Michelle Moran - Heretycka Królowa.rtf

(1193 KB) Pobierz
Od autorki

 

Michelle Moran

 

Heretycka królowa

Przełożyła: Monika Wyrwas-Wiśniewska


 

Od autorki

 

Za czasów XVIII dynastii całym Egiptem władała rodzina Nefertiti. Nefertiti i jej mąż Echnaton usunęli egipskich bogów i wynieśli w ich miejsce ta­jemnicze bóstwo słoneczne, Atona. A choć po śmierci Nefertiti jej politykę uznano za heretycką, rządy objęła jej córka Anchesenamon i pasierb Tutanchamon. Kiedy w wieku mniej więcej dziewiętnastu lat Tutanchamon zmarł, na tronie zasiadł ojciec Nefertiti Ay. Po jego śmierci jedyną przedstawicielką królewskiego rodu stała się młodsza siostra Nefertiti Mutnodżmet.

Wiedząc, że Mutnodżmet nigdy sama nie sięgnie po koronę, generał Horemheb zmusił ją do małżeństwa, by uzasadnić swoje pretensje do tronu. XVIII dynastia dobiegła końca wraz ze śmiercią Mutnodżmet przy porodzie. Początkiem XIX dynastii było przekazanie przez Horemheba tronu genera­łowi Ramzesowi I. Ale Ramzes rozpoczął panowanie już jako stary człowiek, a kiedy umarł, korona przeszła na jego syna, faraona Setiego.

Jest rok 1283 przed naszą erą. Ród Nefertiti wymarł, z jej linii pozo­stała tylko córka Mutnodżmet, Nefertari, sierota wychowywana na dworze Setiego I.


 

Prolog

 

Jestem pewna, że gdybym usiadła w spokojnym miejscu, z dala od pałacu i zgiełku dworu, potrafiłabym sobie przypomnieć sceny z mojego dzieciń­stwa, pochodzące z czasów dużo wcześniejszych, niż kiedy miałam sześć lat. Niejasno pamiętam niskie stołki, przycupnięte na wykładanej kamiennymi płytami podłodze. Nadal czuję zapach cedru i akacji dobywający się z otwar­tych kufrów, gdzie piastunka trzymała moje ulubione zabawki. A gdybym usiadła w zagajniku sykomor – i przez cały dzień nie rozpraszałby mnie nikt prócz wiatru – zapewne zdołałabym odtworzyć obraz towarzyszący dźwię­kom sistrów, którymi potrząsano na dziedzińcu, gdzie palono kadzidło. Ale to tylko wrażenia, niewyraźne, jakbym patrzyła na nie przez grube płótno. Moje pierwsze prawdziwe wspomnienie to Ramzes płaczący w ciemnościach świątyni Amona.

Zapewne wybłagałam, by pozwolono mi z nim iść tamtej nocy, albo może moja piastunka była zbyt zajęta przy łożu księżniczki Pili, by się zorientować, że mnie nie ma. Pamiętam, jak szliśmy razem przez ciche korytarze świąty­ni Amona i że twarz Ramzesa wyglądała jak malowidło, na którym kobiety błagają o łaskę boginię Izydę. Miałam sześć lat i mówiłam bez przerwy, ale tamtej nocy wykazałam dość rozsądku, żeby zachować milczenie. Patrzyłam na namalowanych bogów, którzy pojawiali się w migotliwym świetle naszej pochodni. Kiedy dotarliśmy do wewnętrznego sanktuarium, Ramzes po raz pierwszy odezwał się do mnie.

– Zostań tutaj.

Usłuchałam i schowałam się w cieniu, kiedy podchodził do wielkiego posągu Amona. Boga oświetlał krąg lampek oliwnych. Ramzes ukląkł przed stwórcą życia. Serce biło mi w uszach tak głośno, że zagłuszyło jego modli­twę, ale dosłyszałam ostatnie słowa.

– Pomóż jej, Amonie. Ma zaledwie sześć lat. Proszę, nie pozwól Anubisowi jej zabrać. Jeszcze nie!

Przy drzwiach do sanktuarium zaczął się jakiś ruch. Szelest stóp obutych w sandały ostrzegł Ramzesa, że nie jest już sam. Wstał, otarł łzy z oczu, a ja wstrzymałam oddech, kiedy z ciemności niczym lampart wynurzył się jakiś człowiek. Na ramionach miał cętkowaną skórę, a jego lewe oko było czer­wone jak kałuża krwi.

– Gdzie król? – zapytał najwyższy kapłan.

Ramzes, zebrawszy całą odwagę dziewięciolatka, wszedł w światło lamp.

– W pałacu, wasza świątobliwość – odparł. – Ojciec nie odchodzi od łoża mojej siostry.

– A zatem gdzie jest twoja matka?

– Ona... ona też jest przy niej. Lekarze mówią, że moja siostra umrze!

– A więc twój ojciec wysyła dzieci, żeby wstawiły się do bogów?

Zrozumiałam wtedy, po co tu przyszliśmy.

– Obiecałem Amonowi wszystko, czego zechce – wykrzyknął Ramzes. – Cokolwiek będę miał w przyszłości!

– Twój ojciec nie pomyślał, żeby się do mnie zwrócić?

– Pomyślał! Poprosił, żebyś przybył do pałacu. – Głos mu się załamał. – Sądzisz, że Amon ją uleczy?

Najwyższy kapłan przeszedł kilka kroków po kamiennej posadzce.

– Kto to może wiedzieć?

– Przyszedłem tu na kolanach i obiecałem mu wszystko! Uczyniłem, jak mi powiedziano.

– Może i tak – parsknął najwyższy kapłan. – Ale faraon nie przybył do mojej świątyni.

Ramzes wziął mnie za rękę i ruszyliśmy na dziedziniec w ślad za najwyż­szym kapłanem. Ciszę nocy przerwał dźwięk trąby, a kiedy wokoło zjawili się kapłani w długich białych płaszczach, pomyślałam o zmumifikowanym bogu Ozyrysie. W ciemnościach nie sposób było rozróżnić rysów ich twarzy. Kiedy zebrało się ich dość, najwyższy kapłan zakrzyknął:

– Do pałacu Malkata!

Ruszyliśmy w ciemność rozjaśnianą światłem pochodni. Nasze rydwany mknęły przez chłodną noc miesiąca Meszir ku Nilowi. A kiedy przekroczyliśmy wody i dotarliśmy do stopni pałacu, strażnicy wprowadzili nasz orszak do sali recepcyjnej.

– Gdzie królewska rodzina? – zapytał najwyższy kapłan.

– W pokoju księżniczki, wasza świątobliwość. Najwyższy kapłan ruszył ku schodom.

– Czy nadal żyje?

Kiedy żaden ze strażników nie odpowiedział, Ramzes rzucił się biegiem, a ja popędziłam za nim, bojąc się zostać sama w ciemnych salach pałacu.

– Pili! – krzyczał. – Pili, nie! Zaczekaj!

Wbiegał po schodach po dwa stopnie naraz. W wejściu do pokoju Pili rozstąpiło się przed nami dwóch strażników. Ramzes otworzył ciężkie drew­niane drzwi i zatrzymał się. Zajrzałam w ciemność. Powietrze było ciężkie od zapachu kadzidła, a królowa zgarbiła się w żałobie. Faraon stał samotnie w cieniu, z dala od oliwnej lampki, która jedyna oświetlała komnatę.

– Pili – wyszeptał Ramzes. – Pili! – krzyknął. Nie obchodziło go, że księciu nie wypada płakać. Podbiegł do łóżka i chwycił siostrę za rękę. Oczy miała zamknięte, a jej pierś przestała się już trząść z zimna. Siedząca przy łożu królowa zaszlochała gwałtownie.

– Ramzesie, musisz im kazać bić w dzwony.

Ramzes spojrzał na ojca, jakby faraon Egiptu potrafił odwrócić śmierć.

Seti pokiwał głową.

Idź.

– Ale ja próbowałem! – zapewniał Ramzes. – Błagałem Amona! Seti przeszedł przez komnatę i objął syna za ramiona.

– Wiem. A teraz musisz im kazać bić w dzwony. Anubis ją zabrał.

Widziałam, że Ramzes nie jest w stanie zostawić Pili samej. Obawiała się ciemności tak samo jak ja. Zawahał się, ale głos ojca był stanowczy.

Idź.

Ramzes rzucił na mnie okiem i już wiedziałam, że mam z nim iść.

Na dziedzińcu pod wykręconymi gałęziami akacji siedziała stara kapłan­ka. W chudych rękach trzymała mały dzwonek z brązu.

– Pewnego dnia Anubis przyjdzie po nas wszystkich – powiedziała, a w zimnym powietrzu nocy jej oddech zmieniał się w obłoki pary.

– Ale nie kiedy ma się sześć lat! – wybuchnął Ramzes. – Nie wtedy, kie­dy błagałem o jej życie Amona!

Stara kapłanka zaśmiała się chrypliwie.

– Bogowie nie słuchają dzieci. Jakich to wielkich czynów dokonałeś, żeby Amon miał wysłuchać twoich słów? W jakich wojnach zwyciężyłeś? Ja­kie budowle wzniosłeś?

Ukryłam się za płaszczem Ramzesa, żadne z nas się nie poruszyło.

– Gdzie Amon usłyszał twoje imię, żeby je rozpoznać wśród tysięcy bła­gających o pomoc? – dopytywała kapłanka.

– Nigdzie – usłyszałam szept Ramzesa. Stara kobieta pokiwała głową.

– Jeśli bogowie nie rozpoznają waszych imion, nie wysłuchają waszych modlitw – ostrzegła.


 

Rozdział pierwszy

Faraon Górnego Egiptu

Teby, 1283 rok p.n.e.

 

– Stój spokojnie – napomniał mnie stanowczo Paser. Choć był tylko moim nauczycielem i nie mógł nakazać księżniczce posłuszeństwa, wiedziałam, że zada mi dodatkowe wiersze do przepisania, jeśli nie usłucham. Przestałam się wiercić w naszywanej paciorkami sukni i stałam posłusznie wśród innych dzieci z haremu faraona Setiego. Mając trzynaście lat, zawsze byłam niecier­pliwa, a poza tym nie widziałam nic oprócz pozłacanego pasa kobiety, któ­ra stała przede mną. Pot poplamił białe płótno jej sukni, spływał jej po szyi spod peruki. Gdy tylko Ramzes minie nas na czele królewskiej procesji, dwór będzie mógł uciec przed upałem i skryć się w chłodnym wnętrzu świątyni. Ale procesja zbliżała się niezwykle powoli. Spojrzałam na Pasera, który szu­kał drogi do pierwszego rzędu tłumu.

– Czy Ramzes przestanie się teraz z nami uczyć, skoro zostaje współ-władcą? – spytałam.

– Tak – odparł Paser. Wziął mnie za ramię i wypchnął z morza ciał.

– Zróbcie przejście dla księżniczki Nefertari! Zróbcie przejście!

Kobiety z dziećmi rozstąpiły się przed nami i stanęliśmy na samym skraju uli­cy. Na całej długości alei sfinksów ustawiono misy, w których paliło się kadzidło, napełniając powietrze świętym zapachem kyphi, aby uczynić ten dzień pomyśl­nym. Słyszeliśmy dźwięk mosiężnych trąb. Paser znów pchnął mnie naprzód.

– Książę nadjeżdża!

Widuję księcia codziennie – mruknęłam niechętnie. Ramzes był jedy­nym synem faraona Setiego, a teraz, kiedy skończył siedemnaście lat, skoń­czyło się też jego dzieciństwo. Nie będzie się już uczył z nami w eddubie, nie będzie wspólnych polowań po południu. Z tego powodu jego koronacja mnie nie interesowała, ale kiedy pojawił się wreszcie na ulicy, nawet mnie zaparło dech w piersiach. Od szerokiego kołnierza z lapis-lazuli po złote bransolety na nadgarstkach i kostkach nóg, cały pokryty był klejnotami. Jego rude wło­sy miały w słońcu miedziany połysk, a u pasa wisiał mu ciężki miecz. Tysiące Egipcjan rzuciło się do przodu, żeby lepiej widzieć. Kiedy Ramzes mijał nas na czele procesji, wyciągnęłam rękę, żeby go pociągnąć za włosy. Choć Paser aż jęknął, faraon Seti zaczął się śmiać. Procesja zatrzymała się.

– Mała Nefertari. – Faraon poklepał mnie po głowie.

– Mała? – wysunęłam do przodu pierś. – Nie jestem mała. Mam trzy­naście lat, a za miesiąc będę miała czternaście!

Faraon Seti zachichotał.

– A zatem mała tylko wzrostem – poprawił się. – A gdzie twoja ener­giczna piastunka?

– Merit? W pałacu, szykuje ucztę.

– No więc powiedz Merit, że chcę ją dziś wieczorem widzieć w Wielkiej Sali. Musimy ją nauczyć uśmiechać się równie czarująco jak ty. – Uszczypnął mnie w policzki i procesja ruszyła dalej, do chłodnej otchłani świątyni.

– Trzymaj się blisko mnie – polecił Paser.

– Dlaczego? Nigdy cię nie obchodziło, gdzie chodzę.

Wraz z resztą dworu podążyliśmy do świątyni i wreszcie ciężki upał dnia zelżał. Słabo oświetlonymi korytarzami poprowadził nas do wewnętrznego sanktuarium kapłan ubrany w długą białą szatę Amona. Dotknęłam ręką zimnych kamieni, na których malowane były podobizny bogów. Ich twarze zastygły w wyrazie radości, jakby cieszyli się na nasz widok.

– Nie dotykaj malowideł – powiedział Paser ostro.

– Dokąd idziemy?

– Do wewnętrznego sanktuarium.

Korytarz otworzył się na sklepioną komnatę, a tłum zaszemrał zasko­czony. Prosto w ciemność strzelały wysokie granitowe kolumny. Wyłożone niebieskimi płytkami sklepienie było inkrustowane srebrem, na podobień­stwo nocnego nieba. Na malowanym podeście czekała już grupa kapłanów Amona. Pomyślałam ze smutkiem, że kiedy Ramzes zostanie współwładcą, nigdy już nie będzie beztroskim księciem na bagnach. Ale w eddubie były inne dzieci. Szukałam wśród tłumu przyjaciół.

– Asza! – zawołałam. Kiedy zobaczył mnie z naszym nauczycielem, pod­szedł bliżej. Jak zwykle jego czarne włosy były zaplecione w sztywny warkocz. Kiedy polował, ten warkocz przecinał powietrze jak bicz. Choć to jego strzała często powalała byka, nigdy pierwszy nie podchodził do zwierzyny, co skłoniło faraona do przezwania go Aszą Ostrożnym. Dla kontrastu Ram­zes był impulsywny. Na polowaniu rzucał się naprzód, nawet na najbardziej niebezpiecznych drogach, a własny ojciec nazywał go Ramzesem Nierozważ­nym. Oczywiście tylko prywatnie i nikt prócz faraona Setiego nie mógł tak o nim mówić. Uśmiechnęłam się do Aszy, ale Paser wcale się nie ucieszył na jego widok.

– Dlaczego nie stoisz z księciem na podwyższeniu?

– Uroczystość nie zacznie się, póki nie zagrają trąby – wyjaśnił Asza. Paser westchnął, a Asza zwrócił się do mnie. – O co chodzi? Nie jesteś podniecona?

– Jak mogę być podniecona, skoro Ramzes będzie teraz spędzał cały czas w Sali Audiencyjnej, a za niecały rok ty wstąpisz do armii? – spytałam.

Asza poprawił niespokojnie skórzany pektorał.

– W zasadzie, jeśli mam zostać generałem, to moje szkolenie musi się zacząć w tym miesiącu – powiedział. Zagrały trąby i nim zdążyłam otworzyć usta, odwrócił się do mnie tyłem.

– Już czas!

Jego długi warkocz zniknął w tłumie. W świątyni rozległy się posykiwania. Spojrzałam na Pasera, który unikał mojego wzroku.

– Co ona tu robi? – spytał ktoś, a ja nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że o mnie mowa. – Przyniesie tylko nieszczęście w takim dniu.

Paser patrzył na mnie, gdy kapłani zaczęli śpiewać hymny na cześć Amona. Udawałam, że nie słyszę tych szeptów, i obserwowałam, jak z cienia wy­nurza się najwyższy kapłan Rahotep. Na ramionach miał skórę lamparta; kiedy powoli schodził z podwyższenia, dzieci wokół mnie odwróciły wzrok. Jego twarz była nieruchoma jak maska, która nigdy nie przestaje się uśmie­chać, a lewe oko czerwone jak karneol. Wewnętrzne sanktuarium przepeł­niał zapach kadzidła, ale Rahotep wydawał się niewrażliwy na dym. Uniósł w dłoniach koronę hedżet i bez mrugnięcia okiem umieścił ją na złocistorudych włosach Ramzesa.

– Niechaj wielki bóg Amon przyjmie Ramzesa Drugiego, gdyż jest on teraz faraonem Górnego Egiptu.

Kiedy dwór zaczął wiwatować, poczułam, jak ściska mi się serce. Odgoniłam ręką kwaśny zapach perfum, dobywający się spod pach kobiet. Dzieci zaczęły uderzać w kołatki z kości słoniowej i sanktuarium wypełnił zgiełk. Seti, który teraz był władcą jedynie Dolnego Egiptu, uśmiechnął się szeroko. Potem setki dworzan ruszyły z miejsca, zgniatając mnie w ścisku.

– Chodź. Idziemy do pałacu! – krzyknął Paser.

Obejrzałam się za siebie.

– A Asza?

– Odszuka cię później.

* * *

Dygnitarze ze wszystkich królestw świata przybyli do pałacu Malkata, żeby uczcić koronację Ramzesa. Stałam w wejściu do Wielkiej Sali, gdzie dwór co wieczór jadł wieczerzę, i podziwiałam blask tysięcy lamp oliwnych, który odbijał się w polerowanych kamiennych płytach. Sala pełna była mężczyzn i kobiet odzianych w najlepsze spódniczki i naszywane paciorkami suknie.

– Widziałaś kiedyś taki tłum?

Odwróciłam się.

– Asza! – zawołałam. – Gdzieś ty był?

– Ojciec chciał, żebym poszedł do stajni przygotować się...

– Na ćwiczenia wojskowe? – Założyłam ręce na piersiach, a kiedy Asza zobaczył, że naprawdę jestem przygnębiona, uśmiechnął się rozbrajająco.

– Ale teraz jestem tu z tobą. – Wziął mnie za ramię i wprowadził do sali. – Widziałaś tych posłów? Założę się, że umiałabyś porozmawiać z każ­dym z nich.

– Nie znam języka szasu – zaprotestowałam dla porządku.

– Ale wszystkie inne języki znasz. Mogłabyś zostać wezyrem, gdybyś nie była dziewczyną. – Rozejrzał się po sali i pokazał coś ręką. – Patrz!

Podążyłam wzrokiem za jego dłonią i zobaczyłam na podwyższeniu faraona Setiego i królową Tuję. Królowa nigdzie się nie ruszała bez Adżo, czarno-białego psa, który położył wąską głowę na jej kolanach. Choć ten iwiw został wyhodowany do polowania na zające, najdalsze spacery, jakie odbywał, prowadziły z puchowej poduszki do miseczki z wodą. Teraz, kiedy Ramzes został faraonem Górnego Egiptu, obok królowej ustawiono trzeci tron dla niego.

– A więc Ramzes będzie siedział z rodzicami – stwierdziłam ponuro. Zawsze jadał ze mną poniżej podwyższenia, przy długim stole, gdzie zasia-dali najważniejsi członkowie dworu. Okazało się, że teraz obok mnie będzie siedzieć Woserit, najwyższa kapłanka bogini Hathor. Asza też to zauważył i pokręcił głową.

– Szkoda, że nie możesz siedzieć przy mnie. O czym ty będziesz rozma­wiać z Woserit?

– O niczym, jak sądzę.

– Przynajmniej posadzili cię naprzeciwko Henuttawy. Sądzisz, że teraz będzie z tobą rozmawiać?

Całe Teby były zafascynowane Henuttawy, nie dlatego, że była jedną z dwóch młodszych sióstr faraona Setiego, ale ponieważ nikt w Egipcie nie był tak olśniewająco piękny jak ona. Miała usta starannie pomalowane na kolor pasujący do czerwonych szat bogini Izydy, a tylko kapłankom wolno było nosić ten kolor. Kiedy miałam siedem lat, fascynowało mnie to, jak jej suknia faluje wokół sandałów niczym woda obmywająca delikatnie dziób statku. Sądziłam wówczas, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie, i dziś na­dal wierzyłam, że to prawda. Jednak choć zawsze jadałyśmy razem przy tym samym stole, nie mogłam sobie przypomnieć, żeby choć raz przemówiła do mnie. Westchnęłam.

– Wątpię.

– Nie martw się, Nefer. Asza poklepał mnie po ramieniu jak starszy brat. – Na pewno się zaprzyjaźnicie.

Przeszedł przez salę, a ja obserwowałam, jak wita się z ojcem siedzącym przy stole generałów. Niedługo będzie jednym z nich, pomyślałam. Będzie nosił warkocz zawinięty w pętlę na karku i nigdzie się nie ruszy bez miecza. Asza powiedział coś, co rozbawiło generała, a ja pomyślałam o mojej matce, królowej Mutnodżmet. Gdyby żyła, to byłby jej dwór, byliby tu jej przyja­ciele i wezyrowie. Kobiety nigdy nie śmiałyby o mnie szeptać, bo zamiast być zbędną księżniczką, byłabym po prostu księżniczką.

Zajęłam miejsce obok Woserit, a z przeciwnej strony stołu uśmiechnął się do mnie hetycki książę. Na plecy opadały mu trzy długie warkocze, jakie nosili tylko Hetyci, a ponieważ był gościem honorowym, jego krzesło zostało ustawione po prawej stronie Henuttawy. Jednak nikt nie pamiętał o hetyckim zwyczaju, że chleb podaje się najpierw najważniejszemu gościowi. Wzięłam nietkniętą misę i podałam ją księciu.

Miał mi już podziękować, kiedy Henuttawy położyła smukłą dłoń na jego ramieniu i oznajmiła:

– Dwór Egiptu jest zaszczycony, mogąc gościć hetyckiego księcia na ko­ronacji mego bratanka.

Wezyrowie i wszyscy inni goście przy stole wznieśli kielichy, a kiedy książę odpowiedział Henuttawy po hetycku, ta się roześmiała. Jednak to, co powiedział książę, wcale nie było zabawne. Poszukał oczami pomocy przy stole, a kiedy nikt mu z nią nie pospieszył, spojrzał na mnie.

– On mówi, że choć to szczęśliwy dzień, ma nadzieję, że faraon Seti będzie żył jeszcze wiele lat i że nie odda zbyt szybko tronu Dolnego Egiptu Ramzesowi – przetłumaczyłam.

Henuttawy zbladła. Zrozumiałam, że źle zrobiłam, odzywając się.

– Inteligentna dziewczyna – powiedział książę łamanym egipskim. Ale Henuttawy zmrużyła ze złością oczy.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin