Patterson James - Maximum Ride 02 - Żegnaj szkoło, na zawsze.pdf

(993 KB) Pobierz
James Patterson
Maximum Ride 02
Żegnaj, Szkoło - Na Zawsze
Ostrzeżenie
Jeżeli odważysz się to przeczytać, weźmiesz udział
w Eksperymencie. Wiem, że brzmi to trochę tajemniczo, ale na razie
mogę powiedzieć tylko tyle.
Max
Część I
ZERO RODZICÓW, ZERO SZKOŁY, ZERO ZASAD
1
Szybowanie, śmiganie, szusowanie, swobodny lot, fantastyczne
jazdy na prądach powietrznych - nie ma nic lepszego. Jak okiem
sięgnąć, byliśmy jedynymi żywymi duszami w promieniu wielu
kilometrów na tym bezkresnym, przejrzystym błękicie nieba.
Chcecie, żeby wam skoczyła adrenalina? Złóżcie skrzydła i
zapikujcie pionowo w dół, tak przez jakieś dwa kilometry, a potem
szszu! Rozłóżcie skrzydła, wczepcie się w prąd powietrzny i prujcie
przed siebie. Boże, nie ma nic lepszego, fajniejszego, bardziej
podniecającego.
Dobra, jesteśmy mutantami, odmieńcami, ale słuchajcie,
fruwanie... No, nie bez powodu się o nim śni.
- Jejuniu! - wrzasnął Gazownik z przejęciem. - UFO!
Policzyłam do dziesięciu. Tam, gdzie wskazywał, nie było
niczego. Jak zwykle.
- Przez pierwsze pięćdziesiąt razy było zabawnie - wycedziłam. -
A teraz to już sama nie wiem...
Gazik zachichotał, odskoczywszy na bezpieczną odległość. Nie
ma to jak poczucie humoru ośmiolatka.
- Max! Daleko do Waszyngtonu? - spytała Kuks, doganiając
mnie.
Była zmęczona - mieliśmy za sobą długi, przykry dzień. Kolejny
długi, przykry dzień z szeregu długich, przykrych dni. Gdyby mi się
trafił dobry, przyjemny dzień, pewnie bym padła z wrażenia.
- Za godzinę... może półtorej - oceniłam.
Kuks nie odpowiedziała. Rzuciłam okiem na resztę stada. Kieł,
Iggy i ja trzymaliśmy się, ale mamy kondycję. Młodsi też mają,
zwłaszcza w porównaniu ze słabowitymi niezmutowanymi ludźmi, ale
nawet oni w końcu się męczą.
Sytuacja wygląda tak - mówię to do tych, którzy do nas dopiero
dołączyli. Jest nas sześcioro: Angela, która ma sześć lat, ośmioletni
Gazownik, Iggy, ślepy czternastolatek, jedenastoletnia Kuks, Kieł i ja
(Max) - oboje też mamy po czternaście lat. Uciekliśmy z
laboratorium, w którym nas wychowano, dano skrzydła i rozmaite
umiejętności. Chcą nas odzyskać - za wszelką cenę.
Ale my nie wrócimy. Nigdy.
Wzięłam Totala pod drugą pachę, dziękując niebiosom, że nie
waży więcej niż dziesięć kilo. Rozejrzał się sennie, ułożył mi się na
ręce i znowu zasnął. Wiatr rozwiewał mu czarną sierść. Czy chciałam
pieska? Nie. Czy potrzebowałam pieska? Znowu nie. Uciekamy w
szóstkę, ratujemy własne życie, nie wiemy, kiedy trafi nam się
jedzenie. Czy stać nas na karmienie psa?
Jak wam się wydaje? Nie.
- W porządku? - rzucił Kieł, zrównując się ze mną.
Jego skrzydła były czarne i poruszały się prawie bezszelestnie, jak
on sam.
- Z czym? - spytałam. Bo miałam problem z migreną, z chipem, z
nieustannie nawijającym mi w głowie Głosem, z gojącą się raną
postrzałową... - Możesz uściślić?
- Ze śmiercią Ariego.
Oddech uwiązł mi w gardle. Tylko Kieł mógł mi to powiedzieć w
oczy. Tylko Kieł znał mnie na tyle dobrze i mógł sobie na to
pozwolić.
Podczas ucieczki z Instytutu w Nowym Jorku oczywiście zjawili
się Likwidatorzy i fartuchy. Niech Bóg broni, żeby nam się coś
czasem udało zrobić bez wysiłku. Likwidatorzy, o ile jeszcze nie
wiecie, to wilkopodobne stwory, które ścigają nas nieustannie od
chwili naszej ucieczki z laboratorium - albo Szkoły, jak je
nazywaliśmy.
Jednym z nich był Ari. Stoczyliśmy walkę, jak wiele razy
przedtem, i nagle, ni stąd, ni zowąd, okazało się, że siedzę mu na
piersi i patrzę w jego martwe oczy, a on ma skręcony kark i głowę
odchyloną pod nieprawdopodobnym kątem. To wszystko wydarzyło
się dwadzieścia cztery godziny temu.
- Tylko jedno z was mogło przeżyć: ty albo on - powiedział
spokojnie Kieł. - Cieszę się, że wybrałaś siebie.
Odetchnęłam głęboko. Z Likwidatorami jest łatwo: zabicie kogoś
to dla nich nie problem, więc lepiej się z nimi nie cackać. Ale Ari był
inny. Znałam go, pamiętałam jako małego chłopca ze Szkoły.
No i jeszcze chodziło o ten ostatni, straszny krzyk ojca Ariego,
Jeda, ścigający mnie, gdy frunęłam tunelami:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin