DNN Rozdział 3.pdf

(98 KB) Pobierz
DNN Rozdział 3
AUTORKI: Annie_lullabell i nieznana
Dedykujemy wszystkim fanom szybkich samochodw i zapraszamy do
czytania!
280365452.001.png
Rozdział III
Nie mogłam się doczekać dzisiejszego wieczoru. Od dwóch tygodni zajmowałam drugie miejsce na
czarnej liście najlepszych kierowców w Seattle. Pierwsze należało oczywiście do Jacoba. Byłam
ciekawa, czy ktoś dziś spróbuje odebrać mój tron. Czasem zdarzali się śmiałkowie, którzy nawet
wyzywali mojego faceta. Oczywiście przegrywali i zazwyczaj prędko musieli wyjeżdżać z miasta. Ich
głupota mnie zadziwiała. Czy naprawdę łudzili się, że nie mają z nim szanse?
Siedziałam na łóżku w swojej sypialni. Od rana zastanawiałam się, jak powiedzieć mojej ciotce, że
wychodzę na noc i raczej nie wrócę zbyt szybko. Tak, moja rodzina miała mnie głęboko gdzieś, ale
gdy tylko do któregoś z nich przychodziło pismo z kuratorium, budzili się z letargu i niczym zjawy
pilnowali mojego każdego kroku. Nie wiem nawet, czy oddychanie szybciej niż jest to ogólnie
przyjęte, było w takim wypadku dozwolone. Od momentu, gdy miła, na pozór, pani Keller stanęła
kiedyś w drzwiach mojego domu, wiedziałam, że mam przesrane. W ciągu ostatnich dwóch dni
wywróciła moje życie do góry nogami. A wszystko przez pobicie jednego z drugoroczniaków.
Zabroniła mi zakładać krótkie spódniczki i kolorowe topy. Również skonfiskowała kosmetyki,
znajdujące się w łazience. Miałam na to jednak swój sposób. Biedna kobieta nie miała zielonego
pojęcia, że oprócz podręcznych kosmetyków, mam również całą walizeczkę zapasowych w szafie.
Wychodziłam z założenia, że lepiej jest kupić od razu dziesięć maskar i mieć na dłużej, niż jeździć co
dwa tygodnie do sklepu. Podobnie znalazłam sposób na ubrania. Udało mi się wygrzebać z
najgłębszego zakamarka mojej garderoby parę strasznie niemodnych ciuchów i położyłam je na
widoku. Te lepsze rzeczy pakowałam do ogromnej szkolnej torby i brałam ze sobą do samochodu,
gdzie się przebierałam, by wyglądać normalnie, a nie jak zakonnica.
Chciałam też tak zrobić przed wyścigiem. Wiadomo było, że tego typu imprezy są po to, żeby się
pokazać. Jako czołowa para musieliśmy z Jacobem prezentować się nienagannie. Zapakowałam
więc czarne, długie, skórzane kozaki, jaskraworóżową mini i czarny, wiązany top. Do tego dobrałam
najlepsze kolczyki i wyprostowałam lśniące, brązowe pukle włosów. Zabrałam jeszcze ze sobą
kosmetyczkę i wraz z bagażem ruszyłam po schodach ku wyjściu. Nie prezentowałam się źle.
Miałam na sobie spodnie od dresu, stare, zdezelowane trampki, które pewnie pamiętały czasy, gdy
jeszcze się dobrze uczyłam, oraz granatową, rozciągniętą koszulkę. Włosy na wszelki wypadek
spięłam, by ciotka nie zauważyła, iż są wystylizowane. Robiąc kucyka, klęłam jak szewc, gdyż
zdawałam sobie sprawę, że mogą nie współpracować i nieodpowiednio się zakręcić do czasu
imprezy.
Weszłam do kuchni, by zabrać z szuflady trochę słodyczy na późniejsze nocowanie u Jacoba, ale
drogę zastąpiła mi Irina.
- Gdzie się wybierasz? - zapytała i splotła dłonie na piersiach.
Musiałam znaleźć jakąś wymówkę, więc wypaliłam:
- Jadę do Jessiki na nocowanki. Musiałam ci wspomnieć.
Zrobiłam minę niewiniątka i przeszłam obok niej, by zabrać ciasteczka. Niczym niezrażona
pakowałam słodkości do, już i tak mocno, wypchanej torby.
- Nigdzie nie pójdziesz – burknęła. Spojrzałam na nią, jak na kretynkę. Co ona sobie w ogóle
wyobrażała? Nie mogła mi tego zrobić! Nie dzisiaj!
- Jak to nie pójdę? Muszę iść.
- Nie po tym, co ostatnio zrobiłaś. Bella, posłuchaj mnie. Rozumiem, że przyjaciele są dla ciebie
ważni, ale zachowałaś się karygodnie. Nie wolno się bić!
Czy ona właśnie prawiła mi wykład, jakbym była dzieckiem w przedszkolu? Bez jaj.
- Żartujesz sobie? To było w obronie własnej. Nie moja wina, że nauczyciele są ślepi! - wrzasnęłam i
ominęłam ją szerokim łukiem.
Złapała mnie za nadgarstek i obróciła. Biedna Irina. Nie miała za grosz instynktów wychowawczych.
W ciągu ostatnich kilku lat, strasznie popsuła się w wyglądzie. Nikt by nie powiedział, że ma
zaledwie trzydzieści dwa lata, ale spokojnie każdy dałby jej czterdziechę. Kiedyś była nawet
atrakcyjna, ale przez swoją złą siostrzenicę został z niej wrak.
Zbliżyłam się do niej i wyrwałam rękę z uścisku. Spojrzałam w oczy i zadziornie wydęłam usta.
- Pójdę, wrócę może jutro, a ty nie będziesz robić problemów, tak? - rzuciłam i wcisnęłam jej w
dłonie tysiąc dolarów wyciągniętych z kieszeni. Miałam go, co prawda, przeznaczyć na nowe kozaki,
ale potrzebowałam swobody. Kto, jak kto, ale siostra mojej matki była cholerną materialistką.
Zerknęła na banknoty zaskoczona, ale i trochę zła, że jej sposób na wychowywanie przestał działać.
Ja byłam natomiast bardzo usatysfakcjonowana. Poklepałam ją po ramieniu, zachowując resztki
pokładów serdeczności dla jej osoby i zniknęłam szybko za drzwiami. Wygrzebałam kluczyki i
wsiadłam do mojego autka. Położyłam torbę na miejsce dla pasażera i zrzuciłam okropne trampki
ze stóp. Następnie zdjęłam dresy i naciągnęłam spódniczkę oraz kozaczki. Na końcu został mi top,
przy którym musiałam namęczyć się z wiązaniem. Odpowiednio ubrana, zabrałam się za makijaż.
- Jak ja kocham niebrudzące podkłady. - Uśmiechnęłam się do własnego odbicia w lusterku i
rozprowadziłam bazę mojego make-up’u. Potem nałożyłam cienie, wytuszowałam rzęsy oraz
doprawiłam to wszystko odrobiną pudru i bronzera.
- Gotowe – szepnęłam, podkreślając usta błyszczykiem i rozpuszczając włosy. Przekręciłam kluczyk
w stacyjce, ruszyłam i usłyszałam mój ulubiony dźwięk – ryk mojego cudeńka.
Dojechałam na miejsce zbiórki naszej grupy i zauważyłam, że jestem ostatnia. Szybko wyskoczyłam
z auta i podbiegłam do Jacoba, który ewidentnie mnie wypatrywał.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz – zamruczał mi do ucha, czule przytulając.
- Mam dla ciebie niespodziankę na potem – odparłam mu równie ponętnym głosem, dotykając
językiem jego rozpalonego policzka.
W czasie, gdy my zajmowaliśmy się sobą, reszta paczki planowała taktykę na dziś.
- Mike mówił, że szykuje się niezła zabawa. Podobno psy wpadły na pomysł łapanki – tłumaczyła
Rosalie. - Z tego, co opowiadał, zaczną od północnej części miasta, więc miejscówa jest bezpieczna.
Trzeba będzie tylko wykombinować metę, by ich ominąć.
Odsunęłam się od spragnionego Jake'a, gdyż byłam ciekawa, co blondynka ma do powiedzenia.
Zerknęła na mnie, a ja się uśmiechnęłam i po chwili namysłu rzuciłam:
- A może parking centrum handlowego? Zrobimy sprint pomieszany z driftem. Wyścigi po cztery
osoby, żeby się nie zmęczyć. Co wy na to?
Zgromadzeni spojrzeli na mnie, jak na jakiegoś uczonego.
- Dobrze mówisz – krzyknął Emmett, najlepszy kumpel mojego mężczyzny. - Trzeba by tylko
rozplanować, jak znaleźć furtkę...
- Przejedźmy im przed nosami – wtrąciła Jessica, trochę wredna, ale przydatna dziewczyna. - Są na
tyle głupi, że będą szukać po kątach, a nie na głównych ulicach.
Miała rację. Gliny nigdy nie były zbyt domyślne. Wiadome jest, że coś co leży na wierzchu jest
najmniej podejrzane, a najgorsze są rzeczy pochowane w mysich dziurach.
- No to załatwione. - Jake klasnął w dłonie i wypuścił mnie z ramion. - Jedziemy na bulwar, skąd
zaczynamy. Emmett, Jasper, Eric i Felix, robicie obstawę i przekażcie reszcie, gdzie jest meta. Rose,
Jess i Jane, wy jedziecie na start i przyjmujecie wyzwania. Ja i Bella zaraz dołączymy do was. Ruchy,
jasne? Ma być szybko i sprawnie. Pierwszy wyścig o dwudziestej pierwszej. Chcę poczuć szmal! A,
zadzwońcie do Aleca, żeby skołował muzykę.
Każdy wiedział, co ma robić. Wsiedliśmy do swoich samochodów i ruszyliśmy w nadanych
kierunkach. Ja pojechałam przez autostradę, by rykiem silnika oznajmić nowicjuszom, gdzie jest
miejsce zbiórki. Po kilku chwilach wiedziałam, że prowadzę cztery sportowe samochody. Po
sposobie, w jaki zostały stuningowane, zdawałam sobie sprawę, że są to kiepscy zawodnicy, których
pewnie wezmą Jane i Jess. Taki łatwy zarobek, to sama przyjemność. Ja lubiłam się pobrudzić, choć
niedosłownie.
Nie było nic lepszego od pędu, adrenaliny i niknących świateł pozostałych w bocznych lusterkach.
Młodzi ledwie za mną nadążali, gdyż nie bawiłam się w dobroczyńcę. Musieli wiedzieć, z kim mają
do czynienia. Bez problemu dojechałam na bulwar i zaparkowałam obok lamborghini Jake'a.
Poczekałam na nowych i dopiero rozpoczęłam swój pokaz. Wysiadłam zgrabnym ruchem tak, by
wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie i moje kręcące się biodra. Zatrzasnęłam drzwiczki i
ruszyłam krokiem prosto z wybiegu do mojego faceta, który siedział na masce swej zabaweczki.
Oparłam się o jego kolana i nachyliłam się, by go pocałować.
- Mówiłem ci już dzisiaj, jak zajebiście wyglądasz?
- Nie, ale możesz jeszcze to nadrobić – szepnęłam, bawiąc się jego włosami. - Bawią mnie ci wszyscy
chłopcy. To niedorzeczne, jak bardzo są głupi, gdy na początku mają nadzieję, iż jestem sama, a
potem widzą, co robimy.
Jacob uśmiechnął i przyciągnął bliżej tak, że praktycznie na nim leżałam. Sprawnym ruchem obrócił
mnie i teraz to ja znajdowałam się na masce, a on blisko nade mną.
- Kochanie, jeśli chcesz, możemy im w ogóle pokazać parę rzeczy – powiedział i złapał mnie za udo,
owijając sobie moją nogę wokół własnych bioder.
- Myślę, że to prawiczki. Spójrz na ich miny. - Złapałam go za brodę i wskazałam na grupkę tępo
patrzących się bachorów.
Zrezygnowany mięśniak pomógł mi wstać i szepnął tylko:
- Odbiję to sobie, gdy porwę cię do domu.
- Nie protestuję.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do dziewczyn, które przyjmowały wyzwania. Zerknęłam na listę i
szukałam swojego imienia.
- Czyżby nikt się nie chciał dziś ze mną ścigać? - powiedziałam, udając rozczarowanie.
- Noc jest jeszcze młoda, dziewczyno – powiedziała Rosalie, ściskając mnie serdecznie. - Ja za to
mam pełne ręce roboty. Jadę w pierwszym wyścigu, więc musisz mnie zastąpić.
- Powodzenia, kochana – powiedziałam i przejrzałam listę.
Byłam szczerze zaskoczona, że dziś się nie pobawię. Miałam ochotę się pościgać i pokazać mój
kunszt jazdy.
Wtedy podeszła do nas grupka chłopaków, typowych pakerów, którzy uważali się za nie wiadomo
kogo. Nie byli to jednak miejscowi, gdyż większość znałam.
- Siema, laski – rzucił jeden z nich, kozacko żując gumę. Miałam ochotę zwymiotować na widok jego
rozwartej paszczy. Odsunęłam się i spojrzałam na niego z zażenowaniem. Facet był niczym
niezrażony, gdyż przysunął się bliżej. Że też musiał akurat się do mnie doczepić. Wokół kręciło się
tyle łatwych lasek, miał wybór, a on akurat zabrał się za owoc zakazany. Byłam ciekawa, kiedy
pojawi się Jacob i pokaże mu, jak się wącha kwiatki od spodu.
- Zapiszcie mnie na wyścig z tym całym Blackiem.
Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie i zapytałam:
- Jesteś tego pewien?
- A co laseczko? Boisz się o mnie? - zapytał i złapał mnie za tyłek. Tego było za wiele. Odwróciłam
się i przywaliłam mu pięścią w twarz. Potem złapałam go za twarz i wbiłam długie paznokcie w
policzki, uśmiechając się przy tym kwaśno.
- Nie jestem twoją laseczką, a tym bardziej się o ciebie nie boję.
W tym samym momencie otrząsnął się z szoku i złapał mnie za nadgarstki jedną ręką, a drugą
przyciągając w pasie. Mogłam się jedynie domyślać, co ten idiota planuje, ale na szczęście moja
obstawa mi szybko pomogła. Jednym sprawnym ruchem Emmett oraz Felix odciągnęli napastnika, a
Jasper złapał mnie, bym nie upadła. Wtedy też wpadł między nas Jacob, którego twarz
przypominała buraka. Rzucił się na mężczyznę i zaczął okładać go pięściami. Odwróciłam się, by nie
patrzeć na zmasakrowanego mięśniaka. Mój wzrok spoczął na pozostałych facetach, którzy przybyli
z kozakiem. Byli wściekli. Wiedziałam, że zapowiada się niezła bijatyka.
- Ty gnoju! - słyszałam głos Jake'a. Wtedy się zaczęło. Szybko podbiegłam na bok, do dziewczyn, a
mężczyźni zaczęli się tłuc. Prawie na śmierć i życie. Oczywiście zwycięsko prezentował się Jacob i
jego grupa. Nowi byli cali w siniakach i krwi.
- Nie radzę wam tu wracać! - wrzeszczał mój chłopak, kopiąc jednego z nich. Szybko poderwali się z
ziemi i pobiegli do swoich beznadziejnych samochodów. Gdy tylko zrobiło się bezpieczniej, a
napastnicy odjechali, podbiegłam do Blacka. Ten przytulił mnie i zapytał, czy nic mi nie jest.
Pokręciłam głową i spytałam o to samo, ale on tylko machnął ręką.
- Gliny tu jadą! - Na plac wpadł zdyszany Mike i zaczął krzyczeć, byśmy się pakowali. Nie pierwszy
raz, policja robiła tego typu akcję. Jacob mrugnął tylko do mnie porozumiewawczo i wskoczył do
swego samochodu. Zrobiłam to samo i ruszyłam w wiadomym kierunku. Mignęłam tuż przed
nosem jednego z radiowozów. I tak wiedziałam, że nikt nie będzie mnie gonił. Co oni mogli tymi
swoimi wolnymi zabaweczkami wobec mojego vipera? Nie byli w stanie mnie dogonić, a co dopiero
złapać. Z uśmiechem na ustach jechałam znaną drogą wprost do domu mojego ukochanego, gdzie
dzisiejszej nocy czekał na mnie raj.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin