Merritt Jackie - Męskie skrupuły.doc

(488 KB) Pobierz

JACKIE MERRITT

 

 

 

Męskie skrupuły

 

 

 

 

Hesitant Husband

 

 

 

 

 

Tłumaczyła: Alicja Dobrzańska


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Na widok domu Armstronga Mitch zatrzymał się i ze zdumieniem popatrzył na budowlę.

Nie wyłączając silnika, sięgnął po kartkę, na której Sarge Armstrong napisał mu adres, a następnie spojrzał na cyfry z brązu, widniejące na ogrodzeniu z cegły i kutego żelaza. Adres się zgadzał, a zresztą Mitch powinien był się spodziewać, że dom szefa będzie wyglądał podobnie. Posiadłość za ogrodzeniem obejmowała około dwóch hektarów pięknie utrzymanego trawnika z wysokimi, starymi drzewami, na których ukazały się już bladozielone, wiosenne listki i pączki kwiatów, oraz wielki dom z brązowej cegły, emanujący solidnością, komfortem i zamożnością, jaką Mitch Conover mógł sobie tylko wyobrażać. Od rana był zdenerwowany zaproszeniem na kolację do Sarge’a, teraz zaś doszły jeszcze wątpliwości, czy codzienne ubranie, jakie miał na sobie, będzie odpowiednie na taką okazję.

Wstrzymując oddech, wjechał ostrożnie na teren posiadłości. Podjazd zakręcał przed frontem domu i Mitch zaczął się zastanawiać, gdzie powinien zaparkować. Pomyślał, że jego furgonetka pasuje raczej do miejsca przy tylnym wejściu, tam, gdzie stają samochody dostawców.

Postanowił się tym jednak nie przejmować, w końcu został zaproszony. Zaraz po wręczeniu awansu Sarge poklepał go po ramieniu, uścisnął mu dłoń i rozmawiał z nim naprawdę przyjaźnie.

– Chciałbym, żebyś wpadł dziś do nas na kolację, Mitch. To znaczy, jeśli nie masz ciekawszych planów. To nie będzie żadne oficjalne przyjęcie, jedynie moja żona, ty i ja. Co ty na to?

– Nie, proszę pana, niczego na dziś nie planowałem – odparł Mitch, tak uradowany awansem, że nie było spotkania czy imprezy, której by nie odwołał, żeby móc skorzystać z zaproszenia Sarge’a Armstronga. Zresztą i bez awansu uznałby zaproszenie do domu szefa za wyróżnienie i zaszczyt. Sarge Armstrong był lubiany i poważany przez wszystkich pracowników.

Zanim Mitch wysiadł z samochodu, zrobił coś, co zdarzało mu się bardzo rzadko – pośpiesznie przejrzał się we wstecznym lusterku. Włosy miał przyczesane nadzwyczaj starannie i specjalnie ogolił się powtórnie niecałą godzinę temu. Wcześniej nie zdarzało mu się tak przejmować swoim wyglądem i ubiorem. Ta świadomość pozbawiła go nieco pewności siebie i to również było dla niego czymś nowym. Marszcząc brwi, wysiadł z samochodu.

Sarge osobiście otworzył gościowi drzwi. Uśmiechając się szeroko, wyciągnął rękę do Mitcha.

– Cieszę się, że przyjechałeś. Trafiłeś bez kłopotów?

– Dziękuję panu. Tak.

– Skończ już dzisiaj z tym „panem”, Mitch. Wejdź, proszę. Sara jest akurat w kuchni, ale zaraz przyłączy się do nas.

Sarge ubrany był w podobnym stylu jak Mitch: w sportowe spodnie i golf. Poprowadził gościa do wspaniałego pokoju, w którym ściany wyłożone były boazerią, a niezliczone półki wypełniały rzędy książek.

– Siadaj, proszę – zaprosił gościa, wskazując miękką sofę. – Czego się napijesz? Ja naleję sobie whisky z wodą – dodał widząc, że Mitch najwyraźniej nie wie, jak się zachować.

– Jest piwo, jeśli wolisz, albo coś bezalkoholowego. Powiedz tylko, czym się będziesz truł.

– W takim razie poproszę o piwo – odparł Mitch, a jego zdenerwowanie powoli mijało.

Sarge podał mu szklankę i usiedli przy kominku.

– Masz piękny dom – odezwał się Mitch.

– Kupiliśmy go jakieś piętnaście lat temu. Był bardzo zniszczony, ale został odnowiony i umeblowany pod kierunkiem Sary. A oto i ona – dodał, wstając.

Mitch poderwał się na równe nogi.

– Kochanie, to jest Mitch Conover. Mitch, poznaj moją żonę, Sarę.

Sara Armstrong podeszła z uśmiechem do Mitcha i podała mu rękę.

– Bardzo mi miło – powiedziała.

– Dzień dobry pani – odparł Mitch.

– Mam na imię Sara – oznajmiła, sadowiąc się na kanapie.

– Kolacja będzie za dwadzieścia minut. Sarge opowiadał mi, że pochodzisz ze stanu Montana.

– Tak. Z małego miasteczka o nazwie Houghton. Popijając piwo, Mitch przyglądał się ubranej i uczesanej z wysmakowaną elegancją Sarze Armstrong. Niewysoka, szczupła i zgrabna, o delikatnych rysach, wyglądała znacznie młodziej od męża.

– Byłam kiedyś w Houghton – oświadczyła Sara. – Jakieś dwa lata temu.

– Mniej więcej – dodał jej mąż. – Wtedy też Mitch zaczął u nas pracować. Mieliśmy podpisany kontrakt na położenie nawierzchni na ponad trzydziestokilometrowym odcinku autostrady tuż obok miasta, gdy jeden z naszych mechaników nagle odszedł z pracy. Akurat zjawił się Mitch, pytając o możliwość zatrudnienia. Nie mógł wybrać lepszego momentu.

– Ale już nie pracujesz jako mechanik, prawda? – spytała z zaciekawieniem Sara Armstrong.

– Już nie, proszę pani.

– Teraz jest brygadzistą i to jednym z najlepszych – oznajmił Sarge. – Nie masz się czego wstydzić, chłopcze. Naprawdę zasłużyłeś na ten awans i masz przed sobą piękną przyszłość w naszej firmie.

– Bardzo panu dziękuję.

– Widzę, że jednak wciąż w towarzystwie kierownictwa jesteś onieśmielony. – Sarge zaśmiał się lekko. – Nie przejmuj się, w końcu ci to przejdzie.

Mitch raczej w to wątpił. Armstrongowie należeli do osób, które poruszają się po świecie z niezachwianą pewnością siebie, jaką daje bogactwo i możliwość prowadzenia wygodnego życia. Niewykluczone, że i on mógłby kiedyś osiągnąć taki poziom, chociaż nie spodziewał się, że stanie się to w najbliższej przyszłości. Na razie jednak był pracownikiem Armstrongów i cieszył się z tego, że ma stałą, nieźle płatną pracę w dobrze prosperującej firmie.

– Jesteś żonaty? – spytała Sara.

– Nie, proszę pani – odparł Mitch, potrząsając głową.

– Ale na pewno jest ktoś, kto wiele znaczy w twoim życiu. Może w Montanie?

– Nie, proszę pani.

Bardzo się starał nieco rozluźnić, ale niezbyt mu się to udawało. Przede wszystkim nie potrafił zwracać się po imieniu do pani Armstrong. Może kiedyś, pomyślał. Chociaż nie przypuszczał, że będzie często widywał się z Armstrongami na gruncie towarzyskim.

– Mitch cały swój wolny czas poświęca na naukę, kochanie – wyjaśnił Sarge. – Zdaje się, że masz zamiar ukończyć dwa fakultety, prawda?

– W tym roku, oprócz tego, że kończę zarządzanie, zacząłem studia na inżynierii – wyjaśnił Mitch. – Nauka jest dla mnie najważniejsza.

– Co za pilność – pochwaliła Sara. – Nic dziwnego, że wciąż awansujesz.

– Kim! – zawołał nagłe Sarge, wstając. – Przyjdź do nas, kochanie.

Mitch odwrócił się, żeby zobaczyć, do kogo były skierowane te słowa, i znieruchomiał jak rażony gromem. Do pokoju weszła młoda, ciemnowłosa kobieta. Uśmiechając się do wszystkich, w tym również do niego, podeszła do Sarge’a i pocałowała go w policzek.

– Cześć, tato.

Następnie pochyliła się ku Sarze i ją również pocałowała.

– Witaj, mamo.

– Jaka miła niespodzianka. – Widać było, że Sara jest uszczęśliwiona przybyciem córki. – Usiądź. Kolacja będzie niedługo. Zjesz z nami, dobrze?

– Dzięki, ale wpadłam tylko na chwilę, żeby coś wziąć. Nie mogę zostać ani minuty.

– Kim, poznaj Mitcha Conovera – powiedział Sarge. – Mitch, to moja córka, Kimberly.

– Cześć, Mitch – odezwała się Kim, uśmiechając się do niego.

Spojrzenie fiołkowo-niebieskich oczu sprawiło, że Mitch poczuł się tak, jakby dostał cios w żołądek. Córka Armstrongów była wspaniała – piękna, zmysłowa, wrażliwa. Wydała mu się najbardziej ekscytującą kobieta, jaką dotąd w życiu widział.

– Dzień dobry pani.

Zaśmiała się krótko. Mitch nie wiedział, dlaczego, ale dźwięk jej głosu przeszył go na wylot. Zdawał sobie sprawę, że się na nią gapi, jednak nie potrafił się przed tym powstrzymać.

– Nazywaj mnie Kim – zaproponowała. Mitch nie mógł oderwać od niej wzroku.

– Oczywiście.

Trudno było w to uwierzyć, ale najwyraźniej i ona nie mogła od niego oderwać wzroku. Czy to możliwe? Czyżby i on zrobił na niej wrażenie?

– Chyba możesz usiąść z nami na chwilę? – spytała Sara z nutą prośby w głosie.

Kim z trudem oderwała wzrok od Mitcha.

– Mamo, naprawdę nie mogę. Mam spotkanie. – Znów spojrzała na Mitcha. – Od dawna się znacie?

Poczuł, że się czerwieni. Jej pytanie oznaczało, że ją zainteresował i na dodatek wcale się nie przejmowała obecnością rodziców. Niestety, on tym się przejmował.

– Pracuję u twojego ojca – odparł. Na szczęście oszołomienie mijało. Podrywanie córki szefa na jego oczach to chyba przesada.

– Aha – mruknęła Kim. Chłodny ton Mitcha trochę ją spłoszył. Chyba zachowała się zbyt bezpośrednio, ale było w tym mężczyźnie coś takiego, co sprawiało, że umiała myśleć tylko o nim.

To „aha” wyjaśnia wszystko, pomyślał Mitch. Jest pracownikiem ojca. W jej świecie oznaczało to, że jest po prostu nikim.

– Kim jest dekoratorką wnętrz – oznajmił Sarge z nie skrywaną dumą. – I mogę dodać, że ma niemałe osiągnięcia.

Mitch nie miał pojęcia, o czym mógłby rozmawiać z dekoratorką wnętrz.

– A ta dekoratorka ma umówione spotkanie za... – Kim zerknęła na zegarek – piętnaście minut. Muszę uciekać. Miło było cię poznać, Mitch.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

– Cześć, tatusiu. Pa, mamo. Niedługo was odwiedzę. Wychodząc z pokoju, czuła się zmieszana. Czyżby tylko jej się wydawało, że Mitch patrzył na nią z zainteresowaniem? Może ma kogoś? Ale... chyba nigdy nie spotkała przystojniejszego mężczyzny i to takiego, który na dodatek poruszył ją do głębi.

– Kim trzyma swoje materiały w pokoju za garażem. Wpada tu tylko jak burza, kiedy czegoś potrzebuje – wyjaśnił Sarge.

– To prawda – dodała Sara ze śmiechem. – Sprowadziła materiały obiciowe i zasłonowe chyba z całego świata. Niektóre są naprawdę przepiękne.

– Mają państwo więcej dzieci? – spytał Mitch ostrożnie.

– Nie, tylko Kim – odparła Sara z czułością w głosie. – A ty? Masz jakąś rodzinę w Montanie?

– Siostrę. I szwagra – dodał po chwili. – Jesienią Blair wyszła za mąż. Jesteśmy współwłaścicielami rodzinnego domu w Houghton. W tej chwili go wynajmujemy.

– Proszę pani, kolacja gotowa – powiedziała gosposia, zaglądając do pokoju.

– Dziękuję ci, Lois. No co, panowie, możemy siadać do stołu?

– Jasne, kochanie – odparł Sarge. – Chodźmy, Mitch. Zobaczysz, że będzie ci smakowało. Mamy najlepszego kucharza na całym północnym zachodzie.

 

Nie potrafił wymazać Kim Armstrong z pamięci. W ciągu dnia pracował, wieczorami się uczył i niezależnie od tego, jak bardzo był zajęty, ona wciąż mu towarzyszyła. Pierwszy raz zdarzyło mu się, żeby kobieta zrobiła na nim takie wrażenie.

Myślał o jej gęstych, ciemnych włosach. Pamiętał, że były luźno związane z tyłu głowy. Ciekawe, jak wyglądają, kiedy są rozpuszczone. Wspominał fiołkowy kolor jej oczu. Nigdy nie widział oczu w tym odcieniu. Zmysłowy śmiech Kim też wciąż go prześladował.

Coś niezwykłego zdarzyło się wtedy między nimi, ale co z tego? Kim jest córką jego szefa, dekoratorką wnętrz, kobietą obracającą się w sferach, do których on nawet nie śmiałby się zbliżyć. Samo wspomnienie o Kim sprawiało, że czuł się niezręcznie i niezgrabnie, a nie uważał się za człowieka wyjątkowo nieśmiałego.

Powiedział sobie, że nie ma się czym przejmować. Pewnie już nigdy w życiu nie zobaczy Kim Armstrong. Z jakiej okazji mieliby się spotkać? Sarge jest dla niego nadzwyczaj miły, ale to nie znaczy, że będzie go ciągle zapraszał, czego zresztą Mitch wcale nie oczekiwał. A gdzie, poza domem rodziców, mógłby się natknąć na Kim, skoro nie miał najmniejszego pojęcia, w jakiej dzielnicy Seattle ona mieszka?

Mniej więcej dwa tygodnie po tamtym spotkaniu, wracając po pracy do domu, jak zwykle wyjął korespondencję ze skrzynki na listy. Wszedł do mieszkania, rzucił koperty na stół i usiadł, żeby zdjąć buty. Był pochłonięty rozmyślaniem o czekającym go wieczorem teście, ale nagle przypomniał sobie, że spodziewa się przecież wiadomości od siostry.

Sięgnął po plik kopert. Niestety, większość stanowiły reklamy, a listu od Blair nie było. Nagle jedna przesyłka zwróciła jego uwagę – była ręcznie zaadresowana na jego imię i nazwisko, zaś nadawcą okazała się jakaś nie znana mu firma, Meridian Homes. Rozerwał kopertę i wyjął drukowane zaproszenie.

„Meridian Homes zawiadamia o wystawie poświęconej pięciu nowym modelom domów na Northwest Lakeview Avenue, nr 3135. Serdecznie zapraszamy na oficjalne otwarcie, które odbędzie się w sobotę, piątego czerwca, o godzinie trzynastej. Podajemy zimne napoje i przekąski”.

Jeszcze raz przyjrzał się kopercie. Może to jakaś pomyłka? Nie, nazwisko i adres się zgadzały. Nagle zauważył, że w lewym dolnym rogu zaproszenia napisane jest: Dekorację wnętrz wykonała Kimberly Armstrong.

Siedział nieruchomo, wpatrując się w zadrukowany kartonik. To Kim go zaprosiła! Serce biło mu w piersi gwałtownie. Skąd jej to przyszło do głowy? Czy to znaczy, że chce go znów zobaczyć?

Wstał i w samych skarpetkach zaczął chodzić w kółko po pokoju. Usta miał suche, coś ściskało go boleśnie w żołądku. To niewiarygodne. Ona chce się z nim spotkać. Ale dlaczego? Czy to możliwe, że jej też trudno było zapomnieć o tamtym dniu? Najwyraźniej Kim nie zdaje sobie sprawy z tego, ile ich dzieli. Na litość boską, przecież pracuje u jej ojca, a ona jest... ona...

Ona jest przepiękną, bogatą kobietą, która może mieć wszystko, co w życiu najlepsze, i dziwne, że w ogóle para się jakąś pracą, nawet tak szczególną jak dekoracja wnętrz.

Zgarnął ze stołu zaproszenie razem ze wszystkimi reklamami i wrzucił je do kosza na śmieci. Nie pójdzie na żadne otwarcie. Najgłupszą rzeczą, jaką mógłby zrobić, to wmawiać sobie, że ma jakąś szansę u Kim Armstrong. Nie miał zwyczaju bujać w obłokach. Dorastał w biedzie. Ojciec zmarł, kiedy Mitch był dzieckiem i od tego czasu rodzinie trudno było związać koniec z końcem.

Wystarczy. Przeszłości nie da się zmienić, ale można zadbać o przyszłość. Trzeba być ambitnym, ciężko pracować i nie stronić od wyrzeczeń, a uda się osiągnąć sukces. Pod warunkiem, że nie będzie tracił czasu na marzenia o jakiejś kobiecie, która jest dla niego nieosiągalna.

Wziął prysznic, zjadł coś i pojechał na uczelnię. Wracając po skończonych zajęciach do domu, kupił sześć butelek piwa. Potem usiadł w pokoju, otworzył pierwszą butelkę i kiedy zamknął oczy, zaraz w jego myślach pojawiła się Kim. Przypominał sobie, minuta po minucie, całe spotkanie w domu jej rodziców i wiedział, że gdyby nie była córką Sarge’a, znalazłby sposób, żeby znów ją zobaczyć.

Otworzył oczy. To zaczynało już być śmieszne. Tylko smarkacz mógłby śnić o kobiecie, która nigdy nie będzie należeć do niego. Ma ważniejsze rzeczy do zrobienia.

Jednak... to zaproszenie intrygowało go. Zastanawiał się, co ono mogło znaczyć. Kim zaprosiła go, a to znaczyło, że o nim myśli. Czego spodziewała się po tym spotkaniu? Mimo że pił zimne piwo, w gardle czuł suchość z emocji.

Przyglądał się krytycznie swojemu ubogiemu lokum, trzem małym klitkom z łazienką. Oto jego świat, jakże daleki od tego, w którym porusza się Kim Armstrong. Uśmiechnął się ironicznie. Zabawnie byłoby wyobrazić sobie, że ona przechadza się po tym mieszkaniu i próbuje znaleźć coś, na czym warto byłoby zatrzymać wzrok.

Tak naprawdę wcale nie było mu do śmiechu. Wprost przeciwnie. W dodatku na samą myśl o niej robiło mu się gorąco.

– Dosyć – odezwał się głośno. Wstał, jednym haustem dopił piwo i poszedł do łóżka. Po drodze wyrzucił do kosza pustą butelkę i zobaczył leżące w nim zaproszenie. Gdyby poszedł na tę imprezę, byłaby to najbardziej szalona rzecz, jaką w życiu zrobił.

Kim miała fiołkowe oczy. Gdy tylko Mitch przymknął powieki, widział je przed sobą. Szybkim ruchem wyjął zaproszenie z kosza. Może pójdzie na to otwarcie, a może nie, ale czuł się lepiej, kiedy leżało na stole, zamiast walać się pośród śmieci.

Otwarcie wystawy okazało się wielkim sukcesem. Kim czuła, że kręci jej się w głowie – tyle rąk uścisnęła, tylu wysłuchała komplementów i pochwał. Tłum zaczynał już rzednąć, chociaż tu i tam stały jeszcze grupki rozmawiających, z kieliszkami i talerzykami w dłoniach.

Mimo wszystko była rozczarowana. Oczywiście, nie dawała tego po sobie poznać – uśmiechała się, prowadziła ożywione rozmowy. Niestety, Mitch Conover nie pojawił się, a miała wielką nadzieję, że to zrobi.

Praca, której się podjęła, stworzyła jej wspaniałe pole do popisu: chodziło o urządzenie wnętrz pięciu domów i to od podstaw. Chociaż przyjmowała w tym czasie również mniejsze zlecenia w prywatnych domach, nad tymi projektami pracowała od paru miesięcy. Dokładnie rzecz biorąc, prawie przez całą zimę. Może wreszcie jej życie wróci do normy, chociaż przypuszczała, że dzięki tej wystawie otrzyma mnóstwo zamówień. Cieszyła się, bo lubiła dużo pracować, podobnie jak i jej ojciec.

Stała teraz trochę na uboczu, odrobinę zmęczona. Chyba z dwieście osób przewinęło się dzisiaj przez sale i Kim była zadowolona, że impreza zbliża się do końca. Jej rola też się skończyła i dalsze losy modeli domów zależały od efektywności działu sprzedaży.

Westchnęła cicho i ruszyła w stronę szafki, do której schowała torebkę. Była w połowie drogi, kiedy zerknęła w kierunku drzwi i zauważyła stojącego tam Mitcha Conovera. Wyraźnie skrępowany, przyglądał się niepewnie obecnym na sali gościom.

Bez namysłu ruszyła w jego stronę. Widziała wyraz jego twarzy w chwili, kiedy ją dostrzegł i serce zabiło jej mocniej.

– Witaj – odezwała się lekko przytłumionym głosem. – Sądziłam już, że nie przyjdziesz.

Mitch, podobnie jak podczas ich pierwszego spotkania, poczuł się tak, jakby poraził go grom. Kim była piękna, ożywiona, a on tak bardzo pragnął jedynie stać i patrzeć na nią bez końca.

– Dzień dobry. – Udało mu się w końcu uśmiechnąć. – Nie byłem pewien, czy to nie jakaś pomyłka z tym zaproszeniem.

– Żadna pomyłka. Sama wpisałam cię na listę gości.

– Domyśliłem się tego.

Wpatrywał się w jej zdumiewające oczy i nagle przyszło mu do głowy, że popełnił błąd, przychodząc tutaj. Kim ubrana była w niebieski kostium, bardzo elegancki, na pewno drogi, i buty na bardzo wysokich obcasach. Włosy miała rozpuszczone, spływające na ramiona, z lewej strony podtrzymane ozdobnym, niebieskim grzebieniem. Przez moment przyglądał się jej wargom, ale zrobiło mu się tak nieznośnie gorąco, że musiał odwrócić wzrok.

– Jak się udała impreza?

– Doskonale. Przyszło ponad dwieście osób. A może miałbyś na coś ochotę? Tam są napoje i kanapki...

– Nie, dziękuję. Wpadłem tylko na chwilę.

– Aha. – Kim rozpaczliwie szukała w myśli jakiegoś pretekstu, żeby go zatrzymać. – Może chciałbyś obejrzeć wystawę? Teraz już jest prawie pusto. – Uśmiechnęła się do niego. – Chętnie pokażę ci moje prace.

O mało nie zapytał, dlaczego jej na tym zależy. Znów niedwuznacznie okazywała mu zainteresowanie, a to go jednocześnie krępowało i radowało. Nie powinna poświęcać tyle uwagi jednemu z wielu pracowników ojca. Nie może stać tak, z tym wspaniałym uśmiechem, kuszącymi ustami, i dawać mu do zrozumienia, że on ją obchodzi. Nie powinna...

– Bardzo chciałbym je zobaczyć – powiedział cicho.

– Idź za mną.

Szedł za nią, czując się, jakby był trochę pijany. Za drzwiami zobaczył studio, w którym stało pięć domów wśród dekoracji przypominających ich naturalne otoczenie. Do każdego z domów prowadził nawet chodnik. Przy każdym z obiektów umieszczono tabliczkę z jego nazwą i powierzchnią.

– Ten model nazywa się Chablis – wyjaśniła Kim, idąc przodem. – Jest najmniejszy ze wszystkich.

Otoczenie było wspaniałe, ale dopiero wnętrze naprawdę go oczarowało. Podziwiał delikatne, jasne barwy, dekorację ścian, meble, dywany i nie wiedział, co ma powiedzieć.

– To jest piękne. Sama wszystko zrobiłaś?

– Tak. Każdy dom jest urządzony inaczej – dodała z uśmiechem. – Najbardziej lubię... Nie, nie powiem ci. Zobaczymy, który tobie się spodoba.

Obejrzeli po kolei wszystkie modele, a każdy z nich był interesujący.

– Który jest, twoim zdaniem, najładniejszy? – spytała na zakończenie.

– Trudne pytanie. Podobają mi się wszystkie, ale... chyba najbardziej Cabernet.

– To również mój ulubiony model!

– Wszystkie nazywają się tak jak gatunki win, prawda?

– Masz rację. To nie był mój pomysł, ale podobają mi się te nazwy. A tobie?

Nie mógł się nie uśmiechnąć. Kim była taka piękna, radosna i to sprawiało, że on też czuł się wspaniale.

– Chyba lubisz swoją pracę, prawda?

– Kocham ją. Życzę każdemu, żeby był tak zadowolony z tego, co robi. Tak się cieszę, że przyszedłeś – dodała ciszej.

Przestał się uśmiechać. Stali przy ostatnim z modeli, oddaleni od reszty gości. Mógłby bez trudności jej dotknąć.

– Kim... to nie ma sensu.

Popatrzyła mu prosto w oczy. Otwarcie, bez odrobiny wstydu czy wahania. Nawet nie mógł udawać, że jej nie zrozumiał.

– Jestem wolna. A ty?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin