Roman BRATNY Kolumbowie rocznik 20 �mier� poraz pierwszy jask�ki lata�y wysoko. Pi�ka wybita do g�ry przerwa�a cie� rzucany przez parkowe drzewa, b�ys- n�a w zachodz�cym s�o�cu. � Aa! � graj�cy pokwitowali z uznaniem przyj�cie ��ci�tego". Zygmunt rzuci� do Kolumba przez za- ci�ni�te z�by: � Dawaj jeszcze raz. Pi�ka wystawiona idealnie nad siatk�. M�ody, opalo- ny brunet przygotowuje si� do skoku. Sp�nia si� o sekund� � Jakby unieruchomi� go spieszny j�k policyjnego wozu, nadlatuj�cy sk�d� od g��wnej ulicy. Ale Zygmunt jest rutynowanym siatkarzem. Za p�no na �ci�cie? Pi�ka oddana mi�kko tu� za siatk� myli graj�cych, dotyka ziemi. Przeciwnicy nie ruszaj� si�. � Trzyna�cie... No, przejechali. Czego si� gapisz, do cholery? � gromi ni�szego od siebie o p� g�owy Kolumba. ,,R" wymawia w niepor�wnanie zabawny spos�b: to ju� nie ,,h", ale jakie� mieszane g�oski ,,h" i ,,k". Tym razem Kolumb respektuje jego wez- wanie. Odwraca g�ow�. � Dawa� pi�k�, nasz serw � ponagla przeciwni- k�w. Ockn�li si� ju�. � Jakie trzyna�cie, uwa�aj! �andarmi na was nie zapracuj� � rzuca kt�ry�. � Dwana�cie do dziesi�- ciu � poprawia. Dograli seta. � Z ciebie te� siatkarz jak z koziej dupy tr�ba � powiedzia� Zygmunt wci�gaj�c spodnie. Zatrzyma� si� z paskiem w d�oni, widz�c, �e Kolumb patrzy za odchodz�cymi kolegami. Szli w spodenkach k�pielo- wych, nios�c ubrania w r�kach. Wis�a by�a blisko. � � Nie idziesz z nimi? � Nie mam czasu! � odpar� Kolumb. Star� wierz- chem zabrudzonej d�oni l�ni�c� warstw� potu z wkl�s�ego, opalonego brzucha i si�gn�� po koszul�. Po chwili obaj szli w stron� wiaduktu. Zygmunt studiowa� biologi� na tajnym uniwersyte- cie, mia� nienagannie skrojon� marynark� i pra- cowa� w zak�adach remontowych. Jego ausweis to nie by� jaki� tam groszowy, fa�szowany �mie�. Zda- wa�o si�, �e sama �wrona" niemieckiej piecz�ci siedzi dumna i zadowolona na gnie�dzie literowych skr�t�w maluj�cych wa�no�� przedsi�biorstwa dla wojennej gospodarki Rzeszy. Nie o same papiery sz�o zreszt� w tym wypadku. Zygmunt by� mistrzem samozaopatrzenia. Ilo�� opon, samochodowych cz�ci, szoferskich ko�uszk�w, jakie gin�y w zak�adach, by�a tajemnic� nawet dla najbli�szych koleg�w i przyjaci�, co nie znaczy, by Zygmunt by� sobkiem i egoist�. Kiedy dwa tygodnie temu, w dniu imienin wyk�adowcy na tajnym kursie uniwersyteckim, urz�dzi� sk�adk� na garnitur dla profesora, suma ze- branych pieni�dzy wynios�a nieoczekiwanie dziesi�� tysi�cy z�otych. Podobno ani mrugni�ciem oka nie da� do zrozumienia, jak ,,zebra�" tak� kwot� w�r�d okupacyjnych golc�w, ganiaj�cych na wyk�ady w drewniakach. A nowe oficerki Kolumba? Kto by uwierzy�, �e Zygmunt wystara� si� na bezugschein o prawie darmow� sk�r� dla kolegi. I Kolumb �wie- ci� po �oliborzu wysokimi �szklankami", jak nazy- wano usztywnion� cz�� buta, kt�ra winna mie� wygl�d czarnego, �wiec�cego naczy�ka. Dzi� z uwa- gi na upa� i zako�czone w�a�nie spotkanie siatk�wki by� w trepkach. Zamiast oddzwania� energicznie krok, nogi cz�api� w nich nieprzyjemnie, tupocz�, jakby laz� rozczochrany je�, a nie podchor��y. Zygmunt szed� w milczeniu, ss�c zerwan� po drodze trawk�. Przechodzili ko�o muru, na kt�rym czyja� niewprawna r�ka wypisa�a ogromnymi wo�ami: �My Hitlera w dupie mamy." Zamiast podpisu figurowa� znak kotwicy. � Broni� ojczyzny � mrukn�� Zygmunt. Kolumb, eks-bohater Ma�ego Sabota�u, z trudem zni�s� pro- wokacj�. � No to cze��! � po�egna� si� szybko. � Powodzenia... � mrukn�� Zygmunt. �Gdyby wiedzia�, �e um�wi�em si� z ni� u Lardel- lego, got�w by zakaza�" � pomy�la� Kolumb o przy- jacielu z nag�� niech�ci�. Niedawno og�oszono prze- cie� bojkot kawiarni, w kt�rej podczas kameralnych koncert�w publiczno�� polska miesza�a si� z nie- mieckimi oficerami i �o�nierzami. �Pierwszy raz si� tu um�wi�em i mam racj�. Inaczej ona by znowu', posz�a kiedy� do kina" � monologo- wa� jeszcze wst�puj�c po stopniach kawiarni. Zielo- ne mundury siedz�cych przy stolikach oficer�w przej�y go dreszczem. Dopiero po chwili, na widok pasa z pistoletem przewieszonego przez por�cz krzes�a, uspokoi� si�. Gdyby tak sw�j pobyt tutaj okupi� now� parabelk�? Zl�k� si� nieomal, �e ta my�l jest ju� postanowieniem. Rozgl�da� si� uwa�- nie w poszukiwaniu dziewczyny i czu�, �e serce bije mu spieszniej. �To przez ten pistolet" � broni� si� przed upokarzaj�cym przypuszczeniem, �e nieobec- no�� Ba�ki przyprawia go o tak niem�skie l�ki. Zna- laz� wolny stolik. Skr�powany i niezgrabny odsun�� krzes�o. Czu� si� mimo wszystko fatalnie. Spojrza� na zegarek. By� sp�niony o dziesi�� minut. �Mo�e ju� posz�a?" � zaniepokoi� si�. Wojowa�a z nim o tego Lardellego od miesi�ca, przypuszczenie, �e mog�a wyj�� nie doczekawszy si�, by�o absurdal- ne. Niedawno, kiedy wygada�a mu si�, �e by�a w ki- nie, nie widywali si� przez tydzie�. � To ja jako zupe�ny szczeniak wypisywa�em �tyl- ko �winie...", to ja �gazowa�em", a ty... � pl�ta� si� po tym jej wyznaniu. I cho� to nie on wymy�li� slogan: �Tylko �winie siedz� w kinie", i nie on rozpisa� go wsz�dzie na warszawskich murach, ale kto przy wej�ciu do kina �Napoleon", obok napisu, potrafi� naszkicowa� dwa ogromne knury rozwalone w kinowych fotelach? Kto wymy�li� inny, mo�e mniej popularny, lecz nie mniej gro�ny skr�t: �Padlina idzie do kina"? Kto ma na koncie dziesi�� udanych �gazowa�", w czasie kt�rych �zakrztusi�" �adnych par� tysi�cy amator�w zakazanej rozrywki? Przypomnia� sobie do�wiadcze- nie prowadz�ce do wykrycia mieszanki, kt�rej za- palenie powodowa�o murowany pop�och na kinowej sali, a zaduch korkowa� j� na par� dni. Rozjuszy�o go ostatecznie wyt�umaczenie, jakiego chwyci� si� Basik: Chodzi do kina r�wnie� po to, �eby zobaczy� �gazowanie". Ona te� chce by� w po- bli�u roboty. Kolumb nie pozwala jej samej, to chocia� tak � zobaczy... Zaraz zreszt�, nastraszona, dopowiedzia�a tym swoim niskim g�osem (st�d imi� Basik, od �bas"), �e mniejsza o �gazowanie", ale ona nie ma zamiaru umrze� nie widz�c kina. �Ona umrze�!" � za�mia� si� gorzko, podkre�laj�c, komu to bli�ej do �mierci, ale nie wywo�a� po��da- nego efektu. Zerwa� z ni� wtedy, �do zm�drzenia". �Zerwa�"! Mo�e ona domy�la�a si�, sk�d te cz�ste omy�ki tele- foniczne, przy kt�rych jej �halo" pozostawa�o bez odpowiedzi. Jak on j� lubi�, nawet ten jej g�os! Dzwoni� prawie co dzie�, byle us�ysze� chocia� to �halo". Kt�rego� dnia zamiast �halo" zapyta�a po swojemu: �No?..." � jakby daj�c do zrozumienia, - �e wie, kto to dzwoni i milczy z tamtej strony s�u- chawki. Otworzy� usta, �eby rzuci� pozdrowienie, i w ostatniej sekundzie z�apa� z�bami koniec bakeli- towej tubki. Wytrzyma� tydzie�. Na spotkaniu Basik si� pop�aka� i przyrzek�, �e z kinem to si� ju� nigdy nie powt�rzy. Wtedy nast�pi�o za�amanie Kolumba. Wiedzia�, jak kocha muzyk�, wi�c zaprosi� j� �w drodze wyj�tku, raz na ca�� okupacj�" do Lar- dellego. Oto siedzi zerkaj�c niespokojnie na drzwi, na jadowite zielenie mundur�w utkane tu i tam w�r�d licznych stolik�w. Ju� jest. Stan�a w progu. Spostrzeg�a go od razu. Idzie w tym t�oku prosto, zr�cznie, jakby ca�e �ycie 10 sp�dzi�a na takich okazjach. Zrywaj� si� oklaski. Kolumb jest spocony. Wszystko zdaje si� by� adre- sowane do niej. Dopiero gdy przycupn�a na brze�- ku krzes�a i sama z�o�y�a do oklask�w d�onie, spo-- strzeg�, �e publiczno�� wita dyrygenta, kt�ry w�a�- nie pojawi� si� za jego plecami. Kolumb, cho� na- stawiony sceptycznie, spojrza� z mimowolnym sza- cunkiem na m�czyzn� z lwi� grzyw�. Dyrygent, korzystaj�c ze swej ukrai�skiej listy narodowo�cio- wej, reprezentowa� niemal monopol na wykonywa- nie muzyki powa�nej. Ba�ka przysiad�a na brze�ku krzes�a, troch� po pen- sjonarsku, ale jedno spojrzenie po sali � i postawa jej zmieni�a si�. Naprzeciw Kolumba siedzi ju� da- ma. ,,A to paskudna smarkata!" � gromi j� w my- �lach Kolumb, ale odczuwa mi�� satysfakcj�, jakby dopiero teraz przekonywa� si�, jak wygl�da napraw- d� ta jego dziewczyna. Widzi spojrzenia od s�sied- nich stolik�w. � Sp�ni�a� si�. By�o co? � zapyta� jeszcze, nim orkiestra zacz�a gra�. Zawaha�a si� przez sekund�, czy nie skorzysta� z okazji i nie usprawiedliwi� si� jak�� �apank� lub ba�aganem na trasie, ale pokr�ci�a przecz�co g�o- w�. .�.'.�. � Sp�ni�am si� zwyczajnie � rzuci�a z przekor- nym m�stwem. . . Przyj�� to z rado�ci�, jak podzi�kowanie za d�ugie godziny, podczas kt�rych przezywa�a ; go m�ciwie �harcerzem", a w kt�rych on uczy� j� �poszanowa- nia dla w�asnego s�owa". Uderzy�a muzyka. Kolumb na pocz�tku wojny mia� szesna�cie lat. Muzyki uczy� si� do dwunastego roku �ycia, ale potem, poznawszy urok boiska, stwierdzi�, ��e b�dzie gra� na centrze, nie na fortepianie", i tak d�ugo i uparcie strajkowa�, a� oberwa� pierwsze w �yciu lanie od spokojnego zazwyczaj ojca. Mimo to zwyci�y�. S�dzi�, �e muzyka nic go nie obcho- dzi. Przyszed� tu dla Ba�ki i oto ca�kiem niespodzia- nie zabra�y go gdzie� ogromne fale d�wi�k�w. Za- pomnia�, gdzie jest. W pewnej chwili napotka� jej spojrzenie i ju� w nim pozosta�. Potem odczu� nagle przestrach przed up�ywem czasu. To, co niekiedy prze�ladowa�o go my�l�, �e z ka�dym dniem zbli�a si� do daty swej �mierci, kt�ra mog�a ju� by� tu, na s�siedniej ulicy, teraz odezwa�o si� jeszcze bole�- niejszym poczuciem przemijania. Prawie s�ysza� plusk czasu w strunach, kot�ach. Przerwali. Oklaski otrze�wi�y Kolumba. W rozja�- nionym �wietle dostrzeg� nad brwi� Ba�ki male�kie znami�. By�a to blizna nabyta w dzieci�stwie. Za- chwyca� si� i tym. � Musisz przyj�� do mnie jutro � postanowi� lek- ko. Niezdarnie wypowiedzia� my�l, z kt�r� nosi� si� od miesi�ca, jeszcze przed ich tygodniowym zerwa- niem o kino. � A kt�ra jest teraz? � zainteresowa�a si� godzi- n�. W odpowiedzi zablagowa� kwadrans. Ale ona by�a czujna. Za chwil� wyci�gn�a r�k� do jego ze- garka. Schowa� d�o� za plecy, a nast�pnie uderzy� nagle wierzchem nadgarstka o marmur...
ptomaszew1966