Sposób Na Upalne Lato I Mroźną Zimę.doc

(110 KB) Pobierz

SPOSÓB NA UPALNE LATO I MROŹNĄ ZIMĘ

 

 

  Gdy w przypadkowym towarzystwie – słuchając bzdur na temat różnych „zboczeńców” i „dewiantów” – przeciwstawiłem się ordynarnemu krzykaczowi, podszedł do mnie pewien starszy pan o włosach przyprószonych siwizną. Chciał mi podziękować, że miałem odwagę… I porozmawiać.
  Słuchałem z zapartym tchem.
  Tak powstała ta historia przez życie pisana. Opowieść z czasów jego młodości. Przepraszam, że nie dzielę jej na dwie części. Kogo zainteresuje, ten ją przeczyta do końca.
 

  Lipiec owego roku był nieznośny. Żar lał się z nieba. Nie było czym oddychać. Kto żyw, uciekał w cień topoli porastających brzeg rozlewiska, które utworzyło się z jeziorka, przerywając niewysoki wał. Kiedyś to zakole znajdowało się po lewej stronie polnej drogi prowadzącej do nieczynnego, popadającego w ruinę starego młyna. Dostępu do piaszczystego brzegu, wymarzonego do plażowania, broniła gęsta wiklina i tatarak. Rozlewisko zawsze było pełne czupurnych wiejskich malców i nieco starszych chłopaków, którzy rościli sobie prawo do najgłębszej części kąpieliska. Najwięcej chętnych do kąpieli było wieczorem. Każdy prosto od żniw walił do wody. Wydeptana wśród trzciny ścieżka przypominała rojny deptak w renomowanym uzdrowisku, a na brzegu nie było już miejsca.
  Wypatrywałem Jarka, syna gospodarzy mieszkających najbliżej dziadka. Z nim znałem się najlepiej. Razem, brodziliśmy po zaroślach. Jednak teraz każdy harował na swoim i nie miał czasu na lenistwo. Spodziewałem się, że Jarek przyjdzie. Mówił kiedyś, że byłby chory, gdyby się przynajmniej raz na dzień nie wytaplał. I rzeczywiście usłyszałem za plecami jego głos.
  - Nie pchajmy się tutaj – zawrócił mnie ze ścieżki. – Chodźmy dalej, za młyn, tam jest spokojniej i też można popływać.
  Okrążenie rozlewiska zajęło nam trochę czasu. Byłem już zły na Jarka, trawa i korzenie drapały mi nogi, chociaż byłem w sandałach i długich spodniach. Podziwiałem Jarka, szedł boso, a jakby w najwygodniejszych butach po asfaltowej szosie.
  - Tutaj. Widzisz, jak fajnie? – wskazał osłoniętą zatoczkę, w której odbijały się promienie słońca.
  Rzeczywiście, było tu pięknie, cicho i spokojnie. Ni żywej duszy…
  Jarek zrzucił z siebie podkoszulek i krótkie drelichowe spodnie, pod którymi miał czerwone majtki uszyte z materiału jak na poduszkę, z szerokimi nogawkami, mocno przybrudzone, zwłaszcza na tyłku. Wbiegł do wody nawet się na mnie nie oglądając.
  Dno było spadziste, bo zanurzał się coraz mocniej, po kolana, po pas, po szyję – i teraz dopiero popłynął.
  Zdjąłem sandały, tę głupią pasiastą miejską koszulkę z krótkimi rękawami, która od razu odróżniała mnie od tutejszych chłopaków. I wreszcie ciasne, przykrótkie spodnie. Otoczył mnie rozkoszny chłód wody.
  - Chodź, zobacz, jak  fajnie! – krzyknął z wody i znów się zanurzył, wywijając kozła.
  Płynąłem w jego stronę leżąc na plecach. Jarek trącił mnie w ramię.
 - Prawda, że fajnie? Z nikim się nie kłócisz, nikogo w wodzie nie zaczepiasz, z nikim się nie zderzysz. Dlatego lubię tu przychodzić, chociaż trochę daleko.
  Przyznałem mu rację. Warto było nadłożyć drogi.
  - Wiesz, a kiedyś to tu nakryłem jedną parę, chłopaka z dziewczyną – mówił zwieszony w wodzie, rozgarniając migotliwą taflę drobnymi ruchami ramion.
  - I co?
  - I nic. Popatrzyłem sobie na nich.
  - A co robili?
  - Pływali.
  - Phi, to co w tym dziwnego?
  - Bo byli na golasa.
  - Żartujesz!
  - Ani trochę. Wtedy też był wieczór, jak przyszedłem i od razu zobaczyłem, że ktoś pływa. Byłem zły, że ukradli moje miejsce i już miałem ich sprzezywać, gdy zobaczyłem jej cyc. No to kucnąłem za krzakami i wtedy sobie popatrzyłem.
  Fiknął kozła w wodzie i odpłynął. Bałwan jeden! A mnie zaczęło co nieco pęcznieć w kąpielówkach. Popłynąłem za nim i dałem mu klapsa w ten wypięty tyłek ozdobiony czerwonymi majtkami.
  - Ała! Co się wygłupiasz?
  - To ty się wygłupiasz! Zaczynasz coś mówić, potem nie kończysz i uciekasz. Co dalej robili?
  - Nic. Wyszli na brzeg i wycierali się.
  - I byli całkiem na golasa?
  - A jak można być nie całkiem na golasa? Jak mówię, że byli, to byli.
  - I jaki miała ten cyc…?
  - No jaki... Cyc jak cyc. Ale jakie miała kłaki między nogami!
  - Nie mów… A on?
  - On to dopiero był zarośnięty! Ani mu jajek nie było widać.
  Musiałem przełknąć ślinę i poprawić kąpielówki. Jarek tymczasem, oczywiście, popłynął dalej.
  - Wracaj! Już nie mam siły! – krzyknąłem. – Cały dzień zasuwałem w polu!
  - No dobra. Ja też zasuwałem. No to wracamy.
  Zrównał się ze mną i wolniutko płynęliśmy obok siebie.
  - Jarek, powiedz, co jeszcze widziałeś.
  - Nic więcej. Potem się ubrali i poszli sobie.
  - I on był aż taki zarośnięty?
  - Żebyś wiedział. Aż na brzuchu. I całe nogi. A jak wyszedł z wody, to wszystko tak się na nim poukładało, jakbyś patrzył na jakiś obraz, takie pozwijane i poskręcane.
  - I nawet mu jajek nie było widać?
  - No, trochę. Ale wszystko było takie czarne w tych włosach. Wszystko.
  - Bo pewnie byłeś daleko od nich.
  - Blisko. Dwa kroki. Ja i oni. Ale ona była tyłem do mnie, to jej za bardzo nie widziałem. A on przodem, to jego dokładnie.
  - Szkoda, że ja tego nie widziałem. Też bym sobie tak chciał popatrzyć. A potem byli jeszcze?
  - Już nie. Czatowałem cały tydzień, ale już nie przyszli. I wiesz, co zrobiłem? Spróbowałem też popływać bez majtek. Nikogo nie było, to co mi zależało.
  - Sam?
  - No a z kim? Nie mam tu takiego chłopaka, żeby z nim. Chyba że…
  - Że co?
  - Że ty byś chciał. To moglibyśmy razem. Ale ty się na pewno nie zgodzisz.
  - Nie… Nie wiem. Zresztą, dlaczego nie? Ale innym razem, co?
  - Jak chcesz, ja nic nie mówię... Ale ja sobie jeszcze postoję trochę w wodzie. Czujesz? Już dno.
  Mnie też nie za bardzo chciało się wychodzić. Co by sobie pomyślał, gdyby zobaczył jak mi... stoi?
  Wracaliśmy w milczeniu, nieco markotni, jakby niewyczerpany temat ciążył nad nami i przygniatał. Umówiliśmy się na jutro wieczór pod tą topolą za zakolem, żeby się nie szukać.

  Byłem pierwszy. Minuty strasznie się wlokły. Wreszcie zobaczyłem Jarka. Jak zwykle w ziemistoszarym podkoszulku, pamiętającym pewnie wiosenną orkę i w drelichowych krótkich spodniach, już zupełnie bez koloru. Pod spodem oczywiście te same majtki z czerwonej wsypy. Zaraz za pierwszymi krzakami zrzucił to wszystko z siebie i powiewając nogawkami jak chorągiewką, wskoczył do wody. Ja za nim. Ale czułem się bardzo zmęczony, nie goniłem go. Zatoczyłem dwa koła, wyszedłem na brzeg i rozłożyłem się na piachu.
  Zobaczył, że leżę. Zawrócił i po chwili wyłaniał się z wody po spadzistym dnie: najpierw głowa, teraz ramiona, brzuch, te czerwone majtki, kolana, wreszcie cały on. Stanął na wprost mnie i otrząsnął się jak pies, rozsiewając wokół krople wody. Roześmiał się. Ja także, ale z innego powodu. Wraz z tym trzepaniem, gdy całym ciałem rzucał w lewo i w prawo, mocno latały mu w nogawce jego jądra i długi penis. Czerwone majtki przykleiły mu się do ciała tak, że widziałem dokładnie wszystko, co ma. Wpatrywałem się przez chwilę w widoczne jak  na dłoni jego narządy, aż się speszyłem, widząc jego spojrzenie skierowane śladem mojego wzroku.
  - Kurde, zawsze się tak kleją – powiedział i rozłożył się obok. – Ty, a jak wrócimy? – spytał po chwili. – W spodniach na gołej dupie? Przecież majtki nam nie wyschną.
  - Tak samo, jak wczoraj. Jakoś wczoraj ta mokra plama ci nie przeszkadzała.
  - Bo to było wczoraj. Dziś będzie mi przeszkadzała. I nie bądź taki.
  - Jaki?
  - Bo co innego mówiłeś wczoraj, a co innego dzisiaj.
  - Co takiego mówiłem wczoraj?
  - Przypomnij sobie. Powiedziałem, że kiedyś kąpałem się bez niczego, a ty powiedziałeś, że spróbujemy tak razem.
  - No… – mruknąłem cicho. – Mówiłem coś takiego, ale nie mówiłem, że dziś.
  - A po co czekać do jutra? Jaka to różnica?
  - Pewnie, że żadna.
  - Bo wiesz, ja też bym miał do ciebie jedną prośbę, jakbyś się zgodził.
  - Jaką?
  - Ale powiedz, że się zgodzisz.
  - Jeszcze nie wiem, na co.
  - Dałbyś mi przymierzyć swoje kąpielówki? Nigdy takich nie miałem. Ciekawy jestem, jak bym w nich wyglądał…
  Omal czkawki nie dostałem.
  - To jak, dasz?
  Co mu strzeliło do głowy?
  - Widzisz, jaki jesteś. Zaraz wiedziałem, że się nie zgodzisz.
  - Jak mam pożyczyć? Przecież musiałbym zdjąć!
  - Wstydzisz się, tak?
  - Wstydzić się? Czego?
  - No widzisz. Mówisz inaczej, a robisz inaczej.
  - To ty mówisz co innego, a co innego myślisz. Dlaczego nie powiesz, że chciałbyś mnie zobaczyć na golasa?
  - No… może i tak. Bo u ciebie nie widać. A ja, jak wylezę z wody, to w majtkach czy bez nich wyglądam tak samo. Ty widzisz u mnie wszystko. A twoje kąpielówki są inne. Nie widać. I dlatego chciałbym przymierzyć, czy mnie też by nie było tak widać, jak teraz.
  Chyba go zrozumiałem. Rzeczywiście w tych swoich czerwonych majtkach wyglądał okropnie.
  - Ale chociaż wiesz, że ci tak widać, to się tego nie wstydzisz, nie? – spytałem ciszej.
  - Ciebie się nie wstydzę. Bo ciebie – tu zrobił małą pauzę – bo ciebie trochę lubię.
  Zaskoczył mnie.
  - Ja też trochę cię lubię – powiedziałem szybko.
  - Ale ja ciebie na pewno więcej. Bo ja się z tobą czuję tak fajnie, jak z żadnym chłopakiem tu na wsi. Dlatego nie lubię się kąpać z nimi. Oni zaraz dogadują. Wtedy zobaczyłem, że mi się to wszystko tak przykleja, że widać.
  - Ale ja się z ciebie nie śmieję.
  - Jak byś się śmiał, to bym się z tobą nie kolegował. Oni po prostu są głupi, wiem, ale co prawda, to prawda. Bo prawda, że widać.
  - I dlatego chciałbyś, żebym ja zdjął? Żebym ci pokazał…?
  - Dlaczego by nie? Trochę byśmy na siebie popatrzyli. Bo wiem, że jesteś fajny.
  - Że jak… fajny…
  - Że jak zamykam oczy, to też cię widzę bez majtek. I wtedy jesteś taki fajny. Fajniejszy jak w majtkach. Chciałbym się przekonać, czy to, co widzę, jak zamykam oczy, wygląda tak samo, jak gdybym miał otwarte.
  Zatkało mnie.
  - To jak? – dociekał głosem zniżonym do szeptu.
  - A jakby tu ktoś przyszedł? – szukałem natychmiast lawiny przeszkód, byle odwlec ostateczną decyzję.
  - A kto by tu przyszedł? Sam widzisz, że nikt.
  - Ale wtedy byli tu ten chłopak z dziewczyną, sam mówiłeś.
  - Byli. A teraz nie ma. I już późno, kto by się tu zapuszczał. Nikomu się nie chce tak daleko.
  Brakło mi argumentów.
  - To jak? – dopytywał się znów.
  - I chciałbyś sobie na mnie popatrzeć?
  - Tak. A ty na mnie, bo ja wtedy też mogę zdjąć.
  - A z tymi kąpielówkami, z tym przymierzaniem, poważnie?
  - Poważnie.
  - Dobra… Ale pod warunkiem, że ty też się nie będziesz śmiał, że ja mam… takiego. Bo twój jest dłuższy, nie?
  - Że ja się będę śmiał z ciebie? Nigdy!... I że dłuższy? U mnie widać, to wiesz. Ja u ciebie nie widzę, to nie wiem.
  - A jak jest dłuższy to… dasz dotknąć? – wypaliłem, szukając następnej przeszkody.
  - Tobie dam. Tylko…
  - Co tylko? – chwyciłem się gorączkowo ostatniej nadziei.
  - Tylko że jak ja go sobie sam tak dotykam, to wiesz, co mi się robi. Zaraz mi staje. A tobie?
  O Boże… Pewnie, że też mi staje!
  - To co będzie, jak nam staną?
  - To sobie popatrzymy, jak stoją, i już…
 Klamka zapadła. Na szczęście mój nie stoi. Pewnie ze strachu.
  - To co, mam zdejmować?
 …A nagle ręce miałem takie słabe…
  - Jak chcesz – mówił cicho, spokojnie, zupełnie normalnym głosem, bez żadnych oznak zdenerwowania, w przeciwieństwie do mnie, który niemal panikowałem. – Jak chcesz, to ja mogę zdejmować tobie, a ty mnie, i mogę być pierwszy. To znaczy, ty możesz mi zdjąć pierwszemu, żebyś nie myślał, że ja potem nie…
  - Zgoda. Umowa…!
  - Fajnie. Tak myślałem, że będzie najlepiej.
   Podniósł się z piachu, otrzepał uda i dłonie i stanął na wprost mnie. Ja usiadłem. Widziałem od dołu te przyklejone do ud nogawki. W lewej wyraźnie wisiał długi penis z grubym łebkiem. Zastanawiałem się, czy ściągnąć za nogawki w dół, czy zacząć od gumki. Zdecydowałem, że od gumki.
  Zdejmowałem powoli, z trudem, bo przyklejony materiał niełatwo odrywał się od ciała i wywlekał się na lewą stronę.
  - Ale masz… długiego – zatrzymałem się przy kolanach, patrząc z niedowierzaniem – i jakie już masz włosy!
  - A ty nie masz?
  - Mam, ale nie takie. I mój też nie jest… aż taki…
  - Później zobaczymy. Ściągaj do końca.
  Ściągnąłem. Przeciągnąłem obie nogawki przez stopy. Czułem, że mam sucho w ustach, a wzroku od niego nie mogłem oderwać. Patrzyłem i patrzyłem. Na pękaty worek z dużymi jądrami, na długiego, ciężko zwisającego penisa, grubego, bardzo mięsistego. Ręka sam rwała się, żeby go dotknąć. Ale znów nie miałem siły.
  - Wiesz – powiedział, przerywając ciszę, która wprost dzwoniła mi w uszach – jakie to fajne uczucie, jak się tak na mnie patrzysz?
  - Dlaczego?
  - Nie wiem. Jak ja będę się patrzył na ciebie, może będziesz czuł tak samo. Fajne masz oczy, jak się tak patrzysz. Takie szerokie i bardzo niebieskie – dodał.
  - To jak, robimy zmianę? – spojrzałem na jego twarz, uśmiechniętą, zadowoloną – i nagle bez tych majtek zaczął mi się podobać! Był zupełnie inny!
  - Chciałeś jeszcze dotknąć – przypomniał.
  - Później, jak już ty mnie – zdecydowałem, byle szybciej.
  Wstałem. Jarek zbliżył się na pół kroku i wkładając mi całe dłonie pod gumkę na biodrach, sprawnie kilkoma ruchami uwolnił mnie z kąpielówek.
  - Ładny jesteś – rzekł spokojnie. – Tak cię widziałem, jak zamykałem oczy. Dokładnie tak. Nie pomyliłem się. Fajnie się czujesz, jak się tak na ciebie patrzę?
  Czułem się szalenie skrępowany i zawstydzony. Przemogłem się wreszcie.
  - Normalnie. Bo to całkiem inaczej, jak obaj, a inaczej, jak tylko jeden… To co, chcesz teraz przymierzyć te kąpielówki?
  Skinął głową.
  Schyliłem się, podniosłem je z piachu, otrzepałem i podałem mu.
  Przymierzył. Stojąc okrakiem, dłonią od dołu poprawiał jądra i penisa, aby je właściwie ułożyć, dociągnął wszystko w górę i zza gumki jeszcze raz starannie poprawił. Teraz było dobrze.
  - Ładnie ci. Pasują – rzekłem zdziwiony. – Myślałem, że będą za małe.
  - W sam raz. Ładne, wygodne, pasują jak ulał. Szkoda, że nie mam takich.
  Jego narządy, upięte ciasnym materiałem, stały się niemal eleganckie, slipy idealnie nimi wypełnione, zaokrąglone, uwypuklone, nabrały dziwnego blasku i urody. Uśmiechnąłem się. Z prawdziwą szczerością mogłem przyznać, że Jarek bardzo mi się spodobał, że był naprawdę fajnym chłopakiem.
  Stał zadowolony, odwracał się, oglądał, wygładzał pośladki i biodra.
  - Muszę sobie takie kupić, a nie zanosi się, że szybko – powiedział. – Nie mam pojęcia, kiedy znów pojedziemy do miasta. No i jak tu mamie powiedzieć, żeby mi takie kupiła? Wyśmieje mnie.
  - Sam sobie kup.  
  - A skąd wezmę pieniądze?
  O tym nie pomyślałem. To nie jak u mnie, że jak powiem, że potrzebuję parę groszy, to dadzą. A i ocyganić można, że do szkoły na jakąś składkę. Nigdy nie sprawdzali, czy prawda.
  - To ja ci kupię! – powiedziałem zdecydowanie. – Jak za rok przyjadę, to ci przywiozę. A teraz możesz wziąć te, dam ci, mam drugie takie same na zmianę! – dodałem, zdziwiony własną decyzją.
  - Dasz?  Poważnie? – nie dowierzał, a jego oczy zaiskrzyły się takim blaskiem, że żadna inna oznaka radości nie wyraziłaby tego lepiej.
  - Dam. Już możesz je sobie zatrzymać. Możesz się w nich wykąpać. Niech od dziś będą twoje!
  Wskoczył mi na szyję, ucałował, uściskał, znów ucałował – i pędem wskoczył do wody, rozbryzgując w powietrzu ogromną fontannę.
  Stałem, czując smak jego dziwnych pocałunków. I naraz zatęskniłem za jego obecnością. Zapragnąłem być tuż obok niego. Rozpędzony wskoczyłem do wody z głośnym pluskiem. Zrównałem się z nim.
  - I jak? – spytałem.
  - Cudownie! Nie masz pojęcia, jak mi tamte nogawki w pływaniu przeszkadzały. A w tych, to jakbym nic na sobie nie miał! A ty jak pływasz? Ubrałeś moje?
  - A po co? Przecież mieliśmy pływać bez niczego.
  Nie wierzył. Dotknął. Namacał moją nagość, dotknął penisa i jąder, aż poczułem dziwne mrowienie w całym ciele. Zaraz mi stwardnieje, wypręży się – i stanie! Dotknąłem jego, przez slipy. Wyczułem pod palcami dokładnie wszystko. Jarek objął mnie w wodzie, przytulił mocno, splótł stopy i uda na moich udach, ramiona odrywał tylko wtedy, gdy musiał wykonać kilka ruchów utrzymujących nas na powierzchni… Stwardniał mi bardzo, stanął dęba, wpychając się między nas. Jemu pod slipami też, aż górą, sponad gumki wyskoczył twardy, gruby czerwony łeb. Już nie łebek, ale wielki, potężny łeb. Był tuż pod powierzchnią wody, widziałem dokładnie, nawet grubą żyłę, która sunęła spodem od dołu aż po sam czubek. Mój podziw mieszał się z niedowierzaniem. Jaki on wielki! Ja nie mam takiego…
  Jarek ciągle mnie całował, delikatnie, po twarzy, po oczach, po brwiach i nosie, wreszcie w same usta. Nigdy dotąd z nikim się nie całowałem, nawet z moja szkolną miłością, Olą z piątej b. Dreszcz przebiegł mnie po plecach, ale wcale nie było mi zimno, wręcz przeciwnie.
  - Chodźmy na brzeg – poprosiłem ledwie żywy, czując utratę sił.
  - I podotykamy się, jak tu…
  Patrzyliśmy i dotykaliśmy się. I nie tylko dotykali. Jarek pierwszy, całując mnie, pocałował również mojego penisa. Powiedział, że jest taki ładny, że aż się prosi do pocałowania. Nie broniłem, bo nie miałem siły, i nie chciałem. Tak mi było dobrze… Jądra też, aż podskoczyłem za pierwszym razem, tak delikatnie to zrobił. Nawet pośladki. Stałem wyprostowany, a on klęczał i kolanami w piasku rył krąg wokół mnie. Nic już nie mówił, ale gdy podniósł na mnie wzrok, widziałem w nim tyle radości, że sam byłem gotów ucałować go w każdą część ciała.
  I ucałowałem. Najpierw w plecy, gdy był pochylony, a gdy się uniósł, odważyłem się w usta, tak jak on mnie w wodzie. Teraz on stał wyprostowany, a ja pochylałem się coraz niżej i niżej, aż do tego wielkiego wyprężonego penisa. Co mi się stało? Wciągnąłem go do ust i ssałem mocno, tak mocno, aż Jarkowi drżały pośladki.
  - Czekaj… – powiedział nagle, ale było za późno. Wraz z mocnym wyprężeniem całego ciała wytrysnął mi w twarz kilkoma dużymi, gęstymi kroplami. – Nie chciałem – mówił cicho, dłonią wycierając mi policzek.
  - To nic – nadal trzymałem przy twarzy tego grubasa, tego wielkoluda i nie mogłem nasycić się ani tym widokiem, ani rytmicznymi wstrząsami, które wyraźnie słabły, a on cały nieznacznie miękł. I ten intensywny podniecający zapach, zapach spermy... Przyciskałem go dłonią do policzka. Jeszcze go nie oddam, jeszcze nie…
  - Daj, teraz ja zrobię tobie tak samo – usłyszałem. – Ty też już pewnie masz… śmietankę.
  Skinąłem głową. Od kilku miesięcy już miałem „śmietankę”, ale, wciąż było mi żal oderwać się od jego pulsującego ciała.
  - Połóż się – powiedział, a gdy ułożyłem się na plecach, pochylił się nade mną i głęboko, bardzo głęboko w ustach zamknął mojego penisa, a dłonią miętosił moje jądra i mierzwił mi tych skromnych parę włosków wokół nich. Zdawało mi się, że cała ziemia się pode mną zatrzęsła. Nie rozróżniałem poszczególnych dotknięć, to wszystko było razem tak wielkie, że o bożym świecie nie wiedziałem. Nawet nie zdążyłem uprzedzić Jarka, że już… już… i w ostatniej chwili wyrwałem się z jego ust, by zachlapać piasek.
  Teraz Jarek patrzył z niedowierzaniem.
  - Aleś tego miał… Prawie kałuża.
  Nie miałem siły, ale roześmiałem się. Zrozumiałem, że mam dużo spermy, dużo więcej niż Jarek, który wyrzucił tylko kilka kropel.
  Leżałem znużony, z zamkniętymi oczami. Było mi tak dobrze, jak nigdy. Nigdy sam u siebie nie wywołałem takiego przeżycia, chociaż zawsze rozdrażniałem się macaniem i zabawą w „uciekanego” tuż przed końcem. Przeciągałem, jak mogłem.
  - Popływamy jeszcze ? – usłyszałem.
  - Bez niczego?
  - Bez niczego. Jak teraz.
  - Popływamy!
  Ale zmęczenie było silniejsze. Leżeliśmy tylko na wodzie, wystawiając do słońca nasze nagie brzuchy z pierwszymi włoskami, i z penisami, z którymi sami tak do końca nie wiedzieliśmy jeszcze, co można robić. Jarek co pewien czas gładził moje uda i przekładał mi prącie raz na lewe udo, to znów na prawe. I patrzył. Wciąż tylko patrzył.
  - Wiedziałem, że jesteś fajny – powiedział, gdy wracaliśmy do wsi; ja w samych spodniach na gołym tyłku, on z przebijającą z czerwonych majtek mokrą plamą i z moimi kąpielówkami w kieszeni. – I wiedziałem, dlaczego cię lubię.
  W milczeniu złożyliśmy sobie sekretną obietnicę, że nikt się nie dowie, co się tu dziś miedzy nami wydarzyło. I już bez słów postanowiliśmy, że to samo zrobimy jutro.

  Po drodze nie mogliśmy się odczekać widoku naszej nagości. Spytałem Jarka, czy ma na sobie te swoje czerwone majtki. Roześmiał się, że ma.
  - Pokaż.
  Rozpiął spodnie, zsunął nieco i pokazał.
  - A on pod majtkami ciągle jest taki długi?
  - A co, miał się skurczyć? – Jarek wciąż się śmiał.
  - Pokaż…
  Pokazał, odciągając gumkę i opuszczając ją poniżej jąder. Co za widok! Dotknąłem zaraz. I już poczułem, że mu sztywnieje. Mnie zresztą też. Domyślił się. Pogładził mnie przez spodnie, co jeszcze bardziej mnie rozbudziło.
  - Zróbmy to teraz – zaproponowałem rozpalony.
  Zrobiliśmy, całując się i pieszcząc równocześnie jeden drugiego i wzajem w dłoniach wywołując swój wytrysk. U Jarka znów kilka gęstych kropel, u mnie trzy długie serie, z których pierwsza trafiła mu w brzuch, druga i trzecia w jądra i uda.
  - Ale s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin