Wolność a mediaks. prof. dr hab. Bogdan Czupryn
Przekazywanie informacji, dzielenie się z innymi posiadaną wiedzą, zdobywanie wiedzy od innych, to najbardziej typowe i niezwykle ważne działania człowieka. Odkąd proces informowania nabrał charakteru instytucjonalnego i jako taki stał się skutecznym narzędziem realizacji rozmaitych celów społecznych, gospodarczych czy też politycznych coraz częściej podlega różnym manipulacjom. Chęć podporządkowania sobie mediów, zawłaszczenia dla potrzeb choćby politycznych, w linii prostej prowadzi do ograniczenia ich suwerenności. W najbardziej podstawowym rozumieniu zniewolenie mediów polega na tym, że nie mogą skutecznie działać zgodnie ze swoim przeznaczeniem, tzn. przekazywać obiektywnej prawdy i realizować dobra wspólnego.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać jak wielką wartość w życiu indywidualnym i społecznym posiadają wolne media. Doświadczenia z nie tak dawnej historii naszego narodu wystarczająco mocno ukazują z jakim zaangażowaniem, okupionym cierpieniem a nawet życiem, walczono o wolność do przekazywania prawdy. Wystarczy wspomnieć niezwykły wprost fenomen prasy podziemnej podczas okupacji hitlerowskiej. Iluż ludzi oddało wówczas życie podejmując służbę prawdzie. Okres dyktatury komunistycznej też ma swoich bohaterów i ofiary walki o wolne media. Nie sposób nie wspomnieć wreszcie o ponurym okresie stanu wojennego. Jakże wiele nadziei i wiary w zwycięstwo przynosiły pisane na marnym papierze i ledwo czytelnym drukiem gazetki podziemnej Solidarności. Iluż ludzi okupiło tę służbę prawdzie więzieniem i rozmaitymi szykanami. Świadomość tych faktów zmusza wręcz do postawienia pytania co jest przyczyną tak wielkiej determinacji w walce o wolne media? Potrzeba wolnych mediów wyraża naturalne ukierunkowanie na prawdę. Osobowy rozwój, czyli wykorzystywanie tych nobilitujących człowieka dyspozycji, które tkwią w jego naturze, dokonuje się w prawdzie. Zafałszowany obraz samego siebie, zafałszowany obraz rzeczywistości, w której przychodzi nam żyć, niesie istotne zagrożenie dla wypełnienia sensu naszej egzystencji. A zatem walka o wolne media to nic innego jak walka o wolność do prawdy, a w ostatecznym rozrachunku to walka o osobowy rozwój, o zachowanie godności człowieka. Ci wszyscy, którzy walczyli i nadal walczą o wolne media, walczyli i walczą o człowieka.
Od ponad dziesięciu lat mamy możliwość zagospodarowania wolności w naszym kraju. Bo wolność jest dana i zadana - jak poucza Jan Paweł II. Wolności nie otrzymuje się raz na zawsze. Można ją pomnożyć ale też i stracić. Potrzebna jest odpowiednia praca nad wolnością. Wolne od komunistycznej cenzury media usiłują odnaleźć swój model wolności. Trudno tego nie zauważyć. Ale czy robią to właściwie? Czy jesteśmy usatysfakcjonowani stanem wolności w mediach? Niewątpliwie media są wolne od cenzury komunistycznej. Ale czy to wystarcza? Czy wystarczy być wolnym od czegoś, aby być prawdziwie wolnym? W opinii wielu z pośród nas obecny stan wolności w mediach nie wywołuje szczególnego zachwytu. Wydaje się, że wolność "od" nie została wystarczająco owocnie spożytkowana dla wolności "do". Można nawet odnieść wrażenie, że owa wolność "od" przyjęła postać wolności od odpowiedzialności. Bo jak potraktować fakty, gdzie w imię wolności prasy bezkarnie szydzi się z największych autorytetów i świętości? Gdzie w imię wolności lansuje się pornografię, gdzie w imię wolności niszczy się poczucie ludzkiej intymności poprzez takie programy jak Wielki Brat, czy Dwa światy? To prawda, że można by tego typu ekscesów po prostu nie zauważać i pozwolić, aby umarły śmiercią naturalną, jak wiele innych bezwartościowych rzeczy. Problem jednak w tym, że wspomniane programy i zachowania wyrażają określoną tendencję w rozumieniu wolności w mediach, rzec by można, kształtują pewien standard zachowań. W takiej sytuacji nie wolno milczeć. Mamy tu bowiem do czynienia z wyraźnym nadużywaniem wolności. Jest to typowy przykład samowoli, która nie licząc się z dobrem obiektywnym, wyrządza krzywdę innym. Warto dla jasności rozważań raz jeszcze podkreślić, że nadużywanie wolności polega na takim jej wykorzystywaniu, które skutkuje faktycznym złem. Tam gdzie czyni się autentyczne dobro nie ma mowy o nadużywaniu wolności. Nie można też być zniewolonym przez dobro. Tym, co ogranicza jest zło.
Ale nie tylko nadużywanie wolności wydaje się być problemem mediów publicznych. Czasami można odnieść wrażenie przeciwne, mianowicie, niektóre media jawią się jako faktycznie zniewolone. Zniewolone w tym sensie, że same odbierają sobie możliwość określonych działań. I nie samo ograniczenie jest tutaj problemem, bo to naturalne, że dla skutecznego wypełnienia wolności trzeba z pewnych działań po prostu rezygnować. Problem pojawia się w tym momencie gdy dla określonych celów wyklucza się możliwość mówienia dobrze o pewnych ludziach, instytucjach czy wartościach. Są gazety, które nigdy nic dobrego o Kościele nie napiszą. Nigdy w pozytywnym świetle nie przedstawią na przykład wierności małżeńskiej. Oceniając tego typu sytuacje można by powiedzieć, nie robią tego bo nie chcą. Ale to nie prawda. Ze względu na swoje uwikłanie polityczne, ze względu na określone przesłanki ideologiczne, po prostu nie mogą inaczej działać, a więc nie są wolne. Jak redakcja gazety, która jako cel zasadniczy przyjęła szkodzenie Kościołowi mogłaby coś prawdziwie dobrego o działalności Kościoła powiedzieć? Jest to niemożliwe. Raz jeszcze wypada powtórzyć: to nie żadne samoograniczenie ale faktyczne zniewolenie. I ciekawe, że bardzo często dotyczy to tych mediów, które głoszą krańcowy liberalizm. Cóż za ironia?
Zarówno nadużywanie wolności jak również opisana wyżej sytuacja zniewolenia skłania do postawienia pytania, czy media są prawdziwie wolne? Czy wykorzystując dar wolności stają się bardziej wolne? Aby szczegółowo i kompetentnie na powyższe pytania odpowiedzieć trzeba z jednej strony mieć świadomość istoty wolności a z drugiej - przynajmniej w ogólnych zarysach - prześledzić stan mediów. Nie zamierzam jednak prowadzić swoistego monitoringu mediów. Mam co prawda swoje obserwacje i oceny ale nie czuję się kompetentny, by przedstawić analizę całości. To domaga się specjalistycznego przygotowania i systematycznej obserwacji. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na pewną sytuację, która występuje przy ocenie kondycji mediów, a która w moim odczuciu jest nieuprawnionym nadużyciem. Bardzo często w odpowiedzi na zarzuty, że jakaś informacja została zmanipulowana przytacza się sondaże, z których wynika, że np. telewizję pozytywnie ocenia bardzo duży procent ludzi. Schemat rozumowania jaki tutaj zastosowano można wyrazić następująco: skoro telewizja posiada tak wysoką akceptację społeczną to znaczy, że i w tej konkretnej sprawie postąpiła właściwie. Nie jest to argument - delikatnie rzec ujmując - najmocniejszy. Po pierwsze, akceptacja społeczna nie powinna być podstawową miarą wartościowania. Po wtóre, sympatia dla jakiegoś medium nie oznacza akceptacji dla wszystkiego, co się tam dzieje a już na pewno nie może być ostatecznym kryterium dla oceny wartości sposobu przekazywania konkretnych informacji. Sympatia dla telewizji bardzo często wynika z ogólnej akceptacji dla roli jaką spełnia w życiu konkretnego odbiorcy. Jeżeli jest źródłem rozrywki, pozwala zagospodarować wolny czas, jednym słowem, istotnie określa rytm życia to trudno nie odnosić się do niej z sympatią. Ale przecież to nie to samo, co aprobata dla sposobu przekazywania informacji czy też akceptacja dla kreowanych wzorców zachowań. Wielu ludzi narzeka na programy telewizyjne a jednocześnie wiele godziny spędza przed telewizorem bo taki mają - niestety - sposób na życie. Trzeba jeszcze i o tym pamiętać, że przeciętny odbiorca nie zawsze potrafi dostrzec zręcznie przeprowadzoną manipulację.
Nie podejmując się fachowej analizy stanu wolności w mediach - o czy wcześniej wspomniałem - chciałbym jednak przestawić zasady rozwoju wolności. Nie zamierzam więc rozstrzygać czy i które media są prawdziwie wolne - to pozostawiam do oceny szanownych słuchaczy - chciałbym jedynie pokazać drogę do stawania się autentycznie wolnym. Jest to droga, która wynika z filozoficznej refleksji nad istotą właściwej człowiekowi wolności i dotyczy każdego nie tylko mediów. Media bowiem to konkretni ludzi, konkretni redaktorzy, reporterzy, nadawcy. Ich rozumienie wolności, ich - jeżeli tak można powiedzieć - stan bycia wolnym - znajduje wyraz w kondycji wolnościowej mediów. Media są na tyle wolne i tak wolne jak woli są ludzie, którzy je tworzą. Człowiek wewnętrznie zniewolony nie będzie tworzył prawdziwie wolnych dzieł, nie potrafi również wychować do wolności.
Analiza istoty wolności pokazuje, że człowiek ma realną możliwość wyboru. Wolność nie jest fikcją czy też uświadomioną koniecznością jak chciała filozofia marksistowska. Nie jesteśmy skazani na pewien typ działań wyznaczonych w sposób bezwzględny przez sytuację, w której się znajdujemy. Poprzez faktyczne wybory człowiek nie tylko wyraża swoje oblicze ale zarazem siebie kształtuje, w tym również te dyspozycje, dzięki którym suwerennie działa, czyli rozumność i wolność. Faktyczna możliwość wybierania może być spełniana na dwa sposoby: pozytywnie i negatywnie. Pierwsza postawa (pozytywna) wyraża się w stwierdzeniu: jestem wolny bo mogę czynić dobro. Postawa negatywna zaś: jestem wolny bo mogę nie czynić dobra. Która z nich prowadzi do rozwoju wolności? Dzięki, której człowiek bardziej dysponuje sobą? Odpowiadając na powyższe pytania trzeba choć na chwilę powrócić do rozważań nad strukturą wolnego wyboru. Otóż każdy wolny wybór jest motywowany dobrem celu. Jeżeli coś wybieram, to dlatego, że ten oto przedmiot, tu i teraz jawi mi się jako konkretne dobro. Skoro takie jest nastawienie woli, a rozwój polega na niesprzeczności między naturą usprawnianej dyspozycji i charakterem środka, który to usprawnienie realizuje, to stawanie się bardziej wolnym zachodzi wówczas gdy wybierane dobro jest dobrem faktycznym, czyli dobrem obiektywnym. Człowiek staje się bardziej wolny gdy determinuje się dobrem obiektywnym. To jedyna droga do zachowania i pomnożenia własnej wolności. Im więcej obiektywnie dobrych wyborów w naszym życiu tym bardziej stajemy się wolni, tym bardziej o sobie stanowimy.
Nie wystarczy nie czynić zła aby ocalić dar wolności. Bardzo dobrym unaocznieniem tej prawdy niech będzie scena sądu ostatecznego opisana w ewangelii św. Mateusza. Jezus Chrystus, Sprawiedliwy Sędzia, nader sugestywnie wyrzuca potępionym, że nie czynili dobra. Na pierwszy rzut oka dziwi surowość ocen i konsekwencji. "Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom" /Mt 25,41/ - powiada Chrystus. Niezwykle dramatycznie, wręcz złowrogo brzmią te słowa. Czy nie są zbyt surowe. Przecież tym ludziom nie zarzuca się kradzieży, rozbojów, gwałtów czy terroryzmu lecz "jedynie" to, że mogli czynić dobro a tego nie zrobili. Skąd zatem ten radykalizm Chrystusa? Może właśnie stąd by w sposób jednoznaczny, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, pokazać i zarazem przestrzec do czego prowadzi postawa obojętności na dobro. Nie czyniąc dobra, konsekwentnie nie czyniąc się bardziej wolnym, człowiek staje się niezdolny do uczestnictwa w wolności i chwale Boga. Bez obiektywnego dobra nie ma osobowego rozwoju, nie ma rozwoju wolności. Jak zatem przyjąć Boga jako dopełnienie tego, czego nie mam. Kończyć można jedynie to, co rozpoczęte.
Na czym polega w swej istocie utrata wolności? Przede wszystkim na tym, że eliminuje się realną możliwość czynienia dobra. Człowiek jest zniewolony właśnie wówczas gdy nie jest w stanie czynić obiektywnego dobra. Gdy w sposób wolny może tylko czynić zło. Ma wolność do zła w tym sensie, że świadomie i dobrowolnie zło czyni i za to ponosi odpowiedzialność. Na marginesie tych rozważań warto poczynić uwagę o charakterze praktycznym, ważną w pracy nad rozwojem własnej wolności. Zniewoleni, przynajmniej w jakiejś mierze, jesteśmy wówczas, gdy wobec pewnych ludzi nie potrafimy czynić dobra, gdy nie stać nas na pokonanie skądinąd uzasadnionego żalu czy złości. Gdy skłonni jesteśmy raczej do mówienia zła. Wtedy wolni nie jesteśmy, bo nie możemy czynić dobra. Jeżeli o kimś potrafimy tylko mówić źle, tylko wytykać jego błędy i przywary, gdy nie stać nas na dostrzeżenie dobra, to właśnie wobec tego człowieka nie jesteśmy w pełni wolni. Przyzwoliliśmy na samoograniczenie.
Odnosząc powyższe ustalenia do problemu mediów należy z całą mocą powiedzieć, że zagrożone utratą wolności są nie tylko te media, które mniej lub bardziej programowo czynią zło np. dyskredytując uczciwych ludzi, ale i te, które nie zabiegają o promocję obiektywnego dobra.
Jednym z przejawów lansowania faktycznego zła jest niewątpliwie promocja cywilizacji śmierci. W ramach tej promocji pokazuje się aborcję czy eutanazję jako przejaw postępu cywilizacyjnego. Co więcej, uzasadnia się, że w tym wszystkim chodzi o dobro człowieka, o walkę z cierpieniem i ubóstwem. Dlaczego cywilizacja śmierci jest złem, którego nie można nie zauważyć? Dlatego, że zabijanie uczyniono narzędziem rozwiązywania problemów człowieka. Śmierć przestała być złem a stała się drogą do rozwiązywania problemów doczesnych. W nauczaniu chrześcijańskim wartość śmierci ujawnia się jedynie w wymiarze eschatologicznym. Jest ona bramą do wieczności, do spotkania z Bogiem. W przypadku eutanazji próbuje się ukazywać doczesną wartość śmierci. I na tym polega zakłamanie i dramat opisywanej sytuacji. Raz jeszcze potwierdza się znana prawidłowość, że zafałszowanie prawdy o człowieku, o jego przeznaczeniu, prowadzi do rozwiązań, które obracają się przeciw niemu.
Pozytywną odpowiedzią na cywilizację śmierci winna być promocja wartości życia jako takiego, również życia naznaczonego cierpieniem, nieuleczalną chorobą. Trzeba przekonywać, że człowiek chory jest dla innych wartością a nie tylko utrapieniem. Tak rzadko widzi się w mediach ludzi, którzy pięknie potrafią przeżywać swoje cierpienie. Prawie wcale nie pokazuje się ludzi, którzy mówią co zyskali współuczestnicząc w cierpieniach innych. Czyżby w ten sposób potwierdzała się prawda, że ci wszyscy którzy promują faktyczne zło stają się niezdolni do czynienia dobra?
Ale nie tylko faktyczna promocja zła prowadzi w konsekwencji do zniewolenia, czyli do znaczącego ograniczenia czy wręcz wykluczenia możliwości działań. Brak promocji obiektywnego dobra powoduje podobne konsekwencje. Dla ilustracji powyższej tezy warto przedstawić i przynajmniej pobieżnie przeanalizować dwie sytuacje, w jakich media mogą się znaleźć. Najpierw problem uzależnień finansowych. Nie trudno wyobrazić sobie następujący układ. Konkretny dziennik czy innego typu gazeta, otrzymuje wsparcie finansowe. Sponsor nie domaga się szczególnej atencji dla własnej osoby, nie chce aby niszczyć jego oponentów, sugeruje jedynie aby pozytywnie nie prezentować zagadnienia ochrony życia nienarodzonych. Pozornie wszystko jest w porządku, żadne zło się nie dzieje, choć już pewne ograniczenie możliwości działania się pojawiało. Na tym się jednak nie kończy. Problem aborcji przecież istnieje. Pojawiają się różne konkretne wydarzenia dotyczące tej sprawy i trudno, aby szanujący się dziennik w ogóle się do nich nie odniósł. Trzeba to zrobić, a skoro nie można sprawy przedstawić w pozytywnym świetle, to pozostaje jedynie tzw. neutralność, która faktycznie - w najlepszym wypadku - polega na przemilczaniu określonych aspektów. W bardziej radykalnej postaci owa neutralność przeradza się w krytyczne prezentowanie całej sprawy. I tak dochodzi do przedziwnej sytuacji; wbrew oczekiwaniom pojawia się coraz więcej ograniczeń. Bo skoro nie mogę o tej konkretnej sprawie mówić dobrze, to nie mogą również pozytywnie mówić o ludziach, którzy bronią życia. Nie mogą pozytywnie mówić o instytucjach, które je chronią. Nie mogę do programu zaprosić skądinąd wartościowego człowieka, bo jest przeciwnikiem aborcji a to jest źle widziane. Nie mogę pokazywać w pozytywnym świetle wielodzietnej rodziny, bo to mogłoby być odczytane jako ukryta zachęta do ochrony i przyjęcia każdego życia. Tych "nie mogę" można by wyliczyć jeszcze wiele. I tak pozornie drobne ograniczenie aby czegoś obiektywnie dobrego nie czynić spowodowało całą lawinę ograniczeń. Na tym w swej istocie polega sytuacja zniewolenia.
Druga sytuacja dotyczy powiązań ideologiczno - partyjnych. Nie trudno sobie wyobrazić taki układ gdzie od redakcji pisma, które reprezentuje interesy konkretnej partii, jej przywódcy oczekują aby pozytywnie nie pisać o przeciwnikach politycznych. A jeżeli już trzeba bo fakty są ewidentne, to należy to zrobić w taki sposób, aby maksymalnie zneutralizować wspomniane dobro. (słynne "owszem, ale ..."). Znowu nie ma w tym wyraźnego nakłaniania do zła, jedynie sugeruje się aby nie promować obiektywnego dobra. W praktyce jednak dochodzi do różnych form dyskredytowania ludzi. Bo skoro nie można mówić pozytywnie a mówić trzeba gdyż konkretnych relacji domaga się formuła danego pisma, to pozostaje wyciąganie tego, co kompromitujące, czy też - co niestety ma miejsce - przekazywanie nieprawdy. I wówczas dochodzi do poczucia faktycznego ograniczenia, bo ileż zła można wymyśleć. Powtarza się zatem utarte schematy a to po prostu staje się to nudne. Pismo nie tylko tarci poczucie wolności ale również i zwolenników. W ten sposób prędzej czy później kończą wszystkie tak zwane pisma skandalizujące.
Wydaje się, że przedstawione przykłady wystarczająco jednoznacznie pokazały na czym polega droga do samozniewolenia biegnąca poprzez odżegnywanie się od promocji obiektywnego dobra.
Prawdziwa wolność domaga się prawdy o dobru. Od obiektywnej prawdy o człowieku należy przejść do obiektywnego dobra dla człowieka. Media, aby były autentycznie wolne, powinny bazować na obiektywnej prawdzie. Bez tego fundamentu zawsze będą narażone na niebezpieczeństwo szkodzenia człowiekowi oraz utratę własnej niezależności. Jest to szczególnie ważne dzisiaj, kiedy relatywizm etyczny - traktowany jako postawa najbardziej racjonalna - święci swoje triumfy. Kiedy postawy przeciwne, w których przyjmuje się obiektywny świat dobra, traktuje się jako anachronizm.
Podejmując zagadnienie wolności w mediach warto na zasadzie uzupełnienia zauważyć jeszcze jeden aspekt problemu, który można określić jako wolność od mediów. Co to znaczy być wolnym od mediów? Istnieje przynajmniej kilka aspektów wspomnianego problemu. Po pierwsze, być wolnym od mediów, to nie starać się im za wszelką cenę przypodobać. Dotyczy to zwłaszcza osób publicznych, które zabiegają przede wszystkim o to, aby dobrze wypaść w mediach, żeby nie narazić się mediom. Inny aspekt omawianego problemu polega na bezkrytycznym naśladowanie tego, co w mediach pokażą. Wreszcie trzecim aspektem będzie kształtowanie własnych opinii jedynie w oparciu o obraz ukazany w mediach; słynne "widziałem na własne oczy w telewizji". Krańcową formą braku wolności od mediów jest faktyczne uzależnienie. Wyżej opisaną wolność od mediów można osiągnąć również jedynie poprzez wierność zasadom obiektywnego dobra. Jeżeli ktoś jest przekonany, że czyni obiektywne dobro, to tzw. profil w mediach nie ma dla niego większego znaczenia; jest po prostu wolny.
Należy życzyć nam wszystkim, aby media katolickie jak najowocniej zagospodarowały to olbrzymie pole dobra czynionego przez ludzi i przez to pokazały innym drogę do prawdziwej wolności. By same będąc autentycznie wolne pomagały swoim słuchaczom i odbiorcom w jak najlepszym zagospodarowaniu tego szczególnego daru jakim jest wolność.
lijon