Roman Jonasz - Byłem księdzem cz.III.doc

(7546 KB) Pobierz
Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą

Roman Kotliński

BYŁEM KSIĘDZEM 3
OWOCE ZŁA


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą

do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi

wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się

winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre

drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe

owoce...

A więc: poznacie ich po ich owocach.

Ewangelia Św. Mateusza, Rozdz. 7, 15 - 20

SPIS TREŚCI

    Od Autora ........................................................................................................ 4

    Wstęp ............................................................................................................. 14

Rozdziały

I.   Kościół nie może stracić ................................................................................. 16

II.  Zażalenie do Pana Boga ................................................................................. 49

III. Byłem zakonnikiem ..................................................................................... 109

IV. Proboszcz dobrodziej ................................................................................... 139

    Zakończenie ................................................................................................. 165

OD AUTORA

Cieszę się, że sięgnęliście Państwo po tę książkę. Otworzy Wam ona oczy na wiele spraw, porazi prawdą i pozwoli zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się w polskim Kościele, rodem z Rzymu. Najpierw jednak z konieczności, muszę wyjaśnić parę spraw.

Wielu ludziom nie podoba się to, co piszę i głośno wyrażam. Podejmowane są również próby skompromitowania mojej osoby. Niektórzy próbują sprowadzić całą moją działalność do walki o zniesienie celibatu, a ze mnie robią słabego człowieczka, który nie wytrzymał rygoru przymusowej bezżenności. Doszło do tego, iż nawet dziennikarze, którzy przeprowadzają ze mną wywiad, wypisują później brednie, dokładnie przekręcając to, co im sam powiedziałem! Dzieje się tak, ponieważ ludzie myślą schematami, w stylu - odszedł z kapłaństwa, bo mu się d..y zachciało.

Kiedy wziąłem do ręki kwietniowy numer Claudii - wypindrowanego brukowca ogłupiającego kobiety - przeżyłem szok! Podrzędny dziennikarzyna, niejaki Połeć, zrobił ze mnie Don Juana w sutannie, który ślinił się na widok kobiety. Skąd on - na Boga! - wytrzasnął takie love story! Już sam tytuł - Dla miłości zrezygnowałem z kapłaństwa - zwalił mnie z nóg. Połowa artykułu jest wyssana z palca, a reszta - dokładną odwrotnością moich słów i samych faktów. Po części jednak moja w tym wina, gdyż nie autoryzowałem tego knota.

Ludzie, na miłość Boską! Wierzcie mi, że odszedłem (tak jak wielu przede mną i po mnie) tylko i wyłącznie z pobudek ideowych! Nie powtarzajcie kłamstw i nie słuchajcie głupot! Celibat, to tylko jeden z tysięcy błędów tego Kościoła!

Swoją obecną żonę poznałem co prawda przed wystąpieniem z czarnych szeregów, ale nie wpłynęło to w najmniejszym stopniu na tę decyzję. O zawarciu związku małżeńskiego zdecydowaliśmy dopiero po kilku miesiącach. Gdyby d..y były w moim życiu na pierwszym miejscu - zostałbym księdzem i „wykaszał” panienki na kolejnych parafiach tak, jak to czynią inni. Jeśli ktoś chce dokładnie poznać motywy mojego odejścia - może wziąć do ręki jedną z moich trzech książek.

Nieprawdą jest również to, jakobym oczekiwał przebaczenia - ze strony Boga czy ludzi - za to, co zrobiłem. Jest dokładnie odwrotnie! Dumny jestem jak cholera, że zdobyłem się na ten krok i zerwałem z największą mafią świata! Czuję się teraz wprost cudownie! Spadł mi z serca ogromny ciężar!

Postanowiłem też w końcu zerwać ze swoim pseudonimem literackim i pisać pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Przed rokiem - na taki krok - nie posiadałem jeszcze odpowiedniego „mandatu” od swoich rodziców. Uważałem bowiem (i uważam nadal), że skoro moje nazwisko nie należy tylko do mnie - nie mogę się nim dowolnie posługiwać. Bałem się również represji, które - zamiast mnie - mogłyby dosięgnąć moich najbliższych i... po części się nie pomyliłem. Obecnie nie ma już żadnych przeszkód, abym cokolwiek ukrywał. Przejdźmy więc do tematu.

 

Bóg mi świadkiem - nie miałem zamiaru pisać tej książki? Po wydaniu dwóch pierwszych pozycji, najwyżsi dostojnicy Kościoła katolickiego w Polsce zarzucili mi, iż szargam świętości, opluwam stan kapłański lub po prostu kłamię. Uznałem to za najlepszą recenzję dla moich książek i upewniłem się, że są naprawdę dobre. Postanowiłem też przestać pluć - pisać i zacząć bić - działać. Nie myślałem więc o żadnych książkach. Założyłem i zarejestrowałem Stowarzyszenie Odnowy Kościoła Rzymsko - Katolickiego Na Rzecz Osób Pokrzywdzonych Przez Duchownych. Wówczas jeszcze słowo „odnowa” wydawało mi się uzasadnione. Pół roku działalności Stowarzyszenia wystarczyło, iż przestałem wierzyć w jakąkolwiek odnowę - przemianę tego Kościoła. Z pozycji reformatora katolickich struktur, gotów jestem dziś przejść raczej na tak modne obecnie stanowisko - syndyka masy upadłościowej. Nie myślę bynajmniej o rychłym upadku Kościoła Sama instytucja ma się świetnie dzięki konkordatowi, jak również rozbudowanemu systemowi ofiar, opłat, podatków, ulg, darowizn itp.

Dawno mnie tak nic nie ubawiło, jak niedawne „ujawnienie kościelnych finansów”. Wyszło na to, że biskupi (np. bp Życiński z Lublina) nie pobierają żadnych pensji, a sam prymas ma na przeżycie 1000 zł miesięcznie. Co do oficjalnych i opodatkowanych poborów - zgadzam się w zupełności Zapomnieli jednak bidule wspomnieć, że za każde poświęcenie, otwarcie - szkoły, biura, sklepu, kibla etc. etc. kasują po kilkadziesiąt „baniek” (np. otwarcie nowego domu towarowego „Central” w Łodzi - 5.000 zł dla biskupa), a jest tego, w każdej diecezji, do kilkunastu imprez w miesiącu! Tak Kochani, tyle kosztuje kilka machnięć kropidłem i udział w bankiecie. To jednak tylko mała cząstka biskupich dochodów. Najwięcej wyciągają od własnych proboszczów. I tutaj stawki są podobne, a „praca” głowy Kościoła lokalnego polega na: udziale w odpuście, wizytacji, poświeceniu, rocznicy czy innej bibie oraz - związanemu z tym - odebraniu zaszczytów. Jeśli jednak któremuś z plebanów zamarzy się godność kanonika, prałata, dziekana lub też zmiana parafii na bogatszą, czyli większą, musi szykować całą teczkę pieniędzy. Sumy idą tu już w setki milionów, a nawet miliardy starych złotych! Każda obecność, przemowa, gest; każdy ruch księcia Kościoła kosztuje grubą forsę, a mało jest takich, - którzy się migają. Powiem jeszcze tylko tyle, że biskupi są naprawdę niezwykle zapracowanymi ludźmi, po prostu się nie wyrabiają i nawet sami głośno o tym mówią! Zresztą, wcale nie muszą się ruszać z pałacu czy kurii; jako władcy feudalni mogą najzwyczajniej w świecie zejść do diecezjalnego skarbca i wyjść z walizką szmalu. Nic dziwnego, że nie mają żadnej pensji! Drogie Ekscelencje - moglibyście, chociaż „dla picu” wyznaczyć sobie po jakieś 800 zł, żeby nie przebić prymasa! Słuchajcie! To są dopiero bidule! Stawiam śmiałą tezę, że nie ma na świecie lepiej opłacanych grup zawodowych, jak bokserzy wagi ciężkiej i biskupi katoliccy. Mam tu zwłaszcza na myśli relację - maksimum kasy za minimum wysiłku.

Ostatnie pomysły czarnych urzędników (po zbieraniu świadectw udziałowych, płatnych biletach do kościołów i na spotkania z papieżem) to opodatkowanie wszystkich wiernych oraz Powszechne Towarzystwo Emerytalne Arka - Invesco z udziałami Episkopatu Polski O nie, nie - kto jak kto, ale Kościół katolicki nie da się odsunąć od koryta. Polacy, Państwo Polskie ma ciągle mało pieniędzy i „krótką kołdrę”, ale kto słyszał o kryzysie w polskim Kościele!? Co do sfery materialnej - wszystko jest w najlepszym porządku.

Jeśli mówię o upadłości, mam na myśli autorytet moralny, kredyt zaufania i tzw. sferę duchową, nadprzyrodzoną. Te trzy wartości w odniesieniu do Kościoła praktycznie już nie funkcjonują, a mając na uwadze jego nadprzyrodzoną misję, stracił on obecnie rację bytu. Pytam się - po co komu następny urząd skarbowy!? Nawet sami najwyżsi rangą hierarchowie nie kryją pozycji, z jakich przemawiają do swoich owieczek. Zobaczcie, ile w nich zarozumiałości i wielkopańskiej pychy! Próżno by doszukiwać się u nich cnót, wartości ewangelicznych - skromności, łagodności, ofiarności w służbie biednym i potrzebującym wsparcia, opieki. Przypomnijmy sobie, że oni sami przypisują sobie korzenie apostolskie, są podobno następcami pierwszych uczniów Chrystusa, którzy w większości oddali za niego życie, ginąc męczeńską śmiercią. Tymczasem dzisiejsi „apostołowi” pragną władzy, wpływów, a bez ogromnych pieniędzy - nie potrafią w ogóle funkcjonować. W pierwotnym Kościele apostołów i ich uczniów środki materialne ofiarowane przez ludzi majętnych, rozdawano najuboższym. Dzisiaj jest dokładnie odwrotnie - od ubogich chrześcijan wyciąga się kasę na utrzymanie przewielebnych bogaczy. Doszło do tego, że już w seminariach duchownych, młodych chłopców wychowuje się na typowych urzędników - poborców datków, ofiar i podatków. Duszpasterstwo jest dopiero na drugim miejscu, a o byciu uczniem Chrystusa, świadczeniu swoim życiem o wierze, Ewangelii - nieczęsto się już wspomina. Nawet jeśli ktoś mówi coś na ten temat, to i tak są to tylko puste słowa, bo prawdziwy przykład idzie z góry. Może gdyby Kościół katolicki zajmował w naszym kraju jakiś odrębny obszar, to - na podobieństwo zakonu krzyżackiego - wolałby przekształcić się w państwo świeckie, gdyż przepowiadanie i świadczenie o Dobrej Nowinie - wyraźnie mu nie służy, wręcz mierzi to jego biskupów i kapłanów.

 

Oczywiście, nie wszyscy są źli i nie wszyscy mają złą wolę. W każdej diecezji są całe zastępy wspaniałych księży. Jestem głęboko przekonany, iż większość duchowieństwa katolickiego - księży, zakonników i sióstr zakonnych - składa się z bogobojnych, prawych osób, które mają szczerą intencję służenia Bogu i ludziom; zresztą bardzo wiele w tym kierunku robią. Odnoszę się do nich z wielkim szacunkiem, podziwiam ich ofiarny trud i silną wiarę, tym bardziej iż ja sam nie potrafiłem z ich pozycji głosić Ewangelii.

Ludzi tych podzieliłbym na dwie grupy. Jedni w dużej mierze są nieświadomi, w jakim Kościele pracują. Co prawda, widzą wokół siebie wiele zła, ale tłumaczą je naturalną, ludzką słabością. Generalnie, oczywiście, mają rację. Kto powiedział, że święcenia czynią świętych!? Takie wymagania wobec duchownych są głupie; świadczą o daleko posuniętej jełopizacji i zdewoceniu! Prawdą jest jednak i to, że Kościół po części sam je kreował przez całe wieki. Nie wiem, czy dobrze, jest nawracać nieświadomych, ale powiem Wam, Bracia Kapłani jedno: zauważcie, jak wiele nadużyć - w systemie, któremu służycie - ma charakter zupełnie dla niego specyficzny, wynikający z endemicznych praw, którymi kieruje się Kościół, np. z przymusowego celibatu. Wniknijcie głębiej w podstawy biblijne, którymi podpiera się katolicyzm, a zobaczycie, że tak naprawdę prawie ich... nie ma! Co więcej, jest w Biblii wiele jednoznacznych myśli, przesłań i ostrzeżeń, które katolicyzm dyskwalifikują! Proszę bardzo, jeśli jesteśmy już przy celibacie, przedstawiam następujący dowód:

„Duch zaś otwarcie mówi, że w czasach ostatnich niektórzy odpadną od wiary, skłaniając się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów. Stanie się to przez takich, którzy obłudnie kłamią, mają własne sumienie napiętnowane. Zabraniają oni wchodzić w związki małżeńskie ... (I List do Tymoteusza 4, 1 - 3)

Założyć należy, iż to raczej my żyjemy w „czasach ostatnich”, a nie św. Paweł, który napisał te słowa przed dwoma tysiącami lat. Jak świat długi i szeroki - nikt nie zabrania nikomu „wchodzić w związki małżeńskie”, jedynie Kościół katolicki swoim kapłanom. To tylko jeden z bardzo wielu biblijnych dowodów na nieautentyczność i „zwodniczość” katolickiej nauki.

Teraźniejszość, rozumiemy najlepiej odwołując się do historii Prześledźcie dokładnie prawdziwą historię Kościoła (nie taką, jakiej Was uczono w seminariach), np. w wydaniu Karlheinza Deschnera lub chociażby bp Pieronka. Zobaczycie w co wdepnęliście!

A gdzie są uzasadnienia dla większości dogmatów!?!?

Drugą grupę szczerych i oddanych „osób poświęconych Bogu” stanowią ci, którzy wiedzą „co jest grane”, ale „robią swoje” i... chwała im za to! Są to z reguły ludzie mocno stąpający po ziemi, prawdziwi ojcowie, powiernicy, pasterze dla swoich owczarni. Mają w nosie błędy i wypaczenia; sami często naśmiewają się z głupoty swojego „naczalstwa” i fantazji teologów. Zaliczyłbym do nich np. misjonarzy rozdających prezerwatywy w Afryce oraz wszystkich księży, którzy: błogosławią groby samobójców i niedowiarków; rozgrzeszają rozwodników i konkubentów, chrzczą ich dzieci; budują domy modlitwy i mieszkania dla samych siebie, nie zaś betonowe meczety pod samo i niebo i plebanie - bloki; żyją na średnim poziomie ludzi, wśród których pracują; potrafią podrzeć bzdurny list Episkopatu i zamiast niego powiedzieć parę ciepłych słów do swoich parafian. Znam takich wielu i Wy ich znacie.

W swojej działalności spotykam zadeklarowanych wrogów wszystkiego co katolickie, w szczególności wrogów samych księży. Wielu zionie prawdziwą nienawiścią, błędnie kierując ją w stronę szeregowych duchownych, opluwając przy tym wszystkich jak leci. Jak tylko potrafię, staram się wyprowadzić ich z błędu. Kapłani, wychowani w katolickich rodzinach, ukształtowani od młodych lat w strukturach kościelnych - mając szczere powołanie - sami nit widzą dla niego innej drogi realizacji, jak tylko w Kościele katolickim. Często bezwiednie stają się tym samym strażnikami fałszu. Mimo to, ich praca przynosi wiele dobra, zwłaszcza jeśli przekazują ludziom czystą Ewangelię, podnoszą ich z grzechów, uczą modlitwy i miłości' Boga.

Nie twierdzę również, że papieże czy biskupi każą ludziom czynić zło. Byłbym oszczercą, gdybym mówił coś podobnego! Rzymski katolicyzm - jak zresztą wszystkie inne obrządki, wyznania i religie - nawołuje do czynienia dobra; opiera się w końcu na Dziesięciu Boskich Przykazaniach; choć byłby chory, gdyby i ich nie poprzestawiał.

Porządni ludzie Kościoła są jednak przytłoczeni przez zgniły, archaiczny, feudalny system, który nakazuje milczenie i ślepe posłuszeństwo. Niektórzy z nich piszą do mnie listy prosząc, bym mówił za nich, gdyż oni nic powiedzieć nie mogą. Zwracam się też do tych, którzy wzywają mnie do opamiętania - pozwólcie mi mówić prawdę! Apologeci papiestwa i katolicyzmu byli, są i z pewnością nie zabraknie ich w przyszłości. Jeśli jednak nikt nie ujmie się za ofiarami tego systemu, to kamienie będą wołać w ich obronie!

Powiedzmy sobie wyraźnie i otwarcie: Kościół rzymskokatolicki w dzisiejszej postaci - nie jest Kościołem ustanowionym przez Jezusa Chrystusa. Jego dogmatyka, obecne struktury, prowadzona polityka, a wreszcie sama działalność - pozostają na ogół w jawnej sprzeczności z wolą Bożą i Pismem Świętym. To zaślepieni, żądni władzy ludzie nadali mu na przestrzeni wieków to: nieboskie i nieludzkie oblicze doprowadzili do powstania instytucji, która zatrzymała się w rozwoju na poziomie ciemnogrodu Średniowiecza, gdyż w tym właśnie okresie dziejowym ukształtował się dzisiejszy Kościół. Nic mu tak nie odpowiadało i nie odpowiada, jak władza autokratywna, poddaństwo, niewolnictwo, ciemnota, wyzysk. To naprawdę instytucja tylko i wyłącznie ludzka!!!

 

Jak łatwo zauważyć, przeszedłem w swoich wartościowaniach na temat Kościoła na pozycję zdecydowanie bardziej radykalną, choć podobno człowiek z wiekiem łagodnieje. Moich poglądów nie zmieniły książki i broszury, przysyłane mi w ilościach hurtowych przez innowierców. Resztę nadziei na odnowę katolicyzmu nie odebrały mi ani własne przemyślenia, ani też argumenty zadeklarowanych wrogów watykańskiego systemu, Moją obecną postawę ukształtowali prości, zwyczajni ludzie - skrzywdzeni przez duchownych funkcjonariuszy. Ludzie ci są żywymi dowodami na to, iż wokół nas działa potężna organizacja, ukierunkowana na własne interesy i maksymalny zysk; nie przebierająca w środkach w realizowaniu swych zamierzeń (czyt. mafia), a polski naród jest pod jej największym wpływem.

Polacy stanowią zdecydowanie najbardziej podatny materiał do urobienia, omamienia i wykorzystania, gdyż identyfikują swój patriotyzm z wiarą i przynależnością do Kościoła katolickiego. Jak nisko zwisa temu Kościołowi nasza niepodległość pokazuje historia. Pomyślność naszego kraju, a także dobrobyt jego obywateli ma znaczenie jedynie w kontekście i perspektywie zwiększenia „ofiarności” w kancelariach oraz na tacę. Prawdą jest, że kapłani są z ludu wzięci, ale ustanawiani są już tylko na potrzeby swoich zwierzchników, a te ciągle rosną.

 

Pora w końcu uzasadnić tak mocne słowa i oskarżenia. Minął ponad rok od ukazania się mojej pierwszej książki - Prawdziwe Oblicze Kościoła Katolickiego w Polsce. Od tego czasu otrzymałem tysiące listów od czytelników, w tym kilkaset od osób w najróżniejszy sposób pokrzywdzonych przez biskupów i księży. Zawsze i do znudzenia będę twierdził, że to wypaczony katolicki system oraz ci, którzy stoją na jego straży - hierarchowie - są głównymi sprawcami tylu nieprawości, a złych kapłanów ukształtował zły Kościół. Cóż z tego jednak, że deprawuje system, skoro i tak w konsekwencji winni są konkretni ludzie, księża - wyświęceni i posłani, aby nawracać z grzechu, prowadzić wiernych do Boga. Moje odniesienie do szeregowych kapłanów, moich byłych i aktualnych kolegów, wyraziłem również w dwóch pierwszych książkach - nie będę się powtarzał.

Na sercu leżą mi głęboko ci, którzy otworzyli przede mną swoje serca - ofiary katolicyzmu. Niektórzy piszą w sumie banały: proboszcz okazał się chamem, prefekt przeleciał licealistkę, zniknęły zabytkowe świeczniki z bocznego ołtarza (choć włamania nie było), pleban wyłudził darowiznę od babci. Zdarzają się jednak także dużo poważniejsze sprawy, zwłaszcza od kiedy stworzyliśmy - w ramach prac Stowarzyszenia - Centralny rejestr osób poszkodowanych przez duchownych.

 

Aby przybliżyć nieco naszą działalność, pozwolę sobie zasygnalizować kilka charakterystycznych przypadków:

- Parafia okradziona przez proboszcza, który po kilko latach zbierania na budowę nowej świątyni, poprosił biskupa o przeniesienie i na inną placówkę. Ulotnił się z ogromnymi pieniędzmi i nikt nie może mu nic zrobić - ani parafianie, z którymi nie podpisywał żadnej umowy, ani biskup, który podobno nic nie wiedział o zbiórce, ani prokurator, dla którego sprawa leży poza wszelkim zasięgiem i kompetencjami.

- Rodzice, których kilkuletnie dziecko zabił samochodem kompletnie pijany ksiądz. Po zabójstwie szybko wytrzeźwiał i tak skutecznie ubłagał bogobojnych ludzi, że ci odstąpili nawet... od zgłoszenia wypadku na policję. Duchowny przysięgał na krzyż, iż do końca życia będzie się opiekował rodziną (kobieta była w tym czasie w ciąży) i wspierał ją materialnie. Wkrótce załatwił sobie przeniesienie do Niemiec i wszelki słuch o nim zaginął.

- Rodzice, których 8 - letni synek, ministrant, został zgwałcony przez proboszcza. Wysłannicy kurii biskupiej załagodzili sprawę perswazją i dużymi pieniędzmi, ale dziecku pozostał głęboki uraz psychiczny.

- Parafia, którą gospodarz - proboszcz: pozbawił XVI - wiecznego ogrodzenia świątyni, wykonanego z kutej kraty, wartości ok. 300 000 zł.

- Siostra zakonna usunięta ze swojego zgromadzenia z powodu rzekomej choroby. Prawdziwą przyczyną był jej podeszły wiek i związane z nim niedołęstwo, a więc nieprzydatność dla wspólnoty.

- Ksiądz zakonny usunięty za praktyki homoseksualne, które nabył w seminarium.

- Mąż, któremu żonę uwiódł ksiądz, były „przyjaciel” domu.

- Córka świadków Jehowy, szykanowana w wiejskiej szkole przez katechetkę i nauczycieli.

 

Niektóre z tych spraw wielokrotnie się powtarzają, np. parafie oszukane przez własnych proboszczów, małżeństwa rozbite przez duchownych, plaga pijaństwa wśród księży. Nie wymieniłem również skrzywdzonych nieszczęśników, których opiszę w tej książce. Najwięcej listów przychodzi jednak od uwiedzionych przez księży kobiet oraz ich dorastających dzieci To już prawdziwa plaga! Zdecydowana większość takich przypadków kwalifikuje się do sądów, ale tylko bardzo nieliczne tam znajdują swój epilog. Każdy ksiądz jest jednocześnie obywatelem tego państwa i można go z czystym sumieniem zaskarżyć o alimenty. W praktyce nie jest to takie proste. Kobiety, które chcą w ten sposób dochodzić należnych im praw, poddawane są zazwyczaj ostrej perswazji ze strony swych „banderasów” w sutannach. Nierzadko „dla dobra Kościoła” włącza się w to wszystko kuria biskupia, wyciszając sprawę okrągłą sumką. Sami playboye są wyjątkowo nieskorzy do płacenia na swoje latorośle. Myślą zapewne, że sam fakt obdarowania kobietę świętym nasieniem - powinien jej w zupełności wystarczyć. Na szczęście nie wmawiają swoim konkubinom cudownego, niepokalanego poczęcia. Wielu księży po wpadce, w celu zatarcia wszelkich śladów, decyduje się na szybką zmianę diecezji, a nawet kilkuletni wyjazd na misje. Jeżeli już sprawa o alimenty znajdzie się na wokandzie, o jej powodzeniu decyduje nader często aktualny układ polityczny w kraju i światopogląd sędziego. Jeśli na przykład miejscowy dziekan czy proboszcz jest przyjacielem domu burmistrza, a ten spał na jednym styropianie z aktualnym prezesem sądu, to całe zamieszanie można spokojnie załatwić przy brydżu. Nie wolno zapominać o tym, iż większość całej działalności Kościoła sprowadza się do zacierania śladów i tuszowania wszelkich nadużyć.

Jeszcze gorzej rzecz się ma z kapłańskimi potomstwem, które - po śmierci rodziciela - oczekuje należnego po nim spadku. Osobiście nie znam przypadku spełnienia takich marzeń.

Obecnie w Sądzie Najwyższym w Warszawie toczy się głośna sprawa o spadek po zmarłym proboszczu Marianie Sujkowskim, kapłanie diecezji włocławskiej. Sprawę o odzyskanie willi pod Włocławkiem założył syn zmarłego, również kapłan - ks. Marek Sujkowski, który zrzucił sutannę katolicką i przeszedł do Kościoła anglikańskiego; mieszka i pracuje w Londynie. Według relacji księdza Marka - kuria włocławska w osobach biskupa Czesława Lewandowskiego oraz ówczesnego kanclerza - wymusiła na umierającym proboszczu Sujkowskim sporządzenie testamentu, w którym zapisał on ww. willę na rzecz diecezji. Kapłan nie chciał tego uczynić, gdyż majątek, zakupiony z funduszy rodzinnych, pragnął przekazać synowi. Straszono go pohańbieniem i utratą dobrego imienia za nieślubne dziecko, wywierano presję psychiczną. W końcu uległ, ale sporządził drugi testament, który unieważniał pierwszy i czynił jedynym spadkobiercą syna Marka. Ten, gdy przyjechał na pogrzeb... wujka (ksiądz Marian zaaranżował ślub swojej ciężarnej konkubiny z własnym bratem), dowiedział się o testamencie oraz (po raz pierwszy) kto jest jego prawdziwym ojcem. Założył też wkrótce sprawę przeciwko kurii o zwrot majątku, którą wygrał. Kościół odwołał się i również wygrał, gdyż adwokatka ks. Marka wycofała się w ostatniej chwili przed sprawą, z obawy przed zemstą Kościoła. Cała historii toczy się już ponad 8 lat. W tym czasie ksiądz Marek Sujkowski był dwukrotnie napadnięty i dotkliwie pobity w Londynie. Twierdzi, iż próbowano go również otruć. Do jego mieszkania w Londynie zapukało kiedyś dwóch mężczyzn, którzy podali się za znajomych matki Przywieźli mu (jakoby od rodziny) paczkę żywnościową, którą ksiądz Marek zaraz się poczęstował. Kiedy tracił przytomność, usłyszał nad sobą słowa: „Dostaniemy chyba od biskupa premię za dobrą robotę?”. Z wielkim trudem go odratowano. Adwokat kurii chciał go przekupić sumą 50.000 funtów, aby sobie odpuścił Nie chciał, choć na same przyjazdy do Polski, sprawy sądowe i prawników straci wszystkie oszczędności Postanowił dochodzić prawdy do końca. Nasze Stowarzyszenie udzieliło mu pomocy prawnej i finansowej. Sprawa musi być wygrana, a wyrok ma stać się precedensem w podobnych przypadkach. Kuria włocławska boi się jak ognia takiego precedensu i nie myśli rezygnować z majątku po zmarłym kapłanie. Nie po to Kościół wprowadził celibat celem pomnażania własnych dóbr, żeby jakieś księżowskie bękarty rozdrapywały jego majątek!

Problemy, które tylko sygnalizuję, nie są ani błahe, ani też nie stanowią marginesu życia w tym kraju. Do mnie trafiło kilkaset takich spraw, a ile podobnych problemów, konfliktów, tragedii dzieje się naprawdę. Kościół katolicki ma przyczółki w każdym miasteczku, wsi, osadzie. Prawie 30 tysięcy funkcjonariuszy tego Kościoła w naszej Ojczyźnie codziennie styka się z milionami wiernych. Powiecie, że nadużycia w takiej skali są nieuniknione. Zgoda. Ale śmiem twierdzić, iż jest ich procentowo o wiele więcej niż w każdej innej sferze życia społecznego. Dzieje się tak za sprawą wypaczonego systemu, który ukształtował wielu wypaczonych ludzi - kapłanów o wypaczonych sumieniach. Oni są normalni, mają więc święte prawo grzeszyć i błądzić. Lecz kościelne struktury deprawują ich i czynią dużo gorszymi od tych, do których są posłani. W jakiej innej grupie społecznej jest tak wielu alkoholików, erotomanów, pedofilów, pederastów, chorobliwych materialistów!? W ŻADNEJ!!! Jako były kapłan mogę powiedzieć - nie widzę w tym nic dziwnego.

Najpierw bowiem niszczy się autentyczne powołanie, przerabiając młodzieńcze ideały na bezduszne poddaństwo. Wmawia się przy tym wyższość czystości, bezżenności i w ogóle stanu duchownego - nad podłą wegetację synów ludzkich. Kiedy z seminarium wyjdzie już rasowy urzędnik, często cynik z manią wielkości, czeka go samotne życie bezpłciowego, wykastrowanego samca. Chciał niebożę pójść za Chrystusem, a posadzili go w „komorze celnej”. Dziwić się później, że tym biednym ludziom, pozbawionym własnej tożsamości i podstawowych praw ludzkich (celibat, prokreacja, brak wolności słowa i własnych przekonań) czasami po prostu odbija w niewłaściwą stronę.

Niektórzy mają już tak dość pustosłowia oraz pieprzenia o świętości i czystości, iż po to tylko by odreagować - pławią się w najbardziej wyuzdanych grzechach. Większość księży prowadzi drugie życie z gosposią lub cichą konkubiną i jest to ich naturalna ucieczka do normalności.

Nie piętnuję więc księży. Oskarżam system krzywdzący tysiące ludzkich istnień i zwodzący milionowe masy swoich własnych wiernych! Podstawowym grzechem katolicyzmu jest brak pozytywnego oddziaływania. Ogromne środki materialne nie służą ewangelizacji, tylko demagogii. Poszkodowanych przez Kościół jest więcej niż to sobie wyobrażacie. Jak myślicie - skąd bierze się tak wielka ekspansja ruchów parareligijnych i sekt, zwłaszcza satanizmu? Otóż winę za to ponosi w znacznej mierze Wasz Kościół, który zamiast „gromadzić” Chrystusowe owce, „rozprasza” je swoją błędną, zwodniczą nauką; odstręcza obłudą i hipokryzją. Górnolotna frazeologia, wyjątkowo nie trafia do młodego pokolenia. Nie znajdując w Kościele odpowiedniego dla siebie autorytetu i oparcia, młodzi ludzie zwracają się ku innym drogom i schodzą na jeszcze większe manowce. Często jest to źródło prawdziwych tragedii dla nich samych i ich rodzin. Niedawno zdemaskowano grupę kilkudziesięciu młodych satanistów. Przez lata odprawiali swoje czarne msze, torturowali rówieśników i zwierzęta, bezcześcili zwłoki niszcząc cmentarze. Wszyscy oni pochodzili z zamożnych domów katolickich. Szczerze? - zdziwiłbym się, gdyby było i inaczej!

Nie przestanę mówić głośno o nadużyciach i wypaczeniach tak samo, jak nie przestanę bronić ofiar tego systemu. Ci zgorszeni, zranieni ludzie, niech będą żywymi wyrzutami sumień obrońców katolickiej czarnej mafii. Oni są „owocami”, po których rozpoznaliśmy działalność fałszywych proroków.

WSTĘP

W swojej trzeciej książce nie piszę o swoich przeżyciach z okresu kapłaństwa. Nie wytykam również niezliczonych błędów doktrynalnych Kościoła rzymskokatolickiego.

Boga można czcić na wiele różnych sposobów. Zrozumiałe jest dla mnie i to, że istnieją odmienne interpretacje Pisma Świętego, choć teologowie i bibliści katoliccy przeginają w tym ponad wszelką miarę. Najważniejsze jest to, czy konkretna wiara - religia, wyznanie - wpływa pozytywnie na swoich członków. Jeśli na przykład: protestanci są z reguły ludźmi gospodarnymi i pracowitymi, świadkowie Jehowy nie kradną, a wyznawcy islamu wolą mleko wielbłądzie od gorzały - to w każdej z tych religii jest bez wątpienia jakiś palec Boży. Można się śmiać np. z reinkarnacji, ale jeśli ktoś dowiedzie, że Hindusi są lepszymi ludźmi od katolików, to wara od hinduizmu! Zresztą, tak naprawdę niemal wszystkie religie opierają się na Dziesięciu przykazaniach i żadna nie namawia do czynienia zła. Jednak w moim przekonaniu - Pan Bóg bardziej „kibicuje” tym, którym udaje się wcielić słowa w czyny, a mniej tym, którzy karmią wszystkich demagogią - zamiast zmieniać świat na lepsze, zaczynając od siebie. Każde, nawet z pozoru najlepsze założenie czy przedsięwzięcie, weryfikuje w końcu praktyka, a wartościuje i ocenia końcowy skutek.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin