rozdział 15.pdf

(248 KB) Pobierz
279604107 UNPDF
Shei wydawało się, że unosi się nad ciałem Raven. Całym jej światem było bezwładne 
kobiece ciało, nieruchomo leżące na podłodze. Początkowo Raven wyglądała na zupełnie martwą, 
jakby wyciekło z niej całe życie. Powoli, w zupełnej ciszy Shea poczuła w swej świadomości jakby 
słaby strumień energi w ciele Raven. Wydawało się, jakby kolory pulsowały dookoła niej, ale 
zamazane, blaknące. 
­ Michaił, teraz. ­ rozkazał Gregori.
Wypowiedział te słowa na głos, ale zabrzmiały w jej głowie. Zrozumiała, że dotąd nie 
widziała Michaiła. Był gdzieś z Byronem i utrzymywał Raven przy życiu na odległość. Chciała 
poprosić go o wybaczenie, że dopuściła do tego, co się stało, ale światło w które się zmieniła było 
skoncentrowane jedynie na Raven. Czuła zdziwienie, że tak dokładnie wiedziała co robić, ale po 
chwili zdała sobie sprawę, że nie była sama. Czysta kula światła wskazywała jej kierunek działań. 
Jej każda myśl skoncentrowana była na ciele Raven, nic innego nie miało znaczenia. Czuła jak 
Michaił wydał swojej żonie polecenie do wybudzenia się ze śmiertelnego snu. 
Krew tryskała z ran. Serce Raven biło głośno, odbijając się echem w świetle, którym stała 
się Shea. Popłynęła przez krew i niczym żar białego światła tamowała najgorsze krwotoki. 
Pracowała szybko, w całkowitym skupieniu i koncentracji, ograniczając kolejne miejsca z których 
wypływało życie. W czasie pracy oceniała zniszczenia każdego z narządów wewnętrznych. Leczyła 
za pomocą umysłu. Każdy ścieg był skrupulatny, wydobywała fragmenty pocisku precyzyjnie i 
ostrożnie. Niczym nie różniło się to od operacji wykonywanej ręcznie, było tylko bardziej męczące. 
Utrzymanie stałej koncentracji było wyczerpujące. Dodatkowo, czas uciekał. Tak samo jak na sali 
operacyjnej Shea miała pod dostatkiem pracy. Czuła, jak pociła się z wysiłku i jakby pielęgniarki 
wycierały jej czoło. 
To był świat, który znała. Jej świat. Miała pacjenta ze strasznymi obrażeniami. Posiadała 
wiedzę i umiejętności. Co więcej, była bardzo zdeterminowana. Jeśli tylko była nikła szansa na 
uratowanie pacjenta, musiała ją wykorzystać. 
Rany były straszliwe. Była zdziwiona, że Raven przeżyła tak długo. Nawet najlepiej 
wyposażona klinika nie byłaby w stanie uratować jej życia, odniosła zbyt wiele obrażeń. I jeszcze 
dziecko.... Jak to możliwe, że dziecko nadal żyło?
Gregori bardzo ostrożnie zajmował się maleństwem. Zakres obrażeń był ogromny. Dziecko 
zostało zalane przez krew buchającą z ciała matki. Czuł siłę do odepchnięcia na bok bólu, do 
odparcia jego ataku. Mógł mieć jedynie nadzieję, że Shea szybko powstrzyma krwawienie, by mógł 
się skoncentrować na dziecku. Była tak mała, prawie niewidoczna a czuł jej cierpienie i bezradność. 
Znała już strach przed porodem, wiedziała co to ból, a teraz doszła jeszcze świadomość, że nigdzie 
nie będzie bezpieczna, nawet w łonie matki. 
Gregori mruczał do niej cicho i uspokajająco. Kiedyś już otoczył ją swym światłem i teraz 
go rozpoznała, poruszyła się w poszukiwaniu bezpieczeństwa. 
Obawiała się jego zbliżającego się światła więc wysłał falę bezpieczeństwa i ciepła. Bardzo 
starannie zajął się raną na tętnicy dostarczającej jej pożywienie. Natychmiast podał jej własną krew, 
pieczętując jej los, wiążąc ze sobą już na zawsze. W łożysku było kilka nacięć, które natychmiast 
starannie pozamykał. Obawiała się światła, którym się stał, więc przesłał jej kolejną falę ciepła i 
bezpieczeństwa.
W jej prawym udzie ziała ogromna rana. Bolała a wypływająca krew otaczała ją czerwoną 
wstęgą. Najdelikatnieszym dotykiem zamknął ranę, uspokajał ją. Jego śpiewny, niski ton głosu 
znalazł odzwierciedlenie w jej sercu i umyśle, przeszywał duszę. Gregori mówił do niej cały czas, 
nie przerywając pracy. Jego czysty ton koił i czarował, tak, że pozostała z Raven pomimo że łatwiej 
byłoby jej zniknąć razem z wypływającą strużką krwi. 
Gregori czuł jej siłę i determinację. Bez wątpienia była córką Michaiła i Raven. Mogła 
odejść, gdyby tylko chciała, ale gdyby wybrała życie walczyłby o każdy jej oddech. Był jednak 
pewien, że będzie walczyć. Szeptał do niej najbardziej urzekającym głosem, obiecywał fascynującą 
przyszłość, wabił pięknem i tajemnicami oczekującymi na nią na świecie. Przyrzekł, że nigdy nie 
zostanie sama, zawsze będzie obok by ją chronić i sprawiać, by była szczęśliwa.
Zanim zakończył pracę, poczuł ból Shei spowodowany jej własnymi ranami. Uspokajając 
dziecko, że wróci, zabrał Sheę z ciała Raven. Klęczała, sina z wyczerpania i pragnienia. Pomimo że 
rany na ramieniu i ręce nie były poważne, straciła więcej krwi niż mogła uzupełnić.
Jacques podpierał ją, chroniąc przed upadkiem, otaczał ramionami. Była półprzytomna, gdy 
próbowała go odepchnąć. 
­ Jeszcze nie skończyłam. Dlaczego mnie zabrałeś, Gregori? ­ zaprotestowała, zirytowana. 
Jej jedyną myślą było, by powrócić do pacjenta. 
­ Musisz się pożywić, albo nie będziesz w stanie kontynuować. ­ poradził cicho. ­ Raven też 
potrzebuje krwi. ­ Srebrne oczy Gregoriego zatrzymały się na Jacquesie, który potakująco skinął 
głową.
Jacques bez wahania zamknął umysł Shei, wydając jej polecenie, by się pożywiła. Była tak 
zmęczona i wyczerpana, że ledwie zdołała odwrócić twarz ku jego szyi. Jego ciało zesztywniało 
czując ciepły oddech na skórze. Przyciągnął ją bliżej, poczuł delikatne draśnięcie zębów, lekkie 
ukłucie. Jacques z trudnością powstrzymał jęk, przeklinał w duszy siłę Karpatiańskiego pożądania, 
które ściskało jego ciało właśnie teraz, gdy wszyscy byli w niebezpieczeństwie.
Shea wyszeptała coś ustami przyciśniętymi do jego skóry, coś miękkiego i delikatnego, co 
przeszyło jego ciało i oddaliło głód zmysłowego dotyku. Ukrywał swe pożądanie gdy zatopiła zęby 
w jego szyi. Gorące płomienie tańczył w jego żyłach, biegły wzdłuż nerwów i mięśni. Dłonią 
odnalazł jej talię, plecy, tulił do siebie jej głowę. Ciało potrzebowało, by się w niej zatopić. 
Płomienie nigdy jeszcze nie były tak palące a potrzeba tak ogromna.
Zęby Gregoriego rozdarły jego nadgarstek. Połączył swój umysł z Michaiłem i razem 
próbowali zmusić Raven do powrotu. Ciągle była obca, żyła zaledwie ćwierć wieku, ale była też 
silna. Nawet połączonymi siłami trudno im było ją zmusić do pożywienia się na kimś innym, niż 
Michaił. Na chwilę odpuściła.
­ Dla naszego dziecka, maleńka.  ­ Wyszeptał Michaił miękko i z miłością, naginając 
jednocześnie jej wolę. ­  Musisz to zrobić dla niego.
Gregori wzmocnił polecenie.
­  Nigdy cię o nic nie prosiłem w imię naszej przyjaźni. Teraz proszę.
Raven zrezygnowała ze stawiania oporu i pozwoliła Gregoriemu i Michaiłowi wprowadzić 
się w trans, który pozwalał jej zaakceptować krew, której tak bardzo potrzebowały, od kogoś 
innego. 
Gregori skoncentrował się na połączeniu z dzieckiem. Było takie bezradne, maleńkie i 
przerażone. Ale żywe. Czuł jej świadomość samotności i natychmiast wysłał falę ciepła. Jego krew, 
wpływająca w małe ciało wzmacniała połączenie, zapewniała, że pasują do siebie.
Spędził całe życie, przygotowując się na ten moment. Czas, kiedy będzie miał szansę 
odnaleźć swoją partnerkę. Zawsze wiedział, że będzie to dziecko Michaiła. Kiedy Raven została rok 
temu zaatakowana i śmiertelnie ranna, odał jej swoją krew. Jego krew była stara i potężna. Wysłał 
wtedy pierwszą nić połączenia, mając nadzieję, że Raven, ludzka kobieta, będzie w stanie począć 
dziecko płci żeńskiej. Teraz wzmocnił połączenie, na zawsze związując się z tym dzieckiem. 
Należała do niego, duszą i ciałem. Po raz pierwszy od wieków poczuł nadzieję. A dla Karpatianina 
będącego tak blisko zmiany w wampira, nadzieja była jedynym lekarstwem. 
Shea zamknęła ranę Jacquesa zmysłową pieszczotą języka i spojrzała na niego 
pochmurnymi oczyma. Jej uczucia uległy zmianie i wypchnęła Jacquesa ze swojego umysłu. To nie 
dlatego że chciał odebrać jej wolną wolę; musiała się pożywić by ratować Raven i dziecko. To 
dlatego, że nakazał jej zabić człowieka. Rozkazał spokojnie, bez żadnych emocji.
­ Zawsze wiedziałaś, że mam w sobie bestię, Wiewióreczko.
Shea wytarła twarz i odgarnęła włosy, jakby chciała odgonić go od siebie.
­ Zawsze myślałam, że potrafisz zachować się jak człowiek, a nie bestia pragnąca śmierci.
­ Zabijanie to nasza natura. Jesteśmy drapieżnikami.
­ Nawet jeśli chciałeś ratować moje życie i było konieczne by zabić Don Wallace'a, nie  
musiałeś wykorzystywać mnie i robić to w tak okrutny sposób. Odejdź. Mam tu coś do zrobienia a  
jestem bardzo zmęczona.
Jacques nie poruszył się nawet o milimetr. Na zewnątrz błyskawica rozcięła szarość 
deszczu. Nawet pomimo siły wytworzonej burzy słońce raniło ich oczy. Mieli coraz mniej czasu 
zanim ich ciała zostaną zmuszone do zaśnięcia na sposób ich rasy. Poźniej przekona Sheę, że nie 
jest potworem. Ale teraz jego zadaniem  było bronić bezpieczeństwa wszystkich, którzy pracowali.
Cały czas skanował otoczenie. Wywoływał burzę i utrzymywał nad nimi masy skłębionych 
chmur, sprawiając, że dla innych jakakolwiek podróż w tym obszarze stawała się niebezpieczna. 
Podpierał kołyszące się ciało Shei i spoglądał jednym okiem na uzdrowiciela, który wyglądał 
ponuro i szaro. To co robili, było dla Jacquesa cudem. Czuł dumę, że Shea potrafiła zrobić coś tak 
wspaniałego, i zadowolenie, że uzdrowiciel potrzebuje jej pomocy.
Jacques wiedział, że Michaił musi być chory i wściekły z bezradności. Podjął rozsądną 
decyzję zabierając Byrona do jaskini i uspiając w ożywczej ziemi, dopóki uzdrowiciel się nim nie 
zajmie. To oznaczało jednak, że utrzymywał Raven przy życiu na odległość, cały czas czując strach 
i niepewność. A chciał być tym jedynym, który ofiarowuje swojej partnerce krew i chroni ją przed 
kolejnymi niebezpieczeństwami. 
Jacques cicho zaklął. Trzej Karpatianie nigdy nie powinni dać się oszukać ludziom. 
Dlaczego nie wykryli obecności mężczyzn w lesie? Dlaczego nie wyczuli niebezpieczeństwa 
zagrażającego Raven i Shei? 
Spojrzał na ramię Shei, zakrwawione i poszarpane i znów zaklął cicho. Przysięgał ją chronić 
i sprawiać, by była szczęśliwa. Do tej pory nie spełnił żadnej z tych obietnic. Jak teraz miał 
odpędzić traumatyczne przeżycia dnia dzisiejszego i pokazać jak piękne może być ich wspólne 
życie? Po raz pierwszy zwrócił uwagę na ciało Eugene Slovenskiego. Westchnął i odsunął się od 
Shei by przerzucić ciało przez ramię i wynieść na zewnątrz, gdzie zajmą się nim wilki. Ostatnią 
rzeczą której potrzebowała jak skończy pracę był widok przerażających dowodów ich zbrodni.
Jacques przeczesał dłonią włosy i dotarło do niego jak bardzo jest zmęczony. Wszystko co 
mogło pójść źle w jego związku z Sheą, poszło. Przemienił ją bez jej wiedzy i zgody. Nie pomógł 
jej przejść przez ten trudny proces. Gorzej, skrzywdził ją przez swój roztrzaskany umysł. A teraz, 
dodał kolejne do swojej długiej listy przewinień – zaciekle i z radością wyeliminował wroga 
używając jej jako broni. Nie był najlepszym kandydatem na męża.
Jacques starał się wykorzystać swoją nową siłę do poukładania fragmentów wspomnień, gdy 
Michaił podtrzymywał Raven. Michaił także przywiązał do siebie Raven bez jej zgody i wiedzy o 
Karpatianach. Zrobił to szybko, by ratować jej życie i nikt, nawet Michaił, nie wiedział co się 
stanie. Raven została zmuszona by zacząć życie w innym świecie.
Delikatny dźwięk wkradł się w jego umysł od strony leżącego obok Raven Gregoriego. Shea 
osunęła się obok ciała i nie poruszała się. Dwóch uzdrowicieli było bezradnych i wyczerpanych.
­ Potrzebujesz krwi. ­ powiedział Jacques do Gregoriego. ­ Oddałeś Raven zbyt dużo.
­ Potrzebowała. ­ odpowiedział znużony. Wyciągnął się na podłodze i przykrył dłonią oczy. 
­ Pozwól mi sobie pomóc. Pożywiałem się dzisiaj. ­ zaoferował fomalnie Jacques. Słońce 
stale wznosiło się i działało na nich pomimo burzy.
­ Dziękuję, Jacques ale jestem zbyt wyczerpany. To jest stary dom Michaiła. Dowiedz się 
gdzie jest ukryty pokój.
Jacques testując siłę wyszukał stracone połączenie z bratem.
­  Michaił? Oni są zbyt zmęczeni by kontynuować. Zostań tam by chronić Byrona, a ja zajmę 
się nimi. W tej chacie musisz mieć ukryte miejsce do odpowczynku. Gdzie ono jest? 
­ Pod stołem jest ukryte wejście do pokoju. Miej się na baczności, gdyż nie jest zbyt dobrze  
ukryte. Ale jeśli dom zostanie odkryty lub podpalony, możesz zamknąć nad sobą ziemię i przeżyć
­ Uzdrowiciel nie chciał przyjąć krwi. A powinien.
Nastąpiła chwila ciszy gdy Michaił dotknął umysłu Gregoria by sprawdzić jego stan.
­  Przeżyje. Tylko zapewnij im bezpieczeństwo.
Czując się jak prawdziwy Karpatianin Jacques odnalazł ukryte wejście. To było naturalnie 
dla ich rasy, że mieli ukryte podziemne pokoje, gdyby przypadkiem ktoś odnalazł ich domy. W 
pełni podatni na popołudniowe słońce, musieli bardzo dbać o miejsca odpoczynku. Jacques był 
zaniepokojony i wrażliwy, a wiedział że uzdrowiciel cierpi jeszcze bardziej. 
Był silny pomimo wschodzącego słońca, podniósł pokiereszowane ciało Raven i złożył je na 
kocu w podziemnej komnacie. Po zamknięciu chaty, nałożeniu ochronnych zaklęć na okna i 
wyłączeniu generatora wziął w ramiona bezwładne ciało Shei. Wymamrotała cichy protest ale 
ramionami oplotła jego szyję i przytuliła się z ufnością. Zapadła w lekki sen kiedy niósł ją pod 
ziemię. 
Gregori potknął się, zbyt wyczerpany i spragniony. Upadł tuż przy wejściu do pokoju, i tam 
pozostał. Z Jacquesem wypowiedzieli polecenie i ziemia zamknęła się nad nimi i rzucili zaklęcia 
chroniące przed intruzami. Zanim zapadł w głęboki sen przypomniał sobie o pułapce z drutu i 
wysłał ciche ostrzeżenie do wszystkich w pobliżu by trzymali się od tego miejsca jak najdalej. 
Później zniszczy tę pułapkę.
Jacques obłożył rany Shei i Raven ziemią zmieszaną ze śliną. Potem ułożył się jak najbliżej 
ciała swojej partnerki i zasnął.
Deszcz padał przez cały dzień. Opady były naturalne, szara mżawka stale nasączała ziemię, 
czyniąc świat szarym i ponurym. Kilka zwierząt zdecydowało się opuścić legowiska pomimo złej 
pogody. Burza trwała długo, niebezpieczna i nieprzewidywalna. Niepokój utrzymywał wszystkie 
istoty z daleka od małej chaty w środku lasu. Kilkoro ludzi odwiedziło te tereny właśnie z powodu 
dzikiej ziemi, zwierząt i legend.
W komorze pod ziemią Gregori ocknął się kilkakrotnie, zawsze w pogotowiu, zawsze 
świadomy, nie ważne czy na jawie czy we śnie, uważał na swych towarzyszy i otoczenie. W swoim 
umyśle odszukał dziecko. Była ciepła i inteligentna, rzucała światło na jego ciemność. Srebrne oczy 
przeniknęły zasłonę brudu nad jego głową. Był już tak blisko przemiany, znacznie bliżej niż Raven 
i Michaił mogli podejrzewać. Kurczowo trzymał się życia. Wszystkie uczucia stracił tak dawno 
temu, że nie pamiętał jak to jest odczuwać ciepło czy szczęście. Miał tylko potężną moc, zabijał i 
jedynie przyjaźń Michaiła utrzymywała go na powierzchni. Odwrócił głowę by spojrzeć na ciało 
Raven.
­ Musisz żyć, malutka. By uratować naszą rasę, cały rodzaj męski. Nie ma nikogo na  
świecie, kto mógłby mnie powstrzymać. Żyj dla mnie, dla twoich rodziców.
Coś zadrżało w jego umyśle. Był zszokowany że nienarodzone dziecko wykazuje taką moc i 
inteligencję. Czuł jej obecność, niezdecydowanie i niepewność. Ciągle była. Uczepił się tej 
świadomości, zamknął w swoim sercu na dłuższą chwilę zanim niechętnie pozwolił sobie na sen. 
Jacques przebudził się gdy tylko słońce zniknęło za horyzontem. Gregoriego już nie było, 
wzniósł się w niebo szukając pożywienia. Jacques podziwiał go gdy polował pomimo zmęczenia. 
Dzisiaj będą zajmowali się Byronem, co oznaczało, że powinien się pożywić. Wystrzelił w niebo, 
serce zaczęło pompować krew przez żyły. Czuł, że żyje.
­ Nie możemy pozostawiać kobiet bez ochrony na długo, Jacques. ­  głos Gregroria zabrzmiał 
w jego umyśle. ­  Wampir będzie wściekły, że nie udało mu się osiągnąć celu.
Jacques wysłał wezwanie wzdłuż szarego nieba. Odbijało się wiele kilometrów dalej. Mała 
chatka była ukryta wśród drzew, a trzej mężczyźni grzali się przy ogniu. Zmienił kurs gdy tylko 
wyczuł ich obecność. Gregori podążył za nim. Polowanie było naturalne, łatwe, prawie zwyczajne. 
W tej chwili było zwykłą koniecznością.
Głos wzbudził w Shei niepokój. Leżała spokojnie nie wiedząc gdzie się znajduje. Przez 
chwilę wydawało się jej, że to echo jej koszmarów. Ale kiedy rozejrzała się po otoczeniu, 
zrozumiała, że znajduje się w podziemnej komnacie. Obok niej leżała raven. Wyglądała jak 
martwa. Ktoś rozkruszył życiodajną ziemię i zioła dookoła niej.
Ostrożnie, niepewna swej siły, Shea usiadła i łagodnie odgarnęła włosy przesłaniające 
twarz. Rękę miała obolałą, ból promieniował z tak wielu miejsc, że zlewał się w jedno. Dotknęła 
ramienia i zobaczyła, że jej dłoń lepi się od krwi i brudu. Wzdragając się przed kontaktem, zaczęła 
oglądać Raven.
Nie czuła pulsu i bicia serca. Jej twarz była blada i spokojna, piękna. Shea westchnęła. 
Wyglądała we śnie tak samo jak Jacques. Nie mogąc niż dla niej zrobić, Shea wstała i przeciągnęła 
się. Czuła niepokój spowodowany nieobecnością Jacquesa, chciała go dotknąć, ale instynkt 
podpowiadał jej, że odszedł by się pożywić. Zaczęła rozglądać się po pokoju, szukając wyjścia. 
Najpierw próbowała odnaleźć ukryty mechanizm otwierający drzwi. Macała każde miejsce 
dookoła. Czując napad kalustrofobii i przyspieszone bicie serca, cofnęła się by pomyśleć. Jacques 
nigdy by nie pozwolił, by pochowali ją żywcem. Musiało istnieć jakieś wyjście. Spojrzała na ziemię 
nad głową i skoncentrowała się na niej.
Otwórz się natychmiast!  Obraz w jej umyśle był żywy a polecenie silne. Całkowicie 
wstrząśnięta patrzyła jak ziemia się przesunęła odsłaniając podłogę chaty. Podniecona wyszła z 
ukrytego pokoju i zamknęła wejście kolejnym poleceniem. Dumna z nowoodkrytej siły wyszła do 
chaty przez klapę w podłodze. Potrzebowała ludzkich czynności jak prysznic, który dałby jej iluzję 
normalności. Wątpiła, czy kiedykolwiek będzie w stanie całkowicie porzucić te nawyki.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin