Harry Potter i Zniewolone Dusze do 17.rtf

(743 KB) Pobierz

 

Harry Potter  I Zniewolone dusze

 

 

Sequel do HP i wewnętrzny wróg

 

 

Autorka: Theowyn – mdnanjo(at)comcast.net

 

Tłumaczenie: Tehanu i Moonlit

 

Beta: j.w.

 

Tytuł oryginału: „Harry Potter and the Chained Souls”

 

Uwagi: Historia ta jest sequelem powieści „Harry Potter i Wewnętrzny Wróg”. Obie części stanowią nierozdzielną całość, będącą niejako alternatywą „Księcia Półkrwi” i „Insygniów Śmierci”.

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY: GRIMMAULD PLACE 12

 

     Mieszkanie znajdowało się przy ruchliwej ulicy w Bloomsbury. Napotykało się tam przedstawicieli wszystkich zawodów, spieszących w różnych kierunkach o każdej porze dnia i nocy. Nawet teraz, dobrze po północy, ulica tętniła życiem. Było to miejsce, gdzie uchodziły płazem wszelkie niezwykłości, a przechodnie udawali, że nie widzą się nawzajem, obojętne co by się nie działo. Krótko mówiąc, idealne miejsce do zamieszkania dla czarodzieja.

     Wnętrze było czyste i uporządkowane, umeblowane i ozdobione w męskim stylu. Kilka książek i fotografii ustawionych w rządku na półce stanowiło jedyne osobiste drobiazgi. I tylko zwłoki leżące na podłodze salonu nie pasowały do reszty.

     Alastor Moody spojrzał na człowieka, który do niedawna był tu gospodarzem. Mężczyzna był młody, mógł mieć około trzydziestu lat. Ubrany był w dobrze skrojone, ale pospolite szaty. Był szczupły i gładko ogolony, a jego krótkie, brązowe włosy zaczynały się przerzedzać na czubku głowy. W pustych oczach nie było widać strachu ani żadnego innego uczucia. Jedynym znakiem szczególnym był widniejący na lewym przedramieniu Mroczny Znak.

     - Samobójstwo - beznamiętnie stwierdziła stojąca obok Moody'ego aurorka. - Skierował na siebie różdżkę i rzucił Zabójczą Klątwę.

     - Masz jakiś pomysł, dlaczego? - Moody przyklęknął, aby obejrzeć ciało. - Śmierciożercy raczej nie popełniają samobójstw.

     Aurorka, kobieta w średnim wieku z krótko obciętymi siwiejącymi włosami, wzruszyła ramionami.

     - Może ruszyło go sumienie.

     Moody parsknął, pokrywając wymownym milczeniem swoją opinię na ten temat. Rozejrzał się badawczo po pokoju, penetrując magicznym okiem każdy zakątek. Jednak to jego własne oko zauważyło pojedynczy długi czarny włos na dywanie obok ciała. Podniósł go i zmarszczył brwi.

     Partnerka spojrzała na niego z lekkim, pobłażliwym uśmiechem.

     - No nie mów. Podejrzewasz jakiś podstęp.

     - Nie podejrzewam. Jestem pewien.

     - Pewien? - zapytała z irytacją. - Opierając się na czym? Na pojedynczym włosie? Przecież zbadaliśmy jego różdżkę i wiemy, że to nią rzucono zaklęcie, które go zabiło. Nie ma śladów walki.

     - Nie było walki, jeśli zabójca się zaczaił i najpierw go oszołomił. Morderstwo za pomocą własnej różdżki ofiary to jedna z najstarszych sztuczek. Wiesz o tym.

     - Nie udowodnisz tego bez świadków. Już sprawdzaliśmy ten wątek. Nikt nic nie zauważył. Ostatni raz widziano Murdocka żywego w jego biurze w piątek wieczorem. Potem miał przybyć do swojej rodzinnej posiadłości na kolację. Urodziny wujka czy coś w tym stylu. Nie pojawił się, więc jego kuzyn przyszedł po niego. Chłopak nadal jest w szoku.

     Moody wskazał na mężczyznę leżącego na podłodze.

     - Wiadomo, czy miał jakichś wrogów?

     - Nie. Był jednak śmierciożercą, a to zajęcie nie przysparzające popularności.

     - Ani nie najbezpieczniejsze w ostatnich czasach - dodał Moody. - Zabili już jednego jakieś parę dni temu, zgadza się?

     - Na Nokturnie - odrzekła kobieta ostro. - Wyglądało na to, że jakiś nielegalny interes się nie udał.

     - Wyglądało na to... - mruknął Moody, dźwigając się na nogi. Stał marszcząc brwi w zamyśleniu. Na twarzy aurorki pojawił się ślad współczucia.

     - Moody, nawet jeśli masz rację i nie było to samobójstwo, nie ma na to dowodów. I bez tego mamy wystarczająco dużo roboty. Jest wojna. Musimy się zająć żywymi śmierciożercami, których jest i tak zbyt wielu, a nie przejmować się jednym trupem. Szczerze mówiąc, jeżeli to jeden z jego znajomków go wykończył, to zrobił nam przysługę, nawet jeśli jest pewnie winien gorszych zbrodni.

     Auror obrócił się do niej z kwaśnym uśmiechem.

     - Powiedziałbym, że to nie jeden z jego znajomków go sprzątnął, ale raczej ktoś spośród jego wrogów.

     - Tak, oczywiście, ale nie o to teraz chodzi.

     - Właśnie, że chodzi przede wszystkim o to - odparł Moody przeciągając słowa. Odwrócił się, pozostawiając za sobą zdezorientowaną kobietę kręcącą głową w proteście. Opuścił mieszkanie, dołączając do innych nocnych marków wędrujących ulicą.

 

 

 

***

 

 

 

     Dom pod numerem dwunastym na Grimmauld Place nie wyglądał najgorzej - taka była pierwsza myśl Harry'ego, kiedy przybył do dawnej rezydencji Blacków, obecnie nowego miejsca jego wakacyjnego pobytu i sekretnej kwatery głównej Zakonu Feniksa. Dom był utrzymany nienagannie, począwszy od wypolerowanej na wysoki połysk poręczy schodów, a skończywszy na lśniącym żyrandolu w jadalni, i sprawiał niemal przyjazne wrażenie. Harry mógł sobie wyobrazić jego dawną świetność, nawet jeśli było tu zbyt mrocznie. Kiedy zaś następnego poranka otworzył oczy, obudzony jasnym światłem słońca wlewającym się przez okna sypialni, pierwsze co zobaczył, to patrząca na niego wielkimi oczami główna przyczyna tak diametralnej odmiany starego domostwa.

     - Harry Potter się obudził! - zapiszczał Zgredek uszczęśliwiony.

     Harry uniósł głowę i przywitał skrzata ze znacznie mniejszym entuzjazmem.

     - Zgredku, co ty robisz w mojej sypialni?

     - Zgredek przyszedł dowiedzieć się, co pan Harry Potter chciałby zjeść na śniadanie.

     - Po pierwsze, nie jestem twoim panem. Po drugie, sam potrafię zadbać o swoje śniadanie. A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym jeszcze trochę pospać.

     Harry wtulił się w poduszkę i zamknął oczy. Po chwili otworzył je i westchnął. Zgredek nadal stał w tym samym miejscu.

     - Zgredku, chodziło mi o to, żebyś sobie poszedł - fuknął Harry i od razu tego pożałował. Pełen nadziei uśmiech skrzata zgasł jak świeczka, a w okrągłych oczach błysnęło rozczarowanie.

     - Mam na myśli, że postąpiłeś bardzo troskliwie proponując mi śniadanie i doceniam to - powiedział chłopak najuprzejmiej, jak mógł. - Jednak naprawdę chciałbym jeszcze pospać, rozumiesz?

     - Tak jest, panie - odparł skrzat, którego nastrój od razu się poprawił. - Zgredek zaczeka ze śniadaniem, aż Harry Potter będzie gotów.

     - Wspaniale - odrzekł Gryfon z wymuszonym uśmiechem.

     Skrzat obdarzył Harry'ego szerokim uśmiechem i zniknął. Chłopak westchnął z ulgą, zakopał się ponownie w pościeli i zamknął oczy.

     - PLUGAWI WIELBICIELE MUGOLI! ZDRAJCY KRWI!

     Harry poderwał się z łóżka, z walącym dziko sercem wsłuchując się w dobiegający gdzieś z wnętrza domu wrzask.

     - SYNOWIE ZDRAJCÓW KRWI! PRECZ Z MOJEGO DOMU!

     Chłopak jęknął i opadł z powrotem na poduszki, uświadamiając sobie, że krzyk dochodzi z portretu pani Black. Obraz, wciąż wiszący w holu wejściowym, był jedną z pamiątek po niechlubnej historii domu, na której usunięcie nikt nie potrafił znaleźć sposobu. Harry naciągnął kołdrę na głowę i zacisnął powieki.

     - ŁOTRY! SZUMOWINY!

     Przykrył głowę poduszką.

     - Świnie! Psy!

     Warknął z frustracją, odrzucił poduszkę i wstał. Dwoma krokami pokonał odległość do drzwi, otworzył je zamaszyście i wyszedł na korytarz, podczas gdy wrzaski wciąż odbijały się echem po całym domu.

     - ZAKAŁY NASZEGO ŚWIATA!

     Skrzywił się, przechylił przez poręcz i z wysokości pierwszego piętra gniewnie zerknął na hol wejściowy.

     Stali tam Fred i George Weasleyowie. Skończyli właśnie bez pośpiechu wieszać swoje peleryny, podczas gdy wrzaski pani Black nie ustawały ani na chwilę. Zawsze irytujące, teraz były prawie nie do zniesienia, jednak bracia nie wydawali się w ogóle tym przejmować. W zasadzie to wyglądali, jakby nic nie zauważyli.

     - Słyszałeś coś, George? - zapytał Fred, rozglądając się po holu, jakby próbował odnaleźć źródło jakiegoś odległego, ledwo słyszalnego dźwięku, mimo że musiał praktycznie przekrzykiwać wrzaski pani Black.

     - Nie drwij ze mnie, ty zdrajco! - warknął portret.

     - Och, pani Black! Dzień dobry pani! - wyszczerzył zęby George i ukłonił się z galanterią przed rozwścieczoną staruszką.

     - Widzę, że jak zwykle jest pani w doskonałym humorze - dodał Fred, kłaniając się z takim samym uśmiechem jak brat.

     - Aaaa! Gnidy! Wynoście się! Wynoście! WYNOŚCIE!

     - Wie pani co, naprawdę powinna coś pani zrobić ze swoim temperamentem.

     - Aczkolwiek nie sądzę, by portrety mogły brać środki uspokajające - dorzucił Fred.

     - No właśnie. Jaka szkoda.

     - Czy wy już kompletnie powariowaliście? - Harry zszedł do nich na dół, przekrzykując nieprzerwany potok obelg.

     - O, Harry, cześć! - odwrzasnął Fred wesoło. - Czyżbyśmy cię obudzili?

     - Fred! George! - Remus zbiegł do nich po schodach, krzycząc ze złością. - Musicie ją prowokować? Była spokojna, dopóki nie zaczęliście jej drażnić!

     - Zapchlony mieszaniec! - warknęła pani Black. Lupin zmierzył ją rozeźlonym spojrzeniem i znacząco popatrzył na braci.

     - Uspokoimy ją. Poważnie! - zapewniał Fred.

     - Niech się panowie nie martwią, Zgredek się tym zajmie - wtrącił się skrzat, który znienacka aportował się na środku holu i zwrócił w stronę portretu.

     Harry obserwował go niepewnie, zastanawiając się, jak Zgredek zamierza poradzić sobie z sytuacją. Tymczasem skrzat zmarszczył groźnie brwi, oparł na biodrach ręce zwinięte w pięści i wyprostował się na całą wysokość. Mimo to nadal ledwo sięgał pani Black do pasa i jego pojawienie się przeszło niezauważone. Nie mogąc zwrócić na siebie jej uwagi, Zgredek wycelował w portret kościsty palec.

     - Proszę skończyć z tym grubiaństwem, ale już!

     Pani Black przestała wrzeszczeć na Weasleyów i zmierzyła skrzata pogardliwym spojrzeniem.

     - Jak śmiesz! - warknęła swoim najbardziej oburzonym tonem. - Za takie zuchwalstwo obcięłabym ci głowę! Ci zdrajcy kalają mój dom i pozwalają służącym na...

     Na co pozwalają, tego Harry już się nie dowiedział, gdyż Zgredek strzelił palcami i krzyk pani Black ucichł jak ucięty nożem. Jej usta nadal się poruszały, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Kiedy po chwili zdała sobie z tego sprawę, jej twarz spurpurowiała z wściekłości. Zgredek uśmiechnął się z satysfakcją i naciągnął zasłony na portret, wciąż obrzucający ich bezdźwięcznymi obelgami.

     - Zgredku, to było super! - Fred był pod wrażeniem. - Nasze zaklęcia uciszające nigdy nie działały.

     - Zawsze jednak jakoś udawało się ją uspokoić - dodał George, uśmiechając się do Lupina z zakłopotaniem.

     - Zawsze? - Harry szeptem zapytał Remusa, zastanawiając się, czy było to w ogóle możliwe.

     - Całe szczęście nieczęsto przychodzą - odrzekł Remus po cichu, uśmiechając się krzywo.

     - Zgredku, czy śniadanie gotowe? - zapytał Fred.

     - Umieramy z głodu - uzupełnił George.

     Skrzat spojrzał pytająco na Harry'ego, który szybko powiedział.

     - Tak, Zgredku, zjedzmy coś.

     Gryfon raczej nie chciał, żeby inni głodowali z jego powodu.

 

 

 

***

 

 

 

     - No to jak leci, stary? - zapytał Fred, nałożywszy sobie pełen talerz jajek i kiełbasek.

     - Lepiej, od kiedy pani Black się zamknęła - odparł Harry, zasiadając za stołem i zgarniając na swój talerz pieczoną fasolę.

     - Przepraszamy za to - wtrącił George. - Z jakiegoś powodu nie jest w stanie nas polubić.

     - Pewnie dlatego, że robicie wszystko, żeby ją rozjuszyć - skomentował Lupin, siadając na krześle. Obok jego nakrycia pojawił się dzbanek z herbatą.

     George wzruszył ramionami.

     - Remus, ona aż się o to prosi.

     - Po prostu nie możemy się oprzeć - uzupełnił Fred.

     Półmisek z owocami pokrytymi kremową śmietaną poszybował nad stołem i George zgrabnie złapał go w locie.

     - Szczęściarz z ciebie, Harry - powiedział. - Dotąd musieliśmy sami troszczyć się o posiłki. Teraz dzięki Zgredkowi będziemy jeść po królewsku.

     - Nie przyzwyczajajcie się zbytnio - ostrzegł Remus. - Dumbledore przysłał go tutaj, żeby przyszykował pokoje dla profesora Snape'a.

     - Dla Snape'a - prychnął Fred i odwrócił się do Harry'ego. - Zajął całe drugie piętro za wyjątkiem sypialni i gabinetu Remusa. Ma dla siebie sypialnię, gabinet, składzik i pracownię. Można by pomyśleć, że wprowadził się tu na dobre, a nie tylko na lato.

     - Zgredek krząta się od paru tygodni, żeby doprowadzić wszystko do ładu - ciągnął George. - Dobra wiadomość, że zdołał posprzątać też resztę domu. Pierwsze i drugie piętro nadają się już do zamieszkania, tylko na parterze zostało jeszcze kilka pokojów, które wciąż próbują cię zabić. Nie ruszył też trzeciego piętra ani poddasza, ale tam jest tylko Hardodziob.

     - Czy mieszka tu ktoś jeszcze?

     - Tylko my. Nasze pokoje są na twoim piętrze na drugim końcu korytarza - powiedział George. - Ale ostatnio spaliśmy w sklepie, bo pracujemy nad kilkoma nowymi rzeczami, więc będziesz miał pokój wspólny dla siebie.

     - Jaki pokój?

     - Mają na myśli salon na pierwszym piętrze, ten naprzeciw schodów - wyjaśnił Remus. - Zamienili go w pokój wspólny Gryffindoru.

     Harry uśmiechnął się od ucha do ucha.

     - To wspaniale! Nie mogę się doczekać, jak Ron, Ginny i Hermiona tu przyjadą. Będą zachwyceni.

     Fred i George spojrzeli na siebie i Fred odchrząknął.

     - Ee, no właśnie.

     - Zaszła mała zmiana planów - uzupełnił George.

     - Widzisz, w zeszłym tygodniu tata rozmawiał z Charliem.

     - I okazało się, że jest jedyna w swoim rodzaju okazja, żeby Ron i Ginny mogli nauczyć się co nieco o smokach.

     - Z pierwszej ręki.

     - W Rumunii.

     - Co? - wykrzyknął Harry.

     - Nie przejmuj się tak bardzo - pocieszył go Fred. - Pojechali tylko na miesiąc.

     - Pojechali do Rumunii na miesiąc? I nikt nie zadał sobie trudu, żeby powiedzieć mi o tym wczoraj na stacji?

     - Chyba tata chciał, żeby dowiedzieli się pierwsi - stwierdził George.

     - Jeśli cię to pocieszy, nie wyglądali na zbyt uszczęśliwionych dzisiaj rano, kiedy wpadliśmy do domu - powiedział Fred. - Oczywiście mógł być inny powód. Tata zerwał ich z łóżek jeszcze przed świtem, żeby przyszykowali się do wyjazdu.

     - Wyjeżdżają dzisiaj? A co z Hermioną? Miała zostać w Norze, dopóki tutaj nie przyjadą.

     Fred i George znów na siebie spojrzeli, co potwierdziło najgorsze przypuszczenia Harry'ego.

     - Ona jedzie z nimi, zgadza się?

     George wzruszył ramionami przepraszająco.

     - Tata już to ustalił z jej rodzicami.

     - Ron, Ginny i Hermiona prosili, żebyśmy ci to przekazali - dodał Fred, wręczając Harry'emu kopertę. - Stwierdzili, że tak będzie szybciej, niż gdy wyślą to przez Errola.

     Harry wziął kopertę i otworzył ją. Wewnątrz był trzy skrawki pergaminu.

 

Harry,

Jak sądzę, Fred i George przekazali ci nowinę. To było podłe, że tata nas nie zapytał, czy się zgadzamy. Nie wiem, co sobie wyobrażał! Chcieliśmy się z tego jakoś wykręcić, ale tam już wszystko przygotowali na nasz przyjazd i Hermiona powiedziała, że byłoby niegrzeczne, gdybyśmy nie pojechali.

Fajnie będzie zobaczyć znów Charliego i smoki też pewnie będą ciekawe. Super będzie patrzeć, co on z nimi robi. Powiedział, że może będę mógł pomóc mu je karmić, chociaż nie bardzo wiem, co jedzą smoki. A może też wszystko okaże się żałosne i nudne.

Jak beznadziejnie, że nie możesz z nami jechać! Charlie powiedział, żebyś i tak czuł się zaproszony. Może uda się nam wybrać tam razem, kiedy ta cholerna wojna wreszcie się skończy.

Tak czy inaczej, na pewno przywiozę ci coś ekstra, na przykład smoczego zęba.

Fred już dyszy mi w kark, więc muszę kończyć. Nie pozwól Snape'owi, żeby ci zadawał zbyt dużo do nauki.

 

 

Ron

 

 

 

Kochany Harry,

Wiem, że jesteś pewnie okropnie rozczarowany, ale szczerze mówiąc, nie wiem czy nasze wakacyjne plany by wypaliły, nawet gdybyśmy zostali w Londynie. Podsłuchałam, jak pan Weasley rozmawiał wczoraj wieczorem z kilkoma członkami Zakonu i wydaje mi się, że profesor Snape nie będzie z wami mieszkał tylko po to, żeby dawać ci korepetycje z eliksirów. Chodzi raczej o to, że będzie cię pilnował.

Nie złość się. Wiem, że to okropne, ale zważywszy na to, co powiedziałeś nam po ataku na Hogsmeade, myślę, że nie przesadzają ze środkami ostrożności.

Proszę, słuchaj Remusa i profesora Snape'a i nie rób nic lekkomyślnego. Zobaczymy się po powrocie.

Ściskam,

 

Hermiona

 

PS. Nie zapomnij odrobić pracy domowej.

 

 

Harry,

Jak sądzisz, czy tata wie, że się całowaliśmy i postanowił nas w ten sposób rozdzielić?

Oczywiście żartuję!

Nie bądź zły na tatę. On wprawdzie nic nie mówi, ale wiem, że martwi się o nas i chce nas zabrać tak daleko od Voldemorta, jak tylko możliwe. Tak bym chciała, żebyś też mógł jechać. Tata zaproponował to Dumbledore'owi, ale dyrektor chce, żebyś został tam, gdzie teraz. To chyba najbezpieczniejsze miejsce dla ciebie.

Obiecuję, że będę codziennie pisać i dam ci znać, jak Ron da się zabić. Wpadł mu do głowy pomysł, że będzie pomagał Charliemu karmić smoki. Sądząc po minie Hermiony, kiedy to usłyszała, nie sądzę, że mu na to pozwoli.

Tata nas woła, więc muszę już iść. Zobaczymy się za miesiąc. Obiecuję, że nadrobimy stracony czas. Będę za tobą tęsknić.

Całusy,

 

Ginny

 

 

     Harry złożył listy z powrotem i wsadził je do koperty.

     - Przykro nam, Harry - powiedział George. - Wiemy, że nie planowałeś utkwić tu samemu. Tata chciał, żebyś też jechał, ale...

     - Ale ja jestem Harry Potter - powiedział Gryfon z odcieniem goryczy w głosie i zmusił się do uśmiechu. - W porządku. To tylko miesiąc. Poza tym mam tyle pracy domowej, że nie będę się nudził.

     Spojrzał na niedokończone śniadanie, na które nie miał dłużej ochoty.

     - W zasadzie to może nawet będę się nieźle bawił.

     Wysączył resztkę soku dyniowego i wyszedł z kuchni. Wrócił do pokoju i nadąsany usiadł na łóżku. Miał spędzić to lato z przyjaciółmi. Były to ich ostatnie wakacje i chcieli spędzić trochę czasu w mugolskim Londynie, żeby choć na moment zapomnieć o wojnie. Jak się okazało, plany spaliły na panewce.

     Harry nie mógł jednak winić pana Weasleya, że chciał odesłać dwójkę swoich najmłodszych dzieci jak najdalej od rozpętanego przez Voldemorta terroru. Nie mógł też winić Hermiony, że z nimi pojechała. Groza wojny dotknęła ich bezpośrednio, kiedy zginęła pani Weasley - a było to zaledwie parę miesięcy temu. Harry jednak tak bardzo pragnął, żeby Dumbledore pozwolił mu jechać.

     - O, wróciłeś - odezwał się nadęty, cokolwiek znudzony głos.

     Harry zerwał się i rozejrzał dookoła, napotykając portret uśmiechającego się ironicznie Fineasa Blacka. Obraz był zawieszony nad szafą.

     - Co pan tu robi?

     Czarodziej na portrecie wzruszył ramionami.

     - Przenieśli mnie. Chyba uważają, że trzeba cię strzec.

     - Nie potrzebuję, żeby mnie ktoś pilnował - powiedział Harry ze złością, przypominając sobie spostrzeżenia Hermiony. Fineas tylko uśmiechnął się z wyższością i wyszedł za ramę obrazu.

     Harry patrzył na niego groźnie, po czym podszedł do szafy i położył portret płótnem do dołu, żeby były dyrektor Hogwartu, najmniej zresztą lubiany, nie mógł go śledzić. Tylko tego mu jeszcze było trzeba. Wrócił na łóżko, usiadł i zaczął rozmyślać. Faktycznie miał mnóstwo prac domowych, ale nie miał do nich w ogóle serca. Powinien przynajmniej przygotować się z eliksirów. Mógł sobie wyobrazić minę Snape'a, jeśli przyszedłby na ich pierwsze zajęcia nieprzygotowany. Ostatnia rzecz, jakiej Harry teraz potrzebował, to zjadliwe uwagi z ust nauczyciela. Życie chłopaka i bez tego było beznadziejne.

     Otworzył kufer i wyciągnął podręcznik do eliksirów z wetkniętym w środek konspektem przygotowanym przez Snape'a. Harry skrzywił się i odrzucił książkę na bok, kontynuując poszukiwania przyborów do przygotowywania eliksirów. Wszystko w jego kufrze zmieniło swoje miejsce od czasu ostatniego pobytu w Hogsmeade i Harry przekopywał się przez ubrania, napotykając zapomnianą torebkę słodyczy z Miodowego Królestwa i inne drobiazgi. Sięgnął jeszcze głębiej, próbując zlokalizować swój moździerz i tłuczek, kiedy nagle coś ostrego wbiło się w jego dłoń. Harry gwałtownie cofnął rękę, sycząc. Z przeciętego palca skapywała krew.

     Owinął wokół rany chusteczkę i ostrożnie przeszukał drugą ręką wnętrze kufra, aż znalazł przyczynę skaleczenia. Na dnie leżało potłuczone lusterko i Harry poczuł, jak rośnie mu gula w gardle. To było dwukierunkowe lusterko podarowane mu przez Syriusza, o którym kompletnie zapomniał. A teraz było już za późno.

     Wyciągnął różdżkę z kieszeni i wycelował ją w zwierciadełko.

     - Reparo! - powiedział i wszystkie fragmenty posłusznie połączyły się w całość. Harry podniósł je i długo w nie spoglądał, ale widział tylko odbicie własnej twarzy.

     - Przepraszam, Syriuszu - wymamrotał. Na te słowa powierzchnia lusterka zamigotała i pociemniała. Harry przysunął je do oczu i wpatrywał się w nie uważnie.

     - Syriuszu? Syriuszu!

     Lusterko jednak na powrót wyglądało zwyczajnie. Odbijała się w nim tylko niespokojna twarz Harry'ego. Chłopak westchnął z irytacją nad swoją głupotą. Najwyraźniej tylko mu się wydawało, że w lusterku nastąpiła jakaś zmiana. Opierając się gwałtownej chęci roztrzaskania go o podłogę, położył je na szafie obok portretu Fineasa i próbował udawać, że go tam nie ma. Wrócił do kufra i kontynuował poszukiwanie moździerza. Później, kiedy nie miał już nic lepszego do roboty, wyciągnął konspekt Snape'a i zasiadł nad pracą domową.

 

 

 

***

 

 

 

     Dokładnie w południe pojawił się Zgredek, zapraszając na lunch. Tym razem Harry nie odmówił. Był już najwyższy czas na przerwę i chłopak z wdzięcznością zszedł na dół do kuchni. Kiedy był już niemal w holu wejściowym, zwolnił na widok Remusa i Szalonookiego Moody'ego stojących w drzwiach do biblioteki. Obaj mieli ponure miny.

     - Miej na niego oko - powiedział auror groźnie. - Biorąc pod uwagę wszystkie te zabójstwa, nie chcę, żeby się gdzieś wymykał...

     - Harry! - przerwał mu Remus z wymuszonym uśmiechem. - Nie widziałem cię od śniadania.

     - Odrabiałem zadania domowe - powiedział Harry i podszedł bliżej.

     - Dobrze, że dotarłeś cało, Potter - zauważył Moody, klepiąc Gryfona po ramieniu, jakby ten miał za sobą jakąś niebezpieczną wyprawę, a nie zwykłą podróż pociągiem z Hogwartu. - Lupin, pogadamy później.

     Stary auror skinął im głową na pożegnanie i wyszedł. Harry zwrócił się do Remusa.

     - Co się dzieje?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin