywiołowo, instynktownie przystąpiło na całym obszarze planety do całkowania wielkich narodów.

 

Oto ich lista: Brytyjski Commonwealth, USA, szereg krajów Ameryki Łacińskiej, Chiny, Indie, ZSRR, Niemcy, Jugosławia, Francja, Hiszpania. Rozpatrzmy je po kolei.

 

Brytyjski Commonwealth narósł z tylu kolejnych nawarstwień, jest tworem tak skomplikowanym, że sami Brytyjczycy nie bardzo sobie zdają sprawę, w jakim stadium procesu narodotwórczego obecnie tkwią. Dla przykładu zacytuję charakterystyczny ustęp z książki Barkera pt. Charakter narodowy i czynniki, które go kształtują. Barker pisze: W stosunkach między narodem a państwem obserwujemy całą skalę możliwości. Jeśli na jednym końcu tej skali znajdują się narody, które zadowalają się tym, by być grupami społecznymi, a na drugim końcu są narody, które są zarazem grupami społecznymi i społeczeństwami w sensie politycznym, mogą być również stopnie pośrednie. Można sobie wyobrazić naród, który, jeśli nie jest zarazem państwem, zasługuje w każdym razie na miano niby-państwa... Nie będziemy dalecy ad prawdy mówiąc, że Szkocja jest narodem, który jest niby-państwem; Wielka Brytania jest państwem, które jest co najmniej niby-narodem; a Commonwealth jest wspólnym systemem kultury, który jest również niby państwem i ma w sobie zaś z niby-narodu23.

 

Barker trochę się plącze, bo brak Anglikom nomenklatury na określenie tych procesów narodotwórczych. Używając przyjętych przez nas terminów, powiemy po prostu, że Wielka Brytania (obejmująca Anglię, Szkocję, Walię i Północną Irlandię tzw. Commonwealth (obejmujący poza Wielką Brytanią również dominia, tzn. Kanadę, Południową Afrykę, Australię i Nową Zelandię) jest właśnie w trakcie stapiania się w wielki naród. Błędem natomiast byłoby twierdzić, że imperium brytyjskie (obejmujące poza Commonwealthem masę różnych kolonii, zamieszkanych przez różnokolorowe ludy, oraz Indie) jest na drodze do stawania się wielkim narodem. Wręcz przeciwnie, jak za chwilę zobaczymy, Indie próbują stać się wielkim narodem same dla siebie, niezależnie od Wspólnoty Brytyjskiej.

 

Dla przyszłego powstawania naszego wielkiego narodu jest rzeczą zbawienną, że spora ilość Polaków przebywała przez parę lat w Szkocji, mając możność przyjrzeć się najklasyczniejszemu na świecie procesowi zlania się w jeden naród (o nowej nazwie narodu brytyjskiego) dwu całkowicie sformowanych narodów, angielskiego i szkockiego. Mówi się u nas często: jak to, my i Ukraińcy, my i Litwini, my i Czesi, po tym, co tak niedawno zaszlo? Za odpowiedź niech posłuży przykład stosunków angloszkockich. Dwa te narody prowadziły ze sobą wojen ilość wręcz niesamowitą (bodajże ponad setkę). Unii dokonał król Jakub I, syn królowej szkockiej Marii Stuart, więzionej i ściętej na rozkaz królowej angielskiej Elżbiety. Jeszcze w sto kilkadziesiąt lat po zawarciu unii, w latach 1745/46, urządzili Szkoci powstanie, które zakończyło się taką ich rzezią, że syn króla angielskiego, który jej dokonał, do dziś słynie wśród Szkotów jako "bloody butcher” - krwawy rzeźnik. I po tym wszystkim - wspólny naród, o uderzającym podobieństwie do unii polsko-litewskiej24.

 

Naród polski jest pochodzenia jednolitego w porównaniu i z przedziwnym stopem brytyjskim, na który, na podłoże jakieś przedhistoryczne, nałożyli się Celtowie, na nich Anglo-Sasi, na nich Normanowie - z tej mieszanki wyrósł naród angielski. Nastąpił dalszy stop ze Szkotami, Walijczykami, częściowo Irlandczykami - naród brytyjski. Obecnie Commonwealth próbuje rozszerzyć ten naród o Francuzów kanadyjskich i holenderskich Burów.

 

Historia uczy nas, że tylko stopy ludów sięgają prawdziwej wielkości. Czy to była Grecja, czy Rzym, czy średniowieczne Włochy, czy Hiszpania, czy Francja, czy Wielka Brytania, czy Rzplita Jagiellońska - wszystkie te narody rodziły się ze skomplikowanych procesów chemii etnicznej. Najwięksi ludzie, jakich Polska wydała, od Chrobrego po Mickiewicza, byli również produktami stopów etnicznych.

 

USA. Proces narastania wielkiego narodu USA doskonale obrazuje następujący cytat z edynburskiego Scotsman'a z dn. 30.VII1941: Prof. Arthur Newell, przewodniczący American Outpost w Wielkiej Brytanii, wygłosił wczoraj wieczorem w Moray House Training College drugi odczyt z cyklu "Ameryka tworzy się" (America in the Making), zorganizowany dla edynburskich nauczycieli.

 

Tematem odczytu prof. Newella była myśl, iż naród należy stworzyć. Zdaniem profesora, głównym wewnętrznym problemem Stanów Zjednoczonych było zawsze dążenie do rzeczywistej jedności, wiążącej interesem lub uczuciem różnorodną ludność, zamieszkującą coraz rozleglejsze obszary. Również i granice Stanów Zjednoczonych rozszerzały się w ciągu wieku dziewiętnastego i każdy nabytek stwarzał nowe problemy narodowościowe. Jedność narodową jeszcze bardziej utrudniały kolejne fale świeżej imigracji, dosypując nowy materiał ludzki do amerykańskiego tygla.

 

Nad tym tyglem mądrzy ludzie czuwają, by proces stapiania się wielkiego narodu przebiegał prawidłowo. Jak już wspomniałem, do posunięć prezydenta Roosevelta, obliczonych na dalszą metę, należało kultywowanie nacjonalizmu amerykańskiego. Wojna 1914-18 oraz wojna 1939-45 przyczyniły się w ogromnym stopniu do posunięcia procesów narodotwórczych w USA. Wszyscy Polacy, którzy naiwnie wyobrażali sobie, że dla ich pięknych oczu prezydent Roosevelt poprze tworzenie w Ameryce polskiego wojska - co byłoby przecież krokiem wstecznym na drodze do unifikacji narodu USA - doznali rozczarowania. Wielki naród Jankesów jest już prawie gotów i nie ma na świecie siły, zdolnej zahamować jego dojrzewanie.

 

ZSRR. W Sowietach mamy nowy przykład państwa będącego w trakcie tworzenia narodu - stwierdza Royal Institute of International Affairs25. Wszyscy znawcy Rosji zgodni są co do tego, że ustrój sowiecki przyspieszył prowadzony tak konsekwentnie przez rząd carski proces stapiania się w wielki naród rozlicznych ludów, zamieszkujących obszary Rosji. Przyznanie językom. lokalnym godności języków urzędowych nie zahamowało tego procesu. Młody Tatar czy Gruzin uczy się wprawdzie w szkole we własnej mowie, ale jest pod tak silną presją propagandy rosyjskiej (podawanej w opłatku bolszewickim), że psychiczna jego asymilacja do sowieckiej ojczyzny postępuje szybko. Możliwe, że kilka ludów oderwie się jeszcze w ostatniej chwili od Rosji i nie wejdzie w skład tworzącego się tam wielkiego narodu. Ale związywanie się tego narodu zaszło już daleko. Moskwa przeszła długą drogę od grodu Wielkorusów po stolicę ZSRR.

 

Chiny. Czy Chiny aż do tak niedawnego upadku cesarstwa były państwem, ery narodem? Znawcy nie wahają się twierdzić, że tylko państwem, pod biurokratyczno-wojskową dyktaturą dynasto mandżurskiej. Chińczyk północny podobnie nie rozumiał mowy Chińczyka południowego, jak Rumun nie rozumie Portugalczyka. Mieszkaniec Korei, Mandżurii czy Mongolii, należących wówczas jeszcze do Chin, czuł się z nimi związany tylko wspólnotą państwową.

 

Rewolucja, która obaliła cesarstwo, przystąpiła do hodowania świadomości narodowej chińskiej. Pierwszym tego rezultatem musiało być odpadnięcie trzech wymienionych wyżej prowincji. Ale mimo że procesy narodotwórcze postąpiły w Chinach w ostatnich kilkudziesięciu latach silnie naprzód, daleko jeszcze do stanu, w którym istnienia narodu objawi się w zdolności do jednolitego i zwartego działania. Ciągle jeszcze rządzi nieokupowaną częścią Chin Kuomintang, to znaczy konspiracja oparta na kołach międzynarodowych. Konspiracja ta i jej szef, gen. Czang-Kai-Szek, robią co mogą, by stopić mieszkańców imperium chińskiego w wielki naród, wiedząc dobrze, że dopiero zespoleni we wspólnotę narodową potrafią Chińczycy zdobyć się na wysiłek konieczny do wyzwolenia się od najeźdźcy ze Wschodu i wyzysku Zachodu .

 

Indie. Czy kontynent tece, rojący się od setek ras, języków i religii ma szanse zespolenia się w wielki naród? Jak się zdaje, Indie tkwią jeszcze w stadium podziałów religijnych i nie doszły do problemów narodowościowych. Jeszcze ich głównym problemem jest groźba wyodrębnienia się muzułmańskiego Pakistanu, jeszcze "intouchables" (nietykalni) i pariasi tkwią poza społeczeństwem, podobnie jak tkwił ongiś w Europie pańszczyźniany chłop. Ale Ghandi i partia Kongresu, której przewodzi, powoli i cierpliwie, Przy pomocy wielkich ruchów masowych, starają się budzić świadomość zbiorową, stanowiącą pierwszy krok do narodowej wspólnoty. Jeszcze droga do niej bardzo długa, może trwać będzie wieki. Nie wydaje się jednak prawdopodobne, by procesy narodotwórcze mimy ominąć Indie. Może wykrystalizuje się z nich jeden wielka naród, może kilka? Będą na to patrzyli nasi prawnukowie. Zdaje się jednak, że stopień niezależności Indii od obcych będzie wprost proporcjonalny do stopnia ich świadomości narodowej.

 

Niemcy. Nic fałszywszego, jak uważać naród niemiecki za twór etnicznie jednorodny, w całości germański. Trzydzieści, a może i czterdzieści procent Niemców wywodzi się z krwi słowiańskiej. Lud Staro-Prusów wsiąknął w naród niemiecki. Nawet między samymi Niemcami pochodzenia germańskiego różnice językowe bywają większe, niż między Polakiem i Moskalem, Bułgarem a Czechem. Robotnik z Hamburga bliższy jest językowo (Plattdeutsch) Holendrowi niż Austriakowi. Narad niemiecki jest niewątpliwie dokładnie tym, co przyjęliśmy określać nazwą wielkiego narodu. I jak każdy żywotny wielki naród nie zaprzestał procesu asymilacji (inna sprawa, jakich metod do tego ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin