List z Wietnamu.doc

(7773 KB) Pobierz

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powieści Nelsona DeMille a Wydawnictwie Albatros A. Kuryłowicz

 

 

 

 

 

 

 

NELSON DeMILLE

 

LIST Z WIETNAMU

 

 

 

 

 

 

Z angielskiego przełożył GRZEGORZ KOŁODZIEJCZYK

 

 

 

 

 

 

Wydawnictwo A. Kuryłowicz

 

WARSZAWA 2002

 

 

 

 

 

Dla tych,

którzy odpowiedzieli na wezwanie

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Od autora

 

 

 

 

Obraz współczesnego Wietnamu, przedstawiony w tej książce, powstał częściowo na podstawie moich doświadczeń ze stycznia i lutego 1997 roku, kiedy wróciłem do Wietnamu po dwudziestoletniej nieobecności. Restauracje, hotele, dawna ambasada Stanów Zjednoczonych i inne tego rodzaju miejsca zostały opisane tak, jak wyglądały w 1997 roku, w którym toczy się akcja tej opowieści.

 

 

 

 

 

 

 

 

Prawda istnieje; tylko fałsz trzeba wymyślać.

Georges Brague

 

 

 

 

KSIĘGA I

 

 

Dystrykt stołeczny Waszyngton

 

 

Rozdział 1

 

Nieszczęścia chodzą trójkami.

Pierwszym była wiadomość głosowa od Cynthii Sunhill mojej byłej partnerki z wojskowego Wydziału Dochodzeń Kryminalnych. Cynthia w dalszym ciągu pracuje w CID   i jest też moją lepszą połową, chociaż mieliśmy pewne problemy ze zdefiniowaniem tej działki.

Wiadomość brzmiała: Paul, muszę z tobą porozmawiać. Zadzwoń do mnie wieczorem, bez względu na porę. Właśnie dostałam wezwanie do pewnej sprawy i wyjeżdżam jutro rano. Musimy pogadać.

- Dobrze. - Zerknąłem na zegarek kominkowy w mojej małej jaskini. Była dopiero dziesiąta wieczór, to znaczy dwudziesto druga, jak mówiłem, będąc jeszcze nie tak dawno w wojsku.

Mieszkam w kamiennym domku farmerskim pod Falls Church w Wirginii, niespełna godzinę jazdy samochodem od kwatery głównej CID. Czas dojazdu jest w gruncie rzeczy nieistotny, bo nie pracuję już w CID. Właściwie nigdzie już nie pracuję. Odszedłem na emeryturę, a może mnie wyrzucili.

Tak czy owak, upłynęło sześć miesięcy od mojej separacji z armią i zaczynałem się nudzić, a miałem przed sobą jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści lat.

Co do panny Sunhill, stacjonowała w Fort Benning w Georgii, jakieś czternaście godzin jazdy od Falls Church, albo dwanaście, jeśli jestem bardzo napalony. Ostatnie pół roku nie było łatwe dla naszego stosunkowo świeżego związku, a wziąwszy pod uwagę jej ciekawą karierę zawodową i moje rosnące uzależnienie od popołudniowych talk-show, nie mamy za bardzo o czym pogadać.

Wróćmy jednak do rzeczy: nieszczęście numer dwa. Sprawdziłem e-mail i znalazłem wiadomość, która brzmiała po prostu: Godzina szesnasta, jutro, Mur. Podpisano K.

K to pułkownik Karl Hellmann, mój były szef w kwaterze głównej i obecny przełożony Cynthii. Tyle wiedziałem na pewno. Nie było natomiast jasne, po co Hellmann chce się ze mną jutro spotkać pod pomnikiem Ofiar Wojny Wietnamskiej. Odruchowo umieściłem sprawę w szufladzie z plakietką nieszczęścia.

Rozważałem kilka równie lapidarnych odpowiedzi, z których żadna nie była szczególnie pozytywna. Naturalnie, wcale nie musiałem odpowiadać - byłem na emeryturze. Tyle że w odróżnieniu od cywilnych zawodów praca w armii nigdy się naprawdę nie kończy. Istnieje nawet takie powiedzenie: Jeśli się jest oficerem, to jest się nim na zawsze. Miałem stopień chorążego, a moją specjalnością były śledztwa kryminalne.

W każdym razie wciąż mają na człowieka jakiegoś prawnego haka, chociaż nie jestem do końca pewien, na czym on polega. W ostateczności mogą skasować na rok pobory.

Spojrzałem jeszcze raz na wiadomość od Karla i zauważyłem, że jest zaadresowana do pana Brennera. Do chorążych należy się zwracać per pan, więc taki nagłówek był przypomnieniem mojego byłego - albo obecnego - stopnia wojskowego, a nie hołdem dla mojego statusu społecznego. Karl nie jest subtelny. Wstrzymałem się z odpowiedzią

I wreszcie trzecie nieszczęście, ostatnie, lecz nie najmniejsze. Widocznie zapomniałem wysłać odpowiedź do klubu książki i w mojej poczcie znalazła się powieść Danielle Steel. Powinienem ją zwrócić? A może dać mamie na Gwiazdkę? Może zbliżają się jej urodziny.

No dobra, nie mogłem dłużej odwlekać rozmowy z Cynthią, więc usiadłem przy biurku i wybrałem numer. Dzwonek rozdzwonił się po drugiej stronie linii, a ja wyjrzałem przez okno. Był zimny styczniowy wieczór w północnej Wirginii i padał lekki śnieg.

- Halo - odezwała się Cynthia.

- Cześć.

Pół sekundy ciszy.

- Cześć, Paul. Jak się masz?

Zaczęło się źle, więc powiedziałem:

- Cynthia, przejdźmy do rzeczy.

Zawahała się.

- No, cóż... A mogę wpierw spytać, jak minął ci dzień?

- Miałem świetny dzień. Jeden stary sierżant z mesy dał mi przepis na chili... nie wiedziałem, że potrawa jest dla dwustu osób, i zrobiłem ją zgodnie z recepturą. Zamroziłem chili w foliowych torebkach. Wyślę ci trochę. Później poszedłem na halę, zagrałem w kosza z drużyną w fotelach na kółkach... rozgromiliśmy ich... a potem wybrałem się z chłopakami do baru na piwo i hamburgery. A twój dzień?

- Cóż... Właśnie zamknęłam sprawę gwałtu, o której ci mówiłam. Ale zamiast na urlop muszę pojechać do Fort Rucker i poprowadzić dochodzenie w sprawie molestowania seksualnego; wygląda na trudną. Zostanę tam aż do jej zakończona. Może kilka tygodni. Będę w kwaterze kawalerskiej, jeśli chciałbyś zadzwonić. - Nie odpowiedziałem. - Hej, wciąż jeszcze wspominam Gwiazdkę.

- Ja też. - To było miesiąc temu, a ja jej od tej pory nie widziałem. - Co z Wielkanocą?

- Paul, przecież wiesz... Możesz się tu przeprowadzić.

- Ciebie jednak mogą w każdej chwili przenieść. I skończy się na tym, że będę jeździł za tobą tam, gdzie cię zaprowadzi kariera. Nie rozmawialiśmy już o tym?

- Tak, ale...

- Podoba mi się tutaj. Ty mogłabyś tu stacjonować.

- Czy to jest propozycja?

No i masz.

- To byłoby dobre dla twojej kariery. Kwatera CID.

- Pozwól, że sama się zatroszczę o swoją karierę. Nie chcę pracować w biurze. Jestem oficerem śledczym. Tak jak ty. Chcę być tam, gdzie będę pożyteczna.

- Nie mogę za tobą dreptać jak piesek albo obijać się bezczynnie po twoim mieszkaniu, kiedy ty wyjedziesz prowadzić sprawę - odparłem. - To nie służy mojemu ego.

- Mógłbyś znaleźć sobie tutaj pracę w wymiarze sprawiedliwości.

- Pracuję nad tym. Tu, w Wirginii.

I tak dalej. Jest ciężko, gdy facet nie pracuje, a kobieta ma robotę, która wiąże się z podróżami. Co gorsza, armia lubi zmieniać twoje stałe miejsce pobytu, jak tylko zdołasz się gdzieś wygodnie umościć, co stawia pod znakiem zapytania wojskową definicję stałości. Jakby tego było mało, jest teraz wiele tymczasowych przydziałów - w miejscach takich jak Bośnia, Somalia, Ameryka Południowa - które mogą się przeciągnąć i trwać nawet rok, co z kolei podważa definicję tymczasowości. Reasumując, Cynthia i ja byliśmy - jak to się teraz mówi - geograficznie niedopasowani.

Wojsko, zawsze to powtarzałem, stawia przed związkami trudne wyzwania; to nie jest praca, to jest powołanie - zobowiązanie, które sprawia, że inne zobowiązania stają się naprawdę trudne do spełnienia. A czasem niemożliwe.

- Jesteś tam? - spytała Cynthia.

- Jestem.

- Nie możemy tak dalej, Paul. To boli.

- Wiem.

- Więc co powinniśmy zrobić?

Myślę, że była gotowa zrezygnować i oddać dużą część pensji za jedno moje słowo. Potem postanowilibyśmy, gdzie będziemy mieszkać, znaleźlibyśmy pracę i żyli razem długo i szczęśliwie. Kochaliśmy się.

- Paul.

- Tak... Zastanawiam się.

- Już wcześniej powinieneś był o tym pomyśleć.

- Racja. Słuchaj, wydaje mi się, że powinniśmy o tym porozmawiać osobiście. Twarzą w twarz.

- Jedyne, co robimy twarzą w twarz, to pieprzenie się.

- To nie jest... Dobrze, porozmawiamy przy kolacji. W jakimś lokalu.

- Zgoda. Zadzwonię, jak wrócę z Rucker. Ja przyjadę do ciebie albo ty do mnie.

- W porządku. Jak tam twój rozwód?

- Już prawie koniec.

- To dobrze. - Mając na myśli jej kochającego męża, spytałem: - Często widujesz majora Świra?

- Niezbyt. Tylko w klubie oficerskim od czasu do czasu. Nie da się uniknąć takich sytuacji.

- Wciąż chce cię odzyskać?

- Nie próbuj komplikować prostej sytuacji.

- Nie komplikuję. Boję się tylko, że znów może próbować mnie zabić.

- On wcale nie próbował cię zabić, Paul.

- Pewnie źle odczytałem powód, dla którego mierzył do mnie z nabitego pistoletu.

- Możemy zmienić temat?

- Jasne. Czytujesz Danielle Steel?

- Nie, dlaczego?

- Kupiłem jej ostatnią książkę. Wyślę ci ją.

- Może twojej mamie się spodoba. Dziesiątego lutego są jej urodziny. Nie zapomnij.

- Wykułem się na pamięć. A propos, dostałem e-mail od Karla. Chce się ze mną jutro spotkać.

- Po co?

- Myślałem, że może ty będziesz wiedziała.

- Nie, nie wiem - odparła. - Może chce się po prostu napić, pogadać o starych czasach.

- Chce, żebyśmy się z spotkali pod Pomnikiem Ofiar Wojny Wietnamskiej.

- Naprawdę? To dziwne.

- Taak. Nic ci nie wspominał?

- Nie. Czemu miałby mi mówić?

- Nie wiem. Nie mogę rozgryźć, co on kombinuje.

- Dlaczego uważasz, że coś kombinuje? Pracowaliście razem przez długie lata. Lubi cię.

- Nieprawda - odparłem. - Nienawidzi mnie.

- To nie jest tak, że on cię nienawidzi. Ale trudno się z tobą pracuje. Prawdę mówiąc, kochać też cię trudno.

- Mama mnie kocha.

- Powinieneś to zweryfikować. A co do Karla, on cię szanuje i wie, jaki jesteś bystry. Albo potrzebuje rady, albo informacji o jakiejś starej sprawie.

- Dlaczego akurat koło Muru?

- Hmm... Nie wiem. Dowiesz się, jak się z nim spotkasz.

- Tu jest zimno. A tam?

- Jakieś piętnaście stopni.

- Tutaj pada śnieg.

- Jedź ostrożnie.

- Taak. - Przez chwilę oboje milczeliśmy, a ja przypominałem sobie dzieje naszego związku. Poznaliśmy się w kwaterze NATO w Brukseli. Ona była zaręczona z majorem Jak-Mu-Tam, facetem z sił specjalnych; zainteresowaliśmy się sobą, on się wsciekł i wyjął z mojego powodu wyżej wymieniony pistolet; ja się wycofałem, oni się pobrali, a rok później znów wpadliśmy na siebie z Cynthia.

To było w klubie oficerskim w Fort Hadley w Georgii; oboje pojechaliśmy tam z przydzielonymi zadaniami. Ja, występując pod innym nazwiskiem, badałem sprawę kradzieży i sprzedaży wojskowej broni, ona zamykała właśnie sprawę gwałtu. To jej specjalność. Przestępstwa na tle seksualnym. Wolałbym znów wojaczkę niż taką robotę. Ale ktoś musi ją wykonywać, a ona jest w tym dobra. Co ważniejsze, Cynthia potrafi szufladkować i wydaje się, że to, co robi, nie ma na nią wpływu, choć czasem się zastanawiam.

Wróćmy jednak do Fort Hadley, latem zeszłego roku. Podczas naszego pobytu znaleziono na strzelnicy córkę dowódcy jednostki, kapitan Annę Campbell, przebitą kołkiem, nagą, uduszoną i najwyraźniej zgwałconą. Zaproponowali, żebym zostawił tę drobną sprawę z bronią i zajął się tą, a Cynthia ma mi asystować. Rozwiązaliśmy sprawę morderstwa, potem próbowaliśmy rozwiązać naszą, która okazała się trudniejsza. Przynajmniej Cynthia wreszcie pozbyła się majora Świra.

- Paul, może byśmy to odłożyli do czasu, gdy będziemy mogli się spotkać? Może tak być?

- Czemu nie. - W gruncie rzeczy ja zaproponowałem takie rozwiązanie. Ale po co jej to wytykać? - Dobry pomysł.

- Oboje powinniśmy rozważyć, z czego będziemy musieli zrezygnować i ile możemy zyskać.

- Ćwiczyłaś tę kwestię?

- Tak. Ale to prawda. Wiesz, ja cię kocham...

- Ja też cię kocham.

-...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin