Małżeństwo od świeckiego do konkordatowego.pdf

(126 KB) Pobierz
Ma³¿eñstwo: od ¶wieckiego do konkordatowego
Mał¿eñstwo: od ¶wieckiego do konkordatowego
Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Mał¿eñstwo w staro¿ytnej Grecji i Rzymie
1. Mał¿eñstwo w Grecji
W staro¿ytnej Grecji mał¿eñstwo opierało siê pocz±tkowo na normach
obyczajowych, prawo nie ingerowało w tê sferê. Głównym warunkiem zawarcia
mał¿eñstwa było wej¶cie jednego z partnerów do domu i rodziny drugiego. Na ogół
była to kobieta, która - w małych rodzinach, tj. bez te¶ciów - stawała siê tym
samym pani± domu wydaj±c± wszelkie polecenia. Czasami jednak wej¶cie do domu
i rodziny stawało siê udziałem mê¿czyzny (np. przybysz, bez maj±tku i siedziby;
kiedy jedyn± spadkobierczyni± rodziny była córka). Mał¿eñstwo nie opierało siê
wiêc na akcie prawnym, lecz na wspólnym ¿yciu i gospodarowaniu. Było ono
zwykle opisywane dwoma pojêciami: "przyja¼ñ i współ¿ycie". Było to wiêc bardzo
zbli¿one do tego co okre¶lamy dzi¶ jako "partnerstwo ¿yciowe", "zwi±zek
partnerski". Zwi±zek ten koñczył siê, kiedy jeden z mał¿onków opuszczał drugiego,
zakładaj±c now± rodzinê (por. przykład Heleny: porzuca ona pierwszego mê¿a i
zamieszkuje w domu Priama jako ¿ona Parysa; po jego ¶mierci wraca do Sparty z
Menelaosem). Pomimo tego, modelem było jednak jedno mał¿eñstwo, zwi±zek
trwały był ideałem, do którego nale¿ało d±¿yæ. Mał¿eñstwo umacniały te¿ umowy
przedmał¿eñskie, maj±ce chroniæ przed pochopnymi decyzjami. Przedmiotem
takiej umowy był na ogół posag, ofiarowywany ojcu przyszłej ¿ony; wracał on do
mê¿a, je¶li mał¿eñstwo rozpadło siê z winy ¿ony, np. przez jej zdradê; je¶li zawinił
m±¿ - tracił posag (dlatego wła¶nie Zeus musiał zwróciæ wszystkie upominki
Hefajstosowi, zdradzonemu przez Afrodytê z Aresem).
W staro¿ytnych Atenach mał¿eñstwo z czasem poddawane było formalizacji.
Prawdopodobnie od Solona (635-560) datujemy wprowadzenie jednolitej formy
zawarcia mał¿eñstwa: poprzez potwierdzone umow± zarêczyny i oddanie
narzeczonej we władzê rodziny narzeczonego. Kres wolnym zwi±zkom ostatecznie
przyniosła demokracja, wprowadzona w pełni przez Kleistenesa (508-507).
Poło¿enie społeczne kobiety ¿yj±cej jedynie w wolnym zwi±zku było niekorzystne.
Jeszcze bardziej prawo mał¿eñskie zostało zaostrzone przez Peryklesa, w dekrecie
wydanym w latach 451-450, a dotycz±cym praw obywatelskich (¶luby wył±cznie
miêdzy obywatelami i obywatelkami). Odt±d mał¿eñstwo stało siê pañstwow±
instytucj±, instrumentem demokracji ateñskiej. Równie¿ w tym okresie rozwód był
dozwolony, zarówno z inicjatywy mê¿a, jak i ¿ony, choæ ten pierwszy był nieco
łatwiejszy. Trwało¶æ instytucji mał¿eñstwa gwarantował przede wszystkim posag.
[_1_]
2. Mał¿eñstwo w Rzymie
W staro¿ytnym Rzymie, nawet w pó¼niejszych czasach cesarstwa
chrze¶cijañskiego, mał¿eñstwo było zwi±zkiem zasadniczo ¶wieckim (pomimo
pewnych punktów stycznych z religi± - np. tzw. confarreatio, czyli sakralny akt
wł±czenia ¿ony do familii mê¿a i wej¶cie pod jego władzê). Mał¿eñstwo nie było
¶ci¶le regulowane prawnie, jak obecnie, prawo ingerowało w tê sferê w stopniu
niewielkim. Du¿± rolê odgrywały tutaj normy obyczajowe. Zasadniczo był to wiêc
zwi±zek o charakterze faktycznym, którego podstaw± istnienia nie był akt
formalny, lecz trwała wola mê¿czyzny i kobiety pozostawania w takim zwi±zku i
utrzymywanie wspólnoty mał¿eñskiej. Poło¿enie kobiet poprawiło siê znacznie w
czasach cesarstwa. W czasach Hadriana (76-138) kobiety same mogły spisywaæ
testamenty, ojcowie nie zmuszali swych córek do mał¿eñstwa wbrew ich woli, ani
bez wa¿nych przyczyn nie sprzeciwiali siê mał¿eñstwu którego pragnêła. Jeden z
najwybitniejszych prawników rzymskich, Julianus Salwiusz, powiadał, ¿e za¶lubiny
dokonuj± siê nie poprzez gwałt, lecz za obopóln± zgod± mał¿onków i
nieprzymuszona wola młodej dziewczyny jest tutaj niezbêdna. Kazimierz Kolañczyk
podkre¶la: "Stanowisko społeczne ¿ony było w Rzymie - w porównaniu z wieloma
innymi społeczeñstwami - raczej korzystne. Zajmowała ona honorowe miejsce u
boku mê¿a i - jak wszystkie rzymskie niewiasty, w ka¿dym razie w okresie
cesarstwa - korzystała ze znacznej swobody w ¿yciu prywatnym." Za¶ Jérôme
Carcopino twierdził: "...wbrew utartej opinii, która swe wyobra¿enie o warunkach
w epoce cesarskiej opiera na przedawnionych ju¿ wspomnieniach z pierwszych
wieków republiki, jest rzecz± pewn±, ¿e kobieta w czasach, o których mówimy,
cieszyła siê czci± i autonomi± równ± lub wy¿sz± od tej, jakiej współczesny nam
ruch emancypacyjny domagał siê dla naszych kobiet i której niejeden teoretyk
emancypacji w staro¿ytno¶ci, jak np. Musonius Rufus, ¿±dał systematycznie za
Flawiuszów w imiê równo¶ci intelektualnej i duchowej obu płci
Podobnie jak Perykles w Atenach, tak August w Rzymie z przyczyn realizowanej
polityki społecznej, wprowadził - bardzo niepopularne - ograniczenia swobody
zawierania mał¿eñstw (ustawy mał¿eñskie: "o zawieraniu mał¿eñstw według
stanów" z 18 r. p.n.e. i lex Papia Poppea z 9 r. n.e.). W ustawach mał¿eñskich
przewidywano powinno¶æ pozostawania w zwi±zku mał¿eñskich dla mê¿czyzn
miêdzy 25 a 60 rokiem ¿ycia, dla kobiet - miêdzy 20 a 50. Ponadto mał¿eñstwa
powinny wydaæ przynajmniej troje dzieci (wyzwoleñcy - czworo). Po rozwodzie
mê¿czyzna powinien niezwłocznie wst±piæ w kolejny zwi±zek, kobiecie przysługiwał
niewielki okres przerwy (vacatio). Osoby spełniaj±ce te wymogi były
uprzywilejowane , np. przy ubieganiu siê o urzêdy. Uchylaj±cy siê obarczeni byli
pewnymi uci±¿liwo¶ciami, przede wszystkim maj±tkowej natury. Bez¿enni
(caelibes) nie mogli nic otrzymaæ poprzez dziedziczenie, bezdzietni (orbi) - jedynie
połowê normalnego przysporzenia. Zabronione czê¶ci przechodziły na dalszych
krewnych lub dla skarbu pañstwa (tzw. caducum). Na podstawie tych samych praw
senatorowie i ich potomkowie nie mogli siê ¿eniæ z wyzwolenicami (pozostawał
konkubinat). Wolnourodzeni nie mogli siê ¿eniæ z kobietami "zniesławionymi"
(strêczycielki do nierz±du, cudzoło¿nice, skazane w postêpowaniu karnym, tak¿e
...aktorki). Wiadomo jednak, ¿e prawa te były coraz silniej bojkotowane. Przez cały
czas stosowano je do¶æ niemrawo, a¿ w koñcu cesarstwo chrze¶cijañskie uznało je
za sprzeczne z ideałami ascezy.
Zawarcie mał¿eñstwa było przede wszystkim nieformaln± czynno¶ci± prywatn±,
st±d nie potrzeba było ani przedstawicieli władzy pañstwowej, ani kultu religijnego.
Ustalenie istnienia zwi±zku mał¿eñskiego, wywieraj±cego przecie¿ doniosłe
konsekwencje prawne, odbywało siê na podstawie istnienia zgodnej woli stron
(consensus). Wybitny prawnik rzymski, Ulpian (zm. 228 n.e.) pisał: "Nie faktyczne
współ¿ycie, lecz zgodne porozumienie tworzy mał¿eñstwo".
Poza nielicznymi wyj±tkami, mał¿eñstwo ustawało je¶li zabrakło albo woli
którego¶ z mał¿onków, albo wspólnoty, zerwanej z jakiejkolwiek przyczyny.
Najwiêksz± osobliwo¶ci± prawa rzymskiego było prawo rozwodowe. "Nigdy, nawet
w czasach legendarnych..., nigdy w przeszło¶ci mał¿eñstwo rzymskie nie było
nierozerwalne" (Carcopino). Wolno¶ci tej nie mogli ograniczyæ nawet sami
zainteresowani: umowy w tej sprawie nie miały prawnego znaczenia. Rozwód był
równie¿ czynno¶ci± czysto prywatn±. Obok formy rozej¶cia siê za porozumieniem
(divortium), istniała mo¿liwo¶æ jednostronnego odtr±cenia mał¿onka (repudium),
przy czym ¿onie uprawnienie do jednostronnego odesłania mał¿onka przysługiwało
jedynie w tzw. mał¿eñstwach sine manu, czyli bez wej¶cia ¿ony we władzê
agnacyjn± mê¿a. Korzystały z tego przede wszystkim kobiety chc±ce zachowaæ
sw± niezale¿no¶æ materialn± i osobist±: "Bêd±c pani± - z racji statutu sine manu -
swych własnych posiadło¶ci... matrona rzymska przypomina te Amerykanki z Pi±tej
Avenue, które narzucaj± swoim mê¿om tyraniê swych dolarów." - biadał
Carcopino. Mał¿eñstwa takie wystêpowały ju¿ w okresie republiki, przewa¿ały w
pryncypacie, mał¿eñstwo cum manu zaniknêło w pocz±tkach dominatu.
Najpowszechniejsz± form± jednostronnego odtr±cenia było przesłanie drugiej
stronie o¶wiadczenia przez posłañca (nuntius). Z pewno¶ci± rozwody były bardzo
czêste, przynajmniej je¶li chodzi o wy¿sze warstwy. Lamentuje dalej Carcopino:
"Bêd±c wiê¼niami posagu, a nie własnej mał¿eñskiej czuło¶ci, uciekali mê¿czy¼ni
wcze¶niej lub pó¼niej, o ile nie zostali przedtem odprawieni przez sw± władczyniê,
z jednych złotych okowów w inne; w stolicy, podobnie jak na dworze, nietrwałe
mał¿eñstwa cesarskiego Rzymu ustawicznie były zajête rozwodzeniem siê, lub, jak
kto woli, rozwi±zywaniem, aby siê zwi±zaæ na nowo i tak bez koñca, a¿ do staro¶ci
i do ¶mierci. Wyzwoleniec, którego prawo Augusta obarczało przekazywanie
wła¶ciwej osobie pi¶miennego polecenia separacji, nigdy jeszcze nie był tak
zajêty."
Zasada wolno¶ci rozwodów przetrwała do koñca Rzymu, choæ chrze¶cijanie
podejmowali liczne starania ju¿ to zniesienia, ju¿ to jej ograniczenia. Cesarze
chrze¶cijañscy uderzali przede wszystkim w swobodê jednostronnego rozwodu,
wprowadzaj±c katalogi uzasadnionych przyczyn oraz kary za rozwody
nieuzasadnione (np. utrata posagu, do¿ywotnie zamkniêcie cudzoło¿nicy w
klasztorze celem nadzorowanej pielêgnacji cnót wszelakich, na czele z cnotami
"czysto¶ci"). Jednak nawet nieuzasadniony rozwód był jednak skuteczny - tak silna
była zasada wolno¶ci rozwodów w społeczeñstwie rzymskim. [_2_]
Z dziejów polskiego prawa mał¿eñskiego
1. Dawne prawo mał¿eñskie w Polsce pocz±tkowo miało charakter ¶wiecki.
Składały siê nañ: a) zmówimy; b) zdawiny c) przenosiny; d) pokładziny. Forma ta
utrzymała siê a¿ do soboru trydenckiego (XVI w.). Wprawdzie ju¿ w 1197 r. legat
papieski Piotr z Kapui przywiózł do Polski rozkaz zawierania mał¿eñstw
sakramentalnych, ale nie wywarło to ¿adnych zmian w praktyce. Podobnie rozwód
był w dawnym prawie polskim dozwolony. Wystarczyła jedynie obopólna zgoda
mał¿onków, a nawet odesłanie ¿ony przez mê¿a.
2. Z czasem, pod wpływem prawa kanonicznego, zmówimy przekształciły siê w
zarêczyny (o¶wiadczenie woli zawarcia mał¿eñstwa w przyszło¶ci). Obowi±zek
zapowiedzi przed¶lubnych wprowadził sobór laterañski w 1215 r., jednak w
praktyce znalazło to swoje odbicie równie¿ dopiero po soborze w Trydencie. Form±
mał¿eñstwa wyznaniowego był ¶lub (poprzedzony zapowiedziami przez 3 kolejne
niedziele, od czego jednak wył±czono szlachtê w XVI w.). Sobór trydencki
wprowadził równie¿ egzaminy przed¶lubne ze znajomo¶ci religii chrze¶cijañskiej.
Od roku 1577 mał¿eñstwo bez dochowania wszystkich wymogów ko¶cielnych
uznawane było prawnie jako niewa¿ne.
Ograniczono swobodê rozwodu do przypadków cudzołóstwa lub nastawania ¿ony
na ¿ycie mê¿a. Pod wpływem Ko¶cioła pogorszyła siê sytuacja dzieci nie¶lubnych,
zwanych wylêgañcami lub pokrzywnikami.
3. Do mał¿eñstwa ¶wieckiego powrócono w czasach Ksiêstwa Warszawskiego i
Kodeksu Napoleona, jednak z uwagi na brak odpowiednich urzêdników nadal
obarczano tym duchownych, którzy (z uwagi na zapis o mo¿liwo¶ci rozwodów)
odmawiali swej pomocy. Regulacje te pozostały wiêc jedynie martw± liter±. Do
1818 zawarto jedynie 3 ¶luby bez sakramentu i orzeczono 7 rozwodów przez s±dy
pañstwowe.
4. W 1825 r. wprowadzono kodeks cywilny Królestwa Polskiego, który przywrócił
mał¿eñstwo ko¶cielne jako wył±czn± formê zawierania zwi±zku mał¿eñskiego. W
1836 r. oddano sprawy mał¿eñskie do wył±cznej kompetencji s±dów duchownych.
Tymczasem w zaborze pruskim w roku 1874 wprowadzono jako powszechnie
obowi±zuj±c± ¶wieck± formê zawierania mał¿eñstw oraz ¶wieckie urzêdy stanu
cywilnego. W zwi±zku z tym po odzyskaniu przez Polskê niepodległo¶ci w roku
1918, w zwi±zku z czasowym przejêciem dawnych porz±dków prawnych,
obowi±zywały w Polsce diametralnie ró¿ne uregulowania, w zale¿no¶ci od czê¶ci
kraju: 1) Pomorze i Wielkopolska - ¶wieckie prawo niemieckie z 1874 r.; 2) Górny
¦l±sk - ¶wieckie prawo niemieckie z 1920 r. (brak rubryki "wyznanie" w aktach
stanu cywilnego); 3) Spisz i Orawa - ¶wieckie prawo wêgierskie z 1894 r.; 4) były
zabór austriacki - prawo wyznaniowe; 5) była Kongresówka - prawo wyznaniowe;
6) były zabór rosyjski - prawo wyznaniowe. Ka¿dy z tych sze¶ciu systemów był
inny. Na skutek nacisku Ko¶cioła zainteresowanego utrzymaniem monopolu na
mał¿eñstwa wyznaniowe, powy¿szy chaos prawny w tej materii utrzymał siê przez
cały okres II RP.
5. Ujednolicenie prawa mał¿eñskiego stało siê mo¿liwe dopiero po zakoñczeniu
drugiej wojny ¶wiatowej. Pierwsze dekrety z moc± ustawy w tej kwestii wydano 25
wrze¶nia 1945 r., a weszły w ¿ycie 1 stycznia 1946 r. Były to: 1)
prawomał¿eñskie; 2) przepisy wprowadzaj±ce p.m.; 3) prawo o aktach stanu
cywilnego; 4) przepisy wprowadzaj±ce p.a.s.c. Dotychczasowy stan prawny
obrazuje fakt, i¿ przepisy wprowadzaj±ce p.m. i p.a.s.c. musiały uchyliæ a¿ 169
aktów prawnych, w tym nawet siêgaj±ce XVIII w.! Pierwsze dekrety regulowały
nawet instytucjê zarêczyn. Dzi¶, w ferworze propagandy mał¿eñstw
konkordatowych, zdarza siê bardzo czêsto katolickim publicystom oceniaæ
peerelowski system prawa mał¿eñskiego w kategoriach "terroru" wobec
duchowieñstwa. J. Gruca pisze, i¿ Konkordat z 1993 r. zlikwidował "nadu¿ycie"
jakim miał byæ wymóg zawarcia mał¿eñstwa ¶wieckiego przed mał¿eñstwem
konkordatowym. Jednak¿e nie był to bynajmniej ¿aden przejaw ograniczania
wolno¶ci Ko¶cioła, lecz wyczulenia na sprawy społeczeñstwa. Pocz±tkowo pañstwo
nie interesowało siê mał¿eñstwami ko¶cielnymi, pozostawiaj±c Ko¶ciołowi zupełn±
swobodê. Jednak z czasem okazało siê to szkodliwe, gdy¿ ludzie ¿yli jeszcze
¶wiadomo¶ci± monopolu Ko¶cioła na zawieranie mał¿eñstwa, a ten nie był
zainteresowany u¶wiadamianiem, i¿ monopol ten ju¿ siê skoñczył. Wobec czego
dochodziło do sytuacji, w których okazywało siê, ¿e ¿ona nie ma ¿adnych
uprawnieñ spadkowych po mê¿u, gdy¿ nie zdawała sobie sprawy, i¿ mał¿eñstwo
prawnie skuteczne nale¿ało zawrzeæ przed urzêdnikiem stanu cywilnego, a nie
przed duchownym. W odpowiedzi na takie sytuacje w 1958 r. wprowadzono
wymóg udzielania mał¿eñstw sakramentalnych dopiero po zawarciu mał¿eñstwa
¶wieckiego. [_3_]
"Prototyp" mał¿eñstw "konkordatowych"
Zamysł wprowadzenia takiego sposobu zawierania mał¿eñstw, jaki dzi¶
ukształtował konkordat (art. 1 KRiO), narodził siê w latach miêdzywojennych.
Prace nad prawem mał¿eñskim prowadzone były od 1920 roku i zakoñczyły siê
przygotowaniem projektu autorstwa prof. Lutostañskiego w roku 1929 -
uwa¿anego ówcze¶nie za jeden z najlepszych w skali Europy. Miał byæ w zało¿eniu
kompromisowy, nie chciano jednoznacznie rozdzielaæ prawa mał¿eñskiego z
ko¶cielnym. Wprowadzono wiêc doñ mo¿liwo¶æ wyboru formy zawarcia mał¿eñstwa
- cywilnej lub ko¶cielnej ze skutkami w prawie cywilnym. Art. 54-57 projektu
uwzglêdniały mo¿liwo¶æ rozwodu bez podania przyczyn, dla mał¿eñstw bez dzieci,
po trzyletnim po¿yciu i rocznej separacji. Mał¿eñstwa z dzieæmi mogłyby siê
rozwie¶æ, ale po spełnieniu szeregu wymogów i obostrzeñ. Generalnie kodeks był
korzystnym rozwi±zaniem dla kobiet i poprawiał ich poło¿enie w stosunku do
dotychczasowych rozwi±zañ. Odpowiednie artykuły brzmiały nastêpuj±co:
Art. 24. Po dopełnieniu czynno¶ci przedwstêpnych przed wła¶ciwym urzêdnikiem
stanu cywilnego, narzeczeni mog± zawrzeæ ¶lub, składaj±c przed urzêdnikiem
stanu cywilnego albo przed duszpasterzem zgodne o¶wiadczenie w przytomno¶ci
dwóch ¶wiadków, ¿e zawieraj± dozgonny zwi±zek mał¿eñski.
Art. 25. ¦lub mo¿e byæ zawarty przed którymkolwiek urzêdnikiem stanu
cywilnego Rzeczypospolitej Polskiej albo przed duszpasterzem uznanego w Polsce
wyznania, do którego nale¿y jedno z narzeczonych.
Art. 26. ¦lub przed duszpasterzem ma skutek cywilny na równi ze ¶lubem
zawartym przed urzêdnikiem stanu cywilnego, o ile przedstawiono protokół
urzêdnikowi stanu cywilnego celem sporz±dzenia aktu mał¿eñskiego.
Kwestie proceduralne zwi±zane z mał¿eñstwem kanonicznym skutkuj±cym w
prawie cywilnym uregulowano w projekcie ustawy o aktach stanu cywilnego.
Okazało siê jednak, ¿e to co dzi¶ jest sławione pod niebiosa, tzw. ¶luby
konkordatowe, przy ich pierwszym projekcie wprowadzenia, spotkały siê z
odrzuceniem ze strony ko¶cioła, "rzecz znamienita - pisze Boy w pa¼dzierniku 1931
r. - wła¶nie ten kompromisowy pomysł stał siê kamieniem obrazy i najwiêcej
podobno natyka siê na sprzeciw w sferach duchownych. Woleliby raczej osobno
¶luby cywilne ni¿ ten proceder, w którym akt ¶lubu z podpisem ksiêdza mo¿e siê
staæ pó¼niej punktem wyj¶cia ewentualnego postêpowania rozwodowego." [_4_]
Kiedy tylko projekt ujrzał ¶wiatło dzienne, został storpedowany przez klerykalny
atak. Komisja Kodyfikacyjna siê przestraszyła i nie przedstawiła go ani
Prezydentowi do wydania w formie rozporz±dzenia z moc± ustawy, ani nawet nie
poddała go pod sejmow± dyskusjê. W wyniku tego nie doczekała siê Polska
osobowego prawa mał¿eñskiego a¿ do przejêcia władzy przez komunistów i
powołania kolejnej komisji kodyfikacyjnej. Główn± winê za to ponosi Ko¶ciół
Katolicki.
Jak siê to odbyło, ¶wiadcz± uwagi ¯eleñskiego-Boya: "Zaledwie przebrzmiało
echo gromów, rzuconych przez dziewiêciu biskupów na Komisjê Kodyfikacyjn± z
powodu pewnych paragrafów kodeksu karnego [_5_], a oto znowu dwudziestu
piêciu biskupów ciska w nowym li¶cie anatemê na tê¿ Komisjê, za jej projekt
ustawy mał¿eñskiej. I to w jakich słowach! (...) ju¿ zarz±dzono we wszystkich
ko¶ciołach ¶piew Pod Twoj± obronê przeciw projektowi Komisji Kodyfikacyjnej, ...
pañstwowe radio nadaje obel¿ywe kazania, wymierzone przeciw projektowi
pañstwowej Komisji. (...) Grunt to obelgi, jakie wszystkie pisemka prowincjonalne,
dzielnie w tym obsługiwane przez Katolick± Agencjê Prasow±, wylewaj± kubłami na
Komisjê Kodyfikacyjn±, zło¿on± z masonów i niedowiarków, którzy chc± zmusiæ
Polaków do zaparcia siê Boga i podeptania moralno¶ci chrze¶cijañskiej; Komisjê,
której bezczelno¶æ i bezwstyd da siê porównaæ tylko z Sowietami itd. W ten sposób
'poinformowan±' ludno¶æ zagania siê do podpisywania protestów. Chorzy w
szpitalach musz± podpisywaæ pod groz± szykan ze strony siostrzyczek! Zdrowi -
pod groz± rygorów ko¶cielnych. W Łucku po nabo¿eñstwie młodzie¿ szkolna
musiała przysiêgaæ, ¿e bêdzie walczyła z t± bolszewick± ustaw±. [_6_] Odmawia
siê sakramentów kmiotkowi na Pomorzu, o ile nie uzna prof. Lutostañskiego
bolszewikiem i rozpustnikiem. Nie dziw, ¿e potem czytamy w Dzienniku Gdyñskim,
¿e w Gdyni Tow. Rzemie¶lników i Rybaków przystêpuje do Stołu Pañskiego, aby
uprosiæ Boga o łaskê o¶wiecaj±c± dla członków Komisji Kodyfikacyjnej, ¿eby
skre¶liła punkty sprzeczne z zasadami wiary katolickiej z projektu nowego prawa
mał¿eñskiego (...) Nie ma kłamstwa, na które nie byliby gotowi, gdy chodzi o
zwalczanie przeciwnika; nie ma bredni, której by w swoje owieczki nie spodziewali
siê wmówiæ. Sprowadzaj± walkê do tumanienia i terroryzowania najciemniejszych,
w nadziei, ¿e w ten sposób zawsze bêd± mieli wiêkszo¶æ (...) A biskupi szalej±.
(...) Rektorowie, profesorowie uniwersytetu, sêdziowie i prezesi S±du Najwy¿szego
- to wszystko s± bolszewicy, nie maj±cy innej troski jak tylko wydaæ rodzinê polsk±
na bezeceñstwa. Wszyscy - bo projekt ustawy przeszedł jednomy¶lnie. Nawet
najwierniejszy z wiernych, cnotliwy prof. Makarewicz [_7_], te¿ odtr±cony i
pohañbiony jako bolszewik! Któ¿ tedy został sfanatyzowanym biskupom? ¦wiêta
Tulia i ¶wiêta Zyta. (...) Tak wiêc, o cokolwiek chodzi, o szkolnictwo czy o kodeks
karny, czy wreszcie o now± ustawê mał¿eñsk±, wszêdzie ci nowi wielmo¿e
Zgłoś jeśli naruszono regulamin