Red Hills rozdz.30.doc

(111 KB) Pobierz
Red Hills

Red Hills

XXX

Świąteczny poranek powitał Harry'ego obficie padającym śniegiem i wesołymi okrzykami chmary dzieciaków, dobiegającymi zza okna. Kiedy wstał, Draco nie było już w pokoju. Duża szafa i dodatkowa komoda od razu przypomniały mu o wczorajszym dniu. Pokręcił głową, zastanawiając się, czy aby nie zaspał, jednak zegarek wskazywał siódmą trzydzieści i do uroczystego śniadania miał jeszcze półtorej godziny czasu. Chyba tylko w święta uczniowie mogli bez przymusu wstać tak wcześnie, aby rozpakować prezenty.

- Naprawdę, życie z wami niekiedy przypomina ponurą egzystencję na pokładzie straceńców. – Lustro tego dnia było wyjątkowo zrzędliwe. – Nawet Krwawy Baron byłby lepszym kompanem od was.

- Znasz ducha Slytherinu? – Harry spojrzał na swoje odbicie, dopinając koszulę i skrzywił się lekko, widząc swoje niespecjalnie wesołe oblicze.

- Nie bądź wścibski. – Zwierciadło najwyraźniej nie lubiło mówić o swojej przeszłości. Harry przez moment zastanawiał się, czy wisiało kiedyś w Hogwarcie, czy może chodziło o coś zupełnie innego. – Muszę przyznać, że odkąd zostałeś dyrektorem twój gust niewątpliwie się poprawił. Mógłbym nawet pokusić się o stwierdzenie, że wyglądasz cholernie seksownie w tej szacie, chociaż nadal sądzę, że najlepiej ci bez zbędnych fatałaszków.

- Taa, dzięki. – Harry wygładził zawinięty rękaw nowego, odświętnego ubrania. Szata była w kolorze głębokiej czerni, jednak jej wysoką stójkę, rękawy i dół zdobiły hafty barwy burgunda, przetykane połyskliwą, grafitową nicią. Wcięta w pasie, rozchodziła się w delikatny klosz i sięgała do samych kostek. Na co dzień preferował bardziej mugolski styl, ale okazyjnie zakładał czarodziejskie ubrania i musiał stwierdzić, że naprawdę świetnie się w nich czuł. O ile oczywiście były dobrze dobrane. – Wesołych świąt.

- Będą, umówiłem się już na uroczą pogawędkę z lustrem profesora Ceroo, mamy, że tak powiem, podobne gusta. Ma naprawdę uroczego i niezwykle przystojnego właściciela, chociaż… ten koński zad psuje efekt. Swoją drogą wiedziałeś, że fallus centaura może osiągnąć…

- Nie chcę wiedzieć! – Z lustra spojrzały na Harry'ego zaszokowane, szeroko otwarte zielone oczy. – Oszczędź mi szczegółów!

- Nie, to nie. – Zwierciadło prychnęło urażone. – Chciałem podtrzymać konwersację.

- A ja właśnie wychodziłem. – Potter otworzył drzwi do łazienki, jednak jakaś myśl zatrzymała go w miejscu. – Możesz opuszczać to miejsce?

- Chyba nie myślałeś, że całymi dniami kontempluję wzór płytek?

- Tak jak postacie na obrazach?

- To trochę bardziej skomplikowane, tłumaczenie zajęłoby mi sporo czasu. W przybliżeniu możesz uznać, że w twoim świecie jestem bytem. Nigdy nie słyszałeś o drugiej stronie zwierciadła?

- Chyba tylko w jakichś horrorach. – Harry wzruszył ramionami.

- Tyle lat w czarodziejskim świecie, a nadal zupełny ignorant. - Tafla zafalowała delikatnie, jakby oburzał ją stan wiedzy właściciela, a Gryfon cofnął się instynktownie. – Bez obaw, nie pokażę ci przyszłości, przeszłości, ani niczego innego poza twoim szacownym odbiciem. – przyznało niechętnie. – Jestem na to o wiele za młody. Poza tym takie zabawy prowadzą do szaleństwa, a ja lubię swój jasny umysł.

- Zwierciadło Ain Eingarp?

- A jak myślisz? Całe pokolenia przebywał w rodzinie opętanych dążeniem do wiedzy szaleńców.

- Hmm… czyli możesz komunikować się z innymi lustrami… - Harry spojrzał na taflę z ciekawością.

- Nawet o tym nie myśl – syknęło zwierciadło. – Nie mogę ci powiedzieć o tym, co dzieje się u innych, właściwie nic ci nie mogę powiedzieć.

- Właśnie powiedziałeś mi o centaurze.

- O centaurach, Potter! To różnica, nie o tym konkretnym. Czarodzieje od wieków starali się zrobić z nas szpiegów, jednak to tak nie działa. Na każdy byt nałożona jest przysięga wiecznego milczenia, mamy swój świat. Gdybym posiadał usta i wlałbyś w nie fiolkę veritaserum i tak nic byś nie uzyskał, co najwyżej roztrzaskałbym się na tysiące kawałków. Wiesz, co by się działo, gdyby lustra mogły przenosić informacje? Zapanowałby chaos, na świecie nie byłoby żadnych sekretów! Zwierciadła są wszędzie. W salonach, alkowach, szyby odbijają twą postać, woda ją więzi. Nie trzeba mieć szklanej tafli.

- To przerażające – Harry wzdrygnął się na samą myśl.

- Dokładnie. A teraz idź, bo spóźnisz się na śniadanie – mruknęło i zamilkło.

Po takim oświadczeniu Potter przysiągł sobie nigdy nie wnikać w magię luster. Na dobrą sprawę, wolałby pozostać w tym względzie wiecznym ignorantem. Miał nadzieję, że nie popadnie w obsesję oglądania się za siebie.

Wszedł do salonu i spojrzał w kierunku kominka. Skarpety kołysały się wypchane prezentami, a na gzymsie leżał jeden, opakowany w czerwony papier. Westchnął i wyszedł na korytarz. Naprawdę, ostatnią rzeczą o której myślał były podarki. Po chwili wahania stanął przed obrazem smoka i poprosił o widzenie z Victorią. Nie chciał wchodzić bez zaproszenia. Kobieta wyszła i na pytanie o Samuela, pokręciła przecząco głową.

- Nadal jest obrażony i prawie się nie odzywa. W ogóle nie ruszył się z łóżka, nawet nie rozpakował prezentów.

- Nie pytał o Draco?

- Nie, cały czas milczy. – Miała smutny i przygnębiony wyraz twarzy.

- Kiedy będę mógł go odwiedzić? – zapytał ostrożnie.

- Myślę, że powinniśmy dać mu trochę czasu. Może po południu? To dziecko zostało zranione zbyt wiele razy, mam nadzieję, że nie zamknie się w sobie. To taki żywy chłopiec.

- Rozumiem, przyjdę później. – Pożegnał kobietę i wolno powlókł się w kierunku sali jadalnej.

……….

- Nienawidzi mnie. – Draco po raz kolejny okrążył gabinet Mistrza Eliksirów. – Zupełnie mnie odrzucił.

- To nieprawda. – Severus siedział w fotelu i od kilkudziesięciu minut z niepokojem obserwował swojego chrześniaka. – Zbuntował się i nie chce przyjąć do wiadomości tego co mu powiedziałeś. Przejdzie mu.

- Jak możesz być tak nieczuły? A co, jeżeli to jakoś na niego wpłynie? Jeżeli już nigdy nie obdarzy mnie zaufaniem? Nawet Harry'emu nie pozwolił się dotknąć! – Malfoy spojrzał na mężczyznę z oburzeniem.

- Potter nie ma tu nic do rzeczy, to ty jesteś jego rodziną. Nawet gdyby…

- W momencie kiedy został moim mężem, równocześnie stał się rodziną Samuela. Lubił go, cieszył się na każdą wizytę. Potter przynosił mu prezenty, bawił się z nim. – Ślizgon zupełnie nie rozumiał podejścia Severusa.

- To mnie akurat nie dziwi. Wybraniec zawsze lubił się bawić i kupować niepotrzebne rzeczy. To kwestia wychowania. – Snape prychnął i upił łyk kawy stojącej na stoliku w maleńkiej, porcelanowej filiżance.

- Zaczynam rozumieć dlaczego uczniowie cię nienawidzą. Ty po prostu nic nie wiesz o dzieciach. – Malfoy był coraz bardziej zły. Przyszedł tutaj po radę i pocieszenie, a w zamian otrzymał sarkastyczne uwagi. Naprawdę kochał swojego chrzestnego, jednak w niektórych sprawach zupełnie nie można było liczyć na jego pomoc.

- Dosyć! – Snape odstawił naczynie i podniósł się z fotela. – Usiądź i przestań wreszcie wydeptywać dziurę w mojej podłodze. Zachowujesz się jak narwaniec, to ci nie przystoi. Samuel to dziecko, a jako takie musi odreagować. Popatrz na to z drugiej strony. Gdyby to tobie ktoś teraz powiedział, że zostałeś adoptowany, co byś zrobił?

- Nie jestem adoptowany! To zupełnie inna rzecz!

- Nie jesteś, jednak przez chwilę zastanów się nad swoją reakcją. – Mistrz Eliksirów przytaknął, jednak nie zamierzał ustąpić.

- Byłbym wściekły, zły że to przede mną ukrywali. Miałbym do nich żal i… - Zamilkł i z ciężkim westchnieniem usiadł na kanapie.

- No właśnie. – Snape przewrócił oczami i stanął naprzeciw niego z rękami założonymi na piersi. – Nieważne, dziecko czy dorosły. Na takie wiadomości reagujemy gniewem i buntem. Im dłużej ukrywana prawda, tym większe rozczarowanie i niechęć. Samuel jest dzieckiem, a jako takie potrzebuje kogoś dorosłego, kogoś, na kim będzie mógł się wesprzeć. Jest do ciebie przywiązany i do tej pory ufał ci bezgranicznie. W jego oczach jesteś wybawcą, kimś, kto zabrał go z sierocińca i zapewnił mu dom. Dlatego kłamstwo zabolało go jeszcze bardziej. – Zdecydowanie nie lubił takich przemówień. Nie był dobry w pocieszaniu. – Posłuchaj, on teraz najbardziej potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i stabilności. Pomimo tego, że go zraniłeś. – Skrzywił się lekko, gdy Draco wzdrygnął się i mocniej wcisnął w oparcie kanapy. – Pomimo tego, jesteś jedyną osobą, do której może się zwrócić. W tej chwili pragnie, aby ktoś go przytulił i pocieszył. Nie Victoria, nie Potter, ale ktoś kogo naprawdę kocha. Tym kimś jesteś ty i bardzo szybko to sobie uświadomi. Dzieci łatwo potrafią się pokłócić i odepchnąć przyjaciela, ale jeszcze łatwiej wybaczają, zwłaszcza dorosłym… Chociaż czasami nie powinny. Nie mówię oczywiście o tobie – dodał szybko, widząc pełen winy wzrok chrześniaka.

- Harry powiedział mi wczoraj coś podobnego. – Ślizgon potarł dłońmi skronie.

- Twój mąż jest dla mnie niczym niekończące się doświadczenie. Ilekroć tracę względem niego nadzieję, on potrafi mnie zaskoczyć. Niechętnie to przyznaję. – Snape uniósł brew, uśmiechając się krzywo.

- Powinienem pójść do Samuela. – Draco podniósł się z kanapy, zupełnie nie zwracając uwagi na słowa Severusa.

- Powinieneś, ale jeszcze nie teraz, może wieczorem. On musi ochłonąć, zatęsknić za tobą. Poza tym, w tej chwili powinieneś zjawić się na śniadaniu. Jakkolwiek twoje prywatne sprawy są ważne, masz obowiązek także względem szkoły.

- W ogóle nie mam ochoty myśleć o jedzeniu. – Malfoy wstał i niechętnie spojrzał w kierunku drzwi. – Wolałbym…

- Na Salazara! Draco, weź się w garść! Zachowujesz się jak jakiś Puchon! Trochę godności, bo zacznę myśleć, że wraz z więzią spłynęła na ciebie zupełna tępota! Jesteś zastępcą dyrektora tej szkoły, jesteś Malfoyem, więc rusz się i idź na to cholerne śniadanie. Uśmiechaj się, składaj życzenia i kłam, jeżeli musisz, ale zachowuj się!

Chłopak spojrzał na niego z miną kogoś, komu właśnie zaproponowano wstąpienie na szafot i skierował się w stronę obrazu.

- Dobrze, ale ty pójdziesz ze mną – syknął.

- O nie, mój drogi Draco, to nie ja idę z tobą, to ty mi towarzyszysz. – Snape obrzucił go wyniosłym spojrzeniem i wyszedł na korytarz.

……….

Sala jadalna rozbrzmiewała gwarem i radosnymi okrzykami uczniów. Trzy czwarte pomieszczenia było zajęte, gdyż, jak się okazało, tylko nieliczna młodzież zdecydowała się na wyjazd do domu. Niektórzy zostali i postanowili wyjechać dopiero po balu, by wrócić w styczniu po sylwestrze. Dzieci ochoczo pokazywały sobie prezenty, które zastały w wiszących przy kominkach skarpetach. Były to podarki zarówno od grona pedagogicznego, jak i ich własnych rodzin. Świąteczna atmosfera ogarnęła całą szkołę. Przez noc skrzaty udekorowały salę i teraz można było podziwiać efekty. W rogach stały wysokie, jarzące się milionem światełek choinki. Kolorowe bombki, szklane elfy i chichoczące bałwanki zdobiły zielone gałązki. Obrusy udekorowane były bluszczem, a w drzwiach wejściowych wisiała jemioła, którą jednak większość uczniów wydawała się ignorować, zwłaszcza tych z młodszych klas. Tylko niektórzy trzecioklasiści zatrzymywali się, wypatrując osób, które darzyli sympatią.

Stół nauczycielski zdobił biały obrus haftowany w drobne, lawendowe gałązki. Na środku spoczywał stroik z długą, złotą świecą pośrodku, ozdobiony świąteczną czerwoną kokardą.

Harry zdecydowanie nie miał nastroju na przemówienie. W natłoku zdarzeń nie przygotował się na publiczne wystąpienie i chociaż życzenia miały być skierowane tylko do uczniów i nauczycieli, czuł się wyjątkowo niezręcznie. Z głośnym westchnieniem podniósł się i zmusił mięśnie twarzy do szerokiego uśmiechu.

- Witam wszystkich uczniów i szanowne grono pedagogiczne. – Pomimo obaw, jego głos był mocny i przykuł uwagę otoczenia. – Zarówno dla nas, jak i dla was, są to pierwsze święta spędzone w tej szkole. Tym bardziej cieszę się, że spędzimy je w tak licznym towarzystwie. Boże Narodzenie to czas zjednoczenia, nadziei i radości, a także… - zawiesił znacząco głos. – …prezentów. – Przez salę przebiegł szmer aprobaty. – Z tej okazji, życzę wszystkim na co dzień tego uśmiechu, który gości dziś na waszych twarzach, koncentracji, aby nauka nie stanowiła problemu, udanych meczy quidditcha i mniej wybuchowych kociołków na waszych ulubionych lekcjach eliksirów. – Uczniowie zachichotali patrząc ostrożnie w kierunku Snape'a. – Nie przedłużając, mam nadzieję, że dni wolne od nauki spędzicie na zabawie i wypoczynku, a jutrzejszy bal okaże się wielkim sukcesem. A teraz… smacznego! – Sala wybuchła gromkimi oklaskami, które ucichły w momencie, gdy na stołach pojawiło się wspaniałe świąteczne śniadanie.

- No, Harry, poradziłeś sobie znakomicie. – Justin obdarzył go szerokim uśmiechem. – Bałem się, że będzie to trwało trzykrotnie dłużej. Wyrabiasz się stary.

- Dzięki – mruknął i nałożył sobie na talerz plaster pieczeni w galarecie. Kątem oka zerknął na Draco. Odkąd usiedli przy stole, mężczyzna milczał, a jego twarz zdobił uśmiech, który nie sięgał jednak oczu. Cholera, chociaż nigdy nie wyobrażał sobie ich pierwszych wspólnych świąt, zdecydowanie nie tak powinny one wyglądać.

- Harry, jakieś ciekawe prezenty? – Ron spojrzał na niego z zaciekawieniem.

- Eee… - Potter zaczerwienił się lekko na myśl, że nawet nie pomyślał o ich rozpakowaniu. – Właściwie nie miałem czasu, aby je przejrzeć, zaspałem.

- Dobrze się czujesz, Harry? – Hermiona spojrzała na niego uważnie. – Wyglądasz jakby coś cię trapiło.

- Ron, możesz podać mi sól? – Ten moment wybrał Draco, aby zwrócić się do Weasleya.

- Jasne. – Gryfon podsunął mu solniczkę. Przy stole zapanowała absolutna cisza. Wszystkie spojrzenia utkwione były w Malfoyu i gdyby nagle na środku sali wybuchła z głośnym hukiem łajnobomba, zapewne nikt nie zwróciłby na to uwagi. Justin otwierał i zamykał usta, jakby nie wiedział, czy nadal przeżuwać kanapkę, czy może połknąć ją w całości. Głowa Hermiony kręciła się jak nakręcona w tę i z powrotem, niezdecydowana, czy przyglądać się Ślizgonowi, czy może siedzącemu obok przyjacielowi. Harry wbił wzrok w talerz z dziwnym uśmiechem. Ciszę przerwał stłumiony chichot Nevilla'a.

- Magia świąt. – Patil spoglądała w górę, jakby nagle dostała objawienia.

- Niech pani nie będzie dziecinna. – Severus prychnął zdegustowany. – Muszę panią rozczarować, Ronald to imię pana Weasleya i nie ma w tym niczego odkrywczego.

- To zapewne układ gwiazd, który koniec roku wieści wyjątkowo pomyślnie – zadumanym głosem stwierdził Ceroo. Wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli na centaura, który stał z boku, jedząc trzymaną na talerzyku sałatkę. Profesor astronomii odzywał się tak rzadko, że łatwo było w ogóle zapomnieć o jego istnieniu i tylko stukot kopyt przypominał o obecności Quariona.

- Jak bardzo pomyślny? – Draco wyglądał na wyjątkowo zainteresowanego.

- Chyba nie wierzysz w te bzdury? – zapytał Severus z przekąsem. Malfoy wzruszył ramionami unikając jego spojrzenia.

- Kwadratura Marsa i Venus weszła w intratne położenie. Te dwie planety spotykają się w takiej koniunkturze niezwykle rzadko. Według legendy, Mars i Venus byli kiedyś kochankami. – Centaur odstawił talerzyk i przymknął swe piękne, brązowe oczy. – Muszę wrócić na wieżę, planety w świąteczne dni odkrywają wiele tajemnic. – Skinął głową i odszedł z cichym stukotem w kierunku bocznego wyjścia z sali.

- Kochankowie… niezwykle romantyczne. – Patil dopiła swoją herbatę ziołową i z szelestem jedwabnych szat podniosła się z krzesła. – Powinnam postawić tarota. Neville, dołączysz do mnie? – Posłała chłopakowi nieodgadnione spojrzenie.

- Jasne. – Longbottom ochoczo się poderwał, zostawiając niedokończone śniadanie.

- Myślę, że cokolwiek ona postawi, nie będzie to tarot. – Justin wyszczerzył się domyślnie.

- Panie Finch-Fletchley, muszę panu podziękować za skuteczne obrzydzenie mi spożywanego śniadania. – Snape wstał i z rozmachem odsunął krzesło. – Pańskie nieokrzesanie rośnie wprost proporcjonalnie do pańskiego wieku.

- Ups. – Nie zrażony niczym Justin spojrzał za oddalającym się Mistrzem Eliksirów. – Ciekawe, czy życie w celibacie ma wpływ na poziom upierdliwości.

- Możesz się zamknąć? – Draco przeszył go wściekłym spojrzeniem.

- Dobra, dobra, nie chciałem nikogo urazić. – Puchon przewrócił oczami. – Zbieram się już. Święta, nie święta, mam przed sobą dwie godziny dyżuru na korytarzu. Calioppe – zwrócił się do cichej i spokojnej profesorki historii magii. – Idziesz ze mną, czy dołączysz później?

- Właściwie już skończyłam. – Drobna kobieta, wyglądająca na jakieś trzydzieści lat, ostrożnie złożyła chusteczkę trzymaną na kolanach i podniosła się z wdziękiem. – Dziękuję bardzo, życzę udanego dnia. – Skłoniła się lekko i drobnym truchtem podążyła za Justinem.

- Czasami zapominam o jej istnieniu. Jest niczym duch, ale dzieciaki ją uwielbiają. – Hermiona odprowadziła ich wzrokiem, a Harry odruchowo podążył za jej spojrzeniem. Odkąd rozstała się z Finch-Fletchleyem nie miał tak naprawdę okazji z nią porozmawiać i poczuł coś na kształt wyrzutów sumienia.

- Może nauczyciele historii tak mają? Pamiętacie Binnsa? – Ron rozglądał się po stole, jakby zastanawiał się czy zmieści w siebie jeszcze któryś z przysmaków.

- Był świetnym profesorem. – Draco po raz pierwszy uśmiechnął się szczerze. – Na jego lekcjach zawsze można było odespać wieczorne imprezy.

- Prawda. – Weasley przytaknął ochoczo, po czym wreszcie odłożył widelec i strzepnąwszy okruchy tostów z szaty, spojrzał w kierunku Harry'ego. – Nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę na kremowe.

- Mam kilka butelek u siebie. – Potter spojrzał pytająco na Malfoya, jakby czekał na jego reakcję. Od wczorajszego dnia dzielili komnaty i nie wiedział, jak mężczyzna zareaguje na zaproszenie Weasleya.

- Kremowe to dobry pomysł. – Ślizgon skinął głową i wstał od stołu.

W ciszy opuścili salę jadalną. Tuż przed drzwiami Hermiona złapała Rona za rękaw szaty, zatrzymując go na chwilę.

- Co się dzieje? – spytała z zaniepokojeniem.

- Nic. – Wzruszył ramionami, uciekając spojrzeniem w bok. – Idziemy się napić.

- Odkąd jesteś w tak dobrej komitywie z Malfoyem?

- Wiesz, obydwaj tutaj uczymy, kłótnie są dobre dla dzieci. – Czuł się wyjątkowo źle okłamując przyjaciółkę, jednak nie wiedział czy może powiedzieć coś więcej. Nie rozmawiał z Harrym od wczoraj i nie wiedział jakie są jego plany. Pomimo tego, że naprawdę ufał Hermionie, nie czuł się upoważniony do zdradzania jej sekretów Pottera. Jeżeli ten będzie chciał, sam jej to powie.

- Coś ukrywasz. – Granger splotła ręce na piersi i spojrzała na niego uważnie. – Ronaldzie Weasley, kłamiesz bardzo nieudolnie.

Prawie jęknął z ulgą, gdy Harry odwrócił się i zawołał, aby się pospieszył.

- Muszę iść, pogadamy później.

- Ron… - Pokręcił głową i czując się jak zdrajca, szybkim krokiem oddalił się w kierunku czekających Malfoya i Pottera.

……….

- Powiedziałeś mu, że jesteś jego ojcem? – Ron wytrzeszczył oczy na Draco, kiedy Harry w skrócie streścił mu sytuację.

- Po prostu nie wyprowadziłem go z błędu. – Malfoy sączył kremowe z wysokiej, smukłej szklanki, podczas gdy Harry i Ron pili prosto z butelek.

- Stary, musi być na ciebie wściekły. – Weasley przeciągnął ręką po twarzy.

- Jest, i nie bardzo wiemy co z tym zrobić. – Harry stał oparty o blat odgradzający barek. – Zupełnie nie chce z nami rozmawiać.

- Bez obrazy, ale postąpiłeś jak idiota. – Rudzielec nie spuszczał wzroku z blondyna.

- Co ty nie powiesz. – Draco odstawił szklankę i oparł się o zagłówek fotela. – Frustrujące jest to, że muszę się z tobą zgodzić.

- Przejdzie mu. To dziecko cię uwielbia, prawie połamał mi nogi, tak się wyrywał do ciebie. Naprawdę mu zależy. Poza tym, stary, z tego co mówisz, zawdzięcza ci wszystko. Zabrałeś go z sierocińca, ofiarowałeś dom, długo bez ciebie nie wytrzyma.

- Nie wiesz, co mówisz… - Malfoy w zrezygnowaniu przesunął rękami po kolanach.

- Słuchaj, mam tyle rodzeństwa, że czasami wydawało mi się, że żyję w mrowisku. – Zignorował parsknięcie Ślizgona i ciągnął dalej. – Bliźniacy wycinali nieraz takie numery, że można było ich znienawidzić na całe życie, ale zawsze sobie wybaczaliśmy. To rodzina i Samuel nie jest wyjątkiem, szybko znudzi mu się płacz w samotności i zapragnie do kogoś się przytulić, a wtedy przyjdzie do ciebie.

Draco przyglądał mu się przez chwilę z namysłem, po czym odwrócił się i spojrzał na Harry'ego.

- Pamiętasz jak mówiłem, że twój przyjaciel to idiota, a ty jesteś nieuleczalnym durniem, trzymając z nim tyle czasu? – Zignorował oburzone prychnięcie Weasleya. – Malfoyowie nigdy nie przyznają się do błędu, jednak czasami zmuszeni są uznać, że zostali źle poinformowani.

Harry zachichotał widząc czerwieniejącą gwałtownie twarz Rona.

- Miło usłyszeć. – Zdjął z blatu kolejne trzy butelki kremowego i zaniósł je do stolika. - Po raz pierwszy jestem gotów wypić za złe informacje. – Mrugnął do Rona, który z rozanielonym uśmiechem przyjął od niego piwo.

To było takie nierealne. Draco, Ron i on - pijący piwo przy jednym stole. Czuł się zupełnie oderwany od rzeczywistości. Nigdy o tym nie pomyślał, nawet po ślubie. Sama myśl o ich trójce razem była tak absurdalna, że nigdy nie przyszła mu do głowy. A jednak to było piękne. Pomimo nerwów, stresu, pomimo strachu o Samuela, budziło nadzieję. Poczuł się nagle zupełnie szczęśliwy, beztroski, jakby wszystko co złe zostało zdjęte z jego ramion na tę jedną chwilę. To prawda, Harry jest rodziną… słowa Draco w tym momencie były tak prawdziwe, że prawie mógł je poczuć.

Rodzina – smakował to słowo, niczym piwo kremowe. Było słodkie, bezpieczne i zawierało całe pokłady czułości i… Sapnął i zdumiony spojrzał na Malfoya.

Cholera… to przecież niemożliwe… Nie w tym życiu, nie w tym wszechświecie… A jednak, to jedno niewypowiedziane słowo, zaczynało żyć własnym życiem. Krążyć w żyłach, przyspieszać krew i tłoczyć ją tak szybko, że jego serce biło jak po szalonym biegu. Maraton ku prawdzie… Może gdyby powiedział je głośno, stałoby się faktem?

- Harry? – Drgnął na dźwięk głosu Draco i spojrzał na niego nieprzytomnie. Jasne włosy otaczały znajomą twarz, rozświetlając ją i nadając jej wyraz niewinności. Niewinny Malfoy, oksymoron jakiego świat nie widział. Oblicze, które znał jak własne, które widział co dzień kiedy kładł się spać i kiedy się budził. Lekko zadarty nos i oczy w kolorze nieba, w tej chwili lekko zachmurzone. – Harry! – Nikt tak nie wymawiał jego imienia. Słysząc je, mógł dokładnie określić nastrój Ślizgona. Harry z naciskiem na Ha, pojawiało się gdy Draco żartował, pokpiwał z niego i śmiał się rozbawiony. Harry z akcentem na końcówkę, oznaczało złość i ponaglenie. Harry, w którym środkowe r było przedłużone, wręcz gardłowe, wykrzykiwał w rozkoszy… Nigdy nie sądził, że jego imię może być przekazem tak wielu emocji. – Potter, ocknij się! – Malfoy potrząsnął jego ramieniem.

- Przepraszam, zamyśliłem się – jęknął, wracając do rzeczywistości.

- Wyglądałeś jak nawiedzona Trelawney, bałem się, że zaraz zaczniesz wykrzykiwać: Widzę… widzę… - Ron uśmiechnął się uspokojony powrotem przyjaciela do świata żywych. – Wiesz przynajmniej o czym rozmawialiśmy?

- Eee… - Cholera zupełnie nie wiedział.

- Draco chce przedstawić Samuela w szkole. – Weasley spojrzał na niego czekając na reakcję.

- Sądzisz, że to dobry pomysł? – Harry zaskoczony odstawił butelkę na blat.

- Nie mogę go wiecznie ukrywać. Nie mogę też zamknąć go w komnatach jak więźnia. Pamiętasz co powiedziałem kiedyś o tej szkole?

- Jest bezpieczna.

- Dokładnie. Jest bezpieczna. Bariery ochronne są nie do przebicia. – Draco skinął głową. – W dodatku, jeżeli ludzie dowiedzą się o jego istnieniu, trudniej go będzie skrzywdzić.

- Nie rozumiem. – Potter uniósł rękę rozmasowując kark. – Wszystkie gazety, brukowce…

- Wiem, nie unikniemy tego. Jednak… Pomyśl, jeżeli znika ktoś kogo nikt nie zna, trudno go potem odnaleźć, nikogo to nie interesuje. Jeżeli zaatakują osobę ważną, istotną…

- Będzie o tym głośno. – Harry wreszcie zrozumiał tok rozumowania Malfoya.

- Innymi słowy, na kogo spadnie pierwsze podejrzenie? Na Narcyzę lub Lucjusza. – Ron potarł ręce jakby nagle zrobiło mu się zimno. – Nie zaryzykują, a przynajmniej nie od razu. Ma… Draco – zwrócił się do Ślizgona. – Zdajesz sobie sprawę, że tym sposobem rzucasz swojej matce wyzwanie? To w nią uderzy ta medialna afera.

- Uwierz, że wiem o tym doskonale. Narcyza… moja matka nie cofnęłaby się przed niczym, aby zachować honor rodziny. – Zerknął ostrożnie na Harry'ego. – Zaryzykowała moim życiem, aby dopiąć swego, dlaczego ja miałbym mieć skrupuły?

- Cholera, znowu nie rozumiem. – Potter westchnął rozdrażniony. Nie lubił żyć w niewiedzy.

- Dzień naszego ślubu. – Draco zacisnął usta, jakby z czymś się zmagał. – Urzędnik został potraktowany imperiusem.

- Słucham? – Harry wytrzeszczył oczy i pochylił się w kierunku Malfoya. – Czy ja dobrze zrozumiałem? Użyła niewybaczalnego? Ale dlaczego? Jaki miała w tym cel?

- Nie chciała dopuścić do tego związku. Uważała, że to przez ciebie nazwisko Malfoy zostało skalane. Myślę, że nigdy nie wybaczyła mi zmiany stron i tego, co stało się z jej mężem. – Ślizgon potarł środkiem dłoni kolano, co oznaczało, że jest naprawdę zdenerwowany. – Postawiła wszystko na jedną kartę. Rytuał więzi magicznej powinien był pokazać, że nie możemy być razem, przerwać ceremonię.

- Chłopie, to mogło cię zabić. Gorzej! Mogłeś zostać charłakiem! – Ron jęknął w niedowierzaniu. – To twoja matka, nie wierzę, że mogłaby…

- Mogła, na przyjęciu weselnym powiedziała o wszystkim Severusowi, słyszałem na własne uszy. – Odwrócił się w stronę Harry'ego. – Słuchaj, wiem, że powinienem ci o tym powiedzieć, ale… Na początku nie widziałem jak, nie byliśmy przyjaciółmi, a potem… - Odwrócił wzrok. – Potem…

- No jasne, człowieku, w końcu to twoja matka, o rodzicach trudno mówić złe rzeczy, Harry na pewno to rozumie. – Weasley pojrzał na Pottera i cofnął się nieznacznie na widok jego wściekłego wyrazu twarzy. – No co, źle mówię?

- Dobrze, ale może dałbyś mu dokończyć! – Wybraniec był zły, Draco chciał coś powiedzieć, coś ważnego, czuł to, a Ron po prostu mu przerwał.

- Nie, właściwie to o to chodziło. – Malfoy przytaknął wbijając wzrok w blat.

- Gówno prawda. – Harry wstał i podszedł do okna.

- Jesteś wściekły, że ci nie powiedziałem.

- To i tak nic by nie zmieniło. Nie twoja wina, że masz taką rodzinę. Tkwimy w tym razem, prawda? To co zrobiła twoja matka dotknęło nas obydwóch. – Harry uniósł rękę i oparł ją o framugę.

- Przez nią jesteśmy związani na całe życie. Nie wierzę, że jej nie nienawidzisz. – Draco wpatrywał się w wyprostowane plecy Pottera, czekając na odpowiedź, która nie nadeszła.

……….

Obiad, jak całe popołudnie, minął w napiętej i milczącej atmosferze. Ron musiał opuścić komnaty przyjaciela, gdyż obejmował dyżur zaraz po Justinie i o ile w dni lekcyjne nadzór nie był aż tak konieczny, teraz, gdy młodzież szalała na korytarzach, ktoś musiał mieć na nią oko.

Draco jeszcze dwa razy usiłował odwiedzić brata, jednak Victoria stanowczo mu to odradzała. Samuel nie był gotowy na spotkanie.

Świąteczny obiad był jednym z najdziwniejszych w jakich Harry uczestniczył odkąd opuścił świat mugoli. Jadł mechanicznie i gdyby ktoś zapytał go o smak indyka, zapewne nie umiałby powiedzieć jednego sensownego słowa. Równie dobrze mógłby mieć na talerzu trociny. Draco i Ron również milczeli i o ile u tego pierwszego nie było to niczym dziwnym, niemrawe dłubanie w talerzu przez Weasleya zwracało uwagę niektórych.

Hermiona bacznym wzrokiem obserwowała całą trójkę, czując, że stało się coś ważnego. Wyraz jej twarzy świadczył zarówno o ogromnej ciekawości, jak i smutku, gdyż dziewczyna w pewien sposób czuła się odrzucona i zepchnięta na boczny tor.

Harry doskonale zdawał sobie sprawę, że powinien wtajemniczyć przyjaciółkę, jednak nie chciał tego robić bez zgody Draco, a rozmowa z nim w tej chwili raczej nie była tym, na co miałby ochotę. Nie, to były zdecydowanie jego najgorsze święta.

Późnym wieczorem Potter stanął wreszcie przed obrazem smoka, który odsunął się przed nim bezszelestnie. Zdeterminowany wszedł do środka i spojrzał na siedzącą w fotelu kobietę.

- Chcę porozmawiać z Samuelem – oświadczył, a wyraz twarzy miał zdecydowany.

- Właśnie zjadł kolację. – Victoria podniosła się i ruchem ręki wskazała na prawie pełną tacę. – O ile połowę grzanki można nazwać kolacją… Cały dzień leży i milczy. Nawet mnie ignoruje. Po jego wczorajszym zachowaniu sądziłam, że… Wydawało się, iż jestem jedyną osobą, którą jest gotów wysłuchać, ale od momentu, gdy dotarło do niego, że również wiedziałam…

- Uznał cię za kolejnego wroga. – Harry z westchnieniem skinął głową.

- Naprawdę nie wiem, co robić. – Kobieta wyglądała na załamaną. – Nawet nie spojrzał na prezenty, chociaż co roku budził się specjalnie wcześniej, aby otworzyć je jeszcze przed świtem.

- Nie on jeden. Wpuścisz mnie do niego?

- Dobrze. – Potarła skronie, jakby odganiała nadchodzący ból głowy. – Przez cały dzień odpędzałam pana Malfoya spod wejścia. Naprawdę przykro było patrzeć na wyraz jego twarzy. Bardzo go szanuję i muszę przyznać, że było to wyjątkowo bolesne.

- Rozumiem. – Harry skinął głową i ruszył w kierunku byłej sypialni Draco. – Pozwolisz, że zostanę z nim sam?

- Może… może wyjdę na chwilę, świeże powietrze dobrze mi zrobi. – Niechętnie sięgnęła po pelerynę i spojrzała na Pottera. – Proszę go nie zranić, to naprawdę dobre dziecko – szepnęła i wyszła z pomieszczenia.

Harry przez chwilę stał i patrzył w ślad za nią, po czym wolno ruszył w kierunku sypialni.

W środku panował półmrok. Zasłony były zaciągnięte i jedynie magiczna pochodnia rzucała nikłe migoczące światło.

Samuel leżał na łóżku w pozycji embrionalnej, przyciskając do siebie poduszkę i wtulając w nią twarz. Wyglądał na tak samotnego i smutnego, że Gryfon mimowolnie zrobił kilka kroków w jego kierunku i w ostatniej chwili powstrzymał się przed przytuleniem chłopca.

- Witaj Sam – szepnął i usiadł na samym końcu posłania. Chłopiec nawet nie drgnął. – Nie przywitasz się ze mną? – Cisza była jedyną odpowiedzią i Harry mimowolnie zacisnął pięści. Nie potrafił rozmawiać z dziećmi, nigdy tego nie robił… Co u licha sobie wyobrażał przychodząc tutaj? To Draco powinien być tutaj zamiast niego, to jego brat… Tyle, że Malfoy nie mógł.

- Wiesz, dostałeś bardzo ładny pokój i widzę, że zmieniłeś jego kolory. – Właściwie to, że komnata zamiast bieli i błękitu miała teraz znacznie żywsze barwy zieleni i oranżu, chłopiec zawdzięczał najprawdopodobniej opiekunce. – Podoba mi się. Zawsze lubiłem takie mocne, wesołe odcienie. Niestety, kiedy byłem w twoim wieku, nie mogłem nawet marzyć o takim pokoju. Mieszkałem w kom...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin