Shirley Rogers - Teksański kochanek.pdf

(522 KB) Pobierz
ROGERS SHIRLEY
ROGERS SHIRLEY
TEKSAŃSKI KOCHANEK
ROZDZIAŁ P]ERWSZY
— Coś ci się stało, Red?
Deke McCall!
Mary Beth Adams zamarła. Ze starego, drewnianego koryta, w którym przed
chwilą wybiła butem dziurę, wyciekała brunatna woda.
Wstydziłaby się tej sytuacji przed kaŜdym — ale przed Dekiem najbardziej ze
wszystkich! Przeklinała własny temperament, patrząc za oddalającymi się
światłami samo chodu jedynego jeszcze do niedawna pracownika jej rancza. Jak
mógł tak nagle złoŜyć wymówienie i odjechać? Nawet jeŜeli dostał
atrakcyjniejszą pracę, powinien był przynajmniej poinformować ją z jakimś
wyprzedzeniem!
Opanowała wściekłość i popatrzyła na Deke”a
— atrakcyjnego męŜczyznę z jej przeszłości — czarującego kowboja.
Obróciła się ku niemu, przez co jej kostka wykręciła się mocniej i zaczęła boleć.
— Nic — skłamała. — Wszystko w porządku. — Była zła, Ŝe zwrócił się do
niej: Red. Tak nazywano ją dawniej, nie znosiła tego.
Znów czuła się podekscytowana, tak samo jak przed dwoma laty, kiedy ostatni
raz go widziała. Próbowała się opanować.
Nie jesteś juŜ uczennicą! — zgromiła się w myślach. Zakochanym podlotkiem,
który chce oddać swoje serce przystojnemu chłopakowi.
Ale serce wciąŜ biło jej szybko.
Popatrzyła na niego. Występy na rodeo najwyraźniej dobrze mu słuŜyły — miał
teraz barczyste ramiona, jeszcze bardziej muskularne niŜ dawniej.
Deke siedział w siodle i uśmiechał się. Jasne włosy wystawały mu spod
słomkowego kapelusza. Miał ten sam figlarny błysk w niebieskich oczach.
Był naprawdę atrakcyjnym męŜczyzną.
— Na pewno? — zadrwił ze śmiechem, przyglądając się jej. A miał na co
patrzeć — ponętne kształty postawnej Mary Beth przyciągały uwagę.
wszystkich męŜczyzn. Wtej chwili kołysała się na jednej nodze, przez co jej
biodra poruszały się prowokacyjnie.
Kręcone, rude włosy Mary Beth nie dawały się całkiem upiąć — wesołe
kosmyki opadały na twarz. Miała dwadzieścia pięć lat, ale wyglądała na mniej
więcej dziewiętnaście. Patrzyła teraz na Deke”a swymi zielonymi oczyma — ze
wstydem i złością. Nie była juŜ tak nieśmiała, jaką ją zapamiętał. Dorastali w
tym samym miasteczku, ale Deke nie znał jej zbyt dobrze, poniewaŜ był kilka
lat starszy.
Zwrócił na nią uwagę dopiero pamiętnej nocy przed dwoma laty...
Jedna niezwykła noc wystarczyła, Ŝeby zaczął się obawiać o swój kawalerski
stan...
Potrząsnął głową i patrzył, starając się nie śmiać na głos.
— Chyba jednak potrzebna ci pomoc — stwierdził.
— Dziękuję, poradzę sobie.
W istocie Mary Beth potrzebna była nawet nie po moc, ale chyba cud. Miała
powaŜne problemy ze swoim ranczem. Jeszcze parę miesięcy i nie będzie
musiała się o nic martwić. Ranczo stanie się własnością banku. JuŜ nie wierzyła
w cuda. Zebrała się w sobie i wydostała jakoś nogę z pułapki; udało jej się przy
tym nie upaść. Najadłaby się jeszcze więcej wstydu. Kostka mocno ją bolała.
— Co tu robisz? — spytała oschle.
Pamiętała jak dziś noc sprzed dwóch lat. To było po pogrzebie jej oj ca.
Pozostała samotna i zbolała — a Deke nią się zajął. Przytulał. JuŜ od kilku lat
wzdychała do niego, mimo Ŝe nigdy specjalnie jej nie zauwaŜał.
— W Teksasie? Czy tutaj u ciebie, w Paradise— upewnił się.
Paradise, czyli Raj — tak nazywało się ranczo Mary Beth.
Rozejrzała się. Wstydziła się za stan swojej posiadłości — dom i budynki
gospodarcze od dawna wymagały remontu: Hodowała mało bydła. Trudno
właściwie było nazwać Paradise ranczem. Deke musiał dziwić się, dlaczego tak
wyglądało.
— Co robisz na mojej ziemi — uściślila Mary Beth. Nie obchodziło jej,
dlaczego przyjechał w rodzinne strony. Dwa lata temu złamał jej serce. Być
moŜe nie miał takiego zamiaru. Nie wiedział, Ŝe od tylu lat budził takie gorące
uczucia. Tak czy owak, cierpiała, kiedy znikł. A teraz czasy się zmieniły — ona
się zmieniła. Czar, jaki roztaczał Deke, nie miał juŜ specjalnego znaczenia.
Wiedziała, Ŝe nikt z rodziny z McCallów nie zwiąŜe się z nikim z Adamsów,
przynajmniej nie na stałe. Jej rodzina nie była bogata, podczas gdy McCallowie
mieli największe i najbardziej dochodowe ranczo w okręgu Crockett. Nie
powinna była się dziwić, Ŝe ten męŜczyzna kochał się z nią, a potem znikł i
nigdy nawet nie zadzwonił.
Deke speszył się trochę, słysząc ostry ton jej głosu.
— Twoje bydło przerwało płot i część przeszła na moją stronę. Przyjechałem ci
powiedzieć.
— Zaraz się tym zajmę — obiecała, choć właściwie nie wiedziała, jak. Właśnie
straciła pracownika. Na Clyde”a nie mogła juŜ liczyć. Spierał się o drobiazgi,
ale był lepszy niŜ nikt. Przenosił się gdzieś w okolice Dallas. To kolejny
męŜczyzna, na którym się zawiodła. Powinna wreszcie nauczyć się, komu
moŜna ufać.
Nie było jej stać na zatrudnienie dobrego pomocnika. Musiała sobie radzić
sama.
Dlaczego właściwie tak mi zaleŜy na tym ranczu — pomyślała: Czemu marzę o
tym, Ŝeby zaczęło przy nosić dochody?
Dlatego Ŝe ojciec nie wierzył, iŜ dam sobie radę!
Minęły juŜ dwa lata od śmierci Hanka Adamsa, a sprawy miały się coraz gorzej.
Jakby wciąŜ próbowała udowodnić nieŜyjącemu ojcu, Ŝe się mylił. Gdyby była
rozsądniejsza, powróciłaby do San Antonio, gdzie mieszkała wcześniej.
Tyle Ŝe tym samym poniosłaby poraŜkę — zgodnie z przewidywaniami ojca,
który zawsze uwaŜał ją za kobietę pechową. Przełknęła łzy. Dlaczego jej nie
kochał?! Syna kochałby w naturalny sposób. „A córki — nie!
— Czy Clyde niedługo wróci — odezwał się Deke, wyrywając ją z zamyślenia.
— Poradzę sobie — odpowiedziała wymijająco. Musiała jakimś sposobem
wygonić bydło z ziemi McCalla. Nie chciała jego pomocy. Ale zbliŜał się termin
spłaty kredytu hipotecznego i jesli straci choć jedną krowę i nie sprzeda jej, me
wystarczy pieniędzy. Mimo wszystko wolała za ryzykować niŜ prosić Deke”a o
pomoc.
— Myślałem, Ŝe moŜe chciałabyś, Ŝebym ci pomógł — Deke znowu wyrwał
Mary Beth z rozmyślań. Wiedział, Ŝe zasłuŜył na jej gniew. Wykorzystał ją
kiedyś — kochał się z nią, a potem zostawił, znikając bez słowa. Trudno, Ŝeby
powitała go z otwartymi ramionami.
Ale nie planował wtedy seksu z nią!
Nie widywał jej w Crockett przez kilka lat. Mieszkała podobno w San Antonio.
Przyjechała nagle, kiedy powiadomiono ją o wypadku Hanka — jej ojca. Zmarł
parę tygodni po jej powrocie. Deke był na pogrzebie, przez szacunek dla sąsiada
Nie przyszło zbyt wiele osób. ZauwaŜył pośród Ŝałobników Mary Beth. Była
dorosłą kobietą, nabrała pewności siebie, Ŝyła pełnią Ŝycia. Radziła sobie.
Tylko na mego nie zwracała jakoś uwagi. Pozostał więc w jej domu po kolacji
najdłuŜej ze wszystkich. Zaintrygowało go, Ŝe najwyraźniej specjalnie starała
się unikać kontaktu z nim...
— Dziękuję — odezwała się Mary Beth — Czy masz jeszcze jakąś sprawę?
Chciała, Ŝeby sobie pojechał. Deke poczuł się obraŜony. Był jednak świadkiem
odjazdu Clyde”a i pomyślał, Ŝe Mary Beth moŜe nie poradzić sobie z bydłem
sama. Nie chciał, Ŝeby poniosła z tego powodu straty. Był dobrym sąsiadem.
— Moglibyśmy razem zagonić bydło na twoją ziemię — powiedział cicho —
Zrobimy to raz-dwa, i odjadę.
— Nie potrzebuję twojej pomocy — Dotknęła dłonią czoła. Dziwnie się
poczuła. Pociła się. Słońce zbyt jej dopiekło; a moŜe to z powodu skręconej
nogi? Bolała ją bardzo i puchła. Mary Beth me miała zamiaru ze mdleć na
oczach Deke’a...
Spojrzał w niebo. Zbierały się ciemne chmury.
— Chyba będzie burza — powiedział. — JeŜeli oboje weźmiemy się do roboty,
moŜe zdąŜymy przed deszczem — Popatrzył na nią. Poczuł to samo, co przed
dwoma laty. Po tym, jak się kochali, leŜał oszołomiony, mając ochotę na
jeszcze, na więcej — ale nie tylko na seks; na związek z nią. Niestety, nie
zamierzał zawierać z nikim małŜeństwa, a Mary Beth była kobietą, która
zdecydowanie do tego by dąŜyła.
Musiał uwaŜać, skoro po tak długim czasie wzbudzała w mm te same uczucia,
co dawniej.
— Nie chcę zajmować ci czasu — odezwała się — Powinieneś być teraz na
rodeo — dodała drwiąco. Nie była w stanie utrzymać cięŜaru ciała na obolałej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin