Rozdział 3.rtf

(17 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 3.

Tej nocy spałam spokojnie. Obudziłam się w świetnym nastroju, choć nie miałam pojęcia dlaczego. Powoli przeciągnęłam się na łóżku. Tak bardzo nie chciało mi się wstać. Chciałam ten dzisiejszy dzień spędzić w łóżku. Nie martwić się niczym, pozbyć się kłopotów, złych wspomnień. Choć na jeden krótki, październikowy dzień. Poleżałam jeszcze trochę w łóżku, a następnie wyczołgałam się z niego i skierowałam się w kierunku szafy.

Wyciągnęłam ciemne jeansy i zieloną bluzkę z długim rękawem. W drodze do łazienki, z szuflady wyciągnęłam komplet bielizny. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Spieniłam swoje ciało żelem pod prysznic i umyłam włosy. Ciepła woda spływała po moim nagim ciele. Nie lubiłam swego ciała. Chciałam mieć inne. Takie, które nie było krzywdzone. Takie, które nie wie, co to ból. Takie, które nie przypominałoby mi o latach dzieciństwa. Wyszłam i wytarłam się ręcznikiem. Wysuszyłam włosy, które następnie związałam w luźny warkocz. Wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni, by przygotować sobie coś do jedzenia. Wyjęłam z szafy płatki zbożowe i wsypałam je do miski, a następnie zalałam je zimnym mlekiem, które wyjęłam z lodówki.

Zjadłam szybko i pozmywałam po sobie. W międzyczasie wysprzątałam całą kuchnię, gdyż miałam sporo wolnego czasu. Zajęcia rozpoczynały się dopiero na 14. Przez ten czas zdążyłabym posprzątać cały dom i jeszcze miałabym czas. Posprzątałam tylko kuchnię, gdyż nie miałam ochoty na sprzątanie domu i poszłam do swojego pokoju. Całe szczęście, tam zawsze był porządek.

Mijały minuty, a następnie godziny. Nawet nie zauważyłam, kiedy czas tak szybko minął. Wyszłam z domu i poszłam na uczelnię, która była moim drugim domem. Nie spieszyłam się. Wyszłam wcześniej, by czas mnie nie poganiał. Chwilę przed godziną 14 byłam w sali wykładowej. Zajęłam swoje miejsce i czekałam na rozpoczęcie zajęć. Profesor Morgan przybył o czasie i od razu zaczął swój wykład. Tym razem anatomię połączył z chemią, więc się nie nudziłam. Słuchałam uważnie wykładowcy mimo, że cały szkielet człowieka miałam w małym palcu. Nie zajmowałam się rysowaniem czegoś w zeszycie, tak jak robiła to dziewczyna, która siedziała obok mnie. Rysowała z taką wielką pasją, zawzięciem, jakby ktoś miała zaraz zabrać jej ten ołówek i połamać na dwie części. To był jej własny świat. Jej proste blond włosy opadały na ramiona. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Nie było na niej uśmiechu, gniewu ani smutku.  Po prostu zwykła, kamienna twarz.

Dzień na uczelni minął mi szybko. Gdy wychodziłam, na dworze było już ciemno. Małe gwiazdeczki jasno świeciły na czarnym niebie. Szłam powoli, omijając ciemne uliczki. W niecałe pół godziny byłam w domu. Mama jak zwykle siedziała w kuchni, podpierając głowę na rękach. Nadal nie mogła pozbierać się po stracie osoby, którą kochała. Którą wszyscy kochaliśmy. Bez słowa poszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Do oczu napłynęły mi łzy. Wytarłam je szybko, ale zaraz zostały zastąpione nowymi i większymi. Mijały minuty. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w objęciach Morfeusza, a następnie koszmar mnie z nich wyrwał.

Jak co dzień rano poszłam do łazienki, poddać się porannym czynnościom.  Skierowałam się do kuchni i wzięłam z lodówki jogurt. Usiadłam przy stole. Gdy skończyłam pić, wzięłam swój czarny sweter i wyszłam do pracy. Po drodze spoglądałam na ciemne chmury, które zwiastowały burzę. Weszłam do baru i poszłam na zaplecze zanieść swoją torebkę. Ubrałam fartuszek i stanęłam za barem. Godziny mijały bardzo powoli.  Było w miarę spokojnie, do czasu. Około 15 pojawił się ON.  Usiadł przy barze i zamówił piwo. Nalałam napój i postawiłam przed nim.

-Dziękuję. –usłyszałam cichą odpowiedź.

-Nie ma za co. –powiedziałam uśmiechając się –To moja praca.

Chłopak był zdezorientowany. Widocznie nie spodziewał się, że powiem cokolwiek. Odwzajemnił uśmiech.

-Coś często na mnie wpadasz. –zagadał do mnie, a z jego twarzy nie schodził uśmiech.

-Nie. To ty na mnie wpadasz. –zaśmiałam się.

-Nie miałem okazji się przedstawić. –wyciągnął w moją stronę rękę – Adrien Fox.

Zbił mnie z tropu. Poczułam jak moje dogi stają się jak z waty. Niepewnie wyciągnęłam rękę, ale zaraz potem spojrzałam mu w oczy.

-Ashley Kingsley. Miło cię poznać.

-Mi również. –odpowiedział z uśmiechem –To powiedz mi teraz, dlaczego tak na mnie wpadasz? –zapytał i zaczął chichotać pod nosem.

-Nie wpadam. –powiedziałam smutno i spuściłam głowę.

Nie odpowiedział nic, tylko ciągle spoglądał na mnie z zaciekawieniem. Od czasu do czasu coś do mnie zagadał, a ja odpowiadałam mu jedynie z uprzejmości. Zamówił kolejne piwo. Nalałam i podsunęłam mu pod nos kufel, napełniony po brzegi piwem. Wypił, zapłacił i wyszedł. Równo o 18 przyszła Vanessa. Zdjęłam fartuszek, wzięłam swój sweter z zaplecza i wyszłam. Jak na tę porę roku i godzinę było całkiem jasno. Szłam ze spuszczoną głową. Poczułam jak moje ciało znów stawia opór, a zaraz potem usłyszałam śmiech.

-No i kto tu na kogo wpada? –zapytał mężczyzna.

Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Adrien uśmiechał się szeroko. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Ciągle na mnie spoglądał swoimi niebieskimi oczyma i od czasu do czasu uśmiechał się promiennie.

-Stałem sobie spokojnie, a ty na mnie wpadasz… -zaczął mówić Adrien, ale ja go nie słuchałam –Ej, ty… -poczułam lekkie szturchnięcie –Słuchasz mnie?

-Tak, tak… -odpowiedziałam, nie spoglądając na niego.

-Więc…?

-Co więc? –zapytałam zdziwiona.

-Jednak mnie nie słuchałaś. –zaśmiał się głośno –Pytałem się, czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego tak na mnie wpadasz? –w jego głosie dało się słyszeć nutkę zdenerwowania.

-Chciałabym ci powiedzieć, ale nie wiem. –powiedziałam nie odrywając wzroku od trawy, na której stałam.

Chciałam odejść, ale Adrien mi nie pozwolił. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczął trzymać rękę na moim ramieniu.

-Nie puszczę cię, dopóki mi tego nie wytłumaczysz. Robisz to specjalnie, prawda? –powiedział poważnym tonem.

-Niczego nie robię specjalnie! –krzyknęłam –To ty ciągle na mnie wpadasz! Ty stoisz na mojej drodze! –nie wiem dlaczego, ale uśmiech nie schodził z mych ust –Czy dasz mi w końcu przejść? –zapytałam z sarkazmem.

Chłopak dalej stał, utrudniając mi kontynuowanie powrotu do domu. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.

-Hm… Pomyślmy…- mówił powoli, jakby chciał mnie zdenerwować. No i mu się udało –Puszczę, ale pod jednym warunkiem. –powiedział akcentując każde słowo bardzo wyraźnie.

-Jakim? –zapytałam szybko, by móc w końcu się od niego uwolnić i pójść do domu.

-Pod warunkiem, że…

Minęło kilkadziesiąt sekund, a on nadal milczał.

-Że…? –zapytałam z ironią.

-Że umówisz się jutro ze mną. –wydusił z siebie.

Nadal stał mi na drodze, czekając na moją odpowiedź. W tym samym czasie, gdy padło to zdanie z jego ust, po mojej głowie zaczęły się błąkać różne myśli. Jedna podpowiadała mi, żebym się z nim umówiła, a druga była temu przeciwna. Już sama nie wiedziałam co zrobić. Co mu odpowiedzieć? Zgodzić się czy nie? No kurwa, niech jakiś głos mi powie co powinnam zrobić. Milczałam, a on dalej trzymał moje ramie, bym mu się nie wyrwała.

-No umów się z nim. –powiedział jakiś staruszek, który właśnie przechodził obok nas –Eh ta młodzież…

Spojrzałam ze zdziwieniem na przechodnia, ale zaraz mój wzrok powędrował na mojego rozmówcę.

-Dobra. –odpowiedziałam i poczułam jak robi mi się lżej na sercu –Jutro po 18. Pasuje?

-Jasne, że tak. –odpowiedział, a na jego ustach pojawił się przepiękny uśmiech –Będę na ciebie czekał o 18 przed barem, ale jeszcze wcześniej do niego przyjdę. –powiedział zdejmując rękę z mojego ramienia i pozwalając mi odejść.

Bez chwili namysłu ruszyłam przed siebie.

-To do jutra. –powiedziałam znikając w parku.

Szłam wyprostowana. Nie chciałam znów na kogoś wpaść, a w szczególności na Adriena. Wróciłam do domu i od razu poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam mówić sama do siebie.

-I po co się z nim umawiałaś? Głupia ty! Przecież nawet go nie znasz. Co cię opętało?!

-Z kim rozmawiasz? –usłyszałam głos Jeanette.

-Ja?! –mój głos zadrżał –Z nikim.

-Przecież słyszałam, że coś mówiłaś. –powiedziała wchodząc nieśmiało do mojego pokoju.

-Zdawało ci się. –powiedziałam i schowałam twarz w poduszkę.

-Oj powiedz. O co chodzi? –dopytywała się Jeanette.

-Umówiłam się.

-Co takiego? –w jej głosie było słychać nutkę zdziwienia.

-No umówiłam się. –powiedziałam odsuwając twarz od poduszki, by siostra mogła usłyszeć wyraźniej to, co przed chwilą powiedziałam.

Jeanette usiadła obok mnie na łóżku i ciągle mnie wypytywała. Opowiedziałam jej o Adrienie, że go w ogóle nie znam. Powiedziałam jej także o tym, że coś nas ku sobie ciągnie, bo 4 razy na niego wpadłam. Ona jak zwykle miała swoje przypuszczenia, że z tego coś będzie. Ja natomiast próbowałam ją odciągnąć od tych stwierdzeń, zmieniając temat. Rozmawiałyśmy do później nocy. W końcu obie zasnęłyśmy na moim łóżku.

Obudziłam się wcześnie rano, mimo tego, że tak późno zasnęłam. Jeanette jeszcze spała, więc wstałam powili z łóżka i wzięłam z szafy swoje ubrania. Długie, ciemne jeansy i czarną bluzkę z długim rękawem. Weszłam do łazienki i ściągnęłam z siebie wczorajsze ubranie, w którym spałam. Odkręciłam wodę i weszłam pod natrysk. Umyłam się szybko, wytarłam ręcznikiem i ubrałam. Następnie wysuszyłam włosy, które związałam w koński ogon i poszłam do kuchni. Na śniadanie zrobiłam sobie kanapkę z żółtym serem i do tego kakao. Usiadłam przy stole, gdy zaraz do pokoju weszła Jeanette. Wyglądała strasznie. Przetłuszczone włosy kleiły jej się do czerwonych policzków. Nie dziwię się. Ja pewnie wyglądałam podobnie. Tak to jest, jak się nie umyje i śpi w ubraniach. Wstałam i przygotowałam jej kakao. Wypiła je szybko i poszła do swojego pokoju po ubrania, a następnie poczłapała do łazienki.

Podczas śniadania rozmyślałam o dzisiejszym spotkaniu z Adrienem. Nie można tego nazwać randką. A może jednak? Gdy zjadłam umyłam talerz oraz kubki po kakao. Świeciło słońce, więc nie wzięłam swetra i wyszłam do pracy.

Około godziny 16 do baru wszedł Adrien. Miał na sobie jasne jeansowe spodnie i niebieską bluzkę z długim rękawem. W ręku trzymał szarą bluzę. Usiadł przy barze. Najpierw zamówił wściekłego, a następnie drinka o nazwie Orgasm.  Pił powoli i ciągle na mnie spoglądał. Nie chciałam być wścibska, więc i ja na niego spoglądałam, ale tak, by tego nie zauważył. Dopiero wtedy spostrzegłam, że jest całkiem przystojny i że każda dziewczyna w barze błądzi za nim wzrokiem. On nie zwracał na nie uwagi. Jego wzrok był skupiony tylko na mnie. Widział tylko mnie- nikogo więcej.

Vanessa przyszła wcześniej niż zwykle, więc moje spotkanie z Adrienem zostało przesunięte kilkanaście minut do przodu. Wyszliśmy z baru i skierowaliśmy się w stronę parku. On opowiadał mi o swoim dwudziestoletnim życiu, a ja opowiedziałam mu moją historię, której nie chciałabym w ogóle pamiętać. Zastanawiałam się czemu ja mu to powiedziałam. Przecież znam go dopiero drugi dzień. Mimo to okazywał współczucie. Spacerowaliśmy żwirową ścieżką, gdy nagle z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu, które następnie przerodziły się w wielką, jesienną ulewę. Adrien bez chwili namysłu nałożył mi na ramiona swoją bluzę i pobiegliśmy do najbliższego suchego miejsca, jakim okazała się pobliska kawiarnia. Ta sama, w której wpadłam na Adriena, kiedy przyszłam tu po skończonych zajęciach. Zamówiliśmy po kawie i siadając przy stoliku, kontynuowaliśmy swoją rozmowę. Z kawiarni wyszliśmy, gdy zbliżała się godzina zamknięcia lokalu.

Było już dość późno, a zajęcia miałam na rano, więc Adrien odprowadził mnie pod dom.

-No to do zobaczenia. –powiedział, gdy byliśmy już przed domem.

Obdarowałam go swoim skromnym uśmiechem, kiwnęłam głową i weszłam do domu.

-I jak było?- dobiegł mnie głos siostry.

Poszłam za głosem, a on zaprowadził mnie do kuchni, w której rządziła Jeanette. Wytarła mokre ręce w ścierkę i usiadła przy stole.

-Siadaj i opowiadaj mi. Jak było? Jaki jest?- dopytywała się Jeanette.

-Hm… -usiadłam naprzeciwko siostry i zaczęłam swoją opowieść o

Adrienie –Ma na imię Adrien Fox. Ma 20 lat i jest na drugim roku chemii. Mieszka z ojcem, bo jego rodzice rozwiedli się gdy miał 10 lat, a opiekę nad nim przyznano ojcu.

-Opowiedz mi jaki on jest! –nalegała, a ja nie potrafiłam jej odmówić, choć sama nie wiedziałam dlaczego.

-Jest miły. –powiedziałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.

-Tylko tyle? –zapytała robiąc minę obrażonego dziecka.

-Jak na razie, tak. –powiedziałam, próbując powstrzymać się od wybuchu nagłego śmiechu, który mógłby ją zdezorientować –Poznasz go. Kiedyś. Może… -mówiłam cicho.

-Kiedyś? Może? Co to ma znaczyć? –była zdenerwowana.

-Żartowałam. Na pewno go poznasz, ale nie wiem kiedy.- odpowiedziałam, ale zaraz potem na mej twarzy pojawił się smutek.

-Co się dzieje? –zapytała Jeanette, kiedy zobaczyła mój wyraz twarzy.

-Chodzi o to… -przerwałam –O to… Że… Ja mogę go już nigdy nie spotkać. Nasze drogi mogą się rozejść. –mówiłam smutno.

Jeanette wstała z miejsca, podeszła do mnie i przytuliła tak mocno, że myślałam, że się uduszę.

-Nic się takiego nie stanie. Widzę, że jesteś tak jakby szczęśliwa, o ile można to tak nazwać. –uśmiechnęła się, a przy tym zwolniła uścisk, gdy zauważyła, że ledwo oddycham –Jeśli cię skrzywdzi, to ja się z nim policzę. Chcę, abyś była szczęśliwa.

-Dziękuję. –powiedziałam cicho i wtuliłam twarz w jej płomienno-rude włosy, które były zaraz mokre od łez, które powoli spływały po moich policzkach.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin