Wojny Magów [1] Czarny Gryf.pdf

(2010 KB) Pobierz
x
MERCEDES LACKEY
LARRY DIXON
Czarny Gryf
Tłumaczył Grzegorz Jasiński
Książkę tę dedykuję
Mel. White, Coyote Women
na zawsze pozostanie legendą
w sercach tych, którzy ją znali
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Cisza.
W nozdrza Skandranona uderzał zimny wiatr - tak zimny jak serca znajdujących się pod
nim zabójców. Ich najważniejsze narządy wewnętrzne tłoczyły krew niepodobną do krwi
jakichkolwiek innych stworzeń: czarną, gęstą krew; gorącą tylko wtedy, gdy tego pragną ich
dowódcy - tylko wtedy gdy latają, tylko wtedy gdy polują, tylko wtedy gdy zabijają.
Krew tych niesamowitych istot była zimna, a mimo to cieplejsza od krwi ich panów.
Dobrze o tym wiedział Skandranon Rashkae, który walczył z ich panami, odkąd się tylko
opierzył. Makaary były okrutne i przebiegłe, a jednak nawet najgorsze cechy tych
wymyślonych straszydeł bladły wobec okrucieństwa ich twórców.
Cisza. Nie ruszaj się. Bądź cicho.
Skandranon siedział bez ruchu, skulony, z piórami ciasno przyciśniętymi do ciała.
Zachowywał się tak cicho, że zupełnie nie było go słychać; cisza była jedną z mocy jego pana i
przyjaciela, była mocą tak potężną, że od niej właśnie wzięto imię jego władcy - Urtho, Mag
Ciszy. Mistrzowie Urtho byli nie wykrywalni nawet za pomocą magicznego wzroku swych
przeciwników - byli odporni na badanie umysłu, na działanie czarów, na magiczne wróżenie z
kuli. Wrogowie jego pana musieli zużywać większość swoich sił na pokonywanie tej bariery -
jak się wydawało bez żadnego skutku - i teraz skupili się na bardziej bezpośrednich metodach
odebrania Urtho władzy nad bogactwami zielonych ziem środkowych.
Skan złożył skrzydła, przyciskając je do miękkich, czarnych piór po bokach piersi. -
Najważniejsze to być cicho, mieć spuszczoną głowę, nawet tu - z dala od obozowiska. Dotarcie
do tego miejsca oznaczało długi, męczący lot i chociaż Skan był w swojej najlepszej kondycji,
mięśnie jego skrzydeł odmawiały posłuszeństwa. Na razie lepiej odpocząć i obserwować. Ostry
wiatr szarpał jego pióra. Dzień okazał się niezwykle zimny jak na tę porę roku, co wcale mu nie
pomagało - no, może trochę; w taką pogodę makaary wykonywały tylko absolutnie konieczne
loty.
Obserwował, jak śpią niespokojnie, wstrząsane drgawkami. Czy wiedzą, jak szybko
przemija ich życie? W jaki sposób ich twórcy je skonstruowali, rozmnażali, ulepszali, każąc
ginąć słabym w służbie na granicy? Czy wiedzą, że ich panowie wyznaczyli im krótki żywot,
aby następujące szybko po sobie pokolenia ujawniały wady gatunku?
Bez względu na swą straszną powierzchowność i mordercze szpony, były godne
politowania. Nigdy nie dane im było zaznać pieszczoty czułego kochanka - znały tylko
gorączkę przymusowego parzenia się. Wiedziały, że jeśli zawiodą, ich przeznaczeniem są
śmiertelne tortury. Nigdy nie leżały z przyjaciółką na słońcu ani nie szybowały z kolegami w
powietrzu...
Nigdy nie narażały swego życia dla jakiejś sprawy tylko dlatego, że czuły, iż jest to
słuszne. Najbardziej godne pożałowania było to, że nie można ich było załamać, ponieważ nie
miały ani honoru, ani woli.
Mimo oczywistych wysiłków czarnych magów, by były imitacjami stworów Maga
Ciszy, makaary i gryfy stanowiły absolutne przeciwieństwo. Gryfy były łagodną, pełną
wdzięku burzą, makaary zaś gwałtowną nawałnicą. Gryfy były śmiałe, inteligentne, zręczne;
makaary natomiast zaprogramowano do ślepego posłuszeństwa. I gdyby spytać Skandranona,
kto jest bardziej atrakcyjny, z pewnością odpowiedziałby: “Ja”.
Pyszny ptaku. Będziesz piękną ozdobą na ścianie pokoju komendanta.
Skandranon oddychał głęboko, odpoczywając za linią drzew na szczycie wzgórza;
przed nim znajdowała się Przełęcz Stelvi. Nadchodząca armia zdobyła ją kosztem zaledwie
kilkuset żołnierzy; garnizon Urtho stracił ich tysiąc. Za przełęczą leżała rozwidlająca się dolina.
Po jednej jej stronie było niegdyś dobrze prosperujące miasto handlowe, Laisfaar. Obecnie
znajdowała się w nim kwatera armii Ma'ara, a mieszkańcy, którzy przeżyli, zostali jego
niewolnikami. W drugim rozwidleniu doliny dowódcy umieścili tabory z zaopatrzeniem i
stworzenia wraz ze śpiącymi w tej chwili makaarami.
Mogły spać spokojnie; nie musiały obawiać się, że ktoś je obserwuje w magicznej kuli.
Magowie armii dokładnie osłonili obszar przed czarami wroga i żadne wysiłki Urtho, aby
przeszukać dolinę za pomocą magii, nie odniosłyby skutku. Pozostało tylko szpiegowanie z
ukrycia - w najlepszym razie ryzykowne, w najgorszym - samobójcze.
Skandranon oczywiście zgłosił się na ochotnika.
Leć dumnie ku swemu przeznaczeniu, śmiejąc się, próżny ptaku, najlepszy z
najlepszych; masz więcej chęci niż rozumu, więcej okazałości niż mądrości, ostre szpony
gotowe wykopać swój własny grób...
Jego spotkanie z Urtho było krótkie. Padła propozycja, aby posłać strażników i magów;
Skandranon się nie zgodził. Urtho zaproponował, że wzmocni jego obronne zaklęcia, jak robił
to już wiele razy; Skan i na to nie przystał. Skandranon poprosił jedynie o wyostrzenie jego
magicznych zmysłów - jego wzrok magiczny, nie używany przez dłuższy czas, stracił swą
ostrość. Urtho uśmiechnął się i spełnił jego prośbę, a Skandranon natychmiast wyleciał z
Wieży, chwytając porywisty wiatr w szeroko rozpostarte skrzydła.
Było to trzy tuziny mil i cztery posiłki temu; wystarczający czas, aby pokonać taką
odległość. Nieprzyjaciel był mistrzem strategii. Dla Urtho katastrofą był już sam fakt, że armia
wroga zbliżyła się do jego Wieży, a teraz okazało się jeszcze, że wróg był gotów maszerować
na samą Wieżę. Układ obozowiska wskazywał, że w skład armii wchodzą trzy korpusy wojska;
makaary zostały przydzielone do dwóch. Między nimi znajdował się wóz zbrojmistrza, silnie
zabezpieczony i osłonięty, otoczony dwoma innymi przykrytymi brezentem.
Chwileczkę. Będąc tak blisko miasta - gdzie jest palenisko i wygodne spanie -
zbrojmistrz stacjonuje w namiocie?
Każda strona w tej wojnie miała swoich jasnowidzów i wróżbitów, których moc mogła
wypaczyć sekretne plany bez względu na to, jak misternie zostały opracowane. Jasnowidz na
przykład, przeczuwając morderstwo, potrafi udaremnić ten czyn. W noc poprzedzającą zajęcie
Przełęczy Stelvi, jedna z wróżek miała wizję straszliwej nowej broni, która zniszczy
stacjonujący w przełęczy garnizon Urtho. Kobieta powiedziała, że jest to coś magicznego, ale
znajduje się w rękach zwykłych żołnierzy. Już samo to ostrzeżenie wystarczyło, aby Skan stał
się podejrzliwy i zbadał tę dolinę.
W wojnie magów ograniczona liczba adeptów i mistrzów ułatwiała taktyczne
posunięcia - można zbadać swoich przeciwników, określić ich siły, a nawet zidentyfikować
dowódcę, tylko obserwując jego strategię. Skandranona zaalarmowała myśl, że moc magów
mogła się znaleźć w rękach nie wyszkolonych ludzi - tych, którzy nie mieli wrodzonej mocy
lub wyuczonych umiejętności posługiwania się magią. Wyposażone w taką broń oddziały
stałyby się nieprzewidywalne i trudno byłoby się przed nimi zabezpieczyć. Mistrz mógł
wjechać na pole bitwy i użyć swej mocy, wypuszczając ogniste strzały, błyskawice, huragany -
ale nadal był to tylko jeden człowiek i można go było wyeliminować. Gdyby jednak taką moc
zyskali zwykli żołnierze, staliby się prawdziwym postrachem, nawet jeśli każdy z nich mógł
tylko raz użyć swej broni. A gdyby adept odkrył sposób, w jaki można zasilać taką broń mocą
magicznych węzłów...
Wolał o tym nie myśleć. Skandranon dwadzieścia miesięcy temu zmierzył się z
adeptem, Kiyamvirem Ma'arem, dowódcą wszystkich znajdujących się poniżej oddziałów.
Zgłosił się do tej misji na ochotnika i przywlókł się z niej do domu ze złamanym skrzydłem,
nawiedzany przez zmory. Widział swoich towarzyszy obdzieranych ze skóry przez zaklęcia
adepta, których Skandranon nie potrafił odeprzeć. Zmory już go opuściły, ale koszmarne
wspomnienie kazało mu bronić ludzi Urtho przed bezlitosną tyranią Kiyamvira.
Skandranon objął spojrzeniem miasto Laisfaar. Garnizon Urtho nie składał się z samych
ludzi, byli tam także hertasi, kilku tervardi i trzy rodziny gryfów. Skan przebiegł wzrokiem po
murach obronnych. Wstęgi dymu unosiły się nad zgliszczami... Tylko tyle pozostało po
Zgłoś jeśli naruszono regulamin