2012-12.doc

(730 KB) Pobierz

Brak szkoleń i wszystko jasne

seawolf, 7 grudnia, 2012 - 19:21

36477e1036d0287dafc17973d5ed646b.jpg

Pan Premier wreszcie wyjaśnił, z czego wynikała koszmarna utrata twarzy, wiarygodności, i czego tam jeszcze prokuratury wojskowej w ostatnich tygodniach. Otóż brak szkoleń. A może brak właściwych szkoleń? Burleska zamiast normalnego PR? Tak, jakby pan premier wykazał się jakimiś specjalnymi talentami w tym względzie. Przepraszam, ale, jeśli po ponad dwóch latach mozolnych treningów nadal się Donaldowi Tuskowi wyrywa spoza zaciśniętych zębów fraza o ZAMACHU SMOLEŃSKIM, zresztą podobnie, jak Radosławowi Sikorskiemu i Grzegorzowi Schetynie, to coś tam z wami, chłopaki, jest nie tak, nikt mi nie powie, że nie, jak tak, mówiąc słowami Ferdka Kiepskiego. Kto tu potrzebuje szkoleń? Albo i terapii? Ponoć nie pierwszej już w karierze.

Oczywiście, jedynym efektem tego wszystkiego jest kompletny chaos informacyjny i przekonanie wszystkich, ze już naprawdę nic nie wiadomo i nic nie jest pewne, ani oczywiste. Wszystko jest wykładnią chwilowego kaprysu towarzyszy od Putina. Pytanie, czy pójdą na przyznanie się, że Anodina napisała jakieś bzdury po spożyciu wysokoenergetycznych substancji czy też raczej będziemy świadkami bohaterskiej obrony twierdzy brzeskiej do ostatniego bojca. Ale, to już chyba nie da się zrobić.
Na razie mamy brak szkoleń prokuratorów wojskowych i niezdolność do przyznania, czy trotyl, to trotyl, czy raczej być może ewentualnie trotyl, to trotyl, ale niekoniecznie, bo być może trotyl, to pasta do butów ( ostrożnie z przytupami!) i cztery plasterki salcesonu.

Ale jednak trotyl, tyle, że to normalne, że trotyl, bo ten jest wszędzie, Dymitr Samozwaniec naniósł po drodze na Kreml, wdepnąwszy w perfumy Maryny Mniszchówny, nie mówiąc o jej dworze, co to lubił sobie niuchnąć. Do wyjaśnienia pozostaje, co nagle kopnęło prokuraturę do zbadania wraku, choć już ponoć badała i nic, skąd ten wysyp pozytywnych wyników, ponownie wbrew poprzednim wynikom, kto wpadł na pomysł zabezpieczenie próbek na plasterek papieru z pieczątką i podpisem, jak wiadomo, najwyższy standard, że NASA i CIA wysiada, co powoduje, że niezależnie od tego, co w końcu się okażą, próbki będzie musiał odrzucić z zażenowaniem każdy sąd, nie tylko ten Putina, ale w ogóle każdy.

Z tego wszystkiego , to już nawet nie chce się pisać o kolejnym według skali ważności wydarzeniu, czyli odejściu Marka Siwca z SLD. No, nie wiem, jak sobie z tym poradzą chłopaki i ci, co to od nich odszedł i ci, co to by pewnie do nich wstąpił, ktokolwiek by to nie był. Pewnie ktoś z ziemi kaliskiej, tak serdecznie wycałowanej.

Teraz Halicki i strasznie dużo piniądzorów.

seawolf, 9 grudnia, 2012 - 17:12

naubitaziemia.jpg

Od jakiegoś czasu zauważam pewną ciekawą prawidłowość. Kiedyś, jak się chciało wrzucić jakąś „rewelację” do publicznego obiegu, trzeba było jednak znaleźć jakiś pretekst, powiedzmy, „dzisiaj rano znalazłem na wycieraczce teczkę z dokumentami”, albo „cudem uratowaliśmy z płonącego samochodu minister Pitery”, albo „krążą plotki, jednak uwiarygodniające domniemania”, albo „na rynku oferowano za niewielkie pieniądze Aneks Raportu Macierewicza” ( a, właśnie, naprawdę ponoć kiedyś oferowano, i co, kupił ktoś? Zdaje się, że jednak nie, trzeba było dopiero pruć kasę po 10 kwietnia z radosnym zniecierpliwieniem), no, cokolwiek, co pozwoliłoby uzasadnić, dlaczego coś wrzucamy akurat dzisiaj, a nie wczoraj, czy jutro.

Jest to, oczywiście kłopot i niedogodność, w dodatku zbędna, niczym skrupuły gracza w trzy karty, dlatego, jak się zdaje, zarzucono ten staromodny zwyczaj.

Teraz po prostu albo publikuje się zdjęcia sprzed 2.5 roku, tak, jakby pojawiły się wczoraj po południu, albo pisze się o prywatnej sprawie Marty Kaczyńskiej z 2007 roku tak, jakby była na wokandzie w zeszły czwartek, albo, jakby od 2007 roku cokolwiek się zmieniło, albo, jakby sprawa nagle wypłynęła, przedtem ukryta, niczym historia rozgałęzionego i zasłużonego rodu Dziadzia.

Albo, żeby już sprawę maksymalnie uprościć, poseł Halicki po prostu powie, że Marta Kaczyńska wyłudziła 3 miliony odszkodowania i że to strasznie dużo piniądzorów, a w kraju bieda.

Wielu ludzi zastanawia się, gdzie dokładnie jest to tajemne centrum, które decyduje, o czym się mówi, o czym się nie mówi, o czym przestanie się mówić po dwóch dniach, a o czym się będzie mówiło, ale dopiero od przyszłej środy. Ciekawe, czy zgodnie z tą nowa świecka tradycją Wyborcza doniesie jutro, że „Strzały ze Składnicy Książek przyczyną śmierci Prezydenta, jak wynika z raportu Warrena”. Dodajmy, Prezydenta Kennedy’ego. A może gorący news „Feldmarszałek Keitel podpisał akt kapitulacji III Rzeszy”?

Tak musiał sobie powiedzieć, jak pamiętamy, dr Lew- Starowicz, gdy poczuł się zmuszony skomentować życie seksualne rodziny Kaczyńskich. Oczywiście każdy walczy na swoim odcinku, Profesor Brzeziński na odcinku psychoanalizy na odległość, na przykład.

A, jak Lew- Starowicz, to o seksie, No, i z tej okazji załapała się Pani Marta Kaczyńska z jej rodzinnymi kłopotami. Powiem krótko, a co cię, głupi stary capie obchodzi, z kim kto sypia, albo nie sypia? Czy może chodzi o to, że nie z Tobą? Pani Marta nie pełni żadnej funkcji publicznej, jak będzie gdzieś kandydować, to się Pan zgłosisz, panie Starowicz. Na pewno wysłuchają i zapłacą, nie ma obawy. Jeszcze, gdyby to była jakaś nowość, sensacja? Wszystko można, ale w pewnym momencie zaczyna się już zwykły obciach. Kiedyś trzeba będzie spojrzeć sobie samemu w oczy, chociażby przy goleniu. I co tam zobaczymy?

Poseł Halicki, hodowca dogów niemieckich, to z kolei przykład upodabniania się właścicieli do swych pociech. Jak się czyta jego wywiady, nie sposób się pozbyć wrażenia, że widzimy takiego doga w stanie silnego wzburzenia, szczekającego, warczącego z pianą na pysku i nienawiścią gulgoczącą w gardle, a jednocześnie łypiącego kątem przekrwionego oka na Pana, czy pan widzi, jak dzielnie dożek atakuje złych ludzi, których Pan nie lubi? „ Puść mnie, daj rozkaz, spuść ze smyczy, a ich rozszarpię, grrrrrr!”. Przy czym w przeciwieństwie do Dziurawego Stefka poseł siedzi spokojnie, piana na pyszczku jest jedynie werbalna, płaty piany nie plamią eleganckiej koszuli, niewątpliwie markowej i nietaniej.

P.S. Zachęcam do czytania felietonów w „Gazecie Polskiej Codziennie”, „Warszawskiej Gazecie” i w Freepl.info. A wkrótce nowa książka, „Alfabet Seawolfa” akurat na Święta! Macie pomysł na lepszy prezent? Bo ja nie. Dlatego proszę zakupić bez ociągania, jak tylko się wydrukuje.

I znowu mamy skrzyżowanie Gabonu i Biedronki.

seawolf, 10 grudnia, 2012 - 18:14

64339683.jpg

Przypominam znaną prawidłowość, gdy Jarosław Kaczyński przez dłuższy czas nie daje się złapać na żadnej jątrzącej, nienawistnej wypowiedzi, albo jeszcze lepiej, na nienawistnym i jątrzącym milczeniu, zaraz jakoś tak przypadkiem pojawia się COŚ. Coś takiego, że wszyscy aż nie wiedzą, co powiedzieć z oburzenia. Ot teraz, na przykład pojawił się ulubiony leitmotiv- nacjonalizm Jarosława Kaczyńskiego i chęć wywołania wojny z Niemcami, albo, jeszcze lepiej, z Niemcami i Rosją jednocześnie. To zawsze brzmi lepiej, wojna z obiema stolicami jednocześnie. A co!

Wszyscy dbają o Litwinów, Ukraińców, Niemców, Rosjan, Białorusinów, Łemków, Kaszubów, Czechów, ...a jedyny polityk, który powiedział, że Polacy powinni być traktowani w symetryczny sposób w Niemczech, jak Niemcy w Polsce jest obwołany jakimś potworem i oszołomem. Jarosław Kaczyński powiedział jedynie „Wielu ludzi wierzyło, że te sprawy się wyrównają”, Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość dojdzie do władzy, to będzie stosowana zasada następująca: tyle praw Niemców w Polsce, co Polaków w Niemczech. Asymetria będzie zniesiona, stwierdził Kaczyński mówiąc jak odbiera działania strony niemieckiej na rzecz Polaków w Niemczech. Zastrzegł jednak, że nie jest przeciwko temu, by mniejszości w Polsce miały jakieś prawa. "Jestem za tym, ale pod warunkiem, że będziemy mieli wzajemność"
Jest już w Polsce taka tradycja, polityka białej flagi i brzydkiej panny bez posagu, tradycja po dyplomacji Krzysztofa Skubiszewskiego, o którym krytycy mówili, iż jego receptą na dobre stosunki polsko-niemieckie było unikanie spraw spornych. Później ten przepis realizowali inni polscy ministrowie spraw zagranicznych. W czasach 'ery pojednania' z Niemcami, w latach dziewięćdziesiątych, polskie władze zadowalały się historycznymi gestami ze strony polityków niemieckich, generalnie poklepywaniem po pleckach. Starając się o wspólnotę interesów z wielkim sąsiadem, rezygnowały z zabiegów o realizowanie własnych interesów czy interesów swoich obywateli.

Powiedzmy sobie, sami Polacy w Niemczech nie przykładają się do sprawy, a wiadomo, chcącemu nie dzieje się krzywda, trudno zmuszać samych Polaków do występowania o swoje.
Nie ma co robić z igły wideł, ale są też konkretne, nie wymyślone sprawy polskich dzieci z mieszanych małżeństw zmuszanych przez Jugendamty do mówienia wyłącznie po niemiecku, albo taki symboliczny drobiażdżek, mienie Polonii skonfiskowane bez możliwości odszkodowania w przyszłości - 27.II 1940 dekretem Goeringa. Angela Merkel wykonuje jedynie prawo ustanowione przez feldmarszałka Hermanna. Niby drobiazg, ale…

Definicja mniejszości niemieckiej zawarta w artykule 20 traktatu zawartego przed laty, jeżeli zastosować ją do społeczności polskiej zamieszkałej za Odrą, uprawnia do mówienia o istnieniu polskiej mniejszości w RFN. Zgodnie z tą definicją, aby być członkiem mniejszości wystarczy być obywatelem danego państwa i zadeklarować przynależność do grupy mniejszościowej. Nieistnienie mniejszości polskiej nie wynika z ogólnej normy lub definicji prawnej zawartej w traktacie, a z aktu rezygnacji przez stronę polską nazywania mniejszością osób „w Republice Federalnej Niemiec, posiadających niemieckie obywatelstwo, które są polskiego pochodzenia, albo przyznają się do języka, kultury lub tradycji polskiej”. Nota bene, określenia definiujące obie grupy w traktacie są analogiczne, a statusy prawne zupełnie różne.

Pomijam fakt, że Śląsk był jedna z kolebek polskiej państwowości, że wszyscy Niemcy tam mieszkający przybyli tam z daleka. Biskupstwo we Wrocławiu założył w roku tysięcznym Bolesław Chrobry, a biskupstwo, arcybiskupstwo przez wszystkie lata podlegało jurysdykcji arcybiskupów gnieźnieńskich.

P.S. Zachęcam do czytania felietonów w „Gazecie Polskiej Codziennie”, „Warszawskiej Gazecie” i w Freepl.info. A wkrótce nowa książka, „Alfabet Seawolfa” akurat na Święta! Macie pomysł na lepszy prezent? Bo ja nie. Dlatego proszę zakupić bez ociągania, jak tylko się wydrukuje.

Teraz Tychy

seawolf, 11 grudnia, 2012 - 19:08

105345d40013cc2b489802e5.jpg

Czasem zdarza mi się przeczytać taki zestaw informacji, że nic, tylko wsunąć klawiaturę pod biurko i dać sobie spokój. Ot, 120 osób ma stracić pracę w wyniku zwolnień grupowych w Johnson Controls w Bieruniu. Bezpośrednim powodem zwolnień jest ograniczenie produkcji i redukcje zatrudnienia w tyskim Fiacie, którego bieruński zakład jest kooperantem. To dla tych, którzy widzą wszystko oddzielnie, Tychy oddzielnie, Bieruń oddzielnie, koleje oddzielnie…. Idą Święta, fajnie mieć takie wiadomości na same Święta, nie? W poniedziałek pracodawca poinformował o zamiarze wypowiedzenia umów o pracę 120 pracownikom. 94 osoby to pracownicy zatrudnieni bezpośrednio przy produkcji foteli samochodowych dla Fiata, pozostali to pracownicy okołoprodukcyjni, czyli m.in. logistyka, kontrola jakości i administracja. Podobnie jak w Fiacie zwolnienia mają rozpocząć się w styczniu i trwać do końca marca - mówi Tomasz Sztelak, przewodniczący Solidarności w Johnson Controls.
W wyniku zwolnień linia montażowa foteli do samochodów Fiata zmniejszy wymiar czasu pracy z trzech do dwóch zmian. - Jeżeli w Tychach ograniczają produkcję i zwalniają jedną trzecią załogi, to u nas automatycznie dzieje się to samo, gdyż tam trafia większość naszych wyrobów - mówi szef zakładowej „S”.

Drugim obok tyskiego Fiata kontrahentem Johnson Controls jest gliwicka fabryka Opla, gdzie również ograniczana jest liczba produkowanych samochodów. Od początku grudnia fabryka pracuje w systemie dwuzmianowym. Część pracowników została skierowana do pracy w innych europejskich zakładach koncernu. - W naszym zakładzie linia foteli do Opla na razie pracuje normalnie, ale nie wiadomo, co będzie za kilka miesięcy - podkreśla Sztelak.

Następny kęs informacji, który skłania mnie do zamilknięcia…Temat likwidacji miejsc pracy w spółkach kolejowych. Od 1 stycznia bez pracy zostanie blisko tysiąc pracowników Śląskiego Zakładu Przewozów Regionalnych. Zwolnienia planowane są w też PKP PLK. W całej Polsce pracę w spółkach tej grupy może stracić nawet 5 tys. kolejarzy. Zlikwidowanych ma również zostać 5,5 tys. km linii kolejowych.

Już około 20 tysięcy pracowników z zakładów hutniczych, koksowni i spółek kolejowych wzięło udział w referendum dotyczącym przystąpienia do generalnego strajku solidarnościowego w regionie. Większość opowiada się za strajkiem - poinformował przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz podczas konferencji prasowej Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego.

Dominik Kolorz przypomniał, że akcja referendalna ruszyła miesiąc temu. Jako pierwsi głosowali hutnicy, kolejarze i pracownicy koksowni. Oficjalne wyniki referendum w spółkach kolejowych podane zostaną 11 grudnia, ale już wiadomo, że frekwencja przekroczyła 50 proc. Ze wstępnych szacunków wynika, że tak jak w przypadku pracowników zakładów hutniczych, zdecydowana większość głosujących kolejarzy, opowiedziała się za przystąpieniem do strajku.

Ale nie dla wszystkich jest to smutna, czy stresująca wiadomość. Oto odbyło się spotkanie PO, na którym Jerzy Buzek nieopacznie powiedział w pewnym momencie, że „padły wszystkie firmy budujący autostrady”. Wtedy drapieżnie rzuciła się na niego Paradowska:
- Nie wszystkie padły!
- Ale nawet te, które przetrwały, mają poważne problemy – próbował się bronić Buzek. Wtedy Paradowska radośnie rzuciła:
- Ja tych upadłych firm wcale nie żałuję!

Sala zareagowała... śmiechem. Ale raczej nie była to drwina z redaktorki tylko wyraz poparcia dla jej słów. Zmieszany Buzek zamilkł, być może zastanawiał się, co sobie myślała krakowska PO zgromadzona na widowni Teatru Słowackiego. Może to rodzaj histerii? Może wyraz kurtuazji? Oderwania się od rzeczywistości?

Ale jest pozytyw, pani szefowa dyplomacji EU ponoć odniosła się do postulatu Radosława Sikorskiego, by podnieść sprawę wraku ( konkretnie, to „wraka”) wobec Rosjan. Mam nadzieję, że minister Sikorski wytłumaczył uprzednio koleżance, o jaki wrak chodzi i jaki jest jego związek z Rosją.

Odlot

seawolf, 13 grudnia, 2012 - 16:14

4f8ea5085e8ce_p.jpg

Gdy patrzę na partyjny klip Donalda Tuska, w którym idzie zwyczajnie na całość, w całkowitym oderwaniu od realnego świata, w którym wszystko, ale to wszystko, bez żadnych wahań, wyjątków jest takie super, wszyscy się kochamy, a jak nie, to znaczy jeszcze może nie wszyscy zrozumieli, że jesteśmy razem i mamy tylko siebie nawzajem, że te Święta to ostatnia szansa, by jednak się pojednać, pokochać i w ogóle, to naprawdę mam wrażenie, że żyję w jakimś Matriksie. Czy on tak naprawdę myśli? Nie, na pewno nie. Czy zatem naprawdę myśli, że my tak myślimy? No chyba też nie, bo jeśli tak, to „Houston, mamy problem”.

Pilot zwariował i szarpie stery w stronę pasa planetoid. Stery pojazdu, w którym kibel jest pokryty 20 centymetrową warstwą śniegu i lodu, ku uciesze zagranicznej publiczności, bo, niestety ta ściema od dawna działa już tylko na kraj. Lodowy tron Królowej Śniegu, jak to określiło chyba The Sun.

Właśnie mieliśmy wielką uciechę z Dreamlinera, przypomnę, że jest to samolot. Zwykły samolot, tyle, że nowy i drogi. Z przylotu do kraju zrobiono odsiecz wiedeńską i cud nad Wisłą jednocześnie. Pasażerowie opisywali, jak im motyle w brzuchach fruwały, czy jakoś tak, Pani Prezydentowa obeszła cały samolot dookoła, istotnie, nowy i ładny. Ciekawe, czy nowy model Astry, czy telefonu Nokia tez tak obejrzy. Nic w tym złego, ale ten amok był czymś tak absurdalnym i oderwanym od realnego świata, jak właśnie ten nowy partyjny klip Tuska, jak domniemywam, nie zrobiony za darmo, ale za pieniądze. Po co? Żeby kupić trochę czasu?

Mało oglądam telewizję, ale ostatnio miałem okazje trochę się pogapić i zauważyłem, że w odróżnieniu od innych stacji TVN jest pogrążone właśnie w takim jakimś amoku, w meksykańskiej fali entuzjazmu, w tej stacji fakt, że otwarto, na przykład, nowy dworzec jest okazją do wybuchu radości obłędnej, na zasadzie „widzicie? Widzicie, jaki piękny, nowy dworzec, no widzicie, czy nie? No, ale widzicie, tak? Wszyscy widzą?”

Ale, jak mija owa meksykańska fala, zostaje w mediach przekaz koszmarny, katastrofalny, tragiczny dla władzy w głównych wydaniach informacyjnych. Kilka dni temu dał się widzieć w mediach zwiastun katastrofy z kolejami śląskimi. To znaczy, na początku był to zwiastun sukcesu, radosna wiadomość, że oto po kłopotach z kolejami, wszystko jest pod kontrolą, hurra! To, co nastąpiło kilka dni później, było prostą konsekwencją. Jedyne, co się nasuwa, to, „jaka piękna katastrofa” Greka Zorby.
Katastrofa tak totalna, że trudno o większą. Marek Worach jeszcze wczoraj zapewniał, że kłopoty Kolei Śląskich są przejściowe i właściwie nie wie, o co chodzi wkurzonym pasażerom, którzy nie mogą dojechać do pracy.

Medialne wystąpienia Woracha skończyły się późnym popołudniem, bo postanowił z sukcesem podać się do dymisji. Nie wszyscy wiedzą, że od czerwca 2009 do marca 2010 Worach pełnił klubie piłkarskim GKS Katowice funkcję prezesa. W tym czasie podjął kilka zadziwiających decyzji. Piłkarskie rządy Woracha zakończyły się katastrofą finansową, sportową i wprowadzeniem na ul. Bukową (siedziba GKS) kuratora. Worach, podobnie, jak teraz, w przypadku Kolei Śląskich, złożył dymisję. W kwietniu 2011 roku Marek Worach został prezesem Kolei Śląskich. Na stanowisko - bez konkursu (!) - powołał go należący do PO Adam Matusiewicz, marszałek województwa śląskiego.

Kolejny sukces

seawolf, 15 grudnia, 2012 - 17:47

bohaterb.jpg

Tym razem chodzi o tzw. jednolity patent, czyli nowe europejskie przepisy, które umożliwią wdrożenie jednolitego patentu w państwach należących do UE. Przedsiębiorcy od dawna przestrzegali w tej sprawie rząd Donalda Tuska, wskazując, że wraz z wejściem w życie tego prawa liczba patentów będzie się powiększać u nas każdego roku nawet o 60 tys. i o tyle też wzrastać będzie dla polskich przedsiębiorców skala utrudnień, aby żadnego z nich nie naruszyć.

By pojąć rozmiary problemu, przed którym stajemy, trzeba wiedzieć, koszty dostosowania się do nowych przepisów (m.in. zakupu licencji i spraw sądowych) w ciągu najbliższych 20 lat mogą przekroczyć 50 mld zł. Kto zapłaci? Oczywiście polskie firmy i ich klienci, czyli my wszyscy, a spora część tych pieniędzy przepłynie do znacznie majętniejszych państw UE. Jest jeszcze druga strona medalu, co, oczywiście trzeba przyznać, pamiętając o skali problemu „w „obie strony”. My też skorzystamy, oczywiście. Polskie wynalazki będą miały unijną ochronę. Ale ile tych wynalazków? Biorąc jednak pod uwagę przepaść technologiczną, jaka dzieli nas od zachodu, a więc i ilość patentów, obawiam się, że i tak dopłacimy. Czasem warto nie pchać się przed szereg.

Zastanawiam się, czy w tym wypadku kolejny raz poszło o brak wiedzy naszych negocjatorów, czy – też kolejny raz – o zapomnienie, czyich interesów mają w unijnym galimatiasie pilnować? Zapomnienie spowodowane odurzeniem zbyt dużą dawką tzw. idei europejskiej. I naprawdę nie wiem, która z tych ewentualności jest dla nich bardziej kompromitująca. W każdym razie mylenie ideologicznych frazesów o wspólnym europejskim domu z koniecznością twardego stawania w obronie własnych narodowych interesów, co w UE jest przecież standardem, jest trudne do wybaczenia.

A nieoceniony rząd Donalda Tuska tłumaczy się, że „kwestia zaawansowania prac nad pakietem patentowym była priorytetem Polski w trakcie sprawowania przez nasz kraj przewodnictwa w Radzie UE”. Czyli, jak rozumiem, do i tak już słonego rachunku za cyrk zwany prezydencją Polski w UE musimy dorzucić jeszcze 50 mld zł. Gratulujemy.

Trochę z innej beczki, choć nie tak znowu odmiennej, chodzi w obu o to, byśmy wyszli na frajerów. Ponad 2 tys. procent podwyżki za użytkowanie wieczyste gruntu w Gdańsku naliczono niektórym firmom, które znajdują się w Letnicy. Powód? Stadion. Oto zdaniem rzeczoznawców tamtejszy stadion bardzo podniósł wartość okolicznych terenów. Podatek rośnie o 2 tys. procent. To "zasługa" stadionu. Użytkownik wieczysty ma 30 dni na oprotestowanie decyzji.

Można iść drogą przewidzianą prawem albo kontestować i ubliżać władzy samorządowej. Demokracja, w końcu. Ależ jesteśmy bogaci!

Premier kosztem Polski realizuje swoje ambicje - dba o swoje notowania w Brukseli, kolekcjonuje klepnięcia w plecy. w tym celu podpisał katastrofalny dla Polski pakiet klimatyczny. Pawlak w imieniu rządu podpisał dyskryminujący Polskę kontrakt gazowy. Ogromne unijne dotacje z funduszu spójności są wydawane na dziesiątki niepotrzebnych wiaduktów, kilometrowych peronów i tuneli na "dworcach" w pipidówkach. W ilości akustycznych ekranów już mamy rekord.

Rząd nie znalazł czasu i możliwości na uratowanie polskich stoczni (Niemcy potrafili), rząd nie potrafił zapobiec przeniesieniu produkcji Pand do Neapolu - prezydent Hollande wiedział, co w takiej sytuacji należy zrobić, teraz FIAT chce zredukować zatrudnienie o 1500 pracowników - czy rząd coś zrobi? Rząd efektywnie potrafi zwiększyć zatrudnienie, ale w administracji - o 100 tysięcy - (to nie przysparza dochodu narodowego, ale przysparza wyborców).

No i teraz trochę wrażej propagandy. W latach rządów PiS-u wzrost PKB wyniósł: 2006 - 6,22%, 2007 - 6,78%,w ciągu tych dwóch lat bezrobocie spadło z ok. 18% do ok. 11%, a następnie poniżej 10% w 2008 roku (to nie zasługa rządów PO, tylko bezwładności procesów ekonomicznych), średni kurs franka wynosił ok. 2,20 PLN, gospodarka pracowała na pełnych obrotach, podatki spadały, a dochody rosły. Donald Tusk alarmował, by uważać na portfele, bo mocna ekipa się koło nich kręci, tych portfeli, znaczy.

No, ale zawsze powtarzam, skoro wiele osób nadal największe zagrożenie widzi w powrocie Jarosława Kaczyńskiego do władzy - ma w pełni to, na co zasługuje: rządy PO, z wszystkiego tego konsekwencjami.

Nie tylko Gabriel Narutowicz

seawolf, 16 grudnia, 2012 - 16:20

cdn_preview.jpg

Jakoś tak cichcem, niepostrzeżenie postać Prezydenta Gabriela Narutowicza staje się sztandarem, którym wymachuje lewactwo w Polsce, jako przykładem agresji prawicy, której należy się przeciwstawić siłom i godnościom osobistom. A tymczasem to, że został zabity właśnie on, a nie Marszałek Piłsudski było swego rodzaju zbiegiem okoliczności. Sam Eligiusz Niewiadomski przyznał to na swym procesie.

„Szczęściem” Piłsudskiego było oddanie władzy. Zresztą, nie tylko samotni mordercy grozili Marszałkowi. Wiosną 1923 roku szef bolszewickiej rezydentury w Polsce Mieczysław Łoganowski zaproponował zamordowanie marszałka Józefa Piłsudskiego. Zamiar ten zaaprobował Józef Unszlicht, zastępca przewodniczącego OGPU. Do akcji została wyznaczona specjalna bojówka terrorystyczna Komunistycznej Partii Polski. Jedyne informacje o planowanym zamachu pochodzą z pamiętników bolszewickiego dyplomaty Biesiedowskiego, który w tym czasie pracował w poselstwie bolszewickim w Warszawie. Według jego relacji terroryści przebrani za studentów jednej z endeckich korporacji mieli w nocy dokonać napadu na willę marszałka Piłsudskiego w Sulejówku i go zamordować. Akcja ta miała spowodować nie tylko obciążenie odpowiedzialnością prawicy, ale także nieuchronny wobec popularności i kultu postaci Piłsudskiego odwet zwolenników marszałka i doprowadzić do wojny domowej w Polsce. Z niewiadomych przyczyn zamach został odłożony w czasie. OGPU (Objedinionnoje gosudarstwiennoje politiczeskoje uprawlenije) to inaczej Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny – policja polityczna, zajmująca się również wywiadem i kontrwywiadem, działająca w ZSRR w latach 1922 - 1934. W prostej linii spadkobiercami tej organizacji były potem NKWD, KGB, wojskowe GRU, a teraz FSB.

Za śmierć Narutowicza odpowiada jednak jedna postać, Eligiusz Niewiadomski, jako ciekawostkę można podać, że postać w swojej dziedzinie wybitna. Eligiusz Niewiadomski nie był szaleńcem. Był bardzo wybitnym krytykiem sztuki, człowiekiem ponadprzeciętnie inteligentnym i w pełni świadomym konsekwencji czynu, który popełnił. Nie prosił o ułaskawienie, przyjął karę śmierci, jako sprawiedliwą. Był zdrowy. Szaleniec jest człowiekiem chorym psychicznie, a takiego sąd IIRP by nie skazał. Dlatego Niewiadomski ani na żadną wyrozumiałość nie liczył, ani jej nie chciał. W przeciwieństwie do jakże licznych i nadal czynnych w naszej polityce zbrodniarzy politycznych, którzy nie tylko nie poczuwają się do żadnej winy za swoje zbrodnie, ale odbierają hołdy i oczekują ich. Ba, oczekują i doczekują, ciesząc się opinią Ludzi Honoru.

Narutowicza zabiła nienawiść, ta sama, która zabiła Marka Rosiaka. Miałby rację Michnik, pisząc: "Nie grozi nam w Polsce widmo Hitlera i Holocaustu; niech nam wystarczy pamięć o zastrzelonym prezydencie", gdyby tej pamięci nie traktował instrumentalnie. Gdyby nie było antypisowskiej histerii w mediach głównego nurtu, to Marek Rosiak by żył. Ta śmierć niczego tego środowiska nie nauczyła, szczują dalej. W istocie, tym razem szczucie występuje w warunkach recydywy, bo już bez wątpliwości przekonano się, że takie postępowanie może i wywołało przelew krwi. Oczywiście, dla najbardziej fanatycznych wrogów PiS odpowiedzialność za krew spada na Jarosława Kaczyńskiego, tak, jak odpowiedzialność za wszystko na tym świecie, a pewnie i na innych, alternatywnych.

Nie wiem, jakim odzewem spotkała się akcja „pod Zachętą”, jakoś cicho na ten temat. Ponoć przyszło ze sto osób. Widzę w TV słynnego bojownika o wolność, Leszka Millera. Z pewnością zobaczymy też legendarnego Palikota, bo jakże inaczej. Widzę, że uwijają się tam dokładnie ci, którzy odpowiadają za niesłychana brutalizacje języka politycznego, którzy zrobili wiele, by obedrzeć zmarłego Prezydenta z godności, jeszcze za życia, ale i po , bez krępacji i skrupułów. To uczynili swoją misją i dumą. Strasznie gorzkie jest oglądanie tych postaci w tym kontekście.

Na koniec kolejna ciekawostka, w 1940 r. po zajęciu przez sowieciarzy Kowna, NKWD deportowało na Syberię bratanka śp. Gabriela Narutowicza wraz z rodziną. Łowił tam ryby u ujścia Leny do 1946 r., kiedy wreszcie udało mu się opuścić kraj, gdzie tak wołno dyszit czieławiek. Po przyjeździe do Polski zamieszkał w Poznaniu, gdzie pracował naukowo w Instytucie Krajowych Włókien Naturalnych. No, ale to już inna historia.

 

Piętak- nowy Krzywonos?

seawolf, 17 grudnia, 2012 - 16:33

triox.jpg

Jarosław Kaczyński ma dość poważną wadę. On po prostu nie potrafi łgać jak z nut. Nawet, jak chce, to mu nie wychodzi. Nawet, jak wie, że musi powiedzieć tylko pół prawdy, to nie zdzierży. Przy czym zaznaczyć należy, że ma to postać niemożność udawania, że coś jest w porządku, skoro nie jest, a on to wie, tylko nie ma jak dowieść. Typowy przykład z Angelą Merkel, co to całe szacowne grono byłych ministrów, a prawie każdy z pseudonimem, a co się będą obcyndalać, dowodziło, że została wybrana kanclerzem przez zupełny przypadek, ot, przechodziła koło Bundestagu, wiatr zawiał i proszę, ku zaskoczeniu wszystkich została kanclerzem. Ma to też swoja nazwę „wiem, ale nie mogę powiedzieć”.

Taki Tusk 13 grudnia leczył kaca po odwiedzinach u kolegi, który dostał bilet do wojska i trzeba było wypić strzemiennego, co wiemy z jego własnych wspomnień, ale zaraz dodaje, że na czele studenciaków wyruszył do Stoczni gdańskiej. Znaczy się, niedziela 13 grudnia, telefony wyłączone, ZOMO i LWP na ulicach, wszystkie rogatki obstawione, przechodnie kontrolowani skrupulatnie, a tu Tusk na czele studenciaków wali Grunwaldzką do Stoczni obstawionej wozami bojowymi LWP. Kto chce, niech wierzy. W każdym razie, nikt tego nie weryfikuje, nikt nie występuje u Moniki Olejnik obśmiewając te fantasmagorie, ba, nawet nikt nie tonuje, że owszem, Tusk też działał, ale, może nie aż tak heroicznie, jak mówi i właściwie, po co mu takie naciąganie rzeczywistości, skoro wiadomo, że był w którymś szeregu opozycji, ale i tak chwała mu za to, bo mógł przecież w ogóle w opozycji nie być, jak wielu.
I jakoś nikt tego nie rewiduje, nie puka się w czoło, nie szuka świadków szturmu Tuska na stocznię, bo też i wszyscy rozumieją, że jak trochę nazmyśla, to nie będzie to ani raz pierwszy, ani ostatni i nie ma, o co się denerwować. Pytać, czemu Tusk nie był internowany też nie ma, po co. Kaczyński, to co innego. Każda interpretacja musi być kanonicznie prawdziwa w 100%.

Oto objawił się, na podobnej zasadzie, jak kiedyś Henryka Krzywonos pan Piętak, działacz w odróżnieniu do Kaczora był jeszcze mniej ważny, bo Kaczor był przez 12 godzin w budynku MO i był przesłuchiwany, a o Piętaku historia milczy. Pan Piętak, wiceminister w rządzie PiS znany jest w historii wyłącznie z tego, że kiedyś nabił na służbowej komórce gigantyczną kwotę 80 tysięcy złotych, z czego spłacił jakieś 15 tysiaków. Po tym go sobie skojarzyłem. "Podejmę także rozmowy z MSWiA, by uregulować jak największą część rachunku. PRZEPRASZAM RAZ JESZCZE WSZYSTKICH W TYM PREMIERA KACZYŃSKIEGO, PREMIERA RZĄDU, W KTÓRYM ZASIADALI SAMI UCZCIWI LUDZIE" No i teraz pełni funkcję termometru opozycyjności, co to się go przykłada i już wiemy, kto kim był 30 lat temu. Przypominam, że Maleszka TW Ketman też był internowany i siedział z Drogim Bronkiem. Razem z nimi siedzieli w Jaworznie jeszcze: Tadeusz Mazowiecki, Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek, Stefan Niesiołowski, Bronisław Komorowski, Andrzej Drawicz, Andrzej Szczypiorski, Andrzej Celiński, Aleksander Małachowski, Waldemar Kuczyński, Jerzy Holzer, Henryk Karkosza, Piotr Amsterdamski, Stefan Amsterdamski, Wiktor Woroszylski, Piotr Wierzbicki, Maciej Rayzacher, Jerzy Jedlicki. Ta lista warta jest zapamiętania. Jest to lista herosów opozycji, takich świeckich świętych. Busoli ludzi rozumnych. Zwłaszcza kilka nazwisk z tej listy. Jaworzno jest też odruchowym skojarzeniem z miejscem martyrologii i kaźni ludzi rozumnych.

Jest taka kategoria dziennikarzy i, no, powiedzmy, polityków, którzy funkcjonują w przestrzeni medialnej na nieco innej zasadzie, niż wszyscy. Bardziej na zasadzie eksponowania swych emocji, opinii, lęków, a właściwie nie bardzo wiadomo, czego. Oferowania swych emocji w sposób użytkowy? Pan Piętak poświęcił głównemu powodowi wywiadu- czyli działalności opozycyjnej Kaczyńskiego chyba 5%. Było o wszystkim - czyli o knuciu Ziobry z Kaczmarkiem przeciwko Dornowi, o Kaczyńskim, jako rozdawcy posad (temu chyba też się wydaje, że PIS rządzi), pieniędzy...i jednocześnie - tu sprzeczność: zamiast temu Kaczyńskiemu się podlizywać to ci partyjniacy chcą go zastąpić Macierewiczem, który ma lepszą kartę opozycyjną. O tym, że każdy ma rodzinę, a Kaczyński nie ma nikogo (o kocie nie wspomniał), więc żyje tylko polityką, co jest złe i dla niego i dla Polski. O swoim blogu na Salonie24 i o tym, że jakiś tekst o informatyce dostał tylko 3 komentarze...O nowym rządzie marzeń wg Piętaka - czyli Rokita, jako premier a Dorn w MSW. I tak dalej. Ale to była symbioza, bo i Tusk Vision Network miał swoje paski: Kaczyński jest zmanipulowany, Kaczyński jest pijany władzą, Kaczyński jest uzależniony, Kaczyński jest osamotniony etc. Piętak powiedział też, że Kaczyński jest nikim, ale tego już na pasek nie dali. Coś ich jednak powstrzymało. Może jest nadzieja?

Piętak nie zrobił tego w najmniejszy stopniu ani emocjonalnie ani przypadkowo, ani nieświadomie. Cala akcja była, moim zdaniem dość drobiazgowo zaplanowana przez kogoś mądrzejszego, niż pan Piętak. Jako fragment większej całości. Nie, jako cios śmiertelny, ani ostateczny, ale jako cegła w murze. Ot, element wieloletniej, rutynowej akcji.

 

 

 

 

Śmiech, to jednak zdrowie!

seawolf, 18 grudnia, 2012 - 16:48

4f8ea5085e8ce_p.jpg

Wystarczyła wizyta Janusza Palikota, by Wojciech Jaruzelski cudownie ozdrowiał. W ubiegłym tygodniu 89-letni Jaruzelski trafił do szpitala z powodu silnego krwawienia z górnych dróg oddechowych. Z takimi dolegliwościami trafiał do szpitala także we wcześniejszych dniach; w ubiegłą środę z powodu dodatkowych zaburzeń hematologicznych lekarze postanowili o hospitalizacji,

„Umiera!” - informowała dramatycznie michnikowszczyzna zatrwożona utratą człowieka honoru, swojego ojca chrzestnego. Może i tak, ale jeszcze nie tym razem.
Oto bowiem wydarzyła się cudowna historia, jak z tabloidów. Niedawno Jarosław Kaczyński mówił w wywiadzie udzielonym Joannie Lichockiej, który ukazał się w aktualnym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska".

„Zjawili się przed 6 rano i zabrali do MSW. (…) Wieczorem mnie wypuścili i było to dla mnie bardzo niemiłym zaskoczeniem. Nie ukrywam, że nieprzyjemnym, bo przecież działałem cały czas. Uważałem zresztą, że jestem w sytuacji dużo gorszej niż internowani. Miałem absolutny imperatyw, że muszę działać, i sądziłem, że w efekcie pójdę siedzieć, co było gorsze od internowania" – czytamy.

Po tej wypowiedzi w prorządowych mediach rozpętała się histeria, której uległ także premier Donald Tusk (co ciekawe, także nie był internowany). Władysław Frasyniuk stwierdził nawet, że „Kaczyński musiał w 1981 r. podpisać lojalkę i dlatego został wypuszczony". Swych sił w kategorii opluwania szefa opozycji spróbował niejaki Piętak. No, jednym słowem, kupa śmiechu, z przewagą kupy.

Wiadomo, od dawna, że Jarosław Kaczyński żadnej lojalki nie podpisał, a opublikowany w „Nie" dokument okazał się fałszywką spreparowaną w UOP-ie. Jerzy Urban, rzecznik komunistycznego rządu, a później redaktor naczelny „Nie" przegrał w tej sprawie proces. Ale, co to szkodzi z wywiadu wyrwać ze dwa zdania i uczynić dowcipem tygodnia- Kaczyński żałuje, ze nie był internowany, muahahaha!

„Opowiedziałem o tym generałowi Jaruzelskiemu. Też się śmiał” - powiedział Janusz Palikot w rozmowie z Moniką Olejnik na antenie Radiu ZET, i nastąpił cud w IIIRP postkomunistycznej. „Wojciech Jaruzelski został wypisany ze szpitala” - poinformował we wtorek PAP rzecznik Wojskowego Instytutu Medycznego płk Piotr Dąbrowiecki. Jak powiedział Dąbrowiecki : "... zaburzenia hematologiczne, z którymi generał trafił do szpitala, zostały wyrównane...". I już po agonii. To zresztą radosne wydarzenie, nikt nie życzy śmierci Jaruzelskiemu, Janusz Palikot powinien częściej wpadać, na zmianę z Wałęsą, też się dobrze bawi u generała, wspominając dawne dzieje, a pewnie i nowe.
A teraz trochę wrażej propagandy, czyli trochę cytatów.

Słowa Adama Michnika z roku 1989:

Obaj wszystko robią razem, byli już w latach 70-tych wybitnymi (choć trzymali się w cieniu) działaczami opozycji demokratycznej. Od 1980 roku są czołowymi ekspertami Solidarności. Jarosław Kaczyński jest sekretarzem KKW Solidarność, Lech - członkiem Prezydium KKW. "Kaczory" były nierozłączne podczas ubiegłorocznych strajków w Stoczni Gdańskiej, po bratersku śpiąc na jednym płacie styropianu. Cechy przypisywane braciom: poczucie humoru, inteligencja, upór, skromność i flegmatyczny spokój
"Gazeta Wyborcza" nr 2 z 9.04.1989.

Jesienią 1980 r. powstało Niezależne Zrzeszenie Studentów, studencka „Solidarność”. 18 i 19 października 1980 r. na Politechnice Warszawskiej obradowali delegaci 59 komitetów założycielskich niezależnej organizacji studenckiej z różnych polskich uczelni. W głosowaniu wybrano nazwę Niezależne Zrzeszenie Studentów. Wyłoniony na zjeździe Ogólnopolski Komitet Założycielski miał się zająć rejestracją zrzeszenia. Wniosek do Sądu Wojewódzkiego w Warszawie o rejestrację organizacji złożony 20 października 1980 r. został odrzucony. NZS został ostatecznie zarejestrowany w dniu 17 lutego 1981 r. przez Ministra Nauki Szkolnictwa Wyższego i Techniki prof. Janusza Górskiego.
Mało kto wie, że w gronie doradców prawnych OKZ NZS pomagających m. in. w opracowaniu dokumentów znajdował się dr Jarosław Kaczyński, adiunkt na Uniwersytecie Warszawskim w filii w Białymstoku, obecny lider Prawa i Sprawiedliwości.

„Jarosław Kaczyński, poza inną działalnością podziemną, był jednym z założycieli jesienią 1982r. i aktywną postacią Komitetu Helsińskiego w Polsce (mija teraz właśnie 30 lat od jego powstania) aż do 1989r. Komitet do lipca 1988r. działał w podziemiu, nie ujawniając swoich nazwisk. Jarosław Kaczyński był współautorem pierwszych raportów Komitetu, w tym niezwykle ważnego w owym czasie dla sprawy polskiej i "Solidarności" raportu o łamaniu praw człowieka w Polsce w stanie wojennym prezentowanego na konferencji madryckiej KBWE w 1983r. Był również ważnym ogniwem kontaktów i współpracy między Komitetem i działającymi w podziemiu władzami „Solidarności”. W 1989r. był jednym z założycieli Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Marek Antoni Nowicki
Współzałożyciel Komitetu Helsińskiego w Polsce
Warszawa, 15 grudnia 2012r.”

A oto, co pisał dla odmiany pułkownik Lesiak: „Politycy ci nie potrafią lub nie chcą zachowywać się jak konstruktywna opozycja, a swoimi działaniami celowo dążą do rozbicia konstytucyjnych struktur państwa, aby w powstałym chaosie przejąć władzę. (…) Największym zagrożeniem są osoby związane z J. Kaczyńskim" – czytamy w „ocenie działalności niektórych ugrupowań politycznych", dokumencie z lutego 1993 r.

Jak widać instrukcja w mocy. Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego PiS nie założyło takiej kancelarii, która by wszczynała takie sprawy w takich sprawach, z urzędu. Dla pojedynczego człowieka to walka z wiatrakami, ale dla partii to żaden wysiłek. Może nie wygra, ale tak uprzykrzy życie oszczercom, że przestaną. Może zwyczajnie przestanie im się opłacać.

Jednak astrologia.

seawolf, 19 gr...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin