Aldiss Brian Pozory Życia.txt

(39 KB) Pobierz
Brian Aldiss

Pozory �ycia

Co� ogromnego i co� bardzo ma�ego galaktyczne muzeum i przebrzmia�a mi�o��. 
Jedno i drugie znalaz�o si� w moim polu widzenia. 
Muzeum jest gigantyczne. W promieniu tysi�ca lat �wietlnych od Ziemi niezliczone 
�wiaty d�wigaj� na sobie niewyobra�alnie stare budowle o tajemniczym 
przeznaczeniu. Muzeum na Normie jest jedn� z nich. 
Przypuszczamy, �e owo muzeum stworzy� gatunek istot, kt�re swego czasu uwa�a�y 
si� za Pan�w Galaktyki. Byli to Korlewalowie. Widmo Korlewal�w zadomowi�o si� w 
�wiadomo�ci rodzaju ludzkiego na ca�ej przestrzeni mi�dzy uk�adami gwiazdowymi. 
Czasem Korlewalowie przedstawiani s� jako demony, kt�re kryj� si� w jakiej� 
mrocznej mg�awicy i czekaj� stosownej chwili, aby w odwecie za czelno�� 
opanowania ich terytorium spa�� nagle na ludzko�� i zetrze� j� w proch. Czasem 
za� jawi� si� jako bogowie, kt�rzy na boski spos�b przera�aj�cy i samotni 
w�druj� w�r�d pustki przestworzy, a ich si�a i m�dro�� wykraczaj� poza nasz� 
zdolno�� pojmowania. 
Obydwa przeciwstawne wyobra�enia o Korlewalach wyp�ywaj� oczywi�cie z 
najg��bszych pok�ad�w ludzkiego umys�u. W ko�cu i diabe� i b�g s� nadal naszymi 
nieod��cznymi towarzyszami. W ka�dym razie Korlewalowie rzeczywi�cie istnieli i 
niekt�re zwi�zane z nimi fakty s� nam znane. Wiemy, �e wkraczaj�c w er� budowy 
galaktyk, zd��yli ju� zrezygnowa� ze s�owa pisanego. Nazwa Korlewar�w wywodzi 
si� z jedynej jak� dysponujemy, pr�bki ich alfabetu, a mianowicie z inskrypcji 
zdobi�cej fasad� gmachu na Lakarii. Wiem te�, �e nie byli istotami ludzkimi. 
�wiadcz� o tym nie tylko rozmiary ich budowli, ale i to, �e zawsze wznosili je 
na planetach, na kt�rych warunki nie sprzyjaj� cz�owiekowi. 
Nie wiemy natomiast, co ostatecznie sta�o si� z Korlewalami. Z pewno�ci� bardzo 
d�ugo panowali i nikt nie zdo�a� ich pokona� - jedynie sam Czas. 
Tam, gdzie nie staje wiedzy, wyobra�nia ma g�os. Ludzie s�dz�, �e Korlewalowie 
pope�nili co� w rodzaju zbiorowego samob�jstwa. Lub mo�e na skutek wewn�trznych 
podzia��w unicestwili si� wzajemnie gdzie� w przestrzeni poza Nasz� Galaktyk�, 
poza zasi�giem statk�w kosmicznych cz�owieka? 
Spotykamy te� bardziej metafizyczne domniemania co do losu Korlewal�w. 
Niewykluczone, �e powodowani wymogami ewolucji, wyzwolili si� ze swej 
cielesno�ci, a je�li tak, kto wie, czy nie zamieszkuj� nadal swych prastarych 
budowli, tyle �e niepostrzegalni dla cz�owieka. Inna, bardziej jeszcze niezwyk�a 
teoria k�adzie nacisk na Rozum uto�samiany z Kosmosem, wysuwa bowiem 
przypuszczenie, �e je�li tylko gatunkiem zaw�adnie idea opanowania galaktyki, na 
pewno cel sw�j osi�gnie, a tak w�a�nie sta�o si� z ludzko�ci�, kt�ra po prostu 
wyobrazi�a sobie, �e jej znakomici przodkowie nie istniej�. 
C�, teorii jest wiele, ja jednak zamierza�em opowiedzie� o muzeum na Normie. 
Podobnie jak wszystko, tak�e i Norma ma swoje tajemnice. 
Muzeum wyznacza r�wnik Normy. Owa budowla to jakby gigantyczny pas otaczaj�cy 
ca�� planet�, o d�ugo�ci oko�o szesnastu tysi�cy kilometr�w. Co zastanawiaj�ce, 
szeroko�� pasa jest w r�nych miejscach r�na: raz wynosi dwana�cie kilometr�w, 
kiedy indziej dwadzie�cia dwa. 
A oto podstawowa zagadka dotycz�ca Normy: czy jej topografia nie zmieni�a si� od 
zarania dziej�w, czy te� mo�e osobliwo�ci Normy to robota Korlewal�w? Budowla 
bowiem r�wno dzieli planet� na p�nocn� p�kule l�dow� i po�udniow� oceaniczn�. 
Po jednej stronie rozci�ga si� niesko�czona r�wnina usiana kraterami, w�r�d 
kt�rych hulaj� wiatry i b��kitnawy �nieg. Po przeciwnej stronie k��bi si� gro�ny 
ocean amoniaku, kt�rego nie znacz� �adne wyspy, zamieszkuj� natomiast ogniste 
ryby i inne przystosowane gatunki. 
Na jednym z najszerszych odcink�w budowli Korlewal�w wznosi si� dziwaczne 
skupisko gmach�w. Kiedy przybywa tam kto� z kosmosu, rad jest widokowi owego 
spi�trzenia. Po wyl�dowaniu statku kosmicznego wsiada czym pr�dzej do windy, 
wydostaje si� na dach ca�ej budowli i odczuwa prawdziw� rado��, �e po�rodku tego 
niezbadanego symetrycznego wszech�wiata, kt�rego znacz�c� cze�� ukszta�towali 
w�a�nie Korlewalowie, ludzko�� wznios�a owo ba�aganiarskie pied-a-terre. 
Zatrzyma�em si� na chwil� obok statku, ogarniaj�c wzrokiem bezmiar przestrzeni. 
Z chmury wy�ania�o si� wschodz�c szkar�atne s�o�ce i sprawia�o, �e cienie goni�y 
po zda si� niesko�czonej r�wninie, na kt�rej sta�em. Odleg�e morze hucza�o i 
zawodzi�o poza zasi�giem mojego wzroku. Miejsce by�o odludne, tyle �e ja 
zd��y�em przywykn�� do samotno�ci: na planecie, kt�r� uwa�a�em za sw�j dom, z 
trudem udawa�o mi si� spotka� innego cz�owieka nawet w ci�gu ca�ego roku, chyba 
�e przy okazji bytno�ci w Centrum Rozwojowym. 
Budowla wzniesiona na Normie przez cz�owieka g�ruje ponad jednym z ogromnych 
wej�� do muzeum. W jej sk�ad wchodzi hotel dla go�ci, rozmaite biurowce, 
urz�dzenia prze�adunkowe oraz gigantyczne przeka�niki: poniewa� �ciany muzeum 
nie przepuszczaj� widma elektromagnetycznego, wszelkie informacje z wn�trza 
budowli przekazywane s� za po�rednictwem kabla przechodz�cego przez wej�cie, po 
czym wysy�a si� je w podprzestrzeni do innych rejon�w Galaktyki. 
- Oczekujemy ci�, Poszukiwaczu. Witaj w Muzeum Normy. 
S�owa te wypowiedzia� android, kt�ry wpu�ci� mnie do �luzy powietrznej, a 
nast�pnie zaprowadzi� do hotelu. Podobnie jak wsz�dzie, tak i tutaj wszelkie 
funkcje s�u�by wype�nia�y androidy. W foyer zerkn��em na zegar z kalendarzem, po 
czym wzorem wszystkich podr�nych przyby�ych na Norm� pukn��em w m�j nar�czny 
komputer, a�eby si� przekona� o aktualnym umiejscowieniu Ziemi w czasie. 
Uko�ysany �agodnie muzyk� alfa, przespa�em �wietlne przesuniecie, a nazajutrz 
zjecha�em do samego muzeum. 
Muzeum prowadzone by�o przez dwudziestoosobow� ekip�, wy��cznie �e�sk�. Pani 
Dyrektor udzieli�a mi wszelkich wyja�nie�, kt�re mog�yby by� przydatne 
Poszukiwaczowi, pomog�a wybra� pojazd do zwiedzania, po czym odesz�a, a ja ju� 
sam mia�em wjecha� do obiektu. 
Aczkolwiek zdo�ali�my opanowa� wiele sposob�w otrzymywania metali 
jednocz�steczkowych, budowla Korlewal�w na Normie wykonana zosta�a z metalu 
ca�kiem niepoj�tego. Na ca�ej swej d�ugo�ci nie mia�a ani jednego z��cza czy 
spoiny. Czy wi�cej, jakim� sposobem wi�zi�a w sobie czy te� emanowa�a �wiat�o, 
tak �e sztuczne o�wietlenie nie by�o wewn�trz w og�le potrzebne. 
Poza tym by�a pusta. Na ca�ej d�ugo�ci r�wnika. To ludzko��, kiedy przej�a 
budowl� tysi�c lat temu, przekszta�ci�a j� w muzeum zape�niaj�c powoli 
galaktycznymi rupieciami. 
Siedzia�em w poje�dzie i posuwa�em si� naprz�d, ale wbrew przewidywaniom wcale 
nie ow�adn�a mn� my�l o niesko�czono�ci. Przypuszczalnie d��no�� do 
niesko�czono�ci tkwi w ludzkich umys�ach od czasu, kiedy pierwsi nasi przodkowie 
zdo�ali zliczy� na palcach do dziesi�ciu. Zasiedlanie kosmosu jeszcze bardziej 
wzmog�o t� tendencj�. Szcz�cie, kt�rego do�wiadczamy jako gatunek, datuje si� 
od niedawna, od czasu osi�gni�cia przez ludzko�� swoistej dojrza�o�ci; ono tak�e 
sprzyja nastawieniu, aby wszelkie dora�ne troski bagatelizowa�, skupia� si� 
natomiast na celach odleg�ych. S�dz� jednak - jest to oczywi�cie moje osobiste 
zdanie - �e owa d��no�� do niesko�czono�ci we wszystkich swych postaciach 
wywiera zgubny wp�yw na bliskie stosunki mi�dzy poszczeg�lnymi jednostkami. 
Nawet kochamy tak, jak nasi planecie przypisani praszczurowie; w odr�nieniu od 
nich �yjemy ca�kiem osobno. 
W lecie pewna w�asno�� �wiat�a niwelowa�a widome oznaki niesko�czono�ci. 
Zdawa�em sobie spraw�, �e znajduj� si� wewn�trz gigantycznej, ograniczonej 
przestrzeni, poniewa� jednak �wiat�o uwalnia�o mnie od dozna� klaustro - czy 
agorafobicznych, dam sobie spok�j z opisywaniem owego bezmiaru. 
Po up�ywie dziesi�ciu wiek�w ludzki dorobek zaj�� ten o powierzchni kilkunastu 
tysi�cy hektar�w. Androidy bezustannie rozmieszcza�y eksponaty. Zbiory 
znajdowa�y si� pod sta�� kontrol� elektronicznych kamer, tote� ka�dy mieszkaniec 
jakiejkolwiek cywilizowanej planety m�g� poprzez podprzestrze�, po 
skontaktowaniu si� z muzeum, otrzyma� w swoim pokoju tr�jwymiarowy obraz 
��danego obiektu. 
Kluczy�em w�r�d ekspozycji niemal ca�kiem zdaj�c si� na przypadek. 
A�eby zosta� Poszukiwaczem, nale�a�o wykaza� si� cechami urodzonego odkrywcy. 
Przebywaj�c jako dziecko w eksperymentalnej grupie do badania zachowa�, 
objawi�em takie cechy i natychmiast skierowano mnie na specjalne szkolenie. 
Ucz�szcza�em na nadprogramowe kursy traktuj�ce o filozofii, rytmach Alfa, 
pewnych aspektach tetrachotomii, synchronizacji apunktualnej, homoontogenezie i 
innych jeszcze zagadnieniach, co w rezultacie uprawnia�o do tytu�u Poszukiwacza 
Pierwszej Kategorii. Innymi s�owy, sprawdza�em, ile jest dwa plus dwa w 
sytuacjach, kiedy innym dodawanie nawet nie posta�o w g�owie. Kojarzy�em. Z 
przypadkowych cz�ci tworzy�em ca�o�ci. 
W kosmosie wype�nionym rozlicznymi elementami m�j fach by� wprost bezcenny. 
Przyby�em do muzeum z ca�ym plikiem zam�wie� od r�norakich instytucji, 
uniwersytet�w oraz os�b prywatnych z ca�ej Galaktyki. Ka�de z zam�wie� wymaga�o 
ode mnie owej szczeg�lnej umiej�tno�ci - zdolno�ci, wobec kt�rej holografia 
okazywa�a si� bezsilna. Pos�u�� si� przyk�adem. Akademia Audialna przy 
Uniwersytecie Paddin na planecie Rufadote pracowa�a nad hipotez�, �e z up�ywem 
tysi�cleci, stopniowo, ludzkie g�osy generuj� coraz mniej fon�w, czyli innymi 
s�owy staj� si� coraz cichsze. Ka�dy przyczynek do tej hipotezy, kt�ry uda�oby 
mi si� znale�� w muzeum, by�by mile widziany. Akademia by�a w stanie obserwowa� 
ca�e muzeum za pomoc� zdalnie sterowanej holografii, jednak�e tylko zwiedzaj�cy 
kt�ry jest fizycznie obecny, jak ja, zdolny jest uchwyci� w zbiorach posta� 
rzeczy; i jedynie dla Poszukiwacza zauwa�alne b�d� znacz�ce zestawienia. 
Samoch�d obwozi� mnie wolno po ekspozycji. Na terenie muzeum rozmieszczono w 
r�nych punktach automaty �ywieniowe, tote� w og�le nie musia�em tej instytucji 
opuszc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin