Anderson Księżyc łowcy.txt

(174 KB) Pobierz
POUL ANDERSON

KSIʯYC �OWCY

Ksi�yc �owcy
Rzeczywisto�ci nie postrzegamy, rzeczywisto�� jest naszym zamys�em. Odmienne 
przypuszczenia mog� doprowadzi� do katastrofalnych zaskocze�. Ten powtarzany bez 
ko�ca b��d stanowi �r�d�o tragicznej natury historii.
Oskar Haeml, Betrachtungen uber die menschliche Verlegenheit.
Oba s�o�ca znikn�y ju� za horyzontem. Widniej�ce na zachodzie g�ry sta�y si� 
ju� fal� czerni, nieruchom�, jak gdyby dotkn�� ich i zmrozi� ch��d Za�wiatu, gdy 
jeszcze si� wznosi�y na pierwsz� morsk� przeszkod� po drodze ku Obietnicy; ale 
niebo nad nimi sta�o purpurowe, ukazuj�ce jedynie pierwsze gwiazdy i dwa ma�e 
ksi�yce, srebrzyste sierpy w ochrowej obw�dce, niczym sama Obietnica. Na 
wschodzie niebo pozosta�o jeszcze b��kitne. Tutaj, niewysoko ponad oceanem, Ruii 
ja�nia� nieomal pe�nym blaskiem. Jego pasy b�yszcza�y na tle karmazynowej 
po�wiaty. Pod ni� dr�a�y wody - �wiadectwo wiatru.
A'i'ach te� czu� wiatr, ch�odny i szemrz�cy. Odpowiada� mu najdrobniejszym 
w�oskiem swego cia�a. Potrzebowa� zaledwie niewielkiego popchni�cia, by 
utrzymywa� sta�y kurs; wysi�ek ten starcza�, by da� poczucie w�asnej si�y i 
jedno�ci ze swym Rojem oraz kierunkiem i celem drogi. Otacza�y go kuliste cia�a 
towarzyszy, jarz�ce si� lekko, nieomal zas�aniaj�ce mu widok ziemi, nad kt�r� 
p�yn�li; by� spo�r�d nich najwy�ej. Ich zapach �ycia st�umi� wszystkie inne 
niesione przez wiatr, s�odkie i mocne, i brzmia� ich wsp�lny �piew, stug�osowego 
ch�ru, aby dusze ich mog�y si� po��czy� i sta� jednym Duchem, przedsmakiem tego, 
co oczekiwa�o ich na dalekim zachodzie. Dzi� wieczorem, gdy P'a przejdzie przez 
tarcz� Ruii, powr�ci Czas Blasku. Ju� si� wszyscy na to cieszyli.
Tylko A'i'ach nie �piewa� ani si� nie zatraci� w marzeniach o ucztowaniu i 
mi�o�ci. By� zbyt �wiadom tego, co niesie. To, co ludzie przyczepili do jego 
cia�a, wa�y�o bardzo niewiele, ale przepe�nia�o mu dusz� czym� ci�kim i 
surowym. Ca�y R�j wiedzia� o niebezpiecze�stwie napa�ci i wielu �ciska�o bro�: 
kamienie do rzucania lub zaostrzone ga��zie, kt�re opadaj� z drzew ii - w 
mackach faluj�cych pod kulami ich cia�. A'i'ach mia� stalowy n� - zap�at� ludzi 
za zgod� na obci��enie jego cia�a. Jednak nie by�o to w naturze Ludu, by obawia� 
si� czego�, co mo�e grozi� im w przysz�o�ci. A'i'ach czu� osobliwe zmiany 
spowodowane tym, co dzia�o si� wewn�trz niego.
Wiedza ta przysz�a, sam nie by� pewien jak, ale wystarczaj�co powoli, by go nie 
zaskoczy�. Jednak zamiast tego przepe�ni�a go zawzi�to��. Gdzie� w tych g�rach i 
lasach znajdowa�a si� Bestia nosz�ca t� sam� bro� co on, znajduj�ca si� w nik�ym 
kontakcie typu rojowego - z cz�owiekiem. Nie potrafi� odgadn��, co to mo�e 
zwiastowa�, z wyj�tkiem jednego: jakie� k�opoty dla Ludu. Pytanie ludzi o to 
mog�o by� nierozs�dne. Dlatego te� postanowi� zrobi� rzecz obc� jego rasie: 
postanowi�, �e sam usunie t� gro�b�.
Poniewa� oczy mia� umieszczone w dolnej po�owie cia�a, nie widzia� przedmiotu 
umocowanego na szczycie ani bij�cego z niego �wiat�a. Jego towarzysze mogli to 
jednak zobaczy�, wi�c kaza� sobie wszystko pokaza�, nim zgodzi� si� to ponie��. 
�wiat�o by�o s�abe, widoczne tylko w nocy, a i to jedynie na ciemnym tle, b�dzie 
wi�c szuka� b�ysku w�r�d cieni na powierzchni ziemi. Pr�dzej czy p�niej zobaczy 
go. Okazja by�a po temu nie najgorsza teraz, o Czasie Blasku, gdy Bestie 
wyrusz�, by zabija� Lud, o czym wiedzia�y, licznie zgromadzony na rozkosze. 
A'i'ach za��da� no�a jako ciekawostki, kt�ra mo�e si� przyda�. Chcia� schowa� go 
w ga��ziach drzewa, by z nim po�wiczy�, gdy przyjdzie mu na to ochota. Czasem 
kt�ra� z Os�b wykorzystywa�a znaleziony przedmiot, na przyk�ad ostry kamie�, do 
jakich� dora�nych cel�w, aby na przyk�ad otworzy� str�k grzebienio-kwiatu i 
wypu�ci� przepyszne nasionka. Mo�e za pomoc� no�a b�dzie m�g� robi� narz�dzia z 
drewna i mie� ich kilka w zapasie.
Zastanowiwszy si� nad tym, A'i'ach skonstatowa�, do czego naprawd� s�u�y ostrze. 
M�g� uderza� z powietrza, p�ki Bestia nie zginie... nie, p�ki nie zginie ta 
bestia.
A'i'ach polowa�... 
***
Kilka godzin przed zachodem s�o�ca Hugh Brocket i jego �ona, Jannika Rezek, 
przygotowywali si� do nocnej pracy, gdy zjawi�a si� Chrisoula Gryparis, mocno 
sp�niona. Burza najpierw zmusi�a samolot do l�dowania w Enrique, a potem, 
z�o�liwie pr�c na zach�d, zmusi�a go do zatoczenia szerokiego �uku w czasie lotu 
do Hansonii. Nawet nie spostrzeg�a Oceanu Pier�cieniowatego i przelecia�a dobre 
tysi�c kilometr�w w g��b l�du, po czym musia�a skr�ci� na po�udnie i wr�ci� tyle 
samo, by dotrze� do ich wielkiej wyspy.
-  Port Kato wygl�da ogromnie odludnie z powietrza - zauwa�y�a.
Cho� z silnym obcym akcentem, jej angielski - j�zyk uzgodniony jako wsp�lny na 
tej stacji - by� p�ynny; mi�dzy innymi dlatego znalaz�a si� tutaj, by zbada� 
mo�liwo�ci znalezienia jakiego� zaj�cia.
-  Bo jest odludny - o�wiadczy�a Jannika, z w�asnym obcym akcentem. - Kilkunastu 
naukowc�w, mo�e dwa razy tylu praktykant�w i par� os�b personelu pomocniczego. 
Dlatego te� b�dziesz tu szczeg�lnie mile widziana.
-  Co, czy�by�cie si� czuli osamotnieni? - zdziwi�a si� Chrisoula. - Mo�na 
przecie� rozmawia� z ka�dym po stronie przyplanetarnej, kto ma holokom?
-  Owszem albo polecie� do miasta s�u�bowo lub na urlop czy przy innej okazji- 
w��czy� si� Hugh. - Ale cho� obraz jest stereoskopowy, a d�wi�k plastyczny, jest 
to tylko obraz. Nie mo�na go przecie� zabra� na drinka po rozmowie? Co do 
wyjazd�w za�, to po nich zawsze si� jednak wraca do tych samych twarzy. Plac�wki 
naukowe staj� si� coraz bardziej wyalienowane towarzysko. Sama zobaczysz, gdy tu 
przyjedziesz. Ale nie chcia�bym - doda� po�piesznie - by� odnios�a wra�enie, �e 
ci� zniech�cam. Jan ma racj�, b�dziemy szcz�liwi, gdy zjawi si� tu kto� nowy.
Jego obcy akcent wynika� z �yciorysu. J�zyk ojczysty - angielski; Hugh jednak 
by� Medea�czykiem w trzecim pokoleniu, co oznacza�o, �e jego dziadkowie opu�cili 
Ameryk� P�nocn� tak dawno temu, i� j�zyk zmieni� si� podobnie jak wszystko 
inne. Chrisoula zreszt� nie by�a w tym wszystkim zorientowana, skoro laserowa 
wi�zka bieg�a z Ziemi na Kolchid� prawie pi��dziesi�t lat, a statek, kt�rym tu 
przylecia�a, u�piona i nie starzej�ca si�, by� o wiele wolniejszy...
-  Tak, z Ziemi! - W g�osie Janniki s�ycha� by�o rado��. Chrisoula drgn�a.
-  Gdy odlatywa�am, na Ziemi by�o nieciekawie. Mo�e p�niej sytuacja si� 
polepszy�a. Prosz� was, ch�tnie porozmawiam o tym p�niej, ale teraz chcia�abym 
si� zaj�� przysz�o�ci�.
Hugh poklepa� j� po ramieniu. Pomy�la�, �e Chrisoula jest do�� �adna; z 
pewno�ci� nie dor�wnywa�a Jan (niewiele zreszt� kobiet mog�o si� z ni� r�wna�), 
ale gdyby ich znajomo�� mia�a rozwin�� si� w kierunku ��ka, nie mia�by nic 
przeciwko temu. Zawsze jaka� odmiana.
-  Dzi� jako� szczeg�lnie ci si� nie wiod�o, co? - mrukn��. - Najpierw to 
op�nienie, p�ki Roberto... to znaczy dr Venosta nie wr�ci z obserwacji w 
terenie, a dr Feng z O�rodka, dok�d pojecha� z pr�bkami...
Mia� na my�li g��wnego biologa i g��wnego chemika. Specjalno�ci� Chrisouli by�a 
biochemia; wszyscy mieli nadziej�, �e skoro dopiero co przyby�a, i to ostatnim z 
niecz�sto przylatuj�cych statk�w mi�dzygwiezdnych, przyczyni si� istotnie do 
wyja�nienia �ycia na Medei.
U�miechn�a si�.
-  No, to zaczn� od zapoznawania si� z innymi, poczynaj�c od was - dwojga mi�ych 
os�b.
Jannika potrz�sn�a g�ow�.
-  Przykro mi - rzek�a - ale sami jeste�my za�atani; wkr�tce wychodzimy i mo�emy 
nie wr�ci� przed �witem.
-  To znaczy... kiedy? Za oko�o trzydzie�ci sze�� godzin? Tak. Czy to nie za 
d�ugo jak na wyprawy w... jak to powiedzie�? W tak niesamowitym otoczeniu?
Hugh za�mia� si�.
-  Taki jest los ksenologa, a oboje mamy t� specjalno�� - odpar�. - Mmm... 
my�l�, �e przynajmniej ja znajd� troch� czasu, by pokaza� ci to i owo, 
wprowadzi� ci� we wszystko i w og�le sprawi�, by� czu�a si� jak u siebie w domu.
Poniewa� Chrisoula przyby�a w tym punkcie cyklu dy�ur�w, gdy wi�kszo�� ludzi 
jeszcze spa�a, skierowano j� do kwatery Hugha i Janniki, kt�rzy wcze�nie wstali, 
by przygotowa� si� do wyprawy.
Jannika rzuci�a mu ci�kie spojrzenie. Hugh by� pot�nie zbudowanym m�czyzn�, 
kt�ry oblicza� sw�j wiek na czterdzie�ci jeden lat ziemskich: krzepkiej budowy 
cia�a, o troch� niezgrabnych ruchach, z zawi�zuj�cym si� brzuszkiem; ostre rysy 
twarzy, jasne w�osy, niebieskie oczy; ostrzy�ony na kr�tko, g�adko wygolony, ale 
niechlujnie ubrany w kurtk�, spodnie i wysokie buty, w stylu g�rnik�w, w�r�d 
kt�rych si� wychowa�.
-  Ja nie mam czasu - o�wiadczy�a. Hugh wykona� szeroki gest.
-  Jasne, nie przeszkadzaj sobie, kochanie. - Uj�� Chrisoul� pod �okie�. - 
Chod�my si� przej��.
Oszo�omiona wysz�a z nim z zagraconego baraku. Na podw�rzu zatrzyma�a si� i 
d�ugo rozgl�da�a dooko�a, jak gdyby po raz pierwszy zobaczy�a Mede�.
Port Kato by� faktycznie niewielki. Aby nie zak��ca� tutejszej ekologii takimi 
urz�dzeniami, jak o�wietlenie ultrafioletowe nad poletkami uprawnymi, 
zaopatrywa� si� we wszystko, co mu potrzebne, w starszych i wi�kszych osadach po 
stronie przyplanetarnej. Poza tym, cho� znajdowa� si� w pobli�u wschodniego 
skraju Hansonii, usytuowano go jednak kitka kilometr�w w g��b l�du, na 
wzniesieniu, by zabezpieczy� si� przeciwko przyp�ywom Oceanu Pier�cieniowatego, 
kt�re potrafi�y przybiera� potworne rozmiary. W ten spos�b przyroda otacza�a i 
przygniata�a grup� budowli ze wszystkich stron, gdziekolwiek by spojrza�a... czy 
te� s�ucha�a, odczuwa�a powonieniem, dotykiem, smakiem, poruszeniem. Przy sile 
ci��enia nieco mniejszej ni� na Ziemi jej ch�d by� cokolwiek skoczny. Wi�ksza 
zawarto�� tlenu tak�e dodawa�a energii, cho� nie pozby�a si� jeszcze zwi�zanego 
z tym podra�nienia b�on �luzowych. Pomimo usytuowania w strefie tropikalnej 
powietrze by�o balsamiczne i niezbyt wilgotne, poniewa� wyspa le�a�a do�� blisko 
strony odplanetarnej. Przesyca�y je najr�niejsze ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin