Broadrick Annette - Spotkanie w tropikach.rtf

(208 KB) Pobierz
PROLOG – Szanowni państwo, prosimy o uwagę

ANNETTE BROADRICK

 

 

 

Spotkanie w tropikach

 

 

 

 

Cykl: Przeżyj to inaczej

Getaway

 

 

 

 

 

Tłumaczyła: Julia Turlejska


PROLOG

 

Szanowni państwo, prosimy o uwagę. Wszystkie loty z Międzynarodowego Lotniska O’Hare zostają odwołane z powodu bardzo intensywnych i ciągle nasilających się opadów śniegu. Powiadomimy pasażerów, kiedy pasy startowe znowu będą czynne.

W hali odlotów rozległy się pomruki niezadowolenia. Na trzy dni przed świętami Bożego Narodzenia chicagowskie lotnisko było po brzegi wypełnione podróżnymi.

Większość zrezygnowanych pasażerów spacerowała niespiesznie po hali. Trzy siedzące niedaleko siebie kobiety, w tym jedna z dzieckiem, patrzyły przez wielkie okna na padający na zewnątrz śnieg.

W końcu odezwała się jedna z nich.

– No to ładnie nam się zaczynają święta, co? – rzekła.

Pozostałe dwie zwróciły się w jej stronę.

– Nazywam się Megan – ciągnęła. – Mieszkam w Springfield w stanie Illinois i wybieram się do Knoxville w Tennessee. Mam niewielki domek niedaleko Parku Narodowego Smoky Mountains i postanowiłam spędzić tam święta. – Po chwili spojrzała na siedzącą po prawej stronie brunetkę. – A pani?

– Mam na imię Kayla i mieszkam w Salem w stanie Oregon. Lecę na tydzień do St Croix na Wyspach Dziewiczych, by spotkać się z kimś, kogo znam ze szkoły – odpowiedziała i nerwowo spojrzała na zegarek. – Mam na dzisiejszą noc zarezerwowany pokój w hotelu w Miami. Samolot na wyspy wylatuje dopiero jutro wczesnym rankiem. Mam nadzieję, że na lotnisku w Miami już nie będzie takich komplikacji.

Po chwili odezwała się siedząca po lewej stronie Megan kobieta z małą dziewczynką.

– A ja nazywam się Greta, a to moja córka, Lilly – rzekła, patrząc czule na dziewczynkę. – Mieszkamy w Kennebunk w stanie Maine, a lecimy do Houston odwiedzić dziadków Lilly.

– Tak, lecimy do dziadków – potwierdziła dziewczynka. – Nie byłyśmy tam bardzo, bardzo długo. Od śmierci taty.

Kobiety spojrzały na Gretę z sympatią.

– To musi być dla pani bardzo trudny okres – zauważyła Kayla. – Kiedy odszedł pani mąż?

– Trzy lata temu. To stało się tak nagle. Miał zaledwie trzydzieści osiem lat. Obie bardzo za nim tęsknimy. Trudno mi widywać się z teściami, choć nalegali, by ich odwiedzić kilka miesięcy po jego śmierci. Głupio mi, że tak długo zwlekałam z zabraniem do nich Lilly – wyjaśniła Greta, spoglądając przez okno. – Mam nadzieję, że teraz, kiedy wreszcie się wybrałyśmy, uda nam się do nich dotrzeć.

Kayla spojrzała na zegarek, by przerwać krępującą ciszę.

– Nie wiem, jak wy, ale ja chętnie bym coś przegryzła. Chodząc po lotnisku, widziałam parę restauracji. Jestem pewna, że uda nam się znaleźć miejsce w którejś z nich. Będzie nam wygodniej niż tu, w hali odlotów. Może macie ochotę mi towarzyszyć?

Megan wstała.

Bardzo chętnie – odparła. – Chodźmy tam, napijemy się czegoś. Jak długo można tak siedzieć i patrzeć na burzę śnieżną?

Kobiety udały się do najbliższej restauracji – „Admiral”. Po kilku godzinach poznały się na tyle dobrze, że mogły porozmawiać ze sobą o swych prywatnych sprawach.

– Czy ktoś z rodziny wyjdzie po ciebie w Knoxville? – spytała Kayla, zwracając się do Megan.

– Nie. Mój dziadek zbudował ten domek, a kiedy zmarł, odziedziczyłam go po nim. Będę więc tam sama – westchnęła. – Czułam, że muszę wyjechać ze Springfield na jakiś czas. Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo ciężkie. Parę tygodni temu zwolniono mnie z pracy, a wierzcie mi, koniec roku to nic najlepszy okres na szukanie nowej roboty. A do tego niedawno rozstałam się z mężczyzną, z którym spotykałam się przez ostatnie dwa lata. Nie jestem z tego powodu zrozpaczona, ale muszę przyznać, że rozstanie uraziło moją dumę.

Spojrzała na Kaylę.

– A kim jest ten twój stary znajomy? Jakąś miłością sprzed lat?

Kayla roześmiała się.

– Ależ skąd! To moja przyjaciółka, Karyn. Znamy się od trzeciej klasy podstawówki. Kiedy zrobiłyśmy maturę, jej rodzina przeprowadziła się na Wschodnie Wybrzeże, ale na szczęście utrzymywałyśmy kontakt telefoniczny i mailowy. Odwiedziłam ją też parę razy. Karyn znalazła świetną pracę na Manhattanie. I chociaż jesteśmy w stałym kontakcie, nie widziałyśmy się od kilku lat. Chcemy to nadrobić.

To wspaniale, że masz przyjaciółkę od tak dawna – rzekła Greta. – Mnie tak pochłonęło małżeństwo i wychowywanie córeczki, że straciłam kontakt ze wszystkimi znajomymi z liceum. A ty co robiłaś po maturze?

– Poszłam na studia – odpowiedziała Kayla. – Zresztą wcale ich jeszcze nie skończyłam. Jestem na prawie i mam wrażenie, że nigdy nie uda mi się zrobić dyplomu.

Nagle podano kolejną informację o tym, że udało się uruchomić część pasów startowych. Kobietom było trudno się rozstać, ponieważ przez te kilka godzin rozmowy poczuły do siebie wielką sympatię. Każda z nich cieszyła się, że mogła podzielić się swymi przeżyciami, porażkami i obawami z osobami, których zapewne już nigdy w życiu nie zobaczy.

Słuchajcie, skoro wszystkie wracamy tego samego dnia przez Chicago, może w drodze powrotnej choć na chwilę uda się nam tu spotkać i podzielić wrażeniami? – zaproponowała Kayla. – Byłoby fajnie!

– Ja już teraz mogę wam powiedzieć, jak będzie wyglądał mój urlop zapewniła Megan. – W górach zapadnę w sen zimowy i prześpię cały pobyt. Może obudzę się dopiero na wiosnę?

Kayla zwróciła się do Grety.

– A może ty z Lilly chciałabyś się ze mną spotkać w drodze powrotnej?

Oczywiście – odpowiedziała z uśmiechem. – Chętnie wysłucham twojej relacji z St Croix.

Ja też – zawtórowała Megan. – Spodziewajcie się mnie na tym spotkaniu. Chętnie się dowiem, że przynajmniej wy miałyście udany urlop.

Kobiety uściskały się na pożegnanie, a następnie ruszyły przez zapełnioną halę odlotów i udały się do odpowiednich bramek.


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Po przylocie do Miami Kayla Parker nie miała nawet czasu pojechać do hotelu. I tak cudem zdążyła na samolot do St Croix. Była wykończona, ponieważ od ponad doby nie udało jej się przespać. Choć starała się zdrzemnąć w samolocie na Wyspy Dziewicze, hałas silnika nie pozwolił jej nawet na chwilę zmrużyć oka.

Zupełnie jednak nie przejmowała się swym zmęczeniem. Cieszyła się, że zdążyła na lot z Miami, mimo wielkiego opóźnienia, z jakim wyleciała z Chicago. Owszem, była niewyspana, jednak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia, skoro nadarzyła się okazja wyjazdu na egzotyczną wyspę i zobaczenia Karyn po tylu latach.

Kayla nigdy wcześniej nie była w żadnym tropikalnym kraju. Teraz, w czasie mroźnej i śnieżnej oregońskiej zimy perspektywa wygrzania się na słońcu wydawała się jej szczególnie nęcąca.

Była bardzo blada w porównaniu z innymi pasażerami, których widziała na lotnisku w Miami. Uznała, że opalenizna będzie świetną pamiątką po zimowym urlopie.

Z Karyn Stevenson przyjaźniła się od dziecka. Dziewczynki pochodziły z Salem i mieszkały kilka przecznic od siebie. Rodzice Kayli wykładali na Uniwersytecie Willamette. To właśnie tam Kayla studiowała prawo.

Kayla parokrotnie odwiedzała przyjaciółkę w Nowym Jorku. Karyn nie mogła sobie pozwolić na chwilę urlopu, gdyż była pochłonięta pracą w agencji reklamowej. Prowadziła tak intensywny tryb życia, że od chwili przeprowadzki po maturze ani razu nie przyjechała do Oregonu.

W ostatniej rozmowie, jaką dziewczyny przeprowadziły ze sobą tydzień przed wyjazdem, Karyn powtarzała, że im obu należy się urlop, w czasie którego wypoczną, opalą się i nacieszą swym towarzystwem.

Kiedy samolot unosił się nad wodami Oceanu Atlantyckiego, w głowie Kayli kłębiły się wspomnienia.

 

– Mamo, chcę, byś poznała moją nową przyjaciółkę. To Kayla Parker. Jej rodzice uczą na uniwersytecie. – Ośmioletnia Karyn przedstawiła koleżankę swojej mamie Janice Stevenson.

Janice uśmiechnęła się szeroko do Kayli.

– Bardzo mi miło cię poznać, Kaylo. Karyn często o tobie opowiada. Cieszę się, że rodzice pozwolili ci przyjść do nas w odwiedziny.

To właśnie tego dnia Kayla odkryła, jak bardzo jej dom różnił się od domu Karyn. Państwo Stevensonowie interesowali się wszystkim, co dotyczyło ich córki i syna, Marka. Chodzili na wszystkie szkolne przedstawienia i mecze, w których brały udział ich dzieci. Poza tym z wielką przyjemnością słuchali, jak Karyn i Mark opowiadają o swych przeżyciach.

Rodzice Kayli bardzo kochali swoją córkę, choć zupełnie nie spodziewali się jej narodzin – oboje mieli już dobrze po czterdziestce, kiedy przyszło na świat ich pierwsze dziecko. Matka ze śmiechem nazywała Kaylę swą „małą niespodzianką”.

Państwo Parker byli tak zaabsorbowani pracą na uczelni i innymi zajęciami, że nie potrafili znaleźć ani czasu, ani cierpliwości dla swej ciekawej świata córeczki, która nieustannie zadawała im setki pytań.

Kiedy Kayla poznała całą rodzinę Karyn, spytała przyjaciółkę:

– Ile lat ma twój brat?

– Dwanaście – odparła Karyn.

– O rany, ja też bym chciała mieć brata. Wcale nie jest fajnie być jedynaczką.

– Mark jest super – rzekła Karyn. – Jeśli chcesz, może być też twoim bratem.

– Naprawdę? – Ale wtedy musiałabyś się nim ze mną dzielić.

Karyn spojrzała na Kaylę rozbawiona i po chwili obie dziewczynki wybuchnęły śmiechem.

Dom Stevensonów szybko stał się drugim domem Kayli. Kiedy matka Karyn dowiedziała się, że Kayla wraca każdego dnia do pustego mieszkania, zaproponowała, by przychodziła do nich i czekała, aż jej rodzice wrócą z pracy.

Taki układ bardzo odpowiadał rodzicom Kayli. W ten sposób dziewczynka stała się częścią rodziny Stevensonów, którą nazywała magicznym kręgiem.

Dziewczynki czasami bawiły się z Markiem i panem Stevensonem w berka w ogrodzie albo grały z nimi w koszykówkę. Pani Stevenson zaś uczyła je pieczenia ciastek i innych łakoci. Oboje rodzice zawsze pomagali Karyn i Kayli w odrabianiu lekcji.

Mark z dużym rozbawieniem przyjął wiadomość o tym, że Kayla pragnie mieć brata i że to właśnie on został wybrany do pełnienia tej funkcji. Obiecał sprostać temu niecodziennemu, ale i zaszczytnemu, jak podkreślał, zadaniu.

Mark osiągał doskonałe wyniki we wszystkim, za co się brał, niezależnie od tego, czy była to gra w piłkę nożną, koszykówkę, baseball czy nawet bieganie. Kochał życie, co Kayla bardzo w nim lubiła i czego niekiedy bardzo mu zazdrościła.

Kayli podobała się rodzina Stevensonów – uważała ich za ludzi urodziwych, zadowolonych z siebie i dobrze czujących się w towarzystwie innych. Ona była zawsze nieco skrępowana, kiedy gdzieś razem wychodzili. Nie była zadowolona ze swojego wyglądu. Dla Stevensonów jednak nie miało to żadnego znaczenia. Różnili się pod tym względem od pani Parker, która zawsze krytykowała prezencję córki.

Karyn była bardzo ładnym dzieckiem, które szybko przedzierzgnęło się w wysportowaną nastolatkę. Nie przechodziła nigdy przez etap nieatrakcyjnego podlotka. W liceum Karyn cieszyła się wielkim powodzeniem, czego ukoronowaniem był tytuł królowej balu, jaki nadano jej na studniówce.

Kayla stanowiła zupełne przeciwieństwo swej przyjaciółki. Była bardzo chudą dziewczynką z wiecznie potarganymi włosami, które nie dawały się ułożyć w jakąś przyzwoitą fryzurkę. Właśnie te niesforne włosy najbardziej denerwowały jej matkę. Pani Parker nieustannie namawiała córkę, by jadła więcej i wreszcie się uczesała. Kayla nie była jednak w stanie zapanować nad swymi grubymi, mocnymi i prostymi włosami. Wszelkie próby ich uładzenia natychmiast kończyły się niepowodzeniem. Nie trzymały się ich spinki, gumki i żadne inne ozdoby. Do tego Kayla nosiła grube szkła, zniekształcające oczy, w nieładnych oprawkach, źle dobranych do jej szczupłej twarzy. Kiedy weszła w okres dojrzewania, nadal była chuda jak patyk. Na domiar złego na skutek nalegań rodziców założyła aparat ortodontyczny. Nosiła go przez ponad dwa lata. W tym czasie rówieśnicy zupełnie jej nie zauważali.

Mark był jedyną osobą, której nie zniechęcał wygląd Kayli. Traktował ją jak własną siostrę – lubił sobie żartować z obu dziewczynek, ale w sympatyczny sposób i zachowywał się w stosunku do nich życzliwie i naturalnie.

Nic więc dziwnego, że Kayla zaczęła go wielbić. Mając dwanaście lat, była w nim po uszy zakochana. Nie śmiała jednak powiedzieć o tym nikomu, nawet Karyn.

Podobnie jak siostra, Mark cieszył się w liceum wielką popularnością. Był kapitanem drużyny piłkarskiej i przewodniczącym samorządu szkolnego. Spotykał się z najatrakcyjniejszymi dziewczynami z całej okolicy, ale słynął z tego, że z żadną nie wiązał się na dłużej. Chwalił sobie taki styl życia. Dziewczyny, z którymi umawiał się na randki, były zjawiskowo piękne i bardzo inteligentne.

Choć Kayla też była bystra, wiedziała, że Mark uważa ją tylko za przyjaciółkę swej siostry. Spędzał z nią dużo czasu i z zainteresowaniem słuchał, co ma do powiedzenia. Traktował ją jak równą sobie. Wydawało się, że dyskusje z nią sprawiają mu dużą przyjemność. Potrafili godzinami rozmawiać na bardzo różne tematy, począwszy od historii, przez literaturę, a skończywszy na filozofii.

Ceniła sobie każdą spędzoną z nim chwilę. Wiedziała bowiem, że Mark nie ignoruje jej jak reszta chłopców ze szkoły. Lubił z nią rozmawiać i celowo starał się obalać jej teorie, by sprowokować ją do dyskusji.

Mark sprawił, że zaczęła bardziej analitycznie podchodzić do wiedzy zdobytej w szkole i wykorzystywać ją w życiu codziennym. Jednym z jej ulubionych przedmiotów była wiedza o społeczeństwie. Fascynowały ją wydarzenia na świecie i potrafiła godzinami rozmawiać o tym wszystkim, co się akurat dzieje w Stanach i innych państwach.

Nic więc dziwnego, że i ona, i Mark zdecydowali się studiować prawo.

Kiedy wraz z Karyn poszły do liceum, Mark zrobił maturę i wyjechał na studia do Harvardu. Nie widywała go więc często poza nielicznymi okazjami, kiedy wracał do domu na święta.

Kayla nadal bardzo przyjaźniła się z Karyn, choć obie dziewczynki miały zupełnie inne zainteresowania.

Może to właśnie różnice między nimi sprawiły, że stały się sobie jeszcze bliższe. Karyn uwielbiała ludzi. Była otwarta i niezwykle towarzyska. Kayla zaś nigdy nie czuła się dobrze w dużej grupie ludzi i nie umiała się odnaleźć na imprezie. Nie potrafiła rozmawiać z osobami, których prawie w ogóle nie znała.

Tom i Janice Stevensonowie słusznie byli bardzo dumni ze swych dzieci. Kaylę bardzo wzruszało to, że cieszyli się także z jej sukcesów.

Kiedy Kayla była w klasie maturalnej, zdarzył się cud, który sprawił, że koleżanki i koledzy z klasy spojrzeli na nią innymi niż dotychczas oczami. Dzięki owemu wydarzeniu zyskała trochę pewności siebie, której od lat tak bardzo jej brakowało.

Otóż pewnego wieczoru zadzwonił do niej Mark, wtedy już student Harvardu.

– Cześć, Kayla, tu Mark – przywitał się, gdy odebrała telefon. – Co u ciebie? Dawno się nie słyszeliśmy...

– Mark?! – wykrzyknęła zaskoczona. – To naprawdę ty? O Boże, nie mogę uwierzyć, że do mnie dzwonisz!

Pierwszy raz do niej zatelefonował, odkąd wyjechał na studia do Harvardu. Mark roześmiał się.

– No tak, jakoś udało mi się wystukać twój numer telefonu – zażartował. – Co słychać?

Serce biło jej jak młot. Przeszywały ją dreszcze emocji. Z trudem łapała oddech, nie mogła jednak pozwolić, by Mark się tego domyślił.

– Wszystko w porządku – wykrztusiła w końcu z trudem.

– Już pewnie odliczasz dni do matury, co?

– Tak – odpowiedziała. – A co u ciebie?

– W porządku. Czekam, aż wreszcie skończy się rok akademicki.

Nagle zapadła cisza. Kayla nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie była przyzwyczajona do prowadzenia długich rozmów przez telefon z nikim prócz Karyn. Cały czas powtarzała sobie w myślach, że przecież z Markiem zawsze tak dobrze jej się rozmawiało.

Zastanawiała się, czy ma zacząć z nim dyskutować o polityce.

– Słuchaj – odezwał się w końcu. – Z kim idziesz na studniówkę?

Z wrażenia ugięły się pod nią nogi.

– Na studniówkę? – spytała, starając się, by jej głos zabrzmiał naturalnie. – Nie chadzam na takie imprezy. Chyba poszłabym tam tylko po to, by deptać innym po nogach...

– No, to mamy problem...

– Nie rozumiem – odparła zdezorientowana.

– Dzwonię do ciebie, łudząc się, że nie masz jeszcze partnera na studniówkę i zgodzisz się, bym ci towarzyszył. A ty mnie nawet nie wysłuchałaś do końca i już mi opowiadasz takie rzeczy...

Czuła, że się czerwieni. Chyba czegoś nie zrozumiała. Przecież to niemożliwe, by Mark chciał z nią pójść na studniówkę...

Zaśmiała się sztucznie, chcąc zatuszować nierówny oddech.

– Kto ci kazał do mnie zadzwonić... mama czy Karyn? – zaczęła się dopytywać.

– Jestem urażony, że coś takiego w ogóle przyszło ci do głowy.

Rozbawienie w głosie Marka udzieliło się i jej.

– To w takim razie skąd wiedziałeś, że już niedługo mam studniówkę?

– Bo studniówki odbywają się raz do roku. To wspaniała tradycja, o której nie można zapominać. No to co, zgodzisz się, bym ci towarzyszył w ten szczególny wieczór?

Z trudem przełknęła ślinę.

– Doceniam twoją propozycję, Mark. Jestem szczerze wzruszona, ale zapewniam cię, że byłabym beznadziejną partnerką.

Ociąganie Kayli tak naprawdę wynikało z tego, że nigdy wcześniej nie była na randce. Owszem, wspólna nauka z kilkoma koleżankami i kolegami często kończyła się wyjściem do pizzerii, ale Kayla nigdy nie spotkała się z żadnym chłopakiem sam na sam.

– To nieprawda, Kayla, i dobrze o tym wiesz – rzekł. – Jak mam cię przekonać, że naprawdę chcę z tobą iść na studniówkę?

Perspektywa pójścia na pierwszą w życiu randkę z Markiem Stevensonem, atrakcyjnym i niezwykle popularnym studentem, bardzo ją ekscytowała. Ale trudno było jej uwierzyć, że ta propozycja naprawdę padła z jego ust.

Po policzkach Kayli zaczęły płynąć łzy radości.

– Jesteś najlepszym starszym bratem, jakiego można sobie wymarzyć – wyszeptała.

– Doskonale o tym wiem – zażartował.

– Na ten weekend, kiedy odbędzie się twoja studniówka, przyjadę do domu. Kiedy dokładnie to będzie? Za dwa tygodnie, prawda?

– Tak – odparła cicho. – Dziękuję ci, Mark. Nawet nie wiesz, jak dużo to dla mnie znaczy.

Mark nagle spoważniał.

– Ależ, Kayla, jesteś jedną z najinteligentniejszych i najbardziej uroczych dziewczyn, jakie znam. Towarzyszenie ci na studniówce będzie dla mnie wielkim zaszczytem.

– No to do zobaczenia – rzekła po chwili milczenia.

– Do zobaczenia.

Kayla odłożyła słuchawkę. Kłębiły się w niej dwa sprzeczne uczucia – radość i niepokój. W panice zaczęła się zastanawiać, co na siebie włoży. Nie miała przecież żadnej eleganckiej sukienki. Nie wiedziała, co robić.

Szybko postanowiła, że zadzwoni do osoby, do której w każdej sprawie zwracała się o radę, czyli do Karyn.

Zawsze kiedy robiła zakupy z Karyn i jej mamą, doskonale się bawiła. Szukanie sukni na studniówkę okazało się równie przyjemne, jak kupowanie ubrań na inne okazje. Rodzice Kayli nie kryli zdziwienia na wieść o tym, że ich córka została zaproszona na studniówkę. Dali jej całkiem pokaźną sumę, by kupiła sobie odpowiedni na tę okazję strój.

Karyn kupiła swoją sukienkę kilka miesięcy wcześniej, kiedy to zaprosił ją na studniówkę najbardziej rozrywany chłopak z klasy. Doskonale więc wiedziała, do jakiego sklepu udać się po strój dla Kayli. We trzy wybrały idealną na tę okazję sukienkę.

Kayla cieszyła się, że przynajmniej nie nosi już aparatu ortodontycznego, lecz nie mogła pozbyć się okularów. Już od jakiegoś czasu rozważała zakup soczewek, lecz dopiero teraz stało się to pilne. Niestety, do studniówki pozostało zbyt mało czasu, by mogła przyzwyczaić się do szkieł kontaktowych.

W końcu uznała, że nie ma znaczenia, czy kupi soczewki. I tak uważała się za nieatrakcyjną z powodu swej tyczkowatej sylwetki. A poza tym Mark doskonale wiedział, jak wygląda.

Nadszedł uroczysty dzień studniówki. Mark przyjechał po Kaylę wieczorem i przywiózł jej orchideę. Miał na sobie elegancki czarny garnitur, który doskonale podkreślał jego ciemną karnację. Po przywitaniu się z rodzicami spojrzał na swą partnerkę i wykrzyknął z uznaniem:

– Kayla, świetnie wyglądasz!

Do rozmowy wtrąciła się pani Parker.

– Ja akurat uważam, że kolor sukienki nie jest dla Kayli odpowiedni – rzekła sucho. – Jest przecież z natury blada...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin