W. BRONIEWSKI
Firanka
Otworzyłem okno, a firankapofrunęła ku mnie,jak Ankaw trumnie.Biała firanka, błękitne zasłony,zaszeleściło...O! pokaż mi się od tamtej strony!Jesteś? Jak miło!....Jak miło... jak miło... jak strasznie,moja miła...Ja już chyba nie zasnę...Firanka? ... Czy tyś tu była?
Przeciw smutkom cóż pocznę,o! brzozo!Usnę, ale się ocknę,coś się we mnie rozpęta,by pamiętać, pamiętać,o! brzozo!Córko moja nieżywa,o! brzozo!pieśni nić niegodziwachce mnie spętać trumienniei - zatruta - być we mnie,o ! brzozo!Jakże rozpacz wyrazić, gdy żyję,o! brzozo!kiedy słowa nijakie, niczyje,a ja powiem rozpacząsłowom, że nic nie znaczą,o! brzozo!
Żołnierz polski
Ze spuszczoną głową, powoliIdzie żołnierz z niemieckiej niewoli.Dudnią drogi, ciągną obce wojska,A nad niemi złota jesień polska.Usiadł żołnierz pod brzozą, u drogi,opatruje obolałe nogi.Jego pułk rozbili pod Rawą,a on bił się, a on bił się krwawo,szedł z bagnetem na czołgi żelazne,ale przeszły, zdeptały na miazgę.Pod Warszawą dał ostatni wystrzał,Potem szedł. Przez ruiny. Przez zgliszcza.Jego dom podpalili Niemcy!A on nie ma broni, on się nie mści...Hej ty brzozo, hej ty brzozo-płaczko,smutno szumisz nad jego tułaczką,Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,zasłuchany w tę skargę brzozową.
Ja już nie chcę poetycko łgać,ja chcę widzieć to, na co patrzę,a przy tobie -- śmiać się i łkać,i tak na zawsze.Spojrzyj, miła, jaki biały śnieg,nad nim błękit sklepiony jak kościół.Chodź na nartach na tamten brzegradości.W tym pokoju, pełnym słońca, bez krat,dobrze sercu, ale za ciasno...Wiesz, nie spałem tysiąc lat,teraz chcę zasnąć.Rozpalimy na szczytach górogromne ognie,będzie głód, pożoga i mór --ty pomyśl o mnie.Ja tak kocham, jak pada śnieg,jak świeci Orion.Nie ma drutów. Jest tamten brzeg --krematorium.
Nie uszedłem w życiu pół drogia już zewsząd czai się rozpacz...O dalekim, minionym, drogimpowiedz, serce, albo się rozpłacz,wskrześ na chwilę tych lat urodę,kiedy na świat patrzyłem dzieckiem...Stał nad Wisłą stary dom z ogrodemna wysokim wzgórzu mazowieckim...Wy nie wiecie, jak tam biją dzwony,stare dzwony o cichy zmierzchu,kiedy słońca język czerwonyliże fale, rude po wierzchu,gdy już ciemnym brzegiem po równinieniosą lasy sosnową zadumę,a poważny ton nad wszystkim płyniew czarnym jęku stada wron za Tumem...Wydzwoń, serce, ostatnie podzwonnetej starzyźnie, co w ziemię wrasta.Ja poszedłem stamtąd na wojnęi nie wrócę do tego miasta,ale miło mi o tamtej ziemimyśleć czasem, idąc przez życie,żem nauczył się tam słów, któremiumiem kochać i cierpieć, i bić się.Dzięki, dzięki za każde słowo,dobrzy ludzie z dziecięcych wspomnieńniech wam szumi wiślanie, sosnowowiatr, co ślady tam zamiótł po mnie.
List z więzieniaCóreczko miła, ja z więzieniado ciebie piszę list.Ponuro wieczór w noc się zmienia,od dworca słychać świst,za oknem szare szmatki niebaw żelaznej ramce krati wróble dziobią kruszki chleba,nim dalej fruną w świat.To nic, córeczko, nic, że ciężkoza ciosem spada cios:ja jestem z tych, co zimne męstwociskają w twardy los.Ty nie wiesz, że tu czas upływajak krew z otwartych żył...Bądź zdrowa, miła, bądź szczęśliwa,mnie musi starczyć sił,bo dziś Pielgrzymów jam rówieśnik,Wygnańców depczę śladi muszę donieść ciężar pieśnina tamten brzeg mych lat.
Grób TamerlanaCzłowiek jest dobry, mądry, spokojny,ufny w swój rozum i myśl niepodległą,głodu, powietrza, ognia i wojnynie chce i stawia cegłę za cegłą.Jakże są piękne stare mozaikina tym grobowcu władcy i pana!Z więzień i tęsknot, z prawdy i z bajkioto wstąpiłem w grób Tamerlana...Pedzą prze Persję konie kirgiskie,wali się w gruzy pałac i meczet.Jakież dalekie, ach! jakież bliskie -ogniem i mieczem... ogniem i mieczem...Jakiż jest zasięg strzały mongolskiej?Bagdad strzaskają, w Moskwę uderzą,przez Ukrainę dojdą do Polski -ogniem i mieczem, łuną i rzezią.Potem marmurem czrnym grobowcapyszni się władca, pyszni się sprawca.Kroczy historia, coraz surowsza.Życie się sprawdza. Śmierć się nie sprawdza.Groby murszeją. Giną religie.Armie topnieją. Mrą ich wodzowie.Krew do podglebia wsiąka i stygnie -drzewo porasta nowym listowiem!Człowiek jest dobry, mądry, spokojny,pola chce orać piękne i żyzne,głodu, powietrza, ognia i wojnynie chce i w siebie wierzy: w Ojczyznę.
Wszystkie próby oddaleniatak zwanego kielicha goryczy - przez refleksjęopętańczą akcję na rzecz bezdomnych kotówgłęboki oddechreligię - zawiodłynależy zgodzić się pochylić łagodnie głowę nie załamywać rąkposługiwać się cierpieniem w miarę łagodniejak proteząbez fałszywego wstyduale także bez pychynie wywijać kikutemnad głowami innychnie stukać białą laskąw okna sytychpić wyciąg gorzkich ziółale nie do dnazostawić przezornieparę łyków na przyszłośćprzyjąćale równocześniewyodrębnić w sobiei jeśli to możliwestworzyć z materii cierpieniarzecz albo osobęgraćz nimoczywiściegraćbawić się z nimbardzo ostrożniejak z chorym dzieckiemwymuszając na końcu głupimi sztuczkaminikłyuśmiech
Pan Cogito a ruch myśli
Myśli chodzą po głowiemówi wyrażenie potocznewyrażenie potoczneprzecenia ruch myśliwiększość z nichstoi nieruchomopośrodku nudnego krajobrazuszarych pagórkówwyschłych drzewczasem dochodządo rwącej rzeki cudzych myślistają na brzeguna jednej nodzejak głodne czapleze smutkiemwspominają wyschłe źródłakręcą się w kółkow poszukiwaniu ziarennie chodząbo nie zajdąnie chodząbo nie ma dokądsiedzą na kamieniuzałamują ręcepod chmurnymniskimniebemczaszki
Przesłanie Pana Cogito
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę idź wyprostowany wśród tych co na kolanach wśród odwróconych plecami i obalonych w proch ocalałeś nie po to aby żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych niech nie opuszcza cię twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzuca grudę a kornik napisze twój uładzony życiorys i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie strzeż się jednak dumy niepotrzebnej oglądaj w lustrze swa błazeńską twarz powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy światło na murze splendor nieba one nie potrzebują twojego ciepłego oddechu są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy czuwaj - kiedy światło w górach daje znak - wstań i idź dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem jak ci co szli przez pustynie i ginęli w piasku a nagrodzą cie za to tym co maja pod ręką chłosta śmiechu zabójstwem na śmietniku idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów Bądź wierny idź
Pan od przyrody
Nie mogę przypomnieć sobiejego twarzystawał wysoko nade mnąna długich rozstawionych nogachwidziałemzłoty łańcuszekpopielaty surduti chudą szyjędo której przyszpilony byłnieżywy krawaton pierwszy pokazał namnogę zdechłej żabyktóra dotykana igłągwałtownie się kurczyon nas wprowadziłprzez złoty binokularw intymne życienaszego pradziadkapantofelkaon przyniósłciemne ziarnoi powiedział: sporyszz jego namowyw dziesiątym roku życiazostałem ojcemgdy po napiętym oczekiwaniuz kasztana zanurzonego w wodzieukazał się żółty kiełeki wszystko rozśpiewało sięwokołow drugim roku wojnyzabili pana od przyrodyłobuzy od historiijeśli poszedł do nieba -może chodzi terazna długich promieniachodzianych w szare pończochyz ogromną siatkąi zieloną skrzyniąwesoło dyndającą z tyłuale jeśli nie poszedł do góry -kiedy na leśnej ścieżcespotykam żuka który gramoli sięna kopiec piaskupodchodzęszastam nogamii mówię:- dzień dobry panie profesorzepozwoli pan że panu pomogęprzenoszę go delikatniei długo za nim patrzęaż giniew ciemnym pokoju profesorskimna końcu korytarza liści
Pudełko zwane wyobraźnią
Zastukaj palcem w ścianęz dębowego klockawyskoczykukułkawywoła drzewajedno i drugieaż stanielaszaświstaj cienko -a pobiegnie rzekamocna nićktóra zwiąże góry z dolinamiChrząknij znacząco -oto miastoz jedną wieżąszczerbatym muremi domkami żółtymijak kostki do gryterazzamknij oczyspadnie śniegzgasi
zielone płomyki drzewwieżę czerwonąpod śniegiemjest nocz błyszczącym zegarem na szczyciesową krajobrazu
KamykKamyk jest stworzeniem doskonałym równym samemu sobie pilnujący swych granic
wypełniony dokładnie kamiennym sensem o zapachu który niczego nie przypomina niczego nie płoszy nie budzi pożądania jego zapał i chłód są słuszne i pełne godności czuję ciężki wyrzut kiedy go trzymam w dłoni i ciało jego szlachetne przenika fałszywe ciepło - Kamyki nnie dają się oswoić do końca będą na nas patrzeć okiem spokojnym bardzo jasnym
Tren Fortynbrasa
Teraz kiedy zostaliśmy sami możemy porozmawiać książę jak mężczyznaz mężczyznąchociaż leżysz na schodach i widzisz tyle co martwa mrówkato znaczy czarne słońce o złamanych promieniachNigdy nie mogłem myśleć o twoich dłoniach bez uśmiechui teraz kiedy leżą na kamieniu jak strącone gniazdasą tak samo bezbronne jak przedtem To jest właśnie koniecRęce leżą osobno Szpada leży osobno Osobno głowai nogi rycerza w miękkich pantoflachPogrzeb mieć będziesz żołnierski chociaż nie byłeś żołnierzemjest to jedyny rytuał na jakim trochę się znamNie będzie gromnic i śpiewu będą lonty i hukkir wleczony po bruku hełmy podkute buty konie artyleryjskie werbelwerbel wiem nic pięknegoto będą moje manewry przed objęciem władzytrzeba wziąć miasto za gardło i potrząsnąć nim trochęTak czy owak musiałeś zginąć Hamlecie nie byłeś do życiawierzyłeś w kryształowe pojęcia a nie glinę ludzkążyłeś ciągłymi skurczami jak we śnie łowiłeś chimeryłapczywie gryzłeś powietrze i natychmiast wymiotowałeśnie umiałeś żadnej ludzkiej rzeczy nawet oddychać nie umiałeśTeraz masz spokój Hamlecie zrobiłeś co do ciebie należałoi masz spokój Reszta nie jest milczeniem ale należy do mniewybrałeś część łatwiejszą efektowny sztychlecz czymże jest śmierć bohaterska wobec wiecznego czuwaniaz zimnym jabłkiem w dłoni na wysokim krześlez widokiem na mrowisko i tarczę zegaraŻegnaj książę czeka mnie jeszcze projekt kanalizacjii dekret w sprawie prostytutek i żebrakówmuszę także obmyślić lepszy system więzieńgdyż jak zauważyłeś słusznie Dania jest więzieniemOdchodzę do moich spraw Dziś w nocy urodzi sięgwiazda Hamlet Nigdy się nie spotkamyto co po mnie zostanie nie będzie przedmiotem tragediiAni mam witać się ani żegnać żyjemy na archipelagacha ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę
...
cirelly