HISTORIA.doc

(77 KB) Pobierz
Agnieszka cierpi na syndrom DDA

HISTORIA…

 

 

Agnieszka cierpi na syndrom DDA. Teraz gdy jest już tego świadoma chce zmienić swoje życie.


       Mój tato jest alkoholikiem, nigdy się nie leczył i nie zamierza tego robić. Wiele razy próbowałam na niego wpłynąć, ale na nic się to nie zdało. On nie rozumie, że bardzo nas niszczy psychicznie – nigdy nie użył wobec nas siły fizycznej, ale jego słowa tak strasznie ranią, że czasem nie mam już na to wszystko siły. Ciągle boję się, że znów coś mu nie będzie pasowało, że o coś będzie miał pretensje, że znów zrobi awanturę.

Mam 19 lat, ale przez tę sytuację nie mogę żyć jak normalna dziewczyna.

O wszystko muszę pytać ojca, nie mogę za późno wrócić do domu, bo boję się jego reakcji. Przez niego mam bardzo niskie poczucie własnej wartości – ciągle mi mówi, że jestem głupia i wszystko robię źle.

Mama jest strasznie nerwową osobą. W moim „domu” panują gniew, złość, pretensje i wiele innych negatywnych emocji. Ja już się duszę – chciałabym się od tego uwolnić, ale nie wiem jak. Myślałam o jakiejś terapii, ale nie mam na to szans, bo mieszkam w małej miejscowości. Czuję, że sytuacja w domu niszczy mnie. Co prawda mam cudownego chłopaka, planujemy wspólne życie, ale ciągle mam jakieś lęki, obawy, chcę go kontrolować, bo nie potrafię mu w pełni zaufać. A przecież jest cudownym człowiekiem, najlepszym, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Mimo to często wybucham i prowokuję kłótnie z nim, potem strasznie źle się z tym czuję. Boję się, że zniszczę ten związek, choć to jedyne dobro, jakie mnie spotkało.

Chciałabym w końcu zacząć normalne życie. Wiem, że jest to możliwe tylko

z dala od tego mojego domu, ale na razie nie mogę się wyprowadzić. Co mam robić? Tylko proszę, nie piszcie, że powinnam porozmawiać z rodzicami itp., bo już to przerabiałam. Nie radzę sobie z tym wszystkim.

Agnieszka

 

 

Droga Agnieszko,
Zgadzam się z Tobą: w sytuacji takiej, jak Twoja, rozmowy z rodzicami nie pomagają, chociaż próbować od czasu do czasu warto, bo cuda się jednak zdarzają. Natomiast najważniejszą rzeczą jest rozmowa z Twoim chłopakiem. To, co dzieje się w Waszym związku, jest bardzo charakterystyczne dla DDA. Nie jest łatwo zmienić nawyki ukształtowane w rodzinie, z której się pochodzi – Ty nauczyłaś się w niej lęku i nieufności oraz tego, że bliskie relacje muszą być wypełnione konfliktami i złością. Na szczęście zdajesz sobie sprawę, że w Twoim związku jest to coś przeniesionego skądinąd i Twój chłopak nie jest ich powodem. On również musi o tym wiedzieć.
To z nim trzeba rozmawiać, opowiadać mu o swoich przeżyciach, tłumaczyć, że trudno Ci powstrzymać automatyczne reakcje, które nie pasują do Waszego dobrego układu. Dla niego musi być jasne, że przyczyną Twoich wybuchów nie jest on, lecz Twoja ponura przeszłość i niewesoła teraźniejszość. I oczywiście trzeba przepraszać, skoro to Ty prowokujesz kłótnie. Szczerość i otwartość, dzielenie się tym, co przeżywasz, to jeden ze sposobów dbania o Twój związek.

Ważne jest jednak również uzdrawianie czy łagodzenie skutków życia

w rodzinie z pijącym alkoholikiem. Skoro niedostępna jest regularna terapia, możliwe są różne formy wyjazdowe: uczestniczysz w kilkudniowych zajęciach

i część swoich problemów pozostawiasz za sobą.
Dopóki nie możesz się wyprowadzić z domu, postaraj się zadbać o siebie. Jak? Zapewniając sobie jak najwięcej wsparcia, czyli kontaktu z życzliwymi osobami, które wysłuchają Cię, kiedy będziesz opowiadać o swoich smutkach i rozpaczy, które poza tym będą Cię akceptować i będą okazywać tę akceptację.
Wierzę, że Twój hart ducha pomoże Ci dotrwać do lepszych czasów.

 

 

Katarzyna ma 27 lat. Pochodzi z rodziny, w której ojciec uzależniany był od alkoholu. Teraz, kiedy jest już dorosła zauważyła u siebie duże problemy

z okazywaniem emocji.


      Mam 27 lat. Od niedawna chodzę na terapię, miałam już pięć spotkań. Wychowałam się w rodzinie, w której ojciec dużo pił. Kiedy miałam 12 lat wyprowadził się z domu i zostaliśmy we trójkę: mama, starszy brat i ja. Jako dorosła osoba zauważyłam, że mam problemy z emocjami, boję się okazywać złość, nie potrafię mówić o tym, że czyjeś zachowanie mnie rani, nie umiem rozmawiać o swoich potrzebach. Z tego powodu podjęłam terapię. Niestety, nie potrafię się na niej otworzyć. Często nie mówię całej prawdy dotyczącej jakichś trudnych przeżyć, czasami wręcz kłamię, żeby przedstawić coś w lepszym świetle, albo tylko dlatego, że powiedzenie prawdy oznaczałoby przyznanie się do własnego bólu i bezbronności. Towarzyszy mi bardzo silne uczucie, że nie mam prawa mówić o wszystkich trudnych rzeczach, które mnie spotkały ze strony bliskich, bo byłaby to nielojalność z mojej strony.

Myślę, że celem terapii raczej nie jest opowiadanie wygładzonych czy nie do końca prawdziwych historii, ale nie umiem inaczej. Nie potrafię nawet powiedzieć terapeucie, że mam z tym problem, zamykam się w sobie. Chciałabym to jakoś zmienić, zwłaszcza że obawiam się, że ten mur milczenia czy kłamstwa jest coraz silniejszy i nie rozwiążą tego problemu kolejne spotkania. To nie jest wyłącznie problem oswojenia się z terapią. Rozumiem, że właśnie na tym polega terapia – na rozmawianiu, że to jest takie szczególne miejsce, gdzie można bezpiecznie się otworzyć, ale dla mnie taka rozmowa z psychologiem jest za trudna.

Katarzyna



Pani Katarzyno,

Opisuje Pani swoją sytuację podczas terapii jasno i wyciąga Pani trafne wnioski: terapia oparta na przemilczeniach nie ma sensu. A skoro tak, to trudno mi zrozumieć, dlaczego tej wiedzy nie próbuje Pani chociaż w pewnym stopniu wcielić w życie.
Być może przeszkadza w tym Pani wyobrażenie, że możliwa jest jedynie wersja „wszystko albo nic”. Tymczasem nabieranie zaufania, tak bardzo zawiedzionego w alkoholowej rodzinie, u wszystkich DDA łączy się z dużymi oporami i zwykle zabiera sporo czasu.
Dlatego chciałabym Pani zasugerować prosty sposób: wypisanie na kartce listy spraw, o których chciałaby Pani mówić z terapeutą, ułożonych według stopnia trudności, aby można było poruszyć najpierw te łatwiejsze, a w miarę oswajania się – cięższe i budzące większy opór. Niewykluczone, że na opowiedzenie

o niektórych w ogóle się Pani nie zdecyduje albo będzie Pani potrzebowała do tego szczególnych warunków, co jest normalne i sensowne.

Generalnie w terapii, zwłaszcza w terapii DDA, potrzebna jest cierpliwość

i konsekwencja, a także decyzja, której w Pani przypadku nie jestem do końca pewna. Tymczasem główna odpowiedzialność za Pani zdrowienie spoczywa na Pani. Nawet najlepszy terapeuta nic nie poradzi, jeśli woli Pani z pozoru wygodniejsze, lecz dolegliwe pozostawanie w miejscu.
Być może jest jednak tak, że unikając otwartości chce Pani zasłonić jakąś konkretną rzecz, którą boi się Pani powierzyć terapeucie, i że to właśnie ta jedna sprawa blokuje całe Wasze porozumienie.

Czy nie jest tak, że obawia się Pani powiedzieć A, żeby B nie powiedziało się samo? Chcę Panią zapewnić, że zwykle podzielenie się tym, co najbardziej wstydliwe, przynosi wielką ulgę. Zachęcam Panią do prób zmagania się ze swoimi oporami przed ujawnianiem w terapii prawdy o swoim życiu i o sobie. To bardzo trudny proces, ale daje dużo pewności siebie, siły i zadowolenia

z życia.

 

 

- Kiedy zauważyłeś, że jesteś DDA?

Poznałem dziewczynę, która chodziła na terapię. To ona zauważyła u mnie symptomy DDA. Byliśmy razem przez ponad dwa lata. Mieszkaliśmy razem. Nasz związek się rozpadł, bo byliśmy dla siebie nie do wytrzymania. Wiele przenosiliśmy z naszych domów do naszego związku.

- Co takiego musiało się stać w Twoim życiu, żebyś zaczął szukać pomocy?

Na terapię trafiłem przez "przypadek". Teraz wiem, że nie ma przypadków - wszystko ma swój cel. Im dłużej chodziłem na terapię, tym bardziej ugruntowywałem się w przekonaniu, że problem naprawdę mnie dotyczy.

Z początku chodziłem na terapię z ciekawości, sugerując się kolejnym stopniem "wtajemniczenia". Byłem ciekawy świata, bo tak naprawdę to zawsze czułem niedosyt, że wciąż za mało, coś zawsze nie tak. Bałem się odrzucenia mojego ojca - tak bardzo chciałem, aby wreszcie był ze mnie zadowolony. Terapię traktowałem jako ciekawostkę. Dopiero potem zaczęła dokonywać się we mnie przemiana, gdy zacząłem kontaktować się z moimi uczuciami...

- Jak wyglądało kiedyś Twoje życie, a jak wygląda ono dziś?

Moje dawne życie:
-dziesiątki razy dziennie chciałem popełniać samobójstwo, lecz nigdy nie miałem dość odwagi, by to zrobić,
-brak porozumienia z moimi rodzicami zwłaszcza z pijącym ojcem,                                           -bardzo niskie poczucie wartości,
-nie wierzyłem, że mogę znaleźć dziewczynę, że komuś na mnie zależy,
-uważałem, że studia są nie dla mnie, bo co ja wiem, przecież jestem głupi i nic nie umiem, mam dwie lewe ręce,
-nie wierzyłem, że jest jakakolwiek praca dla mnie,
-wstydziłem się siebie,
-bałem się ludzi, unikałem kontaktów z nimi, nawet kontakty z kolegami był dla mnie uciążliwe,
-uciekałem w marzenia, sport (piłka nożna), hobby (wędkarstwo), naukę - zajmowało mi to bardzo dużo czasu, co dawało mi ochronę przed światem i bolesnym życiem w domu, (bo jak się uczę czy gdy nie ma mnie w domu to pijany ojciec się nie "czepia")
-zamykałem się w sobie - nie czułem i nie mówiłem nikomu o swoich uczuciach, bo  i nikogo nie było, z kim bym mógł porozmawiać,
-często mówiłem dziewczynom, że ich kocham, a w ogóle tego nie czułem,
-stany depresyjne - nie raz cały dzień przeleżałem na łóżku i użalałem się nad sobą, jaki ja jestem biedny i nieszczęśliwy,
-ogromne lęki, gdy pojawiała się możliwość rozpoczęcia nowej, kolejnej pracy, czy podołam,
-strach - wymyśliłem, że gdy będę oglądał horrory to on zniknie, znikał na chwilę, bo potrzebował "pokarmu", czyli dalszych dawek filmów dla ludzi o mocnych nerwach, doszło do tego, że wracałem przez bieszczadzki las ponad 10 km w nocy  i miałem z tego wielką frajdę - tak skutecznie zagłuszyłem moje uczucia,
-moją wiedzę na temat seksu czerpałem z gazet i książek, zazwyczaj z tych niewłaściwych, kobiety traktowałem jak te "panie" ze "świerszczyków" i filmów, co dodawało mi poczucia wartości, potem znalazłem inny sposób na zadawalanie siebie,
-poczucie, że jestem sam na tym świecie, a wszyscy w koło są w każdym kawałku lepsi ode mnie,
-perfekcjonizm - nawet książki na półce musiały być ułożone wg wielkości, tematycznie, wg ważności, itp., przesadne dbanie o wygląd zewnętrzny,
-nadwrażliwość - cokolwiek ktoś coś mi powiedział brałem to jako obrazę, niezrozumienie mnie, bo jak mi można coś takiego powiedzieć, a potem nakręcałem się, że jestem do dupy,
-zrzucanie winy na Boga i wszystkich wkoło, bo to, że jest mi tak źle to wina Boga, On wcale nie jest sprawiedliwy - myślałem, bo ja tak cierpię, a nie mam nic, przeklinanie Go,
-próby zabicia ojca,
-nieufność wobec całego świata, przeświadczenie, że każdy chce Cię skrzywdzić itd.

Moje dzisiejsze życie:
-rozpocząłem studia, spełniając moje największe marzenia zostania nauczycielem,
-myślę pozytywnie - już wiem, że w życiu nic gorszego mi się stać nie może,
-wiara w Siłę Wyższą, Boga, który czuwa nade mną i wie, co robi,
-świadomość nie wchodzenia w związki uzależnieniowe z kobietami, w ogóle nie wchodzenia w związki na czas terapii,
-chce mi się rano wstawać do pracy,
-praca, hobby, sport, nauka - nie traktuję tego jako "wypełniacz" czasu, ucieczkę przed rzeczywistością,
-cieszę się z małych rzeczy,
-prawie zawsze mam dobry humor,
-nie boję się mówić o swoich poglądach na dany temat, jeśli ich nie mam to mówię po prostu, że się na tym nie znam - przyznaję się do tego, że wcale nie muszę być najlepszy, okazuję słabość i dobrze mi z tym,
-okazuję uczucia, wyrażam je - gdy jest mi źle płaczę, gdy odczuwam radość śmieję się, cieszę, umiem przyjmować prezenty, nie traktując tego jako łaskę, litowanie się nade mną,
-poprawiła się moja relacja z Bogiem, zauważam bardzo głęboki sens Dekalogu,
-poprawiła się bardzo moja relacja z rodzicami - coraz częściej mówimy o swoich uczuciach,
-zauważyłem, że zmieniając siebie zmieniłem rzeczywistość, w której żyję, ludzie inaczej mnie traktują, liczą się ze mną, cieszą się, że jestem, dla niektórych jestem prawdziwym przyjacielem,
-dostrzegam uroki dnia codziennego takie jak wschód Słońca, padający deszcz, sens pracy roznosiciela gazet, ćwierkający ptak, miłe słowo drugiej osoby,...
-już tak się nie spieszę wszędzie, a czasu mam coraz więcej - to niesamowite!!!
-lubię ludzi i zwierzęta oraz całą otaczającą przyrodę, zaczynam ludziom coraz bardziej ufać,
-JESTEM ZADOWOLONY Z SIEBIE !!!
-i tak dalej - można prawie bez końca wymieniać,

- Co chciałbyś powiedzieć komuś, kto jeszcze cierpi, waha się czy skorzystać z jakiejś pomocy?

-Jeśli zauważyłe/aś jakieś cechy z tego, co wymieniłem w moim dawnym świecie nie krępuj się, skorzystaj z pomocy psychologa. Dzisiaj to już nie jest żaden wstyd. W dużych miastach może jest trochę łatwiej, bo ludzie się mniej znają. W naszej polskiej rzeczywistości może to być postrzegane jako objaw wariactwa czy w stylu "coś masz z głową". Nie przejmuj się tym. Potem Ci ludzie będą Ci zwyczajnie zazdrościć jak będą widzieć jak świetnie Ci się żyje, jak jesteś zadowolony/a z życia.
Jest też wymiar materialny, np. praca - zdobywasz taką pewność siebie, że jesteś  w stanie uwierzyć we własne siły, że możesz wszystko. Ograniczeniem jesteś tak naprawdę tylko Ty. 

Odwagi - psychologowie to wspaniali ludzie, dla niektórych naprawdę ostatni ludzie, którym mogą zaufać. Pomogą Ci pozbyć się przykrych wspomnień z dzieciństwa i to bez żadnych leków czy temu podobnych. Wyzbycie się tych wspomnień  spowoduje powstanie nowego Ciebie, lepszego, zadowolonego z siebie i z całego świata. Tylko uwierz i zaufaj. Może to być ostatnia Twoja deska ratunku... Trzyyymam kciuki.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin