Aldiss Brian Kiedy ranne wstają zorze.txt

(26 KB) Pobierz
Brian Aldiss

Kiedy ranne wstaj� zorze

Droga do kurzu schodzi�a w d� mi�dzy drzewami symetrycznymi jak parasolki. Jej 
lini� przerywa�a w jednym punkcie muzykolumna wznosz�ca si� na piaszczystym 
poboczu. Z daleka kolumna ledwo rysowa�a si� nik�� smug� w powietrzu. Kiedy 
zbli�a�y si� do niej istoty obdarzone zmys�ami, ich psyche o�ywia�y j�, czerpa�a 
z ich si� witalnych, i wtedy mo�na j� by�o nie tylko zobaczy�, ale tak�e 
us�ysze�. Ich obecno�� dobywa�a z niej przyjemne tony, muzyk� lub �piew. 
Ca�� t� okolic� zwano Ge-hinnom, poniewa� ju� od dawna nikt jej nie 
zamieszkiwa�, nawet �aden z osobliwych pustelnik�w Nieczystych. Oddana zosta�a 
na pastw� traw i czasu... Dzi� co najwy�ej par� zdzicza�ych k�z o�ywia�o 
muzykolumn�, albo zb��kana mysz przebiegaj�c opodal wydziera�a z niej kr�tki 
akord. 
Gdy poczciwa Dandi Lashadusa nadjecha�a wierzchem na baluchiterium tym 
zakurzonym go�ci�cem, kolumna zaintonowa�a sw�j hymn. By�a ledwo widoczn� smug� 
indygo w powietrzu, gdy� uciele�nia�a jedynie muzyczn� ligatur� uwi�zion� w 
materii tego akurat kawa�ka przestrzeni. By�a r�wnie� 
transprzestrzeniomaterialnym sanktuarium, nie�mierteln� cz�stk� istoty, kt�ra 
zdematerializowa�a si� w muzyk�. 
Baluchiterium zar�a�o, spu�ci�o �eb i kichn�o od py�u na drodze. 
- Nie tak ostro, Ma�a - przem�wi�a Dandi do swej klaczy, delektuj�c si� 
narastaniem akord�w, kt�re rozbrzmiewa�y coraz g�o�niej, kiedy si� zbli�a�a. Jej 
d�ugi nos marszczy� si� z rozkoszy, jak gdyby odbiera�a melodi� nerwami 
w�chowymi. 
Baluchiterium pos�usznie zwolni�o zbaczaj�c w paprocie, jednak skubi�c je nie 
spuszcza�o oka z indygowej plamy. Lubi�o, aby rzeczy istnia�y albo nie istnia�y, 
takie po�owiczne obiekty dzia�a�y mu na nerwy, cho� nie by�y w stanie podkopa� 
jego bezmiernego apetytu. 
Dandi zesz�a po drabince na ziemi� z rado�ci� nurzaj�c stopy w pyle stuleci. 
Przyg�adzi�a w�osy i przeci�gn�a si�, zas�uchana w muzyk�. Odezwa�a si� na g�os 
do swego Mentora po drugiej stronie planety, ale on nie s�ucha�. Umys� mia� 
zamkni�ty dla jej my�li, a sam mamrota� m�tne uwagi, kt�re zaciemnia�y to, co 
mia�y wyja�nia�. 
- ...nie da si� zaprzeczy�, �e doskonalenie czegokolwiek jest wi�cej ni� prawie 
niemo�liwe, chocia� ma za sob� bardzo star� tradycj�. A korzenie twojego metrum 
si�gaj� doprawdy tak strasznie odleg�ych czas�w, �e nie mamy innego wyj�cia, jak 
tylko... 
- Tere fere, Mentorze, wyle� ze swojej czarnej dziury i na chwil� zapomnij o 
nienawi�ci do mojego "metrum" - powiedzia�a Dandi Lashadusa my�l� wpadaj�c w 
jego my�li. - Pos�uchaj "metrum", jakiem tutaj znalaz�a, zobacz, gdzie 
zajecha�am, daj spok�j dyskusjom. 
Powiod�a oczami woko�o zatrzymuj�c spojrzenie na br�zowej skale tu� ko�o siebie, 
br�zowej wst�dze go�ci�ca, przepychu bieli i czerni staro�ytnego miasta Oldorado 
w oddali, czyni�c wszystko to dla niego starego zrz�dy. Jej mentor by� �lepy i 
nigdy nie wyszed� ze swej celi w Peterburgu dalej ni� na piaszczysty 
dziedziniec, od stulecia nie wysun�� nosa z owego zielonego, monumentalnego 
gmaszyska. Pomy�la�a po kobiecemu, �e przyda mu si� odmiana. O rany, ale� pl�t� 
trzy po trzy! Nawet w tej chwili uda�o mu si� zign6rowa� j� i odprawi�. 
- ...bo zauwa�, babo Lashadusa, nie mo�na znale�� nikogo, kto to sp�odzi�. Nikt 
nie opracowa� tego ani nie wymy�li�, te frazy po prostu jako� si� z e s z � y. 
Nawet dawne narody cz�owieka nie mog� si� do tego przyzna�. �aden z nich nie 
wiedzia�, kto to skomponowa�. Tu co� z hiszpa�skiej pawany, tam element 
francuskiego psalmu, �wdzie brzmienie wczesnoangielskiej kol�dy, gdzie indziej 
jeszcze domieszka p�niejszego chora�u niemieckiego. Wady twojego u�amka metrum 
nie ograniczaj� si� te� wy��cznie do pochodzenia z nieprawego �o�a... 
- No to sied� sobie w swojej czarnej celi, skoro nie chcesz ani patrze�, ani 
s�ucha� - powiedzia�a Dandi. 
Nie mog�a wedrze� si� w jego my�li, bo tylko Mentor mia� przywilej przebywania w 
jej umy�le i w umys�ach tych niewielu pozosta�ych mu podopiecznych rozproszonych 
po ca�ej Ziemi. Tylko Mentorzy posiadali moc przebywania w umy�le kogo� innego, 
kt�ra czyni�a ich dosy� uci��liwymi w takich jak ta sytuacjach, gdy si� z niego 
nie chcieli wynie��. Od ponad siedemdziesi�ciu lat Mentor Dandi namawia� j�, by 
umar�a w pie�ni pogrzebowej jego wyboru (i kompozycji). Przeszkadza� jej umrze�, 
tak, przeszkadza� jej stransprzestrzeniomaterializowa� si� po tysi�c razy! 
Czepia� si� nie jej decyzji, ale gustu, kt�ry uwa�a� za szmat�awy. 
Pozwalaj�c pa�� si� baluchiterium Dandi odesz�a od muzykolumny w stron� pag�rka. 
Kolumna nie przerywa�a grania, nadal karmiona dusz� jej wierzchowca. Muzyka to 
by�a pro�ciutka, z basow� dominant� toniczn� powracaj�cej frazy, kt�ra nadawa�a 
jej pesymistyczne zabarwienie. Bieg�a w muzykolumnologii Dandi wyczyta�a z niej 
dodatkowe informacje. Potrafi�a okre�li� z dok�adno�ci� do paru lat, kiedy umar� 
tw�rca tej kolumny, jak te�, og�lnie bior�c, jakiego rodzaju by�o to stworzenie. 
Wdrapawszy si� na pag�rek Dandi popatrzy�a woko�o. Na po�udniu, dok�d prowadzi�a 
droga, ci�gn�y si� niskie wzg�rza, fioletowe w w�t�ym �wietle. Tam by� jej dom. 
Nareszcie wraca�a, przew�drowawszy p� wieku i prawie ca�� kul� ziemsk�. Poza 
o�lepiaj�cym pi�knem miasta Oldorado na zachodzie dostrzeg�a tylko jeden znajomy 
obrazek. To by�a Ewolwenta. Wygl�da�a jak opalizacja wisz�ca nad ziemi�, o par� 
mil st�d, i sam jej widok wystarczy�, by Dandi poczu�a natychmiastow� i 
nieprzepart� ch�� zbli�enia si� do niej. Zanim przywo�a�a baluchiterium, raz 
jeszcze wys�ucha�a ton�w muzykolumny, by mie� pewno��, �e utrwali�y si� w jej 
pami�ci. Szkoda, �e jej stary durny m�drala nie bra� w tym udzia�u. Ci�gle 
wyczuwa�a d�sy p�ywaj�ce jak zawiesina w jego umy�le. - Teraz mnie s�uchasz, 
Mentorze 
- H�? Ciekawe, �e cofaj�c si� do roku 1556 wed�ug starej rachuby sprzed 
Ewolwenty, t� sam� twoj� melodyjk� znajdziemy ukryt� w Psa�terzu Anglo-Genewskim 
Knoxa, przypisan� do trzeciego psalmu... 
- Ty okropna stara rybo! Obud� si�! Jak mo�esz krytykowa� zamierzony przeze mnie 
rodzaj �mierci, prowadz�c tak bzdurny tryb �ycia? Tym razem dos�ysza� jej s�owa. 
Zdawa� si� by� tak blisko, �e kiedy poirytowany skubn�� mostek obrz�k�ego 
starczego nosa, Dandi poczu�a �askotanie w swoim nosie. 
- Co teraz robisz, Dandi? - zapyta�. 
- Wiedzia�by�, gdyby� s�ucha�. Oto gdzie jestem, na ostatniej przed Kroteri� i 
domem r�wninie Ge-hinnom. 
Ponownie omiot�a spojrzeniem krajobraz, kt�ry on wch�on�� niemal �apczywie. 
Wielu Mentor�w �lep�o w m�odym wieku w wyniku zamkni�cia si� w podwodnych 
grotach swych klasztor�w, za� najskuteczniej widzieli oczami podopiecznych. 
Swoim spojrzeniem na to, co ogl�da�, wzbogaci� jej obraz. On zna� histori�, mit 
zwi�zany z t� zapomnian� krain�. Potrafi� zaludni� ten ja�owy odwieczny pejza� 
kalejdoskopem obraz�w, zachwycaj�c i zadziwiaj�c Dandi. Tam i z powrotem 
przesuwa� jej ten film: Trybuni, Lombardowie. Eks-Europejski Emisariat, 
Libera�owie, Risorgimento, Ewolwenci, a tak�e komuna�y, kodeksy, kostiumy i 
kurtyzany przemkn�y przez g�ow� Dandi Lashadusy. Ach, my�la�a z uwielbieniem, 
kt� m�g�by doprawdy �y� bez tych ksi�y, w�y, erudyt�w, ekscentryk�w, 
mentor�w? 
- Ekscentryk�w? - zapyta� wyrywaj�c jej migawkow� my�l. - Tysi�c lat �yj� i 
przez ca�y ten czas jakbym nie �y� dla �wiata, jem papk� rybn� tu z moimi 
bra�mi, ucz� si� historii, studiuj� kontaktowanie si�, sypiam na go�ych 
kamieniach - ja, marna istota, istota jedna na milion, Mentor jeden na miriady - 
a twoje kryteria oceny s� tak �wieckie, �e nie znajdujesz dla mnie 
dobitniejszego okre�lenia od ekscentryka? A fe, Lashadusa, nie zawracaj mi sob� 
g�owy przez pi��dziesi�t lat! 
S�owa gdera�y i zrz�dzi�y w jej g�owie, jakby gada�a sama do siebie. Czu�a, �e 
jego wiekowa morda porusza si� na kszta�t widma w jej wargach i na po�y 
zagniewana, a na po�y ze �miechem zawo�a�a na g�os: 
- Umr� do tej pory! 
W��czy� si� z powrotem, w zbyt gor�cej i zbyt �wi�conej wodzie k�pany, by nie 
mie� ostatniego s�owa: 
- I jeszcze jedno w sprawie tego twojego rozmam�anego �piewu �ab�dziego - w 
Psa�terzu Genewskim Marota i Bezy z 1551 roku Starego Czasu by� on muzyczk� 
pod�o�on� pod psalm sto trzydziesty czwarty. Wygl�da na to, �e nigdzie nie 
zagrza� miejsca, tak jak i ty! 
I ju� go nie by�o. 
- Phi! - powiedzia�a Dandi. Gwizdn�a na Ma��. 
Ogromny niby - nosoro�ec, wysoki na pi�� i p� metra w k��bie, potulnie 
przyk�usowa� do niej. Muzykolumna zamar�a po odej�ciu klaczy, zanik�a, �cich�a 
do szmeru, zamilk�a - i zosta�a tylko plama purpury bezg�o�na w bezpa�skim 
powietrzu. Ma�a zbli�y�a si� do Dandi. Chyl�c sw�j wielki oligoce�ski �eb 
przylgn�a nozdrzami do r�ki swojej pani. Dandi wspi�a si� po drabince na 
pomost jej grzbietu. Ruszy�y w b�ogim zadowoleniu ku Ewolwencie, uko�ysane 
prostym i zawi�ym poczuciem w�asnego istnienia. 
Noc ju� zapada�a jednostajnie jak p�atki �niegu. S�o�ce ukryte za sza�cami mg�y 
sposobi�o si� do zachodu. Za to Wenus sta�a wysoko na niebie, wspania�y 
p�ksi�yc cztery razy wi�kszy ni� Ksi�yc by� kiedy�, zanim ko�uj�c coraz dalej 
i dalej od Ziemi nie otrz�sn�� si� z rodzicielskich obj��, by p�j�� w taniec 
wok� S�o�ca jako drugi Merkury. Akurat w tamtym czasie si�a grawitacyjna 
wci�gn�a Wenus w orbit� Ziemi, tak �e dwie siostrzane planety okr��a�y si� 
wzajemnie obiegaj�c S�o�ce. Nadal na wszystko k�ad� si� cie� tego wielkiego 
wydarzenia, kt�rego �ladami by� nie tylko �w sierp na niebie. Albowiem Wenus 
wywo�a�a osobliwe zaburzenie w duszy cz�owieka i jeszcze g��bsze w jego genach. 
Nawet wtedy, gdy jej atmosfera sta�a si� zdatn� do oddychania duchot�, pozosta�a 
Wenus obcym �wiatem i wbrew logice jej szanse i mo�liwo�ci pozosta�y obce. 
Kszta�towa�a ludzi dok�adnie tak, jak ongi� kszta�towa�a ich Ziemia. Na Wenus 
ludzie pocz�li si� na nowo. 
I pocz�li tak zwanych Nieczystych. Pocz�li nowe ro�liny, nowe owoce,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin