Dave Duncan - Człowiek ze słowem 02 - Kraje Basni Zatracone.rtf

(1214 KB) Pobierz

DAVE DUNCAN

 

KRAJE

BAŚNI

ZATRACONE

 

( The Gilded Chain )

 

Człowiek ze słowem tom 02

 

Tłumaczył : Michał Jakuszewski


Jak ja teraz głos słyszę twój na nocnym szlaku,

Tak ongiś król i prostak słuchał twego pienia:

Serce Ruty być może ten sam trel przenikał,

Kiedy smutna w łzach stała wśród obcego zboża

I tęskniąc za ojczyzną patrzała w jej stronę.

Ten sam być może trel odmykał

Zaklęte wnęki, okna w groźnych wirach morza,

Wśród piany, tam - gdzie kraje baśni zatracone.

 

KEATS - Oda do słowika

Przełożył Jerzy Pietrkiewicz


ROZDZIAŁ I

 

ZA ZASŁONĄ

 

1

 

Na wschód od nagich turni Agonistów teren opadał, tworząc granie i żleby przypominające strupy, wyschnięte i brązowawe. W dolinach widoczne były plamy oaz przypominających zielone rany, poza ich obszarem jednak odludna kraina nadawała się jedynie dla antylop i dzikich kóz. Z góry spoglądały na nią myszołowy unoszące się pod bladoniebieskim niebem. Poniżej wzgórz rozciągała się wypalona pustynia wybiegająca na spotkanie falom Morza Wiosennego.

Większa część skalistego wybrzeża Zarku była równie niegościnna jak wnętrze kraju. Gdzieniegdzie jednak, w wielkich odległościach od siebie, gdzie docierał ożywczy wiatr od morza bądź też ze skał tryskały chłodną wodą źródła, eksplodowało życie. Gleba dawała tam nieprzeliczoną rozmaitość plonów. Na tych wyspach, otoczonych w połowie oceanem, a w połowie pustynią, mieszkali ludzie. W innych krajach ziemia rodziła obficie, ale w Zarku cała jej dobroć ograniczała się do tych nielicznych, zielonych enklaw przypominających nanizane na sznurek wspaniałe szmaragdy.

Najbogatszą z nich był Arakkaran, wąska kraina pocięta krętymi dolinami pokrytymi grubą warstwą gleby o legendarnej żyzności. Jego rozległa zatoka stanowiła najlepszy port kontynentu. Wiele szlaków handlowych łączyło się na terytorium Arakkaranu. Na targowiskach znaleźć można było daktyle i granaty, rubiny i oliwki, kosztowne flakony perfum, wspaniałe dywany oraz rozmaitość morskich ryb. Z odległych krain przywożono złoto i korzenie, wytwory elfiej sztuki i krasnoludzkiego rzemiosła, perły i jedwabie, a także wyroby garncarskie Ludu Morza, nie mające sobie równych w całej Pandemii.

Samo starożytne miasto zachwycało urodą. Słynęło ze wspaniałych wyścigowych wielbłądów. Imponującą też miało historię - krwawą i okrutną. Niedługo przed końcem kampanii Ji-Gona młody Draqu ak’Dranu zawrócił pod Arakkaranem imperialne legiony. Aż dziewięć stuleci później nastąpił odwet. Legionami dowodził wówczas Omerki Bezlitosny. Podczas wojny wdów miasto wytrzymało oblężenie trwające tysiąc jeden dni.

Pięło się ono ponad gwarnymi bazarami, poprzez zbocza gór, niczym gobelin wykonany z opalizujących kamieni i kwitnącej roślinności. W każdą nie wykorzystaną szczelinę wpychały się drzewa rzucające cienie na strome zaułki i kręte schody. Na szczycie wzgórza wznosił się Pałac Palm, sławiony w wielu starożytnych opowieściach. Był to cud architektury, pełen kopuł, iglic i wież. Otaczał go wspaniały park i egzotyczny ogród. Dorównywał powierzchnią niejednemu szanowanemu miastu.

Przez całą odnotowaną w kronikach historię, pałac ten był siedzibą sułtanów Arakkaranu. Trudno zliczyć ich imiona i czyny. Niektórzy sprawowali władzę nad połową Zarku, podczas gdy inni zaledwie z trudnością mogli zapanować nad portem. Garstkę sławiono za sprawiedliwość i mądrość, wielu zaś było despotami, przed okrucieństwem których Bogowie cofali się ze wstrętem. Żadna rodzina nie utrzymała władzy przez dłuższy czas. Żadna dynastia nie zdobyła trwałej przewagi. Sułtani nieczęsto dożywali sędziwego wieku. Dlatego też rzadko dręczyła ich starość.

Kimkolwiek był - wojownikiem czy mężem stanu, tyranem czy uczonym, poetą czy prawodawcą - sułtan Arakkaranu nieodmiennie słynął z gwałtowności oraz liczby i urody swych kobiet.

 

2

 

Inos odsunęła zasłonę z klejnotów i wypadła chwiejnym krokiem z ciemnego chłodu Krasnegaru w oślepiające światło oraz żar, od którego zaparło jej dech. Jej samowolne stopy poniosły ją jeszcze kilka kroków naprzód, zanim poczuła, że odzyskała nad nimi panowanie.

Rapowi i ciotce Kade groziło jednak niebezpieczeństwo. Nie zatrzymując się nawet, by się zorientować, gdzie się znalazła, odwróciła się i pognała na oślep z powrotem ku kotarze.

Nie było tam nic, co mogłoby ją powstrzymać, oprócz wielu zwisających pasm złożonych ze szlachetnych kamieni, połyskujących i pobrzękujących na wietrze. Chwilę wcześniej przeszła między nimi bez żadnych trudności, teraz jednak odbiła się od nich, potknęła i omal nie przewróciła. Najwyraźniej z tej strony zasłona była równie nieprzenikliwa jak mury zamku. Mimo to nadal migotała i falowała. Piekielne czary! Inos ze złością zaczęła uderzać w nią pięściami.

- Gniew nic tu nie pomoże - usłyszała chrapliwy męski głos za plecami.

Odwróciła się nagle, mrużąc oczy, by ochronić je przed blaskiem.

Był wysoki. Dorównywał wzrostem jotunnowi. Jego jasnozielony płaszcz łopotał i tańczył na wietrze, przez co mężczyzna wydawał się jeszcze okazalszy. Po chwili jednak dostrzegła twarz nieznajomego, która miała czerwonawy odcień, a także otaczające ją cienkie pasmo rudej brody. A więc był to dżinn. Oczywiście.

Pod płaszczem nosił fałdzistą piżamę z jedwabiu o szmaragdowej barwie, wątpiła jednak, by dopiero co wyszedł z łóżka. Zwisający u jego boku bułat, którego rękojeść lśniła od diamentów, nie był wygodnym towarzyszem snu. Rozmaite klejnoty rozsiane od wysokiego turbanu aż po zawinięte ku górze szpice butów, a zwłaszcza szeroki pas z masywnych szmaragdów otaczający jego tułów... nie, to nie był wiarygodny nocny strój. Ponadto, bez względu na to jak był chudy, ten pas musiał go straszliwie uciskać. Dziwne, że w ogóle był w stanie w nim oddychać.

Twarz nieznajomego była szczupła, o napiętych mięśniach, nos orli, spojrzenie twarde i zdecydowane. Nie był wiele starszy od niej. A jego rozmiary! Te barki...

I arogancja! Z przyjemnością czekał na wynik oględzin, jakim go poddała. Na kim miał zamiar wywrzeć wrażenie?

- Podaj mi swe imię i pozycję, dziewko!

Wyprostowała się, zdając sobie sprawę, że ma na sobie zniszczony, skórzany strój do konnej jazdy, splamiony krwią i brudny; musiała wydawać się wynędzniała ze zmęczenia.

- Jestem królowa Inosolan z Krasnegaru. A ty, chłopcze?

Jej bezczelność sprawiła, że w karmazynowych oczach mężczyzny zalśniły ognie. Głową zaledwie sięgała mu do ramienia, a sama ta szmaragdowa szarfa wystarczyłaby, aby kupić całe jej królestwo.

- Mam zaszczyt zwać się Azak ak’Azakar ak’Zorazak, sułtan Arakkaranu.

- Och!

- Och!

Kretynka! Czy spodziewała się, że ktoś ubrany w taki strój będzie kucharzem albo golibrodą? Już tylko diamentowy medalion na jego turbanie był wart fortunę. Przypomniawszy sobie na czas, że ma na sobie bryczesy, nie spódnicę, pokłoniła się.

Młody olbrzym przyglądał się jej przez chwilę z dezaprobatą. Następnie wykonał zamaszysty gest wielką, czerwonobrązową dłonią i zgiął się w pół, jak gdyby chciał dotknąć turbanem kolan. Inos skrzywiła się. Najwyraźniej ten szmaragdowy pas wcale nie był ciasny. Talia mężczyzny naprawdę musiała być aż tak wąska. Plecy natomiast jeszcze szersze, niż się tego spodziewała. Wyprostował się jednym ruchem, jak gdyby podobna gimnastyka nie sprawiała mu żadnych trudności. Inos nie potrafiła stwierdzić czy ukłon miał być komplementem, czy drwiną.

Sułtan! Rasha podawała się za sułtankę, a ten chłopak był o wiele za młody, by być jej mężem, zakładając rzecz jasna, że czarodziejka faktycznie wyglądała tak, jak wtedy, gdy pojawiła się w wieży - otyła kobieta w średnim wieku. Jeszcze wyraźniej ukazała się jej oczom w chwilę później, gdy Sagorn przywołał na swe miejsce Andora. Zaskoczona tą nadprzyrodzoną transformacją, stała się na moment brzydką, starą babą. Obraz smukłej dziewczyny był z całą pewnością złudzeniem. Czarodzieje żyli długo. Ten bardzo wysoki, młody sułtan był najprawdopodobniej synem lub wnukiem Rashy.

Fala zmęczenia ogarnęła Inos. Jej stan nie pozwalał na rozmowy z sułtanami, sułtankami czy czarodziejkami.

Zasłona z klejnotów zadźwięczała nagle. Inos odwróciła się i zobaczyła, że przedostała się przez nią ciotka Kade. Kade! Niska, pulchna i mrugająca załzawionymi, niebieskimi oczyma, oślepiona nagłą jasnością. Och, jakże ją ucieszył jej widok!

- Ciociu! - Inos uściskała ją gwałtownie.

- Ach, tutaj jesteś, moja droga!

Jej głos był zmęczony, lecz brzmiał całkiem spokojnie. Wydawała się błogo nieświadoma swego nędznego wyglądu - całą różowosrebrną suknię pokrywały plamy z herbaty, a zszargane, śnieżnobiałe włosy powiewały na gorącym wietrze.

Inos zaczerpnęła głęboko tchu i zmusiła się do zaprezentowania należycie dystyngowanego zachowania.

- Jak miło, że mogłaś do nas dołączyć, ciociu! Pozwólcie, że was sobie przedstawię... księżna Kadolan, siostra mojego zmarłego ojca, króla Holindarna z Krasnegaru. Sułtan... hmm...

- Azak! - warknął Azak.

- Sułtan Azak.

Inos nie była w najlepszej formie.

- Wasza Sułtańska Mość! - ciotka Kade dygnęła. Nie zachwiała się przy tym w widoczny sposób. Po raz kolejny okazywała zdumiewającą wytrzymałość.

Sułtan zmarszczył brwi, okazując pełne dystynkcji zaskoczenie na widok tych dwóch bezdomnych kobiet, które pojawiły się w jego włościach. Gdy zacisnął szczęki, skraj rudej brody nastroszył się. Oczywiście w żaden sposób nie mógł być tak zdumiewający, za jakiego się uważał, Inos jednak uznała, że może się posunąć na tyle daleko, by zakwalifikować go jako godnego uwagi. Po raz drugi wykonał swój osobliwy gest i pokłonił się Kade - głęboko, lecz płyciej niż uprzednio. Następnie powrócił do gapienia się na Inos.

- Twojego ojca? - A więc jesteś panującą królową?

- Tak jest.

- Jakie to niezwykłe!

Oburzona Inos otworzyła usta, po czym zacisnęła je mocno. Królowa mająca tylko dwoje wiernych poddanych powinna zachowywać dyskrecję. To przypomniało jej o drugim wiernym poddanym...

- Ciociu, gdzie jest Rap?

Ponownie zwróciła się w stronę zasłony z klejnotów i popchnęła ją. Z tej strony nadal nie sposób jej było poruszyć. Można było przez nią przejść tylko w jednym kierunku.

- Spodziewam się, że nadal przebywa w komnacie, moja droga.

- Dziwka jest za tą zasłoną, jak sądzę? - zapytał Azak.

Inos i jej ciotka odwróciły się, by spojrzeć na niego.

- Kobieta, która mówi na siebie „sułtanka Rasha”? Spotkałyście ją? Czy jest za tą zasłoną? Nie wiem, co tam się mieści.

Skrzyżował ręce na piersi we władczym geście.

- Za tą zasłoną jest Krasnegar, moje królestwo! - krzyknęła Inos. Czuła, że jej słabiutkie opanowanie zaczyna się załamywać. Ta męka trwała już cały dzień i noc. Po prostu nie mogła znieść więcej. - Chcę wrócić do domu!

- Doprawdy? - w jego głosie brzmiało niedowierzanie. - Żadna z was nie posiada własnej magii?

- Ani trochę! - krzyknęła Inos.

- Inos! - Kade zmarszczyła z dezaprobatą brwi.

Dżinn wzruszył ramionami.

- Cóż, nie jestem czarodziejem, a jedynie prawowitym władcą tej krainy. Jeśli chodzi wam o czary, musicie się zwrócić do zdziry.

- Czy to twoja... Jeśli jesteś tu sułtanem, to kim ona jest dla ciebie? - zapytała Inos, nadal ignorując spojrzenia, jakimi obrzucała ją Kade.

Dżinn spojrzał na magiczną zasłonę za ich plecami. Wykrzywił groteskowo twarz.

- Spotkałyście ją, jak sądzę?

- Królową Rashę? To znaczy, sułtankę...

Jego już przedtem rumiana twarz pociemniała i poczerwieniała jeszcze mocniej.

- Ona nie jest królową ani sułtanką! To portowa nierządnica, która w nielegalny sposób zdobyła nadprzyrodzone moce. Teraz każe się tytułować sułtanką, ale nie ma do tego żadnego prawa!

Wybuch gniewu zdradził, jak bardzo jest młody.

Inos jednak wiedziała, że Rasha nie sprawiła na niej wrażenia kogoś z królewskiego rodu. Jej głos ani sposób poruszania się do tego nie pasowały...

- Jaki wspaniały widok tu macie! - zawołała Kade, w stanowczy sposób zmieniając temat rozmowy.

Po raz pierwszy Inos rozejrzała się uważnie wokół siebie. Pomieszczenie było wielkie, znacznie większe niż komnata mocy Inissa, wyglądało jednak podobnie. Niewątpliwie umieszczono je bardzo wysoko. Miało okrągły kształt i cztery okna. Jeśli te podobieństwa nie były przypadkowe i posiadały jakieś znaczenie, to również musiała być komnata czarodzieja. A raczej, oczywiście, czarodziejki Rashy.

Na zbudowanych z białego marmuru ścianach opierała się wielka, cebulasta kopuła wykonana z tej samej mlecznej skały. W potężnych murach nie było żadnych okien, skądś jednak, najwyraźniej przez sam kamień, napływało światło. Ponadto w owej niezwykłej jasności coś pulsowało w niewytłumaczalny, niesamowity sposób. Inos dokładnie widziała to kącikiem oczu, lecz gdy spoglądała wprost, ruchy ustawały. Nie było tam niczego poza gładkim, półprzezroczystym marmurem, a pulsowanie zaczynało w jakimś innym miejscu. Brr!

Widok, o którym wspomniała jej ciotka, rozciągał się za czterema wielkimi otworami, znacznie przewyższającymi rozmiarami wnęki w wieży Inissa. Były wyposażone w potrójne łuki, ale brakowało w nich nie tylko szyb, lecz nawet żaluzji. Klimat w Arakkaranie niewątpliwie musiał być łagodniejszy niż w Krasnegarze. Z lewej strony do środka wpadało surowe, żółte, poranne światło słoneczne, które mierzyło w Inos złocistym mieczem ponad falami morza. Przez całe jej dzieciństwo „ku morzu” znaczyło „na północ”, ku Oceanowi Zimowemu. W Kinvale, choć leżało ono daleko w głąb lądu, „ku morzu” znaczyło „na zachód”, do zatoki Pamdo. W morzu leżącym na wschodzie było coś przerażającego. Uzmysłowiło to Inos, że znalazła się tak daleko od domu.

Na południu większą część widoku przesłaniały wieże oraz kolejne ostro zakończone kopuły, mogła jednak stwierdzić, że znajduje się wysoko, w jakimś zamku lub pałacu. Dalej dostrzegła biegnącą wzdłuż brzegu linię wyschniętych, brązowych wzgórz opadających ku białym falom, które ciągnęły się aż ku horyzontowi. Urwiste turnie na zachodzie niemal całkowicie przesłoniła już wywołana upałem mgiełka. Były znacznie wyższe i bardziej skaliste niż łańcuch Pondague, i z pewnością jałowe.

Przygniotły ją zmęczenie i rozpacz. Usiłowała przypomnieć sobie lekcje, jakich udzielał jej w dzieciństwie pan Poraganu. Żałowała teraz, że nie słuchała go uważniej. Dżinnowie byli wysokim, wojowniczym ludem o czerwonawej skórze i włosach... dżinnowie mieszkali w Zarku... pustynia i piasek. Te góry wyglądały na równie nagie, jak każda pustynia, jaką mogła sobie wyobrazić. Zark jednak leżał gdzieś na samym południowo-wschodnim krańcu Pandemii, tak daleko od Krasnegaru, jak to tylko było możliwe. Pewnie dlatego pan Poraganu nie wdawał się w szczegóły, a Inos go nie słuchała.

Jej oczy ponownie powędrowały ku lśniącej tafli wody na wschodzie. To musiało być Morze Wiosenne. Przypomniała sobie, co pani Meolorne mówiła kiedyś, dawno temu, o jedwabiu.

- Czy to naprawdę Zark? - zawołała ciotka Kade. - Jakie to ekscytujące! Zawsze chciałam zobaczyć więcej Pandemii. To będzie bardzo pożyteczna i pouczająca wizyta.

Spojrzała na Inos z ostrzeżeniem na twarzy.

- Arakkaran to mały i biedny kraik w porównaniu z Imperium - oznajmił Azak - ale jego lud jest dumną i szlachetną rasą, zazdrośnie strzegącą swych zwyczajów i niezależności. Czerpiemy siłę z pustyni i gardzimy dekadencją tych, którzy mieszkają w łagodniejszym klimacie.

Och, wprost cudownie! Barbarzyńcy.

Inos spróbowała sforsować irytującą zasłonę z klejnotów, lecz po raz kolejny nie zechciała jej ona przepuścić. Co robiła Rasha? Czy Rapowi nic się nie stało, czy też impijscy legioniści zdołali wreszcie przebić się przez drzwi? Chwiała się na nogach ze zmęczenia, czuła jednak, że musi trzymać się blisko tego niewiarygodnego przejawu magii w nadziei, że w jakiś sposób zaprowadzi ją on do domu.

W pierwszej chwili oczy Azaka przywiodły jej na myśl rubiny, teraz jednak pociemniały i przypominały granaty. Wpatrywały się w nią wyniośle, zupełnie jak ślepia jej ogiera, Smoka.

- Czy naprawdę nie posiadasz żadnych nadprzyrodzonych mocy... Wasza Królewska Mość?

Inos potrząsnęła głową. Czuła się tak zmęczona, że nie była w stanie mówić. Cały świat dzielił ją od Krasnegaru i Rapa. Rapa? Nagle zdała sobie sprawę, że bardziej niż czegokolwiek innego pragnie, by Rap znalazł się tutaj u jej boku. Solidny, pewny, niezawodny Rap. Jakie to dziwne! Rap?

Sułtan dotknął w zamyśleniu palcami swej brody. Jego stopy nawet nie drgnęły od chwili, gdy Inos weszła do komnaty. Skrywały je wyglądające na bardzo miękkie buty, których nosy były absurdalnie zakrzywione ku górze. Z pewnością nie nadawały się na pustynię. W gruncie rzeczy były raczej dekadenckie.

- To jest doprawdy ciekawe.

- Pod jakim względem? - zapytała ciotka Kade, obrzucając Inos kolejnym, pełnym niepokoju spojrzeniem.

- Rzecz w tym, że dziwka-czarodziejka rzuciła na mnie czar. W zasadzie powinnyście już obie obrócić się w kamień.

- Obrócić się w kamień! - powtórzyły chórem Inos i Kade.

Skinął głową.

- Każdy, kto tytułuje mnie w należyty sposób... Zastanawiam się, czy klątwa może działać tylko na moich poddanych, a nie na cudzoziemców? Nie, shuggarański ambasador został porażony.

Byłoby z jego strony uprzejme, gdyby wspomniał o tej sprawie wcześniej.

- Czy to skamienienie - szepnęła ciotka Kade, najwyraźniej głęboko oburzona tym pomysłem - jest... odwracalne?

Sułtan spojrzał na nią zaskoczony. Pytania Kade często bywały bardziej inteligentne niż kazał się tego spodziewać jej wygląd.

- Z początku nie było. Pierwsze pół tuzina ofiar nadal jest statuami. Teraz babsko zwykle przywraca je do życia po tygodniu lub dwóch.

- To najbardzie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin