Bajka o kryształowym księciu - całość.rtf

(782 KB) Pobierz

Autor i link do oryginału oryginału: The Tale of the Shining Prince by Illuferret

Rating: R

Para: tylko proszę nie uciekać, nie jest tak źle, jak wygląda — Harry/Draco, Harry/inni, Snape/Draco, Snape/Lucjusz, Snape/Lupin

Gatunek: angst

Beta: Evey tom I, Donnie reszta

Korekta językowa: Lasair i Donnie

Zgoda: czekam

Ostrzeżenia: łagodne sytuacje erotyczne, wspomnienie gwałtu i kazirodztwa (NIE Lucjusz/Draco), miejscami wyjątkowo mało kanonicznie

 

Tłumaczeniie: Kaczalka

Do tłumaczenia: http://www.drarry.fora.pl/drarry,4/z-t-bajka-o-krysztalowym-ksieciu,301.html

 

BAJKA O KRYSZTAŁOWYM KSIĘCIU

 

 

CZĘŚĆ I

 

 

Draco śni.

Śni o quidditchu. Na boisku nie ma nikogo poza nim. Żadnych gapiów, nawet pani Hooch. Jego sen ma szare barwy, trzepoczący w zasięgu ręki znicz także jest jasnosrebrzysty. Przypomina mu kanarka i kiedy już go łapie, ściska, aż czuje odpływającą z przedramienia krew.

Śni, że leży w łóżku. Dookoła panuje ciemność. Nie wie, jak to możliwe, ale widzi swoje spokojne, nieruchome, zaledwie oddychające ciało. I wtedy jest wewnątrz siebie. Wie, że ktoś się nad nim pochyla. Ten ktoś trzyma nad jego głową siekierę. Draco nie ma pojęcia, kim jest ten człowiek, ale co do siekiery ma pewność. Jest mała, a jej ostrze odbija wpadające przez okno światło księżyca. Może, jeśli pozostanie zupełnie, zupełnie nieruchomy, ten człowiek odejdzie. Ale siekiera opada i Draco budzi się sekundę przed uderzeniem. I mimo że już nie śpi, czuje, że jego czaszka zostaje rozłupana z głuchym odgłosem. Widzi ją, roztrzaskaną na dwie części, a wymieszana z mózgiem krew skapuje na jego poduszkę. Zaciska powieki, czekając, aż ból nadejdzie, odmawiając patrzenia na otaczającą go czerwień. Zastanawia się, w jaki sposób może myśleć, skoro nie ma już głowy, i dlaczego ciągle nic go nie boli.

I wtedy otwiera oczy i widzi białą pościel. Dłońmi dotyka czaszki i stwierdza, że nadal jest cała. To tylko koszmar.

Śni o sobie, kiedy miał jedenaście lat. Ktoś przyciska go do ściany. Nie widzi, kim jest ten mężczyzna. To ktoś dużo większy i silniejszy od niego, a jedna z jego rąk wsuwa się do spodni Draco. Nie może się ruszyć. Coś mocniejszego niż uścisk tego człowieka wokół szyi paraliżuje jego ciało. Obserwuje całą scenę poprzez korytarz. Patrzy bez wykonywania jakiegokolwiek ruchu, bierny i oszołomiony.

Kiedy się budzi, nie może oddychać. Zastanawia się, czy tym mężczyzną był Snape, ale przecież Snape obiecał, że nigdy go nie zrani.

 

*

 

Draco nie pamięta zbyt wielu rzeczy z okresu, gdy miał mniej niż pięć lat. Ale to, co pamięta, jest bardzo wyraźne. W jednym z najwcześniejszych wspomnień siedzi na podłodze małego salonu, w którym jego ojciec czasami przyjmuje bliskich przyjaciół. Dywan jest gruby, miękki, ciepły i miły w dotyku. Draco jest sam i gra w szachy. Czasami chciałby, aby ojciec bawił się z nim częściej, ale Lucjusz jest bardzo zajętym mężczyzną, dlatego nauczył się zajmować sam sobą. Ustawia figury na przeciwnych końcach szachownicy i sprawia, że atakują się nawzajem. Kiedy zaczynają się skarżyć, iż ich ruchy powinny być pojedyncze i uporządkowane, chłopczyk wyraźnie smutnieje, więc czują dla niego współczucie i kontynuują wojnę.

Draco jest zajęty grą — czarna królowa właśnie bije białą — gdy otwierają się drzwi i ojciec wchodzi do środka. Ma na sobie srebrno-szarą szatę, która faluje w rytm jego kroków. Draco unosi wzrok i uśmiecha się miękko, kiedy ojciec klęka obok niego i ustawia kilka figur wokół białej królowej.

— Teraz walka będzie dużo ciekawsza — mówi.

Draco uśmiecha się jeszcze raz i chce objąć tatę, ale Lucjusz wstaje szybko i dopiero wtedy chłopak dostrzega, że do pokoju wszedł ktoś jeszcze. Mężczyzna ma na sobie czarne szaty, najczarniejsze, jakie kiedykolwiek widział. Porównuje ten kolor z jednym z czarnych pionków, które trzyma w dłoni, ale drewniana powierzchnia błyszczy, podczas gdy czerń tkaniny jest głęboka i perfekcyjna. Draco czuje się zafascynowany.

Obcy człowiek siada w fotelu na wprost jego ojca. Draco patrzy na niego i wie, że powinien go pamiętać, ale nie potrafi sobie przypomnieć, kim on jest. Mężczyzna cały jest kanciasty i ma długi nos, który sprawia, że chłopcu na myśl przychodzi jego sowa. Tak, obcy jest jak ptak, jak duży, czarny ptak i to porównanie sprawia, że Draco czuje się niewygodnie.

Nagle mężczyzna spogląda na niego. Chłopiec pragnie uciec spojrzeniem, ale tego nie robi. Chce, żeby to ten człowiek pierwszy odwrócił wzrok i to pragnienie jest silniejsze niż jego lęk.

Śmiech ojca nie rozprasza Draco, ale wywołuje na twarzy nieznajomego uśmiech.

— To odważny, mały człowiek, Severusie — mówi Lucjusz. — Masz ochotę na herbatę?

— Tak, chętnie.

Głos Severusa jest właściwie miły, choć nie aż tak jak ojca. Kiedy dorośli zaczynają rozmawiać, Draco wraca do gry. Czarny goniec zostaje zaatakowany przez dwa białe konie. Pozwala im zrzucić go z szachownicy.

Niestety, niczego więcej nie może sobie przypomnieć. Nie pamięta, jak zasnął na dywanie, ani jak ojciec podniósł go i zaniósł do sypialni. Całą resztę zapomniał i gdyby ten moment, gdy Lucjusz podnosi go śpiącego z dywanu, a wokół cicho stoją porozstawiane, chroniące go szachy, nie został uwieczniony na obrazie, Draco sądziłby, że całe wspomnienie jest tylko snem.

 

*

 

„Czarownica, która mieszkała w chatce z piernika.”

 

Pewnego razu w bardzo dalekim lesie mieszkała czarownica. Była stara i mądra, choć trochę zrzędliwa, a za dom służyła jej piernikowa chatka. I choć taki dom może wydawać się niepraktyczny i niewygodny, nie ma nic dalszego od prawdy. Piernik to ulubiony pokarm zarówno ptaków, jak i innych zwierząt, więc w czasie wyjątkowo srogich zim, kiedy brakowało jakiegokolwiek pożywienia, wszelkie stworzenia, od orła po wróbla, od wilka po sarnę, nadlatywały i podążały tu tłumnie, aby ucztować razem w zgodzie i harmonii.

W pewien ciepły, letni dzień, dwójka dzieci zawędrowała w pobliże domku czarownicy. Gdy tylko go zobaczyły, od razu zaczęły jeść. Gospodyni, która w środku dziergała sweter dla swojego ukochanego siostrzeńca, aby nie marzł w czasie nadchodzącej zimy, widząc to, uśmiechnęła się. Ale kiedy dzieci już się najadły, zamiast odejść, zaczęły niszczyć chatkę i wypychać jej kawałkami kieszenie. Zabierały takie ilości, jakich prawdopodobnie nie byłyby w stanie zjeść. Prawdę mówiąc, wzięły więcej, niż potrzebowałaby wataha wygłodniałych wilków.

Czarownica zdenerwowała się i postanowiła dać im nauczkę.

— Kim jesteście, drogie dzieci? — zapytała, kiedy wyszła na zewnątrz.

— Ja jestem Jaś, a to moja siostra Małgosia.

— Och, wejdźcie do środka, dam wam więcej jedzenia.

Dzieci podążyły za nią uszczęśliwione, ale gdy tylko znalazły się w chatce, czarownica rzuciła na nie zaklęcie paraliżujące i wepchnęła do piekarnika. Zamknęła drzwiczki i pozwoliła im pomyśleć o tym, jak się zachowali. Powinni się zastanowić nad własnym łakomstwem, zanim wrócą do siebie. Ale dzieci krzyczały tak rozpaczliwie, że nie mogła tego znieść. Żadna istota przebywająca pod jej dachem nigdy nie została skrzywdzona, żadne zwierzę, a tym bardziej człowiek. Więc otworzyła piekarnik i wypuściła dzieci. Jednak zamiast podziękować, zaatakowały ją, a że była stara i zostawiła różdżkę obok bujanego fotela, nie potrafiła się obronić. Dzieci zbiły ją, przewróciły na podłogę, a potem wsadziły do piekarnika.

Gdyby teraz zostawiły czarownicę w spokoju, pewnie nic złego by się nie wydarzyło. Ale one roznieciły ogień pod piecem i biedna staruszka, nie mając żadnej możliwości ucieczki, zaczęła się palić. Jaś i Małgosia, ignorując jej krzyki, zabrali z chatki wszystko, co wartościowe, i odeszli, zostawiając domek na pastwę płomieni.

I w ten właśnie sposób czarownica umarła. Kiedy nadeszła zima, a była to najsroższa zima w dekadzie, z głodu zginęło także wiele zwierząt.

A wszystko z powodu dwójki nieświadomych niczego mugoli.

 

*

 

Dostając list od matki, Draco wie, że coś właśnie ma się wydarzyć.

 

„Mój drogi Smoku,

ojciec jest zbyt zajęty, aby napisać do Ciebie w tym tygodniu. Właściwie bardziej zajęty niż kiedykolwiek.

Niezmiernie się cieszę, że przebywasz teraz w szkole. Mówi się, że Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce w Wielkiej Brytanii, ale pierwszy raz w życiu żałuję, iż nie wysłałam Cię do Durmstrangu.

W domu wszystko w porządku.

Twoja matka, Narcyza.”

 

Ona nigdy wcześniej nie martwiła się o jego bezpieczeństwo.

 

*

 

Draco ma szesnaście lat. Z powodu tak szczególnej okazji jak urodziny, dostał pozwolenie na powrót do domu. Jest z tego powodu wdzięczny. W dniu urodzin zawsze czuje się przygnębiony, a pobyt w szkole czyni ten stan jeszcze głębszym.

Ojciec uśmiecha się.

— Mam dla ciebie prezent — mówi i Draco odwzajemnia uśmiech i przytula się. Ojciec jest ciepły, silny i pachnie kawą oraz tostem z truskawkowym dżemem. Kiedy mężczyzna go obejmuje, Draco prawie mruczy. Uwielbia być trzymany w ramionach. Lucjusz, wciąż uśmiechnięty, prowadzi go na górę, a potem do środka sypialni. To jeden z pokoi gościnnych i mięśnie Draco napinają się. — Dzisiaj zostaniesz mężczyzną. — Wypowiedziane na pożegnanie słowa ojca wcale nie brzmią pocieszająco.

Stoi i czeka, próbując nie patrzeć na zasłane ciemnozieloną narzutą łóżko. Unika także swojego odbicia, ponieważ nienawidzi patrzeć na siebie w lustrach. Nienawidzi też tego stania, napinając się coraz bardziej z każdą mijającą sekundą. Nienawidzi nie wiedzieć, dlaczego jego żołądek kurczy się i dlaczego ma ochotę uciec.

Moment później do pokoju wchodzi profesor Snape.

— Ciągle się na to nie zgadzam — mówi spokojnie i trochę smutno. — Ale on jest uparty. Przepraszam. — Zaczyna się rozbierać.

Draco go obserwuje. Profesor nie jest całkowicie nieatrakcyjnym mężczyzną i wie, że na swój sposób go kocha. Wie, że to, co ma się zdarzyć, jest pewnego rodzaju zobowiązaniem, i wie, że Snape nigdy nie odmówiłby niczego Lucjuszowi. Ale wiedza ta wcale nie sprawia, że czuje się choć trochę lepiej. Czy tu chodzi o Snape’a? O niego samego? O akt? Coś go niepokoi.

Stara się zdjąć ubranie, ale drżą mu palce. Profesor, mający na sobie wyprasowaną, czarną koszulę i czarne spodnie, obserwuje go. Wyraz jego twarzy jest nieczytelny. Szata Draco ześlizguje się z niego strumieniem ciemnego jedwabiu i układa wokół stóp. Draco nie jest w stanie przekroczyć tej czarnej kałuży. Próbuje rozwiązać krawat, ale palce ciągle ma takie niezdarne. Uświadamia sobie, że się trzęsie, ale wie też, że musi przez to przejść. To konieczność. Twarz Snape’a pozostaje maską, a wzrok dryfuje gdzieś daleko. On także nie może przekroczyć własnej, leżącej na podłodze szaty.

W tym momencie drzwi otwierają się i wchodzi ojciec. Jego pierwsze słowa i spojrzenie kierują się w stronę Snape’a.

— Miałeś rację.

Podchodzi do Draco i obejmuje drżące ciało. Chłopak nie wie, dlaczego reaguje w ten sposób, i to sprawia, że czuje się skrępowany. Ale tak naprawdę cieszy się, że ojciec nie mówi mu, jaki jest słaby.

Bezpieczny w jego objęciu, nieświadomy niczego poza ciepłem, miękkością pod policzkiem i mocną ręką na plecach nie zauważa, kiedy Snape wychodzi.

 

*

 

Szkoła to rutyna. Każdy dzień Draco wygląda tak samo: budzi się, bierze prysznic, je śniadanie, idzie na lekcje, je obiad, odrabia pracę domową, trenuje quidditcha, bierze prysznic, je kolację, kładzie się spać. Rutyna bywa zakłócona przez gesty, spojrzenia i mało znaczące wydarzenia, które gromadzi jak skarby.

 

*

 

Draco leży na łóżku, kiedy do środka wlatuje sowa. Natychmiast łapie mały kawałek pergaminu i czyta. A potem czyta jeszcze raz. Treść listu przez to się nie zmienia. Pansy nie żyje.

Martwa. Słowo wydaje się tak ostateczne. Bo to jest ostateczne, uświadamia sobie. Śmierć oznacza, że Pansy już nie ma i myśl ta wcale nie napełnia go ulgą, choć kiedyś, jeden raz pomyślał, żeby tak się stało. Nie, że lubił ją jakoś specjalnie, ale miała zostać jego narzeczoną. Ich rodzice zaplanowali to małżeństwo w dniu, w którym dzieci się urodziły, tak jak robią to wszyscy szanujący się, czystokrwiści czarodzieje.

Pewnego razu, a dokładnie w dniu balu z okazji świąt Bożego Narodzenia na czwartym roku, Draco oddałby wszystko, aby tylko uwolnić się od Pansy. Ale teraz, kiedy naprawdę odeszła, mógł myśleć jedynie o słabym, gorzkim aromacie dymu papierosowego, jakim przesiąknięte były jej ubrania, cierpkim zapachu potu i nieznośnych manierach. Teraz, gdy jej już nie ma, jest skłonny uważać je za zabawne. Odkrywa, że za nią tęskni.

Wstaje z łóżka i widzi, że Vince i Greg grają w szachy. Obaj są żałośni. Draco wzdycha.

— Pansy nie żyje. Powinniśmy zrobić coś dla niej, prawda?

Kiwają głowami.

— Stypa — mówi Greg.

— Tak, byłoby miło. Spodobałoby jej się.

Vince uśmiecha się niepewnie.

— Milly wie, gdzie trzymała papierosy. Moglibyśmy... — Jego głos załamuje się, Crabbe przełyka głośno ślinę. — Cholera, tęsknię za nią.

— Ja także.

Draco nawet nie wie, dlaczego płacze.

 

*

 

Draco robi listy.

Lista owoców:

 

Pomarańcze

Morele

Brzoskwinie

Arbuzy

Melony

Truskawki

Maliny

Jagody

Wiśnie

 

Jego listy są jednak chaotyczne, ponieważ nigdy nie segreguje ani nie grupuje wypisanych elementów. Dlatego je pali. Nie czuje żadnej potrzeby systematyzowania ich, gdyż zdradzają jedynie jego lenistwo.

 

*

 

Lucjusz wpatruje się w swojego ojca. Po raz pierwszy widzi, jak stary człowiek kuli się ze strachu.

— Nie wiem, dlaczego powstrzymywałem się tak długo — mówi.

Ojciec sięga po różdżkę, ale Lucjusz jest szybszy. Słowa opuszczają jego usta, zanim sobie to uświadamia. Jasne, zielone światło pojawia się na sekundę, a potem zalega ogłuszająca cisza. Lucjusz czuje się tak martwy jak on.

Ale patrząc za siebie, niczego nie żałuje.

 

*

 

Draco otwiera drzwi do prywatnego gabinetu ojca. Sekundę później widzi Snape’a. Nie spodziewał się, że go tu zastanie, i musi powstrzymać chęć uśmiechnięcia się. Nie, że ma coś przeciwko profesorowi. W końcu jest on bardzo bliskim przyjacielem ojca. Zamyka drzwi, ale nie ośmiela się podejść bliżej.

— Powtarzam, jest gotowy — mówi Lucjusz. Snape potrząsa głową. — Draco, chodź tu. — Draco wykonuje polecenie i kiedy stoi już przed profesorem, ojciec zatrzymuje go ruchem ręki. — Obróć się — poleca Lucjusz i Draco robi to, choć absolutnie nie rozumie po co. Wygląda to tak, jak gdyby wystawiał siebie lub swoje ubranie na pokaz. Ale szaty wcale nie są nowe, a jego Snape widział zaledwie dwa tygodnie temu. Przecież nie zmienił się od tego czasu. — Jest gotowy — powtarza ojciec. — Może nie urósł jeszcze wystarczająco jak na swój wiek, ale...

Snape parska.

— Lucjuszu, to tylko chłopiec.

Draco zaczyna się złościć. Właśnie skończył jedenaście lat i dostał list z Hogwartu. Ale nie mówi niczego. Zarówno ojciec, jak i Snape przypatrują mu się uważnie, co nie jest wygodne. Czasami ma przeczucie, że wydarzy się coś dla niego ważnego. Tak się dzieje właśnie teraz.

— Mój drogi Severusie, wiem, że to chłopiec, ale czyż istnieje lepszy wiek na rozpoczęcie edukacji?

Draco marszczy brwi. Czy to oznacza, że nie pojedzie do Hogwartu?

Ojciec widzi to i uśmiecha się. Wstaje zza biurka, obchodzi je i przywołuje go bliżej. Draco podchodzi, a Lucjusz kładzie mu dłonie na ramionach. Jego plecy są zwrócone w stronę Snape’a. Ojciec ciągle się uśmiecha.

— Draco, wiesz, kim są Malfoyowie?

— Tak, jesteśmy czarodziejami czystej krwi. Jedną z najstarszych rodzin w czarodziejskim świecie.

Ojciec wygląda na kogoś, kto triumfuje.

— A co robią chłopcy z takich rodzin, kiedy osiągają pełnoletniość? — Draco myśli intensywnie, ale nie może sobie przypomnieć, czy o tym czytał. Czy to jakiś rytuał? Specjalna uroczystość? — Biorą sobie kochanka, który nauczy ich wszystkiego o seksie — mówi ojciec ostrożnie. Draco słyszy, jak Snape parska. Dźwięk ten sprawia, że uśmiech ojca poszerza się. — A ponieważ bardzo cię kocham — kontynuuje i obejmuje Draco — wybrałem dla ciebie Severusa.

Ojciec wbija spojrzenie w Snape’a. Draco wbija spojrzenie w ojca.

Słyszy skrzypienie krzesła i szelest ubrania, kiedy profesor wstaje. Czuje ciepło ciała mężczyzny, kiedy ten staje za nim. Wdycha zapach wełny i czegoś jeszcze, czego nie może zidentyfikować, czegoś mrocznego i zielonego emanującego od tego człowieka.

Draco pragnie wtulić się w ramiona ojca i nigdy stamtąd nie odchodzić. Chwyta jego szatę i przywiera do niej, podczas gdy Lucjusz, nie spuszczając wzroku ze Snape’a, pochyla się w jego kierunku. Chłopiec jest uwięziony między nimi, czuje, jak ciepło ich ciał parzy mu skórę, i patrzy, na pół przerażony, na pół zafascynowany, jak się całują.

Draco widział wcześniej ojca całującego matkę, ale nigdy nie wyglądało to w ten sposób. Nie z zamkniętymi oczami, nie z tym prawie bolesnym wyrazem twarzy, nie z takim skupieniem.

Pragnie, żeby jak najszybciej skończyli.

 

*

 

Portrety rodziny Malfoyów.

 

W dworze znajduje się galeria portretów. Draco wszystkich antenatów nazywa swoimi praciotkami i prawujkami. Nie chce zawracać sobie głowy skomplikowanymi pojęciami z zakresu genealogii i rodowodów, zapełniać głowy datami i tytułami związanymi z umarłymi.

Jednym z jego ulubionych portretów jest ten, który przedstawia praciotkę Matyldę. Rama obrazu jest prosta, wykonana z ciemnego drewna. Kobieta ma bladą cerę i wygląda zupełnie zwyczajnie. Ma jasne włosy i dystyngowanie wąskie usta i nos Malfoyów. Ubrana jest w czarne, aksamitne szaty, przy szyi i nadgarstkach wykończone czarną koronką. Ręce ma bezwładnie opuszczone na łono.

Praciotka Matylda była akuszerką. Za czary została spalona na stosie w Waldsee szóstego lipca tysiąc pięćset osiemdziesiątego pierwszego roku.

 

*

 

Kiedy wraca z biblioteki, zastaje Vincenta płaczącego w ramionach Grega. Zanim zdąża spytać, co się stało, Goyle wskazuje na leżący na podłodze list. Draco czyta. Bezosobowa wiadomość o śmierci ojca Crabbe’a.

— Pieprzeni aurorzy — mówi Vince.

— Tak — zgadza się Draco i przytula przyjaciół. Nie jest na tyle duży, aby mógł objąć ich obu, ale bardzo chciałby taki być.

 

*

 

Kiedy rozbierają się nawzajem, Vince i Greg całują się. Zawsze robią to w ten sposób. Draco nie musi patrzeć, aby wiedzieć, że teraz Vincent rozluźnia krawat Grega, choć Goyle woli pierwszy rozpiąć jego guziki. Wszystko robią razem i uzupełniają się doskonale. Pod tym względem są jak bliźniaki.

Mieli nawet tego samego kochanka, Marcusa Flinta. To wyjątkowo nietypowe, ponieważ związek pomiędzy kochankiem a jego uczniem (jak nazywa się młodszego partnera), jest uważany prawie za święty. Kochanek nie tylko uczy partnera tajników erotycznego życia, ale jest też odpowiedzialny za jego edukację i właściwe zachowanie jako czarodzieja. Pod tym względem Draco powinien czuć się więcej niż dumny. Choć wśród kolegów nie jest jedynym, który ma kochanka starszego od siebie, tylko on uczy się od znanego Mistrza Eliksirów, profesora Hogwartu i kogoś uważanego za niebezpiecznego nawet przez najniebezpieczniejszych śmierciożerców. Draco naprawdę powinien być dumny.

Wie, że Snape był uczniem jego ojca. Właśnie dlatego zgodził się nim zająć. Zastanawia się, kto był kochankiem Lucjusza. Gdy pewnego dnia o to zapytał, ojciec przytulił go tak mocno, iż Draco myślał, że połamie mu kości.

 

*

 

Kiedy przebywa w domu, czasami fantazjuje. Robi to w milczeniu, układając słowa w swojej głowie. Nie ośmiela się wtedy nigdzie chodzić, gdyż ojciec z pewnością by takiej zabawy nie zaakceptował.

Dlatego siada cicho na balkonie i udaje, że jest królem, a jego włości rozciągają się dokąd tylko może sięgnąć wzrok. W pewnym sensie to prawda. Wszystko, co otacza dwór, należy do nich: rzeki, jeziora, kuliste pagórki. Ale nie waży się rozmawiać z tymi wymyślonymi przedmiotami. W czarodziejskim świecie nie ma królów, są tylko lordowie.

Czasami udaje, że jest rycerzem, który wyrusza, aby dostarczyć niebezpieczną przesyłkę lub zdobyć wielką nagrodę. Marzy o potworach, z którymi musi stanąć twarzą w twarz, smokach, centaurach i jednorożcach. Wie, że pokona je wszystkie. Nie zastanawia się, jak poradziłby sobie z nimi w rzeczywistości.

W realnym świecie ich nie lubi. Smoków się boi. To dziwne, obdarzone uczuciami zwierzęta. Ojciec mówi, że Draco posiada siłę i sprężystość smoków, ale sam nie ma co do tego pewności. Centaurami gardzi, są jedynie bezużytecznymi obserwatorami gwiazd.

A jednorożce? Miał około siedmiu lat, kiedy stado weszło na teren posiadłości. Pamięta swój zachwyt, kiedy zobaczył je przez okno. Dumne, wspaniałe i pełne wdzięku.

Były pierwszymi stworzeniami, jakie chciał trzymać w domu. Wybiegł wtedy na zewnątrz, aby obejrzeć je z bliska. Dokładnie pamięta litościwe spojrzenia, jakimi go obdarzyły, kiedy się zbliżył. Od tamtej chwili znienawidził jednorożce. Nikt nie mam prawa go żałować.

Wkrótce ojciec wypędził stado.

 

*

 

Potter całuje Finnigana. Przyciska go do ściany, nie martwiąc się, że ktoś mógłby ich zobaczyć. Racja. Potter uszedłby karze za morderstwo, a co dopiero za pieszczoty. Draco nie chce analizować emocji, jakie widok ten w nim wywołuje. Podchodzi do nich z szyderczym uśmiechem na ustach.

— Myślałem, że w tym miesiącu zaliczasz Krukonów.

Potter rumieni się, a jego oczy za tymi głupimi okularami błyszczą. Finnigan jest zdecydowanie bardziej rozgniewany, zaciska pięści i próbuje wyswobodzić się z objęć.

— Zignoruj go — mówi Potter. Chwyta rękę Finnigana i unosi ją do ust.

Draco rzuca im złośliwe spojrzenie, ale nie zwracają już na niego uwagi.

— Dziwka — mówi na pożegnanie.

Potter nie odpowiada, ale Finnigan uśmiecha się wrednie.

— Prawiczek. — Jego słowo brzmi jak zniewaga.

Zostawia ich, zarumienionych, niezdolny zdecydować, czy naprawdę powinien czuć się obrażony czy nie.

 

*

 

Wojna to coś, co toczy się poza murami Hogwartu. Zajęcia przebiegają w sposób niezakłócony, lekcje nie zostają odwołane, posiłki podawane są regularnie, a treningi quidditcha odbywają się bez przeszkód.

Ale Draco dostrzega inne symptomy. Zauważa, gdy Potter nie pojawia się na zajęciach, Snape nagle choruje, a Dumbledore patrzy na niektórych uczniów ze smutkiem. Widzi, gdy ludzie rzucają mu dziwne spojrzenia i dokładnie rejestruje moment, w którym Zabini zaczyna być bardziej otwarty w stosunku do innych.

Matka codziennie przysyła mu z dworu smakołyki, ale Draco nigdy nie dostaje listów. Jednak najbardziej martwi się o ojca. Lucjusz kiedyś był śmierciożercą, ale czy nadal jest jednym z nich? Kiedy Draco nie udaje idioty, jest świadomy, że to całkiem prawdopodobne, choć nigdy by się do tego nie przyznał.

Jeśli chodzi o Draco, bycie śmierciożercą nie jest szczególnie złe. Wszystko, co można im zarzucić, to torturowanie i upokarzanie kilku mugoli, a mugole, jak wiadomo, są tylko nieznacznie lepsi niż bydło. Ale jeśli chodzi o ministerstwo, bycie śmierciożercą oznacza, że aurorzy mają prawo na kogoś polować i zabijać.

Draco ma jedynie nadzieję, że ojciec wie, co robi. Nie chciałby go stracić.

 

*

 

Czasami, kiedy Lucjusz patrzy na syna, widzi siebie. Są jak dwie krople wody, jak jednojajowe bliźnięta rozdzielone przez jedno pokolenie.

Innym razem widzi tylko Draco. Kogoś obcego, wyrzeźbionego z lodu i marmuru, a nie stworzonego z krwi i kości. Nie jego krwi i kości. Tropi oczami bladoniebieskie żyły, palcami pieści kosmyki jasnych włosów. Nie rozumie tego Draco, który rzuca się podczas snu, ale ma nadzieję, że jego sny są przyjemne.

Czuje się szczęśliwy zawsze, kiedy może zobaczyć Draco. To jego syn i spadkobierca, jego następca. Jest bystry, samokrytyczny, wyrachowany, dumny i uparty, dlatego Lucjusz oczekuje dla niego wielkich rzeczy.

Czasami jednak Draco go rozczarowuje. Jego stopnie nie są wystarczająco wysokie, umiejętności w quidditchu niewystarczająco dobre, a intrygi niezaplanowane, dziecinne i często zawodne. Lucjusz widzi to wszystko i czasami ma ochotę potrząsnąć synem mocno i wbić mu do głowy trochę rozsądku. Ale wtedy opamiętuje się — nie żeby kiedykolwiek tracił opanowanie — i karze Draco brakiem sympatii i prezentów oraz milczeniem. Wie, że gdyby potrafił utrzymać karę dłużej niż trzy dni, Draco stałby się lepszym mężczyzną.

 

*

 

Severus unosi oczy znad książki dopiero wtedy, gdy drzwi do jego pokoju ponownie zamykają się i Draco staje przed nim. Kiedy zostają sami, chłopiec nie jest nikim więcej niż przestraszonym dzieckiem. Lucjusz to głupiec, skoro sądzi, że to pomoże jego synowi.

— Ojciec powiedział... — zaczyna Draco i spuszcza wzrok.

— Tak, wiem, co powiedział.

— Czy powinienem... — Głos Draco jest niepewny.

Severus kiwa głową i obserwuje, jak chłopiec zaczyna się rozbierać. To nie żaden młody smok, już raczej ofiarne jagnię. Snape zastanawia się, dlaczego w ogóle się zgodził, teraz nie może przypomnieć sobie powodów ani tego zrozumieć.

Draco patrzy w dół, jego palce nerwowo szarpią guziki szaty.

— A jeśli ktoś się dowie? Profesor Dumbledore...

Severus nie może powstrzymać pogardliwego westchnienia.

— Dyrektor wie. Twój ojciec napisał do niego i Dumbledore się zgodził. — Stary bękart.

— Rozumiem. — Draco odwraca wzrok.

Waha się przez sekundę, ale potem kontynuuje metodyczne rozbieranie, aż staje przed Snape’em nagi i drżący. Jego ciało to sama skóra i kości. Jest tak podobny do Lucjusza, że to aż boli: kości cienkie jak u ptaka i blada, błagająca o pieszczoty skóra. Ale gdy się tak trzęsie, Draco wygląda bardziej jak oskubane pisklę. Poza tym, kiedy Lucjusz był w jego wieku, Severus także miał jedenaście lat. Teraz Draco ma jedenaście, a Severus...

Snape wdycha.

— To szaleństwo. Ubierz się.

— Ojciec...

— Zajmę się nim. Nie jesteś jeszcze gotowy.

Draco zbiera swoje ubrania i nakłada je z widoczną ulgą. Robi to dwa razy szybciej niż się rozbierał i Severus uśmiecha się.

— Draco, rozumiesz, że...

— Twoim prawem jako kochanka jest ustalanie tempa mojej... edukacji — dopowiada Draco.

Jego głos jest pusty. Biedny chłopiec nie chce tego tak samo jak Severus. Nawet jego rówieśnik nie sprawiłby, że zechce.

— Nie, do diabła. — Musiał zabrzmieć bardziej szorstko niż zamierzał, bo Draco spojrzał na niego. — Nie zranię cię — mówi i patrzy chłopcu w oczy, dopóki ten mu nie uwierzy. Kiedy Draco to robi, Severus uśmiecha się, a jego uśmiech zostaje odwzajemniony.

 

*

 

Lucjusz kocha Severusa. Kochał go, odkąd Severus był niezdarnym dzieckiem. Kochał go, gdy był chudym nastolatk...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin