Późniejsze rozpamiętywanie spotkania
Tak widzieć w sobie nie odważy się nikt z nas.On poznawał inaczej. Prawie oczu nie podniósł.Był wielkim zbiorowiskiem poznania- jak studnia blaskiem wody wiejąca przez twarz.Miał zwierciadło... jak studnia... świecące głęboko.Nie potrzebował wychodzić z siebie,ani oczu podnosić, by odgadnąć.Widział mnie w sobie.Posiadał mnie w sobie.Przenikał we mnie bez trudui wstydem wytryskał we mniei myślą stłumioną od dawna.Jakby dotykał rytmu w moich skroniachi znużenie ogromne dźwigał we mnie nagle...i pieczołowicie...Słowa były proste.Szły koło mnie jak owce wabione.A wewnątrz... zrywały we mnie ptaki drzemiące w gniazdach.Był cały w moim grzechu i w mej tajemnicy.Powiedz, to musiało boleć - to musiało ciążyć(fala myśli opada tak ciężko jak wieko z metalu)- Milczysz - lecz dzisiaj już wiem, otwarta na zawsze Twym słowem -że wtedy nie docierpiałam w Tobie właściwych rozmiarów.Powiedz...dziś Miłość chciałaby sobie przywrócić ten ból...odebrać go Tobie i w siebie jak taśmę ostrą przewinąć...Za późno,dziś każdy ból,który powraca od Ciebie,po drodze odmienia się w miłość.Jakiż skrót! Jaka dobroć poznania!A przecież nawet nie podniosłeś oczu- mówiłeś ze mną tylko tamtymi oczami,które studni głęboki blask odtworzył.
Justyna00161