wrozka.rtf

(8 KB) Pobierz

Dolna trójka nie pozwoliła mi zasnąć przez całą noc. Jakby w proteście przed nadchodzącym zabiegiem, chciała zagnieździć się siłą w mojej żuchwie, wielokrotnie potęgując i tak już nieznośny ból. Dentystka orzekła, że na tym etapie demineralizacji, usunięcie zęba jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Nie mając pojęcia w jakie katusze wpędziła mnie swoją brutalną diagnozą, rozpisała najbliższy możliwy termin, po czym zainkasowała zaliczkę życząc miłego dnia. To była moja pierwsza wizyta u stomatologa odkąd pamiętam. I to wcale nie dlatego, że dotąd uznawano mnie za okaz zdrowia. Po prostu strach przed badaniem ugiął się pod efektem działania drobnoustrojów dopiero po wielu latach.

Odwagą nigdy się nie odznaczałem. Już w podstawówce wystarczyło wspomnieć o czarnej Wołdze, której kierowcy porywają dzieci po zmroku i przez cały miesiąc stawałem się wyjątkowo punktualny. A z czasem zupełnie nic się nie zmieniało. Z tchórzostwa kontynuowałem naukę na kierunku, który wybrali moi rodzice i ta sama przyczyna sprawiła, że udało mi się go ukończyć. Szczerze mówiąc, to myślę, iż gdyby nie ten przeklęty element charakteru, to z całym powodzeniem mógłbym określać się jako człowiek sukcesu. Niestety. Wszystkie nieszczęścia jakie napotkałem w trakcie mojego życia, niezmiennie wynikały z zupełnego braku kurażu.

Zapach środków dezynfekcyjnych niemiłosiernie zakręcił się moich nozdrzach. Już miałem uciec, gdy nieznoszący sprzeciwu ton głosu pani doktor momentalnie powalił mnie na fotel. Do zabiegu przygotowywała się skrupulatnie, niczym kat przed egzekucją. Delikatnym ruchem naciągnęła białe rękawice, po czym zapaliła oślepiające światło. Zdążyła jeszcze przyjrzeć się ubytkowi oraz zaaplikować nieco lidokainy, zanim wyciągnęła narzędzie zbrodni. Olbrzymie szczypce z rozkoszą przytuliły się do zęba i wskutek gwałtownego szarpnięcia wprowadziły mnie prosto do piekła. Ból wycisnął ze mnie wodospad łez, dając do zrozumienia, że mogę nie przetrwać zadawanej mi tortury, a ten sukinsyn nadal siedział beztrosko w mojej szczęce. Efektem kolejnych bezowocnych prób była obietnica regularnego chodzenia do kościoła. Ciężko powiedzieć jak długo kobieta walczyła z felernym siekaczem. Kiedy znalazł się w mojej kieszeni, zapadł już zmrok. Wychodząc z gabinetu, nie potrafiłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Jakimś cudem dotarłem do domu i bez podejmowania zbędnych czynności położyłem się spać.

Uciekałem właśnie przed ogromnym wiertłem stomatologicznym, gdy delikatne wstrząśnięcie wyrwało mnie z objęć Morfeusza. Oburzona Zębowa Wróżka stwierdziła, że taka bezczelność, spotkała ją pierwszy raz w całej karierze.

- Przecież to nawet dzieci wiedzą, że pod poduszkę się wkłada! - Pouczała mnie, nie szczędząc wyjątkowo poruszającej gestykulacji. - Co ja mam cię przez kieszenie obmacywać?

I stanęła nad łóżkiem, dając wykład o etyce zawodowej istot magicznych oraz o misji swojego rzemiosła. Niespecjalnie zwracałem uwagę na słowa, którymi mnie częstowała. Wszak po raz pierwszy kobieta widziała mnie w łóżku. I to nie jakaś pierwsza-lepsza z dyskoteki, a najcudowniejszy okaz urody, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Zahipnotyzowany ruchem jej dłoni i ust, nawet nie zauważyłem kiedy położyłem zęba na biurku. Wyjaśniła mi jeszcze, iż tylko dzieci dostają od wróżek monety, a dorośli, jakby w nagrodę, za zachowanie wiary, zostają obdarowani tym, czego najbardziej potrzebują. Zmierzyła mnie od góry do dołu zimnym wzrokiem, wyciągnęła z torebki różdżkę i na wskutek jednego dotknięcia, na moim biurku pojawiła się przepiękna blondynka z wyjątkowo dużym biustem. Czarodziejka puściła mi oko po czym wskoczyła na miotłę, by wylecieć przez okno z pokoju.

Justyna, bo takie imię nosiła moja pamiątka po wizycie u dentysty, nie wyobrażała sobie życia beze mnie. Nie potrafiąc oderwać jej dłoni od własnej, zabierałem ją ze sobą nawet do pracy i wszyscy zazdrościli mi tak wyjątkowo obdarzonej dziewczyny. Przynajmniej dopóki czegoś nie powiedziała. Widocznie moje pragnienia tamtej nocy skupiały się wokół fizyczności płci przeciwnej, gdyż nowa współlokatorka zdecydowanie nie należała do najmądrzejszych istot na świecie. Owszem, nie przeszkadzało mi to z początku, kiedy przez pierwsze tygodnie niemalże wcale nie opuszczaliśmy łózka. "Może to nawet lepiej" - myślałem widząc, że nie zauważa, jak ją wykorzystuję. Na dłuższą metę jednak sytuacja stawała się coraz bardziej analogiczna do nałogowego pożerania słodyczy. Przy którymś kolejnym razie zamiast przyjemności odczuwałem jedynie bóle brzucha i ubytki na zdrowiu. Z biegiem czasu doprowadziło to do utraty kolejnego zęba, przy którym zażyczyłem sobie osoby mogącej obdarzyć mnie uczuciem bezpieczeństwa.

Ania, bokserka, nie pozwalała się do mnie zbliżyć nikomu na odległość większą niż kilka kroków. Zupełnie bez ostrzeżenia rzucała się na przypadkowych przechodniów z pięściami. Nawet ja sam nie mogłem się skrzywdzić. Za każdym razem, gdy wyciągałem paczkę papierosów, na mojej twarzy lądowało kilkanaście sierpowych. Któryś z nich prędzej czy później musiał spowodować pojawienie się następnej kobiety.

 

Z każdym pożegnaniem kolejnych elementów mojego uzębienia, w domu pojawiała się nowa mieszkanka. Miałem już trzydzieści jeden kobiet i całe osiedle piało z zazdrości na mój widok. Trudno przecenić wpływ jaki wywarły na moją osobowość tak różne charaktery, z którymi codziennie mijałem się w korytarzu. Psycholożka nauczyła mnie odwagi, dzięki czemu po tylu latach pracy w końcu udało mi się awansować. Stylistka za sprawą niewyobrażalnej ilości środków sprawiła, że wyglądałem naprawdę doskonale, a poetka uświadomiło mi w końcu kogo naprawdę kocham. Po zakupieniu bukietu czerwonych róż, oraz odpowiedniemu przygotowaniu się na rozmowę z moją doradczynią zawodową, nie dopuszczałem do siebie myśli, że cokolwiek może pójść nie tak. Zupełnie bez strachu poprosiłem osobistą dentystkę, by wyrwała mi ostatniego trzonowca.

Z pewną dozą niepokoju oczekiwałem na najcudowniejszą osobę jaką było dane mi spotkać. Z niecierpliwości kręciłem się po całym mieszkaniu, raz po raz połykając miętówkę i poprawiając swoją fryzurę. Zjawiła się, jak zwykle, punktualnie i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wcisnąłem kwiaty w jej rękę. W zdziwieniu otworzyła usta, ale delikatnie przykryłem je ręką i klęknąłem tuż przed jej obliczem. Z pamięci recytowałem przygotowaną wcześniej mowę, tak wielokrotnie poprawianą by zrobić wrażenie, na obiekcie mojej miłości.

- Jesteś jedyną osobą, przy której czuje się ważny - szeptałem spoglądając jej w oczy. - To właśnie dla ciebie chce mi się żyć i nie wyobrażam sobie przyszłości u boku kogoś innego. Nie wracaj dzisiaj do domu, nie wracaj nigdy, zostań tu ze mną na zawsze. Kocham cię. Kocham cię moja czarodziejko.

Wróżka spojrzała na mnie z politowaniem, po czym delikatnie się odsunęła. Rzuciła tylko, że w życiu nie związała by się z facetem, który nie ma ani jednego zęba po czym błyskawicznie odleciała przez okno. Zostawiła po sobie jedynie sztuczną szczękę, którą znalazłem pod poduszką.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin