R12.TXT

(34 KB) Pobierz
12. "Podzięka domu austriackiego?"

Niewierni pobici, Wiedeń wyzwolony: teraz nadszedł czas zbio
ru owoców polskiego bohaterstwa. Król wprawdzie wpisuje d
swego dziennika tylko te krótkie i pokorne słowa: "Sit nome:

Dei benedictum.' Wygrana potrzeba", lecz w swej bujnej wy
obrażni widzi już wspaniały wjazd do Wiednia, wzruszajšc
wdzięcznoć uratowanego cesarza, zwišzek rodzinny z Habsbm
gami, węgierskš koronę na czole księcia Jakuba, małżonka arc;y
księżniczki, przepędzonych z Europy Osmanów. Jak przed tan
tym wielkim dniem, tak też teraz nie chce nadejć sen. Sobiesi
spędza noc w półnie pod dębem, tym symbolicznym drzewen
tylko trochę osłonięty przed chłodem resztkami tureckiego ni
miotu. Nie tylko marzenia o szczęciu i potędze wišżš wieli;

duszę władcy, lecz także troski o najbliższš przyszłoć militarn
Jan III chciałby następnego dnia wejć do Wiednia i natyd
miast potem wyruszyć w pocig za nieprzyjacielem. Zna słabo;

swoich dzielnych żołnierzy z tych regimentów, które sš tworzol
na pewno nie z ludzi należšcych do społecznej elity Polski: b
gactwa obozu tureckiego nęcš i zagrażajš dyscyplinie wojskowi
Dlatego zakazano plšdrowania pod karš mierci. Co jednakże n
znaczy, że ten monarcha zakazywał wbrew ówczesnemu obycz
jowi brania łupów w ogóle.

Wczesnym rankiem 13 wrzenia rozpoczęła się pogoń za ska
bami Orientu. Z wyzwolonego miasta pieszš wiedeńczycy, P
lacy rzucajš się na opuszczone namioty. Następuje to, czego ;

obawiał Sobieski: na moment pękajš wszelkie więzy dyscyplir
Każdy bierze, co może. Jednoć i zgoda, które panowały podcz

Niech będzie błogosławione imię Pańskie.

15Ť

228 Rozdzal 12

bitwy, rozwiały się. Połšczeni braterstwem w obliczu mierci,
teraz Polacy między sobš, Polacy i Niemcy, wojownicy i miesz-
kańcy uratowanego od zagłady miasta byli prawie gotowi wy-
mordować się wzajemnie z powodu spadku, który mimo woli
pozostawił chrzecijanom Kara Mustafa. Wkrótce pojawi się dru-
ga ciemniejsza chmura na horyzoncie, na którym jeszcze nie-
dawno tak wspaniale janiała gwiazda Sobieskiego.

Król uważał za oczywiste, że wnet odbędzie swój wjazd do
Wiednia. Jechał w towarzystwie Lotaryńczyka, elektora Saksonii
i księcia Bawarii do wałów miasta, oglšdał opuszczone urzšdze-
nia oblężnicze Turków i obronne budowle wiedeńczyków, na-
stępnie chciał się udać przez Schottentor (Bramę Szkockš) do
cesarskiej rezydencji. Musiało mocno zaskoczyć monarchę, że tu
włanie pożegnali się z nim Sas i Lotaryńczyk, jeszcze bardziej
zdumiał się, kiedy Starhemberg, komendant miasta, tłumaczył
się zawile, przepraszajšc, że bramy sš jeszcze nie przejezdne,
mosty w złym stanie. Teraz Jan III zaczšł rozumieć: "imperti-
nences" cesarskiego dworu pojawiły się znowu na porzšdku dzien-
nym, natychmiast skoro tylko minęło najgorsze niebezpieczeń-
stwo. Sobieski odparł krótko, że może wjechać do miasta przez
bramę, przez którš wyjechał Starhemberg, aby go powitać. Na
to logiczne stwierdzenie nie mogło być żadnego wykrętu. Star-
hemberg, który Turkom dotrzymał pola, nie potrafił się oprzeć
życzeniu wyzwoliciela. Skłonił się i towarzyszył królowi w jego
wjedzie do miasta. Przez ciasno stłoczone tłumy jechał wzdłuż
Herrengasse do kocioła augustynów. Tu Sobieski uklškł i modlił
się żarliwie, potem sam zaintonował, według polskiego obyczaju,
Te Deum, zupełnie nieoczekiwanie dla Austriaków. Jednakże Po-
lacy z orszaku wtórowali mu w tym ambrozjańskim hymnie po-
chwalnym, przy czym bili się w piersi i wymierzali sobie, we-
dług wcale osobliwego zwyczaju, silne policzki; wszystko to opi-
suje nam cytowany już tu hrabia Provana z Sabaudii, oficer ze
sztabu Starhemberga, naoczny wiadek tych wydarzeń. Starhem-
berg robił obecnie dobrš minę do wcale nie takiej złej gry i za-
prosił króla do siebie. W miejskim pałacu tego mężnego obrońcy
odbyła się uczta, przy której wszyscy, zapomniawszy o drobnych
rozdżwiękach przed południem, byli pogodni i bawili się dosko-
nale. Elektor bawarski, ksišżę Anhaltu, ksišżę Jakub, Caprara,
Jabłonowski, Hieronim Lubomirski, podkanclerzy Gniński - bra-
li w niej udział. Sobieski chwalił, bez zawici i szczerze, cesarskš
armię, do Witteisbacha powiedział, że z tak wspaniałymi żołnie-

"Podzięka domu, austriackiego"

rzami można by podbić wiat, księciu Anhaltu polecił przekazać
najserdeczniejsze pozdrowienia dla Fryderyka Wilhelma. Podczas
ucztowania monarcha wzbudził zdumienie i podziw niemieckich
goci, kiedy rozmawiał z kilkoma znamienitymi jeńcami w ich
języku, po turecku i tatarsku. Po uczcie odwiedzono jeszcze ka-
tedrę więtego Stefana, gdzie Jan III wysłuchał mszy. Po czym
król polski powrócił do obozu.

Sobieski z pewnociš zauważył, że nie tylko elektor saski, Lo-
taryńczyk i Starhemberg zachowywali się, jakby ich kto od-
mienił, lecz również, że lud, który przy wjedzie wychodził z sie-
bie z radoci, który pozdrawiał go słowami: "Ach, nasz dzielny
król!" i który napierał, by ucałować jegc dłoń, nawet stopy
i strzemię, był zastraszony przez - w owym czasie również do-
brze zorganizowanš - austriackš policję i przestrzeżony przed
wyrażaniem hołdu. Gryzło to króla, który odznaczał się niezwykle
wrażliwym poczuciem godnoci i nie mniej silnie rozwiniętš próż-
nociš. Wkrótce jego zły humor otrzymał nowš pożywkę. Między
cesarskimi i Polakami doszło już podczas biesiady u Starhem-
berga do bitek, a również póniej, gdy sprzymierzonym zabro-
niono wstępu do miasta. Następnie rozszerzyły się te nieporozu-
mienia na podział łupów i wkrótce nabrały politycznego wy-
dwięku.

Cesarscy byli wciekli na Polaków, że ci podobno przywłasz-
czyli sobie wszystko, co najlepsze i najpiękniejsze z tureckich
namiotów. Dzisiaj, z perspektywy czasu większej niż ćwierć ty-
sišclecia, nie możemy już dokładnie oszacować wartoci tego, co
splšdrowali ci, a co tamci. Z pamištkowych wystaw, które były
urzšdzane z okazji 200 i 250 rocznicy oblężenia Wiednia, zdaje
się wynikać, iż rzeczywicie najkosztowniejsze sztuki otrzymali
Polacy. W każdym razie łup z namiotu wielkiego wezyra przy-
padł w udziale Sobieskiemu. Sam przecież pisze do Marii Kazi-
miery: "Nie rzekniesz mnie tak, moja duszo, jako więc tatarskie
żony mawiać zwykły mężom bez zdobyczy powracajšcym, Ťże;

ty nie junak, kiedy się bez zdobyczy powróciła," Namiot, siodło
strzemiona i niezliczone inne rzeczy z utraconych wspaniałoć
Kara Mustafy powędrowały do skarbca Sobieskich. I jeli nawę
zawistny Turek kazał odršbać głowę swemu ulubionemu stru
siowi, aby ten rzadki ptak nie wpadł w ręce chrzecijańskieg
króla, nawet jeżeli mšdra papuga wezyra uleciała w zamęci
bitwy, drwišc z usiłowań Sobieskiego, który mimo zmęczeni
walkš udał się wraz z dwoma towarzyszami w pogoń za uchc

230 Rozdział 12

dzšcym mu ptakiem, to jednak Jan III udowodnił swoje boha-
terstwo, nawet według wymagań Tatarek. Możni jego królestwa
oficerowie, każdy wzišł podług swojej miary, a że "motłoch
i zwykła hołota" nie pozostali w tyle, rozumie się samo przez się
Krótko mówišc, nie mamy żadnych powodów, by wštpić ^ dane
nie podlegajšcego niczyim wpływom Provany, który, zgodnie
z Taaffem, przypisuje Polakom i królowi "trop d'attachement
pour le bien",1 i uważamy za mniej więcej słusznš opinię Bruli-
ga, że około dwóch trzecich zdobyczy przypadło w udziale sar-
mackim sojusznikom, a tylko jedna trzecia ogólnej wartoci
15 milionów guldenów oddziałom Rzeszy i cesarskim. Oczywicie
musimy też wierzyć temu samemu Provanie, że to nie wzglšd na
materialne zyski powstrzymał Sobieskiego przed kontynuowa-
niem operacji wojskowych. Ta fatalna czterodniowa przerwa
wišże się raczej z rozdżwiękami, które osišgnęły swoi szczyt
w entrevue w Schwechat, a w których należy widzieć o wiele
więcej i za którymi kryjš się dużo głębsze motywy niż głupie
spory dotyczšce ceremoniału.

Przypominamy sobie nadzieje, jakie Maria Kazimiera wišzała
z zawarciem przymierza z cesarzem. Liczyła ona przez dłuższy
czas na to, że ksišżę Jakub polubi córkę Leopolda I; z drugiei
strony królowa wczeniej, jeszcze w latach francuskiego kursu
i popierania węgierskich powstańców, mylała o kandydaturze
pierworodnego syna Sobieskich do tronu więtego Stefana. Z upo-
rem, który charakteryzował zwykle poczynania Marygieńki po-
została wierna tym obu ambitnym pragnieniom: małżeństwu
z Habsburżankš i staraniom o tron węgierski. Nadzieje te umoc-
nione zostały przez dwie okolicznoci, o których dotš^ mg było
tu mowy. Austriacko-polskie przymierze z 31 marca 1533 roku
po wszystkim, czego moglimy się spodziewać, znalazło g^yg uzu-
pełnienie w tajnej umowie, która gwarantowała cesarskie r>o-
parcie dla objęcia tronu przez księcia Jakuba, a prawdopodobnie
nawet dla powstania dziedzicznej monarchii domu Sobieskich.
Pisemnego dokumentu tej umowy nigdzie nie można znaleć'
jedynie raport brandenburskiego ambasadora Crocko-wa z 3 kwiet-^
niš 1683 roku, drugi z 14 maja tego samego roku, Q zamiarze
Jana III, ,,by zmienić status", akta w hiszpańskim archiwum w
Simancas dotyczšce renty w wysokoci 30 000 guldenów dla księ-
cia Jakuba, którš miał płacić Karol II, i inne wzmianki w austria-

1 nadmierne przywišzanie do dóbr materialnych.

"Podzięka domu austriackiego"

ckiej korespondencji dyplomatycznej wskazujš na istnienie ust-
nego "gentlemen's agreement".1

Z tego porozumienia nastawiona optymistycznie Maria Kazi-
miera wycišgnęła wniosek, że wcišż jeszcze istnieje szansa na
małżeństwo z Austriaczkš. Dosyć ponura i nie wyjaniona do
końca intryga obudziła ponownie we władczyni plany dotyczšce
Węgier. Kiedy Wiedeń znalazł się w największej potrzebie, Hie-
ronim Lubomirski, już jako feldmarszałek-lejtnant, dowódca bi-
jšcego się w cesarskiej służbie polskiego korpusu posiłkowego,
wysłał rotmistrza Glińskieg...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin