05.htm

(30 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey        Śpiew Smoków

    . 5 .    

Och, niech usta twe dźwięczą radością i śpiewem
O nadziei i obietnicy smoczych skrzydeł.
 

   Jak zwykle nikt nawet nie zauważył, kiedy Menolly wróciła do Warowni. Zgodnie z poleceniem zameldowała o wysokim przypływie.

   - Nie odchodź tak daleko, dziewczyno - napomniał ją łagodnie dyżurujący właśnie mistrz. - Wiesz przecież, że Nić może spaść każdego dnia. Jak tam twoja ręka?

   Menolly mruknęła coś niewyraźnie. Mężczyzna i tak tego nie słyszał, bo właśnie przywołał go dowódca jednego z okrętów. Kolacja przygotowywana była i spożywana w wielkim pośpiechu, gdyż wszyscy mistrzowie wychodzili do Jaskini Portowej obserwować przypływ i opatrzyć okręty. W zamieszaniu Menolly mogła zająć się tylko sobą.

   I tak też zrobiła, wynosząc się jak najszybciej do swojego pokoiku i łóżka. Potem przypomniała sobie dokładnie wszystko, co przeżyła tego ranka. Była pewna, mała królowa ją rozumiała. Tak jak smoki, jaszczurki ogniste znały myśli i uczucia ludzi. Dlatego znikały tak szybko, gdy chłopcy próbowali je złapać. Podobał im się także jej śpiew.

   Menolly ścisnęła chorą dłoń, starając się nie zwracać uwagi na dokuczliwy ból. Potem znowu opadły ją wątpliwości, gdy przypomniała sobie, że spiżowe jaszczurki czekały na to, co zrobi królowa. To ona była tą inteligentną i odważną przewodniczką. Co to zawsze powtarzał Petiron? "Potrzeba jest matką wynalazku".

   A więc, czy rzeczywiście jaszczurki ogniste rozumiały ludzi, nawet kiedy były od nich daleko? - zastanawiała się Menolly. Smoki, oczywiście, znały myśli swoich jeźdźców, ale smoki przechodziły przez Naznaczenie w chwili Wylęgu. Ta więź nigdy już nie mogła zostać zerwana, a każdy smok rozumiał tylko swojego jeźdźca, a przynajmniej tak mówił Petiron. Więc jak mała królowa zrozumiała Menolly?

   "Potrzeba?"

   Biedna królowa! Musiała szaleć z rozpaczy, kiedy zrozumiała, że przypływ zatopi jej jaja! Pewnie składała je w tej zatoczce od kto wie ilu Obrotów. Jak długo żyją jaszczurki ogniste? Smoki umierały wraz ze swoimi jeźdźcami. Czasami nie było to długie życie, zwłaszcza w okresach częstych opadów Nici. Przypadki, kiedy jeźdźcy ginęli od poparzeń Nici nie były wcale rzadkie, a śmierć jeźdźca oznaczała także śmierć smoka. Czy jaszczurki żyły dłużej, będąc o wiele mniejsze i .nie narażając się na takie niebezpieczeństwo? Pytania przelatywały przez głowę Menolly niczym rozbawione jaszczurki ogniste. Dziewczynka przykryła się lepiej grubym futrem. Jutro spróbuje tam wrócić, może z jedzeniem. Jaszczurki chyba też lubią pajęczury i może w ten sposób uda jej się zdobyć zaufanie królowej. A może lepiej będzie, jeśli nie pójdzie tam już jutro? Nie pokaże się tam przez kilka dni. Poza tym, kiedy Nić spadała tak często, lepiej było nie oddalać się zbytnio od Warowni.

   A jeśli jaszczurki się wyklują? To dopiero musi być wspaniały widok! Ha! Wszyscy chłopcy w Morskiej Warowni marzą o złapaniu jaszczurki ognistej, a ona, Menolly, nie tylko je widziała, ale mówiła do nich i nosiła ich jaja! A jeśli będzie miała trochę szczęścia, to może uda jej się zobaczyć Wyląg. Och, to byłoby równie cudowne, jak przyglądanie się Wylęgowi smoków w którymś z Weyrów! A nikt z Warowni, nawet Yanus, nie był nigdy przy Wylęgu!

   To, że pomimo tak wielu ekscytujących myśli, Menolly udało się jednak zasnąć tego wieczoru, graniczyło niemal z cudem.

   Następnego dnia, chora ręka piekła ją i swędziała, a całe ciało było obolałe i sztywne po wczorajszym upadku i wspinaczce. Zresztą pogoda i tak pokrzyżowała wszelkie, nie do końca nawet przemyślane plany, związane z wędrówką do Smoczych Skał. W nocy zaczął się paskudny sztorm, który pędził ogromne fale przez całą zatokę. Nawet w Jaskini Portowej woda była niespokojna, a złośliwy burzowy wiatr wiał z taką siłą, że przejście między Jaskinią, a Warownią stawało się niebezpieczną wyprawą.

   Wszyscy mężczyźni zgromadzili się w Wielkim Hallu, gdzie zajmowali się naprawianiem porwanych siara. Mavi zagoniła kobiety do sprzątania niektórych pomieszczeń w wewnętrznej Warowni. Menolly i Sella tak często były wysyłane na dół po nowe światła, że Sella przysięgała nigdy już nie oświetlać sobie drogi.

   Menolly z chęcią zabrała się do pracy polegającej na sprawdzaniu świateł we wszystkich pokojach Warowni. Wolała już pracować niż myśleć. Tego wieczoru nie mogła już wymknąć się z Wielkiego Hallu. Ponieważ wszyscy pracowali solidnie przez cały dzień, należała im się rozrywka i nie mogło przy tym nikogo zabraknąć. Harfiarz na pewno coś im zagra. Wzdrygnęła się. Cóż, nie miała wyjścia. Od czasu do czasu musiała posłuchać muzyki. Nie mogła zawsze przed nią uciekać. Przynajmniej będzie mogła pośpiewać z innymi. Ale wkrótce okazało się, że nawet ta drobna przyjemność została jej odebrana. Mavi pogroziła jej palcem, gdy harfiarz zaczął stroić gitarę, a kiedy gestem zachęcił wszystkich, by przyłączyli się do śpiewu, Mavi uszczypnęła ją tak boleśnie, że dziewczynka niemal krzyknęła.

   - Nie wydzieraj się. Możesz sobie śpiewać po cichu, jak przystoi dziewczynie w twoim wieku - powiedziała Mavi. - Albo nie śpiewaj w ogóle.

   Po drugiej stronie hallu Sella śpiewała bez skrępowania, nie bardzo trzymając się melodii, ale na tyle głośno, że słychać ją było zapewne w Warowni Benden. Kiedy jednak Menolly otworzyła tylko usta, chcąc zaprotestować przeciwko tej niesprawiedliwości, poczuła kolejne uszczypnięcie.

   Nie śpiewała więc wcale, siedząc obok matki milcząca i głęboko dotknięta, nie mogąc nawet czerpać przyjemności z muzyki: Narastało w niej poczucie ogromnej krzywdy, jaką wyrządzała jej matka.

   Czy nie wystarczało im to, że nie mogła już grać? A jednak nie pozwalano jej nawet śpiewać. Dlaczego wszyscy zachęcali ją do śpiewu, kiedy żył jeszcze stary Petiron? Wszyscy słuchali jej wtedy z radością. Prosili, by zaśpiewała raz jeszcze, i jeszcze...

   Nagle Menolly zorientowała się, że przez cały czas obserwuje ją ojciec. Patrzył na nią groźnym i poważnym wzrokiem, wybijając palcami rytm, rytm jakiegoś wewnętrznego napięcia, a nie odgrywanej właśnie melodii. A więc to jej ojciec nie chlał żeby śpiewała! To było niesprawiedliwe! Po prostu niesprawiedliwe! Wszyscy najwyraźniej o tym wiedzieli i byli zadowoleni, kiedy tu nie przychodziła. Nie chleli jej tutaj.

   Wysunęła się z uchwytu matki i ignorując jej posykiwania i polecenia, by natychmiast wracała i zachowywała się przyzwoicie, wymknęła się z hallu. Ci, którzy to widzieli, myśleli smutno, że to straszna szkoda, iż Menolly tak się skaleczyła i nie chciała już nawet śpiewać.

   Chciała czy nie, po takim wyjściu, Mavi na pewno będzie jej szukać podczas najbliższej przerwy w śpiewaniu. Menolly wzięła więc futro, pod którym spała i przeniosła się do jednego z nie używanych wewnętrznych pokojów, gdzie nikt na pewno jej nie znajdzie. Zabrała też swoje ubrania. Jeśli sztorm trochę się uspokoi, rano pójdzie do jaszczurek ognistych. One lubią jej śpiew. One lubią ją!

   Zanim ktokolwiek jeszcze się obudził, Menolly była już na nogach. Przełknęła trochę zimnego klahu i zjadła odrobinę chleba, resztę zaś schowała do kieszeni i szybciutko przemknęła do wyjścia. Serce biło jej jak szalone, kiedy zmagała się z wielkimi metalowymi drzwiami głównego wejścia do Warowni. Nigdy dotąd nie otwierała ich sama i nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie są ciężkie. Oczywiście, kiedy już wyszła na zewnątrz, nie mogła zaryglować ich z powrotem, ale teraz to i tak nie miało żadnego znaczenia.

   Lekka mgiełka cofała się powoli znad cichych wód zatoki, a wejścia do Jaskini Portowej widoczne były tylko jako cenniejsze plamy na szarym tle. Pierwsze promienie słońca zaczynały jednak przebijać się przez mgłę i Menolly wiedziała, że wkrótce całkiem się rozpogodzi.

   Kiedy maszerowała szeroką drogą w pobliżu Warowni, delikatne opary porannej mgły wirowały jak szalone przy każdym jej kroku. Z przyjemnością patrzyła, jak wreszcie coś ustępuje przed nią, nawet jeśli była to tylko zwykła mgła. Widoczność była ograniczona, ale Menolly rozpoznawała drogę po kształcie kamieni ułożonych wzdłuż ścieżki, tak że wkrótce odeszła już całkiem daleko od bezpiecznego domu.

   Skręciła nieco bardziej w stronę lądu, w stronę pobliskich trzęsawisk. Kubek klahu i kawałek chleba nie stanowiły zbyt obfitego śniadania, a pamiętała dobrze, że właśnie gdzieś tutaj widziała obsypane dojrzałymi już owocami krzaki bagiennych jagód. Była na szczycie pierwszego garbatego wzgórza, gdy nagle mgła rozwiała się bez śladu i promienie wschodzącego słońca zalały świat.

   Bez trudu odnalazła jagody i zabrała się do pracy, sprawiedliwie dzieląc zebrane owoce; jedna garść do ust, jedna do torby.

   Teraz, gdy widziała już dobrze ścieżkę, ruszyła biegiem wzdłuż wybrzeża i wkrótce dotarła do jakiejś zatoki. Woda była akurat na poziomie odpowiednim do łapania pajęczurów. To będzie doskonały prezent dla królowej jaszczurek ognistych, pomyślała, wypełniając szybko torbę. A może jaszczurki umiały polować we mgle? Kiedy Menolly niosła torbę ciężką od schwytanych pajęczurów, przez kilka długich dolin i wysokich wzgórz, zaczynała żałować, że nie poczekała trochę z łowieniem. Było jej gorąco i czuła się coraz bardziej zmęczona. Teraz, kiedy ustąpiła już pierwsza fala podniecenia związanego z tą zuchwałą wyprawą, i opanowało ją także przygnębienie. Oczywiście, najpewniej nikt nawet nie zauważył, że wyszła. Nikomu nie przyjdzie do głowy, że to właśnie ona zostawiła otwarte drzwi, co było ciężkim wykroczeniem przeciwko zasadom bezpieczeństwa Warowni. Menolly nie bardzo rozumiała dlaczego - w końcu, kto chciałby wejść do Morskiej Warowni, jeśli nie miał tam żadnego interesu? Przejść całą tę niebezpieczną drogę przez trzęsawiska... Po co? W Warowni sporo było podobnych zasad -wszystkie skrupulatnie przestrzegane - a większość z nich, według Menolly, nie miała większego sensu. Choćby owo ryglowanie drzwi na noc, czy przysłanianie świateł w pokojach, które nie były akurat używane, choć nikt nie przysłaniał ich na nie używanych korytarzach. Od świateł i tak nic nie mogło się zapalić, a pomyśleć tylko o wszystkich guzach, siniakach i stłuczeniach, których by nie było, gdyby zostawić choć jedno światło odsłonięte.

   Nie, nikt nie zauważy, że jej nie ma, dopóki nie znajdzie się jakaś nieprzyjemna i nudna praca dla jednorękiej dziewczynki. Więc nie będą wcale przypuszczali, że to ona otworzyła drzwi. A ponieważ Menolly często znikała na cały dzień, nikt nie pomyśli o niej aż do wieczora. Potem może ktoś zastanowi się przez moment, gdzie się podziała.

   To właśnie wtedy zrozumiała, że nie zamierza już wracać do Warowni. Pomysł ten wydał jej się tak zuchwały, że aż zatrzymała się w pół kroku. Nie wracać do Warowni? Nie wracać do nie kończących się nudnych zajęć? Nie wracać do patroszenia, wędzenia, solenia ryb? Do naprawiania sieci, żagli, ubrań? Do czyszczenia, do wyda i sprzątania? Zbierania zieleniny, jagód, traw, pajęczurów? Nie wracać do opieki nad starymi wujami i lotkami, do palenisk, garnków; świateł? Móc śpiewać, krzyczeć i grać, kiedy tylko przyjdzie jej na to ochota? Spać? Ach, no tak, gdzie będzie spać? I gdzie pójdzie, gdy na niebie pojawi się Nić?

   Menolly ruszyła naprzód, powoli wspinając się na piaszczystą wydmę. Głowę miała pełną przeróżnych zbuntowanych myśli. No tak, przecież wszyscy musieli wrócić do Warowni na noc! Do Warowni, tej czy innej, albo do Weyru. Od siedmiu Obrotów Nić spadała na ziemię, i od siedmiu Obrotów nikt nie podróżował z dala od schronienia. Pamiętała z dzieciństwa karawany handlarzy przyjeżdżających do nich przez trzęsawiska, na wiosnę, latem i wczesną jesienią. To były wesołe czasy, czasy zabawy i śpiewu. Wtedy nie zamykano drzwi Warowni. Westchnęła tylko... to były wspaniałe czasy... stare, dobre czasy, o których zawsze opowiadał Stary Wujek i ciotki. Ale odkąd zaczęła spadać Nić, wszystko się zmieniło... na gorsze... a przynajmniej takie było powszechne przekonanie dorosłych w Warowni.

   Jakiś nienaturalny spokój i cisza w powietrzu, i nagły niepokój, kazały Menolly rozejrzeć się dokoła uważnie. Na pewno oprócz niej nie było tu nikogo o tak wczesnej porze. Spojrzała na niebo. Mgła utrzymująca się jeszcze na krańcach zatoki, raptownie się rozpierzchła. Menolly widziała, jak cofa się szybko na północ i zachód. Na wschodzie niebo ozłocone było promieniami porannego słońca i tylko na północnym wschodzie widoczne były jakieś drobne plamy; zapewne resztki mgły. A jednak coś dręczyło Menolly. Czuła, że powinna wiedzieć, co to jest.

   Była już prawie przy Smoczych Skałach, pokonywała ostatni fragment trzęsawisk oddzielający ją od łagodnego wzniesienia prowadzącego do urwiska. Właśnie kiedy przechodziła przez bagienne trawy, zrozumiała, co ją niepokoi; cisza i dziwna martwota. Wiatr wiał co prawda jak zawsze, rozganiając resztki mgły, ale całe życie na bagnach zupełnie zamarło. Wszystkie maleńkie owady, muchy i gąsienice, niewielkie dzikie whery buszujące zwykle w pobliskich krzakach, wszystkie te stworzenia nawet nie drgnęły. Poranny szum i loty niezliczonych mieszkańców bagien zaczynały się o świcie i nie ustawały aż do zachodu słońca, jako że nocne owady były równie hałaśliwe, jak ich I dzienni krewni.

   Było tak cicho, jakby wszelkie żywe stworzenie wstrzymało nagle oddech. Menolly czuła się przez to bardzo dziwnie. Nie świadomie przyspieszyła kroku i coś jej kazało obejrzeć się przez ramię, na północny wschód - gdzie smuga szarych chmur zakrywała horyzont.

   Szarych chmurz Czy smuga srebra?

   Zacięła się trząść ze strachu, uświadamiając sobie z rosnącym przerażeniem, że była zbyt daleko od Warowni, by mogła tam dotrzeć, zanim dosięgnie ją Nić. Metalowe drzwi, które tak lekkomyślnie zostawiła otwarte, wkrótce zostaną zaryglowane, zostawiając ją na zewnątrz na łasce losu. Nawet gdyby zauważono, że jej nie ma, nikt po nią nie wyjdzie.

   Zaczęła biec i jakiś wewnętrzny instynkt skierował ją w stronę urwiska. Dopiero po chwili przypomniała sobie kryjówkę królowej. No, nie była ona zbyt duża, naprawdę. A może powinna schować się pod wodą? Nić topiła się w morzu. Tak jak utopiłaby się i ona, bo przecież nie mogła wytrzymać pod wodą całego Opadu. Ile czasu zajmowało przejście pierwszego pasa Nici? Nie miała pojęcia.

   Była teraz na krawędzi klifu i spoglądała w dół, na plażę. Po prawej stronie dostrzegła półkę królowej i fragment urwiska, który odłamał się pod jej ciężarem. To oczywiście była najkrótsza i najszybsza droga w dół, ale Menolly nie mogła ani też nie chciała powtórnie z niej korzystać.

   Obejrzała się. Srebrne pasma zakrywały już cały horyzont. Dostrzegła także błyski ognia na tle Nici. Błyski? Smoki! Widziała smoki walczące z Nicią, ogniste oddechy spalające śmiertelną substancję, zanim ta dotknęła jeszcze ziemi. Były tak daleko od miejsca, w którym stała, że wyglądały raczej jak migające na niebie gwiazdy, a nie jak smoki, które walczyły właśnie o życie Pernu.

   Może Nić nie dotrze aż tutaj? Może była zupełnie bezpieczna? W martwą ciszę poranka wkradł się nagle jakiś nowy dźwięk; delikatne, rytmiczne brzęczenie, jakby acha melodia nucona przez małe dzieci. Tyle że troszkę inny. To brzęczenie zdawało się wypływać z ziemi.

   Dziewczynka natychmiast rzucała się na kolana i przytknęła ucho do kamiennego podłoża. Dźwięk wydobywał się jakby zaraz spod niego.

   Oczywiście! Urwisko było puste w środku... dlatego królowa jaszczurek...

   Na czworakach przysunęła się do krawędzi klifu, wypatrując najlepszego zejścia do półki królowej.

   Raz już udało jej się powiększyć otwór. Całkiem możliwe, że zdoła powiększyć go na tyle, by sama mogła wsunąć się do środka. Mała królowa na pewno będzie gościnna dla kogoś, kto uratował jej gniazdo!

   A przy tym Menolly nie przychodziła do niej z pustymi rękoma! Zarzuciła ciężką torbę z pajęczurami na plecy. Trzymając się większych kępek trawy na szczycie urwiska, zaczęła powoli zsuwać się z brzegu. Po omacku szukała jakiegoś oparcia dla stóp. Odnalazła niewielką półkę, na której udało jej się postawić pół stopy, druga zaś wciąż wisiała w powietrzu.

   Pośliznęła się tylko raz, tracąc zupełnie równowagę, ale zsunęła się wprost na jakiś skalny występ, który uratował ją przed niechybnym upadkiem. Przywarła całym ciałem do ściany i opierając twarz o zimną skałę starała się złapać oddech i opanować nagłe przerażenie. Czuła teraz wyraźnie drżenie skały i buczenie dochodzące z jej wnętrza, i to niespodziewanie dodało jej odwagi. Było w tym dźwięku coś pobudzającego i uspokajającego jednocześnie, coś, co pchało ją do dalszego działania.

   Niemal zupełnie przypadkowo postawiła stopę na półce królowej. Ciekawość kazała jej zerknąć w dół, pod siebie - widok ten przeraził ją na tyle, że niemal straciła równowagę. Zaczęła się tak trząść ze zmęczenia i przerażenia, że musiała przez chwilę odpocząć. Teraz była już pewna, że dziwny dźwięk wydobywa się z jaskini królowej.

   Spróbowała wcisnąć się do otworu nad półką. Mogła tam wsadzić głowę, nic więcej. Gołymi rękami zaczęła obdzierać krawędzie otworu z ziemi i piasku. Potem przypomniała sobie o nożu, wiszącym przy pasku. Metalowe ostrze od razu powiększyło otwór niemal o połowę, zasypując przy tym Menolly deszczem piasku i drobnych kamieni. Musiała oczyścić oczy i usta, zanim była w stanie kontynuować. Potem zrozumiała, że dotarła do litej skały.

   Choć głowa bez trudu mieściła się w kamiennym otworze, ramiona dziewczynki były na to za szerokie. Bez względu na to jak się okręcała i przesuwała, nie mogła przecisnąć się przez wąskie gardło tunelu. Jeszcze raz pożałowała, że nie jest tak mała, jak powinna być dziewczynka w jej wieku. Sella nie miałaby żadnego kłopotu z wczołganiem się do tej dziury. Zdesperowana Menolly zaczęła walić ostrzem noża o skalę i choć po każdym uderzeniu ręka cierpła jej aż do łokcia, nie robiło to na skale najmniejszego wrażenia.

   Zastanawiała się, jak długo zajęło jej zejście do półki. Ile czasu miała jeszcze do chwili, gdy Nici zaczn spadać na jej odsłonięte ciało?

   Ciało... Może nie uda jej się wcisnąć do tej przeklętej dziury ramion... ale... Zmieniła całkowicie pozycję, tak że stopy, nogi, biodra i cały tułów aż do ramion wsunęły się do bezpiecznego schronienia skalnego tunelu. Nad głowi miała jeszcze niewielki skalny występ, nie była to jednak zbyt pewna osłona.

   Czy Nić widziana, gdzie spada? Czy zauważy j, wciśniętą do tej dziury, kiedy będzie przelatywała wzdłuż ściany urwiska? Potem dostrzegła skórzany pasek torby, którą zawiesiła na skalnej półce, by jej nie przeszkadzała. Jeśli Nić dostanie się do pajęczurów...

   Podciągnęła się do przodu na tyle, by mogła dojrzeć niebo. Wciąż tylko błękitne! Oprócz coraz głośniejszego buczenia nie słychać było żadnego dźwięku. Ale to chyba nie miało żadnego związku z Nicią?

   Pasek od torby przywarł mocno do półki i Menolly musiała użyć całej swej siły, zanim udało jej się go podnieść. Kiedy oderwał się nagle od skały, zaskoczona Menolly z całym impetem uderzyła głową o sufit tunelu a półka, na której się opierała, zaczęła wyjeżdżać spod jej pośladków. Rozpaczliwie czepiając się ściany, wsunęła się do środka tunelu. Półka powoli oderwała się od urwiska i spadła na plażę.

   Menolly wycofała się jeszcze głębiej, bojąc się, że kolejny kawałek skały oddzieli się ad ściany klifu i pozbawi j oparcia. Nagle zrozumiała, że jest we wnętrzu sporej jaskini. Nie wypuszczając z ręki torby, gapiła się jak zaklęta na wejście do tunelu, które stało ę teraz zupełnie szerokie.

   Brzęczenie rozlegało się tuż za jej plecami. Przerażona, że oto spotyka ją kolejne zagrożenie, natychmiast odwróciła się twarz do wnętrza jaskini.

   Jaszczurki ogniste siedziały wzdłuż skalnych ścian, czepiając się wąskich półek i występów. Wzrok każdej z nich skierowany był na kopiec jaj ułożonych na piaszczystym podłożu pośrodku jaskini. Buczenie wydobywało się z gardeł wszystkich stworzeń, które były tak zaabsorbowane tym, co dzieje się z jajami, że zupełnie nie zwróciły uwagi na jej nagłe wtargnięcie.

   Właśnie gdy Menolly zdała sobie sprawę, że jest świadkiem Wylęgu, pierwsze z jaj zaczęło się kołysać, a na skorupce pojawiły się drobne pęknięcia.

   Jajo stoczyło się z wierzchołka kopca i uderzając o piasek, pękło na pół. Ze środka wychynęło lśniące, brunatne stworzenie, nie większe od dłoni Menolly. Kołysząc głową do przodu i do tyłu, wykonało kilka niezgrabnych kroków, obwieszczając jednocześnie żałosnym piszczeniem, że umiera z głodu. Brunatne maleństwo rozwinęło przezroczyste skrzydła, trzepocząc nimi słabo i próbując je osuszyć, dzięki czemu stanęło pewniej na nogach. Pisk zamienił się w niezadowolone syczenie i mała jaszczurka rozejrzała się wokół z uwagą.

   Dorosłe jaszczurki zachęcały ją do czynu swym zawodzącym buczeniem. Piszcząc cicho ze złości, stworzenie ruszyło do wyjścia z jaskini, przechodząc tak blisko Menolly, że dziewczynka mogła go dotknąć.

   Brunatna jaszczurka ześliznęła się z oberwanej krawędzi tunelu bijąc rozpaczliwie skrzydłami i próbując wzbić się w powietrze. Menolly krzyknęła, kiedy jaszczurka runęła w dół, ale za moment odetchnęła z ulgą; stworzenie, którego żywiołem było latanie, unosiło się swobodnie przy wejściu do jaskini, by za moment poszybować nad powierzchnię morza.

   Coraz liczniejsze popiskiwania kazały jej się odwrócić. Przez tę krótki chwilę wykluły się już kolejne jaszczurki, a każda z nich otrzepywała najpierw skrzydła, by potem, zachęcona przez dorosłych krewnych, ruszyć chwiejnym krokiem do wyjścia, pchana głodem i wrodzonym poczuciem niezależności.

   Kilka zielonych i błękitnych, spiżowy i jeszcze dwa brunatne, wygramoliło się ze swoich skorup i przeszło obok Menolly. I wtedy gdy Przyglądała się wylatującej z jaskini błękitnej jaszczurce, Menolly krzyknęła. Niemal dokładnie w momencie, gdy błękitna opuściła bezpieczne schronienie, Menolly ujrzała cienki, srebrny pas opadającej Nici. W okamgnieniu mała jaszczurka pokryta była śmiertelnymi pasmami srebra. Stworzenie wydało z siebie przerażający pisk i zniknęło. Martwe? Czy w pomiędzy? Na pewno paskudnie poparzone.

   Kolejne dwie jaszczurki minęły Menolly, która tym razem zareagowała.

   - Nie! Nie! Nie możecie! Nić was zabije. - Własnym ciałem i zasłoniła otwór.

   Rozzłoszczone jaszczurki zaczęły drapać ją po twarzy i gdy podniosła ręce chcąc się zasłonić, szybko przemknęły do wyjścia. Krzyknęła głośno słysząc ich piski.

   - Nie pozwólcie im wychodzić! - błagała dorosłe jaszczurki. i Jesteście starsze. Wiecie, co to Nić. Każcie im tu zostać! - Nie podnosząc się nawet z kolan, na czworakach, dobiegła do półki, na której siedziała złota królowa.

   - Powiedz im, żeby nie wychodziły! Tam jest Nić! Wszystkie zginą!

   Królowa spojrzała na nią, obracając gwałtownie mieniącymi się oczyma. Potem wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk podobny do chichotu, zaświergotała i powróciła do buczenia, zachęcając do wyjścia kolejne małe jaszczurki, które rozkładały skrzydła i niezdarnymi krokami zbliżały się do pewnej śmierci.

   - Proszę mała królowo! Zrób coś! Zatrzymaj je!

   Radość i podniecenie Menolly zamieniły się teraz w przerażenie. Smoki musiały być chronione, bo one z kolei broniły Pernu. W tej niesamowitej i strasznej sytuacji Menolly połączyła jaszczurki i ich wielkich krewnych w jedno.

   Odwróciła się teraz do innych zwierząt; błagając je, by zrobiły coś wreszcże, przynajmniej do chwili kiedy przestanie opadać Nić. W końcu sama rzuciła się do wyjścia i próbowała zawrócić małe jaszczurki rękami. Natychmiast przeniknęło ją uczucie niesamowitego głodu, głodu skręcającego kiszki i ogłuszającego rozum. Wtedy zorientowała się, że to właśnie głód był siłą, która pchała te małe stworzenia do przodu, która nie pozwoliła im czekać ani chwili. One musiały jeść. Przypomniała sobie, że smoki także musiały jeść zaraz po Wylęgu, i że karmione były przez chłopców, którzy je Naznaczali.

    Menolly rzuciła się do swojej torby. Jedną ręką złapała zbliżającą się do wyjścia jaszczurkę, a drugą wydobyła z torby pajęczura. Małe brunatne stworzenie skrzeknęło, a potem ugryzło pajęczura tuż za okiem, od razu go zabijając. Bijąc skrzydłami o jej rękę, jaszczurka uwolniła się z uchwytu Menolly i z siłą, o którą dziewczynka nigdy nie posądzałaby dopiero co narodzonej istoty, podniosła swoją zdobyci i odleciała do najdalszego rogu jaskini, by tam zająć się jedzeniem.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin