Evans Zaklinacz Koni.txt

(677 KB) Pobierz
Nicholas Evans

ZAKLINACZ KONI

T�umaczy� Pawe� Witkowski
Tytu� orygina�u THE HORSE WHISPERER
Wydanie oryginalne 1995
Wydanie polskie 1996
Nicholas Evans urodzi� si� w 1950 roku w Anglii. Po uko�czeniu studi�w 
prawniczych w Oksfordzie pracowa� jako dziennikarz telewizyjny, po czym zosta� 
scenarzyst� i producentem filmowym.
Zaklinacz koni to powie��, kt�ra sta�a si� s�awna jeszcze przed publikacj� - 
wspania�a love story, epicka i tragiczna historia mi�osna, napisana przez 
m�czyzn�, kt�ry chcia� zrozumie�, co czuje kobieta. Jej niezwyk�o�� tkwi jednak 
w postaci g��wnego bohatera, tytu�owego �zaklinacza�.
Tom Booker, kowboj z Montany, ma szczeg�lny dar - jest kim� w rodzaju ko�skiego 
psychoterapeuty. Wywiera koj�cy wp�yw na zwierz�ta, a p�niej okazuje si�, �e 
potrafi r�wnie� wywiera� wp�yw na ludzi. Osoby, kt�re si� z nim zetkn�y, 
ulegaj� wewn�trznej przemianie, i nic w ich �yciu nie jest ju� takie, jak 
by�o...
DLA JENNIFER
Prosz� nast�puj�ce osoby o przyj�cie podzi�kowa�:
Huwa Albana Daviesa, Michelle Hamer, Tima Galera, Josephine Haworth, Patricka de 
Freitasa, Boba Peelbesa z rodzin�, Toma Dorrance�a, Raya Hunta, Bucka 
Brannamana, Leslie Desmond, Lennie i Darlene Schwend, Beth Ferris i Boba Reama 
oraz dw�ch kierowc�w ci�ar�wek, Ricka i Chrisa, kt�rzy zabrali mnie na 
przeja�d�k� mr�wkojadem.
Wyrazy szczeg�lnej wdzi�czno�ci niech przyjmie czworo dobrych przyjaci�: Fred i 
Mary Davis, Caradoc King oraz James Long; a tak�e Robbie Richardson, kt�ra 
pierwsza opowiedzia�a mi o zaklinaczach.
Nie go� zewn�trznej matni. Nie to� w wewn�trznej pustce. B�d� spokojny w 
jedno�ci rzeczy. A dwoisto�� zniknie sama.
O ufno�ci w sercu
Seng Can (zm. 606)
CZʌ� I
1
�mier� by�a na pocz�tku i �mier� b�dzie tak�e na ko�cu. Czy to w�a�nie jaki� 
bystry cie� tego przemkn�� w snach dziewczynki i obudzi� j� w ten 
nieprawdopodobny poranek, tego nigdy si� nie dowie. Kiedy otworzy�a oczy, 
wiedzia�a tylko tyle, �e �wiat w jaki� spos�b si� zmieni�.
Czerwono b�yszcz�ca tarcza budzika pokazywa�a, i� zosta�o jeszcze p� godziny do 
momentu, w kt�rym mia� j� obudzi�, le�a�a wi�c zupe�nie nieruchomo, nie unosz�c 
g�owy, usi�uj�c uzmys�owi� sobie t� zmian�. Panowa� mrok, ale nie a� taki, jak 
powinien. Po drugiej stronie pokoju, po�r�d ba�aganu na p�kach, wyra�nie 
dostrzega�a nik�e migotanie swoich trofe�w je�dzieckich, nad nimi za� majacz�ce 
twarze gwiazd rocka - kiedy� wydawa�o si� jej, �e powinny j� one obchodzi�. 
Nas�uchiwa�a. Cisza wype�niaj�ca dom r�wnie� by�a inna, oczekuj�ca, niczym 
przerwa pomi�dzy zaczerpni�ciem powietrza a wypowiedzeniem s��w. Wkr�tce 
rozbrzmi st�umiony �oskot pieca, budz�cego si� w piwnicy do �ycia, a stare deski 
pod�ogowe rozpoczn� swoje rytualne, skrzypi�ce narzekanie. Wysun�a si� z 
po�cieli i podesz�a do okna.
Spad� �nieg. Pierwszy raz tej zimy. S�dz�c po poprzecznych deskach p�otu nad 
stawem, musia�o go by� na prawie stop�. Przy braku wiatru le�a� doskona�y i 
nieruchomy, usypany w nieproporcjonalnie komicznych ilo�ciach na ga��ziach 
bardzo ma�ych wi�ni, kt�re jej ojciec posadzi� w zesz�ym roku. W klinie 
g��bokiego b��kitu nad lasem �wieci�a pojedyncza gwiazda. Spu�ciwszy wzrok, 
dziewczynka zobaczy�a koronk� szronu, jaka uformowa�a si� w dolnej cz�ci okna, 
i przytkn�a do niej palec, wytapiaj�c ma�� dziurk� Zadr�a�a. Nie z zimna, lecz 
z nag�ej fali podniecenia, i� ten przemieniony �wiat przez chwil� nale�a� tylko 
do niej. Odwr�ci�a si� i szybko posz�a si� ubra�.
Grace Maclean przyjecha�a poprzedniego wieczoru z Nowego Jorku ze swoim ojcem - 
tylko ich dwoje. Ta podr� zawsze sprawia�a jej rado�� - dwie i p� godziny na 
Taconic State Parkway, zapakowani razem w d�ugiego mercedesa, s�uchaj�cy kaset i 
gaw�dz�cy swobodnie o szkole i jakiej� nowej sprawie, nad kt�r� on pracowa�. 
Lubi�a s�ucha� go, gdy prowadzi�; lubi�a mie� go tylko dla siebie, patrze�, jak 
powoli rozlu�nia si� w swoim weekendowym, cho� schludnym ubraniu. Jej matka, jak 
zwykle, musia�a zosta� na jak�� kolacj� czy imprez� i mia�a przyjecha� poci�giem 
do Hudson dzi� rano, co zreszt� i tak wola�a. Pi�tkowe wieczorne pe�zanie na 
drogach zawsze irytowa�o j� i niecierpliwi�o, co wynagradza�a sobie, przejmuj�c 
dowodzenie i m�wi�c Robertowi - ojcu Grace - �eby zwolni�, przyspieszy� albo, 
dla unikni�cia op�nie�, pojecha� jak�� okr�n� drog�. Nigdy nie zawraca� sobie 
g�owy dyskusj�, tylko robi� tak, jak m�wi�a, chocia� czasem wzdycha� lub rzuca� 
relegowanej na tylne siedzenie Grace krzywe spojrzenie w lusterku. Zwi�zek jej 
rodzic�w od dawna stanowi� dla niej tajemnic�, by� skomplikowanym �wiatem, w 
kt�rym dominacja i ust�pliwo�� nigdy nie by�y ca�kiem tym, na co wygl�da�y. 
Zamiast da� si� w to wci�gn��, Grace wycofywa�a si� po prostu, wybieraj�c 
sanktuarium swojego walkmana.
W poci�gu matka, skupiona i przez nic nie rozpraszana, ca�� drog� pracowa�a. 
Towarzysz�c jej ostatnio, Grace obserwowa�a j� i dziwi�a si�, �e nawet nie 
spojrzy przez okno, chyba �e szklanym, niewidz�cym wzrokiem, kiedy jaki� wa�ny 
pisarz albo kt�ry� z jej gorliwych asystent�w zadzwoni� na telefon kom�rkowy.
Na pode�cie przed pokojem Grace wci�� pali�o si� �wiat�o. Przesz�a na palcach w 
skarpetkach obok na wp� otwartych drzwi sypialni rodzic�w i zatrzyma�a si�. 
S�ysza�a tykanie �ciennego zegara w holu na dole, a teraz tak�e uspokajaj�ce, 
ciche chrapanie ojca. Zesz�a po schodach do holu, kt�rego lazurowe �ciany i 
sufit roz�wietla�o odbicie �niegu przez nie zas�oni�te okna. W kuchni jednym 
d�ugim haustem wypi�a szklank� mleka i zjad�a czekoladowego herbatnika, pisz�c 
ojcu wiadomo�� na kartce przy telefonie: �Posz�am na konia. Wracam ko�o 10. Pa, 
G.�
Wzi�a nast�pne ciastko i zjad�a je po drodze do korytarzyka przy tylnych 
drzwiach, gdzie zostawiali p�aszcze i zab�ocone buty. W�o�y�a we�nian� kurtk� i 
z ciastkiem w ustach podskakiwa�a chwil�, wk�adaj�c buty do konnej jazdy. 
Zapi�a kurtk� pod szyj�, na�o�y�a r�kawiczki i zdj�a z p�ki czapk�, 
zastanawiaj�c si� przez chwil�, czy powinna zadzwoni� do Judith, aby sprawdzi�, 
czy ci�gle chce jecha�, skoro spad� �nieg. Nie by�o to jednak potrzebne. Judith 
b�dzie r�wnie podekscytowana jak ona. Otwieraj�c drzwi, by wyj�� na mro�ne 
powietrze, Grace us�ysza�a piec budz�cy si� w piwnicy
***
Wayne P. Tanner spojrza� ponuro znad kraw�dzi swojej fili�anki kawy na rz�dy 
pokrytych cienk� skorup� �niegu ci�ar�wek, zaparkowanych przed restauracj�. 
Nienawidzi� �niegu, bardziej jednak nienawidzi� by� �apanym, a w ci�gu zaledwie 
paru godzin zdarzy�o si� to dwukrotnie.
Ci nowojorscy policjanci stanowi, zadowoleni z siebie jankescy �ajdacy, ca�y 
czas �wietnie si� bawili. Widzia�, jak podczepiaj� si� do niego i przez kilka 
mil wisz� mu na ogonie, cholernie dobrze wiedz�c, �e ich zobaczy�, i bawi�c si� 
tym. Potem podjechali z migaj�cymi �wiat�ami, kt�re wzywa�y do zatrzymania. 
Cz�owieczek, jeszcze dzieciak, podszed� bu�czucznie w swoim kapeluszu, jak jaki� 
cholerny gliniarz z filmu. Poprosi� o dzienny raport kursu. Wayne znalaz� go, 
poda� mu i patrzy�, jak ch�opak czyta.
- Atlanta, co? - zapyta�, przerzucaj�c strony
- Tak, prosz� pana - odpar� Wayne. - I jest tam diabelnie cieplej, mog� panu 
powiedzie�. - Ten ton, pe�en szacunku, ale braterski, zwykle dzia�a� wobec 
gliniarzy, implikuj�c jakie� pokrewie�stwo tych, kt�rzy pracuj� na drodze. 
Dzieciak jednak nie podni�s� wzroku.
- Aha. Wie pan, �e ten wykrywacz radaru, kt�ry pan tam ma, jest nielegalny?
Wayne zerkn�� na ma�e czarne pude�ko, przymocowane do tablicy rozdzielczej i 
przez chwil� zastanawia� si�, czy zgrywa� niewini�tko. W Nowym Jorku antyradary 
by�y nielegalne jedynie dla ci�ar�wek powy�ej osiemnastu tysi�cy funt�w. On 
m�g� zmie�ci� trzy albo cztery razy tyle. Uzna�, �e powo�ywanie si� na niewiedz� 
mo�e tylko uczyni� ma�ego �ajdaka jeszcze bardziej z�o�liwym. U�miechn�� si� z 
udawan� win�, co si� jednak na nic nie zda�o, dzieciak bowiem wci�� na niego nie 
patrzy�.
- Prawda? - powt�rzy�.
- No... taa... Chyba.
Ch�opak zamkn�� dziennik i poda� mu go z powrotem na g�r�, wreszcie spogl�daj�c 
mu w oczy.
- Okay - rzuci�. - A teraz zobaczymy ten drugi.
- S�ucham?
- Drugi dziennik. Prawdziwy. Przecie� ten tutaj jest dla wr�ek.
Co� przewr�ci�o si� Wayne�owi w �o��dku.
Od pi�tnastu lat, jak tysi�ce innych kierowc�w ci�ar�wek, prowadzi� dwa 
dzienniki -jeden podaj�cy prawd� o czasie jazdy, przebytych milach, odpoczynkach 
i tak dalej, drugi za�, sfabrykowany specjalnie na sytuacje takie jak ta, 
pokazuj�cy, �e trzyma� si� wszystkich ogranicze� prawnych. I przez ca�y ten 
czas, cho� zatrzymywano go B�g jeden wie ile dziesi�tk�w razy, od wybrze�a do 
wybrze�a, �aden gliniarz nigdy tego nie zrobi�. Cholera, prawie ka�dy tirowiec 
trzyma� fa�szywy dziennik - nazywali je komiksami. Je�li by�e� sam, bez partnera 
na zmian�, jak, u diab�a, mia�e� si� niby zmie�ci� w przepisach? Jak, u diab�a, 
mia�e� zarobi� na �ycie? Jezu. Wszystkie firmy o tym wiedzia�y, po prostu 
przymyka�y oko.
Spr�bowa� przeci�gn�� to troch�, udaj�c dotkni�tego, okazuj�c nawet lekkie 
oburzenie, wiedzia� jednak, �e to na nic. Partner dzieciaka, du�y facet z byczym 
karkiem i g�upkowatym u�miechem, wysiad� z samochodu, nie chc�c straci� zabawy. 
Kazali Wayne�owi wysi��� z szoferki, by j� przeszuka�. Widz�c, �e maj� zamiar 
przyczepi� si�, postanowi� si� przyzna�. Wygrzeba� ksi��k� ze schowka pod 
��kiem i poda� im. Pokazywa�a ona, �e przejecha� ponad 800 mil w dwadzie�cia 
cztery godziny tylko z jednym przystankiem, a i to jedynie na po�ow� czasu z 
wymaganych przez prawo o�miu godzin.
Czeka� go wi�c teraz mandat w wysoko�ci tysi�ca, mo�e tysi�ca trzystu dolar�w, a 
nawet wi�cej, je�eli do�o�� mu za przekl�ty antyradar. Mo�e nawet straci� 
zawodowe prawo jazdy. Policjanci wr�czyli mu plik papier�w i odeskortowali na 
ten w�a�nie parking, ostrzegaj�c go, aby lepiej nie my�la� o wyruszeniu w dalsz� 
drog� przed ranem.
Poczeka�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin