Card Orson Scott - Mistrz pieśni.rtf

(1875 KB) Pobierz
ORSON SCOTT CARD

ORSON SCOTT CARD

MISTRZ PIEŚNI

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Bena Bovy, mistrza pieśni, który tak samo troszczy się o rozwój młodych głosów, jak o własną pieśń

PROLOG

Nniv nie wyszedł na spotkanie kosmolotu Mikala. Zamiast tego czekał w rozległym Domu Pieśni, słuchając melodii kamiennych ścian, szeptu setki młodych głosów z Izb i Komnat, zimnego rytmu przeciąw. Niewielu w galaktyce ośmielało się żądać od Mikala, żeby fatygował się do nich osobiście. Nniv nie był jednak zuchwalcem.

Po prostu uważ, że Mistrz Pieśni nie powinien wychodzić komuś na spotkanie.

Za murami Domu Pieśni mieszkańcy planety Tew nie przyjęli wizyty tak spokojnie.

Kiedy statek kosmiczny Mikala wysł w dół gigantyczne strumienie energii i delikatnie, majestatycznie osiadł na lądowisku, czekały na niego tysiące ludzi.

Gość być ukochanym przywódcą, witanym przez orkiestry i wiwatujące tłumy, które zapełniły lądowisko, jak tylko dostatecznie ostygło. Mó być bohaterem narodowym, któremu rzucano kwiaty pod nogi, a dygnitarze kłaniali się, oddawali honory i usiłowali sprostać sytuacji, jakiej nie przewidział żaden protokół dyplomatyczny obowiązujący na Tew.

Lecz hołdy i wiwaty nie wynikały z miłci. Za powitalny - mi ceremoniami kryła się niewygodna świadomość faktu, iż Tew z opóźnieniem poddawała się Dyscyplinie Frey. Ambasadorzy Tew na innych światach knuli intrygi i zawierali przymierza, które tworzyły ostatni, żosny front oporu przeciwko najsilniejszemu, niezwyciężonemu zdobywcy w historii. Żadna z intryg do niczego nie doprowadziła.

Upadło zbyt wiele potężniejszych aliansów i narodów, i żaden wewnętrzny świat nie stawiał teraz oporu, kiedy przybywały statki Mikala; nie dopuszczano do jakichkolwiek przejawów wrogości.

Co prawda strach nie gościł w sercach dygnitarzy, którzy niezręcznie brnęli przez zaimprowizowane ceremonie. Czasy okrutnego podboju planet minęły. Teraz, po zdławieniu resztek oporu, Mikal udowodnił, że potrafi rządzićdrze, brutalnie i sprawnie, konsolidując imperium, z którego mó sięgnąć dalej w głąb galaktyki, do odległych światów i konfederacji, gdzie jego imię było zaledwie pogłoską. Dopóki dygnitarze zachowają ostrożność, rządy Mikala na Tew bę stosunkowo łagodne, na ogół sprawiedliwe i uczciwe do obrzydliwości.

Niektórzy zastanawiali się, dlaczego Mikal w ogóle fatygo - wał się na Tew.

Wyglądał na znudzonego, kiedy kroczył po dywanie z kwiatów, a jego świta i gwardziści utrzymywali tłum w bezpiecznej odległci. Nie spojrzał ani w lewo, ani w prawo, szybko zniknął we wnętrzu pojazdu, który zawió go do siedziby rządu. Nie sam Mikal, lecz jego asystenci przesłuchiwali, zatrudniali i zwalniali, informowali i objaśniali nowe prawa i no - wy porządek, pospiesznie zrewidowali system polityczny planety, żeby pasował do schematu pokojowego, sprawnie zarządzanego imperium Mikala. Włciwie, po co przyjechał sam Mikal?

Lecz odpowiedź powinna być oczywista i wkrótce stała się oczywista dla osób najlepiej poinformowanych, kiedy odkryto, że Mikal zniknął z budynku, gdzie miał zamieszkać. W gruncie rzeczy Mikal nie różnił się od innych turystów, którzy odwiedzali Tew. Planeta była raczej prowincjonalna, niewiele znaczyła w planach imperialnych. Z wyjątkiem Domu Pieśni. Mikal przyjechał do Domu Pieśni. A dla człowieka mającego władzę i bogactwo istniał tylko jeden powód takiej wizyty.

Oczywiście chciał dostaćowika.

- Pan nie może dostaćowika - powiedziała nieśmiało młoda kobieta w poczekalni.

- Nie zamierzam się wykłócać z odźwiernymi.

- Z kim pan chciałby się kłócić? To nic nie da.

- Z Mistrzem Pieśni, Nnivem.

- Pan nie rozumie - tłumaczyła młoda kobieta. - Słowiki dostają tylko ci, którzy naprawdę umieją je docenić. Zachęca - my ludzi, żeby je przyjęli. Nie spełniamy zamówień.

Mikal zmierzył chłodnym spojrzeniem.

- Ja nie składam zamówienia.

- Więc co pan tu robi?

Mikal nie powiedział nic więcej. Po prostu stał i czekał. Młoda kobieta próbowała z nim dyskutować, ale nie odpowiadał. Próbowała go zignorować i zająć sięasną pracą, ale on czekał ponad godzinę, aż nie mogła dłej wytrzymać.

Wstała i wyszła bez słowa.

- Jaki on jest? - zapytał Nniv cichym, spokojnym głosem.

- Niecierpliwy - odparła.

- A jednak czekał na ciebie - poprawił Nniv bez odrobiny krytycyzmu w głosie.

Ach, on jest dobrym panem”, pomyślała dziewczyna, ale zachowała tę myśl dla siebie.

- On jest surowy - powiedziała. - Jest władcą i nigdy nie uwierzy, że nie może czegoś dostać, nie może kimś rządzić, nie może wypełnić jakiegoś miejsca swoją obecnością.

- Każdy człowiek, który podróżuje w kosmosie - odparł łagodnie Nniv - musi wiedzieć, że są miejsca, których nie można wypełnić.

Dziewczyna skłoniła się.

- Co mam mu powiedzieć?

- Powiedz mu, że go przyjmę.

Była zaskoczona. Była zmieszana. Zabrakło jej słów, więc wyśpiewała swoje zmieszanie. Pieśń brzmiała słabo i nierówno, ponieważ dziewczyna nigdy nie miała zostać mistrzynią ani nawet nauczycielką; bez słów pytała Nniva, dlaczego zgodził się rozmawiać z takim człowiekiem, dlaczego ryzykował, że reszta ludzkości pomyśli: Dom Pieśni traktuje wszystkich jednakowo, ocenia tylko wartość człowieka, nie jego władzę - z wyjątkiem Mikala.

- Nie dam się skorumpować - zaśpiewał łagodnie Nniv.

- Odeślij go - błagała.

- Przyprowadź go do mnie.

wczas przełamała Kontrolę i wybuchnęła płaczem; oświadczyła, że nie może tego zrobić. Nniv westchnął.

- Więc przyślij mi Esste. Przyślij mi Esste, a potem zwalniam cię z obowiązków aż do wyjazdu Mikala.

Godzinę później Mikal wciąż stał w poczekalni, kiedy drzwi znowu się otworzyły.

Tym razem nie zjawiła się odźwierna. Weszła inna kobieta, bardziej dojrzała, z podkrążonymi oczami, promieniująca siłą.

- Mikal? - zapytała.

- Czy ty jesteś Mistrzynią Pieśni? - zapytał Mikal.

- Nie, nie ja - odparła i przez chwilę Mikal czuł dojmujący wstyd, że tak pomyślał. Ale czego mam się wstydzić, powiedział sobie i stłumił to uczucie.

Dom Pieśni rzuca czary, mawiali prości ludzie z Tew, co wprawiło Mikala w zaniepokojenie. Kobieta, nucąc, wyszła z pokoju. Nie powiedziała nic, lecz melodia przekazała Mikalowi, że powinien pójść za nią. Wąa nić muzyki poprowadziła go przez zimne kamienne komnaty. Tu i ówdzie otwarte drzwi; okna, przez które wpadał ponury odblask szarego zimowego...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin