Herbatnik.doc

(65 KB) Pobierz

HERBATNIK
Wejdawustus

 

"Zdrada. Od dzieciństwa tatuś i pan nauczyciel nam mówią, że zdrada jest czymś najgorszym i najobrzydliwszym na świecie. A cóż to jest zdrada? Zdrada oznacza opuszczenie szeregu, aby pójść w nieznane." (Milan Kundera)

 

* * *


  Choć już dawno jestem pełnoletni, to jednak jako jedyny z mojej paczki, która trzymała się do pewnego czasu razem, pozostałem tu, w moim mieście. Reszta, też w moim wieku, ale albo z rodzicami się przeprowadzili, albo mieli krewnych w stolicy i tam poszli szukać lepszego życia, albo też rozdzieliły nas zainteresowania oraz inne szkoły. Jeszcze rok temu miałem kontakt z dwiema osobami z naszej paczki, ale teraz już nie. Oni zmienili numery telefonów, o czym dowiedziałem się przez przypadek, kiedy chciałem im złożyć życzenia świąteczne. Nasza paczka zawsze razem organizowała wspólne wypady nad jeziora lub w góry, albo gdzieś w dzicz, gdzie byliśmy sami i nikt nam nie przeszkadzał w wygłupach. Nasi rodzice się znali i cieszyli się, ze ich dzieciaki nie włóczą się same po ulicach w jakimś szemranym towarzystwie. Ostatnio Marka spotkałem, czekając na egzamin na prawo jazdy, ale zamieniliśmy tylko parę słów, bo ponoć się bardzo śpieszył. Nie wiem, czy to była wymówka czy nie, ale jednak poczułem się urażony. Miesiąc temu zdałem prawko i rodzice kupili mi auto, starego 13-latka, ale nie to byo ważne. Ważne, że było moje. Cieszyłem się z tego bardzo, ale nie było nawet z kim pojeździć. Jeździłem na małe samotne przejażdżki, ale więcej stało ono w garażu.
  Nie wiedziałem, co począć, myślałem nad jakąś pracą, ale nic stałego nie było. Trochę roznosiłem ulotki pod koniec czerwca, trochę pomagałem mamie w barze, ale jednak nie była to praca dla mnie.
  Tego dnia mama miała miała urodziny. Tata pilnował grilla, a ja robiłem za kelnera, podając gościom napoje, trunki i wysmażone kąski. Podobało mi się to, bo nie musiałem cały czas ich słuchać i udawać, że mnie interesuje to, o czym mówią. W kuchni miałem ciszę i spokój oraz laptopa, na którym mogłem grać. Gdy szedłem z drinkami, usłyszałem, jak tata mówił, że jego przyjaciel szuka kogoś zaufanego do pracy w firmie, bo obecna pracownica jeszcze przed urlopem macierzyńskim poszła na chorobowe i nie wiadomo kiedy wróci. Nadstawiłem ucha. To mi pasowało, bo na kilka miesięcy mógłbym się u niego załapać i nabrać tam jakiegoś doświadczenia, a potem może bym znalazł wreszcie coś stałego. Przysłuchałem się wszystkim szczegółom i kiedy tata po grillu siedział jeszcze przed telewizorem oglądając wiadomości sportowe, spytałem, czy mógłby z tym gościem porozmawiać na mój temat, że może ja spróbowałbym tam u niego. Co o tym sądzi? A on popatrzył ciekawie i:
  – Myślałem, że w te ostatnie swoje wakacje chcesz jeszcze poodpoczywać. Ale dlaczego by nie? Jeśli chcesz, mogę zadzwonić do Roberta i spytać, kiedy miałby czas dla ciebie na rozmowę.
  – Zadzwonisz...? – aż podskoczyłem z wrażenia.
  – Jutro z rana – odpowiedział. – Potem oddzwonię do ciebie, co z nim ustaliłem. Ale chyba będziesz jedynym kandydatem z czyjejś rekomendacji, mojej bo mojej, ale to nic nie szkodzi. On potrzebuje kogoś pewnego. Mnie zna, to i do ciebie powinien mieć zaufanie.
  Ucieszyłem się i od razu pochwaliłem się mamie, na co ona się uśmiechnęła i rzekła:
  – Tylko nie przynieś mi wstydu.
  Ojciec dał panu Robertowi mój numer komórki i już sami, bezpośrednio umówiliśmy się na 13:00 w jego biurze. Rozmowa przebiegła dosyć przyjaźnie, ale też musiałem powiedzieć, jakie mam wykształcenie i dlaczego chcę pracować u niego, w tej branży. Niby wszystko pasowało: branża budowlana, ja po technikum budowlanym... Dużym moim atutem było to, że mam prawo jazdy i samochód, bo jestem, jak to powiedział, dyspozycyjny. Po kwadransie rozmowy i dwóch godzinach oczekiwania w  biurowej poczekalni zostałem poinformowany, że... I kadrowa, pani Małgorzata, poinformowała mnie o moich obowiązkach i...  podała mi umowę do podpisu.
  – Jutro o 7:30...
  Do domu wróciłem uśmiechnięty i radosny, rodzice z tej okazji urządzili dobrą kolację z winem, byli szczęśliwi, bo to moja pierwsza praca, nieważne, że ojciec mi ją załatwił, ale pan Robert potrzebował osoby zaufanej, bo nie raz, jak mówił, obraca tu potężną gotówką, którą potem ochrona odwozi do banku.
  Następnego dnia byłem daleko przed czasem. Zacząłem przeglądać ulotki reklamowe firmy, żeby dokładniej się dowiedzieć, co mogłem oferować klientom. Pan Robert był około 10:00, choć biuro było otwarte od 8:00. Ale to przecież szef. Przywitał się ze mną, pogadaliśmy chwilkę o niczym, ale zaraz jak mnie wziął w tryby! Fachowe terminy, przepisy, paragrafy, mój zakres obowiązków... A niby to tylko sprzedaż detali budowlanych, materiałów, okien, drzwi, stolarki itd... Pokazał mi, jak się oblicza każdy detal – sam obsłużył w tym czasie kilku klientów, a ja bacznie się temu przyglądałem i przysłuchiwałem. Pod koniec dniówki byłem już cały mokry i wystraszony, czy ja dam temu radę, ja po zwykłym technikum!
  Po dwóch tygodniach takiego obstrzału pod okiem szefa, byłem już dobrze obeznany z działalnością firmy i sam wystawiałem faktury i wprowadzaniem je do komputera. Zawsze przy tym miałem mokre czoło. Tu mój najdrobniejszy błąd mógł nas wszystkich drogo kosztować! Wyglądało to tak, jakbym nagle stał się prawą ręką pana Roberta. Ja? Najmłodszy pracownik? Ale chyba był ze mnie zadowolony, co również dawało o sobie znać w postaci premii przy mojej wypłacie.
  Pewnego poniedziałku wpadł do nas jeden z przedstawicieli handlowych, taki Jacek, od którego braliśmy część asortymentu. Spotykałem się z nim już wcześniej, ale zawsze w obecności szefa. Teraz szefa nie było, więc wszystko brałem na swoją głowę. W pewnym momencie powiedział:
  – Dobrze sobie radzisz, ale uważaj, bo Herbatnik się do ciebie wybiera. Ma być w tym tygodniu.
  – Kto? Jaki herbatnik?
  – Konrad, ten od okien dachowych.
  – Aaaa...
 Nie znałem go jeszcze, ale trochę już o nim słyszałem.
  – Dlaczego „Herbatnik”?
  – Pieczywko i ciasteczko, nie wiesz? Każdy tak na niego mówi. Za miesiąc ma się żenić. Już dzieciak w drodze. A podobno jest bi.
  – Nie słyszałem... – odpowiedziałem trochę zakłopotany. Niech sobie będzie bi, co mi do tego.
  – Powiem ci coś, padniesz ze śmiechu. Wyobraź sobie, że jak się oświadczał swojej wybrance, to matki się pytał, czy może prosić o rękę Jolanty.
  Nie rozumiałem.
  – No, powiedział Jolanty zamiast Joanny! Pomylił imiona! Żeby nie pamiętać, z kim się żeni? Podobno dziewczyna potem to go mało nie rozerwała na strzępy!
  – Debil... – śmiałem się na całego.
   Jeszcze parę innych wesołych historii mi opowiedział o różnych ludziach, z którymi przyjdzie mi się tu spotykać. Jacek jest jak duże dziecko, lubi wygłupy, miałem z nim dobrą zabawę i szybko mi przy nim czas poleciał.
  Rzeczywiście w czwartek pojawił się „Herbatnik”, czyli Konrad, ten od tych okien dachowych. Pojawił się w garniturze, w krawacie, który kolorystycznie pasował mu do koszuli, włosy miał postawione na żel. Z wyglądu około 25-latek, a to znaczyło, że na pewno miał więcej. Po rozmowie doszedłem do wniosku, że fajny z niego facet, bo rzeczowy i konkretny, i nawet bardziej oblatany w branży niż Jacek. I że Jacek co do tych jego wpadek chyba bardzo koloryzował. Konrad też lubił żarty, ale bardziej subtelne. Spodobał mi się. Na pewno dziewczyny leciały na niego, bo taki miał styl bycia, że łatwo dawał się lubić. Na koniec rozmowy wymieniliśmy się numerami telefonów, pod pretekstem, który ja wymyśliłem, że jeśliby coś trzeba było na szybko, a szefa by nie było, to sami to załatwimy. Nie wiem, czy wykrył mój podstęp, ale udało się. Bo nikt nie wiedział, że ja też jestem takim „herbatnikiem”, z tym, że ja zawsze wolałem tylko chłopaków, chociaż z żadnym jeszcze nie byłem. A jeżeli on naprawdę jest bi...
  Odkąd poznałem Konrada, jakoś cały czas mi się on w głowie telepał i miałem ochotę go jeszcze bliżej poznać. Ale nie miałem sposobności ku temu. Dopiero pod koniec sierpnia nadarzyła się okazja. Była reklamacja u jednej klientki, że jej pod tym oknem dachowym gdzieś coś przecieka. Robert postanowił, że to nie my będziemy się tym zajmować, ale właśnie Herbatnik. To jego działka. Spartaczył coś, to niech przyjedzie i zrobi. Po namyśle jednak dodał, że dobrze będzie, jak ja z nim tam pojadę i na wszystko będę miał swoje oko. Ja się na to od razu zgodziłem, bo dla mnie to było dobrą sposobnością, aby coś z Konradem spróbować. Szef zadzwonił do niego, trochę go zrugał za taką fuszerkę i ustalili, że w poniedziałek on ma się u nas pojawić i że ja z nim pojadę, bo to lepiej wygląda, jak sam przedstawiciel handlowy na miejscu reklamacji się pojawia. Klientce też pasował ten termin. Poniedziałek, 9:00 rano.
  W poniedziałek ubrałem się trochę inaczej, bo przecież mam jechać na reklamację, i użyłem swoich perfum na „specjalne" okazje. To nie dla klientki. To dla Konrada. Konrad był już o 8:00. Roberta nie było, miał przyjechać za jakieś dwie godziny. Chciałem Konradowi zrobić kawę i poczęstować jakimś ciastkiem, ale powiedział, że dziękuje. I wciągnął nosem powietrze.
  – Co tu tak ładnie pachnie? – zapytał.
  Nie odezwałem się, ale byłem zadowolony, że to zauważył. Dopiero później, jak przystawił nos do mojej koszuli, pokiwał głową, że mam dobry gust.
  Miał w torbie swoje robocze rzeczy. Zapytał, czy może się tu przebrać.
  – Oczywiście – odpowiedziałem, i cały czas go obserwowałem. Dobry „herbatnik”, a w majtkach to miał już na pewno nie ciasteczko, tylko chyba grejpfruta z bananem! Od razu się podnieciłem i musiałem się szybko zasłonić teczką ze skoroszytem do reklamacji.
  Pojechaliśmy jego autem. Całą drogę rozmawialiśmy, ale nie odważyłem się nic uczynić, jakiegoś pierwszego gestu.
  Usunięcie usterki poszło bardzo szybko. Konrad jeszcze raz opiankował brzegi, dociął nożykiem i wyrównał, potem uszczelnił silikonem. Rzeczywiście był tam mały odprysk w elewacji, ale nie była to wina okna. Efekt był naprawdę piorunujący, tak dla tej kobiety jak i dla mnie, gdy Konrad prężył się na drabinie, napinając mięśnie, i stawał na palcach, aby dosięgnąć w każde miejsce, a wtedy tak mu się pośladki zaznaczały i cały penis, że kobieta się zarumieniła, gdy zobaczyła, że ja też widzę, na co ona patrzy. Ja też wtedy poczułem erekcję w spodniach. Konrad to naprawdę super herbatnik! Na koniec kobieta nam jeszcze zrobiła kawę, podpisała protokół reklamacji i po jakiejś godzinie już wracaliśmy z powrotem.
  W pewnym momencie powiedziałem mu, jak ta kobieta na niego patrzyła, i że tak mu było wszystko w spodniach wyraźnie widać. Konrad tylko zaklął trochę, ale wesoło powiedział, że jakby ona była trochę młodsza i gdyby mnie nie było, to pewnie ten protokół by podpisali w łóżku. Ja też się zacząłem śmiać – i położyłem rękę na jego kolanie, powoli ją przesuwając w stronę jego krocza. Konrad zrobił się naraz cały czerwony i z zaskoczeniem ostro powiedział:
  – Co ty, kurwa, robisz? – i zaraz przy najbliższym zjeździe stanął na poboczu. Ja zaniemówiłem. – Ile ci dali za to? Który kazał ci to zrobić? Ktoś z biura cię na mnie napuścił, tak? No? Co nic nie mówisz?
  – Nikt mi nie kazał, nie napuszczał... – ciężko było mi się otrząsnąć z tego, jak zareagował. Był naprawdę mocno rozdrażniony. – Żaden, naprawdę. Nikt...
  – Pierdolisz!... Myślisz, że teraz ja cię wymacam albo ci może obciągnę, co? A potem, jak odjadę, będziecie mieli niezły ubaw ze mnie, razem z Jackiem i Robertem. Wiem, co oni o mnie gadają. Ale myślałem, że ty jesteś inny... – i ruszył z piskiem opon.
  – Nie, Konrad, to nie jest tak, jak myślisz... Podobasz mi się...
  – Taa... Załóżmy, że ci wierzę. I co?
  – Konrad, uwierz mi, to, co tutaj... nikomu nie powiem, ja też chcę, aby to zostało miedzy nami, tylko miedzy nami.
  Konrad spojrzał na mnie i po chwili rzekł:
  – Dobra, ja też nikomu nie powiem, że mnie próbowałeś macać. Ale... ale powiedz mi, dlaczego to niby ci się podobam?
  – Bo lubię takich trochę starszych, zadbanych, jak ty, i z czymś takim, co ty tu właśnie masz... – i teraz odważnie położyłem mu rękę na kroczu.
  – Nie, lepiej zostaw... – odsunął moją rękę. – Wiesz, że za miesiąc się żenię.
  – To co...
  – To nic... Nawet jak się kiedyś macałem z chłopakami – i teraz on mi położył rękę na spodniach, a mój mały od razu mi się poderwał... – to teraz już nie będę – i uścisnął mi fiutka, ale zaraz cofnął rękę. – I nikomu nic nie mów, bo jak coś wypaplasz...
  – Na pewno nie powiem.
  Byłem rozczarowany. Do biura wróciliśmy nic nie mówiąc, w biurze też obaj byliśmy jacyś jak nieobecni, co zauważył Robert. Gdy Konrad się ponownie przebrał i wyjechał, Robert zapytał, czy się pokłóciliśmy, czy on czymś mnie obraził. Ja zaraz bez namysłu zaprzeczyłem, że nie, że było ok. i Robert dał spokój już temu śledztwu. Mieliśmy dużo pracy i nią się zajęliśmy.
  Po jakimś tygodniu zadzwonił Konrad z przeprosinami za swoje zachowanie w samochodzie. Wie, że nic nie powiedziałem, bo takie sprawy zaraz do niego dochodzą. Był mi za to wdzięczny i chciał się spotkać któregoś dnia, aby pogadać. Odpowiedziałem, że chętnie i że skontaktuję się z nim w piątek po pracy. Jednak nie zrobiłem tego, bo zwaliło się nam tyle zamówień, że do 17:00 siedziałem w biurze i zajmowałem się papierami, a potem jeszcze podliczałem faktury, bo w poniedziałek rano miałem zawieźć je do księgowej. I zapomniałem o Konradzie. Zadzwoniłem tylko do domu, że będę dziś później, bo mam tyle roboty.
  Jadąc do domu, usłyszałem dzwonek komórki. To był Konrad. Nie wiedziałem czy odebrać, ale odebrałem.
  – Cześć. Nie przeszkadzam? Dlaczego nie zadzwoniłeś?
  – Wybacz, ale miałem urwanie głowy... i zapomniałem.
  – Nic się nie stało – odpowiedział. – Jesteś jeszcze w pracy?
  – Już nie. Właśnie podjechałem na stację paliw. Zatankuję i wracam do domu.
  – Aha... Bo myślałem, że może miałbyś ochotę na małą kolacyjkę w moim towarzystwie.
  Zaniemówiłem, nagle słyszę:
  – Jesteś tam? Halo? Chyba że masz już inne plany, to sorry.
  – Nie, nie mam. To gdzie się spotkamy?  
  – Jest taki motel przy drodze na Wawę, może tam?
  – Ok. Będę najdalej za pół godzinki.
  – Dobra, będę czekał na ciebie. Do zobaczenia. Pa.
  Pa...? Powiedział: pa?
  – Do zobaczenia – odpowiedziałem szybko.
  Spotkaliśmy się na parkingu. Był elegancko ubrany, przystojny i taki, że...! Zapytał, co zjem. Odpowiedziałem, że to samo, co on. Ale jak kelner przyniósł dwie pięćdziesiątki, zdziwiłem się i odpowiedziałem, że nie mogę, bo prowadzę. Że on, jak chce, to może się napić, a ja przybiję toast sokiem. Konrad powiedział, że ma tu wynajęty pokój. I że... jeśli chcę, to żebym zadzwonił do domu, że mam jakiś służbowy wyjazd, albo wymyślił coś innego. Odpowiedziałem, że już dzwoniłem do domu, że będę późno, ale muszę wrócić na noc, bo co by pomyśleli. Ojciec się dobrze zna z Robertem i jakieś takie kłamstwo szybko by wyszło na jaw. Popatrzył na mnie i zapytał, czy w takim razie godzina... dwie... czy tyle mogę mu poświęcić. Od razu się zgodziłem.  
  Pokój nie był duży, zwykła jedynka. Konrad podszedł do mnie, objął mnie i zaczął całować po karku. Robił to delikatnie, ale dosyć stanowczo, a mnie od razu ogarnęło podniecenie. Powiedział, że ja mu się od początku spodobałem, ale myślał, że jestem podstawiony przez tych złośliwców, Roberta i Jacka. Gdy go jeszcze raz zapewniłem, że nic takiego, odwrócił mnie do siebie i zaczęliśmy się całować. Miał pełne usta, a całował jak nastolatek, który boi się, że rodzice go na tym nakryją. Gdy go sprowokowałem języczkiem, dopiero mi pokazał, jak naprawdę trzeba się całować.
  Zacząłem mu rozpinać koszulę i zdejmować zbędne ubranie. Zdejmowałem je powoli, zaś odkryte partie ciała zalewałem pocałunkami. Konrad jedynie pomrukiwał jak kot, którego drapie się za uszami. Gdy dotarłem do jego bokserek... Od razu chciałem to zobaczyć, takiego prawdziwego, porządnego, dużego męskiego fiuta! Był naprawdę wielki, gruby i bardzo twardy! Zaniemówiłem na ten widok, a on się uśmiechnął, że mogę z nim robić, co chcę, a on ze mną zrobi tyle, ile ja sam będę chciał. Więc jedną ręką bawiłem się jego przyrodzeniem, które z każdą sekundą jeszcze bardziej mu rosło i stawało się jeszcze twardsze. On mnie też dotykał po całym ciele i całował. Gdy zdjął mi spodenki, od razu wziął mi do ust mojego penisa, a ja prawie bym mu wyleciał z ramion, więc położył mnie na łóżko i zaczął mnie całować powoli po szyi, przeszedł na sutki, które przygryzał, to znów całował, a ręką cały czas drażnił mi penisa i jądra. Myślałem, że od razu się spuszczę. Potem ustami zszedł na dół, całował mnie po brzuchu, to wwiercał się językiem w mój pępek, aż dotarł do mojego penisa, którego teraz namiętnie zaczął całować, oblizywać, przygryzać. Swoimi pełnymi ustami pochłonął go całego i językiem zabawiał się moją żołędzią, co sprawiło, że zapomniałem o całym bożym świecie. Kiedy całował mi uda, że dosięgał językiem aż między moje pośladki, pomyślałem ze strachem, że gdyby mi chciał wsadzić, to nie wiem, czy bym to wytrzymał. Wtedy odwróciłem się nad nim i ja zacząłem całować go po całym ciele, razem z jego wielkim przyrodzeniem i masywnymi jądrami. Sam nie wiem kiedy i jak to zrobiłem, że on już był blisko punktu kulminacyjnego. Jedną ręką zabawiałem się jego sutkami, ustami chłonąłem jego przyrodzenie, zaś drugą ręką przygotowywałem sobie jego dziurkę, abym mógł wejść w niego. Chciałem tego, ale nie wiedziałem, czy mi na to pozwoli. Ale on, podniecony chyba tak samo jak ja, sam rozłożył uda i powiedział: chodź! Wtedy ukląkłem przed nim i delikatnie zacząłem przymierzać swojego penisa do jego otworu rozkoszy. Dopiero po kilku próbach wszedłem w niego, bo od razu nie mogłem. On sam mi pomógł: poślinił swój otworek i swoją śliną natarł mojego kutasa. Wtedy wdarłem się w niego, co Konrad skwitował grymasem zadowolenia i lekkiego bólu, ale po chwili czuł tylko błogość. Leżałem na nim i czułem swojego penisa głęboko w nim i nie potrafiłem się ruszyć. On trzymał mnie za pośladki i było mi tak dobrze, że nie musiałoby być już nic więcej. Ale jego dłonie zaczynały kierować moimi ruchami, że w końcu złapałem ten rytm i zacząłem. Wychodziłem prawie do końca i znów wchodziłem głęboko w jego podwoje, co mi dawało nieziemskie odczucia, a on jeszcze napinał swojego wielkiego fallusa, którego mocno czułem między naszymi ciałami i który mnie jeszcze bardziej pobudzał i podniecał. Dotknąłem go ręką, zacząłem go masturbować, ale to było trudne, bo ograniczało mi to moje ruchy. On też to zrozumiał, objął mnie mocno udami, trzymał mnie za pośladki i wgniatał mnie w siebie coraz mocniej. W pewnym momencie jego ciałem zaczęły wstrząsać konwulsje i nagle poczułem pod sobą jego wytrysk. Uniosłem brzuch i tors, żeby to zobaczyć – i z niedowierzaniem patrzyłem, jak jego gorąca sperma tryska mu aż na klatę. Wtedy jak mnie poderwało! Poczułem, że mój orgazm się zbliża, szybko wyskoczyłem z niego i dołożyłem na jego brzuch swoją porcję nektaru bogów pełnego rozszalałych plemników. Upadłem na niego, on mnie objął i zaczął całować.  Dopiero po długiej chwili otworzyłem oczy. Konrad uśmiechał się do mnie. Nachyliłem się i też zacząłem go całować.
  – Jak było? – zapytał. Odpowiedziałem, że cudownie.
  Potem razem wzięliśmy prysznic. Ubrałem się i pożegnaliśmy się.
  Od tamtej pory spotykamy się regularnie. Konrad wynajmuje pokoiki w różnych motelach, a ja do niego przyjeżdżam. W domu mówię, że nie samą pracą człowiek żyje, że wyskakuję sobie gdzieś się zabawić, na jakieś dyskoteki czy inne takie tam. Ojciec tylko kiwa głową, że wie, o co chodzi, ale razem z matką myślą, że latam gdzieś na dziewczynki. Niech sobie myślą.
  A Konrad – Konrad do dziś swoją żonę zdradza ze mną. Mówi, że ją kocha – i mnie. I nie chce zrezygnować ani z niej, ani ze mnie. A ja za nic nie chcę zrezygnować z niego. I niech tak będzie.
                                                                                                        Wejdawustus

Zgłoś jeśli naruszono regulamin