Danielle Steel - Aniol Johny.pdf

(388 KB) Pobierz
7818235 UNPDF
Danielle Steel
ANIO£ JOHNNY
Z angielskiego prze³o¿y³a
Hanna Baltyn-Karpiñska
Œwiat Ksi¹¿ki
Tytu³ orygina³u
JOHNNY ANGEL
Projekt ok³adki i stron tytu³owych
Ewa £ukasik
Zdjêcie na ok³adce
Flash Press Media
Redaktor prowadz¹cy
Ewa Niepokólczycka
Redakcja
Krystyna Mazurkiewicz
Redakcja techniczna
Lidia Lamparska
Korekta
Jadwiga Piller-Rosenberg
Agata Boldok
Wszystkie postacie w tej ksi¹¿ce s¹ fikcyjne Jakiekolwiek podobieñstwo do
osób rzeczywistych — ¿ywych czy martwych — jest ca³kowicie przypadkowe.
Copyright © 2003 by Danielle Steel
Ali rights reserved
Copyright © for the Polish translation by Bertelsmann Media Sp. z o.o. 2004
Œwiat Ksi¹¿ki
Warszawa 2004
Bertelsmann Media Sp z o.o.
ul. Roso³a 10
02-786 Warszawa
Sk³ad i ³amanie
Kolonel
Druk i oprawa
GGP Media, PóBneck
ISBN 83-7391-365-3
Nr 4609
Dla anio³a Nicky 'ego
Zawsze bêdê Ciê kochaæ
A Ty zawsze bêdziesz przy mnie, w sercu
Mama
I dla Julie
Która by³a anio³em Nicky'ego
I moim.
Wiem, ¿e s¹ teraz razem
Szczêœliwi, rozeœmiani,
Pe³ni mi³oœci i humoru.
Bardzo, bardzo za Wami têsknimy,
Ale przecie¿ siê spotkamy
Kochaj¹ca
d.s.
Rozdzia³ pierwszy
By³ s³oneczny, gor¹cy dzieñ w San Dimas, odleg³ym przed-
mieœciu Los Angeles. Wielkomiejski szum Hollywoodu i L.A.
pozostawa³ o lata œwietlne st¹d. Wydawa³o siê, ¿e miasta nie
ma, a dzieciaki mog¹ spokojnie cieszyæ siê normalnym dzieciñ-
stwem w normalny, jasny dzieñ. Zbli¿a³ siê koniec szko³y
i dzieñ rozdania œwiadectw, na które absolwenci nie mogli siê
doczekaæ.
Johnny Peterson zosta³ wybrany do wyg³oszenia mowy na
koniec roku w imieniu wszystkich maturzystów. Przez ca³e
cztery lata by³ w szkole najlepszym lekkoatlet¹ i kapitanem
dru¿yny pi³karskiej. Od czterech lat spotyka³ siê te¿ z Becky
Adams. W³aœnie stali na schodach, gawêdz¹c z kolegami.
Szczup³y, wysoki Johnny pochyla³ siê ku dziewczynie i od
czasu do czasu szuka³ wzrokiem jej oczu. Mieli swój s³odki
sekret, podobnie jak wiêkszoœæ m³odych ludzi w ich wieku.
Kochali siê, od roku sypiali ze sob¹ i, tak jak przez wszystkie
szkolne lata, byli prawie nieroz³¹czni. Marzyli, choæ nie snuli
tych planów na g³os, o przysz³ym wspólnym ¿yciu. W lipcu,
przed pójœciem na studia, Johnny skoñczy osiemnaœcie lat,
Becky obchodzi³a swoje urodziny w maju.
Ciemnobr¹zowe w³osy ch³opca po³yskiwa³y w s³oñcu me-
talicznym, miedzianym po³yskiem, podobnie jak jego ciemne,
piwne oczy. By³ wysoki, dobrze zbudowany, mia³ bia³e zêby
7
i piêkny uœmiech. Ka¿dy z jego kolegów chcia³by tak wygl¹daæ,
choæ niewielu by³o to dane. Ale poza fantastyczn¹ aparycj¹
by³ po prostu œwietnym, sympatycznym ch³opakiem. Uczy³ siê
dobrze, mia³ mnóstwo przyjació³, a gdy nie trenowa³, w wolnym
czasie pracowa³ na godziny. Jego rodzice, obarczeni trójk¹
dzieci, nie mieli doœæ pieniêdzy na luksusy i przede wszystkim
walczyli o przetrwanie. I jakoœ siê to udawa³o. Tak naprawdê,
Johnny chcia³by byæ w przysz³oœci pi³karzem, ale m¹drze
zadecydowa³, ¿e pójdzie na studia i zajmie siê ksiêgowoœci¹.
Pragn¹³ pomagaæ ojcu, który prowadzi³ niewielk¹ firmê rachun-
kow¹, choæ nie bardzo lubi³ swoj¹ pracê. Ale Johnny by³
geniuszem matematycznym i w ksiêgowoœci czu³ siê jak ryba
w wodzie, nie mówi¹c o tym, ¿e umiejêtnoœci komputerowe
mia³ w ma³ym palcu. Jego matka by³a pielêgniark¹. Piêæ lat
temu zrezygnowa³a z pracy, ¿eby zajmowaæ siê m³odszymi
dzieæmi, synem i córk¹. Siostra Johnny'ego, Charlotte, mia³a
czternaœcie lat i w³aœnie zda³a do szko³y œredniej, a m³odszy
dziewiêcioletni Bobby by³ dzieckiem specjalnej troski.
Rodzina Becky by³a inna. Dziewczyna mia³a a¿ czwórkê
rodzeñstwa, a przed dwoma laty, po œmierci ojca, prze¿yli
powa¿ny kryzys. Ojciec pracowa³ w bran¿y budowlanej i zgin¹³
w wypadku. Nie pozostawi³ po sobie grosza. Becky oprócz
szko³y harowa³a jak wó³ w a¿ dwóch dorywczych miejscach
pracy. ¯eby prze¿yæ, potrzebowali ka¿dego grosza, a zarabia³a
tylko ona i najstarszy brat. Nie mog³a od razu pozwoliæ sobie
na studia, tak jak Johnny. Musia³a jeszcze co najmniej przez
rok pracowaæ na pe³nym etacie w sklepie. Istnia³a nadzieja,
¿e, potem zacznie siê znów uczyæ, ale nie zale¿a³o jej na
tym a¿ tak bardzo. Nie przepada³a za szko³¹. Lubi³a pracowaæ
i kocha³a swoj¹ rodzinê. By³a szczêœliwa, ¿e pomaga mamie,
bo pieni¹dze z ubezpieczenia, wyp³acone po œmierci taty,
okaza³y siê ¿a³osn¹ ja³mu¿n¹. Mi³oœæ do Johnny'ego by³a
jedynym jasnym punktem w jej ¿yciu. W³osy mia³a tak jasne,
jak Johnny ciemne, a oczy b³êkitne jak letnie bezchmurne
niebo. By³a œliczna i zakochana.
Martwi³a siê trochê, ¿e Johnny po wyjeŸdzie pozna wiele
innych dziewczyn, ale ufa³a jego uczuciu. Wszyscy w szkole
uwa¿ali ich za idealn¹ parê. Zawsze spêdzali wolny czas razem
i zawsze byli szczêœliwi: œmiali siê, gadali, ¿artowali i nigdy
siê nie k³ócili. Bo poza tym, ¿e stanowili parê, byli tak¿e
najlepszymi przyjació³mi. Dlatego te¿ Becky nie mia³a zbyt
wielu kole¿anek. Ca³y jej czas poch³ania³ Johnny. Rano chodzili
na lekcje i spotykali siê wieczorem - po treningach, odrobieniu
szkolnych zadañ i po pracy. Rodzice, widz¹c, jak m³odzi bardzo
siê potrzebuj¹, zaakceptowali ten uk³ad. Becky i Johnny funk-
cjonowali jak prawdziwe papu¿ki nieroz³¹czki.
Teraz, na schodach, rozmawiano o promocjach i rozdaniu
œwiadectw. Johnny, w absolutnej tajemnicy, kupi³ Becky sukniê na
bal. Gdyby nie jego pomoc, nie mia³aby siê w co ubraæ. Patrzy³a na
niego i w jej oczach, p³on¹cych wewnêtrznym œwiat³em, odbija³y
siê cztery cudowne lata wspólnych sekretów, mi³oœci i zaufania.
- Muszê iœæ, moi drodzy, robota czeka - rzek³ z uœmiechem
Johnny.
Pracowa³ w pobliskim tartaku, sortuj¹c drewno i tn¹c deski.
Robota by³a ciê¿ka, ale dobrze p³atna. Becky by³a ekspedientk¹
w sklepie, w którym po szkole mia³a dostaæ sta³e zajêcie.
W³aœnie zrezygnowa³a ze swej drugiej posady, kelnerki w ka-
wiarni niedaleko szko³y. Wygodniej by³o pozostaæ w jednym
miejscu. W czasie weekendów Johnny pracowa³ w biurze ojca;
do tartaku chodzi³ popo³udniami po szkole. Mia³ zamiar za-
trudniæ siê tu na wakacje w pe³nym wymiarze godzin, ¿eby
zarobiæ trochê pieniêdzy na studia.
- ChodŸmy, Becky - powiedzia³, odci¹gaj¹c dziewczynê od
kole¿anek, które wci¹¿ papla³y o tym, jakie sukienki w³o¿¹ za dwa
dni na bal. Dla wiêkszoœci z nich by³o to ukoronowaniem pewnej
epoki, spe³nieniem marzeñ. Becky i Johnny odczuwali to podob-
nie, choæ mo¿e nie tak nerwowo, bo mieli siebie i nie musieli na
gwa³t szukaæ partnera czy partnerki na tak wa¿n¹ uroczystoœæ. Ich
zwi¹zek dawa³ im poczucie bezpieczeñstwa. £atwiej by³o chodziæ
do szko³y, gdy zawsze mia³o siê tak mocne emocjonalne wsparcie.
Becky po¿egna³a siê z dziewczynami, odrzuci³a d³ugie w³osy
na plecy i posz³a za Johnnym do samochodu. On zd¹¿y³ ju¿
rzuciæ oba plecaki na tylne siedzenie, a teraz sprawdza³, która
godzina.
- Chcesz odebraæ dzieciaki? - zapyta³. Lubi³ pomagaæ lu-
dziom, kiedy tylko móg³.
- Masz czas? - spyta³a Becky. Czu³a siê, jakby od dawna
by³a ¿on¹ Johnny'ego, zreszt¹ mia³a nadziejê, ¿e pewnego dnia
ni¹ zostanie. O tym te¿ nie mówili g³oœno, ale wydawa³o siê
to oczywiste. Byli tak z¿yci, ¿e rozumieli siê bez s³ów.
- Pewnie, ¿e mam. - Uœmiechn¹³ siê do niej i w³¹czy³
radio. Mieli te same gusta muzyczne, lubili tych samych
ludzi i te same potrawy. Kibicowa³a mu, kiedy gra³ na bois-
ku, a on uwielbia³ z ni¹ tañczyæ i gadaæ godzinami przez
telefon. Matka Becky czêsto mówi³a, ¿e s¹ jak bliŸniêta
syjamskie.
Szko³a, do której chodzi³o jej m³odsze rodzeñstwo, by³a
zaledwie o cztery przecznice dalej i ca³a czwórka ju¿ czeka³a
na Becky na boisku. M³odzi Adamsowie urz¹dzili wyœcig do
samochodu i upchnêli siê jakoœ na tylnym siedzeniu.
- Czeœæ, Johnny- chórem powiedzieli ch³opcy, a naj-
starszy, dwunastoletni Peter podziêkowa³ w imieniu rodzeñ-
stwa za podwiezienie. By³y to mi³e, proste dzieciaki. Mark
mia³ jedenaœcie lat, Rachel dziesiêæ, a Sani siedem. Mimo
¿e by³a ich taka rozeœmiana gromada, wci¹¿, choæ minê³y
ju¿ dwa lata, têsknili za zmar³ym ojcem. Ich mama ciê¿ko
pracowa³a i prowadzi³a dom. Postarza³a siê przez ten czas
o dziesiêæ lat i nie s³ucha³a przyjació³ek, które wci¹¿ radzi³y,
¿e powinna zacz¹æ siê spotykaæ z innymi mê¿czyznami-
Uwa¿a³a, ¿e to g³upie i stale odpowiada³a, ¿e nie ma czasu.
Ale nie chodzi³o jedynie o to i Becky œwietnie rozumia³a
matkê, która kocha³a w ¿yciu tylko jednego mê¿czyznê,
jej ojca. Myœl o innych napawa³a j¹ wstrêtem. Chodzili ze
sob¹, podobnie jak Becky z Johnnym, od pierwszej klasy
szko³y œredniej.
Johnny podrzuci³ dzieciaki do domu, a Becky poca³owa³a
na po¿egnanie. Pomacha³ im, odje¿d¿aj¹c na pe³nym ga-
ie Becky zapêdzi³a rodzeñstwo do kuchni. Przed wyjœciem
do pracy zd¹¿y³a naszykowaæ wszystkim picie i kanapki.
Matka mia³a wróciæ za dwie godziny. Pracowa³a w pobliskim
salonie piêknoœci. Sama by³a bardzo ³adn¹ kobiet¹, tylko
¿ycie jej nie rozpieszcza³o. Nigdy sobie nie wyobra¿a³a, ¿e
mo¿e zostaæ czterdziestoletni¹ wdow¹ obarczon¹ piêciorgiem
dzieci.
Johnny przyjecha³ ponownie po czterech godzinach, zmê-
czony, ale szczêœliwy. Zosta³ na chwilê i przek¹si³ coœ z Becky,
pogada³ z jej matk¹ i oko³o wpó³ do dziesi¹tej wieczorem
zacz¹³ siê zbieraæ do domu. Jego dni by³y d³ugie i szczelnie
wype³nione.
- A¿ trudno uwierzyæ, ¿e to ju¿ matura- powiedzia³a
Pam Adams, potrz¹saj¹c g³ow¹ i patrz¹c z uœmiechem na
dryblasa, który podnosi³ siê z kuchennego krzes³a. — A jesz-
cze niedawno obydwoje mieliœcie po piêæ lat i bawiliœcie siê
w piaskownicy.
W pierwszej klasie szko³y œredniej Johnny gra³ w koszyków-
kê i by³ w tym dobry. Z czasem przerzuci³ siê na futbol
i bieganie, wiêc mnóstwo czasu poœwiêca³ na treningi. Pam
by³a dumna z dobrego, sympatycznego ch³opaka córki. Mia³a
nadziejê, ¿e pewnego dnia o¿eni siê z Becky i bêdzie ¿y³ d³u¿ej
ni¿ jej nieszczêsny m¹¿. Lata spêdzone z Mikiem by³y dla niej
zreszt¹ bardzo szczêœliwe i nie ¿a³owa³a ani jednej wspólnej
chwili, jedynie jego nag³ego odejœcia.
- Dziêkujê, ¿e zafundowa³eœ Becky kwiaty i sukienkê -
Powiedzia³a miêkko. By³a jedyn¹ osob¹ dopuszczon¹ do sek-
retu, bo Johnny nie powiedzia³ o tym nawet matce i ojcu.
- Œwietnie w niej wygl¹da. - Czu³ siê zawstydzony wyrazem
8 êbokiej wdziêcznoœci, jaki ujrza³ w oczach matki Becky. -
N*balu bêdzie super.
œwi" (Tam nadzie-Jê' Ja itata Becky zarêczyliœmy siê po rozdaniu
ladectw- powiedzia³a Pam z nostalgi¹, choæ bez aluzji.
11
10
By³o oczywiste, ¿e jej córka i Johnny s¹ jak dwie po³ówki
jab³ka, z pierœcionkiem czy bez.
- Do jutra. - Becky odprowadzi³a go za próg. Jeszcze przez
parê minut rozmawiali, stoj¹c przy samochodzie, a na koniec
obj¹³ j¹ i poca³owa³. W poca³unku tym by³a ca³a si³a i namiêt-
noœæ m³odoœci, tak ¿e gdy ich usta siê oderwa³y, Becky by³a
bez tchu.
- Leæ, zanim zawlokê ciê w krzaki - zachichota³a, a jej
figlarny uœmiech sprawi³, ¿e serce Johnny'ego zadr¿a³o, jak
tysi¹ce razy przedtem.
- Odpowiada mi ta propozycja, tylko twoja mama mo¿e siê
pogniewaæ - za¿artowa³.
Rodzice obojga nie wiedzieli, jak daleko zasz³y miêdzy
nimi sprawy, choæ matki domyœla³y siê wszystkiego. Pam
jeden raz rozmawia³a na ten temat z Becky i przestrzega³a,
by dziewczyna by³a ostro¿na. Oboje wiêc byli ostro¿ni, Becky
nie chcia³a zachodziæ w ci¹¿ê przed œlubem, a do œlubu trzeba
poczekaæ ³adne parê lat. Johnny mia³ siê dalej uczyæ, a ona
pracowaæ. Nie spieszyli siê.
- Zadzwoniê póŸniej - obieca³ i wskoczy³ do wozu. Wie-
dzia³, ¿e matka na niego czeka z kolacj¹, choæ on ju¿ jad³
u Becky. Nie zadawano ju¿ ¿adnych lekcji do odrabiania, wiêc
móg³ -jeœli sytuacja bêdzie sprzyjaæ - poœwiêciæ trochê czasu
na relaks z ojcem i rodzeñstwem.
Johnny mieszka³ zaledwie kilka kilometrów od domu Becky,
tote¿ dojecha³ w piêæ minut. Zaparkowa³ za samochodem ojca
i zamierza³ wejœæ kuchennymi drzwiami, gdy zobaczy³ na
podwórku swoj¹ siostrê Charlotte. Rzuca³a pi³k¹ do kosza
podobnie jak on sam przed laty. By³a niebieskook¹ blondynk¹,
podobn¹ do ich matki, a tak¿e trochê do Becky. Mia³a na sobie
szorty i wojskowy podkoszulek. Wysoka jak na swój wiek,
d³ugonoga i bardzo ³adna, nie przywi¹zywa³a do swojego
wygl¹du specjalnej wagi. Charlotte interesowa³ tylko i wy³¹cz-
nie sport. Jad³a, spa³a, œni³a i mówila, a wszystkie te czynnosci
wypelnialy bez reszty baseball latem, a koszykówka i futbol
zim¹. Charlotte gra³a we wszystkich mo¿liwych dru¿ynach
i by³a idea³em lekkoatletki.
- Czeœæ, Charlie, jak leci? - zapyta³, chwytaj¹c pi³kê w locie.
Zawsze go bawi³o, ¿e siostra potrafi podawaæ jak mê¿czyzna.
Mia³a niezwyk³y talent do uprawiania sportów.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin