Margolin Phillip - Śpiąca Królewna.pdf

(1005 KB) Pobierz
216100031 UNPDF
Phillip Margolin
Śpiąca Królewna
(Sleeping Beauty)
Przekład Olga Zienkiewicz
WIECZÓR AUTORSKI
Chwila obecna
Parkingowy, którego wypatrywała Claire Rolvag, stał przy szafce z
kluczykami gości korzystających z hotelowego garażu. Claire skręciła w
długi, półkolisty podjazd, omijając taksówkę, i zatrzymała swego
nowiutkiego lśniącego lexusa tuż przed nim.
– Carlos? – spytała, gdy parkingowy podszedł od strony kierowcy.
– To ja.
– Jestem Claire. Zastępuję Barbarę Bridger na ten jeden wieczór.
– Mówiła mi, że to pani będzie prowadzić – odparł Carlos, otwierając
jej drzwiczki. Claire zgarnęła książkę leżącą na siedzeniu pasażera i
wysiadła.
– Będzie tam – wskazał w głąb garażu, gdzie kończył się podjazd.
Claire podziękowała, wręczając mu zwinięty banknot, który Carlos
wsunął do kieszeni. Kiedy odprowadzał samochód na wskazane przez
siebie miejsce, portier już witał Claire w Newbury jednym z najbardziej
luksusowych hoteli Seattle.
W mieście odbywała się jakaś konwencja i hotel pękał w szwach od
rozgadanych, roześmianych ludzi. Claire przepchnęła się przez tłum na
środek holu. Przystanęła, żeby się rozejrzeć. Nie było go. Dźwięk gongu
zasygnalizował przybycie windy. Claire zerknęła niespokojnie na zegarek,
po czym nie odrywała już wzroku od wysypujących się z windy
uczestników zjazdu. Zauważyła go dopiero po chwili, kiedy Miles Van
Meter został sam przed rzędem drzwi do wind. Na kolorowej fotografii z
tyłu okładki Śpiącej królewny podretuszowano mu trochę te niebieskie
oczy i rudoblond włosy, żeby ukryć ślady siwizny, no i był trochę niższy,
niż Claire się spodziewała, ale prezentował się równie dobrze jak w
telewizji.
Ten czterdziestoparoletni prawnik, chwilowo parający się pisarstwem,
miał około stu siedemdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu i szerokie
bary. Wyglądał bardzo elegancko w szytym na miarę szarym,
prążkowanym garniturze, białej płóciennej koszuli i gustownym krawacie
od Armaniego. Wśród hostess zajmujących się pilotowaniem pisarzy
podczas ich autorskich tournee musiał chyba wzbudzać zdziwienie tym
szykiem. Mężczyźni zwykle ruszali w trasę objazdową w sportowych
marynarkach – o ile w ogóle wkładali marynarki – i naprawdę mało który
zawracał sobie głowę krawatami. Minimum bagażu, maksimum wygody,
to bardzo rozsądna maksyma, kiedy się ma w perspektywie kilka tygodni
wędrówki z jednego nieznanego miasta do drugiego i zrywania się co noc
w obcym hotelu przed świtem, żeby zdążyć na kolejny samolot. Ale Miles
Van Meter, radca prawny w dużej kancelarii specjalizującej się w prawie
biznesowym, przywykł do podróżowania pierwszą klasą i do wytwornej
garderoby.
Van Meter bez trudu rozpoznał Claire, ponieważ trzymała w ręku
egzemplarz jego bestsellerowej, opartej na faktach powieści kryminalnej.
Przeczuwał, że ta urodziwa brunetka po trzydziestce wykaże się nie
mniejszą kompetencją i energią niż większość jego przewodniczek, które
podczas tych sześciotygodniowych wyczerpujących występów przed
czytelnikami holowały go po nieznanych mu z reguły miastach.
Uniósł ręce w żartobliwym geście skruchy.
– Przepraszam, wiem, że się spóźniłem. Wylot z Cleveland został
przesunięty.
– Nic się nie stało – zapewniła go Claire. – Ja sama dopiero co tu
dotarłam, a księgarnia jest o dwadzieścia minut stąd.
Miles chciał coś powiedzieć, ale się zawahał i przyjrzał się jej
uważniej.
– To nie pani oprowadzała mnie poprzednim razem, prawda?
– Ma pan na myśli Barbarę Bridger. Ona kieruje tą agencją. Ja ją tylko
zastępuję. Syn jej zachorował na grypę, a Dave, jej mąż, wyjechał w
interesach.
– W porządku. Zauważyłem tylko, że to chyba ktoś inny. Od dawna
pani się tym zajmuje?
– Właściwie to mój pierwszy raz – odparła Claire, gdy wychodzili z
holu w stronę parkingu. – Przyjaźnimy się z Barbarą i mówiłam jej, że
jeśli kiedyś będzie miała problem, to chętnie pomogę. No więc...
Zmierzali na ukos do samochodu i właśnie przy tym zawieszeniu głosu
Claire dostrzegł ich Carlos. Pospieszył otworzyć drzwiczki przed Milesem.
Znał zasady. Claire należała do obsługi, gwiazdą był Van Meter.
Dochodziła siódma wieczorem, gdy Claire wyjeżdżała na ulicę. Padał
deszcz, więc włączyła wycieraczki.
– Nie był pan poprzednio w „Zabawie z Morderstwem", prawda? –
spytała.
– Nie. Wtedy to chyba była jakaś wielka księgarnia, z sieci Barnes i
Noble albo Borders. Nie jestem pewien. Po paru dniach wszystkie się
zlewają.
– Spodoba się tam panu. Sklep jest mały, ale Jill Lane zawsze dba o to,
żeby przyszło wiele osób.
– Świetnie – odrzekł Miles, ale Claire wyczuła, że mówi to z
uprzejmości. Po ponad trzech tygodniach w drodze pan pisarz
prawdopodobnie cierpiał na poważny niedosyt snu i ciągnął siłą rozpędu.
– Nie ma pan zastrzeżeń do pokoju?
– Mam apartament z widokiem. Dużo się wprawdzie nie napatrzę, bo
jutro rano, o szóstej czterdzieści pięć, lecę do Bostonu. Następnie do Des
Moines w Omaha, a potem... już nie pamiętam.
Claire się roześmiała.
– I tak nieźle pan sobie radzi. Barb mówi, że po trzech tygodniach w
trasie większość autorów nie pamięta, gdzie byli poprzedniego dnia. –
Claire sprawdziła godzinę na zegarku. – Z tyłu jest lodówka z napojami i
wodą, gdyby miał pan ochotę.
– Nie, dziękuję, nic mi nie trzeba.
– Zdążył pan coś zjeść?
– W samolocie.
Miles zamknął oczy i oparł głowę o zagłówek. Claire uznała, że przez
resztę drogi najlepiej będzie dać mu w ciszy odpocząć.
Księgarnia „Zabawa z Morderstwem", specjalizująca się we wszelkiego
typu sensacji, mieściła się w ciągu sklepów na obrzeżach centrum. Claire
zaparkowała od tyłu przy wejściu służbowym. Parę minut przedtem
zadzwoniła z samochodu, więc Jill Lane niemal od razu stanęła w
drzwiach. Właścicielka księgarni odznaczała się miłym usposobieniem,
słuszną tuszą i szpakowatymi włosami. Miała na sobie sukienkę typu
chłopka i srebrny indiański naszyjnik z turkusami. Jill przeszła na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin