PRZYGODA Z MAŁPKĄ 2.doc

(1142 KB) Pobierz



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 





 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nagle Duduś usłyszał, że piosenka kół odmieniła się. To pociąg wjechał na most i koła teraz mówiły:

...Tu most, tu most, tu most!

Na trzecim przystanku był już las. Alinka i Duduś wysiedli z pociągu.

Mama upominała Alinkę, żeby nie wchodzili głęboko w las, ale nawet tu blisko przystanku drzewa rosły piękne i wysokie. W lesie było zielono, cicho, tajemniczo. Alinka znalazła dwa pieńki – zupełnie jak dwa stołeczki do siedzenia. Zdjęli płaszczyki, bo było ciepło. Duduś z wielka duma rozpakował chlebak, a małpeczkę wyją z kieszeni płaszczyka i posadził na gałązce sosny. Było przyjemnie i wesoło tak jeść w lesie, a nie przy stole.

- A teraz goń mnie! – zawołał Duduś do siostry, gdy w chlebaku nie zostało już nic. Pobiegł szybko i ukrył się w gąszczu młodych drzewek.

Alinka długo szukała brata i nawet troszeczkę już się przestraszyła. Ale właśnie gdy się przestraszyła, Duduś wyskoczył ze świerkowego zagajnika niespodzianie jak zajączek.

Potem Alinka kazała mu zamknąć oczy, a sama schowała się za wielkim jałowcem. Ale Alince nie udało się tak dobrze ukryć jak Dudusiowi. Miała czerwoną spódniczkę, sutą i szeroką, i chłopczyk zaraz spostrzegł, że za gęstym jałowcem coś się czerwieni.

Długo trwała zabawa w chowanego. Potem skradali się cichutko, żeby zobaczyć, jak wiewiórka w gałęziach obgryza szyszki. Nie spostrzegła ich. Mogli się napatrzyć do woli.

W końcu Alinka zawołała:

- Dosyć zabawy! Weźmy się teraz do pracy. Mamy koszyczek, mamy pusty chlebak, szukajmy skarbów leśnych!

Duduś zbierał do chlebaka szyszki i żołędzie – zrobi z nich w przedszkolu śliczne zabawki. Alinka nazbierała pełen koszyk maślaków i ułożyła bukiet z wrzosu.

Udała się wycieczka. Czas do domu. Zrobiło się trochę chłodniej i Alinka kazała Dudusiowi włożyć płaszczyk. Małpka wróciła na swoje miejsce – do kieszeni. Małpce na pewno było bardzo przyjemnie siedzieć na drzewie w prawdziwym lesie, ale i w kieszeni Dudusia też było jej wesoło.

- Daj rękę, idziemy na stację – powiedziała Alinka kładąc swój kraciasty płaszczyk.

Bardzo dużo ludzi wracało po pogodnym dniu z lasu do miasta. Alinka wepchnęła Dudusia do natłoczonego wagonu. Musieli stać. Było tak ciasno, że Duduś widział tylko płaszczyk w kratkę swojej siostry. W jednej rączce trzymał mocno koszyk z grzybami, a drugą szukał fałd jej płaszczyka, żeby nie dać się rozdzielić.

Kiedy pociąg dojechał do Warszawy, zrobił się wielki zamęt. Jedni wsiadali, inni wysiadali i tłoczyli się, żeby zdobyć miejsca.

Duduś prędko chwycił rękę za palto w kratkę... Jeszcze krok, jeszcze krok – poruszając się w tłoku wysiadali z pociągu. A kiedy już wysiadł, podniósł główkę do góry... i wiecie, co zobaczył?

Ojej, ojej! Co zobaczył! Pani, za którą wysiadł to wcale nie była Alinka! To była jakaś obca panienka, tylko płaszczyk miała w kratkę, tak jak Alinka. Duduś się pomylił! Zgubił siostrzyczkę!

- Alinka! Ala! – zawołał zrozpaczony chłopczyk. – Gdzie jesteś? Gdzie jesteś?...

płacz przerwał żałosne wołanie.

Duduś biegł wzdłuż pociągu po peronie. Zaglądał do wagonów. Biegł naprzód, cofał się, nawoływał. Ale Alinki nigdzie nie było. Pociąg już odjechał i nowy tłum ludzi spieszących do innego pociągu zaczął napływać ze schodów.

„A może Alinka czeka na mnie na ulicy?” – pomyślał Duduś.

Pędem wbiegł po schodach prowadzących do miasta. Minął budkę kontrolerki biletów i wypadł na ulicę. Ale na ulicy Alinki nie było! I na ulicy Alinka nie czekała! Przez chwilę Dudusiowi wydawało się, ze do autobusu wsiada dziewczynka zupełnie do jego siostry podobna. Podobnie tez była ubrana. Zaczął gonić autobus, a serce biło mu tak szybko! Autobus jechał jednak bardzo prędko i wkrótce zniknął Dudusiowi z oczu.

Chłopcu wydawało się znowu, że Alinka na pewno, ale to na pewno czeka go na stacji i tam go szuka. I ze koniecznie trzeba wrócić na miejsce, gdzie stanął pociąg którym, przyjechali.

Chwytając rączką poręcz schodów, żeby się nie przewrócić, bo zły mu zalewały oczy, zbiegł po schodach z powrotem na peron. Mnóstwo ludzi przechodziło,                     a megafony ogłaszały odjazdy i przyjazdy pociągów. Wszyscy się spieszyli. Tylko gołębie kręciły się spokojnie, gruchając wesoło i czekając, czy kto rzuci im okruchy bułki lub kawałek ciasta. Duduś stanął pośród tych gołębi i płacząc wołał teraz zwyczajnie, na cały głos:

- Do mamy! Do domu!

Dudusia otoczyli przechodnie. Jakaś troskliwa pani wyjęła chusteczkę i podała mu, żeby sobie wytarł nos, oczy i całą zamazaną buzię.

- Czemu tak płaczesz? Gdzie twoja mamusia? – zapytała. – No nie płacz... mamusia na pewno się znajdzie, tylko stój tu spokojnie... A jak ci na imię?

- Du-du-u-uś – odpowiedział chłopczyk ciągle szlochając. Rozmazywał łzy na buzi brudną od szyszek i grzybów rączką i powtarzał wśród płaczu:

- Do mamy! Do domu!

Po chwili nadszedł policjant. Nachylił się bardzo przyjaźnie nad Dudusiem i zapytał:

- Jak ci na imię, malutki?

- Duduś – powiedział chłopczyk trochę raźniej. Na chwilę przestał płakać, bo miał nadzieję, że pan policjant pomoże mu znaleźć Alinkę...

- Mówisz, że nazywasz się Duduś. No dobrze. Ale powiedz, jak ci naprawdę na imię, jakie masz nazwisko i gdzie mieszkasz?

- Nazywam się Duduś – powtórzył chłopczyk uparcie.

- Może mamusia tak mówi w domu do ciebie, ale mnie powiedz – czy jesteś Wacek, czy Jurek. A może Kazik?

- Cha, cha! – roześmiał się jakiś przedszkolak: - On nie wie, jak mu na imię! Prawdziwy Dudek! A może Gapcio?

Policjant cierpliwie i z dobrocią pytał dalej:

- A jak nazywa się ta ulica, na której mieszkasz?

- To jest ulica z drzewkami – odpowiedział Duduś. – I tam jest budka z cukierkami... niedaleko... za naszym domem.

- A to głuptas! – zawołała jakaś dziewczynka, niewiele od Dudusia starsza. – Albo to jest jedna ulica z drzewkami? Cha! Cha! Cha!

W tej chwili na peronie rozległ się głos megafonu:

Pociąg do Mińska Mazowieckiego wjeżdża na tor pierwszy!

A zaraz potem Duduś usłyszał wyraźnie:

 

Uwaga! Uwaga! Zginął chłopczyk! Ubrany jest w czerwony płaszczyk i niebieską czapeczkę. W kieszeni ma małpkę.

Proszę go odprowadzić do zawiadowcy stacji,

gdzie czeka na niego siostra.

 

- No! – powiedział policjant. – Już się znalazłeś! O widzę, że w kieszeni masz pluszową małpkę. A mogliśmy mieć dużo kłopotu z kawalerem, który nic o sobie nie wie! Ani jak się nazywa, ani gdzie mieszka. Całe szczęście, że ta małpka pojechała          z tobą na wycieczkę! Przecież chłopców w czerwonych płaszczykach i niebieskich czapeczkach może być dużo na stacji.

Pan policjant zaśmiał się.

- Pokaż no mi tę małpeczkę! – powiedział.

Duduś wydobył małpkę z kieszeni, pokazał panu policjantowi, a potem przytulił ją czule.

Łzy mu już obeschły na buzi. Maszerował teraz raźnie obok swego przewodnika i myślał:

„Jeżeli naprawdę nie nazywam się Duduś, to jak? A jakie mam nazwisko? A jak się nazywa ulica, na której mieszkam? Alinka musi mi to powiedzieć”.

- Duduś! Jesteś! – słyszy chłopiec z daleka.

I rzuca się siostrzyczce na szyję.

 

 

 

 

 

 

 

 

 


4

3

2

1



Przygoda z małpką.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin