Wdowia woda.txt

(41 KB) Pobierz
IGOR CYPRJAK

Wdowia Woda

Maksymilian zosta� wy�wi�cony nagle, �eby nie powiedzie� - po�piesznie. Gdyby 
nie �al po �mierci zacnego wuja Stanis�awa, zapewne zauwa�y�by, �e ca�a 
ceremonia jest jaka� pok�tna, wstydliwa. �e biskup nawet raz nie spojrza� mu w 
oczy. Sam zaszczyt niespodziewanego awansu tak�e nie wzbudzi� w nim �adnych 
podejrze�, a przecie� jako niem�ody ju� seminarzysta, niezbyt przy tym lotny - 
nie mia� co liczy� na kap�a�skie szlify w trybie tak ekstraordynaryjnym. Je�li  
prawo kanoniczne w og�le taki tryb dopuszcza.
Na po�egnanie ksi�dz biskup, patrz�c gdzie� w bok, a jak�e, �yczy� mu szcz�cia 
i �aski bo�ej. Siedzib� diecezji Maksymilian opu�ci� w po�udnie, przyciskaj�c do 
piersi akt nominacji na proboszcza parafii Wszebory, co by�o ostatecznym i 
niepodwa�alnym dowodem, �e wuj Stanis�aw odszed� do lepszego �wiata. Ale ta 
chwila smutku nios�a i radosne tchnienie, bowiem tylko Wszechmocny m�g� 
zaplanowa� los swego s�ugi tak, by przej�� po krewnym misj� opieki nad wiernymi 
gdzie� na ko�cu �wiata.
Przed wyjazdem Maksymilian odwiedzi� jeszcze gr�b matki dobrodziejki i pomodli� 
si� od serca, szczerze - cho� niezbyt ortodoksyjnie, trzeba to przyzna�, ale na 
sw�j spos�b, bo nigdy nie m�g� zapami�ta� i bezb��dnie odtworzy� przepis�w 
modlitewnych. O �wicie dnia nast�pnego ruszy� w drog� sw� mocno do�wiadczon� 
warszaw� - rocznik 1962.
Wie� Wszebory nad jeziorem Wdowia Woda nie jest i nigdy nie by�a parafi� 
zamo�n�, ani liczn�. Mo�liwo�ci kariery rysowa�y si� dla Maksymiliana licho. 
Lecz nie o karier� mu sz�o, nie dla niego purpura i Rzym. Moj� ambicj� - 
t�umaczy� koledze z seminarium - jest s�u�ba. Wuj Stanis�aw by� mu wzorem 
kap�ana doskona�ego. Przez pi��dziesi�t lat wys�uchiwa� grzech�w swych parafian, 
rozgrzesza� ich, b�ogos�awi�, udziela� �lub�w, chrzci� dzieci, umieraj�cych 
namaszcza�, �ywych pociesza�. �y� skromnie, po chrze�cija�sku. Oto kap�an - 
zachwyca� si� Maksymilian, kiedy po powrocie z letniska opowiada� o swym wuju i 
Wszeborach. Koledzy �yczliwie przyznawali mu racj�.
Przy zje�dzie z asfalt�wki na poln� drog� powita� go drewniany Chrystus 
Frasobliwy, Maksymilian prze�egna� si� i pewnie jecha� dalej, bo zna� tu na 
pami�� ka�dy krzak i kamie�. Wierzy� - ba! - wiedzia�, �e jest z�yty z t� wsi� 
jak z  macierz� i �e w jego �y�ach p�ynie ta sama krew, co w �y�ach tej ziemi. 
Ju� od dawna nie zwraca� uwagi, �e drogowskazy za ka�dym razem wyrasta�y w innym 
miejscu, wskazuj�c inny kierunek - inn� miejscowo��. Czu� si� tutejszy.
Ko�ci� pod wezwaniem Naj�wi�tszej Matki - drewniany, przysadzisty, z troch� 
krzyw� wie�� dzwonnicy - sta� na uboczu. Kilkaset krok�w nawet od samej wsi, 
tych paru dom�w z grubych bali, krytych s�om� lub gontem, z niewielkimi 
ogr�dkami przy gankach. Maksymilian zatrzyma� auto, wysiad� i przez chwil� 
s�ucha�: zaszczeka� pies, na polu basem j�kn�a krowa, znad jeziora nadlecia� 
pisk dzieci�cych g�os�w i plusk wody. Pachnia�o traw� i sianem schn�cym w 
s�o�cu, wietrzyk droczy� si� z koronami drzew. Maksymilian nie mia� 
najmniejszych w�tpliwo�ci, �e tak w�a�nie wygl�da Kr�lestwo Wieczne.
Cmentarz rozci�ga� si� za ko�cio�em, na lewo od plebanii. Wuj Stanis�aw w niej 
nie mieszka�, gdy� od lat wola� skromniejszy domek nad brzegiem Wdowiej Wody. 
Plebania by�a przystani� dla pogorzelc�w, w�drowc�w, pomieszkiwa� tu latem 
Maksymilian, a na sta�e - gospodyni wuja, Marfa, z m�em J�zw�, b�d�cym 
grabarzem i dozorc� cmentarnym. I to w�a�nie na cmentarzu, gdzie Maksymilian 
spodziewa� si� znale�� �wie�� mogi�� wuja, �agodny i przewidywalny �wiat 
Wszebor�w wywin�� koz�a.
- Gdzie jest gr�b? - spyta� Marf�, gdy po godzinie b��dzenia w�r�d kamiennych 
p�yt wpad� blady na plebani�. J�zwa skin�� mu na powitanie, Marfa otar�a r�ce w 
fartuch i wzruszy�a ramionami.
- Ni ma - wyzna�a.
- Jak to: nie ma? Pochowany na innym cmentarzu, tak? Na kt�rym?
- Wcale nie pochowany. Ni ma.
Maksymilian sta� na progu i czu�, �e nogi si� pod nim uginaj�. Nie bardzo 
wiedzia� czemu, ale usi��� musia�. Marfa poda�a mu kubek zsiad�ego mleka, J�zwa 
wyci�gn�� papierosy, lecz skarcony wzrokiem �ony, zapali� sam. 
- Ja tu... parafia... jestem proboszczem... - be�kota� Maksymilian.
- Ano, wniemy - odezwa� si� J�zwa. - Ksiondz zapowiandali, zanim...
- Wuj zapowiada�? Zanim co?...
Milczeli.
- Ukrywacie co� przede mn�? Jestem proboszczem... Czy on... �yje?
- Dokt�r wiedz� - odezwa�a si� w ko�cu Marfa. Zabrzmia�o tak, �e pod "dokt�r" 
da�oby si� wstawi� "diabli".
"Dokt�r" nie by� doktorem, lecz emerytowanym zootechnikiem nazwiskiem Kujawa. 
Miejscowi traktowali go jak wielkiego medyka, wychodz�c z za�o�enia, �e kto 
dobry dla bydl�t, dobry i dla ludzi.
Wychodz�c z plebanii, Maksymilian stan�� przed dziesi�cioletni� mo�e 
dziewczynk�, kt�ra przygl�da�a mu si� rezolutnie, czekaj�c przy warszawie. By�o 
w tym dziecku co� znajomego, czego nie da�o si� z miejsca okre�li� ani nazwa�, 
lecz na tyle bliskiego, �e budzi�o mgliste wspomnienia. 
- A kim ty jeste�? - spyta�.
- Od ciotki Marfy - powiedzia�a, a przy tym zachichota�a, jak gdyby uda� jej si� 
najprzedniejszy �art.
Maksymilian pog�aska� dziewczynk� po g�owie, po czym wsiad� do warszawy. Zdawa�o 
mu si�, �e dziewczynka zawo�a�a za nim: "Niech ksi�dz patrzy...", ale nie mia� 
pewno�ci, wszystko g�uszy� warkot silnika.
Kujawa mia� murowany dom na drugim kra�cu jeziora, czas po�wi�ca� �owieniu ryb i 
hodowli kr�lik�w. Z miejsca chcia� cz�stowa� Maksymiliana pasztetem lub 
filetami.
- Smacznie podje�� to �wietnie na smutek - zach�ca�, a potem przez dwie godziny 
wi� si� jak piskorz. Nie chcia� powiedzie� wprost, co sta�o si� z wujem 
Stanis�awem. 
- Jaki� akt zgonu... Pojad� do w�adz gminy, do powiatu pojad� - denerwowa� si� 
Maksymilian. - Kto� musi mi wyja�ni�...
- Dopiero przyjecha�e�... Znaczy, dopiero ojciec przyjecha�. Po co ten po�piech? 
Niech ojciec odpocznie, prze�pi si� w Stanis�aw�wce... w domu wuja. Ja mog� 
powiedzie� tylko tyle: w nocy przyszed� po mnie J�zwa z wie�ci�, �e na 
proboszcza ju� czas. Poszli�my. Stanis�aw znaczy: proboszcz le�a� w ��ku, ca�e 
prze�cierad�o mokre...
- M�j Bo�e! Bardzo cierpia�?
- Od wody mokre. Czy cierpia�, nie wiem. Wygl�da� na spokojnego, jakby drzema�. 
Powiedzia�em, �e tu trzeba kogo� od chor�b ludzkich, �e do miasta trzeba pos�a�, 
a potem wr�ci�em do siebie. Nast�pnego dnia ju� ca�a wie� wiedzia�a, �e 
proboszcza nie ma. Ale pogrzebu nie by�o.
- A sk�d ta woda?
Kujawa u�miechn�� si� - wsta� nagle, przemkn�� do kredensu, wyci�gn�� drug� 
karafk� z winiakiem w�asnej roboty. Maksymilian odm�wi� - gospodarz sobie nie 
�a�owa�.
- Bardzo ksi�dz proboszcz wod� lubi�. Widzia�em go par� razy po nocy, jak 
nagusie�ki p�ywa� chwacko w jeziorze. Mia� zdrowie. Nawet zim� potrafi� wyci�� 
sobie przer�bel, rozebra� si� i wskoczy�. Mocny by�... Wi�c je�li tak lubi� 
wod�, to pewnie i po�ciel lubi� mie� mokr�.
Maksymilian wychodzi� od Kujawy sko�owany, z g�ow� ci�k� i sercem zamar�ym. 
Przez te lata, gdy odwiedza� Wszebory, przez my�l mu nie przesz�o, �e 
rzeczywisto�� tego miejsca nie jest taka, jak� postrzega. Mo�e chce, by j� 
widzia� jako niewinn� i zgodn� ze schematem. Ale przecie� pojawia�y si� znaki - 
a on je lekcewa�y�, nie szuka� prawdy, zadowala� si� najprostszymi 
wyja�nieniami. Ot, cho�by w�druj�ce drogowskazy, kiedy �miano si�, �e to zabawy 
szczeniak�w, wzi�� wyja�nienie za dobr� monet�. C� to jednak za szczeniaki, 
kt�re od trzydziestu lat biegaj� po okolicy z przydro�nymi tablicami? Mo�e 
tradycja przechodzi z ojca na syna? A mo�e to �adne szczeniaki?... Albo inny 
przypadek: �ona so�tysa urodzi�a pewnego czerwca dziecko, ch�opca, a ju� we 
wrze�niu - drugiego. Bli�niaki kropka w kropk�, nos w nos. Ludzie gadali, �e 
m�odszemu si� nie �pieszy�o i wi�cej nie m�wili nic. Maksymilian uzna�, �e to 
bajki albo �e so�tysowa, z sobie tylko znanych powod�w, ukrywa�a jaki� czas 
drugiego syna. I te� przeszed� nad tym fenomenem do porz�dku dziennego. A je�li 
m�odszemu naprawd� si� nie �pieszy�o?
- Bo�e m�j, czy wystawiasz mnie na pr�b�? - pyta� teraz otwartego nieba, ale 
gwiazdy tylko zamruga�y wesolutko, a B�g, jak to B�g, zmilcza�.   
Ju� w ogrodzie s�ysza� muzyk�, pozna� "Wassermusik", ulubion� p�yt� wuja. Stary 
ksi�dz s�ucha� jej ka�dego wieczoru na zu�ytym patefonie z tub�. W oknach nie 
igra�o najmniejsze �wiate�ko, a mimo to Maksymilian przysi�g�by, �e dostrzeg� za 
szyb� ruch. Wszystko, poza muzyk�, okaza�o si� jednak z�udzeniem. P�yta kr�ci�a 
si� wolnym obrotem, ig�a drapa�a winyl, tuba skrzecza�a. W ca�ym domu nie by�o 
�ywej duszy. Kto w��czy� patefon? Kto s�ucha� "Wassermusik"?
By�y tu trzy izby: kuchnia z kaflowym piecem, sypialnia z ma�ym kominkiem i 
wielkim drewnianym �o�em oraz gabinet - klitka zawalona ksi��kami, z biurkiem 
d�bowym i wygodnym krzes�em. Wyg�dka sta�a za domem, w sadzie. Maksymilian 
wy��czy� patefon, otworzy� okno w gabinecie i rozsiad� si� za biurkiem. Mia� 
nadziej� znale�� jak�� wskaz�wk�, jak�� wiadomo�� od wuja. W ko�cu, wedle s��w 
J�zwy, Stanis�aw przewidzia�, kto obejmie po nim parafi�. 
W jednej z szuflad trafi� na stos list�w. Niekt�re by�y bardzo wiekowe: od 
siostry, matki Maksymiliana, listy nieznajomych os�b, kt�rych nie �mia� czyta�. 
Znalaz� te�, przewi�zane, listy od siebie, kt�re s�a� do wuja ka�dej zimy. 
Jednak by�a jedna koperta, kt�rej nie potrafi� od�o�y�, a w niej pismo od samego 
biskupa. Zawi�d� si� i z�o�ci� na siebie za brak pilno�ci: list pisany by� 
mieszanin� �aciny i starej greki, do kt�rych to j�zyk�w martwych, jak i nawet 
�ywych, Maksymilian mia� serce, ale nie mia� g�owy. 
Zostawi� biurko i kl�kn�� na pod�odze - przy ksi��kach. Biblia w r�nych 
wydaniach, starodruki, troch� historii powszechnej, nawet ba�nie. Maksymilian 
pami�ta�, �e wuj do p�nej nocy zwyk� pisywa� w gabinecie. By� mo�e listy, by� 
mo�e prowadzi� dziennik czy pami�tnik albo po prostu spisywa� my�li do kaz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin