Prolog i Rodział 1.pdf

(2332 KB) Pobierz
by Lovee
Beta: farbowana!
Beta: farbowana!
281280236.001.png 281280236.002.png 281280236.003.png
Prolog
Część I
Jestem przeciętną nastolatką, mieszkającą w przeciętnym miasteczku, chodzącą do
przeciętnego liceum i żyjącą w przeciętnej rodzinie.
Ta… Chciałoby się.
Zapinając pasy zamknęłam oczy. Zawsze zastanawiałam się, jak będzie to wyglądało. Mój
pierwszy raz. Mój pierwszy raz, gdy będę z daleka od domu. Mój pierwszy raz, gdy okłamię
mamę. Aż w końcu, pierwszy raz gdy zrobię coś, czego ja pragnę, a nie to, czego wymagają
ode mnie inni.
Pomyśleć, że wszystko zaczęło się 4 miesiące temu. W moje szesnaste urodziny. Zdmuchując
świeczki, chciałam stać się dorosła.
Jednak dopiero później dowiedziałam się, że aby dorosnąć, trzeba wiedzieć kim się jest.
Ja jedynie tkwiłam w kłamstwie. Od samego początku swojego istnienia.
A teraz jedyne czego pragnę, to dotrzeć bezpiecznie do swojego celu. Odnalezienia prawdy i
samej siebie.
Urodziny
- Mamo! Mamo chodź szybko! – krzyknęłam ile pary w ustach. Po chwili usłyszałam jak
moje drzwi od pokoju uderzają w ścianę obok.
- Co jest? – zapytała, patrząc na mnie z litością. Moja własna rodzicielka. Pewnie. Ja tu
umieram w męczarniach, nie mogąc złapać oddechu, a ona tak na mnie patrzy!
- Sukienka się nie chce dopiąć! Już 18! Oni zaraz tu będą! – krzyknęłam machając bezradnie
rękoma. Moja mama pokiwała głową i z cierpliwością wymalowaną na twarzy podeszła do
mnie. Po chwili sukienka była dopięta na tip top. Jednak ona jak zwykle nie dała za wygraną.
Odwróciła mnie twarzą do siebie i zaczęła swój wywód.
- Kochanie. To twoje przyjęcie. Nie ty się spóźnisz, lecz oni przyjdą za wcześnie. –
Uśmiechnęła się a następnie wyszła z pokoju, pozostawiając po sobie ciche kliknięcie drzwi.
Zostałam sama w pokoju. Bałam się. Za chwile miałam zejść po schodach w butach, które
podeszwą nie sięgają podłogi i kiecce, która równocześnie mogłaby być czapką. A to
wszystko tylko po to, żeby burżuazyjne dzieciaki zaczęły mnie wyceniać i obgadywać, jak to
było w ich zwyczaju. Wzięłam głęboki oddech, policzyłam do trzech i wypuściłam powietrze
z płuc. Czynność powtórzyłam około pięć razy, dopóki nie poczułam, że serce nie bije mi już
tak szybko jak wcześniej. Odwróciłam się ostatni raz w stronę lustra i ujrzałam niewysoką
brunetkę ubraną w zieloną sukienkę, której mina wyglądała jakby zaraz miała się popłakać.
Zgadza się. To byłam ja.
Usiadłam na łóżku i wzięłam głęboki wdech, gdy do pokoju ponownie weszła mama.
- Gotowa? – zapytała.
Prolog
Urodziny
- Tata już jest?
- Nie skarbie… - Westchnęła. – Na pewno coś ważnego zatrzymało go w pracy.
- Jak zwykle – burknęłam i podniosłam się z łóżka. – Ale nie pozwolę, by to zniszczyło moje
urodziny. – Uśmiechnęłam się do mamy i ruszyłam w stronę drzwi.
*~*~*
Moje szesnaste urodziny upłynęły szybko. Za szybko. Tort, głośna muzyka, kolorowe balony
i wolny taniec z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, sprawił, że ten wieczór był
naprawdę udany. Około dwunastej, kiedy wszyscy wrócili do swoich domów, zdjęłam
niewygodne szpilki i pobiegłam na górę do swojego pokoju.
Na biały wacik nałożyłam mleczko, by zmyć z siebie drugą twarz, a następnie wzięłam
szczotkę i zaczęłam rozczesywać poczochrane przez taniec włosy (kto inteligentny idzie
tańczyć z rozpuszczonymi włosami sięgającymi prawie do tyłka?! – ach tak, ja). Idąc do
łazienki, usłyszałam trzask drzwi na dole, huk rzucanej teczki i szmer stóp. Tata wrócił.
Usiadłam na stopniu schodów i oparłam głowę o balustradę.
- Gdzieś ty był!? Znowu z tą lafiryndą?! – usłyszałam krzyk mamy.
- Co ty sobie znów ubzdurałaś? Ktoś w tym domu musi pracować na twoje utrzymanie!
- Moje utrzymanie? Czyli ja nie pracuję?!
- Zamknij się!
- Czy ty w ogóle pamiętałeś, że Lizzy miała dziś urodziny!?
Krzyk był coraz głośniejszy. Westchnęłam, podniosłam się i poszłam do łazienki. Zamknęłam
się na zamek, jednak drzwi nie zahamowały fali głośnej wymiany zdań. Odkręciłam kurek
prysznica, rozebrałam się i weszłam pod strumień gorącej wody. Z dołu dolatywał rozmyty
głos mamy.
Owinęłam się ręcznikiem i umyłam zęby. Patrząc w lustro, spoglądałam prosto w oczy.
- Nie będę stronnicza – szepnęłam do siebie i zamknęłam oczy, by przekonać siebie samą, że
mogę być po niczyjej stronie. Tak postępują dorośli.
Ubrałam się w piżamę, spakowałam swoje rzeczy do kosmetyczki i ruszyłam w stronę
swojego pokoju. Już dotykałam dłonią klamki, gdy usłyszałam płacz mamy.
- Chcę rozwodu. Tak być nie może.
- Bello. Przepraszam. – Usłyszałam przerażony głos taty.
- Nie Jacob. To nie wyjdzie. Staraliśmy się już parę lat, ale.... ale – głośny szloch mamy
wypełnił cały dom.
Wypuściłam kosmetyczkę z ręki. Nagle cały świat zaczął wirować. Zrobiło mi się duszno.
Coś zaczęło kłuć mnie w brzuchu. Otworzyłam szybko drzwi, wbiegłam do pokoju i
odgrodziłam się głośnym hukiem od całego zamieszania. Schowałam się pod kołdrę, tam
gdzie znajdowały się wszystkie moje maskotki, do których mogłam się przytulić. Zaczęłam
powstrzymywać łzy, które napłynęły do oczu. Nie powinnam płakać. Jestem na to za stara.
Chociaż, z drugiej strony przytulam się do Flipera i pana Foo - pomyślałam – mogę pozwolić
sobie na chwilę płaczu…
Obudziłam się na wilgotnej poduszce. Podniosłam głowę, ale od razu skrzywiłam się z bólu.
Musiałam długo płakać. W głowie mi huczało, jakbym piła przez trzy tygodnie. Spojrzałam
na budzik, stojący przy zielonej lampce nocnej. 6.03. Spokojnie mogę już wstać.
Opuściłam nogi z łóżka, następnie podniosłam tułów i wsadziłam stopy w kapcie w kształcie
dwóch kosmatych, wilczych łap. Poczułam jak całe moje ciało jest sztywne po
parogodzinnym bezruchu. Przeciągnęłam się ospale, podrapałam po głowie, aż w końcu
stwierdziłam, że mogę łaskawie wstać. Podeszłam do biurka, chwyciłam gumkę do włosów i
spięłam je w niezdarnego kucyka, tak by nie przeszkadzały mi w jedzeniu.
Kiedy zeszłam na dół usłyszałam brzęk mytych naczyń. Najwidoczniej mama też już nie
spała. Weszłam do kuchni pewnym krokiem, chwyciłam paczkę czekoladowych kulek do
mleka, otworzyłam lodówkę i nagle zobaczyłam coś dziwnego. Odwróciłam się, żeby się
przekonać. I rzeczywiście… Tata siedział przy stole.
Wydało mi się to o tyle dziwne, że od trzech lat nie jadał z nami śniadań. W zasadzie to nigdy
z nami nie jadał. Chyba, że w święta. Położyłam mleko na stole i usiadłam niepewnie przy
tacie. Zaraz po mnie dołączyła mama. Przez chwilę panowała cisza.
- Lizzy….
- Rozwodzicie się – przerwałam jej. – Wiem.
Rodzice spojrzeli po sobie niepewnie, aż w końcu tata złapał mnie za dłoń i zaczął po niej
głaskać.
- Dobrze wiesz, że nadal będziemy rodziną.
- Tak wiem – burknęłam. – Czy mogę teraz spokojnie zjeść?
- Lizzy…
- Po prostu dajcie sobie spokój. – Wstałam, chwyciłam przyszykowane jedzenie i wyszłam
obłożona kartonami do salonu, gdzie włączyłam głośno telewizor i zaczęłam wcinać swoje
ulubione płatki śniadaniowe, oglądając przy tym durne kreskówki.
Kiedy skończyłam było już po 8. Poszłam na górę się ubrać. Musiałam stąd jak najszybciej
wyjść. Z tego domu, z tej duchoty smutku, wzajemnego żalu, oskarżeń i roszczeń. Ubrałam
stare, przetarte jeansy, zwykłą białą koszulkę, a na nią narzuciłam bluzę w czarno czerwoną
kratę. Założyłam czarne trampki, chwyciłam szmacianą torbę własnej roboty i wyszłam z
pokoju. Zbiegłam szybko ze schodów, tak by nikt nie zdążył mnie zatrzymać, chwyciłam
swoją kurtkę i już prawie wychodziłam, kiedy z salonu wyszła mama.
- Gdzie idziesz?
- Do Palety. Przełożyłam wczorajsze zajęcia na dzisiaj – podniosłam prawą brew i stanęłam w
pozie: „jak mogłaś o tym zapomnieć”. Mama westchnęła, podniosła ręce do góry i wróciła z
powrotem do salonu.
Teoretycznie zamierzałam iść do Palety. Uwielbiam zajęcia z nim. Kiedy po moich
narodzinach mama rozpoczęła szkołę wieczorową i znalazła w końcu pracę, musiała mnie u
kogoś zostawić. A że, dziadek Charlie i wujek Phil akurat nie mieli czasu, więc zostawiła
mnie u swojego starego nauczyciela od sztuki. Podobno bardzo chętnie się zgodził.
Pamiętam to do dziś. Miałam wtedy tylko 5 lat, a pan Paleta dał mi swoje pastele i
powiedział, żebym spróbowała narysować coś dla mamusi. Kiedy narysowałam wielkiego
czerwonego kwiatka, powiedział, że mam talent i że jeśli chce, pomoże mi nauczyć się
„kunsztu malarstwa”. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co znaczy słowo „kunszt”, ale bardzo mi
się podobało. Kiedy podarowałam mamie swoje dzieło, a ona powiesiła je na lodówce,
zapytałam mamę co to znaczy.
- Kunszt kochanie, to znaczy potrafić zrobić coś idealnego - uśmiechnęła się i pogłaskała
mnie po głowie.
- A co to znaczy cholera? – dodałam, bo pan Paleta tez często mówił to słowo, a ja zupełnie
go nie rozumiałam. Mama zaczęła się śmiać i od tej pory co najmniej dwa razy w tygodniu
szłam do Palety, by pracować nad moją techniką. Marzyłam by w przyszłości pójść do
Akademii Sztuki.
Szłam przez spokojne ulice Portsmouth, w stronę jego wielkiego domu. Jednak kiedy
stanęłam przed nim, stwierdziłam, że chyba nie chcę namalować tego co czuję. Modląc się w
duchu, by nauczyciel nie obraził się na mnie, odwróciłam się i poszłam jak najdalej stąd.
Wyjęłam z torebki iPoda, włączyłam głośno muzykę i ruszyłam w stronę plaży. Patrzenie na
płynące fale zawsze mnie uspakajało.
Dotarłam na plażę w ciągu pięciu minut. Było bardzo zimno. A czego mogłam się
spodziewać? Wkońcu był początek lutego. Zasunęłam kurtkę, równocześnie zdejmując
trampki. Chciałam poczuć piasek między palcami. Wciągnęłam głęboko powietrze, kiedy
dotknęłam zimnych ziarenek. Położyłam się na plecach i przymknęłam oczy. Teraz słyszałam
szum fal, muzykę i czułam miękkość podłoża pod plecami.
Nagle, słońce gwałtownie znikło za chmurami, (albo ktoś stanął nade mną) ponieważ zrobiło
się bardzo ciemno. Podniosłam lekko prawą powiekę, bojąc się, że może to być mama, albo
Paleta. Jednak zamiast rozgniewanej miny któregoś z wymienionych, zauważyłam
wysokiego, nieznajomego chłopaka o śniadej cerze i ciemnych oczach. Uśmiechał się do
mnie.
Szybko wstałam, otrzepałam spodnie z piasku i odwróciłam się w stronę przybysza z
pytaniem wypisanym na twarzy.
- Myślałem, że to jakieś zwłoki wyrzucone przez morze, bo nie ruszałaś się od godziny, więc
postanowiłem to zobaczyć. – Odpowiadając, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Powędrowałam
wzrokiem od stóp do głowy, zatrzymując się na twarzy i badając każdy jego gest.
- Chyba nie chodzisz do mojego liceum, bo nie kojarzę cię – wypaliłam jak głupia.
- Ani ty do mojego, bo ja ciebie też.
Zaczerwieniłam się, co było typowe dla gałązki z rodziny Swan. Moja mama zawsze się
czerwieniła.
- Jestem Colin – nieznajomy wyciągnął rękę.
- Lizzy – odwzajemniłam uścisk.
- Więc niech zgadnę… Austenka?
- Bardzo widać? – zapytałam zdezorientowana, równocześnie spoglądając na siebie. Colin
wzruszył ramionami. – A ty?
- Publiczne Liceum Ogólnokształcące Churchilla – ukłonił się w pas z ręką przyłożoną do
piersi. Na oko miał może 183 wzrostu i bardzo szeroki uśmiech, który pokazywał
nieskazitelnie białe uzębienie. Jego oczy, pomimo głębokiego usadowienia w oczodołach,
wydawały się duże i przyjazne. Przez chwilę milczeliśmy, a wtedy dotarł do mnie sens jego
słów.
- Chwila! – krzyknęłam. – Ile ja leżałam? Która godzina?
- Dochodzi 15. A co?
- Zniknęłam na 5 godzin! Mama zorientuje się, że zwiałam!
Szybko zaczęłam ubierać swoje trampki, skacząc przy tym na jednej nodze. Następnie
chwyciłam swoją torbę i pobiegłam w stronę wyjścia z plaży.
- Czy spotkamy się jeszcze kiedyś? – krzyknął za mną Colin. Przystanęłam na chwilę i
odwróciłam się, by jeszcze raz spojrzeć na nowego znajomego.
- Jeśli los zechce. – Uśmiechnęłam się i pobiegłam ile sił w nogach w stronę domu.
Kiedy dotarłam do domu, myślałam, że wypluję wszystkie wnętrzności. Cienka strużka potu
spływała mi po plecach, a policzki przybrały bladoróżowy odcień. Otworzyłam drzwi i
poczułam jak przewracam coś, co leżało z drugiej strony. Weszłam do środka, a moje mdłości
wzmogły się. Przy wyjściu stały dwie walizki. Zaraz obok nich stał mój tata. Kiedy zobaczył,
że już wróciłam, podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło.
- Tak będzie lepiej – szepnął i wyszedł na ganek. Ruszyłam za nim i patrzyłam jak wkłada
walizki do bagażnika czerwonego samochodu. Następnie zamknął klapę i wsiadł na miejsce
kierowcy.
Jeszcze raz na mnie spojrzał, obdarzył mnie smutnym uśmiechem i odjechał, nie odwracając
się ponownie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin