R7.TXT

(58 KB) Pobierz
7. Na drodze do Ligi więtej

Podczas gdy Radziwiłł kłócił się z władzami Wenecji, których
skrupuły dotyczšce higieny wynikały z obawy przed niezadowo-
leniem Porty, i otrzymał wprost z Rzymu radę, by się dłużej
na próżno nie przemęczać, negocjacje dotyczšce sojuszu austria-
cko-polskiego przeszły w zręczniejsze, mniej janiepańskie, a mi-
mo to delikatniejsze ręce. Pani Małgorzata Kotowska, małżonka
pewnego królewskiego sekretarza i zaufanego Radziwiłłów, którš
Bethune rekomendował "autant d'estime et d'amitie qu'elle en
merite",1 a która za odpowiedniš rekompensatę obiecała fran-
cuskiemu ambasadorowi sprawozdanie ze wszystkich swych po-
czynań, zajęła się w Pradze wraz z innym klientem Radziwiłłów,
Platerem, sprawami polskiego dworu z tak wielkim powodzeniem
i zręcznociš, że pod koniec roku przymierze obronne między
Leopoldom I i Janem III było gotowe do akceptacji. Buonvisi
dopomógł ze swej strony i w ten sposób tajna konferencja
z 8 stycznia 1680 roku przesłała Zierowskiemu polecenie, by za-
proponował w Warszawie sojusz, w celu wspólnej obrony prze-
ciwko sułtanowi.

Propozycję miało rozważyć zebranie senatorów, ministrów
i posłów wybranych na ostatni sejm, zwołane 11 stycznia w War-
szawie. Na sesji tej Martelli i Zierowski zmierzyli swe siły z si-
łami Bethune'a i Francuz zatryumfował raz jeszcze, chociaż nie
otrzymał najmniejszej pomocy od swego rzšdu. Większoć obec-
nych odrzuciła sojusz obronny, uznała natomiast za zasadniczy
sojusz ofensywny. O burzliwych debatach, które miały zostać
utrzymane w tajemnicy, dowiedzieli się wszystkiego nie tylko
najbardziej zaangażowani w tę sprawę obcy dyplomaci. Dzisiaj

1 wyrazami uznania i przyjani, na jakie zasługuje

Na drodze do Ligi więtej

wiemy, że przyczyn decyzji tej "konwokacji" nie należy spro
wadzšc jedynie do intryg Bethune'a. Raczej trzeba na tym na
miastkowym sejmie dopatrzeć się oddziaływania wewnętrznyci
politycznych planów, które wyjawili Sobiescy prawdopodobni
ze względu na wojnę z Turcjš.

Poszczególne punkty programu, jaki nakrelił sobie władcę
były ze sobš w nierozerwalnym zwišzku. Gdy Jan III zawiera
lub rozwišzywał przymierza, mylał wówczas również o wspar
ciu, jakiego mu one mogš dostarczyć dla stworzenia silnej mo
narchii dziedzicznej, miał przed oczyma małżeństwo wybraneg
przez siebie następcy i jego prawa do tronu. I odwrotnie, stwo
rżenie nowoczesnego absolutnego państwa miało zapewnić Polsc
szansę umocnienia się na zewnštrz, tak w czasie wojny, jak i po
koju. Podczas pierwszych lat swego panowania musiał się mo
narcha przede wszystkim zajmować obronš przed tureckim nie
bezpieczeństwem. Dyplomacja i sprawy militarne pochłaniały g
prawie bez reszty. Następnie należało stworzyć dobrze zorgani
zowanš partię królewskš i - dla Polski niezbędny warunek -
zebrać potrzebne rodki finansowe. Teraz, w momencie pokój
europejskiego - każdy zdawał sobie sprawę, jak jest on kru
chy - przed wznowieniem walki z niewiernymi i wobec szwan
kujšcego zdrowia króla, jak i ze względu na wiek obecnie trzy
nastoletniego księcia Jakuba, tym pilniejsza stała się reform
konstytucji. Jan III, przygotowujšc jš, miał trzech najbliższyc
współpracowników: swego kuzyna prymasa Wydżgę, swojeg
szwagra kanclerza wielkiego koronnego Wielopolskiego i dotych
czasowego ambasadora w Istambule Jana duńskiego, swego dłu
goletniego powiernika. Wszyscy trzej, jak dotychczas, zaliczać
się do przyjaciół Francji. Uzupełniali się też wzajem swoim tem
peramentem.

Prymas, leniwy i gadatliwy, dowcipny, inteligentny i powier2
chowny, był jakby powołany do tego, by ten niepopularny rodę
zaradczy uczynić dla senatu i posłów ziemskich możliwym d
przełknięcia. Wielopolski, poważny, solidny, milczšcy i z grunt
uczciwy - on jeden odmawiał wcišż każdemu przyjęcia pens;

bšd darów pieniężnych; oczywicie był dostatecznie bogaty, b
sobie pozwolić na tę bezinteresownoć - musiał redagować prc
jekty prawodawcze. Gniński za, chociaż przesšdny i niezwyk]
kapryny, był dzięki swoim wybitnym przymiotom umysłu włas
ciwym człowiekiem do każdej intrygi, niezrównanym strategiei
i wypróbowanym taktykiem polskiego parlamentaryzmu, do teg

138 Rozdział 7

nie mniej uzdolnionym dyplomatš. "Beaucoup d'esprit, un des |
plus fins et des plus adroits du royaumer",1 "canning, crafty,
and of long experience"2 - tak przedstawiajš tego właciwego !
spiritus rector zagranicznej i wewnętrznej polityki Sobieskiego !
w latach poprzedzajšcych wielkš wojnę tureckš dwaj, tak wy-
soko cenieni, obcy obserwatorzy, jak de Lumbres i Hyde.

Z tego współdziałania króla z jego trzema doradcami, a przede
wszystkim z jego władczyniš Marysieńkš, powstał w kwietniu
1679 roku projekt Wielopolskiego, konstytucja uwzględniajšca
w zupełnoci wymagania czasu i miejsca. Tak więc utrzymane
w niej zostały liberum veto i kilka innych schlebiajšcych pol-
skiej odrębnoci, samych w sobie dziwacznych, ba, nawet szkod-
liwych postanowień, na przykład to, że władcy wolno wydawać
akta tylko po łacinie lub po polsku, że może nadawać tytuły wy-
łšcznie ważne za granicš. Najistotniejszym jednak było wzmoc-
nienie władzy królewskiej. Elekcja miała być zachowana -
Jan III chciał wprowadzić monarchię dziedzicznš na drodze fak-
tów, a nie poprzez prawo - jednakże odbywałaby się, na wzór
konklawe, w cišgu dwudziestu dni. Monarsze miałyby zostać
przydane stałe organa doradcze, a władza hetmanów, która mo-
gła prowadzić do tworzenia siły przeciwnej królowi, miała być
ograniczona przez stworzenie liczniejszych stałych stanowisk do-
wódczych. Regularny żołd dla stałego wojska, stworzenie
z Ukrainy pogranicznego księstwa, zakaz obecnoci stałych
obcych posłów - to były podstawy polskiego dobrobytu, po-
mylnoci polskiego państwa. Projekt uzupełniono jeszcze kon-
ceptami, które ograniczały liberum veto, jak to tylko było możli-
we, i stanowiły regułš decyzję większoci.

Za wszystkimi tymi szczegółami kryła się, oczywicie, wcišż
ta sama myl zasadnicza, żeby pozbawić władzy oligarchię i za-
pewnić królowi właciwe kierownictwo wszystkimi sprawami
dotyczšcymi państwa. Jeli już myl ta doszła do głosu, nawet
pod tak niewinnym nagłówkiem jak reforma porzšdku obrad,
wówczas rozgorzały namiętnoci. Podobnie zdarzyło się również,
gdy wyledzono, że dwór przez sprzedaż wyższych urzędów za-
pewnia sobie poważne rodki finansowe, szczególnie jednak obu-
rzano się wtedy, gdy próbował on jakimikolwiek okrężnymi dro-

1 umysł żywy, jeden z najprzenikliwszych ł najsprawniejszych w całym
królestwie

2 zdolny, przebiegły i bardzo dowiadczony

Na drodze do Ligi Swięte]_

gami zapewniać pierwszeństwo najstarszemu księciu i innym
członkom królewskiej rodziny przed pozostałymi obywatelami
państwa.

W XVII wieku owe, dla nas mieszne, kłótnie ceremonialne,
te debaty o pierwszeństwo przy stole i na sali balowej były w
swej istocie wyrazem walki o zewnętrzne oznaki władzy. Kiedy
Sobiescy uparcie walczyli o miejsce, które zajmowała siostra
Jana III czy ojciec Marysieńki, kiedy chciano chłopca Jakuba
poprzez najosobliwsze podstępy w jaki sposób wyróżnić - tak,
na przykład, podczas pewnej procesji w ostatnim momencie wsu-
nšł się on między ojca i najwyższych rangš senatorów; wówczas
natychmiast marszałek wielki koronny skłonił swš buławę i za-
przestał sprawowania urzędowej funkcji - znaczyło to wtedy
dla znawcy tyle, co: my Sobiescy i nasi najbliżsi jestemy ludmi
wyjštkowego rodzaju, znaczymy więcej niż zwykli miertelnicy;

mamy owo wyjštkowe prawo do władzy. I dlatego "republikań-
scy" magnaci bronili się przed każdym hołdem dla królewskiej
rodziny, przed małżeństwem Jakuba z obcš księżniczkš, przed
paktami z obcymi dworami, krótko: przed wszystkim dosłownie,
gdyż zza wszystkiego szczerzyło zęby w umiechu widmo abso-
lutyzmu. Również zza nabożnego malowidła, które nosiło podpis
"Chrzecijańska liga przeciwko niewiernym". Tylko więc dlatego
większoć uczestników konwokacji ze stycznia 1680 roku grzmia-
ła przeciwko sojuszowi obronnemu, że został on zaproponowana
przez dwór, i żšdała ofensywnego przymierza z cesarzem, ponie-
waż uchodziło ono za niemożliwe. Tej krajowej opozycji przyszłe
z pomocš obca intryga.

Z poczštku byli to drobni truciciele Baluze i Piccinardi, ter
pierwszy Francuz, ten drugi Włoch w służbie cesarskiej; oba,
starali się pracowicie utopić w błocie i brudzie Sobieskiego i Po-
laków. Pełne nienawici plotki Baluze'a stworzyły w Wersali
wrażenie, że Jan III i jego małżonka ulegajš karygodnej wpro
 żšdzy chciwoci, że trwoniš życie na najgłupszych i najnikczem
niejszych rozrywkach, a cały naród odnosi się do nich z odrazš
Piccinardi natomiast donosił, że Jan III oszukuje cesarza, Węgrze
tak dzi, jak przedtem otrzymujš pomoc z Polski, a o wojnii
z Turkami nikt w tym kraju nie myli poważnie. Sobieski, kto
remu skończyła się już cierpliwoć i który wiedział od dawni
o podżegawczych intrygach obu złoliwych kreatur, zażšdał \
lutym 1680 roku od ich przełożonych, żeby położyli kres teg
rodzaju korespondencji. Włoch został wydalony z kraju, Balu

140 Rozdział 7

ze'owi wolno było jaki czas przebywać w ukryciu poza Warsza-
wš, następnie po kilku miesišcach zniknšł całkowicie z powierzch-
ni polskiej ziemi.

Niestety, raporty ambasadora Bethune'a nie przyczyniały się
w rezultacie do niczego lepszego niż doniesienia podwładnego
mu agenta, mimo że markiz dumnie się wzbraniał, by wymie-
niano go w jednym rzędzie z tamtym człowiekiem. Małostkowoć
i krótkowzrocznoć owego wysoko postawionego przedstawiciela
Francji była jeszcze bardziej pożałowania godna, gdyż objawiała
się w szczególnej nieumiejętnoci wczuwania się w mentalnoć
ludzi, z którymi Bethune miał kontakt na co dzień. Nieumiejęt-
noć ta brała się z sieci intryg...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin