Dąbrowska Noce i Dnie tom 4.txt

(795 KB) Pobierz
Maria D�browska

Noce i dnie

Tom IV
Wiatr w oczy
Cz�� pierwsza
Cz�� druga
Tom IV
Wiatr w oczy
Cz�� pierwsza
1
Pewnego czerwcowego popo�udnia pani Barbara wysz�a na drog� "ku 
prze�azkowi", �eby wyjrze�, czy Bogumi� albo Agnieszka nie id� na 
podwieczorek. Ujrzawszy tuman kurzu, w kt�rym rozlega� si� 
gwa�towny trzask i klekot, przys�oni�a oczy od stoj�cego nad ��k� 
s�o�ca i pomy�la�a: 
- Ci fornale je�d�� jak op�tani. Jeszcze kt�ry kiedy kark skr�ci. 
I o ma�o nie pad�a trupem, gdy na lu�nych, podskakuj�cych deskach 
rozp�dzonego drabiniastego wozu spostrzeg�a stoj�c�... Agnieszk�! 
By�a pewna, �e j� konie ponios�y, i chwil� bieg�a za wozem, 
krzycz�c. 
- Jak ty mo�esz - wymawia�a potem - co� podobnego wyprawia�? 
Agnieszka bezskutecznie usi�owa�a jej wyt�umaczy�, �e nie od razu 
je�dzi�a tak ryzykownie, dosz�a do wprawy stopniowo i poma�u, 
�wicz�c si� blisko trzy tygodnie w zwo�eniu siana i zielonki. Pani 
Barbara nie widzia�a mn�stwa co dzie� odrobin� dalej posuwanych 
pr�b zr�czno�ci, z kt�rych naj�mielsza by�a tylko jeszcze jednym, 
nieznacznym i �atwym krokiem naprz�d wobec poprzednich. Widzia�a 
jedynie ostateczny wynik, zdaj�cy jej si� karko�omnym szale�stwem. 
- Ja wiem, jak do tego dosz�a� - m�wi�a z �alem - ale co widz�, to 
widz�, a widz�, �e to si� nie obejdzie bez wypadku. Rozumiem - 
powozi� rozs�dnie, przecie� nieraz brali�cie na szosie lejce od 
Klimeckiego i nic wam nie m�wi�am. Ale to, co ty robisz, uwa�am za 
czyst� wariacj�. 
Agnieszka nie mog�a matki przekona�, �e powodowa� par� dobrze 
u�o�onych kasztank�w po g�adkiej szosie, na wygodnym kozio�ku pod 
okiem Klimeckiego nie jest �adn� umiej�tno�ci�. Dopiero podo�a� 
czemu� w najgorszych, najtrudniejszych warunkach daje niejakie 
zadowolenie. Przeprowadzi� na przyk�ad ca�o pe�ny w�z koniczyny 
przez niedogodny przejazd na rowie by�o wszak lepszym sprostaniem 
tej czynno�ci ni� przejechanie przez tu� obok si� znajduj�cy 
bezpieczny mostek. Tak jakby cz�owiek, u�atwiaj�c sobie na wszelki 
spos�b �ycie i prac�, gardzi� jednocze�nie zyskanymi 
udogodnieniami i wola� si� bez nich obywa�. 
- A ja ci m�wi�, nie ku� losu - ostrzega�a pani Barbara. - O to 
jedno by�am przynajmniej spokojna, �e nie czepiaj� si� ciebie 
g�upstwa, dobre najwy�ej dla Tomaszka. Szanuj� ka�de zaj�cie, ale 
kszta�cisz si� przecie nie na to, �eby zwozi� zielonk�. I czy 
naprawd� poci�gaj� ci� te grube roboty? Nigdy przedtem nie 
objawia�a� specjalnej ch�ci do takich rzeczy. 
Agnieszka odpowiedzia�a w zadumie: 
- Nie wiem. Teraz mam jak�� ch�� do wszystkiego. 
W samej rzeczy Agnieszka zaraz po przyje�dzie wzi�a si� do 
ci�kiej roboty, pracuj�c b�d� w domu i ogrodzie, b�d� w podw�rzu, 
a nawet i w polu. Bogumi� rad spogl�da� na gospodarskie 
zainteresowania najstarszej c�rki. M�wi�, �e wida� zdatna jest do 
wszystkiego, taki z niej cz�owiek, na jakiego zapowiada� si� 
niegdy� Piotru�. Pani Barbara nie lubi�a jednak por�wnywania 
kogokolwiek z dzieckiem, kt�re - najpierw by�o nad wszelkie 
por�wnanie, a potem - umar�o tak wcze�nie. Agnieszka nie 
wygl�da�a, co prawda, na to, �eby mog�a z �atwo�ci� straci� 
zdrowie lub �ycie. Budzi�a nieograniczone zaufanie do swych si� i 
wytrzyma�o�ci, zdawa�a si� chwilami wprost niezniszczalna. Lecz 
albo� i Piotru� nie by� taki? A zaszkodzi� mu, i to na �mier�, 
jeden g�upi zimowy spacer o zmierzchu. 
Za� Agnieszka znalaz�a w swych prostackich zaj�ciach pr�cz 
wielkiego wzmocnienia na zdrowiu, tak�e pewne korzy�ci duchowe. 
Od�o�ony egzamin i rozstanie z Marcinem nie zdawa�y si� ju� tak� 
pora�k�, skoro zwijaj�c si� przy gospodarstwie, mog�a czemu� 
udatnie s�u�y�. Czy wyczerpywa�o to jej marzenia o zadaniach 
�ycia, czy nie, podo�awszy czemukolwiek nabiera�a otuchy, �e 
podo�a wszystkiemu, tak�e i temu, co j� chwilowo zawiod�o. I, 
prawd� m�wi�c, dopiero teraz pozna�a, czym jest Serbin�w. Mia�a go 
dot�d za b�ogi dom dzieci�stwa, a poza tym co najwy�ej za miejsce 
wypoczynku po sukcesach we �wiecie lub, jak w danym wypadku - �alu 
i op�akiwa� po doznanych niepowodzeniach. Teraz widzia�a w nim 
znojny warsztat pracy, kt�ry j� n�ci� tym bardziej, �e cho� tak 
bardzo, jak s�dzi�a, ze wszystkim tu zro�ni�ta, od tej strony 
wci�� nie mog�a tajnik�w �ycia wsi opanowa�. Czu�a, �e cho�by j� 
jeszcze sto razy bardziej ko�ci i mi�nie bola�y od roboty, jaka� 
cz�stka tego, co si� tu dzia�o, pozostanie dla niej 
nieprzenikniona, bo �eby j� poj��, trzeba by� w ruchu folwarcznej 
maszyny �yciowo zainteresowanym. Trzeba szuka� w tej spoconej 
wrzawie nie ratunku od b�lu serca i nie zdrowotnego wy�adowania 
energii, lecz praktycznego celu i sensu �ycia. W jaki� to spos�b 
osi�gn��? Sta� si� zwyk�� robotnic� folwarczn� (bo i to 
przychodzi�o jej do g�owy) czy nauczy� si� kierowa� robotami? Po 
swych loza�skich prze�yciach by�a w stanie ducha, kt�ry nie 
usposabia� do kierowania czymkolwiek, pragn�a raczej znale�� si� 
w g��bi, na dnie. Praca r�k ze swymi skromnymi ambicjami i 
dora�nie ogl�danymi wynikami zdawa�a jej si� szczeg�lnie 
poci�gaj�ca, nie brak�o wi�c fantazjowania o zamieszkaniu w 
czworakach, przystaniu do bandos�w i tym podobnie. Gdy jednak 
rankami (wieczorem by�a na to zbyt znu�ona i �pi�ca) bra�a si� do 
ksi��ek i skrypt�w uniwersyteckich, zamiary jej ulega�y 
najzupe�niejszej odmianie. Przenikni�ta swoist� rozkosz�, jak� 
daje sama w sobie czynno�� umys�u badaj�cego, szukaj�cego i 
wnioskuj�cego, dochodzi�a do przekonania, �e tylko ten tryb �ycia 
wart jest ludzkiego zachodu. Praca umys�u i ducha zdawa�a jej si� 
wtedy jedynym sposobem i najlepszego wypowiedzenia siebie, i 
najskuteczniejszego przys�u�enia si� ludziom, a tak�e jedynym 
�r�d�em poznania otaczaj�cych zjawisk, jedyn� si�� zdoln� 
przeobrazi� �wiat, je�li ju� przeobrazi� go trzeba. 
- A wi�c nauka. Lub mo�e sztuka - my�la�a niekiedy, ogl�daj�c 
r�wnie� pr�by swych wierszy oraz krajobrazy, malowane i rysowane 
po r�nych zak�tkach ogrodu. Kiedy indziej, zw�aszcza przy 
stykaniu si� ze s�u�b� folwarczn�, obiecywa�a sobie po czasie 
wielkich rob�t zapocz�tkowa� w�r�d niej - z dzie�mi nauk� czytania 
i pisania, ze starszymi g�o�n� lektur� i pogadanki o�wiatowe, a 
dzia�alno�� spo�eczna zdawa�a jej si� w�wczas jedynie godziwym 
celem �ycia. Tylko nie dobroczynna albo partyjna, lecz po prostu 
osiedlenie si� na wsi w charakterze organizatorki nowego �ycia, 
nauczycielki, mo�e lekarki. Ach, w istocie, mia�a ch�� do 
wszystkiego i n�ci�o j� tyle rodzaj�w �ycia, �e nie mog�a z tym 
da� sobie rady. Jak tu wybra�? Czego si� wyrzec, a czemu si� 
po�wi�ci�? Jak rozr�ni�, do czego si� ma zdolno�� tw�rcz�, a do 
czego - tylko ciekawo�� zaznania jednego wi�cej wra�enia? Bo gdy 
co� dobrze idzie, trudno nie my�le�, �e jest si� do tego w�a�nie 
stworzonym, gdy �le - jak�e nie chcie� tym bardziej wypr�bowa� 
swych si� w dziedzinie, kt�ra zdaje si� nas przerasta�! 
Lecz gdy niekt�re z tych pokus domaga�y si� porzucenia 
uniwersytetu, Agnieszka spostrzega�a, �e ta my�l napotyka w niej 
na niezwalczony op�r. Co gorsza, rozpoznawa�a, �e idzie jej nie 
tak o uniwersytet, jak o nieuchronn� konieczno�� powrotu do 
Lozanny. Jak�eby mog�a inaczej da� pozna� Marcinowi, �e wszystko 
mi�dzy nimi raz na zawsze sko�czone? 
�niadowski nie odpowiedzia� na jej karty, wys�ane z Berlina, lecz 
pisa� by� do niej wida� jednocze�nie, bo nazajutrz po przyje�dzie 
do domu otrzyma�a od niego list nakazuj�cy jej si��, wytrwanie, 
zbawcz� prac� dla drugich i tym podobne rzeczy. Bardzo pragn�a 
przekona� go naocznie, �e ju� nie potrzebuje tych opieku�czych 
nakaz�w. Z kole�e�skiej poczt�wki Wadwicza wiedzia�a, �e Marcin, 
wbrew zapowiedziom, nie wyjecha� z Lozanny i �e zamierza� pozosta� 
tam na zim�. Lubi�a wyobra�a� sobie, jak b�d� si� z nim unikali, z 
daleka si� sobie k�aniali, ona mo�e zar�czona z kim innym... �r�d 
wielu spornych obraz�w przysz�o�ci ten jeden nie nastr�cza� 
�adnych zastrze�e�, jakby dalsze dzieje zerwania z Marcinem by�y w 
jej �yciu spraw� najdonio�lejsz� i kt�rej podj�cie niweczy�o 
wszelkie wahania i rozterki. 
Dopiero pod koniec czerwca uda�o jej si� wydali� ze �wiadomo�ci 
niedorzeczne marzenia o tym, czego by� nie mia�o. Pewnego dnia, 
gdy stwierdzi�a z rado�ci�, �e jej projekty nie zbaczaj� ju� 
maniacko w kierunku Lozanny, wesz�a Julka i spyta�a, czy panienka 
p�jdzie, jak obieca�a, na pogrzeb do �uczak�w. Miano chowa� tego 
popo�udnia dziecko Stasi �uczak�wny, od dwu lat J�drzejowej 
Klimeckiej. 
- Tak, naturalnie - zerwa�a si� Agnieszka, za� pani Barbara 
rzek�a, gdy odchodzi�y: 
- Narwijcie po drodze troch� kwiat�w. Bo tak i�� z pustymi r�koma, 
przypatrywa� si� tylko, to do niczego niepodobne. 
Stasia �uczak�w i Klimecczak pobrali si� na koniec, cho� po 
powrocie J�drzeja z niewoli japo�skiej skakali sobie do oczu z 
powodu Wawrzona Cierniaka. Lecz Wawrzon wyby� zn�w z Serbinowa, 
za� niesnaski pok��conych kochank�w sko�czy�y si� tym, �e Stasia 
zacz�a spodziewa� si� dziecka. J�drek uj�� si� wtedy honorem i 
twierdz�c, �e dziecka swego na poniewierk� nie da, o�eni� si� 
pomimo gniew�w matki. Starzy Klimeccy nie byli na weselu, wyszli 
nawet na ten dzie� z Serbinowa. Dopiero kiedy wnuczka przysz�a na 
�wiat, zmi�kli i dali si� przeprosi�. A tak dziecko pobrata�o 
zwa�nione rodziny i ledwo to sprawiwszy - umar�o. 
W izbie �uczak�w, kt�r� m�ode stad�o zamieszkiwa�o razem z 
rodzicami, sta�a teraz na dwu zesuni�tych krzese�kach nie malowana 
trumienka. Stasia w czarnym kabacie i czarnej chustce na g�owie 
pop�akiwa�a nad ni�, powtarzaj�c: - O, moja z�ota, kochana, o moja 
z�otuchna c�runia. - J�drzej, pi�kny ch�op z niebieskimi oczyma 
ocienionymi d�ug� czarn� rz�s�, sta� w nogach trumienki, maj�c 
g�ow� sztywno wzniesion� w g�r� niby ko�, gdy si� boi. �uczaka i 
m�odszych si�str Stasinych nie by�o, wysz�y ju� w pole, czas nie 
by� odpowiedni, by kto nie musi, odstawa� od roboty. �uczaczka 
sma�y�a na kuch...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin