o. Augustyn Pelanowski_gn2006.doc

(497 KB) Pobierz

GN 2006

 

Serce pełne głosów  …

Rzemyk u sandała  …

Mieszkać z Bogiem  …

W jakiej jesteś sieci?  …

Duch zamieszania  …

A kto mi za to zapłaci?  …

Odstające uszy  …

Najsłabsza słabość  …

Miłosny list Boga  …

Przez pustynię do nieba  …

Na górę drogą w dół  …

Budynek do rozbiórki  …

Wahadełko nad kotletem  …

Nie zwiedzaj, ale zamieszkaj!  …

Flakonik, dzban, kielich  …

Krew na drzwiach  …

Jeszcze raz  …

Ryba z dna – światło z wysoka  ..

Pasja Pasterza  …

Owocowanie  …

Miłość wymaga  …

Światełko w piwnicy  …

Gniazdo z połamanych gałęzi  ...

W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego  …

Kochaj i pracuj  …

Maskota czy sternik?  …

Córeczka tatusia  …

Biada prorokom!  …

Świat w ogniu  …

Litości!  …

Kto rozdaje, ten dostaje  …

Nierozerwalne więzy  …

Znajdź w sobie człowieka   …

Święta prawda  …

Pułapka doskonałości  …

Zatrzaśnięte drzwi  …

Pokusa małych serc  …

Lek na zgorzknienie  …

Tnij, Waść!  …

Zawsze ten (ta) sam(a)  …

Odcinanie pępowiny  …

Ma się plecy!  …

Pod płaszczykiem  …

Ochrona przed rozpadem  …

Bez grosza przy duszy  …

Zaćmienie wiary  …

Klęska, czyli triumf  …

Rentgen sumień  …

Zatęsknij!  …

Zdejmowanie sandałów  …

Pospiesznym do Jezusa  …

Jezus – dziecko dobrze

wychowane  …

 

Serce pełne głosów

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

 

Nasze modlitwy są jak bałaganiarski stragan. Kto może go poukładać, jeśli nie Ta, która w swym matczynym sercu składa niezliczone ludzkie głosy, starając się zrozumieć każdego z nas.

 

Nosiła Go pod swym sercem i nawet po Jego urodzeniu rozważała w swoim sercu to wszystko, co o Nim mówiono. Daje nam niepokalany wzorzec przyjmowania Syna Bożego. Każdy, kto rozważa słowa Biblii, staje się podobny do Niej. Najpierw zachowywała, a potem rozważała. Ta zdolność do zachowywania słów i rozważania ich pozostała w Maryi do dziś, ale teraz przechowuje Ona nasze słowa, szczególnie słowa sług Bożych, którzy wielbią i wysławiają Pana.

 

Zdolność do przeżycia Słowa Boga stała się umiejętnością do wysłuchiwania modlitw zanoszonych przez pasterzy za wszystkie owce Bożej trzody. Po przyjęciu Słowa Boga Jej serce rozszerzyło się bezkreśnie, czyniąc miejsce dla wszystkich naszych słów i wołań. Greckie symbaloussa – rozważała – oznacza, że wszystkie te przeżycia i słowa, które słyszała, składała w swym sercu jak w skarbcu, gromadząc i łącząc, kojarząc, układając i porządkując. W skarbcu nawet grosze wydają się majątkiem! Słowo to ma również znaczenie: pomagać komuś, być pomocnym, a nawet walczyć. W hebrajskim przekładzie użyto w tym miejscu określenia szamerah, które oznacza stróżowanie albo trzymanie straży, strzeżenie czegoś lub kogoś. W łacińskiej Wulgacie oddano sens tego słowa jako conservabat, czyli zatrzymywanie czegoś bez zmiany, także ocalenie czegoś lub kogoś, zachowanie przy życiu, pozostawienie nietkniętym.

 

Wszystkie trzy języki natchnione pozwalają pojąć tę zdolność do rozważania jako zdolność do strzeżenia tych, którzy Sercu Maryi się powierzają w modlitwach. Jakże powinniśmy doceniać medytacyjne rozmyślanie nad Biblią! Bóg bowiem wysłuchuje tych, którzy słuchają Jego słów. Najskuteczniejszą zdolność wstawienniczą mają ci spośród ludzi, którzy medytują natchnione treści, u których Biblia nie jest sierotą biblioteki, lecz faworytem oczu! Zdolność do przyjęcia Syna Bożego stała się nieskończoną zdolnością do przyjmowania wszystkich naszych słów, modlitw, imion, próśb i błagań, całego wołania ludzkości, jakie wznosi się z ziemi ku niebu od wieków.

 

Czy Maryja może kogoś pozostawić bez wysłuchania, jeśli pojęła Tego, który jest Niepojęty? Tak, w swym matczynym sercu składa jak w skarbcu niezliczone głosy ludzkie, starając się zrozumieć każdego z nas, albowiem sami siebie nie rozumiemy i często nie wiemy, o co prosimy! Nasze modlitwy są jak bałaganiarski stragan, który trzeba poukładać, zanim się go przedstawi Bogu. Kto może tego dokonać, jeśli nie Ta, która pomaga nam ułożyć i uporządkować to, co stało się chaosem rozpaczy w naszych modłach. Ona strzeże nas, jak strzegła w swym sercu Syna Bożego. Strzeże, abyśmy sobie nie uczynili krzywdy. Kto się Jej powierza, pozostaje nietknięty przez mroczne pazury demonów. Maryja odebrała od Boga swoiste władanie nad duszami, aby je karmić i przyczyniać się do ich dojrzewania w Bogu.

 

 

Rzemyk u sandała

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

 

Jan nie czuł się na siłach, aby rozwiązać najmniejszy z węzłów gordyjskich, w jakie zaplątała się ludzkość. Kołtun grzechu zacisnął się nieludzko i tylko ktoś ponadludzki mógł sobie z tym poradzić.

 

Mimo wyrzeczeń, postów, modlitw i płonącej miłości do Boga Jan Chrzciciel doskonale wiedział, że jego wysiłek nie daje mu żadnych szans, żeby rozwiązać choć najmniejszy rzemyk u sandałów Chrystusa. Rzemyk to drobiazg, ale jest cennym symbolem.

 

Potomstwo Ewy miało swoją stopą zmiażdżyć głowę węża. Jezus zdeptał głowę szatana na Golgocie (czaszka), ale również w czasie swojego chrztu, depcząc nagą stopą dno wijącego się jak ślad węża Jordanu. Stanął w tłumie najpokorniej i najciszej, bo zawsze był pokornego i cichego serca, i gdy przyszła na Niego kolej, nagimi stopami zdeptał dno. Stanął na dnie rzeki, niżej niż Chrzciciel, niżej od najniższego z ludzi. Dokonało się tu oczyszczenie całego rodzaju ludzkiego z tego wszystkiego, co może wypalić w nas nie tylko piętno winy, ale doszczętnie spalić nas na popiół piekielnej rozpaczy. Ten ogień piekła trzeba było zagasić. Chrzest jest zagaszeniem ognistych płomieni, jakie rozpalają się w nas kuszącymi jęzorami. Obmycie ciała Jezusa jest obmyciem całego Kościoła, który jest przecież mistycznym Ciałem Chrystusa.

 

A wszystko rozpętało się od tego zaplątanego rzemyka. Rozwiązać rzemyk – to zapewne czynność kojarząca się również z rozplątywaniem jakichś węzłów. Można rozwiązać rzemyk, ale też problem, zagadkę, tajemnicę albo więzy krępujące nogi czy ręce więźnia. Jan nie czuł się na siłach, aby rozwiązać nawet najmniejszy z tysięcy węzłów gordyjskich, w jakie zaplątała się cała ludzkość. Kołtun grzechu zacisnął się bowiem nieludzko i tylko ktoś ponadludzki mógł sobie z tym poradzić. Jezus rozwiązał wszelkie węzły i więzy, rozwiązał wszystko to, co nas krępuje, zniewala, ogranicza, czyni niewolnikami. „Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać” (Iz 58,6). Nie ma takiego związania, którego by miłość Jezusa nie rozplątała mocą rozkazującego słowa. Gdy pojawił się w okolicach Dekapolu, przyprowadzono mu głuchoniemego, któremu jednym słowem Effatha rozwiązał więzy języka i uwolnił słuch (por. Mk 7,35). Dał też ludziom moc do rozwiązywania wszelkich więzów na ziemi w mocy swego imienia. Powiedział do Piotra, że cokolwiek rozwiąże na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (por. Mt 16,19).

 

Wraz z Jezusowym narodzeniem rozwiązało się wszystko, co dotychczas ludzkość więziło. Nie będzie chyba wielkim nadużyciem interpretacyjnym, jeśli zrozumiemy następujące słowa Biblii: „Nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna” (Łk 2,6–7) jako pewną przenośnię. Niech nie będzie to jedynie przypadkiem, że narodziny Jezusa oddano słowem „rozwiązanie”, bo rzeczywiście Jezus przyniósł uwolnienie dla całej ludzkości. Greckie słowo, tłumaczone jako „rozwiązanie” (lyo), ma również znaczenie „zniszczyć”, i Jan Ewangelista celnie wymierzył swoje słowa w dzieło diabła: „Kto grzeszy, jest dzieckiem diabła, ponieważ diabeł trwa w grzechu od początku. Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła” (1 J 3,8)

Mieszkać z Bogiem

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

 

Bóg mówi w mroku i budzi Cię z nocy. Mówi w mroku, bo umiłował sobie tajemnice i samotność swych wybrańców Bóg budzi też z nocy, bo nienawidzi grzechu i nieprawości.

 

Samuel otrzymywał słowo, ale to słowo pchało go do człowieka. Nie pojmował go dobrze, ale dzielił się z drugim człowiekiem. Rozpoczyna swoją historię proroka w ciemnościach, będąc sługą zobojętniałego arcykapłana Helego. Jest pozbawiony oparcia i pozbawiony wielu rozrywek tego świata. Spał skromnie w przybytku, a więc chwile ciemności spędzał z Bogiem. Wystarczył mu Bóg.

 

Bóg mówi w mroku i budzi Cię z nocy. Mówi w mroku, bo umiłował sobie tajemnice i samotność swych wybrańców: „A kiedy słońce zaszło i nastał mrok nieprzenikniony, wtedy to właśnie Pan zawarł przymierze z Abramem” (Rdz 15,17–18). Przymierze z Abramem dokonało się w mroku nieprzeniknionym. Samotność patriarchy wypełniała obecność Boga. Im większa samotność, tym większa szansa na odkrycie Obecności. Ale Bóg budzi też z nocy, bo nienawidzi grzechu i nieprawości. „Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła!” (Rz 13,12).

Bóg mówi do kogoś skromnego, pogrążonego w ciemności i małego, jak Samuel. Nie martw się więc tym, że nic dla nikogo nie znaczysz i jesteś małym człowiekiem. Bóg właśnie z małym Samuelem chciał rozmawiać, a nie z wielkim i sławnym Helim. Ty też w nocy możesz usłyszeć wołanie Boga i zerwiesz się zapewne przerażony, wpatrując się w ciemność i nasłuchując uważnie kroków za drzwiami. Możesz usłyszeć głos Pana na ulicy lub w restauracji, w pracy lub w chwili załamania, kiedy wszyscy cię opuszczą, albo w czasie tańca, a na pewno w świątyni, i to nawet takiej, w której zgasły wszystkie świece.

Uczniowie Jana poszli za Jezusem, idąc zwykłą drogą, która dla nich nigdy się już nie skończyła i stała się drogą niezwykłych przeżyć. Możesz usłyszeć nawet głos Boga, gdy ciemność twoich grzechów usunie światło nadziei i wydaje Ci się, że twoje życie to zwykła, szara ścieżka, jedna z miliona. Można iść za Jezusem zawsze, ale wielu pozoruje swoje pójście za Nim, a niewielu naprawdę idzie. Idąc za Jezusem, idziemy za Osobą, za Jego miłością. Nie po to, by się podlizywać, udawać pobożność, wypełniać obowiązki lub zadowalać osobiste roszczenia.

 

Samuel służył Panu przy bezbożnym kapłanie. Świętemu człowiekowi nie przeszkadza czyjaś bezbożność. Ostatnie zdanie czytania mówi, że Bóg nie pozwolił upaść na ziemię żadnemu słowu, które wypowiedział Samuel. Nie rzucał słów na wiatr – powiedzielibyśmy współczesnym językiem. Wszystko, co Samuel powiedział, budziło innych do miłości Boga. Żadne słowo nie marnuje się u tego, kto każde Słowo Boga przeżywa jak przebudzenie.

Jezus spytał uczniów: „Czego szukacie?”. To ważne pytanie, które zmusiło uczniów do zastanowienia się nad celem ich losu. A czego szukasz Ty? Spytali go o mieszkanie, szukając i dla siebie miejsca zatrzymania się. Tymczasem mieszkać z Jezusem, to ciągle iść, to nieustannie zrywać się z ciemności, budzić się z koszmaru grzechu, być gotowym opuścić wygodę własnego snu, byleby wykonać Jego nakaz. Dopiero kiedy się idzie za Jezusem, widzi się, co to znaczy mieszkać z Bogiem.             

W jakiej jesteś sieci?

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

 

Nikt z ludzi nie ma siły oderwać się i uwolnić od wiążących go sieci zła, w które się zaplątał. Mając wrażenie, że jest łowcą, nie wie, że sam jest ofiarą.

 

Morskie wody to obraz biblijnie obciążony wspomnieniem potopu, jaki spotkał świat za nieprawości w czasach Noego. Jezus nie tyle odciągnął pierwszych uczniów od rybackich zajęć, co wyciągnął uczniów, którym groziło zatonięcie w mętnych wirach grzechu. Nawrócenie Niniwitów doprowadziło do zaniechania niedoli, jaką Bóg postanowił już zesłać na zdemoralizowane miasto. Któż z nas nie pamięta przerażających fotografii, pokazujących mieszkańców Nowego Orleanu wychodzących z błota. Tak właśnie wyglądał Jonasz, kiedy wypluł go wieloryb. Być może tak ubłoceni byli Apostołowie, gdy zobaczył ich Jezus. Nie ma takiego grzesznika, który by nie stał się apostołem dzięki nawróceniu. To nie zasługi sprowadzają łaskę, ale łaska prowadzi do zasług.

 

Zbuntowany prorok mimo swej grzeszności jest konturem Chrystusa do tego stopnia, że sam Chrystus nazwał się „znakiem Jonasza”. Bez względu na to, jakie dno i jakie brudne odmęty by nas ukrywały w przeszłości, Bóg upodabnia nas do Chrystusa. Dzięki temu nasze wstawiennictwo za innymi jest współuczestnictwem w Jego nieodwołalnym i jedynie skutecznym wstawiennictwie. Św. Hieronim pisze, że „Pan wybrał sobie na Apostołów ludzi obarczonych największymi grzechami”.

 

Andrzej i Szymon natychmiast porzucili sieci, w które zapewne sami byli zaplątani. Bo cóż może symbolizować sieć, jeśli nie bycie niewolnikiem grzechu? Nawróciwszy się szybko, nawracali innych bezzwłocznie. Nie ociągaj się. Ta historia może być i twoim udziałem. Popatrz, w co jesteś zaplątany? W jakie sieci jesteś uwikłany? Nie muszą to być sieci telefonii komórkowej, ale może sieci zniewoleń uczuciowych, sieci korupcji, sieci powiązań z osobami niegodziwymi, sieci ramion cudzołóstwa, sieci nałogu alkoholowego lub narkotyków, sieci zazdrości lub chciwości, kłamstwa albo dumnych ambicji, strachu albo wątpliwości, rozpaczy lub ciągle powracających niepowodzeń i nieszczęść. Najgorsze zaś i najbardziej bolesne są sieci bezbożnej zdrady. „Zbyt czyste oczy Twoje, by na zło patrzyły, a nieprawości pochwalać nie możesz. Czemu jednak spoglądasz na ludzi zdradliwych i milczysz, gdy bezbożny połyka uczciwszego? Obchodzi się on z ludźmi jak z rybami morskimi, zagarnia swoim niewodem albo w sieci gromadzi” (Ha 1,13–15).

 

Jezus daje ci zaproszenie do uwolnienia się z takich sieci. Wystarczy dobra spowiedź, wystarczy znaleźć apostoła, którego Bóg sam wyłowił z otchłani, aby mógł łowić innych dla królestwa Bożego. Nikt z ludzi nie ma siły oderwać się i uwolnić od wiążących go sieci zła, w które się zaplątał. Mając wrażenie, że jest łowcą, nie wie, że sam jest ofiarą. Zapewne Szymon i Andrzej dalej siedzieliby nad jeziorem, gdyby nie kilka mocnych słów Jezusa. To Jezus wyplątał tych ludzi z ich zaplątania i tylko On może ciebie wyplątać mocą swoich słów, mocą swojego przebaczenia. Daj szansę Bogu, by mógł do Ciebie przemówić, weź teraz Biblię i otwórz. Sieci słów Boga mogą wyciągnąć cię z najciemniejszych głębin rozpaczy.

Duch zamieszania

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

 

Dzisiejsza Ewangelia jest pytaniem o twoją czystość duchową. Pomyśl, czy twoja duchowość nie jest zainfekowana którąś z powyższych ingerencji i czy wróg nie zaczął już swojego ukrytego ataku na ciebie?

 

Choć rzadko słyszymy o wypadkach egzorcyzmów, to jednak ludzi spętanych złem i demoniczną władzą nad sercem jest coraz więcej. Oficjalne dane mówią, że populacja Unii Europejskiej jest w 30 proc. psychicznie zdeformowana. Psychiczna choroba lub deformacja nie musi być opętaniem, ale ile zniewoleń grzechem jest odpowiedzialnych za nasze deformacje osobowościowe? Zapewne większość! Grzech jest chorobotwórczy. Przyczyną ingerencji demonicznych są prawie zawsze grzechy ludzkie. Zdarza się, że jest nią dopust Boży. Bóg dopuszcza atak złego ducha na człowieka, aby wyćwiczyć go w pokorze, cierpliwości i umartwieniu, albo po to, by nawrócić środowisko.

 

To znamienne, że Marek, zaraz po powołaniu pierwszych uczniów, opisuje egzorcyzm Jezusa spełniony na opętanym, który dotychczas ukrywał się w pobożnym środowisku, zapewne modląc się gorliwie jak reszta uczestników nabożeństw. To jest właśnie charakterystyczne, że demon znosi granice, miesza świętość z tym, co najohydniejsze, nie wzbrania się przed świętokradztwem i bluźnierstwem. Ten człowiek był religijny, ale zbuntowany, modlił się, ale był nieposłuszny woli Boga. Ukrywała się w nim potworna sprzeczność. Ekstremalne zachowania emocjonalne, krzyk albo mroczne milczenie przyciągające uwagę, oskarżenie Boga o zamiar unieszczęśliwienia człowieka i jednoczesne wyznawanie w Jezusie bóstwa.

Duch nieczysty, zapewne nie tylko przez to nieczysty, że duchowość tego człowieka została zmieszana, ale być może miało to związek z jego nieczystością seksualną. Kłopoty z seksualnością biorą się nierzadko ze środowiska rodzinnego, w którym wymagania intelektualne, tyrania ambicji, kult pieniądza lub kariery albo rozbicie związku małżeńskiego uniemożliwiają obdarowywanie dzieci miłością i czułością. A to już jest furtka do zniewoleń i wreszcie opętań. Naskórkowa religijność, ograniczająca się do namiastkowej spowiedzi raz do roku i rzadkich odwiedzin w świątyni, prowadzi do pustki duchowej, którą łatwo nawiedzają ciemne siły duchowe.

 

Notoryczne przyjmowanie Komunii Świętej w stanie grzechu ciężkiego albo notoryczne zatajanie grzechu ciężkiego przy spowiedzi to najczęściej uczęszczana ścieżka złych duchów. Zaczyna się niewinnie, nawet od pokemonów, później pojawia się zamiłowanie do agresywnej muzyki, pornografii czy noszenia symboli okultystycznych, zainteresowanie magią, wizerunkami demonicznymi, amuletami. Fascynacja duchowymi praktykami związanymi z wierzeniami hinduistycznymi, tybetańskimi. Wywoływanie duchów, karty tarota, horoskopy, jasnowidztwo, bioenergoterapia, posługiwanie się wahadełkiem. Wreszcie to wszystko już nie wystarcza i dusza ludzka zostaje wessana przez szatana, doprowadzając do jawnego satanizmu.

 

Pozornie człowiek taki wydaje się co najwyżej interesującym i pociągająco oryginalnym egzemplarzem popkultury, odwiedzającym nocne kluby lub organizującym ściemnione „imprezki” w akademiku. Ale wystarczy spojrzenie Jezusowi w oczy, obecność Chrystusa w kapłanie, w świątyni, odgłos modlitwy, by zamanifestowała się z ogromnym krzykiem mroczna siła żerująca na ludzkim istnieniu.             

A kto mi za to zapłaci?

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

 

Polarnicy pokonywali ogromne przestrzenie dla zdobycia najzimniejszego punktu na ziemi. Czy dla zdobycia dla Ewangelii jednego zmarzniętego serca nie warto zaryzykować dalszej podróży?

 

Sprawiedliwy Hiob oczekiwał zapłaty za noce udręki i miesiące męczarni, ale jego oczekiwania nie spełniły się szybko. Wiele nocy było dla niego długich jak wieczność i targanych bólem. Gdzieś w cieniu naszej szlachetności, jak pies za murem rzeźni, ukrywa się oczekiwanie gratyfikacji za życie ciemniejsze niż noce. Któż z nas nie skarży się jak Hiob na cierpienie? Wychowanie dzieci, tworzenie dobrych relacji ze współmałżonkiem, troska o przeżycie każdego dnia w czystości sumienia, walka o każdy grosz, zmaganie o rozwój duchowy, zaliczenie egzaminów, znoszenie upokorzeń, spełnienie wymagań stanu i powołania – to wszystko jest męczące, ale popatrz na Jezusa, Hioba, Pawła.

 

Paweł nie liczył na żadną zapłatę za trud głoszenia i obdarowywania innych tajemnicą odkupienia, chociaż za swoją bezcenną i wyniszczającą pracę powinien dostać najwyższe wynagrodzenie oraz urlop w śródziemnomorskim kurorcie. On jednak pracował jak niewolnik. Dawał nie tylko Jezusa i skarb Ewangelii, ale też całego siebie, aby tym liczniejsi byli ci, którym się oddawał. Zaprzedawał się, by odkupić choćby niektórych. Benedykt XVI powiedział, że brak postawy służby w kapłaństwie jest profanacją kapłaństwa.

 

Kiedy Jezus wieczorem dokonał uzdrowienia teściowej Piotra, był zapewne zmęczony i powinien udać się na zasłużony odpoczynek. Zaszło już zmęczone słońce, a całe miasto było zebrane u drzwi, które nie zamykały się do późnej nocy. Mało tego, kiedy po wyczerpujących uzdrowieniach i egzorcyzmach powinien pozwolić sobie na dłuższy sen, On wstał, gdy jeszcze było ciemno, i modlił się. Pracował dla ludzkiego zbawienia po zachodzie słońca, a o mrocznym poranku, zanim słońce wstało, modlił się. Zbawienie jest totalnym samoofiarowaniem się Boga ludziom. Dzięki niemu człowiek został odkupiony, całkowicie pozyskany. Jezus, dając się nam bez reszty, kupił nas też bez reszty dla nieba. Zdobył nas na zawsze, ponieważ nam się oddał na zawsze. Został na wieki królem, ponieważ pracował nad naszym zbawieniem jak niewolnik. Jaką nagrodę wdzięczności otrzymał od nas?

 

Teksty dzisiejszych czytań mogą Cię wybawić z roszczeń, narzekań, pretensji i oczekiwań na gratyfikację za to, co przeżyłeś. Jan Paweł II był już bardzo słabym, starym i chorym człowiekiem, ale ciągle wypływał na głębię dalekich podróży, aby pozyskiwać ludzi dla Jezusa. Ktoś inny na jego miejscu poprosiłby już dawno o emeryturę i zamieszkał w ciepłym mieszkanku, z daleka od ludzkich łez, emocjonując się jedynie telewizyjnymi wiadomościami. Jakiś czas temu byliśmy świadkami niesamowitej wyprawy na biegun północny Marka Kamińskiego i Janka Meli. Pokonywali ogromne przestrzenie dla zdobycia najzimniejszego punktu na ziemi. Czy dla zdobycia dla Ewangelii jednego zmarzniętego serca nie warto zaryzykować dalszej podróży?

Odstające uszy

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

 

Czy nie przyczyniłeś się do tego, że na widok jakiejś osoby pojawiają się cyniczne uwagi, ironiczne uśmiechy, kąśliwe dowcipy? Wyjść z pogardy to okazać miłosierdzie komuś, na kogo mamy ochotę zwalić całą swoją złość.

 

Nasz świat pełen jest niedotykalnych - parszywych i wzgardzonych. W Indiach, gdzie 80 proc. ludności wyznaje hinduizm, co piąty Hindus rodzi się w systemie kastowym jako nieczysty. 160 milionów ludzi jest ofiarami ogólnego potępienia tylko dlatego, że urodzili się jako niedotykalni.

 

Na tle tych obrazów Jezus jawi się nam jako Bóg, który nie brzydzi się człowiekiem, do którego czują wstręt wszyscy. W Jezusie trędowaci, kozły ofiarne i czarne owce społeczeństwa wracają do godności człowieka. Paweł nie czynił różnicy między Żydem i Grekiem. Uzdrowienie pozwoliło trędowatemu wejść do miasta, powrócić do środowiska, ale uniemożliwiło Jezusowi wejść do tego samego miasta.

 

Pozwalając komuś wrócić, sam musiał odejść. Sens dzisiejszych tekstów przymusza nas do odpowiedzi: Czy w środowisku, w którym przebywasz, żyjesz, pracujesz, odpoczywasz, modlisz się, jest ktoś, kogo traktujesz jak trędowatego, czarną owcę albo Hindusa z piątej kasty? Czy uczestniczysz w niszczeniu ludzkiej godności, zrzucając na kogoś całe niezadowolenie ze swego życia, obrzucając choćby kogoś ośmieszającymi wyzwiskami? Czy nie przyczyniłeś się do tego, że na widok jakiejś osoby pojawiają się cyniczne uwagi, ironiczne uśmiechy, kąśliwe dowcipy lub wulgarne epitety? Czy nie za twoją przyczyną ktoś ma chore odniesienie do siebie samego, jest ciągle rozdarty, żyje w nieładzie i chaosie, ukrywa swoje oblicze w cieniu wstydu, izoluje się, zamyka, wycofuje?

 

Zaczyna się od tego, że jakieś dziecko w szkole jest słabsze lub nie ma rodziców, którzy by je ubrali w najmodniejsze ciuszki, nosi zbyt duże okulary, ma odstające uszy, jąka się jak Mojżesz, albo ma krzywy nos i staje się trędowatym popychadłem w klasie lub celem bolesnych żartów. Może ma rude włosy jak Dawid, nieudolnie gra w piłkę albo się zsikało na lekcji. Dziecięcy ostracyzm bywa okrutny.

W pewnej szkole chłopcy związali swojego kolegę w ubikacji i opluwali jego twarz przez całą przerwę międzylekcyjną. Przez wiele lat chłopiec wstydził się siebie samego i wzrastał, głusząc w sobie ogromną nienawiść do siebie. Był już dorosłym mężczyzną, ojcem trójki dzieci, namiętnie oglądającym mecze bokserskie. Pewnego dnia przyszedł do domu pijany, chwycił najstarszego syna, zaprowadził do ubikacji, związał go i krzycząc w szale wyzwiska, pluł w jego twarz i bił.

 

Zmaltretowane dziecko potrzebowało pomocy medycznej. Napisano o nim w jakiejś gazecie, którą przeczytał dawny kolega z klasy, właśnie ten, który wpadł na ten okrutny pomysł wiele lat wcześniej w szkolnej ubikacji.

Jezus zdjęty litością wyciągnął rękę i dotknął trędowatego. Jezus być może i do ciebie wyciąga rękę i wskazuje ci twoje zapomniane przeżycie z dzieciństwa, delikatnie dotykając obolałych wspomnień, abyś poczuł się uwolniony od nienawiści do siebie lub, co gorsza, od przerzucania jej na najbliższych. Wyjść z pogardy, to okazać miłosierdzie komuś, na kogo mamy ochotę zwalić całą swoją złość.             

 

Najsłabsza słabość

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

 

Załamanie, lęk, zamieszanie i niepowodzenie prowadzą najbliżej stóp Jezusa. Te cztery złowieszcze siły są sanitariuszami, niosącymi sparaliżowanego człowieka ponad dach i wprost do nóg Mesjasza.

 

Każdy człowiek wobec Boga może się czuć jak sparaliżowany. Uzdrowienie paralityka manifestuje zderzenie niemożliwości człowieka i wszechmożliwości Boga. Bez Niego nic nie możemy, w Nim wszystko jest możliwe. Być może i twoja sytuacja jest niemożliwa do zmiany: zmagasz się ze sobą, z innymi, z problemami, zranieniami, grzechami, nałogami, trudnościami finansowymi albo wychowawczymi, może w twoim małżeństwie lub powołaniu nastąpił paraliżujący impas.

 

Słabość spadła na ciebie jak góra lodowa, ścinając mroźnym lękiem całe ciało. Już na nic wszelkie wysiłki, nadzieje. Grzęźniesz otępiały w sobie samym wskutek tej katastrofy, niezdolny do fun...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin