Aldiss Brian Człowiek ze swoim czasem.txt

(54 KB) Pobierz
Brian Aldiss

Cz�owiek ze swoim czasem

Jego nieobecno�� 
Janet Westermark obserwowa�a uwa�nie trzech obecnych w gabinecie m�czyzn: 
dyrektora Instytutu, kt�ry mia� w�a�nie znikn�� z jej �ycia, psychologa, kt�ry 
mia� w nie wkroczy�, i m�a, kt�rego �ycie bieg�o r�wnolegle z jej �yciem, a 
jednak ca�kiem osobno. 
Nie tylko ona poch�oni�ta by�a obserwacj�. Psycholog Clement Stackpole siedzia� 
zgarbiony w fotelu, silnymi brzydkimi d�o�mi obejmuj�c kolana i wysuwaj�c do 
przodu ma�pi�, inteligentn� twarz, �eby lepiej widzie� Jacka Westermarka - nowy 
przedmiot swoich bada�. 
Dyrektor Instytutu Bada� Psychicznych m�wi� g�o�no i z o�ywieniem. Rzecz� 
charakterystyczn� by�o, �e tylko Jack Westermark sprawia� wra�enie, jakby by� tu 
nieobecny. 
Szczeg�lny przypadek, niepok�j 
R�ce jego spoczywa�y bez ruchu na kolanach, ale by� niespokojny, mimo �e 
najwyra�niej panowa� nad niepokojem. "Zupe�nie jakby znajdowa� si� w tej chwili 
gdzie indziej i w�r�d innych ludzi" - pomy�la�a Janet. Zauwa�y�a, �e spojrza� na 
ni�, kiedy w�a�ciwie nie patrzy�a na niego, ale zanim odwzajemni�a mu 
spojrzenie, ju� odwr�ci� oczy i zn�w zamkn�� si� w sobie. 
- Wprawdzie pan Stackpole nie mia� dot�d do czynienia z takim szczeg�lnym 
przypadkiem jak tw�j - m�wi� dyrektor - ale ma ogromne do�wiadczenie. Wiem... 
- Dzi�kujemy bardzo, oczywi�cie - powiedzia� Westermark zak�adaj�c r�ce i 
pochylaj�c lekko g�ow�. 
Dyrektor sprawnie zanotowa� t� uwag�, wpisa� obok niej dok�adny czas i m�wi� 
dalej: 
- Wiem, �e pan Stackpole jest zbyt skromny, �eby mia� sam o tym m�wi�, ale 
wspaniale nawi�zuje kontakt z lud�mi i... 
- Je�eli uwa�asz to za konieczne - przerwa� Westermark - chocia� na jaki� czas 
mam do�� ogl�dania waszej aparatury. 
O��wek przesun�� si� po papierze, g�os bez zaj�knienia ci�gn�� dalej: 
- Tak. Wspaniale nawi�zuje kontakt z lud�mi i jestem pewien, �e wkr�tce si� 
pa�stwo przekonaj�, jak dobrze go mie� przy sobie. Prosz� pami�ta�, �e jego 
zadaniem jest pom�c pa�stwu obojgu. 
Janet u�miechn�a si� i staraj�c si� ogarn�� u�miechem zar�wno dyrektora, jak i 
Stackpole'a, powiedzia�a z wysepki swojego krzes�a: 
- Jestem pewna, �e wszystko si� uda... 
Przerwa� jej m��, kt�ry wsta�, opu�ci� r�ce i, odwracaj�c si� nieco w bok, 
powiedzia� w powietrze: 
- Czy m�g�bym po�egna� si� z siostr� Simmons? 
G�os jej ju� nie dr�a� 
- Wszystko na pewno b�dzie dobrze - powiedzia�a czym pr�dzej. A Stackpole z min� 
spiskowca skin�� g�ow�, �eby wiedzia�a, �e podziela jej punkt widzenia. 
- Jako� si� porozumiemy, Janet - powiedzia�. 
Nie zd��y�a jeszcze przej�� do porz�dku nad tym, �e nagle zwr�ci� si� do niej po 
imieniu, dyrektor za� nadal patrzy� na ni� z owym dodaj�cym otuchy u�miechem, 
kt�rym tyle os�b darzy�o j�, odk�d jej m�a wyci�gni�to z oceanu w pobli�u 
Casablanki, gdy naraz Westermark, wci�� prowadz�c samotn� rozmow� z powietrzem, 
odpowiedzia�: 
- Tak, oczywi�cie. Powinienem by� pami�ta�. 
Podni�s� r�k� do czo�a - a mo�e do serca - zastanowi�a si� Janet, ale w po�owie 
drogi opu�ci� j� i doda�: 
- Mo�e przyjdzie nas kiedy� odwiedzi�. 
Potem zwr�ci� si� z u�miechem i lekkim, jakby prosz�cym skinieniem g�owy do 
innego pustego miejsca w pokoju: 
- By�oby nam mi�o, prawda, Janet? 
Spojrza�a w jego stron�, staraj�c si� instynktownie napotka� jego wzrok, i 
odpowiedzia�a zdawkowo: 
- Oczywi�cie, kochanie. 
G�os jej ju� nie dr�a�, kiedy zwraca�a si� do nieobecnego my�lami m�a. 
Promienie s�o�ca, przez kt�re si� widzieli 
Jeden r�g pokoju o�wietla�y promienie s�oneczne wpadaj�ce przez okno weneckie. 
Kiedy wsta�a, widzia�a przez chwil� profil m�a pod�wietlony tymi promieniami. 
Twarz mia� chud� i zamkni�t� w sobie. Inteligentn�: zawsze uwa�a�a, �e nadmierna 
inteligencja musi mu ci��y�, ale teraz dostrzeg�a wyraz zagubienia i pomy�la�a o 
tym, co powiedzia� jej wzywany poprzednio psychiatra: 
- Musi pani pami�ta�, �e budz�cy si� na nowo umys� jest nieustannie atakowany 
przez pod�wiadomo��. 
Atakowany przez pod�wiadomo�� 
Staraj�c si� nie my�le� o tych s�owach, powiedzia�a wpatruj�c si� w u�miech 
dyrektora - u�miech, kt�ry niew�tpliwie bardzo si� przyczyni� do jego kariery: 
- Bardzo mi pan pom�g�. Nie wiem, jak bym sobie da�a rad� bez pana w ci�gu tych 
miesi�cy. A teraz ju� chyba p�jdziemy. 
Sama s�ysza�a, �e szybko wyrzuca z siebie s�owa w obawie, �eby m�� zn�w jej nie 
przerwa�, co jednak nast�pi�o: 
- Dzi�kuj� za wszystko. Je�eli odkryjecie co� nowego... 
Stackpole podszed� cicho do Janet, a dyrektor podni�s� si� i rzek�: - Prosz� o 
nas pami�ta�, gdyby mieli pa�stwo jakie� k�opoty. 
- Dzi�kujemy bardzo, oczywi�cie. 
- I jeszcze jedno, Jack. Powiniene� zg�asza� si� do nas co miesi�c na badania 
kontrolne. Szkoda marnowa� t� ca�� kosztown� aparatur�, rozumiesz, a ty przecie� 
jeste� nasz� gwiazd� - hm... pokazowym pacjentem. 
U�miechn�� si� z przymusem i zajrza� do notesu, �eby sprawdzi�, co mu Westermark 
odpowiedzia�. Ale Westermark by� teraz do niego odwr�cony plecami. Westermark 
szed� ju� wolno do drzwi, Westermark po�egna� si� wcze�niej, wyobcowany w swej 
samotnej egzystencji. 
Nim zd��y�a si� opanowa�, Janet spojrza�a bezradnie na dyrektora i Stackpole'a. 
Wstr�tny by� ten ich zawodowy spok�j, kt�ry kaza� im nie dostrzega� 
niegrzecznego na poz�r zachowania jej m�a. Stackpole z min� dobrotliwej ma�py 
uj�� j� grub� �ap� pod rami�. 
- No to chod�my. M�j samoch�d czeka przed klinik�. 
Milczenie, domys�y, potakiwanie, sprawdzanie czasu 
Kiwn�a g�ow� nic nie m�wi�c, notatki dyrektora nie by�y jej potrzebne, �eby si� 
domy�li�: To w�a�nie w tym miejscu powiedzia�: "Czy m�g�bym si� po�egna� z 
siostr� - jak jej tam - Simpson?" Powoli uczy�a si� d��y� �ladem m�a po 
wyboistych �cie�kach jego konwersacji. Teraz by� ju� na korytarzu, otwarte drzwi 
ci�gle si� ko�ysa�y, a dyrektor m�wi� w powietrze: 
- Ma dzisiaj wolny dzie�. 
- Doskonale pan sobie radzi z t� rozmow� - powiedzia�a, czuj�c r�k� zaciskaj�c� 
si� na jej ramieniu. Strz�sn�a j� delikatnie - okropny ten Stackpole - usi�uj�c 
przypomnie� sobie, co si� zdarzy�o zaledwie cztery minuty temu. Jack co� do niej 
powiedzia�, nie pami�ta�a co; nie odezwa�a si� wi�c, spu�ci�a oczy, wyci�gn�a 
r�k� i mocno u�cisn�a d�o� dyrektorowi: 
- Dzi�kuj�. 
- Do widzenia pa�stwu - odpowiedzia� g�o�no, przenosz�c wzrok kolejno z zegarka 
na notes, potem na ni�, a w ko�cu na drzwi. 
- Oczywi�cie - powiedzia� - je�li tylko co� odkryjemy. Jeste�my najlepszej 
my�li... 
Poprawi� krawat, zn�w spogl�daj�c na zegarek. 
- Pani m�� ju� wyszed� - oznajmi� swobodniejszym ju� tonem. Podszed� z ni� do 
drzwi i doda�: - By�a pani .bardzo dzielna i zdaj� sobie spraw�, wszyscy zdajemy 
sobie spraw� z tego, �e b�dzie pani nadal musia�a by� dzielna. Z czasem stanie 
si� to �atwiejsze, czy� Szekspir nie powiedzia� w "Hamlecie": "Przywyknienie 
zdolne jest nieledwie odmieni� stempel natury"? Je�li wolno, to radzi�bym pani 
p�j�� za naszym przyk�adem i notowa� wypowiedzi m�a wraz z dok�adnym czasem. 
Spostrzegli jej wahanie, stan�li przy niej, dwaj m�czy�ni niezupe�nie oboj�tni 
na wdzi�ki tej przystojnej kobiety. Stackpole chrz�kn��, u�miechn�� si� i 
powiedzia�: 
- On tak �atwo mo�e poczu� si� odizolowany, sama rozumiesz. To bardzo wa�ne, 
�eby� w�a�nie ty odpowiada�a na jego pytania, w przeciwnym razie poczuje si� 
zupe�nie osamotniony. 
Zawsze o krok w przodzie 
- A co z dzie�mi? - spyta�a. 
- Niech pa�stwo najpierw sami sp�dz� jaki� czas w domu - odpowiedzia� dyrektor - 
powiedzmy jakie� dwa tygodnie. A potem, jak ju� si� wszystko u�o�y, pomy�limy o 
ich spotkaniu z ojcem. 
- Tak b�dzie lepiej dla wszystkich, Janet, dla nich, dla Jacka i dla ciebie - 
doda� Stackpole. 
"Och, nie b�d�cie tacy g�adcy - pomy�la�a Janet. - B�g najlepiej wie, jak 
potrzeba mi otuchy, ale wy to wszystko traktujecie zdawkowo". Odwr�ci�a twarz w 
obawie, �e ostatnio za �atwo odzwierciedlaj� si� na niej uczucia. 
Na korytarzu dyrektor powiedzia� na po�egnanie: 
- Zdaj� sobie oczywi�cie spraw�, �e babcia na pewno strasznie je rozpieszcza, 
ale, jak to si� m�wi, trudna rada. 
U�miechn�a si� do niego i szybko odesz�a, o krok przed Stackpolem. Westermark 
siedzia� w samochodzie przed budynkiem, usiad�a obok niego na tylnym siedzeniu. 
On w tej samej chwili szarpn�� si� gwa�townie do ty�u. 
- Kochanie, co ci jest? 
Nie odpowiedzia�. Stackpole nie wyszed� jeszcze z budynku, widocznie chcia� 
zamieni� kilka s��w z dyrektorem. Janet skorzysta�a z okazji, nachyli�a si� i 
poca�owa�a m�a w policzek, zdaj�c sobie jednocze�nie spraw�, �e z jego punktu 
widzenia �ona - widmo ju� to zrobi�a. Jego reakcja by�a zn�w czym� niesamowitym 
dla niej. 
- Jakie zielone s� te ��ki - powiedzia�, mru��c oczy i wpatruj�c si� w szare 
mury budynku naprzeciw. 
- Tak - odpowiedzia�a. 
Stackpole zbieg� po�piesznie ze schod�w i przepraszaj�c za sp�nienie usiad� 
przy kierownicy. Zbyt gwa�townie zwolni� peda� sprz�g�a, samoch�d szarpn�� i 
ruszy�. Janet zrozumia�a, dlaczego jej m�a przed chwil� tak mocno odrzuci�o do 
ty�u. Teraz, kiedy samoch�d rzeczywi�cie ruszy�, Jack potoczy� si� bezw�adnie w 
g��b siedzenia. Podczas jazdy trzyma� si� kurczowo uchwytu przy drzwiczkach, bo 
jego cia�o ko�ysa�o si� w rytmie niezgodnym z ruchem samochodu. Gdy wyjechali z 
bramy Instytutu, znale�li si� od razu w�r�d zieleni w pe�nym rozkwicie 
sierpniowego dnia. 
Jego teorie 
Westermark, skupiaj�c ca�� uwag�, potrafi� dostosowa� si� do pewnych praw czasu, 
kt�ry nie by� ju� jego czasem. Gdy samoch�d wjecha� na podjazd i stan�� przed 
domem (znajomym, a jednak jakby obcym przez nie przystrzy�ony �ywop�ot i brak 
dzieci), pozosta� na miejscu przez ca�e trzy i p� minuty, zanim odwa�y� si� 
otworzy� drzwiczki. Wysiad� i ze zmarszczonym czo�em patrzy� na �wir pod nogami. 
Czy jest taki sam jak zawsze, r�wnie konkretny? Czy te� ma jaki� po�ysk? - jakby 
co� prze�wieca�o z wn�trza ziemi i prze�wietla�o wszystko doko�a? A mo�e on s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin