Harry Potter i Zniewolone Dusze 15.rtf

(41 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 15: KONFLIKT INTERESÓW

 

     Kolejne parę tygodni minęło w miarę spokojnie. Harry wciąż zażywał niewiele snu i było mu coraz ciężej czuwać po nocach i obserwować Snape'a. Nie był więc szczególnie zmartwiony skróceniem wtorkowych i czwartkowych treningów quidditcha ze względu na coraz późniejsze wschody słońca. Ron był rzecz jasna szczerze zawiedziony, ale Ginny uświadomiła mu, że nawet gdyby postanowili latać po ciemku, nie zauważyliby kafla ani tłuczków, nie mówiąc już o zniczu.

     Rudzielec postanowił to sobie wyrównać, ćwicząc w wolnych chwilach na własną rękę i zachęcając do tego resztę drużyny. Tymczasem Hermiona spędzała większość czasu wolnego w szkolnym archiwum, szukając informacji o przyjaciołach Riddle'a. Ginny pomagała jej, kiedy tylko mogła; czasem wpadał też Ron. Jedynie Harry'emu Hermiona zabroniła tam wstępu.

     - Masz dużo roboty i bez tego – upierała się z irytacją, kiedy chciał jej asystować. Gryfon czuł się winny, że obarcza tym przyjaciół, ale musiał przyznać koleżance rację. Ledwo już sobie radził z nawałem zajęć; wizyty u Dumbledore'a, treningi z Knight, szlabany u Snape'a i odrabianie prac domowych pochłaniały prawie cały jego wolny czas.

     Pierwsza poważna jesienna burza przeszła nad Hogwartem w pierwszy piątek października, przynosząc ulewę i świszczący, porywisty wiatr. Nawałnica trwała cały dzień i nie ustała aż do następnego poranka. Harry odwołał poranny trening i tym razem nawet Ron nie wyglądał na rozczarowanego. Kiedy zeszli do Wielkiej Sali na śniadanie, nad stołami wisiały kłębiące się złowrogo ciemne chmury.

     Jakby sama burza nie odstraszała wystarczająco, Filch miotał się w holu wejściowym, sprzątając potoki błota i wody. Woźny zerkał groźnie na każdego przechodzącego tamtędy ucznia, który sprawiał choć nikłe wrażenie, że zamierza wyjść na zewnątrz. Nikomu jednak nie przeszło to nawet przez myśl - większość uczniów zaraz po śniadaniu zebrała się w przytulnych pokojach wspólnych. Harry nie pragnął niczego bardziej, jak móc do nich dołączyć, zamiast tego jednak smętnie poczłapał do lochów odrabiać swój szlaban.

     Tego ranka gabinet Mistrza Eliksirów był wyjątkowo ponury. W powietrzu czuło się wilgoć. Snape jak zwykle nie zaszczycił Harry'ego nawet jednym spojrzeniem, kiedy ten sadowił się przy stole i kontynuował pracę. Chłopak nie cierpiał tych zajęć. Nie chodziło mu tyle o wypracowania, które musiał pisać, ile o uciążliwą ciszę, nieodmiennie wywołującą w nim przygnębienie i złość. Co gorsza, uczucie pustki w brzuchu zwiększało się za każdym razem, kiedy Gryfon przychodził do tego gabinetu. Z tym miejscem wiązało się zbyt wiele wspomnień – a przynajmniej tak odczuwał Harry.

     Chłopak podniósł głowę i sponad pergaminów sztyletował Snape'a wzrokiem. Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby te wspomnienia nie miały dla niego najmniejszego znaczenia i jakby między nim a Harrym nie wydarzyło się nic szczególnego. To właśnie bolało Gryfona najbardziej: że Mistrz Eliksirów udawał. Nauczyciel siedział sobie przy biurku, nie dając nawet najmniejszego znaku, że pamięta te wszystkie długie wieczory, które spędzili tu razem na nauce legilimencji i oklumencji. Harry czuł, że wzbiera w nim furia. Ledwo powstrzymywał się, żeby nie wrzasnąć na Snape'a, aby ten wreszcie zwrócił na niego uwagę. Chłopak nie pozwalał sobie jednak na wyzwolenie takiego impulsu, bo nie zniósłby kolejnego szlabanu. Gryzł się w język i siedział cicho, pochylając się nad wypracowaniem i spychając w głąb świadomości wspomnienia poprzedniego semestru.

 

***

 

     Dochodziła już druga, kiedy Harry wszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru. Ginny, Ron i Hermiona czekali już na niego z lunchem: porcją ziemniaków i pieczonej szynki. Chłopak pochłonął jedzenie z wdzięcznością.

     - Ile jeszcze Snape zamierza przedłużać ten szlaban z powodu głupiej pracy domowej? - wściekał się Ron.

     Harry wzruszył ramionami i przełknął ziemniaki.

     - Zostały mi tylko dwa wypracowania do poprawienia. Jeszcze tylko kilka tygodni.

     - To nie tak źle – pocieszyła go Hermiona.

     - O ile Snape nie wymyśli jakiejś kolejnej głupoty, żeby wlepić Harry'emu następny szlaban – skwitował Ron.

     - Wydaje mi się, Ron, że Snape ma lepsze sposoby na spędzanie czasu – wtrąciła Ginny.

     - Bo ja wiem. Snape zawsze był skur... dupkiem – poprawił się Ron, widząc karcące spojrzenie Hermiony. - A już na pewno lubi uprzykrzać ci życie, Harry.

     - Pewnie masz rację – odparł Gryfon spokojnym, neutralnym tonem. - Słuchaj, nie gadajmy o nim więcej, dobra? Zagrajmy w Eksplodującego Durnia.

     Ginny, Ron i Hermiona zgodzili się z entuzjazmem i rozsiedli się przed kominkiem, w którym wesoło buzował ogień. Harry odsunął na bok wszystkie myśli o nauczycielu, a jego nastrój szybko się poprawił, wspomagany uczuciem sytości i obecnością przyjaciół.

     Popołudnie mijało leniwie, podczas gdy na zewnątrz wciąż szalała nawałnica. Po partyjce Eksplodującego Durnia Harry zagrał z Ronem w szachy, wypolerował miotłę i nawet się trochę pouczył. Zjadł obfitą kolację i wrócił z przyjaciółmi do wieży. Usadowili się przy ogniu, ale Harry'emu zaczęły się już dawać we znaki tygodnie niedosypiania. Uczucie przyjemnej pełności w żołądku, szum kropli deszczu bębniących w okno i ciepło płynące od ognia sprawiały, że chłopak z trudem powstrzymywał się od zapadnięcia w drzemkę. Wyprostował się na krześle i próbował nie kiwać się na boki, ale bezskutecznie. Nie było jeszcze nawet ósmej, lecz czuł, że nie wysiedzi już dłużej.

     - Jestem skonany. Idę spać – oznajmił przyjaciołom.

     Ziewając wspiął się do dormitorium, przebrał w piżamę i wsunął pod kołdrę, gdzie jego myśli od razu pobiegły do Snape'a. Gryfon sięgnął pod poduszkę i wyciągnął Mapę Huncwotów, patrząc na nią z odrazą. Już prawie miesiąc obserwował Mistrza Eliksirów wędrującego po zamku przez pół nocy i miał tego serdecznie dość. Jeśli Snape chciał koniecznie zamordować tej nocy jakiegoś śmierciożercę, Harry nie będzie mu przeszkadzał. Chłopak nie zamierzał dłużej śledzić nauczyciela. Otworzył szufladę nocnej szafki i chciał wrzucić mapę do środka, kiedy zauważył coś kątem oka. Zmarszczył brwi i poczuł, jak serce bije mu szybciej, kiedy patrzył, jak kropka opatrzona nazwiskiem Snape'a znika w Zakazanym Lesie.

     Harry gapił się na pergamin z konsternacją. Niemożliwe, żeby Mistrz Eliksirów wybrał się na jedną ze swoich tajemnych wypraw akurat teraz. Na Grimmauld Place zawsze czekał przynajmniej do północy. Gryfon zdał sobie jednak sprawę, że nie mieszkali już dłużej w starym domu Blacków i Snape nie musiał się tak bardzo ograniczać. Przedtem pilnował się, żeby nikt z mieszkańców domu go nie zauważył. W Hogwarcie jednak dysponował daleko większą swobodą ruchów i mógł sobie wychodzić, kiedy mu się żywnie podobało, bez zwracania na siebie większej uwagi.

     Harry przeklinał swoje ograniczone myślenie. Już się nie dziwił, że podczas niezliczonych godzin nocnego czuwania nigdy nie zauważył, żeby Snape opuszczał zamek. Mężczyzna mógł równie dobrze wyjść i pojawić się z powrotem, zanim chłopak w ogóle zaczął ślęczeć nad mapą w środku nocy. Od kiedy Harry zdecydował się obserwować poczynania Snape'a, przestał śledzić tak uważnie nekrologi w „Proroku” i teraz zaczął się zastanawiać, czy mu przypadkiem nie umknęły jakieś wzmianki o podejrzanych zgonach.

     Gryfon zacisnął ponuro usta. Nawet jeśli byłyby jakieś artykuły, nic by nie mógł zrobić. Zadawał sobie pytanie, czy w ogóle powinien coś robić. Nie spodziewał się, że Mistrz Eliksirów będzie opuszczał Hogwart przed wieczorem, niezaczepiany przez nikogo. Mężczyzna mógł sobie na to pozwolić, ale Harry niestety nie. Jego koledzy zaraz by się zorientowali. Musiałby wymyślić sobie jakieś alibi, a nienawidził okłamywać przyjaciół. Co gorsza nie był wcale pewien, czy powinien iść w ślad za Snape'em.

     Gryfon zawsze wyobrażał sobie, że przyłapuje nauczyciela tropiącego swoją ofiarę gdzieś w opuszczonym, zamglonym zaułku nad ranem – scena zupełnie jak z jakiegoś magazynu kryminalnego, który dawno temu oglądał w telewizji razem z Dudleyem. Teraz jednak Harry zdał sobie sprawę, jak absurdalny był ten pomysł. Snape na pewno działał bardziej podstępnie. Chłopak mógł sobie z łatwością wyobrazić, jak nauczyciel rzuca Imperiusa na upatrzoną osobą w zatłoczonym barze, a potem szeptem nakazuje jej aportację na środku ulicy, prosto pod nadjeżdżający autobus. Nawet gdyby Harry zdecydował się śledzić Mistrza Eliksirów, nie było żadnej gwarancji, że będzie w stanie przyłapać go na gorącym uczynku.

     Nie było zresztą żadnej pewności, że akurat tej nocy Snape zamierzał kogoś zamordować. Być może szedł na spotkanie śmierciożerców – z pewnością nie cała ich aktywność miała miejsce w godzinach nocnych. Lepiej nie myśleć, co by się stało, gdyby Gryfon aportował się w ślad za nauczycielem i wylądował w towarzystwie kilkudziesięciu popleczników Voldemorta.

     Harry westchnął. Przyznawał sam przed sobą, że nie miał zielonego pojęcia, jak przyłapać Snape'a. Cała kwestia okazała się daleko bardziej skomplikowana, niż wcześniej sądził. Gdzieś jednak należało zacząć. Gryfon zerknął w okno i skrzywił się na widok potoków ulewnego deszczu rozpryskujących się na parapecie.

     Oczywiście musiałem go zauważyć akurat dzisiaj, pomyślał Harry kwaśno. Wstał z posłania i przebrał się. Założył ciepłą bluzę, zaciągnął zasłony wokół łóżka z nadzieją, że nikt nie dostrzeże jego nieobecności, a potem szczelnie okrył się peleryną niewidką. Niezauważony przez nikogo przekradł się przez pokój wspólny.

 

***

 

     Wydostał się z zamku bez żadnego problemu. Pospieszył w kierunku Zakazanego Lasu, próbując nie utknąć w błocie i kurczowo przytrzymując pelerynę, żeby nie porwał jej wiatr. Kiedy wreszcie doczłapał do gęstwiny drzew, zapewniającej jaką taką ochronę, był przemoczony do cna. Przetarł okulary i wyciągnął różdżkę przed siebie.

     - Sniff.

     Drewienko drgnęło w jego dłoni, ale nie wskazało żadnego kierunku. Oznaczało to, że Mistrz Eliksirów deportował się z Zakazanego Lasu poza zasięg zaklęcia. Nie było to zaskoczeniem. Harry już wcześniej podejrzewał, że Snape wszedł do lasu tylko po to, by wydostać się poza nałożone na szkołę bariery antyaportacyjne. Chłopak podniósł różdżkę i skoncentrował się na nauczycielu. Zamierzał aportować się w pewnej odległości od niego, powiedzmy tysiąc jardów. Skupiony na tej myśli, Harry okręcił się dookoła i teleportował się.

     Wylądował na zatłoczonym chodniku i rozejrzał się, próbując zorientować się w swoim położeniu, ale w tej samej chwili ktoś na niego wpadł. Jakiś przechodzień, sądząc z wyglądu mugol, podejrzliwie wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą i niepewnie wyciągnął rękę. Gryfon pochylił się szybko, ominął mężczyznę i skrył się w najbliższej bramie. Nieznajomy przez chwilę machał ręką w powietrzu, po czym obejrzał się zmieszany i poszedł swoją drogą.

     Chłopak ściągnął niewidkę, wepchnął ją pod bluzę i zlustrował otoczenie. Był z pewnością w Londynie; tutaj przynajmniej nie padało, mimo że nadal panowało przeszywające zimno. Harry wyciągnął różdżkę, która posłusznie wskazała kierunek. Włożył ją do kieszeni bluzy w taki sposób, że mógł łatwo wyczuć jej drgnienia. Wyszedł na chodnik i pospieszył ulicą, kierując się wskazaniami swojego kompasu.

     Dwie przecznice dalej, kiedy Gryfon zbliżał się do ruchliwego skrzyżowania, różdżka podskoczyła tak gwałtownie, że niemal wyrwała mu się z ręki. Chłopak przystanął, próbując nie zwracać na siebie uwagi, i wyjął ją z kieszeni. Różdżka szarpnęła w prawo i Harry ostrożnie zerknął za róg budynku.

     Snape, rzecz jasna, był ubrany jak mugol. Stał na przystanku autobusowym i czytał jakieś czasopismo. Emanował tak przekonującą mieszaniną niecierpliwości i znudzenia, że Gryfon zastanawiał się przez chwilę, dlaczego mężczyzna czeka na autobus zamiast się teleportować. Było jednak jasne, że Mistrz Eliksirów nie czeka przecież na żaden środek transportu. Czekał na coś – lub, co bardziej prawdopodobne, na kogoś. Czy miał tu spotkanie z informatorem, czy też czatował na jedną ze swych ofiar?

     Harry wycofał się za róg, poza zasięg wzroku nauczyciela i zaczął się zastanawiać. Zamierzał pójść tropem Snape'a i osoby, z którą ten miał się spotkać, jednak ulice były zbyt zatłoczone, by peleryna niewidka na coś się przydała. Bez niej jednak były marne szanse, że uda mu się podejść do mężczyzny na tyle blisko, by dowiedzieć się, co tamten planuje.

     Różdżka ponownie ożyła w ręku chłopaka. Zerknął za narożnik i niemal podskoczył. Snape nie stał już dłużej na przystanku. Przechodził teraz przez ulicę i oddalał się szybkim krokiem w przeciwnym kierunku. Harry zaklął po cichu i pognał trop w trop za nauczycielem.

 

***

 

     Następne pół godziny doprowadziło chłopaka niemal na skraj załamania nerwowego. Śledząc Mistrza Eliksirów czuł się widoczny jak na dłoni i trzymał się od niego tak daleko, jak się dało. Cały czas pilnował się, żeby nie stracić mężczyzny z oczu, gotów w każdej chwili uskoczyć w podcienia, gdyby Snape przypadkiem się obejrzał.

     Nie byłoby tak źle, gdyby Harry miał jakiekolwiek podejrzenia co do miejsca, do którego podążał nauczyciel. Tymczasem jednak Mistrz Eliksirów sprawiał przemożne wrażenie, że wędruje bez celu. Doszedł do kolejnej przecznicy, zatrzymał się na kilka minut, potem przeszedł przez ulicę i minął dwie następne przecznice. Ostatecznie zatoczyli spore koło i doszli do miejsca, z którego wyruszyli. Potem Snape poszedł w przeciwną stronę i historia powtórzyła się od początku.

     Na koniec Harry spostrzegł, że nauczyciel wszedł do jakiegoś domu. Chłopak przyspieszył kroku i zbliżył się do budynku, który okazał się pubem. Podkradł się do okna i zerknął przez brudną szybę. Snape stał przy barze i zamawiał coś do picia. Gryfon zmierzył go niechętnym spojrzeniem. Po tak długim spacerze mężczyzna był z pewnością spragniony tak samo jak Harry, który poza tym był zmęczony i przemoknięty. Perspektywa wyczekiwania na ciągnącej lodowatym chłodem ulicy, podczas gdy Mistrz Eliksirów sączył swojego drinka, nie była zbyt zachęcająca.

     Chłopak rozejrzał się z irytacją i zauważył niedaleko wejście do oficyny. Jeśli ukryłby się w cieniu, mógłby założyć pelerynę i zakraść się do pubu, gdzie nie było zbyt wielu klientów. Byłoby mu przynajmniej ciepło i widziałby wyraźnie każdą osobę, z którą ewentualnie spotkałby się Snape.

     Jednakże plan ten nie zdążył nawet uformować się w umyśle Harry'ego do końca, kiedy nagle ktoś chwycił go od tyłu za ramię i okręcił dookoła. Gryfon był tak osłupiały, że tylko gapił się bez słowa na osobę, która go trzymała. Przed nim stała nauczycielka obrony, profesor Knight, i wlepiała w niego rozwścieczone spojrzenie.

     - Potter, co ty tu robisz, do cholery?

     - Pani profesor? A co pani tutaj robi?

     Knight uniosła brwi.

     - Z nas dwojga to chyba ty musisz się przede wszystkim wytłumaczyć.

     Chłopak spoglądał na kobietę w milczeniu. Wiedział, że wpadł paskudnie. Nie miał żadnej, choćby odrobinę przekonującej wymówki, dlaczego znalazł się w Londynie, nie mówiąc już o wytłumaczeniu, które złagodziłoby jego ewentualną karę. Prawdy jednak nie mógł ujawnić. Na myśl o tym odruchowo spojrzał w okno pubu i zaraz odwrócił wzrok, ale to wystarczyło. Knight zerknęła do środka i jej oczy rozszerzyły się w wyrazie zaskoczenia, zaraz jednak pojawiło się w nich zrozumienie. Bez słowa popchnęła Gryfona w stronę bramy.

     - Czemu śledzisz Snape'a? - zapytała rozkazującym tonem.

     Bez sensu było zaprzeczać rzeczom oczywistym, ale Harry nie mógł znaleźć słów.

     - Ja... byłem tylko ciekawy – wybełkotał. - Zobaczyłem, że opuszcza zamek i nie mogłem sobie wyobrazić, dokąd mógłby się wybierać w czasie takiej burzy.

     Kąciki ust kobiety drgnęły.

     - Czy ktoś ci już mówił, że jesteś beznadziejnym kłamcą?

     Chłopak westchnął ciężko.

     - Niech pani posłucha, wiem, że głupio zrobiłem, sam nie wiem czemu. Przykro mi. Niech mnie pani zabierze z powrotem do szkoły i wyznaczy mi szlaban. W porządku?

     - Ponieważ to Snape'a szpiegujesz, sądzę że byłoby właściwsze, gdybym pozwoliła jemu wymierzyć ci karę – odparła Knight, patrząc na Gryfona chytrze.

     - Nie!!!

     Nauczycielka uśmiechnęła się triumfalnie.

     - Mów prawdę, Potter, i to zaraz, albo wepchnę cię do tego pubu.

     Harry miał wrażenie, jakby serce mu stanęło.

     - Pani profesor, błagam panią – powiedział. - Profesor Snape nie może się dowiedzieć, że go śledzę!

     - Czemu nie?

     - Nie mogę pani powiedzieć.

     - To niedobrze, Potter.

     - To zbyt skomplikowane i nie da się tak po prostu wyjaśnić! - Gryfon jąkał się w desperacji. - Proszę mi wierzyć, że nie będę jedynym, który pożałuje, jeśli Snape dowie się prawdy. Bardzo panią proszę. Odpracuję każdy szlaban, jaki mi pani da. Zrobię wszystko. Niech mi pani uwierzy, mówię prawdę.

     Knight zmierzyła ucznia poważnym spojrzeniem i zniżyła głos.

     - Może poczujesz się lepiej na wieść, że ja też śledziłam Snape'a?

     - Pani? - spytał Harry podejrzliwie. - A to czemu?

     - Ty pierwszy, Potter. Kto cię namówił, żebyś go śledził?

     - Nie mogę pani tego powiedzieć.

     - Moody?

     Gryfon gapił się na kobietę, oszołomiony.

     - Skąd pani wie?

     - Bo mnie też poprosił, bym miała oko na Snape'a. Jak myślisz, czemu mnie zarekomendował na stanowisko nauczyciela obrony?

     No jasne, pomyślał Harry. Moody oznajmił przecież, że się tak łatwo nie podda i nadal będzie szukał sposobów na udowodnienie winy Mistrza Eliksirów. Jedynym wyjściem było mieć kogoś, kto będzie obserwował Snape'a na co dzień. Ta myśl przyprawiła chłopaka o zimny dreszcz. Knight była jednym z najlepszych aurorów i jeśli wzięła w swoje ręce sprawę Snape'a, to mężczyzna znalazł się właśnie w niezłych tarapatach.

     - Pani profesor, proszę mnie posłuchać – nalegał Harry. - Wiem, co podejrzewa Moody i wiem, że Snape postępuje bezprawnie, ale nie możecie go aresztować! Nie wiadomo, co ministerstwo by z nim zrobiło, a potrzebujemy go w wojnie z Voldemortem. Musi być jakiś inny sposób, by powstrzymać te zabójstwa.

     - Hej, Potter, uspokój się! Nie ma mowy o żadnym aresztowaniu.

     - Tego przecież chce Moody.

     - Moody nie zawsze dostaje to, czego chce. Alastor to dobry człowiek, ale jest trochę... nieelastyczny. Wiem na temat Snape'a wystarczająco dużo, by zdawać sobie sprawę, że zesłanie go do Azkabanu to zły pomysł, jeśli mamy wygrać tę wojnę. Właśnie próbuję się dowiedzieć, jakie kroki byłoby najlepiej teraz podjąć. Dlatego potrzebuję wszystkich informacji, jakich możesz mi dostarczyć.

     Gryfon poczuł ulgę na wieść, że Knight nie zamierzała aresztować Snape'a. Wdzięczny, że ma z kim wreszcie podzielić odpowiedzialność, szybko zrelacjonował jej, co wie na temat nocnych wypraw Mistrza Eliksirów od początku roku szkolnego.

     - To drugi raz, kiedy zauważyłem, że opuszcza zamek, ale na pewno wychodził częściej. Wiem, bo...

     Chłopak zawahał się.

     - Co takiego?

     - Ostatnim razem, kiedy widziałem go opuszczającego szkołę, zginął śmierciożerca. Ciało znaleziono w Tamizie – dokończył Harry niechętnie.

     Aurorka milczała przez chwilę, a potem odezwała się, jak gdyby podjąwszy decyzję.

     - Moody byłby wściekły, że z tobą o tym rozmawiam, ale to chyba nie zaszkodzi, skoro i tak tkwisz w tym po uszy. Snape od jakiegoś czasu zachowuje się dziwnie. Jest jak odbezpieczona strzelba. Nikt rzecz jasna nie powinien winić go po tym, co przeszedł. Szpiegowanie samo w sobie jest piekielnie ciężkim zadaniem, a kiedy Voldemort go zdemaskował... Człowiek nie jest w stanie znieść wszystkiego. Każdy ma swoją granicę wytrzymałości. Nie ma się co tego wstydzić i nie robi to z niego potwora. Trzeba go jednak obserwować i powstrzymać, kiedy sprawy wymkną się spod kontroli.

     - Pani profesor, jeśli on morduje ludzi, to trzeba go powstrzymać. Moody zagroził, że nie spocznie, dopóki nie wsadzi Snape'a do więzienia.

     - Nie martw się o Moody'ego, zajmę się nim. Akurat teraz musimy się martwić przede wszystkim o Snape'a i zrobię, co w mojej mocy, by nie trafił do Azkabanu. Zresztą nawet gdyby go złapano, to biorąc pod uwagę okoliczności pewnie prędzej wsadziliby go do św. Munga.

     Usłyszeli skrzypienie otwieranych drzwi i Knight wciągnęła ucznia głębiej w bramę. Snape wyszedł z pubu i rozejrzał się. Przeszedł przez ulicę i zniknął za rogiem.

     Harry trzymał już różdżkę w pogotowiu, ale nauczycielka pokręciła głową.

     - Wystarczy ci przygód jak na jedną noc, Potter.

     - Ale przecież musimy iść za nim.

     - Ja muszę iść za nim. Ty musisz wrócić do szkoły i tam zostać. Nie baw się więcej w detektywa. Nie mogę pozwolić, byś plątał się za Snape'em po całej Anglii. Po pierwsze, twoje bezpieczeństwo jest ważniejsze niż wszelkie jego postępki. Po drugie, jeśli cię zauważy, to będzie totalna klapa. Byłam szkolona w inwigilacji, więc pozwól mi robić swoje, dobrze?

     Chłopak kiwnął potakująco głową. Wiedział, że aurorka ma rację i był wdzięczny, że nie musi dłużej dźwigać brzemienia samotnie.

     - Dobrze.

     - W porządku. Teraz wracaj do Hogwartu i nikomu o tym nie mów. Zgoda?

     Harry uśmiechnął się do Knight.

     - Zgoda. Dziękuję, pani profesor.

     Kobieta posłała mu swój zwykły, oschły uśmieszek.

     - Pamiętaj, Potter, nikomu ani słowa.

 

***

 

     Tym razem Gryfon nie musiał czytać nekrologów, żeby znaleźć coś podejrzanego. Artykuł widniał na pierwszej stronie „Proroka Codziennego”. Krótko po północy niejaki Orson Uric pojawił się na stacji metra przy Leicester Square i rzucił się pod nadjeżdżający pociąg. Świadkowie oznajmili, że Uric zachowywał się wyjątkowo spokojnie i czekał cierpliwie na peronie w towarzystwie innych pasażerów. Jak podawał „Prorok”, wypadek opisano też na pierwszej stronie „Timesa”. Było to jednym z głównych powodów niepokoju czarodziejskich władz. W związku z toczącą się wojną wszelkie kontrowersyjne zjawiska mugolsko-czarodziejskie były bardzo niemile widziane.

     Tymczasem „Times” największą wagę zdawał się przywiązywać do ewentualnych konsekwencji tragedii związanych z funkcjonowaniem metra. Zapewniano pasażerów, że na linii Piccadilly nie będzie żadnych opóźnień. Zarówno mugolska policja jak i aurorzy stwierdzili samobójstwo, ale Harry był pewien, że wszyscy się mylą.

     Gryfon odłożył na bok gazetę, czując ogromne zniechęcenie. Zerknął na stół nauczycielski, gdzie Snape i Knight siedzieli na dwóch przeciwległych końcach. Aurorka spojrzała na chłopaka i nieznacznie kiwnęła głową, po czym odwróciła wzrok. Snape był zatopiony w myślach, z brwiami zmarszczonymi w wyrazie koncentracji. Przez chwilę jednak Harry miał wrażenie, że spojrzenie Mistrza Eliksirów na jeden nieskończenie krótki moment przeniosło się na nauczycielkę obrony.

     Chłopak szybko uciekł wzrokiem w bok. Zastanawiał się, czy Snape zauważył jego wymianę spojrzeń z Knight. Czy nauczyciel podejrzewał, że nasłano ją jako szpiega? Mistrz Eliksirów nie był głupi i jeśli ktoś mógł mierzyć się z aurorką, to tylko on. Harry rozważał ostrzeżenie Knight przed taką ewentualnością, ale jego myśli pobiegły w innym kierunku, kiedy jego spojrzenie napotkało Draco Malfoya, usadowionego przy stole Slytherinu.

     Blondyn trzymał w ręku egzemplarz gazety i spoglądał na Snape'a z nieprzejednaną wrogością. Pochylił się do Crabbe'a i Goyle'a i coś do nich wyszeptał. Cała trójka sztyletowała nauczyciela oczami. Na szczęście większość uczniów zdawała się tego nie zauważać, Gryfon jednak był aż nadto pewien, że jeśli ta scena będzie trwała, wszyscy dodadzą sobie dwa do dwóch. Malfoy tymczasem z odrazą odsunął od siebie talerz i wstał od stołu. Harry zawahał się przez sekundę, a potem pospieszył za nim.

     - Malfoy! - zawołał i jego głos odbił się echem w pustym holu wejściowym.

     Ślizgon odwrócił się i spojrzał nań pochmurnie.

     - Czego?

     - Chyba tylko niektórym Puchonom z pierwszego roku umknęło, jak gapiłeś się na Snape'a – powiedział Harry cicho. - Więc pomyślałem sobie, że przypomnę ci naszą rozmowę w pociągu.

     - Co, Potter, nadal chronisz swojego ulubionego mordercę? Pomyślałby kto, że masz większe problemy na głowie. Na przykład jak nie zdechnąć.

     - A ja myślałem, że Ślizgoni są przebiegli.

     - Do czego pijesz?

     - Do tego, że jeśli nie będziesz trzymał się z dala od Snape'a, to ty będziesz miał sporo problemów na głowie.

     Malfoy uśmiechnął się drwiąco.

     - Grozisz mi? A jeśli nie posłucham, to co? Znowu walniesz mnie pięścią w nos?

     - No co ty. Sądzę, że Snape lepiej się tobą zajmie – odparował Harry, a uśmieszek Ślizgona znikł. - Lepiej weź to pod uwagę, jeśli postanowisz wejść mu w drogę.

     - Macie jakiś problem? - wtrącił znajomy głos i zacietrzewieni młodzieńcy ujrzeli zbliżającego się w ich kierunku Mistrza Eliksirów.

     - Nie – odparł szybko Malfoy. - Skądże.

     - Wszystko w porządku – poparł go Harry.

     Snape spojrzał na nich spod przymrużonych powiek.

     - Sugeruję więc, byście poszli każdy w swoją stronę.

     Nikomu nie trzeba było tego powtarzać. Ślizgon popędził w stronę lochów, Harry zaś pospieszył w kierunku głównych schodów, mając ogromną nadzieję, że Snape nie usłyszał zbyt wiele z ich rozmowy.

     Chłopak nie poszedł prosto do wieży Gryffindoru, ale zatrzymał się na drugim piętrze i zapukał do drzwi gabinetu Knight.

     - Wejdź, Potter – zaprosiła go, kiedy wsunął głowę do środka. Nie wyglądała na zaskoczoną.

     Harry zamknął drzwi za sobą i podszedł bliżej.

     - Śmierć Urica to nie samobójstwo, zgadza się?

     Kobieta uniosła brew.

     - Technicznie rzecz biorąc, nie masz racji. Zaś co do jego motywów, to nie da się stwierdzić, czy działał z własnej woli.

     - Widziała pani, czy Snape się z nim spotkał?

     - Nie. Przez ciebie go zgubiłam.

     Gryfon westchnął i przeczesał ręką włosy.

     - Zatem wciąż nie wiadomo, czy to on jest winowajcą?

     - Nie ma dowodu, jeśli o to pytasz. Okoliczności jednak świadczą przeciw niemu.

     - Poszlaka to nie dowód.

     - Zgadza się. Czasem jednak nie możesz czegoś udowodnić, a jednak wiesz, że to prawda. Czy Snape ma jakiekolwiek alibi na te zabójstwa?

     Chłopak zastanowił się i powoli pokręcił głową.

     - Nie.

     - Zeszłej nocy oboje widzieliśmy go w Londynie. Parę godzin później pół mili od tamtego miejsca śmierciożerca popełnił samobójstwo. Naprawdę wierzysz, że to przypadek?

     Harry potrząsnął głową i zdobył się na cichy szept:

     - Nie.

     - Potter, odtąd nie ma dla ciebie miejsca w tej grze. Martw się swoimi sprawami. Powiedziałam ci, żebyś przestał o tym myśleć.

     Gryfon pokręcił głową przecząco.

     - Nie mogę. Nie będę go śledził, ale muszę wiedzieć, co pani chce zrobić.

     - Wcale nie musisz.

     - Pani profesor...

     - Potter, czemu ty się w to mieszasz?

     - Już jestem zamieszany i muszę wiedzieć, czy to naprawdę on!

     Knight przechyliła głowę na bok i lustrowała ucznia badawczym spojrzeniem.

     - Czemu to dla ciebie takie ważne? Wszak śmierciożercy nie są ci raczej szczególnie drodzy?

     - Nie o to chodzi.

     - Jeśli to kwestia sprawiedliwości...

     - Nie, a przynajmniej nie do końca.

     - Więc co? - zapytała nauczycielka z rozdrażnieniem. - Powiedziałam ci już, że zrobię wszystko, by uniknął Azkabanu.

     - Pamiętam. Ja tylko...

     Harry zagryzł usta. Od dawna już próbował znaleźć odpowiednie słowa na swoje uczucia, ale niezbyt mu to wychodziło.

     - Wiem jak to jest, zabijać. Nawet jeśli człowiek czuje się usprawiedliwiony, nawet jeśli myśli, że nie ma wyboru, to i tak jest okropne. Tak jakby część ciebie umierała.

     Aurorka potrząsnęła głową.

     - Nie wszyscy mają takie sumienie jak ty, Potter, a już Snape w szczególności nie jest tutaj ideałem. Z pewnością nie wzrusza go zabijanie wrogów.

     - Nie wierzę w to!

     - Nie wierzysz czy nie chcesz wierzyć?

     - Nie wierzę – odparł chłopak uparcie.

     Knight omiotła go przeszywającym spojrzeniem.

     - Czemu to dla ciebie takie ważne, żebyś mógł go szanować?

     Gryfon zamrugał i wlepił zdumiony wzrok w kobietę. Czuł się, jakby nagle zdjęto mu opaskę i przejrzał na oczy po raz pierwszy od tygodni. To było takie oczywiste. Wszystkie splątane emocje, które próbował jakoś uporządkować i nazwać, nie miały nic wspólnego z zabójstwami czy losem Snape'a. Nieważne, jakie popełniał czyny, Harry jednak desperacko pragnął wytrwać w wierze, że mężczyzna nie popełniłby morderstwa z zimną krwią.

     Chłopak powoli pokręcił głową,

     - Nie wiem, czemu to takie ważne. Tak po prostu jest.

     Knight westchnęła i podniosła się zza biurka. Podeszła do ucznia i położyła mu rękę na ramieniu.

     - Potter, przyrzekam ci, że jeśli zbiorę jakieś dowody przeciw Snape'owi, dowiesz się o tym pierwszy. Póki co jednak zostaw tę sprawę.

     Harry przygryzł wargę. Już w Londynie dotarło do niego, że przyłapanie Mistrza Eliksirów będzie wymagało mnóstwa czasu – a czas był towarem, którego Gryfon nie miał za wiele. Wystarczająco męczące było już, kiedy próbował tylko mieć Snape'a na oku, a i to odciągało go od najistotniejszego zadania – nauki mentalnego ataku. Jeśli Knight będzie mogła przejąć tę sprawę, to wspaniale.

     - Powie mi pani, jak tylko czegoś się pani dowie? Mnie pierwszemu, nawet przed Moodym?

     Nauczycielka uśmiechnęła się.

     - Masz moje słowo.

     Chłopak wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze z płuc.

     - W porządku. Umowa stoi.

 

***

 

     Harry nawet nie zdawał sobie sprawy, jakim ciężarem było dla niego szpiegowanie Snape'a, dopóki Knight nie wzięła tej sprawy na siebie. Gryfon przespał smacznie całą noc i rankiem był już gotów przystąpić do lekcji – zwłaszcza, jeśli chodziło o obronę przed czarną magią.

     - Jak zdążyliście się przekonać w ciągu ostatnich tygodni, klątwy można rzucać na różne obiekty: filiżanką, książkę, parę butów – zaczęła Knight swój wykład. - Te zazwyczaj szkodliwe klątwy łatwo jest wykryć, o ile wiecie jak. Jeśli potraficie je wytropić, być może uda wam się znaleźć sposób na ich unieszkodliwienie. Należy do tego posiadać odpowiednią wiedzę o klątwach i przeciwzaklęciach oraz być ostrożnym. Długotrwały, intensywny trening pozwoli każdemu z was nauczyć się wykrywać i neutralizować nawet te najbardziej złośliwe. Istnieje jednak wiele klątw, które mają szersze zastosowanie i dają znacznie subtelniejszy efekt. Można na przykład przekląć ogród tak, że będą w nim rosły tylko chwasty albo dom, w którym żaden mieszkaniec nie wytrzyma dłużej niż kilka miesięcy. Tylko doświadczeni czarodzieje i czarownice potrafią rzucać takie wyrafinowane klątwy. Zazwyczaj ich istnienie wykrywa się pośrednio, drogą dedukcji. Dlatego właśnie tak trudno dopasować do nich właściwe przeciwzaklęcie. Niektóre nawet wydają się być niemożliwe do unieszkodliwienia, jednak nie dajcie się złapać na ten lep. Nawet najbardziej wyszukany, skomplikowany czar da się złamać, jeśli odkryje się jego formułę. Można powiedzieć, że nie istnieje żadna klątwa, której skutków nie da się odwrócić, jeśli mamy należytą wiedzę i umiejętności.

     - Jak by pani oceniła, ilu aurorów posiada taką wiedzę i umiejętności? - przerwał Malfoy znudzonym tonem. - Słyszałem, że stan Biura Aurorów jest tak fatalny, że większość pracowników nie ukończyła nawet pełnego szkolenia.

     Harry zerknął na Ślizgona z irytacją. Malfoy siedział wygodnie rozparty na swoim miejscu na tyle klasy, uśmiechając się szyderczo. Inni uczniowie też się na niego obejrzeli. Od samego początku semestru blondyn był niezwykle złośliwy na lekcjach obrony i prawie na każdej lekcji rzucał zawoalowane uwagi o daremności prób obrony przed czarną magią i o niekompetencji aurorów.

     Ślizgon pogardzał Knight nawet bardziej niż Snape'em, a przynajmniej na lekcjach obrony dawał wyraz swoim przekonaniom, czego nie mógł robić na eliksirach. Snape nigdy nie pozwalał uczniom na najmniejsze objawy braku szacunku. Zabierał zaraz punkty i wyznaczał szlaban. Tymczasem Knight była bardziej pobłażliwa. Nigdy nie karała Malfoya, aczkolwiek zawsze miała dla niego jakąś ciętą ripostę. Widać było, że odwzajemniała antypatię chłopaka, co nikogo zbytnio nie dziwiło. Ślizgon wszak nie krył się raczej z tym, komu zamierzał służyć. Być może właśnie z tego powodu Knight czerpała większą uciechę z publicznego upokarzania ucznia niż z wyznaczania mu szlabanów.

     - Ma pan rację, panie Malfoy – odrzekła z pozorną beztroską. - Na szczęście ich przeciwnicy to tchórze, a to wyrównuje szanse.

     Blondyn poczerwieniał ze złości, podczas gdy profesorka kontynuowała wykład.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin