Dee Henderson
Świadek
(The Witness)
Przełożył Krzysztof Bednarek
Przed godziną Luke Granger postanowił zatrzymać się przy centrum handlowym, żeby kupić siostrze na urodziny wazon z rżniętego szkła, i jeszcze kryminał dla siebie na wolny dzień. Przy okazji warto było również nabyć kilka przedmiotów codziennego użytku. Godzina minęła i Luke nie miał już ochoty zaglądać do kolejnego sklepu, mimo że pozostały mu na liście jeszcze dwie rzeczy, które początkowo planował kupić.
– Panie policjancie...
Odwrócił się.
– W łazience jest kobieta, która potrzebuje pomocy! – oznajmiła z niepokojem jakaś młoda matka, trzymająca w jednej ręce torby z zakupami, a w drugiej – rączkę trzyletniej córeczki. – Poprosiła mnie, żebym zawołała ochronę...
Luke był policjantem, właśnie zszedł ze służby, więc miał na sobie mundur. Cały dzień spędził w sądzie, kobieta w łazience nie była daleko...
– Jest tam ktoś jeszcze? – spytał.
– Nie.
Skinął głową i ruszył na korytarz, gdzie były automaty telefoniczne i dalej, toalety. Przy drzwiach z napisem „Obsługa” stał wózek sprzątaczy. Luke przesunął go, aby zastawić za sobą wejście do damskiej łazienki.
– Jestem z policji, wchodzę! – zawołał głośno, po czym otworzył drzwi, przechodząc przez małą poczekalnię z czterema krzesłami i miejscem na wózki. Znalazł się w umywalni.
Kobieta miała czterdzieści – czterdzieści pięć lat. Bez wątpienia była chora – blada jak papier, bardziej opierała się o obudowę zlewu niż stała na nogach. Luke zawrócił do poczekalni, odstawił zakupy i szybko wrócił z wygodnym krzesłem.
– Proszę usiąść – poradził, zakręcając kran. Pomógł chorej znaleźć się bezpiecznie na krześle. Miała na sobie elegancką białą bluzkę i czarne spodnie od kostiumu, chyba była sprzedawczynią z jakiegoś sklepu. Spodnie były brudne i pogniecione. Zgwałcono ją? – pomyślał, ściągając kurtkę. Owinął nią dygoczącą kobietę. Był potężnym mężczyzną, wysokim i dobrze zbudowanym, więc w jego kurtce wydawała się malutka.
– Miał takie zimne piwne oczy odezwała się bezbarwnym tonem. Zadrżała.
– Rozumiem. – Luke przesunął dłonią po jej tułowiu, próbując odnaleźć źródło wypływu krwi, która pobrudziła ściankę przed zlewem. Na spodniach kobiety, na wysokości jej prawego uda była rozmazana krew, ale nie sączyła się ze znajdującej się pod tkaniną rany.
– Bressmahs, sklep jubilerski – poinformowała kobieta. – Na zapleczu...
Luke spojrzał kobiecie w oczy.
– Wszyscy nie żyją. Sprawdziłam.
– Proszę tu zaczekać – rzucił, szybko zapinając na niej kurtkę.
Kobieta skinęła krótko głową i Luke wypadł z łazienki.
Wszedł do sklepu Bressmahs Jewelry. Nad frontową gablotą widniała informacja, że jedynie w tym tygodniu naszyjniki z diamentami kosztują o trzydzieści procent mniej. Nie było widać sprzedawców. Luke obszedł ladę i wkroczył na małe zaplecze, a potem skręcił w wąski korytarzyk, równoległy do tego z toaletami. Jakieś drzwi poruszały się od powiewu klimatyzacji, było też słychać radio nastawione na stację, która nadawała muzykę country. Nie było widać ani słychać żadnych ludzi.
Luke otworzył szeroko drzwi i zajrzał do pomieszczenia, gdzie trzymano zapas wyrobów.
Utrzymał się na nogach tylko dlatego, że był policjantem. I tak przez całą minutę stał zaszokowany, przyglądając się ofiarom zbrodni. Czworo pracowników zapędzono tutaj i rozstrzelano, krew poplamiła półki na biżuterię. Najmłodsza dziewczyna musiała chyba dopiero skończyć liceum, miała nienaganny makijaż i pomalowane na różowo paznokcie. Obok leżała kobieta w wieku jej matki, zamordowana strzałem w głowę. Kierownik sklepu i trzeci sprzedawca – obaj byli mężczyznami w średnim wieku – zostali zabici przy stojaku z pudełkami na prezenty. Much na razie prawie nie było – dziesięć minut? Dwadzieścia?
To stało się w moim mieście, na moim terenie! – myślał z gniewem Luke. Był zastępcą komendanta miejskiej policji, a nie zdołał zapobiec tej potwornej zbrodni. Zebrał się w sobie i sięgnął po nadajnik.
– 55-14 – zgłosił się.
– 10-2.
Rozpoznał głos dyspozytorki.
– Janice, mam wielokrotne 187 w centrum handlowym Ellerton, sklep jubilerski Bressman’s Jewelry. – Zastanowił się, którzy z detektywów są na dyżurze. – Proszę wezwać Connora, Marsha, Mayfielda i St. James. Niech się spieszą.
– Tak jest. Zaraz roześlę wezwanie priorytetowe.
– Przydziel do tej sprawy osobną częstotliwość.
– Czwórka.
Przełączył krótkofalówkę na kanał czwarty.
– Jakie służby wezwać? – spytała Janice.
– Lekarzy sądowych – kod pomarańczowy, i niech przygotują laboratorium. Potrzeba mi tu czterdziestu policjantów. Poznajduj ilu się da, w domach, pościągaj z Westford, w dalszej kolejności powiadom tych, którzy zeszli z dyżuru. Przydziałami będzie kierował na miejscu Marsh. Gdzie jest Paul Riker?
– W tej chwili powinien udzielać wywiadu. Dziennikarze z prasy.
– Przekażcie mu wiadomość. Potrzebny mi tutaj.
– Tak jest.
– Masz pytania?
– Dam radę.
– Dobrze. Mój kod wywoławczy – 4.
Rozległy się kroki. Luke odwrócił się na pięcie i zobaczył dwóch strażników centrum handlowego.
– Pilnujcie sklepu od zewnątrz – rzucił, wychodząc z pomieszczenia i wracając z mężczyznami do części dla klientów. – Na zapleczu była strzelanina. Ilu macie strażników na terenie obiektu?
– Czterech.
– Dobrze, trzeba zamknąć całe centrum handlowe. Zróbcie to wy dwaj, panowie. Po zamknięciu wejścia, pan, panie Parker, będzie siedział przy drzwiach dla personelu. Nie wolno wpuszczać nikogo poza policjantami z Brentwood i Westwood. Inaczej już jutro nie będzie pan pracował – zrozumiano?
– Pan, panie Richards, wezwie dwóch pozostałych strażników i wyjdzie z nimi na parking. Pospisujcie numery rejestracyjne wszystkich stojących tam samochodów. Do roboty, panowie.
Dwaj mężczyźni pobiegli do wejścia. Po chwili spod sufitu zaczęła zjeżdżać żaluzja.
Luke podszedł do ściany przy ladzie. Szósta fotografia z kolei – pani Kelly Brown, świadek zbrodni. Na zdjęciu wyglądała lepiej niż przed chwilą w łazience... Imię Kelly nie pasuje do kobiety po czterdziestce. Zmieniła fryzurę – na zdjęciu miała krótsze włosy, a ich kasztanowa barwa była teraz nieco ciemniejsza. Lecz jej niebieskie oczy były dokładnie takie same.
Luke schował fotografię i przyjrzał się ladom. Wszystkie wyroby leżały chyba na miejscach, nienaruszone. Sklep jubilerski, napad rabunkowy z wielokrotnym morderstwem – i nie zabrano żadnej biżuterii? Jaka może być sumaryczna wartość wszystkiego, co mieliście do sprzedania? – myślał. Sto tysięcy dolarów? Więcej? Czy jest jakieś pomieszczenie z najdroższymi wyrobami, pani Kelly? Pierścionkami, zegarkami, naszyjnikami w cenie mojej rocznej pensji. A pani nie ma dzisiaj na sobie żadnej biżuterii, ani jednego pierścionka, obrączki. To zaskakujące.
Kasa również wydawała się nienaruszona. Luke podniósł wzrok – przybyli pierwsi wezwani przez niego detektywi – Connor i górujący nad nim z tyłu Marsh. Connor miał metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, był ubrany w czarne dżinsy i bluzę, jakie nosił do codziennej pracy na ulicach. Marsh mierzył sto dziewięćdziesiąt trzy centymetry i miał aparycję alkoholika cierpiącego po spożyciu minionego wieczora zbyt dużej ilości trunku. ...
PuunkPrincess